wtorek, 31 lipca 2018


Każdy dzień wakacji pomimo tak intensywnych i wyczerpujących organizm upałów jest doskonałą okazją pogłębiania swojej wiary i życia rytmem modlitwy. Poruszanie się w przestrzeni serca i intelektu, chwytaniu równowagi ducha, rewizji własnych- często ciasnych uproszeń na temat wiary i sposobów jej przeżywania. Oprócz lekkostrawnych i relaksujących książek z bieżącej beletrystyki, można wyłuskać więcej czasu na lekturę która porusza  ducha; człowiek ubogacony dziełami Ojców Kościoła i żywotami świętych dostrzega, że nie jest sam w drodze ku nie łatwo osiągalnej dojrzałości ducha. Nie można zatrzymać i zadowalać się raz pozyskaną wiedzą, ale należy ciągle szukać, pytać, młodzieńczo dociekać, konfrontować swoje myślenie z tymi którzy od nas poszybowali znacznie wyżej- osiągnęli jakiś rodzaj poznania i wewnętrznego spokoju. Nie można pozostać w bezruchu, czy stagnacji... Teologia i wraz z nią kultura winna być naznaczona twórczą dynamiką poszukiwania Boga. Porównuję to często do pływania; zaczynamy od brzegu, a po pewnym czasie znajdujemy się już na środku bezkresnego akwenu (możemy być zadowoleni z siebie, że nam się udało, albo przerażeni poczuciem bezkresnego żywiołu). Aby nauczyć się „pływać” trzeba mieć doskonałych warsztatowo instruktorów. Często powracam do dzieł Ojców Kościoła, ponieważ ich myśl nigdy się nie zdezaktualizowała; ich refleksja o Bogu ciągle zapładnia teologię świeżością i błyskotliwością postrzegania – sztukę życia i przeżywania wiary. Kiedy słyszymy o powrocie do Ojców, to nie chodzi o naiwnie sentymentalny zwrot w tył historii chrześcijaństwa, aby schować się za plecami mądrzejszych autorytetów- atletów ducha i mistrzów lotnego intelektu. Chodzi raczej o fascynację ich intuicją i charyzmatyczną odwagą do budowania sądów, a nawet zuchwałego, choć  pełnego pokory wadzenia się z Tajemnicą. Można siedzieć na plaży i czytając katechezy świętego Jana Chryzostoma lub Ambrożego, dostrzec sprawy które do tej pory były schowane pod warstwą innych, pozornie oczywistych problemów. U tych zaradnych życiowo mężów „reguła modlitwy jest regułą wiary”, a ortodoksja zawsze odnajduje się w  ortopraksji. Poznanie Boga nie leży tylko w sferze doświadczenia intelektu. Jest poznaniem koherentnym, zagarniającym całego człowieka we wszystkich jego władzach poznawczych. „Jest poznaniem, które angażuje całe istnienie; to egzystencjalne, doświadczalne, apofatyczne i doksologiczne poznanie. Poznajemy Boga, kiedy doświadczamy Jego obecności jako wypełniającej i ogarniającej nas... Poznajemy Boga nie poprzez pojęcia i idee, lecz poza i ponad nimi, gdy nasze istnienie jest z Nim zjednoczone. Poznajemy Boga, kiedy jesteśmy z Nim blisko. Poznajemy Boga, gdy „Nim oddychamy”- czujemy Jego obecność w jakimkolwiek miejscu, w którym się znajdujemy lub do którego zdążamy...” – twierdzi M. Aghiogrgoussis. W pewnym momencie wewnętrznego kotłowania odnajdujemy harmonię między tym, co duchowe i intelektualne; zatopione w misterium i wyrywające się do natychmiastowego wyjaśnienia. Ostatecznie przestrzeń poszukiwana prowadzi chrześcijanina do liturgii gdzie w całej pełni urzeczywistnia się uświęcenie i przebóstwienie człowieka. Miał rację Lev Gillet mówiąc, że „wszczepienie człowieka w Chrystusa i jego związek z Bogiem domaga się współdziałania dwóch nierównych, aczkolwiek niezbędnych mocy: łaski Bożej oraz woli człowieka.” Bóg każdego dnia wychodzi naprzeciw nas, tak jak na drodze do Emaus spotkał roztargnionych i przygniecionych balastem wspomnień uczniów. My również jesteśmy zobowiązani aby wyjść ku Niemu, aby mógł dostrzec z daleka blask naszych oczu, żar serca i wadzenie intelektu.    

niedziela, 29 lipca 2018


J 6, 1-15

Jezus udał się na drugi brzeg Jeziora Galilejskiego, czyli Tyberiadzkiego. Szedł za Nim wielki tłum, bo oglądano znaki, jakie czynił dla tych, którzy chorowali. Jezus wszedł na wzgórze i usiadł tam ze swoimi uczniami... Jeden z Jego uczniów, Andrzej, brat Szymona Piotra, rzekł do Niego: «Jest tu jeden chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, lecz cóż to jest dla tak wielu?» Jezus zaś rzekł: «Każcie ludziom usiąść». A w miejscu tym było wiele trawy. Usiedli więc mężczyźni, a liczba ich dochodziła do pięciu tysięcy. Jezus więc wziął chleby i odmówiwszy dziękczynienie, rozdał siedzącym; podobnie uczynił i z rybami, rozdając tyle, ile kto chciał. A gdy się nasycili, rzekł do uczniów: «Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło». Zebrali więc i ułomkami z pięciu chlebów jęczmiennych, pozostałymi po spożywających, napełnili dwanaście koszów.

