poniedziałek, 31 grudnia 2018


U końca kalendarzowego roku zawsze nachodzi mnie mnóstwo retrospektywnych wspomnień i cudownych miejsc odgrzebywanych w pamięci, nadgryzionych zębem czasu. „Wszystko płynie i nic nie pozostaje takie samo”- pisał Heraklit, oddając prawdę o przygodności naszego życia, o nieuchronności upływu czasu. Myślę, że w każdym człowieku pojawia się jakaś bardzo osobista eksploracja własnej historii- narracyjna- spleciona emocjami, radościami lub smutkami. Spoglądam na kalendarz w telefonie komórkowym i uświadamiam sobie, że z każdym dniem jestem starszy, a jeszcze tyle spraw pozostaje niezrealizowanych- istnieją jako idee- koncepty. Wielką bezradność wobec czasu wyraża również starotestamentalny mędrzec Kohelet: „Słońce wschodzi i zachodzi, i na miejsce swoje śpieszy z powrotem, i znowu tam wschodzi. Ku południowi ciągnąc i ku północy wracając, kolistą drogą wieje wiatr, i znowu wraca na drogę swego krążenia. Wszystkie rzeki płyną do morza, a może wcale nie wzbiera… To co było, jest tym co będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie: więc nic zgoła nowego pod słońcem” (Koh 1,6-9). W Biblii Bóg objawia się w czasie historii. Ta historia nieprzerwanie trwa, zahaczając się o moją historię ! W tych „dramaturgiach” usadowionych w cyklach czasu dokonuje się odwiecznie istniejący dialog pomiędzy Stwórcą i stworzeniem. Świat został stworzony wraz z czasem i od tego momentu wszystko zostało przeniknięte obecnością Niepoznawalnego. Święty Grzegorz z Nazjanzu mówił: „Pierwszy człowiek został stworzony w taki sposób, ze czas płynął, nawet jeśli człowiek pozostawał niezmienny”. To, czas w którym przeszłość zostaje zachowana, a teraźniejszość- otwarta na nieskończoność eonów: jest to „pamiątka Królestwa”, fakt odwołania się i bycia w pełni obecnym dla spojrzenia wiecznego Boga. Należy wiec rozróżnić czas świecki – skażony- negatywny czas upadku i czas święty, odkupiony- ukierunkowany na zbawienie. Bóg jest Panem czasu, podobnie jak jest Panem stworzenia, Panem moich zdumień. Historia utkana z czasu stanowi manifestację przewyższającej wszelkie zmiany i znajdującej się poza nimi boskiej woli zbawczej. Jak głosi jeden z midraszy: „Bóg dla nas każdego dnia stwarza świat na nowo”. To nieustanny ruch któremu poddaje się natura. „Przecież obecna ziemia sama może bilion razy się powtarzała, wskrzeszała się, lodowaciała, pękała, rozsypywała się, rozkładała na elementy i znowu wody pokryły ziemię, potem znowu kometa, znowu słońca, znowu ze słońca ziemia- ten proces może już nieskończoną ilość razy się powtarza, i wciąż tak samo do najmniejszego szczegółu…” Epoki przyjmują swój własny rytm, przyśpieszony lub zwolniony. Ale każda z tych przepływających w nurcie czasu chwil może wewnętrznie otworzyć się na wieczność. Wszystkie wydarzenia które zostały zapisane w Ewangelii prowadzą do wypełnienia się czasu: cudowne Narodzenie, Przemienienie, Zmartwychwstanie, Wniebowstąpienie, Pięćdziesiątnica i Paruzja. Ojciec Kościoła św. Hilary napisze: „Bóg stał się czasowy, abyśmy my, ludzie czasowi, stali się wieczni”. Chrystus nie niszczy czasu ale go wypełnia, odnawia jego wartość i odkupuje go. Prawdziwe wydarzenia nie rozpływają się, lecz zostają złożone w pamięci Boga. Tego doświadczamy w liturgii każdego dnia, to nie tylko powrót do przeszłości- zatrzymanie ważnych wydarzeń w pamięci, ale antycypacją – urzeczywistnienie tego co było, tu i teraz.  Chenu pisze „iż misterium dokonało się i dokonuje się w historii, a z drugiej strony historia zawarta jest w misterium Chrystusa”. Ekonomia zbawienia której jestem częścią i w której dokonuje się moja i moich bliskich przeobrażenie, wraz z przemianą świata. Jest w człowieku pragnienie przekroczenia czasu, dotknięcia wieczności. Eliade rozmyślał o stosunku człowieka religijnego do czasu: „Człowiek religijny nie chce żyć w czasie określonym przez język współczesny jako teraźniejszość historyczna; stara się osiągnąć czas święty, który pod pewnymi względami można przyrównać do wieczności, podczas gdy człowiek niereligijny wie, że w przypadku czasu zawsze chodzi o doświadczenie ludzkie, w które nie może się wpisać żadna obecność boska”. W chrześcijaństwie zawsze jest ta perspektywa ostateczna, „zapach wieczności” unoszący się wraz z odmierzającym zegarem życia. Życie nie kończy się na tym co teraz, ale przechodzi w wieczność- Święto Spotkania- totalne usensownienie, bycie naprzeciw Prawdy.   Kiedy anioł Apokalipsy ogłasza koniec policzalnego, odmierzonego zegarkiem- matematycznego, podzielonego na odrębne chwile, koniec niedokończonego trwania czasowego i przejście w trwanie zakończone, to dokonuje się rekapitulacja. Czas wpada do oceanu, jak rzeka pokonująca setki kilometrów której ostatecznym celem jest wpaść w kipiące fale bezkresnego morza. Dziś kończy się stary rok a pod osłoną nocy- rozpocznie nowy. Będziemy składać sobie życzenia, aby nowy rok był bardziej udany, pomyślny, szczęśliwy i obfitujący w sukcesy. Niech każda chwila naszego czasu zbawienia będzie przeżyta dobrze, nie warto jej marnotrawić na banalność, powierzchowność. Człowiek wiary doskonale zdaje sobie sprawę, iż czas nie jest czymś efemerycznym- utraconym- bezpowrotnym. Czas jest święty, ponieważ w nim Bóg przedziera się przez niebiosa i staje naprzeciw – Ten, który Jest.

sobota, 29 grudnia 2018


Homo ludens – Biblia jak również świecka kultura rozpostarta pomiędzy wstrzemięźliwością a momentami rozrywki będzie opowiadała o barwnym i intensywnie przeżywanym życiu człowieka. „Jest czas płaczu i śmiechu, czas żałoby i radosnego tańca” (Koh 3,4). W świąteczny okres Narodzenia Pańskiego wpisany jest również karnawał, który wraz z nowym rokiem wprawia świat w eksplozję śmiechu, maskarad, zabawy i tanecznego korowodu. „Taniec to ukryty język duszy” (M. Graham). Od niepamiętnych czasów ludzie zapominali o codziennych smutkach, zmartwieniach i przywiązaniu do codziennych- schematycznych zajęć, oddając się zabawie i rozweselając ciała winem, śpiewem i miłosnymi pląsami. „Śmiech jest właściwością człowieka” – pisał filozof Arystoteles. Często poskromiony i zamknięty w gorsecie dobrych manier śmiech, zdawał się wybuchać nieposkromienie w czasie karnawału. „Bawimy się i wiemy, że się bawimy, a więc jesteśmy czymś więcej niż rozumnymi istotami, ponieważ zabawa nie jest rozumna” (J. Huizinga). Człowiek oddawał się niejako w „niewolę żywiołów tego świata” (Ga 4,3), aby następnie wejść na drogę duchowego oczyszczenia „aby ciało zwiędło, a dusza urosła”- jak przekonywali Ojcowie Pustyni. Karnawał jest po dziś dzień przejawem kultury ludycznej, kiełkującej oddolnie, epatującej cielesnością poddaną sile muzyki- zjawiskiem równie żywotnym co w dawnych wiekach, choć objawiającym się w innych formach. Zdawać się może, że współczesna kultura ponowczesności naznaczona jest „karnawałowością” posługując się językiem M. Bachtina. Życie zdaje się być ciągłą zabawą okraszoną coraz to nowymi bodźcami – stymulatorami doznawanej przyjemności. W średniowieczu mówiło się o takiej tendencji jako o folgowaniu ciału i było to zjawisko na wskroś naganne. Wspomniany przeze mnie badacz twierdził, że karnawał uwalnia społeczności od panującej na co dzień prawdy. Człowiek zakotwiczony w wirze zabawy jest silnie zdeterminowany własną cielesnością; ciało staje się miejscem często irracjonalnej komunikacji i nawiązywania interakcji, jak również moralnych nizin. Kiedy włączamy odbiorniki telewizyjne lub wchodzimy na internetowe strony, to wszystkie te media buzują od nadmiaru ludycznej przyjemności, a niekiedy rozrywkowego ekshibicjonizmu- wszystko jest talk show. Ciała pięknych dziewcząt prężących się i nęcących patrzących powabami „energetycznej materii”. Cały przemysł zbudowany na zaspokajaniu ludzkich potrzeb, wabi swoich klientów- wręcz się prześciga w coraz to bardziej wymyślnych ofertach uczynienia z życia dynamicznej imprezy. Jeden z badaczy J. Grad wysunął niezwykle ważną tezę. W jego przekonaniu kultura współczesna przestała kontynuować tę dawną- barwną tradycję karnawałową, „bowiem nie narodziła się z ducha zabawy.” Współczesny człowiek płynnego społeczeństwa przemieszcza się na fali permanentnej przyjemności, zapominając o pauzie- gdzie powinien nastąpić moment „przepasania własnego ciała”- zapanowania nad jego żywiołowością. „Zamiast przemienić się w aniołów, przemieniają się w bydlęta; zamiast wzbić się w górę, uniżają”- pisał Montaigne. Dzisiejszy karnawał bardziej przypomina antyczne- hedonistyczne bachanalia, niże te średniowieczne pełne spontanicznej wesołkowatości jarmarczne przytupy i utrzymane w dobrym tonie dowcipy. „Człowiek pozbawiony korzeni, zdesakralizowany, staje się powszechny. Jest tylko postacią socjologiczną (groteskową)... To nic innego jak produkt z supermarketu” (M. Davy). W chrześcijańskim przekonaniu karnawał jest czasem potrzebnym- swoistym wentylem dla żywiołowości ciała. „Fenomen karnawału, polega na tym że opiera się on na sprzecznościach, że jest heterogeniczny i pluralistyczny...profanum może brać początek z sacrum i odwrotnie, a pogańskie współistnieć z chrześcijańskim” (W. Dudzik).  Taniec miał odzwierciedlać radość towarzyszącą aniołom niebie poruszającym się zwiewnie przed obliczem Najwyższego. Zabawa jest częścią życia, tak jak profanum musi się zawrzeć w sacrum. Zabawa również zapośrednicza coś z języka kultycznego- religijnego, stając się widowiskiem w którym życie przeżywa się na sposób radosny i niczym nieskrępowany. Biblijny Dawid tańczył przed Bogiem, a Chrystus pierwszy cud uczynił na weselu w Kanie, przemieniając wodę w smaczne wino radości. Czyż Kościół nie jest Szulamitką w tańcu uwielbienia ? Karnawał wpisuje się zatem w rytm liturgicznego roku, jest częścią uświęconej historii zbawienia- „inkarnacji Boga, przez którą sacrum stało się obecne w profanum.” Niech zachętą do przyzwoitego przeżywania karnawału będą słowa św. Augustyna: „Wielbię taniec uwalnia od człowieka od ciężaru spraw, wiąże oddzielonego ze wspólnotą... Taniec to metamorfoza przestrzeni, czasu i człowieka zagrożonego lękiem istnienia... Istoto ludzka ! Ucz się tańca. Bo inaczej, cóż poczną z Tobą aniołowie w niebie.”

