czwartek, 4 października 2018


Flp 3, 8

Wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci,
bylebym pozyskał Chrystusa i w Nim się znalazł.

Najpiękniejszą postacią zachodniego chrześcijaństwa jest bez wątpienia św. Franciszek z Asyżu (1181- 1226). Ile to piór połamano opisując jego pełne prostoty i radości życie. Wpisał się w duchowość i kulturę średniowiecza, niczym bohater z najbardziej udanej fabuły filmowej. Trzeba uzbroić się w wielką pokorę, aby próbować opisywać jego barwne i świetliste niczym witraż życie. Ogromnym nadużyciem byłoby cytowanie plejady mediawistów którzy pokusili się o naświetlenie tak ciekawej postaci z perspektywy która pewnie najbardziej ich frapowała. Franciszek „był ulubieńcem wszystkich- pisał ks. Mirewicz- artystów, poetów i ludzi prostych. Dante poświęcił mu prawie całą Pieśń XI swego Raju. Cimabue i Giotto malowali go złotem, błękitem i sercem. Historycy widzieli w nim przewodnika po wieku trzynastym pełnym problemów, do których klucza należy szukać u Biedaczyny z Asyżu. Dla teologów i znawców prawa kościelnego był zagadką wymykającą się wszelkim dociekaniom naukowym.”Jeżeli ze sztuki rozkwitającego gotyku katedry były najbardziej rozpoznawalnym symbolem piękna i limes chrześcijańskiego świata; to z postaci świętych które zasługują na miano wielkich mężów ducha, pierwsze miejsce przysługuje bez wątpienia świętemu Franciszkowi. Był synem zamożnego kupca z Asyżu, z młodego i beztrosko przeżywającego życie w dobrobycie młodzieńca, z widokami na karierę wojskową, przemienił się w bezdomnego i wędrownego zakonnika- żebraka, czarującego szary świat prostotą wiary. „Ubóstwo św. Franciszka to nie tylko odmowa posiadania i zdobywania. Jest to nowa postawa w stosunku do świata”- czytamy u Andre Vaucheza. Jedna z legend opowiadająca o jego zaślubionym życiu z panią biedą, wyjaśnia jego duchową motywację: „Wyruszyłem, by odnaleźć biedę, gdyż wyrzekłem się bogactw. Szukać więc będę i wołać, dopóki jej nie znajdę.” Był on człowiekiem z wyglądu niepozornym i małym, i z tej racji ci, którzy nie znali go, brali go za bardzo lichego żebraka. Takim go pokochali pierwsi towarzysze. Z czasem przyłączyli się do niego inni młodzieńcy; wywodzący się z rodów rycerskich, mieszczan i rolników, którzy chwieli stać się szaleńcami dla Chrystusa; zaślubionymi siostrze biedzie. Jego pierwsi bracia i uczniowie zarazem, żyli stosownie do kilku tekstów zaczerpniętych z Ewangelii odkrywając ukazując Kościół na oścież otwarty dla biednych, chorych, opuszczonych, obłąkanych i skrzywdzonych. Franciszek dla jednych ekscentryczny i do końca niezrównoważony na umyśle, dla innych święty za życia; potrafił wzbić się ponad system feudalny i dostrzec w każdym człowieku brata- umiłowane Boże dziecko. Głosił Chrystusa ubogiego i pełnego miłości. Uczył wrażliwości i dobroci, bezinteresowności i wielkoduszności. Krzyczał na ulicach miast, że „Miłość nie jest kochana.” Kontemplował szczególnie tajemnicę Narodzenia Pańskiego. Wedle Tomasza z Celano „świętował narodziny Dzieciątka Jezus z niewypowiedzianym zapałem i wynosił to święto ponad inne, nazywając je świętem nad świętami.” Przez to był wrażliwy na ludzką biedę. Miał łatwość zaradzania ludzkim dylematom. Wbrew prądowi swojej epoki uczynił z nagości cnotę, a z uśmiechu największe narzędzie przemiany świata. W dziwnym epizodzie z Fioretti św. Franciszek i brat Rufin potrafili zdobyć się na odwagę wygłoszenia nago kazania z kościelnej ambony w Asyżu. Biedaczyna nieustannie żył w obecności Boga. Dostrzegał Jego ślady w świecie, pięknie ukwieconych pól, kawałku kamienia, drzewie wychylającym koronę ku niebu i ptakach którzy byli uprzywilejowanymi odbiorcami plenerowych katechez; czy wilkowi który potrafił podać mu łapę w geście przyjaźni. Warto przywołać w tym miejscu słowa św. Bonawentury duchowego syna Franciszka: „stworzony świat jest podobny jest do księgi, w której odczytuje się Trójcę Świętą, która go stworzyła.” Ojciec Seraficki był przyjacielem wszystkich- bratem pośród braci, kwiatem w wielkim kobiercu rozsianego Bożego piękna. Należy również podkreślić, że Biedaczyna był człowiekiem ogromnej wiary, bezkompromisowym piewcą pokoju i prekursorem tego, co dzisiaj podzieleni chrześcijanie nazywają ekumenizmem. Był zjednoczony z Chrystusem cierpiącym tak intensywnie, iż w 1224 roku otrzymał stygmaty i do końca swoich dni był dręczony chorobą i niewyobrażalnym cierpieniem przez które przebijało światło poranka wielkanocnego. Jakże adekwatne do Brata Franciszka wydają się słowa opisujące oświecenie wypowiedziane przez Rajmunda Lulla: „Wydaje się, jak gdyby zstąpiło nań światło, dzięki któremu widzi Boże doskonałości, niekiedy ich właściwości i zachodzące między nimi stosunki... Dzięki temu samemu światłu widział, że wszystkie byty stworzone są niczym innym niż naśladowaniem Boga.” Kiedy odszedł Franciszek z tego świata, jak podają źródła położono Go na ziemi- nagi niczym ziarno z którego ma rozkwitnąć nowe życie.