Ewangelicznemu wydarzeniu rozmnożenia chlebów i ryb towarzyszy aura nadprzyrodzoności, a zarazem zdumiewającej hojności Boga- Dei operationes. Cud ten miał jeszcze inne, pozaludzkie znaczenie. „Kto żywi wszechświat- zapytuje św. Augustyn- jeżeli nie Ten, który z kilku ziaren wyprowadza żniwo ?” Jezus dokonał tego, czego mógł dokonać tylko Bóg. Cud ten stanowi zapowiedź pokarmu, który nie może się równać z żadnym innym, choćby najsmaczniejszym pożywieniem; Chleb Życia Wiecznego- Eucharystyczne- wydane dla nas Ciało Boga. „Tylko wiara pozwala przeniknąć nadprzyrodzone światło tajemnicy... Nie możemy kontemplować Jego blasku twarzą w twarz, dopóki nasze nadprzyrodzone spojrzenie nie będzie wystarczająco przygotowane do postrzegania Go. Oczekując na to, Pan ukrywa się przed nami, ziemskimi „podróżnikami”, pod postacią znaków, jakim jest Najświętszy Sakrament”(J. Ladame). Obecność Chrystusa w Eucharystii rozpoznajemy dzięki duchowej percepcji- widzeniu bardziej sercem, niż rozumem. Tak wielkie Misterium, jak mówił św. Tomasz z Akwinu „możemy pojąć jedynie przez wiarę opartą na autorytecie Boga”. Ile człowiek musi mieć pokory, aby przybliżyć się do takiego wielkiego wydarzenia Obecności. „Cała ekonomia dzieła Chrystusa zostaje przedstawiona podczas liturgii na chlebie- powie św. Mikołaj Kabasilas- widzimy na nim Chrystusa jako dziecko, Chrystusa prowadzonego na śmierć, ukrzyżowanego i przeszytego włócznią; potem uczestniczymy w przemienieniu chleba w przenajświętsze ciało, które prawdziwie cierpiało męki, które zmartwychwstało, wstąpiło do nieba i zasiadło po prawicy Ojca.” Liturgia jest dokonującą się tu i teraz narracją wiary, a jej centrum jest przebóstwiony Pan. Trzeba jedynie przyjść i stanąć naprzeciw Ognia Eucharystii, pozwolić się ogarnąć całkowicie synergii miłości w której Bóg staje się wszystkim we wszystkich. Nasze usta i dusze napełniają się Ogniem ! Ten cud spotkania próbują oddać ekstatyczne słowa św. Symeona Nowego Teologa: „Jest ze mną całkowicie spleciony, całuje mnie całego i całkowicie mi się oddaje, a ja niegodny, napełniam się Jego miłością i pięknem, nasycam Jego radością i Boską słodyczą. Biorę udział w światłości…, wszystkie części mojego ciała stają się nośnikami radości”.  Myślę, że bez tego Pokarmu świat rozpadłby się na kawałki, bez tej Tajemnicy wiary człowiek byłby bytem rozdartym i nienasyconym, przerażająco głodnym miłości. Kończę to rozważanie modlitwą św. Symeona Metafrasta czytaną w cerkwi po przyjęciu Świętych Darów: „Ty, który dałeś mi dobrowolnie swoje Ciało na pokarm; Ty, który jesteś ogniem pożerającym niegodnych, nie spal mnie mój Stwórco, ale raczej przeniknij wszystkie moje członki i serce..., i utwierdź mnie całego w Twej miłości.”

piątek, 27 lipca 2018


Jr 31, 13

Wtedy dziewica rozweseli się w tańcu
i młodzieńcy cieszyć się będą ze starcami.
Zamienię bowiem ich smutek w radość,
pocieszę ich i rozweselę po ich troskach.

Taniec wyraża radość istnienia i pozwala odczuć limes wieczności. „Kiedy ktoś tańczy, ziemia pod nim jest święta”- pisała M. Graham. Taniec istnieje tak długo jak istnieje człowiek i jest częścią kultury która próbowała przez wieki uzewnętrznić głęboko przeżywaną sferę sacrum. „Taniec, obok ofiary, należy do najstarszych czynności kultowych- pisał M. Lurker- Taneczny ruch staje się symbolem życia, począwszy od tańca radości u ludów pierwotnych przy narodzinach dziecka aż po ostatni ziemski taniec w objęciach śmierci, jak choćby taniec śmierci przedstawiany w późnym średniowieczu.” Taniec umożliwia wprawienie ciała w ruch- tym samym przezwyciężając siły ciężkości i wszystkie determinacje które względem ciała nakreśla egzystencja z szerokim wachlarzem fizologicznych obwarowań. Drganie ciała poddane duktowi muzyki staje się symbolicznym środkiem wyrazu i medium komunikacji. Skurcz i rozkurcz mięśni zakładają coś prenatalnego i jednocześnie finalnego, znajdując swoje uzasadnienie w momencie narodzin, śmierci i zmartwychwstania. W tańcu wybrzmiewa z niezwykłą siłą radość i energia życia; miłość popychająca kochanków ku sobie, łącząca ich monolicie erotycznego zdumienia. W tym akcie zawiera się również jakiś głęboko zakorzeniony element kosmiczny. Tak jak słońce jest otoczone korowodem wirujących planet, tak ruch ciał wyraża komunię ze światem stworzonym- rozedrganym siłą wewnętrznej miłości. Pierwsi chrześcijanie potrafili poddać się paschalnemu tańcowi na grobach męczenników, wyrażając tym samym Kościół jako Oblubienicę wychodzącą naprzeciw swojego Umiłowanego- Słońca Wieczności- Chrystusa. „Mogę uwierzyć tylko w Boga, który tańczy !”, mówił F. Nietzsche. A przecież Chrystus jest Bogiem roztańczonym. Tak pokazuje Go bizantyjska ikonografia na fresku w kościele Zbawiciela w Konstantynopolu. Chrystus zstępuje do piekieł napełniając wszystko światłem i tańcząc na rozkruszonych bramach świata ciemności. Takim widzimy Zmartwychwstałego w obrazie ołtarza Mistrza z Trzeboni, czy w spotkaniu z Marią Magdaleną w ogrodzie u Fra Angelica; unosi się zwiewnie i dostojnie. Chrześcijaństwo uczyło się naśladować ten „błogosławiony taniec życia.” Święty Bazyli Wielki pisał o wprawianiu ciała w ruch jako czymś pożytecznym na wzór naśladowania na ziemi tanecznego korowodu aniołów powiązanego z modlitwą o wschodzie słońca- ku czci najdoskonalszego artysty- opromieniającego świat blaskiem piękna Stwórcy. Natchniony przez Boga taniec- znany z antycznych misteriów jako choreia pneumatike- powracał również w licznych dziełach mistyków. Methylda z Magdeburga czy Henryk Suzo wspominali o „tańcu duszy” lub „tańcu wesela pełnym niebiańskiej rozkoszy.” Zachowały się liczne świadectwa mówiące o tym jak kapłani w okresie wielkanocnym pod wpływem radosnych i skocznych melodii wykonywali tańce- niczym biblijny Dawid spontanicznie podskakując, tym samym wyrażając uwielbienie Bogu. „Taniec miał służyć mistycznemu zespoleniu z Bogiem” (M.G. Woisen), wprowadzić ciało do komnaty w której dusza smakuje fantastycznego oglądu wieczności. „Wszystko, co tańczący pobożny człowiek sugeruje gestem i muzyką- powie H. Rahner- jest tylko potajemnym wprawianiem się w tym, czego oczekuje z utęsknieniem, w tanecznym korowodzie życia wiecznego.” Również w chrześcijańskiej liturgii która zawiera w sobie element transcendentnego piękna i eschatonu, pojawia się „święty ruch ciał” wyrażając ożywcze tchnienie Żyjącego przenikającego Ciało Mistyczne – Kościół. „W liturgii człowiek uczy się stawać istotą celebrującą. Całe jego ciało, całe jego tchnienie jest przede wszystkim powołane do wielbienia” (O. Clement). Serce nowego stworzenia bije w pełnym entuzjazmu tańcu Kościoła wchodzącego w eon wieczności, aby uczestniczyć w chorus angelorum.