czwartek, 27 grudnia 2018


1 J 1,1-4

Umiłowani: To wam oznajmiamy, co było od początku, cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce, bo życie objawiło się. Myśmy je widzieli, o nim świadczymy i głosimy wam życie wieczne, które było w Ojcu, a nam zostało objawione...

W Oktawie Bożego Narodzenia oczami Maryi i Józefa Kościół nieustannie kontempluje cud narodzin Dziecięcia. „Zimowa Pascha” której duchowy sens odsłaniają ewangeliczne teksty rozbrzmiewające w naszych uszach i sercach. Piękna Owieczka- Maryja – powiedzą Ojcowie Kościoła,  ofiarowuje światu Baranka- Chrystusa- Wcielone Piękno ! Bóg przyszedł do nas i jest tutaj; na sposób anamnetyczny i sakramentalny. „Musimy najpierw dostrzec Jezusa jako człowieka- pisał T. Hopko- Musimy zobaczyć Go jako konkretną, ludzką istotę- Żyda, rabina, proroka. Musimy dostrzec Go jako dziecko Maryi, syna stolarza, Nazarejczyka. Potem w tym spotkaniu, kiedy nasze oczy są otwarte i serca czyste, możemy zobaczyć jeszcze więcej... Możemy poznać Go nie jako zwykłego Syna Boga, ale jako Bożego Syna, zrodzonego z Ojca przed wiekami. Możemy rozpoznać Go jako Boże Słowo w ludzkim ciele.” Tylko w taki sposób nasza ludzka, obwarowana ograniczeniami percepcja zostanie wprowadzona w świetlistość- blask prawdy- nasze Betlejem. Od momentu Jego przyjścia wszystko jest naznaczone nowością istnienia i odczuwania; przestrzeń i czas pęcznieją od nadmiaru triumfu Życia, które wyłoniło się z milczenia. „Przez narodzenie tego Dziecka wszystko się zmieniło- twierdził K. Rahner- wszystko zmierza pod nieubłagalnym naporem miłości przed Boże oblicze, a czas jest już objęty wiecznością. Wszelka nadzieja jest już właściwie posiadaniem, bowiem świat posiadł już Boga.” Święta w których pulsuje entuzjazm życia i radości, nie są jedynie momentami ckliwej romantyki- nie można ich zredukować do rodzinnej sentymentalnej uczuciowości. Chrześcijanie nie są infantylnymi dziećmi; postrzegają głębiej- widzą sercem i wyznają sercem, iż Bóg jest pośród nas. Święta przypominają nam również o tym, że nie możemy zatrzymywać naszego życia dla siebie. Być darem dla nieba tak jak życie pierwszego świętego męczennika Szczepana którego liturgia przywoływała nam wczoraj. Radość Narodzin jest również spowita cieniem krzyża- umieraniem i owocowaniem. Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek mógł przejść drogę Krzyża i wzbić się ku niebu - niczym ogrzany promieniami słońca ptak. Ten czas jest naznaczony błogosławieństwem i radykalizmem. Pijmy wino wesela i bądźmy atletami gotowymi na umieranie dla grzechu i bezsensu świata. Niech rozbrzmiewa antyfona wieczerni z całą mocą: „Przyjdźcie wierni, zacznijmy Święto ! Śpiewajcie z mędrcami i pasterzami ! Zbawienie przyszło z dziewiczego łona, wzywając wiernych ku życiu.”

 

 

poniedziałek, 24 grudnia 2018


Lęk ogarnia piekło, bo Stwórca stał się sercem stworzenia ! Boże Narodzenie- Misterium bliskości Boga, który stał się Człowiekiem. Ukazał boskość w tym, co na ziemi niewątpliwie najpiękniejsze: w małym Dziecku. „Bezcielesny przyjmuje ciało, Słowo się materializuje, Niewidzialny daje się widzieć, Nietykalny daje się dotknąć, Bezczasowy poczyna się w czasie, Syn Boga staje się synem człowieczym...” (św. Grzegorz z Nazjanzu). Kontemplacji tego wydarzenia towarzyszy mi radość i wzruszenie prostaczka; człowieka który nie zdoła do końca pojąć ogromu zstępującej w świat i jego historię Miłości. Ten, który do tej pory był nieogarniony, przyszedł w ciele Dziecięcia. „Pan przyszedł na świat nie wśród złota i srebra, lecz wśród błota” (św. Hieronim). Słowo wyszło z ciszy, wykluło się niczym wątłe piskle z łona Tajemnicy; przeszedł niebiańską szlak i znalazł miejsce pod sercem najpiękniejszej ziemskiej Kobiety Maryi. „Wszechmogący objawia się w delikatnej słabości Dziecka, nieskończona Cisza wypowiada się poprzez Słowo ‘streszczone” w ciele, Piękno Całkowite ofiaruje się we fragmencie, w szopce. To tam znajduje się brama otwierająca przejście do nieskończonej ciszy Boga, skąd pochodzi życie, ku któremu wzdycha niespokojne serce” (B. Forte). Każdy nosi w sobie ewangeliczny moment narodzin najcudowniejszego Dziecięcia; swoje własne, pełne ciepła wyobrażenie o tym, co stało się w Betlejem. Ludzkie oblicze Boga, sprawia że człowiek odnajduje swoją własną, pełną wewnętrznego i przemienionego piękna twarz. „Twarzyczka Dziecięcia rozdarła na zawsze matowość świata, sprawiając, że wytrysnęło w nim światło zmartwychwstania” (O. Clement). W Noc Narodzenia Bóg wchodzi w serce stworzenia, a człowiek- grzeszny, kruchy, wątpiący i zasklepiony w sobie, zostaje wyniesiony ku wieczności; promieniując siłą miłości scalającej wszystko. Pewnie dlatego w tym czasie nasila się tyle dobra i ludzkiej życzliwości, a skamieniałe ludzkie serca kruszą się od nadmiaru miłości przebaczającej i wskrzeszającej świętość. Ludzie stają się bardziej bogopodobni, ośmielę się powiedzieć- rozrzutni w okazywaniu sobie dobroci. Boże Narodzenie nie jest tylko świętem cudownego człowieczeństwa- wydobywaniem dobroci z pod warstw zaprószonego ludzkiego wnętrza. Jest to również święto radości Boga. Święty Leon Wielki w homilii na święto Narodzenia Pańskiego, mówi: „Niech się weseli święty, niech się raduje grzeszny.” Raduje się również Bóg Ojciec, ponieważ w Słowie które stało się Ciałem, uobecniła się pełnia łaski. „W Nim bowiem wybrał nas... według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski” (Ef 1,4).  Philantropia – miłość do człowieka.