środa, 25 lipca 2018


Mt 13,16-17

 Jezus powiedział do swoich uczniów: „Szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą. Bo zaprawdę, powiadam wam: Wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło ujrzeć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli; i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli”.

Na płaszczyźnie ontologii obecność Boga jest całkowicie transcendentna i niemożliwa do uchwycenia. „Bóg jest absolutnie nieosiągalny”- pisał J. Nowosielski próbując odsłonić subtelne paradoksy nieprzedstawialności Boga w przestrzeni sztuki sakralnej. Jednocześnie Ten Nieprzedstawialny i nieuchwytny ludzkiej percepcji w osobie Chrystusa stał się ikoną Boga. Po wcieleniu, Chrystus uwalnia ludzi od bałwochwalstwa, nie w sposób negatywny, zakazując czynienia obrazów, lecz w sposób pozytywny, objawiając prawdziwe, ludzkie Oblicze Boga. Ponieważ Bóstwo, jako jedyne, wymyka się wszelkim wyobrażeniowym środkom wyrazu, a człowieczeństwo w izolacji od tego, co Boskie, nie posiada żadnej wartości, Ojcowie VII soboru w swojej mądrości orzekają, że „człowieczeństwo Chrystusa jest ikoną jego Bóstwa”. Sztuka ma na celu obudzić naszą duchową percepcję duszy- rozedrgać oczy i rozbudzić żar miłości w aorcie duszy. Ikona a zatem podążająca za nią sztuka posiada charakter apofatyczny- „pokazuje rzeczywistości niepokazywaną” jak to doskonale wyraził o. Paweł Floreński. Dzisiejsza Ewangelia jest najlepszym komentarzem do sprowokowania dyskusji na temat obrazu. Człowiek posiada zmysł wzroku a tym samym jest w możności do uchwycenia Tajemnicy. Sztuka poczęła się ze „Słowa które stało się ciałem”. Praesentia- to łacińskie słowo, które można tłumaczyć jako ujawnienie się osoby lub bycie naprzeciw niej; najwłaściwiej oddaje fenomen poznania który „utrwala” ikona. „Ikona nie uznaje dla siebie żadnej innej miary niż jej własna, niekończona i niezmierzona. Podczas gdy idol mierzy boskość zasięgiem spojrzenia tego, kto następnie go wyrzeźbi, ikona ukazuje w widzialnym nie tylko twarz, na której niewidzialne daje się oglądać tym lepiej, że jego objawienie otwiera przepastny bezmiar, jakiego ludzkie oczy nie zaprzestaną nigdy zgłębiać” (J. L. Marion). W tym kluczu należy rozumieć ikonę w wymiarze epifanicznym, przekraczającym zwyczajny język religijnej prezentacji. „Oczy są mądrzejsze od uszu, a we wczesnym Kościele najbardziej rozpowszechnioną metaforą poznania było widzenie”. Chrześcijaństwo poznało Boga patrząc w ludzką twarz, w rozświetloną światłem twarz Chrystusa. Cyryl Aleksandryjski napisał w komentarzu do historii o niewidomym człowieku, że kiedy zapytał on: „A któż to jest, Panie, abym w Niego uwierzył ?”, Jezus nie powiedział: „Poszukaj natury Boga przez analogie”, lecz: „Jest nim Ten, którego widzisz i który patrzy na ciebie”. Wskazał na rzeczywistość swego ciała, którą można zobaczyć. Rzecz jasna widzenie oznacza w tym wypadku coś więcej niż tylko uchwycenie kogoś wzrokiem, jest również wejściem w relację z Tym który pozwala się zobaczyć i dotknąć. Dlatego chrześcijanie wschodni nie tylko patrzą na ikony, lecz je dotykają, całują, zapalają przed nimi kadzidło i świece, ozdabiają kwiatami, kierują przed nimi modlitwy. Święty Jan Damasceński wielki teolog i obrońca kościelnej sztuki napisze: „Odważnie rysuję portret niewidzialnego Boga nie jako niewidzialnego, lecz jako Tego, który się pojawił dla naszego zbawienia i istniał w ciele i krwi”. Zatem w obrazie Jezusa nie jest sportretowany ani Jezus-człowiek, ani niewidzialny Bóg, lecz obraz Boga, który stał się ciałem. Dlatego każdy chrześcijanin winien wyznać słowami wielkiego teologa: „Widziałem Boga w ludzkiej postaci i moja dusza została zbawiona”.

2 Kor 4,7-15

Bracia: Przechowujemy skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas... 

Glina jest najstarszym materiałem ludzkiej wytwórczości. „Glina łatwo daje się modelować rękoma, a jej dotyk sprawia dużą przyjemność- stanowi więc naturalne tworzywo dla małych form rzeźbiarskich. W wielu kulturach wyroby z wypalanej gliny mają głębokie znaczenie symboliczne: w mitach kosmologicznych często pojawia się motyw ulepienia pierwszego człowieka z gliny lub ziemi. W procesie wypalania łączą się ze sobą cztery żywioły: ziemia, woda, ogień i powietrze” (M. Bird). Obraz lepiącego naczynie garncarza, zostaje zręcznie przetransponowany do Biblii- przyjmując znaczenie symboliczne, metaforyczne i teologiczne. Jak garncarz tworzy swoje naczynia tak, że wskazują na ich wykonawcę, tak i Bóg stwarza ludzi na swoje podobieństwo (Rdz 1,26). „Z prochu ziemi utworzył Bóg pierwszego człowieka i tchnął w jego nozdrze tchnienie życia” (Rdz 2,7). „Biblijny obraz garncarza ma wyrażać przede wszystkim ideę absolutnej władzy garncarza nad wytwarzanymi przez niego naczyniami” (M. Lurker). „Oto bowiem jak glina w ręku garncarza, tak wy jesteście, domu Izraela, w moim ręku” (Jr 18,6). Naczynie gliniane staje się obrazem kruchego życia człowieka kształtowanego przez Stwórcę. Mamy tutaj najbardziej pierwotną teologię- przechodzącą w sferę mitu. Można tę czynność tworzenia skojarzyć z filozoficzną koncepcją tworzenia, zapisaną przez Platona w Timajosie. Absolut czerpie idee i wciela je w materię, nadając kształt rzeczom. „Myśmy gliną, a Tyś naszym twórcą, dziełem rąk Twoich jesteśmy wszyscy” (Iz 64,7). Ideę gliny i garncarza podchwytuje z wielkim zadziwieniem św. Paweł. On idąc śladem biblijnych poprzedników opowiada o Bogu- Garncarzu: „Czyż garncarz nie ma mocy nad gliną i nie może z tej samej zaprawy zrobić jednego naczynia ozdobnego, drugiego zaś na użytek niezniszczalny ?” (Rz 9,21). Mimo to zechciał Bóg w człowieku, właśnie w tym glinianym naczyniu, złożyć skarb swojej prawdy (2 Kor 4,7). „Tylko Duch, jeśli tchnie na glinę, może stworzyć człowieka”- napisze Exupery w książce pt. Ziemia, planeta ludzi. Bóg jest niepojętym dla człowieka Rzemieślnikiem- kształtującym materię świata delikatnością swoich boskich dłoni. Dotyka człowieka jak garncarz naczynie, wyczuwając każdą grudkę, zgrubienie, cienkość nałożonego paska, wszelakie nieprawidłowości. Modeluje fantazyjnie duchowy świat człowieka- nadając mu przeźroczystość, niczym najlepiej wyrobiona glina na drogą porcelanę kostną. Jesteśmy glinianymi naczyniami; czasami nadtłuczonymi, przeszkliwionymi, lub momentami tak bardzo chropowatymi, że trudno taką utrzymać dotykając opuszkami palców; wypalonymi w ogniu Ducha Świętego. Wygrzanymi w ciepłocie, gdzie atestem jakości jest zmieniający się świat ze skaczącą amplitudą ciepła. „Gliniane naczynia pozostają zawsze kruche i narażone na rozbicie. Ta świadomość jest niezbywalnym składnikiem religijnej nadziei” (W. Hryniewicz). Zamykam to rozważanie pięknymi słowami G. S. Stebbinsa: „Bądź wola Twoja. O Panie mój, Skrusz i przekształtuj w obraz mnie Swój ! Tyś jest garncarzem, jam gliną Twą, chętnie się poddam, byś rządził mną… Bądź wola Twoja, o Panie mój, Wodą żywota serce me pój ! Niech mnie napełni Duch Święty Twój, by życia Twego trysnął ze mnie zdrój !”