Pragnę wszystkim moim najbliższym z rodziny, współbraciom kapłanom, przyjaciołom, znajomym i czytelnikom mojego bloga złożyć z serca płynące życzenia świąteczne. Niech Chrystus – Światłość ze Światłości, Wcielone Piękno, napełnia wasze serca głębią wiary, miłością i pokojem. Promieniujcie błogosławieństwem. Christos rażdajetsia. Sławitie Jeho !

niedziela, 23 grudnia 2018


Ostatnie chwile adwentowego oczekiwania. Przedświąteczny zgiełk wyrażający się w przygotowaniach domów do wigilijnej wieczerzy. W świątyniach wszystko oczekuje w napięciu na liturgię której piękno i blask przeszyje ciemność chłodnej nocy. To już jutro wejdziemy w czas łaski. Zabrzmi w naszych uszach wielki Psalm obwieszczający nadejście tak bardzo oczekiwanego Mesjasza: „Niech się cieszy niebo i ziemia raduje przed obliczem Pana, bo przyszedł” (Ps 96)- w podniosły sposób Psalmista oznajamia nadejście wyczekiwanego Zbawiciela. Towarzyszy temu wydarzeniu święte drżenie i spowijająca serce człowiecze radość z narodzenia Dziecięcia, którego powiła w sercu świata Maryja Dziewica. Radość narodzin i emanacja miłości z Betlejem przepływa przez każde stworzenie, które dogłębnie poruszone staje w postawie zdumienia i uwielbienia. Całe pokolenia wypatrywały wędrującej gwiazdy, której łuna wyznaczała szlak do miejsca pierwszego objawienia wcielonego Boga.  „Tajemnicę widzę, dziwną, niepojętą. Grota niebem się stała, Dziewica- Tronem cherubów. Żłób miejscem Tego, którego żadna przestrzeń nie zamknie: Chrystus w nim leży- wielbijmy Go pieśnią !”- wypowie pełna podniosłości i zachwytu ku górze liturgia bizantyjska. Noc narodzin Życia jest wypełniona euforią szczęścia, rozpościerającą się pomiędzy ludzkim niedowierzaniem i obojętnością, a niewiarygodnym zstępowaniem Bożej łaski. „Bóg na ziemi, Bóg pośród ludzi. Już nie jako dający Prawo, w ogniu i ogłuszającym ryku trąb, na buchającej dymem górze, ale w postaci ciała, cichy i pełen dobroci, przebywający razem z podobnymi sobie. Bóg w ciele… po to, by upodobniwszy się do nas przez ciało, przyprowadzić na powrót do siebie całą ludzkość”- to fragment bożonarodzeniowej homilii św. Bazylego, wskazujący iż w cielesnym narodzeniu Syna Człowieczego dokonuje się święta wymiana. Człowiek zostaje podniesiony i staje się uczestnikiem niebiańskich darów które wraz z pojawieniem się Emanuela stały się na powrót osiągalne. Wyrażają to pełne mistycznej aury słowa poety Angelusa Silesiusa: „Pomyśl tylko: Bóg mną się staje i na ten padół nędzy przychodzi, po to bym ja się znalazł w Królestwie i mógł się Nim stać”. W tych słowach odnajdujemy teologiczne orędzie które obwieszczały już wiele wieków temu, usta Ojców Kościoła;  odnowienie człowieka i przebóstwienie: „Bóg się stał człowiekiem, ażeby człowiek stał się Bogiem”.

piątek, 21 grudnia 2018


Jesteśmy przyzwyczajeni od dzieciństwa do  sentymentalnych i pełnych ciepła szopek bożonarodzeniowych. Taki wdrukowany kod kulturowy- Chrystus narodził się w szopce. To przekonanie jest w nas taki silne i kształtuje całą gamę wyobrażeń na temat miejsca narodzin Mesjasza. Od dzieciństwa pamiętam jak z moim ojcem budowałem szopkę, to był mój dziecięcy świat w którym dojrzewała wiara i pewnie rozkwitała ckliwa wyobraźnia tego zbawczego wydarzenia. Najpierw musiała być drewniana konstrukcja z mnóstwem siana, aniołków, świecidełek i innych dodatków. Najpierw zaplanowane miejsce dla owieczek i baranków, osiołka a jakże, dopiero finalnym momentem była reprezentacja dzieciątka na białym prześcieradełku. Chrześcijaństwo zachodnie dzięki kulturze skrzętnie przechowywało to wyobrażenie przestrzeni narodzenia Boga- Człowieka w swojej wyobraźni. Muszę niestety zburzyć nasze dziecięce, czasami infantylne wyobrażenia. Dzięki ikonografii renesansowej promieniującej na inne epoki sztuki, utrwalił się w powszechnym przekonaniu model szopki jako tego szczególnego miejsca przyjścia na świat dzieciątka Jezus. Mówimy że pierwszą szopkę zbudował święty Franciszek z Asyżu aby jeszcze mocniej kontemplować Wcieloną Miłość którą odrzucił świat. „Przyszedł do swoich, a swoi Go nie przyjęli”. Chyba źle odczytali wierzący intencję Franciszka, on nie zbudował szopki wprowadzając ją do kościoła i czyniąc częścią liturgicznego misterium, ale poszedł zabierając ze sobą braci i odprawił Mszę Świętą do szopki, tym samym wchodząc w klimat ubóstwa, opuszczenia, chłodu i narodzin Dziecięcia pośród zwierząt. Franciszek miał cudowną wyobraźnie i oczyma wiary widział więcej niż my dzisiaj. Według przekazu zanotowanego przez Tomasza z Celano św. Franciszek wezwał swego przyjaciela Jana Velito z Greccio i rzekł mu: „Pośpiesz się i pilnie przygotuj wszystko, co ci powiem. Chcę bowiem dokonać pamiątki Dziecięcia, które narodziło się w Betlejem. Chcę naocznie pokazać Jego braki w niemowlęcych potrzebach, jak został położony na sianie w towarzystwie wołu i osła.” Tak na marginesie, rzeźby do pierwszej szopki miał wykonać Arnolfio di Cambio, najlepszy uczeń Niccola Pisano. Franciszek chciał, aby misterium tego wydarzenia było tak dosłowne- iż przemieni serca samych patrzących. Tak naprawdę narodzenie Chrystusa miało miejsce w grocie. Od najdawniejszych czasów chrześcijanie pielgrzymujący do miejsc związanych z życiem Pana, a udając się do Betlejem zwiedzali jedną z grot. Do grot zaganiali pasterze swoje stada przed nocą która była zimna, jak również chroniąc swój bezcenny żywy inwentarz przed drapieżnikami wykradającymi owce ze stada. To w grocie Maryja powiła Dzieciątko, ponieważ nie było miejsca dla nich w mieście. Bóg narodził się pośród zwierząt, w smrodzie, wilgoci i śpiewie czteronogich adorantów. Położony na gnoju, bo gdzież tam było sianko narodził się Król królów i Pan panów ! Taka aura towarzyszyła Jego przyjściu, a grota stała się niemym świadkiem największego cudu historii. Wyraz temu przekonaniu daje w swoich słowach Roman Melodos: „Panna porodziła dzisiaj Ponadnaturalnego, a ziemia proponuje grotę Niedostępnemu”. Natomiast wielu Ojców Kościoła porównywało ciało Panny w grocie do kwitnącego i życiodajnego ogrodu w Edenie. Grota jest również obrazem matczynego łona. Jak wyśpiewa nabożeństwo „Akatystu” do Bogurodzicy: „łono Twoje większe niż niebo i ziemia”. Łono Maryi wskazuje na łono i serce ziemi. „Człowieczeństwo Boga rozpoczyna się zstąpieniem Jezusa w głębię ziemi, do ciemności groty”. Dlatego chrześcijański Wschód w narodzeniu Chrystusa dostrzega już wydarzenie Paschy. Takim dogmatycznym obrazem tych duchowych poszukiwań staje się ikona Narodzenia Chrystusa. „Ikona zachowuje ścisły związek z tekstami liturgicznymi i przedstawia szczególnie wstrząsającą ich interpretację: trójkąt groty, ten ciemny otwór do jej wnętrza, to piekło. Aby dotknąć otchłani i stać się „sercem stworzenia”, Chrystus mistycznie umieszcza swoje narodzenie w głębi otchłani, gdzie zło butwieje w swym ostatecznym zagęszczeniu. Chrystus narodził się w cieniu śmierci, Boże Narodzenie pochyla niebiosa aż po piekło, a my wpatrujemy się w leżącego w żłobie Baranka z Betlejem, który zwyciężył węża i dał pokój światu”. Ta wizja wydaje się jakże odmienna od zachodniego sposobu obrazowania miejsca narodzin jak również ukazania samego Dziecięcia. Mamy tu do czynienia z Izajaszowym Mężem Boleści (Iz 53,3). Mamy tu teologiczne paralele do wydarzenia złożenia Chrystusa do grobu, cieszy wielkiego szabatu- wydarzenia Wielkiej Soboty. Jak głoszą teksty liturgiczne z wielką dramaturgią i podniosłością chwili: „Życie się uśpiło, a piekło drży z trwogi”. Chrystus na ikonach złożony jest przez swoją Matkę w żłobie który przypomina katafalk, jakby grób kamienny. Powijaki Dzieciątka mają dokładnie ten sam kształt co śmiertelny całun, który anioł pokaże niewiastom niosącym wonności w poranek zwycięstwa życia nad rozpaczą śmierci. „Świetliste Dzieciątko odcina się na czarnym tle i antycypuje „zstąpienie do piekieł”. Ono samo jest „światłem, które w ciemnościach świeci”; „Słońce zaszło wraz z Nim, ale ciało Boga pod ziemią rozprasza ciemności piekła. „Światło zwycięża ciemności, Życie unicestwia śmierć”. Chrystus narodzony w grocie, owinięty w całuny, jest niczym innym jak mistagogiczną wykładnią zstąpienia Słowa do piekieł, tu rozbrzmiewa w oddali echo słów Ewangelii Janowej: „Światłość w ciemności świeci”. Pewnie warto byłoby się zapytać gdzie w tej grocie jest miejsce dla mnie ? Do groty trzeba mieć odwagę wejść, najpierw przejść przez ciemność aby w głębinie skalnej zobaczyć Światłość położoną  w sercu stworzenia. Tam zobaczymy szczęśliwą Rodzicielkę, zmęczoną po porodzie, ale w matczynym zachwycie kontemplującą Cud Życia. Ukazana w pozycji leżącej i wyraźnie dominująca w kompozycji całości, staje się przedstawicielką ludzkości- Kościołem będącym w akcie adoracji.  