niedziela, 22 lipca 2018


Ps 23 

Pan jest moim pasterzem,
niczego mi nie braknie,
pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach.
Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć,
orzeźwia moją duszę.

Myślę, że centralną kwestią wiary i refleksji teologicznej która spinała chrześcijan u początku  było pragnienie osiągnięcia zbawienia. To pragnienie niewygasło również wśród dzisiejszych uczniów Mistrza z Nazaretu. „Na długo przedtem, zanim chrześcijaństwo osiągnęło ostateczne zwycięstwo dzięki imponującej filozofii religii- pisał A. Harnack- jego sukces był już zapewniony dzięki obietnicy i propozycji zbawienia.” Pierwsi chrześcijanie widzieli w Chrystusie Kyriosa i uznawali Go za Boga, który wraz Ojcem i Duchem Świętym odbiera cześć i uwielbienie, będąc głową odkupionej ludzkości. Animowy pisarz z VIII wieku określił chrześcijanina jako „tego który we wszystkim naśladuje i we wszystkim podąża za Chrystusem.” Przekonanie to znacząco wpłynęło na kształt późniejszej oraz dzisiejszej duchowości chrześcijańskiej. Nie bez przyczyny średniowieczny myśliciel św. Bernard miał powiedzieć: „Jesteśmy żebrakami żyjącymi na koszt Boga”. Wskazał tym samym że życie człowieka jest oczekiwaniem na Tego, który przynosi wyzwolenie i jednocześnie mozolną drogą na której odkrywa się ten dar. Tradycja patrystyczna a wraz z nią późniejsza myśl zbudowała wyrazisty komentarz: „On przyszedł jako Pasterz, wszedł w środek Owczarni- aby szukać, odnaleźć i włożyć na ramiona grzeszników.” Sztuka katakumb i wczesnobiznatyjskie mozaiki dekorujące ściany mauzoleów i baptysteriów, ukazują Chrystusa jako pięknego i zatroskanego o los swojej Owczarni Pasterza. Kościół niesiony na ramionach czułego i miłosiernego Boga. Człowiek potrzaskany i przygnieciony grzechami odnajdywany i podniesiony ku Miłości. To najpiękniejsze przesłanie wiary ! W tym miejscu zdają się wiarygodnie wybrzmiewać słowa Ruperta Mayera: „Żyjąc w obecności Boga, pozostajemy zawsze na wyżynach”.  Pasterzowi z ikonografii najczęściej towarzyszy już świat przeobrażony- zbawiony, który przeszedł Paschę wraz z Tym, który umarł i zmartwychwstał.  Święty Augustyn podkreślał: „Bóg chce uczynić ciebie bogiem… Jak uczestniczył w twojej śmiertelności, przybierając człowieczeństwo, tak dał ci udział w nieśmiertelności podnosząc cię”. Pasterz nigdy się nie zniechęca poszukiwaniem, nie znudzi się kołataniem do serca człowieka. „Mój miły jest mój, a ja jestem jego, on stada swe pasie wśród lilii”- woła w miłosnym drżeniu na zjednoczenie w komnacie godowej Oblubienica- Kościół (Pnp 2,16).  

sobota, 21 lipca 2018


Kościół od czasu Pięćdziesiątnicy jest pełen świętych

Martyrologium dnia dzisiejszego przywołuje pamięć św. Apolinarego- biskupa i męczennika. Postać jest o tyle ciekawa dla badaczy kultury wczesnochrześcijańskiej, iż została uwieczniona w dekoracji mozaikowej kościoła znajdującego się w Ravennie. Kościół jest dedykowany św. Apolinaremu- pierwszemu pasterzowi tej owczarni. Już w kazaniu autorstwa św. Piotra Chryzologa na dzień świętego Biskupa, możemy dowiedzieć się heroiczności jego cnót: „Święty Apolinary ozdobił Kościół niezwykłym męczeństwem. Apolinary zgodnie z nakazem Boga oddał duszę swoją na tej ziemi, aby ją na zawsze odzyskać w życiu przyszłym. Chrystus z niecierpliwością oczekiwał męczennika, męczennik zaś pośpiesznie podążał do swego Pana… Oto żyje, oto jak dobry pasterz stoi wśród swojego stada i nigdy nieoddana się od niego duchowo ten, który wyprzedził je na pewien tylko czas”. Te słowa nie są tylko pochlebnym wotum wystawionym pewnemu biskupowi, ale stanowią nade wszystko głęboki rys świętości, mówiącej o człowieku który sprostał roli pasterza i umiłował Kościół, przypieczętowując miłość do Chrystusa i drugiego człowieka stygmatem męczeństwa. Warto przyjrzeć się dekoracji mozaikowej, która stanowi dla nas po dziś dzień, wymowną katechezę ułożoną z kawałków kolorowych kamyków, a której to spoiwem była wiara wrażliwych na świętość ludzi. Mozaika przedstawiająca św. Apolinarego w samym centrum apsydy kościoła; wpisuje się w żywą tradycję tzw. wyobrażeń alegorycznych, które w sztuce, już od VI wieku występują coraz rzadziej. Mamy do czynienia z sielankowym, wręcz „edenicznym” obrazem idealnej rzeczywistości. Wyrazem cudownego piękna jest sceneria pulsującej życiem przyrody; kwitnąca łąka, różne gatunki zasadzonych drzew i krzewów, latające ptaki w powietrzu- wszystko tu tryska życiem i staje się odblaskiem pierwotnej szczęśliwości. „Stworzenie, jak słowa księgi, układem i harmonią na pana swego i stwórcę wskazuje, i głośno o nim mówi”- pisał św. Atanazy. Echo tych słów ma swoje refleksy w harmonijnie zespolonych kawałkach mozaiki. W środku stworzonego świata stoi św. Apolinary, z obu stron zbliża się ku niemu po sześć owiec symbolizujących nawróconych chrześcijan. Obok jego nimbu, wypisana łacińska inskrypcja o następującej treści: „Święty Apolinary” Nad postacią biskupa dominuje wielki krzyż- znak odkupienia, ozdobiony gwiazdami glorii; ewokuje „Światłość nieznającą zachodu”- przemienionego Chrystusa. Ludzką postać otrzymali jedynie ukazujący się na „świetlistej chmurze” prorocy starotestamentalni: Mojżesz i Eliasz. Wysuwająca się z obłoku ręka- „manus Dei”- stanowi o obecności „Jahwe”- rozbrzmiewającym głosie i Teofanii Nieogarnionego. U góry na łuku zostały pokazane w orszaku idące owieczki; wyruszyły one z dwóch najbardziej wymownych miejsc Ewangelii: Betlejem i Jerozolimy. Topografia tak ukazana wskazuje na głęboko ukryty sens historio zbawczy- od Wcielenia do wydarzenia Paschy. Na szczycie łuku widnieje wizerunek Chrystusa któremu towarzyszą tetramorfy- symbole czterech ewangelistów. Na samym dole postacie dwóch archaniołów: Gabriela- zwiastuna radosnej nowiny i Michała- pogromcę mocy piekielnych. Teologiczny przekaz mozaiki nie traci nic ze swojej aktualności: Ten, kto rzekł Jestem Drogą kształtuje nas na nowo wedle swego obrazu wyrażonego, jak to powiedział pewien starożytny autor, w „kształcie piękna.”

czwartek, 19 lipca 2018


Mt 11, 28

Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię.

Wśród licznych portretów Chrystusa które przechowuje w swoim skarbcu wizualna kultura i które odsłaniają mi jakiś duchowy walor, urzeka mnie szczególnie Zbawiciel pędzla Dominikosa Theotokopulosa (El Greco). O samym artyście późnorenesansowym i wybranych jego dziełach pisałem wielokrotnie. Fascynuje  mnie w jego twórczości jeden niezwykle charakterystyczny aspekt; twarze i gesty przedstawionych przez niego postaci wyrażają stan głębokiego mistycznego uniesienia wzwyż. Można z łatwością mówić o wertykalnym charakterze jego malarstwa w którym pobrzmiewa echo średniowiecza w zaczynie rosnącej sztuki baroku. Pragnę zatrzymać się na wspomnianym już portrecie Chrystusa Zbawiciela. Najprawdopodobniej do obrazu pozował młody Żyd z Toledo, ponieważ sam artysta chciał jak najbardziej wierniej oddać semickie rysy Jezusa. Styl portretowania zdaje się być bliski wielkim nauczycielom Kreteńczyka jakimi byli Tycjan i Tintoretto. Cechą która miała odróżniać ten portret od innych- nie mniej znaczących w historii malarstwa- miała być nowa jakość wyrażona za pomocą światła: „Światło jego obrazów nie ma prawie nic wspólnego ze światłem naturalnym- pisał R. Huyghe- Jest to jakby nadprzyrodzona eksplozja kolorów.” O tej sile światła- nadziemskiej fluorescencji mówiono, że jest „specyficznym doświadczeniem duchowym emanującym z oka przepełnionej wiarą duszy El Greca.” Światło nie jest tylko elementem wzmacniającym emocjonalny odbiór wizji, ale orzeka o nadprzyrodzoności- photisma- przemienionym człowieku w Bogu. Jezus ukazany na obrazie jest bez wątpienia postacią mistyczną, przy całej żydowskości i historycznej wierności faktom. Sposób jego przedstawienia ewidentnie nawiązuje do tradycji ikonograficznej Bizancjum- jest echem piękna tkwiącego w ikonach z których to wyłania się przebóstwiony, a zarazem bliski człowiekowi Zbawca. Przemieniony Chrystus tak bliski sztuce chrześcijańskiego Wschodu i jednocześnie naznaczony duchem hiszpańskiej mistyki tworzy doskonałą syntezę teologicznego Piękna, które nie straciło ani trochę z siły duchowego przekazu. Wbrew Balladzie o Wschodzie i Zachodzie Kiplinga, Wschód z Zachodem jakoś się zeszły w malarstwie El Greca na chwilę. Sztuka może być najbardziej ekumenicznym medium transferu wiary, a odbiór tajemnicy Boga dokonuje się w głębi patrzącego o wiele dalej niż estetyczny magnetyzm płótna. Dla wschodnich teologów „piękna nigdy nie jest sama ikona, lecz prawda, która w nią zstępuje i przybiera jej postać.” Kiedy patrzę na to przedstawienie przypominają mi się słowa św. Augustyna: „Chcecie ujrzeć Boga ? Przecież On jest miłością ! A jaką formę ma miłość ? Nikt nie może tego powiedzieć.” Być może sam El Greco szukał tego najwłaściwszego obrazu Miłości, a źródłem jego poszukiwań była zdecydowanie dominująca ikona. „Mamy tu do czynienia z malarzem świadomym swego rzemiosła, który zetknął się z tradycyjnymi typami, formami i wartościami Kościoła bizantyjskiego w wielu rozmaitych połączeniach, lecz w swej własnej pracy szukał nowych interpretacji malarstwa portretowego. Nadał on ikonie nowej siły wyrazu, rzucając wyzwanie dziedzictwu przeszłości” (R. Cormack). Trzeba przyznać, że teologia ikony nie pozwalała nigdy na malowanie z żywego modela, ponieważ oznaczałoby to zerwanie z praobrazem. Jednak sam artysta nosił w swoim wnętrzu ten najbardziej fundamentalny- ikoniczny wzorzec zakorzeniony w jego sercu i pamięci, a którego źródłem była prawosławna kultury Krety- płodnej prowincji Bizancjum. Jestem przekonany, że w jego pamięci wyryły się słowa Pseudo- Dionizego  które doskonale znał każdy malarz ikon: „Jeśli malarz nieugięcie będzie się wpatrywać w pierwowzór piękna, nie rozpraszając się ani w jedną, ani w drugą stronę, to jedynie wtedy opracuje swój odtwórczy obraz”- dodajmy obraz Chrystusa Zbawcy.

wtorek, 17 lipca 2018


Ps 48  

Wielki jest Pan i godzien wielkiej chwały
Święta Jego góra, wspaniałe wzniesienie,
radością jest całej ziemi.