czwartek, 20 grudnia 2018


Bardzo często próbuje się zarzucić chrześcijaństwu, iż w miejsce pogańskiego kultu słońca wprowadziło uroczystość Bożego Narodzenia. Dobrze zatrzymać się nad tym zagadnieniem odczytując je w kontekście historycznym jak również symbolicznym, choć ten drugi watek wydaje się nawet o wiele bardziej intrygujący poznawczo. Kościół Wschodni już w III wieku obchodził Boże Narodzenie ( a właściwie to był cały złożony zespół świąt – Narodzenie- Objawienie- Chrzest) 6 stycznia, natomiast Kościół Rzymski w IV wieku zaczął obchodzić odrębną uroczystość Narodzenia Pańskiego. Przeniesiono to ważne wydarzenie na 25 grudnia, na dzień kiedy to w Rzymie obchodzono święto pogańskie „sol invictus”- słońca niezwyciężonego. W sposób naturalny chrześcijaństwo pragnęło przeciwstawić się bóstwu słonecznemu, wprowadzając w to miejsce Chrystusa- prawdziwe Słońce nieznające zachodu. Bowiem w narodzinach Chrystusa wzeszło prawdziwe słońce, które oświeciło ludzkość swoim światłem. Biblia z właściwą sobie radością przenikniętą podziwem wspomina o słońcu, o jego pełnym blasku. Jego zwycięski obieg po niebie opisuje Psalm 19, odnoszony przez liturgię zawsze do Chrystusa, który jak oblubieniec z komnaty nowożeńców wyszedł z dziewiczego łona swej Matki. Izajasz w głębokiej zadumie spogląda na to ciało niebieskie jak na obraz Boga, który zajaśnieje  sprawiedliwym w królestwie mesjańskim (Iz 60,19). Boska Mądrość jest „piękniejsza niż słońce” (Mdr 7,29). W Apokalipsie ukazuje się na niebie „wielki znak” Niewiasty obleczonej w słońce, będący obrazem Matki Boga i Kościoła. Chrześcijanie od początku dostrzegali w Chrystusie prawdziwe Słońce. Już w Ewangelii świętego Łukasza, który to pewnie zetknął się z silnym pogańskim kultem słonecznym Heliosa, pojawia się skądinąd cudowna modlitwa wypowiedziana przez usta starca Zachariasza „Dzięki litości serdecznej Boga naszego. Przez nią z wysoka wschodzące Słońce nas nawiedzi, by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają” (Łk 1,78). Nadchodzący Mesjasz jawi się jako „sol salutis”- Słońcem zbawienia. Już greccy Ojcowie Kościoła opisując narodziny Chrystusa, w kontekście głębokiej tęsknoty za zbawieniem, porównywali ten cud do narodzin światła bóstwa słonecznego: „Panna porodziła- teraz wzrasta światło”. Wielki Pieśniarz Kościoła św. Efrem Syryjczyk podążając w tym nurcie interpretacyjnym wyraża swój podziw w jednym z hymnów: „Zstąpił Pan światłości Niebiańskiej i jak słońce promienieje z łona swej Matki… Zwycięża słońce… Pokonana jest zimowa ciemność, żeby obwieścić, że szatan został pokonany. Zwycięża słońce, by oznajmić, ze swój triumf świętuje Jednorodzony”. Jutrzenką, która przyniosła nam Słońce- Chrystusa, była Maryja, Niepokalana Matka Boga, której dziewicze zrodzenie Jezusa porównuje się do promienia słońca, który przechodzi przez szkło, ale go nie niszczy: „Transit, sed non frangit”- mówił średniowieczny pisarz. Można to odczytywać również w sposób trynitarny, dotykając samej relacji w Trójcy Świętej: „Bóg Ojciec jest słońcem, Syn Jego promieniem, a Duch Święty- światłem”. Pierwsi chrześcijanie a wraz za nimi następne pokolenia wyznawców przejęli zwyczaj, podobnie jak starożytni czciciele słońca, zwracać się w czasie liturgicznej modlitwy w kierunku wschodu słońca. Na wschodzie bowiem pan przyszedł w fakcie wcielenia, tam był usytuowany raj, ze wschodu nadejdzie powtórnie w Paruzji. Orygenes powiada w jednej z homilii: „Każdy, kto w jakikolwiek sposób przyjmuje na siebie imię Chrystusa, staje się synem Wschodu (Słońca). Tak bowiem napisano o Chrystusie: Oto Mąż a imię Jego- Wschód słońca” (Za 6,12). W innym tekście pisze następująco: „Któż nie przyzna od razu, ze wschodnia cześć świata wyraźnie wskazuje na to, że w tym kierunku symbolicznie się zwracając należy się modlić, jak gdyby dusza miała ujrzeć wschód prawdziwego słońca”. Wschodni chrześcijanie po przyjęciu Komunii Świętej, wyrażają śpiewem: „Widzieliśmy światłość prawdziwą, przyjęliśmy Ducha niebieskiego, znaleźliśmy wiarę, przeto kłaniamy się Trójcy niepodzielnej, ona bowiem nas zbawiła”. Wtedy kiedy chrześcijanie wielbią Boga- Człowieka jako prawdziwe Słońce, wylewają się zdroje łaski, dotykamy rzeczywistości nas przekraczającej. On rozjaśnia nasze ciemności, rozświetla kłębiące się mroki naszej duszy, otula światłem miłości która rozlewa się z serca miłującego świat Boga. W noc narodzenia Maryja położyła w żłobie Dziecię z którego emanowało cudowne światło, rozpromieniło skalną fakturę groty, rozświetliło skrzydła adorujących aniołów, uspokoiło dręczące myśli i skołatane serce św. Józefa. Słońce to powstało i zajaśniało dzieciom Adama- nastał nowy dzień, jak ten w którym Stwórca wypowiedział do życia najjaśniejsze ciało niebieskie. My jesteśmy świadkami tego wschodu Słońca.

wtorek, 18 grudnia 2018


Mt 1, 18-24

Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto Anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: «Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, on bowiem zbawi swój lud od jego grzechów»....

W Ewangelii spisanej przez Mateusza odnajdujemy ludzką i pełną dylematów drogę Maryi i Józefa. Ich zmagania, rozterki, wewnętrzne perypetie, tak ściśle zespolone z precyzyjnie obwieszczanym planem Boga. Gdy u św. Łukasza Maryja stoi w centralnym punkcie historii Bożego Narodzenia, to św. Mateusz opowiada historię narodzin z punktu widzenia świętego Józefa. Ten wyjątkowy mężczyzna, tak bardzo bliski Maryi przeżywał najtrudniejsze wewnętrzne walki; rozdarte serce i mnóstwo pytań o które się po męsku rozbijał. Pewnie dlatego w sztuce Kościoła wschodniego- na ikonie pokazany jest z boku, jakby izolacji poza pełną apofatyczności sceną narodzin Dziecięcia. Jego bycie poza, nie jest postawą negacji czy odrzucenia- to chwilowe wycofanie naznaczone cieniem, który stopniowo będzie usuwał Bóg. Józef był człowiekiem sprawiedliwym i bez jakichkolwiek wątpliwości głęboko wierzącym. Nie chciał skompromitować Maryi w momencie w którym mu oznajmiono, iż kobieta obiecana mu za żonę jest wstanie błogosławionym. Niewyjaśniona brzemienność Maryi był podstawą, by Ją oskarżyć, a nawet ukamienować. On czyni zgoła inaczej, podąża za sercem przepełnionym troską i miłością. Gdy tak rozmyśla w jaki prawidłowy sposób powinien zareagować, Bóg wchodzi w jego szamotaninę i rzuca światło na podjęte decyzję. Od tej chwili będzie cichym- niejako w tle świadkiem rozgrywających się wydarzeń i stróżem tajemnicy miłości uobecnionej w Maryi i Jezusie. Jego Małżonce również nie było łatwo odnaleźć się w zaistniałej sytuacji; jak się obronić przed ludzkimi pomówieniami, a nade wszystko spojrzeć Józefowi w oczy- tak aby wszystko zdołał pojąć. W jaki sposób przemówić do serca Józefa, aby potrafił dostrzec zgoła coś więcej niż otoczkę słów usprawiedliwiających cudowne poczęcie Dziecka. Ona znalazła w sobie odwagę i siłę, aby unieść to brzemię odpowiedzialności. Została przeznaczona i wybrana do służby tajemnicy Wcielenia, zarazem przeżywając ludzką- czystą miłość względem Józefa. Wydaje na świat Boga-Człowieka przynoszącego zbawienie i staje się uwiarygodnieniem miłości Trójcy Świętej. „Sama Maryja- jak napisze J. Florowski- partycypowała w tajemnicy zbawczego ponownego stworzenia świata. Oczywiście należy ją zaliczyć do zbawionych. W sposób najbardziej oczywisty potrzebowała zbawienia. Jej Syn jest Zbawicielem i Wybawcą, podobnie jak jest On Zbawicielem świata. Jednakże jest Ona jedynie istotą ludzką, dla której Zbawiciel świata jest także synem, Jej własnym dzieckiem, które rzeczywiście zrodziła… Jego nadprzyrodzone narodziny są wzorem i źródłem nowego istnienia, nowych i duchowych narodzin dla wszystkich wierzących, które są niczym innym, jak uczestnictwem w Jego świętym człowieczeństwie, adopcją do synostwa Bożego- „w drugim Człowieku”. „w ostatnim Adamie”. Od samego początku św. Mateusz prezentuje Chrystusa jak nowego Adama, a Jego przyjście uobecnia przywrócenie edenicznej szczęśliwości. Nowe stworzenie dokonujące  się w Duchu Świętym, a kulminacyjnym wydarzeniem tego procesu jest narodzenie Bożego Syna.  

niedziela, 16 grudnia 2018


Mt 1,1-17

Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna Abrahama. Abraham był ojcem Izaaka; Izaak ojcem Jakuba... Mattan ojcem Jakuba; Jakub ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem. Tak więc w całości od Abrahama do Dawida jest czternaście pokoleń; od Dawida do przesiedlenia babilońskiego czternaście pokoleń; od przesiedlenia babilońskiego do Chrystusa czternaście pokoleń.

W Biblii historia zawsze jest święta. „Historia opisuje, wyjaśnia i stara się zrozumieć. Zrozumienie zaś zakłada uczestnictwo” (P. Tilich). Rozpamiętywanie przeszłości i utrwalanie jej w pamięci, należało do najważniejszych czynności Izraela. Bóg bowiem odsłaniał jakby niewidoczną kurtynę czasu i przenikał wszystkie wydarzenia życia, zaświadczając o swojej nieustannej obecności. „Historię tworzy oczekiwanie, że w przyszłości będzie miało miejsce niezwykłe zjawisko, które wyjawi sens istnienia- pisał M. Bierdiajew- Jest to oczekiwanie na przyjście Mesjasza lub na królestwo mesjańskie. Historia jest ruchem ku temu królestwu, które przyniesie ze sobą wyzwolenie z niewoli i cierpienia, przyniesie dobro.” Wydarzenia stanowią wielki i napełniony treściami fryz, w którym każda narracja opowiada o wielkich dziełach Boga. Człowiek kultury biblijnej widział, że trzeba zachować w pamięci życie swoich przodków; bo jeśli zapomni, to ktoś kiedyś zapomni o nim. Pamięć jest „miejscem” utrwalania i przekazywania historii która jest święta; czas przepływa niczym zwarty nurt wody, stając się łaską. Dlatego Maryja- przynosząca największy dar życia- Emanuela, „zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu”. Święty Mateusz redaktor pierwszej Ewangelii synoptycznej na samym początku umieszcza tzw. rodowód Jezusa. Nie bez przyczyny badacz Ernst Renan powiedział, że Ewangelia św. Mateusza „jest najważniejszą księgą historii powszechnej”. Najprawdopodobniej przyświecała mu idea, aby ziemską historię Jezusa Chrystusa ujednolicić z historią Ludu Bożego Starego Testamentu, prowadzącego ludzkość do zbawienia. „Dlatego Mateusz jako hagiograf, zabiegał, aby dokonać redakcji jak najbardziej perfekcyjnie doskonałej genealogii Jezusa, która miała stanowić argument dopełnienia wykazującego, że Jezus jest tym samym obiecanym przez Boga w Starym Testamencie Mesjaszem.” Przez całą Ewangelię przewija się jednoznaczna argumentacja, która na obszarze judeochrześcijańsko-palestyńskim była wypowiedzią pierwotnej katechezy: Jezus z Nazaretu jest obiecanym w Starym Testamencie Mesjaszem z rodu Dawidowego. „Dla Żydów legalnym ojcem dziecka jest ten, kto się do ojcostwa przyznaje. Tak właśnie czyni Józef na polecenie anioła. W ten sposób Jezus zyskuje królewski rodowód i dlatego Mędrcy ze Wschodu będą pytać o nowonarodzonego króla żydowskiego” (H. Balthasar). Cykliczne koło czasu zostaje przeniknięte światłem wschodzącego Słońca. Umieszczenie przyjścia Zbawiciela w wielkiej historii, zapobiega niebezpieczeństwu ograniczenia jej do płytkich spekulacji, świata legend, czy balansowania na krawędzi kontestacji lub zwątpienia. Historia jest święta- a jej centrum stanowi Jezus Chrystus- Alfa i Omega !

piątek, 14 grudnia 2018


Jesteśmy coraz bliżej świąt Narodzenia Pańskiego. Adwentowy nastrój oczekiwania zostaje od kliku tygodni naruszony przez komercyjny happening, pragnący pozyskać jak najwięcej zwabionych wokół robienia zakupów klientów. W naszym zsekularyzowanym świecie nawet intymne i święte oczekiwanie w głębi duszy zostaje natarczywie naruszone przez pośpiech i wabiące zmysły marketingowe promocje. Wszystkim się wydaje, że urok świąt to radość z prezentów, zapominając o najważniejszej prawdzie- iż największym darem jest dla nas zstępujący w małym Dziecięciu Bóg. „A wy za kogo mnie uważacie ?”- to ewangeliczne pytanie musi określić sens naszej tęsknoty. Oczekiwanie na najważniejsze narodziny w dziejach świata, nie są świętem dystrybucji dóbr i zabijania czasu wędrówkami po galeriach. Można ogłupieć od tylu propozycji którymi prześcigające się firmy próbują zarzucić człowieka. To, co jest naprawdę ważne, przychodzi często niezauważalnie dla oczu. Chrześcijanie przygotowują się do misterium Wcielenia, która dotyka całej historii i stworzenia wokół nas. Miłość która zstępuje pokornie w centrum pulsującej rzeczywistości, nie ma nic z uwodzicielskiego języka świata. Nativitatis Domini jest Paschą ! To wydarzenie trzeba przeżyć i przełożyć jego błogosławione treści z języka wiary, na głębię relacji międzyludzkich. Jest to święto bogoczłowieczeństwa do którego zostaje zaproszony człowiek; ma stanąć w zdumieniu i pozwolić się przeniknąć promieniowaniu miłości, pozostawiając wszystkie inne sprawy na boku. Bóg przychodzi nie po to, aby nam było wygodnie, radośnie, czy żebyśmy byli pozbawienie jakichkolwiek zmartwień. Miłość, która rozprasza matowość zajętej sobą egzystencji, nie przychodzi aby człowieka uchronić od chorób nowoczesnego świata, czy kryzysu ekologicznego. Bóg przychodzi tylko dlatego, aby nam obwieścić miłość. Abyśmy zrozumieli sens miłości ! Nowina o Wcieleniu odsłania głębokie treści teologiczne, a nade wszystko egzystencjalne. Być w pełni człowiekiem. Miłość Dziecięcia usuwa lęk, przywraca pokój, wszystko czyni przejrzystym..., roznieca żar wiary. „Dla nas i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba” – wyznajemy w liturgicznym Credo. Ludzki grzech i egoizm zostają roztopione w bezgranicznej miłości Boga. „Słowo wychodzące z milczenia” (św. Ignacy Antiocheńskie) przechodzi przez łono Dziewicy, czyniąc z  miłości największy dar- czyniąc nas prawdziwie ubogimi. Ciasna i duszna Grota Narodzenia nie znajduje się tylko w Betlejem- to również ludzkie serca- miejsca szczerego przyjęcia lub odtrącenia Miłości. Ten, który jest z każdą chwilą bliżej nas, to „Bóg o twarzy Dziecka któremu łatwo wyrządzić krzywdę- pisał W. Hryniewicz- Bóg wiecznej młodości, stwarzający świat na nowo. Bóg, którego można przyjąć nie przyjąć. Bóg, od którego człowiek odchodzi... Bóg, któremu można i trzeba zaufać. Bóg milczenia, który przemówił najgłośniej przez swojego Syna.” Tylko tęsknota poruszona miłością pozwoli nam w całej pełni doświadczyć cudu betlejemskiej nocy. Prostaczkowie- ludzie głębokiej wiary, widzący bardziej sercem niż rozumem, ujrzą cudowne Niemowlę o dużych, przenikliwych i pięknych oczach; uchwycą prawdę zbawienia, że Bóg skrócił dystans wieczności, aby pozwolić się przytulić do grzesznego człowieka.

środa, 12 grudnia 2018


Łk 1,46-56

 W owym czasie Maryja rzekła: „Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, Zbawcy moim. Bo wejrzał na uniżenie swojej służebnicy, oto bowiem odtąd błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia. Gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny, święte jest imię Jego…

Magnificat anima mea Dominum- to najpiękniejsze słowa modlitwy, jakie zostały utrwalone w Ewangelii. Modlitwa Oblubienicy, której łono i serce napełnione zostało największym obdarowaniem- życiem samego Boga. Modlitwa którą podejmuje Kościół w liturgicznym przypływie uwielbienia i drgania duszy. Hymn ten jest refleksem wydarzenia Zwiastowania. Wtedy spełniła się odwieczna decyzja- „zbawienia naszego początek i objawienie odwiecznej tajemnicy”. Duch Święty- nasienie Boga, zstępuje w Jej kobiecość i dokonuje tak wielkiego poruszenia, że Dziewica z Nazaretu wyśpiewuje chwałę Bogu. Chyba nie można tego wyrazić piękniej i jeszcze bardziej poruszająco. Tylko ludzki głos i ciało wibrujące w tańcu, potrafią stać się językiem najdoskonalszej wypowiedzi. Jak pisał o. Bułgakov: „Z Nią mówi wciąż te słowa każda ludzka dusza, która otwiera się na przyjęcie Ducha Świętego”. Naśladowanie przez chrześcijan Maryi w wielkiej doksologii, staje się źródłem niezwykłej radości, która przeszywa obojętność i szarość świata. „Wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny”- Ikonografia w kompozycji zwanej „Koronowanie Dziewicy”- jak pisał Evdokimov, przedstawia Bogurodzicę jako głowę świata anielskiego i kapłaństwa królewskiego… Kobieta jest Ewą- Życiem, która strzeże, ożywia i opiekuje się każdą cząstką męskiego stworzenia. Dziewica przedstawia łaskę, Boską filantropię”. Wpatrzeni w Maryję, zostajemy wtajemniczeni w pomysły Boga. Powinniśmy nasze życie uczynić pokorną pieśnią uwielbienia, podziwu i wesela. Kasjodor mawiał: „Śpiewa Panu pieśń nową ten, kto złożył starego człowieka i został szczęśliwie odnowiony przez łaskę chrztu”. Naprawdę mamy każdego dnia za co, dziękować Bogu.  