Pomimo najbardziej wzniosłej i utkanej z mnóstwa teologicznych wywodów ekwilibrystki, zawsze najcenniejsze i najbardziej przemawiające do innych ludzi jest osobiste doświadczenie Boga. Tylko ten który wdrapał się ponad horyzont swoich wyobrażeń i sądów, widzi więcej, głębiej..., wyraźniej. Ze szczytu zdobytego w trudzie wierzchołka góry rozpościera się cudowna panorama wieczności !  Twarz wędrowca opromienia światło innego Słońca. „Kto zwraca się ku teologii, żyje w doskonałej harmonii z wiarą”- postulował św. Grzegorz z Nyssy. Chrześcijaństwo nie jest zbiorem mniej lub łatwiej przyswajalnych idei, czy odciśniętego w kulturze wieków świadectwa ocierania się o transcendencję, szamotaniny i powracającego pytania: Quo vadis Domine. To trud zrodzony z wędrówki pod gwiazdami, wydeptanymi piaskami pustyni i przemierzonymi wzdłuż i wszerz gwarnymi miastami. Pomocne w tym względzie wydają się słowa filozofa Whiteheada: „My, którzy z zawodu lub zamiłowania staramy się zrozumieć i docenić każdy fragment przeszłości, ustawicznie napotykamy przeszkody wynikające nie tylko z niedostępności wielu kluczowych świadectw, ale także z braku odpowiednich umiejętności, do odbierania sygnałów pochodzących z innych czasów i miejsc.” Nie można przejść przez chrześcijaństwo w sposób historycznie i naiwnie sentymentalny; zgłębiać sens wiary- niczym turysta, czy naukowiec posługujący się odpowiednimi ku temu instrumentami poznawczymi. Takie podejście jest banalne, nierzetelne, płytkie i skazane na porażkę. Dopiero w tym kluczu zdaje się w pełni wybrzmiewać myśl Tertuliana: „Wierzę, ponieważ to absurd.” Człowiek nie mógłby wymyślić Boga. Jeśli w człowieku powstaje myśl o Bogu, jeśli pojawia się w głębinach serca intuicja tego, co niewypowiedziane i niewyrażalne, to dlatego że Bóg jest obecny w tym procesie „poznania”- owego wzruszenia mistycznego. „Niech będzie błogosławiony Bóg, który objawił w Chrystusie tajemnicę promiennej Boskości”- wołał A. Cuttat. Aby odkryć wiarę prawdziwą- zogniskowaną na Chrystusie A i Q, trzeba podjąć trud mozolnego wdrapania się górze. Miejsce wzniesienia nie jest punktem topografii, ale miejscem duchowej wędrówki której szalki krzyżują się w sercu szukającego; w czasie gdy dokonuje się oczyszczenie spojrzenia i rozbłyskuje w duszy płomień wiary. Człowiek wiary zaczyna w pewnym momencie widzieć wzrokiem Gołębicy- Ducha Świętego, a to co do tej pory wydawało się ukrytym zaczyna się mienić niczym zdobna mozaika złożona z licznych fragmentów, ostatecznie utrwalających jeden doskonały obraz Boga wychodzącego naprzeciw człowieka. „Odnaleźć Boga to znaczy szukać Go bez ustanku- przekonywał św. Maksym- widzieć Boga to znaczy nigdy nie przestawać Go pragnąć.” Jesteśmy niczym biblijny patriarcha Jakub który we śnie ujrzał drabinę sięgającą nieba oraz „aniołów Bożych, którzy wchodzili w górę i schodzili w dół” (Rdz 28,12). Kamień na którym usnął, był betylem i znajdował się w centrum świata, tam bowiem łączyły się wszystkie sfery kosmiczne. W nim znalazł się świat Boga. Oddaję jeszcze raz głos św. Grzegorzowi z Nyssy: „Postawiwszy raz stopę na drabinie, na której opiera się Bóg, nie przestawaj wstępować... każdy krok cię wprowadza w inny wymiar.” Na szczycie „poznasz wszystko tak, jak i zostałeś uprzednio poznany.”

niedziela, 15 lipca 2018


Ef 1, 3-10

Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego, Jezusa Chrystusa; On napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich – w Chrystusie. W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów poprzez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym.

Apostoł Paweł wprowadza nas w samo centrum chrześcijańskiej soteriologii, jesteśmy wybrani i odkupieni przez Chrystusa. Odkrywamy tym samym całą głębię zstępującej miłości Boga, który w swoim synu Jezusie Chrystusie zgładził grzech świata i dokonał przeobrażenia kosmosu i człowieka. Tak więc Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek mógł stać się Bogiem- będą wiele razy powtarzać Ojcowie Kościoła. Niedziela Wielkanocna, „pierwsza niedziela,” jest zarówno symbolem przyszłego zmartwychwstania ciała, które nie będzie już podlegać zepsuciu, jak i obrazem „przyszłego zmartwychwstania przebóstwienia za sprawą łaski” (J. Pelikan). Dar przebóstwienia urzeczywistnił się dzięki aktowi inkarnacji Boga i drodze nowej Paschy, którą podjął w całkowitej wolności i uległości wobec Ojca. W ten sposób w liturgii Kościół proklamuje triumf życia i dokonanego ostatecznie zwycięstwa nad złem: „Ażeby żyć, potrzebowaliśmy wcielenia i śmierci Boga... Ale żaden nie jest taki, jak cud mojego zbawienia: Nieliczne krople krwi odnawiają cały świat”(św. Grzegorz z Nazjanzu). Poprzez różne konstrukcje teologiczne przebija się jedno fundamentalne przesłanie- Bóg w Chrystusie podnosi zranionego grzechem człowieka do stanu łaski. Odkupienie przenika ludzką egzystencję jako dar całkowitej metamorfozy, która dokonuje się poprzez dynamiczne i płodne działanie Ducha Świętego. „Odkupieniem jest sam Chrystus zmartwychwstały- pisze W. Hryniewicz- o ile wchodzi i przemienia życie człowieka.” Odkupienie zatem zakłada synergię- spotkanie i aktywna odpowiedź człowieka na dar wyzwolenia przyniesiony przez wielkanocnego Baranka. Doskonale to wyjaśnia Florowsky: „Dzieło zbawienia realnie dokonuje Bóg, a człowiek jest powołany do tego, żeby współuczestniczył w tym zbawczym wysiłku. Zbawienie polega bowiem na uratowaniu wolności.” Wolność, która zostaje podarowana w odkupieniu, staje się zwrotem ku kochającemu Bogu. Wyraża to bogactwo duchowych treści troparion Zmartwychwstania drugiego tonu: „Kiedy zstąpiłeś do śmierci, Życie nieśmiertelne, wtedy otchłań została napełniona blaskiem Twego bóstwa, kiedy zaś i umarłych podźwignąłeś z głębin otchłani, wszystkie moce niebios wołały: Dawco życia, Chryste Boże nasz, chwała Tobie !” Właśnie dlatego ikona Zmartwychwstania, przedstawiająca  Zstąpienie do otchłani, jest ikoną Odkupienia. Chrystus chwyta mocno Adama za dłoń i zbawczym ruchem wyciąga go ze świata inferalnego ku światłu nowego istnienia, które emanuje z Jego przenikniętego energiami ciała. Stary Adam spotyka Nowego Adama i nastaje wiosna- Dzień Ósmy.

sobota, 14 lipca 2018


Iz 6, 1-8

W roku śmierci króla Ozjasza ujrzałem Pana zasiadającego na wysokim i wyniosłym tronie, a tren Jego szaty wypełniał świątynię. Serafiny stały ponad Nim; każdy z nich miał po sześć skrzydeł; dwoma zakrywał swą twarz, dwoma okrywał swoje nogi, a dwoma latał. I wołał jeden do drugiego: «Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów. Cała ziemia pełna jest Jego chwały». Od głosu tego, który wołał, zadrgały futryny drzwi, a świątynia napełniła się dymem.

W VI wieku bizantyjski cesarz Justynian ufundował na Synaju- miejscu ukazania się Boga Mojżeszowi w płonącym krzewie u stóp góry, kościół i klasztor w którym znajdują się po dziś dzień jedne z najcenniejszych mozaik sztuki pierwszego tysiąclecia chrześcijaństwa. W tym szczególnym miejscu stanowiącym ważny punkt licznych pielgrzymek po szlakach dawnych patriarchów Palestyny, znajduje się przedstawienie Przemienienia Chrystusa. Śladów tego wyobrażenia nie znajdziemy nawet w rozsławionej świetlistymi mozaikami Ravennie czy Rzymie. Jest to jedyne tak stare wyobrażenie tego tematu w mozaice, a jednocześnie najbardziej pierwotna teologiczna refleksja Kościoła Wschodu o przenikniętym energiami przebóstwionym Zbawicielu. „Bóg żyje i króluje w swej chwale. Niestworzona światłość, odsyłająca do swego niedostępnego źródła, objawiająca je i skrywająca jednocześnie, stanowi odwieczne objawienie Boga. Chwała- kabod lub to, co Ojcowie i święty Grzegorz Palamas nazywają boskimi energiami, nieustannie niczym rzeka piękna, wytryskują z Ojca, przez Syna, w Duchu Świętym.” Spotykamy tutaj ikonograficzną wizję, która zdaje się przerastać żydowską mistykę sephiroth, wskazując na Tego, który jest centrum dziejów świata- apokaliptyczny Kyrios zasiadający na tronie, scalony blaskiem odwiecznie emanującej chwały. Jean Danielou dowodził, że religie mojżeszowa i chrześcijańska za pomocą symboli ukazują nową jakość życia- istnienia w Bogu. Tylko tej pierwszej brakuje wizualizacji- misterium spojrzenia w głąb bytu. Taką przeobrażającą wizję utkał mistrzowsko z barwnych kamieni, anonimowy- kontemplujący akord świetlistości artysta. Z postaci Chrystusa wydobywa się siedem symetrycznie rozmieszczonych promieni wybiegających kompozycyjnie poza mandrolę i rozszerzających się w miarę oddalenia od punktu wyjścia. Na każdego z ewangelicznych świadków tego wydarzenia pada jeden promień, przemieniając barwę szat w zetknięciu się z nim. „Staliśmy się nieśmiertelni, ujrzeliśmy światło, znaleźliśmy bogów”- głosi wierszowany tekst hinduskiej Rigwedy. Doświadczenie Taboru staje się przedsmakiem Królestwa Bożego zainaugurowanego wraz z nadejściem Paruzji. Kościołowi „dobrze tu będzie na wieczność.” Energetyczne promieniowanie zapowiada możliwość wejścia w komunię z Bogiem, przedarcie się przez perichorezę i wejście w centrum bijącej- niczym źródło Miłości. „Człowiek jako ośrodek i władca stworzenia zostanie wówczas przywrócony do swego pierwotnego znaczenia, które zostało obniżone przez grzech i śmierć; ta restauracja zakłada zmartwychwstanie”- pisał J. Meyendorff. Świetlista wizja zaprasza odbiorców do porzucenia tej ziemi i oglądania przyszłości zamykającej się ostatecznie w Bogu. Pozostaje nam westchnąć za świętym Efremem: „Oczyma duszy widzę raj.”

piątek, 13 lipca 2018


Mt 10, 16

Jezus powiedział do swoich apostołów: «Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie.

Od czasu Zesłania Ducha Świętego Kościół w swoich członkach jest wezwany do wyjścia w świat i proklamowania Dobrej Nowiny. „Kościół, który w cieniach i ciszy utrzymuje przede wszystkim wieczne wartości czystości, ubóstwa, ascezy, pokory i przebaczenia. Kościół, który często nie wiedział, jak się zachowywać, ale który potrafi śpiewać z radości Paschy jak nikt inny” (Lev Gillet). Wbrew sceptycyzmowi i naciskom tych którzy określają siebie „wolnymi od wiary w Boga” świadectwo owiec rozproszonych na krańce świata nie traci nic ze swojej charyzmatycznej żywotności. Nawet w nowoczesnym post- postmodernistycznym i technokratycznym społeczeństwie ludzi pędzących na oślep, znajdzie się przestrzeń na powiew świętości, nieprzeciętności i muśnięcia palcem Ducha Świętego. Nawet jeśli kultura nie opowiada już o wiecznych śladach Boga, a historia marginalizuje obecność Chrystusa Zbawiciela człowieka to czynią to zwyczajni ludzie- odważni świadkowie, rozgrzani do czerwoności mistycy, zakochani do szaleństwa w Bogu. „Kazania już nie wystarczą- pisał P. Evdokimov- zegar historii wskazuje godzinę, kiedy nie chodzi o to, by mówić o Chrystusie, ale o to, by stawać się Chrystusem, miejscem Jego obecności i Jego słowa.” Ludzie odważni, sprytni i nieskazitelni w swojej dyspozycyjności ucznia, zawsze będą zapalać i pociągać innych ku przygodzie wiary. „Cały świat musi Cię poznać”- wołał starzec Sylwan z Atosu. Potrzeba dzisiaj ludzi o szerokich horyzontach myślenia i pojemnego serca- wizjonerów wieczności potrafiących postrzegać świat oczami Boga jako już przemieniony i zbawiony. Mężczyźni i kobiety modlitwy, uświęcający codzienność siłą oddechu milczenia, słów przeobrażających sytuacje które z gruntu wydają się niemożliwe do uświęcenia. Święci bez nimbów- często anonimowi, cisi współpracownicy, zarażający świat uśmiechem i obdarowujący pocałunkiem miłości tych którzy zatracili już bardzo dawno sens życia. Żyć życiem Zmartwychwstałego Pana, pozwolić aby ogrzewało nas światło zstępującego Ducha Świętego; to przez nas Bóg pochyli się nad światem, przeniknie jego otchłanie grzechu i rozpaczy, aby mogli dostąpić zbawienia ci, których łzy stały się nową sadzawką chrzcielną- miejscem początku, odkrycia darmowej miłości Zbawiciela.  

poniedziałek, 9 lipca 2018


Oz 2, 16. 17b-18. 21-22

Tak mówi Pan: «Zwabię oblubienicę i wyprowadzę ją na pustynię, i przemówię do jej serca. I tam odpowie Mi jak w dniu, w którym wychodziła z ziemi egipskiej...  