 

 

poniedziałek, 10 grudnia 2018


Iz 35, 1-10

Niech się rozweselą pustynia i spieczona ziemia, niech się raduje step i niech rozkwitnie! Niech wyda kwiaty jak lilie polne, niech się rozraduje, skacząc i wykrzykując z uciechy. Chwałą Libanu ją obdarzono, ozdobą Karmelu i Szaronu. oni zobaczą chwałę Pana, wspaniałość naszego Boga. Pokrzepcie ręce osłabłe, wzmocnijcie kolana omdlałe! Powiedzcie małodusznym: «odwagi! Nie bójcie się! Oto wasz Bóg przychodzi...    

Adwent – to pora metamorfozy. Opisy czasu mesjańskiego tak pogłębione i podane do lektury Kościołowi oczekującemu Pana, zapowiadają odnowę świata i człowieka; pustynia zamieni się w ogród, Liban nawodni nieurodzajnie spękaną ziemię- wszystko się zazieleni- stanie się nowym Edenem. Chrześcijanie - duchowi nomadzi wyruszą ku Źródłu które nasyci po brzegi ich łaknące dusze. „Schyłek świata to znak, że Królestwo Boże jest blisko, że stoi już u drzwi” – pisał E. Trubieckoj. Uderza mnie w lekturze tekstu u Izajasza obecność Boga pośród materii, jego przyjście zwiastuje błogosławiony „początek”, kiedy przechadzał się po ogrodzie i cieszył się uobecnionym pięknem powołanego z miłości stworzenia. W tym retrospektywnym ujęciu przyszłość wydaje się świętem życia i piękna- przebóstwienia. „Tak oto raj był piękny i dobry: Słowo Boże przechadzało się stale i rozmawiało z człowiekiem, zapowiadając rzeczy przyszłe, ponieważ będzie zamieszkiwało i rozmawiało z nim, i będzie razem z ludźmi, ucząc ich sprawiedliwości”(św. Ireneusz z Lyonu). Adwent jest przygotowaniem na zstępujące piękno, uobecnieniem świętości jaśniejącej na obliczu Bogaczłowieka. „Za czasów Izajasza mogło się wydawać, że świat nie potrzebuje odnowy: był młody jeszcze i płodny, a jednak prorok zapowiedział jego odnowienie. Nowe oznacza w Biblii to, co jest Boże, święte, nie sprofanowane. Odnowa może być niczym innym, jak powrotem do tego stanu” (J. Pasierb). Nasz świat jest również przestrzenią wybrakowaną i sprofanowaną- nie chodzi tu o niszczenie środowiska naturalnego, lecz o erozję ludzkich serc- pustynię- siedlisko śmierci, samotności, alienacji, pustki. Współczesny człowiek przechadza się po cienkiej granicy między życiem a śmiercią. Wielu przestało wypatrywać znaków, a ich oczy utraciły nadzieję. Chrześcijaństwo spowite tęsknotą, przypomina o dynamice wiary, stając się refleksyjnym- otwartym na życie w Chrystusie i komunię w Duchu Świętym. „Bóg staje się człowiekiem, aby zbawić utraconego człowieka”- twierdził św. Maksym Wyznawca. Wcielenie Chrystusa i Jego powtórne przyjście posiada znaczenie kosmiczne, kosmogoniczne, to nowy dzień stworzenia- pełnia- partycypacja w Bogu, radość ponownych narodzin świata !

niedziela, 9 grudnia 2018


Mt 11,11-15

Jezus powiedział do tłumów: „Zaprawdę powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on. A od czasu Jana Chrzciciela aż dotąd królestwo niebieskie doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je. Wszyscy bowiem Prorocy i Prawo prorokowali aż do Jana. A jeśli chcecie przyjąć, to on jest Eliaszem, który ma przyjść.  Kto ma uszy, niechaj słucha”.

Chrystus jest bardzo powściągliwy w pochwałach konkretnych osób, jakby chciał uświadomić swoim odbiorcom, iż na jakiekolwiek wyróżnienie trzeba ciężko zapracować. Świadectwem pieczętującym doskonałość, ma być całe życie wypełnione wiernością i pokorą. Jest jeden wyjątek; rekomenduje człowieka, wobec którego nie posiada żadnych wątpliwości- chodzi o Jana Chrzciciela- zostaje postawiony jako wzór do naśladowania. On jest nawet więcej niż prorokiem- jest burzycielem sumień, jego przejście przez pustynię życia powoduje duchowe poruszenie. Kiedy postawił stopy na pustyni, to miejsce zatracenia, bezdomności- siedlisko demonów i przerażającej samotności, przemieniło się w rozkwitającą oazę. Jego słowo miało taką moc, iż ludzie najbardziej obojętni pragnęli zmienić swoje życie i otrzymać obmycie wodą z Jordanu. Jest On nazwany poprzednikiem Pańskim- Prodromos, był bowiem prorokiem na styku dwóch Testamentów i bezpośrednio poprzedził nadejście Mesjasza- prostował drogi, kształtował ludzie sumienia, a nade wszystko wskazał na Baranka. Według pobożnej legendy, anioł miał wyprowadzić młodego i pełnego duchowego zapału Jana na pustynię i podarował mu szatę ze zwierzęcej sierści, która rzekomo miała stanowić nierozerwalny atrybut jego osoby. Na pustyni kształtował się charakter Jana- duchowy profil człowieka nieugiętego, bezkompromisowego, całkowicie oddanego Bogu. Jest jednym z najbardziej popularnych świętych; są mu poświęcone liczne baptysteria, dedykowane kościoły, powierzane wstawiennictwu krainy. Potrafił być w cieniu, ascetyczny, pełen realizmu życiowego. Był „duchowym szaleńcem”, ale nigdy fanatykiem. Jego serce przepełniał jeden cel- pozwolić zajaśnieć Światłości. On sam jest niczym Anioł Światłości, nie bez przyczyny ikonografia Kościoła Wschodniego, przedstawia Jana Chrzciciela ze skrzydłami. „Anioł Pustyni”. Jest to nawiązanie do mesjańskiego proroctwa Malachiasza o Aniele Przymierza, który ma poprzedzić przyjście oczekiwanego Pana (Ml 3,1). Jan- Anioł Pustyni, nazwany w liturgii „aniołem na ziemi” i „człowiekiem nieba” jest wzorem życia pustelniczego, określanego jako życie anielskie, a tym samym zapowiedzią przebóstwionego człowieczeństwa”. Orygenes napisze o Proroku: „Duch więc, który byłe w Eliaszu, przyszedł do Jana, i moc, która w nim była, w tym także się objawiła. Tamten został uniesiony do nieba, ten zaś był poprzednikiem Pańskim i umarł przed Nim, aby zstąpiwszy do otchłani przepowiedzieć tam Jego przyjście”. Zdaje się, że wstąpił w ciemności świata niczym na skrzydłach wiary. „Wszechmogący wieczny Boże, daj sercom naszym postępować w prostocie dróg Twoich, której uczył św. Jan Chrzciciel, głos wołający” (Sakramentarz z Werony).

sobota, 8 grudnia 2018


Łk 1,26-38

Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami”. Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus… Na to Maryja rzekła do anioła: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?” Anioł Jej odpowiedział: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym… Na to rzekła Maryja: „Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa!”Wtedy odszedł od Niej anioł.

Zwiastowanie – to najpiękniejsze wydarzenie utkane ze słów na kartach Ewangelii. Nie ma drugiej takiej samej sceny; tu wszystko przeniknięte jest tajemniczością, intymnością, rozgrywającą się bardziej w głębinach serca, niż na oczach ciekawskich gapiów. Czytamy ten fragment w ważniejsze święta poświęcone Matce Odkupiciela. Opowieść o Maryi- Owieczce Baranka, rozpina się wokół dwóch obrazów- Zwiastowania i testamentu z Krzyża. W pierwszym młoda, piękna Dziewczyna z Nazaretu otwiera swoją kobiecość na łaskę i przyjęcie daru Życia- błogosławione i płodne macierzyństwo, a w drugiej odsłonie trzyma w swoich dłoniach umęczone, wyżłobione od ludzkiej nienawiści i sadyzmu- ciało Syna (Pieta).   Pokorna Służebnica Pana- w tym określeniu zawiera się cała duchowa głębia Jej osoby. Wymownie o tej rzeczywistości łaski, pisze jeden ze wschodnich teologów: „Na fiat Stwórcy odpowiada fiat stworzenia: „Oto ja służebnica Pańska”. Anioł Gabriel jest jakby pytaniem, które Bóg stawia wolności człowieka: czy rzeczywiście chce on być zbawiony i przyjąć Zbawcę ? Działanie Ducha Świętego przez linię „przodków” i czystość Tej, która jest gratia plena, odbierają złu wszelką broń…” Najpokorniejsza z kobiet świata staje się Pneumatophorą- nosicielką Ducha i Theotokos- nosicielka Chrystusa. „To Duch Święty tworzy Chrystusa w umysłach wszystkich ludzi na podstawie udziału Maryi w wydarzeniu wcielenia” (M. Nissiotis). Chciałbym również wzmocnić moją refleksję obrazem. Myślę o scenie zwiastowania, którą wymalował pokorny brat Fra Angelico. Tylko głęboko wierzący artysta potrafiłby z taką prostotą i urokliwą aurą świętości zbudować tak głęboką scenę. Sam artysta ponoć mawiał, że obcował z Chrystusem i przystępował do pracy jedynie w stanie łaski. „Jest malarzem raju i jego szczęśliwości”. Uchwycił na obrazie coś znacznie więcej, niż tylko sacra conversacione- święty dialog, między Maryją, a zwiastującym dobrą wieść Archaniołem. Maryja namalowana tak delikatnie- transparentnie, jakby w Niej i przez Nią emanowało światło. Tylko lekko zarumienione policzki na twarzy, przekonują nas, że jest prawdziwie cielesna. Piękna dziewczyna, zdająca się być obleczoną w świętość. Nie jest tylko wytworem wyobraźni kontemplującego słowa Ewangelii zakonnika. Odkrywamy w tej scenie piękno i szczęście. Maryja klęczy przed posłańcem, dłonie złożone na piersi- wyrażające modlitwę, wygląda tak, jakby ktoś w jednym momencie wszedł w strumień jej modlitwy uwielbienia. Na pierwszy rzut oka wydaje się być zastygłą w swojej hieratycznej pozie, ale to tylko pewien refleks oka. Tu wszystko żyje… opowiada o cudzie życia. Archanioł stojąc przygląda się młodziutkiej „kandydatce”, przez którą objawi się światu miłość. Posłaniec trochę naśladuje układem dłoni, gest Służebnicy. Intymność spotkania koresponduje z surowością wnętrza- tu nie ma nic, oprócz tego, co zdaje się być najważniejszym- pragnienia Boga i zgodą Maryi. Paleta kolorów, którymi posłużył się Fra Angelico, wyraża sugestywnie niematerialną zwiewność i cud zatrzymanej w kadrze obrazu intymności. Zostajemy zaproszeni do kontemplacji życia Maryi i przeżywania wiary w sposób zupełnie wyjątkowy. Pragnę zakończyć słowami modlitwy, przypisywanymi św. Janowi Damasceńskiemu: „Tobą raduje się, Łaski Pełna, wszelkie stworzenie, anioły chóry i ludzki ród. O święta Świątynio i Raju duchowy, dziewictwa Chlubo, w Ciebie wcielił się Bóg i dzieckiem był Przedwieczny Bóg nasz. Wnętrzności bowiem Twoje uczynił ołtarzem i łono Twoje było większe od nieba. Tobą raduje się, Łaski Pełna, wszelkie stworzenie”.