Wczoraj uczestniczyłem w Eucharystii na Górze Polanowskiej. Pustelnie to „płuca Kościoła,” „wentylacja” kiedy w zabieganym świecie jest zbyt duszno i niekomfortowo. Na pustyni człowiek nie powinien szukać egzaltowanej mistyki, ale uczyć się akceptować własną codzienność. Czyż każda chwila naszego życia nie jest modlitwą w której zostajemy odnalezieni, obdarowani, uzdrowieni i napełnieni światłem ? Wybrałem się w to miejsce wraz z rodziną aby podziękować przed ikoną Matki Bożej Bramy Niebios za bezpieczną podróż, pobyt i powrót z Francji. W tym miejscu często czuję się jak oblubienica wyprowadzona na pustynię- grzesznik przychodzący do źródła, do którego serca Bóg przemawia. Istnieją takie miejsca chrześcijaństwa w których człowiek nigdy nie jest samotny, czuje się poruszony i uwiedziony przez Boga; zalany żarem miłości, onieśmielony i podniesiony wyżej. Pustelnia pozwala odczuć własną ograniczoność, spuścić powietrze, zobaczyć siebie jako pokornego pośród pokornych nędzarzy Kościoła.  Kiedy w czasie liturgii odmawiałem modlitwę Pańską z dłońmi wzniesionymi ku górze poczułem jakby w jednej chwili zalał mnie tak niesamowity wewnętrzny pokój. Szczęście przenikające duszę człowieka tak gwałtownie, niespodziewanie, rodzące tym samym ekscytację i podziw wobec Tego, który  odnawia wszystko zgodnie z zamysłem swojej miłości. Bóg, którego doświadczam nie jest Bogiem sukcesu, cudów, nieprawdopodobnych znaków przykuwających spojrzenie ciekawskich. W moim przekonaniu Bóg chrześcijan to ktoś, kto objawia się w ludzkiej słabości, bezradności, bankructwie; w sytuacji która często wydaje się z góry skazana na porażkę. Chrystus pochylający się nad słabymi, zasiadający w domach grzeszników, odwiedzający miejsca grzechu- przestrzenie dramatycznych, ludzkich roztrzaskanych egzystencji. Bóg przekonujący nas każdego dnia o tym, że świętość to prozaiczna codzienność która wcale nie musi być nudna, frustrująca i szara. Nie należy narzekać, czy marzyć o sprawach które w gruncie rzeczy nas alienują. Akceptować swój krzyż, uśmiechać się o poranku i kończyć dzień zadowolonym z dobrze wykonanych obowiązków. W zwyczajnych czynnościach i kontaktach odkrywać piękno Bożej Obecności- Twarz zadowolonego z naszych podźwignięć Boga. Życie to szkoła odkrywania pozbawionego idealizacji  Przyjaciela i Zbawiciela człowieka. Patrzę na Chrystusa siedzącego nad brzegiem jeziora i szykującego posiłek dla prostaczków złowionych w sieć fascynującej przygody wiary. Boga zakochanego w człowieku- obecnego najmocniej w nas wtedy, kiedy uginamy się pod pręgierzem niewygodnych pytań i wątpliwości osuwających się niczym lawina ze szczytów obojętnego i niedowierzającego świata. Bóg spotkany w ciszy, odbity na twarzach przypadkowo spotkanych osób, ciągle bezdomny w świecie ludzkim i nigdy niezniechęcający się poszukiwaniem człowieka dla świata otwierającego się na oścież w rozpostartych, czule przytulających ramionach Ojca.     

środa, 4 lipca 2018


Ps 50  

Znam wszystkie ptaki na niebie, moim jest wszystko, co porusza się po polach... bo do Mnie świat należy i wszystko, co go napełnia».

Kilka dni temu odbyłem pielgrzymkę do prawosławnego ośrodka duchowości w Saint- Thiebault we Francji. Dane mi było przeżyć wzniosłe chwile- pełne duchowych przeżyć. Cudowne miejsce i wspaniali ludzie którzy promieniują wewnętrznym pięknem, duchem pierwotnego chrześcijaństwa, dziecięcą- urokliwą prostotą wiary. Jeżeli można o ludziach powiedzieć podniośle to należy stwierdzić, że są to „piękne ptaki” karmiące się beztrosko z dłoni Boga. W Gorze spotkałem ludzi o przemienionych twarzach, szczęśliwych świadkach wiary żyjących tajemnicą przemienienia Chrystusa. Święty Sylwan z Athosu, mówił: „Dla człowieka, który się modli się w swoim sercu, cały świat jest Kościołem.” Uświadomiłem sobie że piękno chrześcijaństwa wyraża się w prostocie serca, dobroci, uśmiechu i bezinteresowności. Odkryłem tam prawosławie eucharystyczne, nakarmione miłością Chrystusa i zdolne promieniować sensem istnienia przemienionego ogniem zstępującego w darach i charyzmatach Ducha. Zrozumiałem w tej przestrzeni całej głęboką myśl M. Gogola: „Liturgia to wieczny powrót dzieł wielkiej miłości Boga do nas.” Znalazłem się w „Wieczerniku”- wspólnocie chrześcijan, gdzie ludzie wywodzący się z różnych narodów i kultur, wspólnie modlą się i pracują. Są oni jak ptaki zasiadające w rozłożystych konarach jednego drzewa jakim jest Kościół. Odzwierciedleniem tego trudu jest wspaniała cerkiew tętniąca duchem liturgii, uwielbieniem wyśpiewanym Bogu- Boską Liturgią w której pierwociny ciężkiej pracy zostają przemienione w Ciało Chrystusa. W tym przenikniętym modlitwą miejscu Bóg jest Kimś „wciąż poszukiwanym”- jak mówił jeden z Ojców Kościoła. Wraz z pięknem przyrody, ciszą i blaskiem ikon, wszystko staje się pochwalnym hymenem miłosnym wobec Tego, który ukochał człowieka całkowicie. Dziękuję wszystkim braciom i siostrom dzięki którym dane mi było przeżyć doświadczenie piękna Boga. Ad multom annos !