czwartek, 6 grudnia 2018


Dzień świętego Mikołaja (gr. Nikolaos, ros. Nikolai ) jest świętem dzieci. Obdarowywanie prezentami jest echem urokliwej legendy związanej ze świętym który miał rzekomo uratować trzy dziewczęta od prostytucji, podrzucając im do domu trzy złote kule na posag, dzięki czemu mogły wyjść za maż. Stąd w tradycji utrwalił się zwyczaj obdarowywania prezentami. Dzisiaj również dorośli odkrywając w sobie promyki wspomnień z dzieciństwa, próbują przeżywać radośnie ten dzień jako moment wzajemnej wdzięczności w postaci drobnych prezentów. O czekoladowych lub lukrowanych pierniczkowych mikołajach i drobnych upominkach pod poduszką marzy każde dziecko, a i dorosłym potrafią się zaszklić ze wzruszenia oczy. Święty Mikołaj Cudotwórca czy Mikołaj komercyjnej rozrzutności ? Obecnie w kulturze europejskiej zatarła się bardzo mocno prawda o prawdziwej postaci Biskupa z Miry, stolicy Licji w Azji Mniejszej (IV w.) na rzecz starszego- lekko głupiutkiego i humorystycznego starszego pana rozdającego dzieciom prezenty i przyodzianego w czerwony kubrak z białym futerkiem. W czasach walki z Kościołem i komunistycznej ateizacji zastępowano świętego „Gwiazdorem” czy „Dziadkiem Mrozem.” Dziś jest to symbol marketingowej zachęty do robienia zakupów. Nastąpiło zlaicyzowanie postaci świętego na rzecz urokliwego i lekkostrawnego dobrodzieja, wyrywając go z chrześcijańskiej tradycji i właściwej mu roli duchowego przewodnika, wrażliwego pomocnika i skutecznego wstawiennika u Boga. Myślę, że warto odfałszować osobę poczciwego i barwnego duchowo Mikołaja. U naszych wschodnich sąsiadów Rosjan święty Mikołaj obok Najświętszej Maryi Panny jest najbardziej czczonym świętym. Ludzie są tak bardzo zakochani w jego osobie, że widnieje jego wizerunek na każdej ikonie zdobiącej wnętrze cerkwi i domowego modlitewnego kąta. Stare ruskie przysłowie powiada, że „nawet gdyby Bóg zniknął któregoś dnia, zawsze mamy świętego Mikołaja.” Ikony stanowią niezwykle autentyczny przekaz o człowieku szlachetnym, dobrodusznym i wypełnionym na wskroś miłością do Boga i człowieka. Imię Mikołaj oznacza dar przekonywania ludu (gr. nikło- tłumaczy się tyle co przekonywać, interweniować za kimś ). W tradycji chrześcijańskiego Wschodu i Zachodu św. Mikołaj cieszył się wielką estymą; był czczony wśród ludu prostego i przenikniętego pierwiastkiem wrażliwej uczuciowości wiary. Święty uważany za opiekuna nie tylko ludzi, ale również i zwierząt. Jest patronem dziewcząt pragnących wyjść za maż, kobiet oczekujących potomstwa, ludzi zajmujących się różnorodną profesją: żeglarzy, kupców, młynarzy, pasterzy, rybaków, pielgrzymów. Zwracano się do Niego o ochronę w chwilach niebezpieczeństw, a szczególnie w czasie podróży, czy  pątniczego szlaku. Najstarsza ikona z jego wizerunkiem pochodzi z końca X wieku- jest proweniencji bizantyjskiej i znajduje się w klasztorze świętej Katarzyny na górze Synaj. Widnieje na niej święty jako starszy mężczyzna o przenikliwym spojrzeniu, z wysokim czołem „łysy starzec, o zaokrąglonej brodzie”(Hermeneja). Najczęściej ukazywany jest w szatach biskupich z charakterystycznym atrybutem jakim jest trzymana w dłoni księga Ewangelii. Święty ukazywany jest w dwóch wariantach ikonograficznych- całopostaciowo lub półpostaciowo w formie popiersia. Nawet gdybyśmy odmitologizowali św. Mikołaja z wielu legend które narosły przez wieki wokół jego osoby, to i tak będzie promieniowała dla wierzących postać człowieka napełnionego Bogiem i dobrocią do świata. Wyobraża on ludzkie ojcostwo, którego najpiękniejszym darem jest miłość i czuła troska. Kończę to rozważanie fragmentem Stichiry ku czci świętego Mikołaja. „Tym, którzy w wierze i miłości. Zawsze czczą Twoją sławną pamięć. Rozwiązujesz biedy, napaści i nieszczęścia, ojcze, twymi modlitwami do Boga.”

środa, 5 grudnia 2018


Rzekł do Niego Filip: «Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy». Odpowiedział mu Jezus: «Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Dlaczego (J 14,8-9)

W holenderskiej przestrzeni publicznej rozgorzała na nowo kwestia dotycząca chrześcijańskich obrazów- a dokładnie chrystologicznych dzieł wielkiego mistrza baroku Caravaggia. Wystawa która miała promować europejską kulturę i miasto Utrecht, złamało się pod naporem aktywistów muzułmańskich i protestanckich „potomków ikonoklazmu”. Powracają na nowo echa dawnej ikonoklastycznej historii z pierwszych wieków chrześcijaństwa i niderlandzkiej nowożytności. „Obrazy należy usunąć, aby wymazać z serc ich wspomnienie” (H. Belting). Pobrzmiewa ciągle złowieszcza ideologia szermierzy reformacji, próbujących ze sztuki uczynić medium podejrzane, bałwochwalcze, obce rzekomo pragnieniu Boga. Reformacja jawiła się jako panowanie słowa, które wyparło znaki i symbole religii. Podobnie postępuje islam, deprecjonując przekaz wiary za pomocą obrazu. „Królestwo Boże jest królestwem, w którym się słucha, a nie ogląda”- pisał Luter w Wielkim Katechizmie. Jakie to smutne, że nie dojrzało jego serce i wzrok do poznania o wiele głębszego. „Błogosławione są wasze oczy...” - przekonywał Chrystus uczniów, wskazując na wzrok jako organ poznania wcielonego Boga. Piszę o tych niepokojących zjawiskach w dniu w którym Kościół wspomina w liturgii wielkiego obrońcę sztuki świętego Jana Damasceńskiego (675- 749). Dorastanie do dojrzałej myśli teologicznej starożytnego Kościoła miało swoich płodnych Ojców, którzy od początku postawiali sobie za cel obronę świętych wizerunków i niejednokrotnie było im dane w obronie tej sprawy przypłacić wygnaniem, torturami, czy życiem. Nie sposób pominąć tych wielkich osobowości bizantyjskiego Kościoła i ich zaangażowania na płaszczyźnie teologii ikony. W Źródle poznania, które dedykował swemu duchowemu bratu, Kosmasowi biskupowi Maiuma, przedstawił imponującą syntezę tradycji, która tworzy pewien piśmienniczy tryptyk, stanowiąc fascynującą i ciągle aktualną propedeutykę teologii. W końcu najważniejsze dzieło w których znajduje się odpowiedź na zarzuty ikonoklastów i przejrzysty komentarz wiary to Wykład szczegółowy prawdziwej wiary, w którym twierdzi, że nie ma takiego człowieka, który by nie posiadał z natury wszczepionego poznania istnienia Boga. Homilie Jana Damasceńskiego sprawiły, że zyskał sobie przydomek Chrysorohas (płynący złotem). Jemu zawdzięczamy pierwszą autentyczną syntezę myślenia o ikonie, jak również ukształtowania odpowiedniego aparatu pojęciowego w dyskursie na ten temat. W swoich trzech Mowach apologetycznych przeciw tym, którzy potępiają święte obrazy, Jan wydobył istotę nauczania Kościoła na temat Chrystusa i w sposób zdecydowany zabrał stanowisko w tej sprawie. Wykazał w swojej argumentacji, że zakaz malowania ikon kwestionuje podstawową prawdę wiary we Wcielenie, w to, że Bóg istniejąc poza czasem i przestrzenią objawił się w ludzkiej osobie, w człowieku Jezusie narodzonym z Maryi. Ze względu na to, że Bóg przyjął ludzką twarz, możemy go przedstawiać za pomocą obrazów. Ponieważ Słowo Boże, przedwieczny Syn Boży, przybrało ludzkie ciało – argumentuje Jan – możliwe jest – co więcej konieczne – by je przedstawiać  i dlatego zachęca: „maluj na obrazach Tego, który stał się widzialny, i przedstawiaj Go tak, by mógł być oglądany.” Ikonoklazm w przekonaniu bizantyjskiego teologa był pewnym rodzajem doketyzmu, który oznaczał brak poszanowania dla tajemnicy Boskiego człowieczeństwa. Zdaniem teologa kult ikon jest najwłaściwszym sposobem w jaki Kościół daje świadectwo o tym, że Bóg pojawił się w ciele w osobie Jezusa Chrystusa. „Odważnie rysuję portret niewidzialnego Boga nie jako niewidzialnego, lecz jako tego, który się pojawił dla naszego zbawienia i istniał w ciele i krwi.” W tym obrazie Jezusa nie jest przedstawiony ani Jezus – człowiek, ani niewidzialny Bóg, lecz obraz Boga, który stał się ciałem. Jan Damasceński postrzegał rolę obrazu, nie tylko w funkcji  katechetycznej, ale jako ważny aspekt mistagogii chrześcijańskiej. Uważał, że bez ich obecności nie sposób ująć pełnej prawdy o Chrystusie – Wcielonym Bogu. „Przez poznanie zmysłowe bowiem powstaje w umyśle pewne wyobrażenie, które pobudza naszą zdolność rozróżniania i jako cenny skarb jest przechowywane w pamięci.” W przekonaniu teologa istotą sporu dotyczącego ikon nie była sztuka religijna jako taka, ale pytanie o to, w jaki sposób Bóg pozwolił się zobaczyć ludzkim oczom. Podkreślał wielokrotnie rolę widzenia w wierze, wzrok określał najszlachetniejszym ze zmysłów, dzięki któremu skraca się dystans poznawczy między ludźmi a Bogiem: „Ujrzałem Boga w ludzkiej postaci i zbawiona została dusza moja. Oglądam obraz Boga, tak jak Go widział Jakub, a jednak w całkiem inny sposób.”  Oczami duszy przenikamy materialny obraz i odkrywamy prototyp w całym jego egzystencjalnym wymiarze. Prototyp w swej pełnej istocie, w swym bycie osobowym jest obecny w materialnym obrazie, i jako taki może być w nim rozpoznany za pomocą duchowej percepcji. Dopiero tajemnica inkarnacji czyni obraz Boga możliwym do uchwycenia wzrokiem. Zakaz wykonywania wizerunku Boga w Starym Testamencie tam mocno przenikający żydowską teologię i ikonoklastyczne argumenty chrześcijan VIII wieku stał się zdezaktualizowany wobec Wcielenia Logosu tak często przywoływanego przez ortodoksyjnych Ojców- głównie św. Jana Damasceńskiego. Od tej pory autentycznym obrazem będzie sam Bóg przyjmujący ciało jednego człowieka, ażeby otoczyć chwałą całą ludzkość. Dziękujemy dzisiaj Bogu za tego wielkiego Teologa- proroka piękna, obrońcę kultu ikon, charyzmatycznego męża przekonującego Kościół, że Obraz jest równie ważny jak usłyszane Słowo- prowadzące człowieka ku przyjęciu Boga.

poniedziałek, 3 grudnia 2018


Iz 2, 1-5

Widzenie Izajasza, syna Amosa, dotyczące Judy i Jerozolimy: Stanie się na końcu czasów, że góra świątyni Pańskiej stać będzie mocno na szczycie gór i wystrzeli ponad pagórki. Wszystkie narody do niej popłyną, mnogie ludy pójdą i rzekną: «Chodźcie, wstąpmy na górę Pańską, do świątyni Boga Jakuba! Niech nas nauczy dróg swoich, byśmy kroczyli Jego ścieżkami. Bo Prawo pochodzi z Syjonu i słowo Pańskie – z Jeruzalem».

Spojrzenie proroka Izajasza jest głębsze, wyostrzone i wertykalne. Człowiek wiary wchodzi w doświadczenie głębi poprzez mozolną wspinaczkę ku górze. Ojcowie Kościoła nazywają świat domem Boga- oikos tou Theou. Biblia lubi nas prowadzić przez teologiczne symbole. To, co stworzone, odsyła do tego, co niestworzone. Dobrze to rozumieją ci, którzy namacalnie przeżywają mistykę gór. Gueryk z Igny twierdził, „że ludzkie zmysły nie są przystosowane do niewidzialnego i dlatego potrzebne są rzeczy widzialne, aby je przekroczyć.”W Biblii góry stają się miejscami epifanicznymi- przestrzeniami spotkania z Bogiem mającym coś ważnego do zakomunikowania człowiekowi. „Ty, który wszędzie jesteś obecny i wszystko napełniasz.” Dotkniętemu cudownością świata, pogrążonemu w zdumieniu człowiekowi z wierzchołka góry wszystko wydaje się harmonijne, zespolone i piękne. „Góra jest najbliższa nieba- twierdził M. Eliade – i fakt ten nadaje jej podwójną sakralność.” Miejsce na wskroś transcendentne, a zarazem najbardziej właściwa przestrzeń milczącej kontemplacji i subtelnej komunikacji. Wstępowanie na szczyt jest dynamiką łaski, rozwojem oraz wewnętrznym przeobrażeniem. To upragnione miejsce staje się świątynią- Szekina. Mówimy o pejzażu duszy; miłosnym uścisku oblubienicy skaczącej po pagórkach jak łania i rzucającej się w ramiona Miłości. Na szczycie- „miejscu wysokim”- człowiek staje się przejrzysty i niczym nieskrępowany. Jak mówił P. Claudel „istoty żywe” stają się na powrót „świetlistymi posłańcami.” U szczytu uświadamiamy sobie, że świat zawiera się w Bogu, a my jesteśmy jego pierwocinami. Partycypacja w świetlistości, bycie w nowym eonie. „Zbliżając się do światła, dusza staje się światłością” (św. Grzegorz z Nyssy). Adwent przypomina nam o kosmicznym zbawieniu i cudownym muśnięciu stworzenia naznaczonego cieniem śmierci. Na wschodnich ikonach najważniejsze sceny rozgrywają się w krajobrazie górskim. Święte skały wyrastające z ziemi ku niebu po których święci atleci ducha napinają dusze, a ich oczy stają się świetliste od nadmiaru świętości. To punkt w którym wszystkie poziomy egzystencji wchodzą w spełnienie- oddychają wiecznością. Liturgia oczekiwania nieustannie kieruje nasze spojrzenie ku górze- miejscu które wystrzeli ponad pagórki- Królestwu do którego dostęp mają ci, których oczekiwanie przeistoczyło się w miłość.  „Teraz widzimy Ciebie, wszystkich Królu- głosi- apostichesa paschalna- nie oczyma cielesnymi, a miłością naszych serc...”

sobota, 1 grudnia 2018


Ps 25

Daj mi poznać Twoje drogi, Panie,
naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami.
Prowadź mnie w prawdzie według swych pouczeń,
Boże i zbawco, w Tobie mam nadzieję.

Adwent - to czas oczekiwania na dwa fundamentalne wydarzenia- Wcielenie i  Paruzję. Wyrażają to dobrze słowa wczesnochrześcijańskiego pisarza Nowacjana: „Jak zapowiedział Izajasz: „Oto Panna pocznie i porodzi Syna i nazwie Go imieniem Emmanuel, co się tłumaczy: Bóg z nami”, tak samo Chrystus mówi: „Oto Ja jestem z wami aż do skończenia świata”. Wobec tego On jest Bogiem z nami, a nawet o wiele bardziej: On jest też w nas”. Z niezwykłą subtelnością wyraża istotę tego czasu oczekiwania J. Pasierb: „Adwent to świt. Adwent to daleki tłumny fryz pełen postaci i zdarzeń, nieczytelny i pozbawiony sensu, gdyby w Betlejem za panowania cesarza Augusta w Rzymie i różnych tetrarchów w Palestynie, nie narodziło się dziecko, któremu nadano imię Jezus, a którego matką była Maryja. Adwent to mała izba w domu cieśli, gdzie zjawił się żonie archanioł, którego imię Gabriel znaczy „Zwiastujący człowieka”. Adwent to pustynia, na której widać wyniosłą postać odzianą w skórę wielbłąda. Adwent to liturgia. Adwent to nasze życie. Adwent to nasza śmierć i nasze zmartwychwstanie. Adwent to ostateczne przyjście Chrystusa”. To czas dopełniania się i zbliżania, czas wzrostu i rozwoju, oczekiwania i tęsknoty. Czas przychodzenia Tego, który jest zawsze, znajomy i nieznany. Czas ufności i radości…, naszego powrotu, hebrajskiego szub, co znaczy zmienić się, czas proroctwa i świadectwa…” Już dwunastowieczny cysterski mistyk Elred z Rievaulx postawił ważne pytanie: „Jak może przyjść do nieba i na ziemię Ten, który je wypełnia ?” – po czym udziela odpowiedzi- „Był zatem obecny i nieobecny jednocześnie.” Liturgia tego czasu pozwala nam odkrywać jego Obecność. Niech to będzie czas duchowego wzrostu, czujności i odważnego świadectwa w przepowiadaniu bliskości Boga do człowieka. Mamy nieść Jezusa wraz z Maryją, po to, aby nasze życie zostało wypełnione światłem… Mamy Go począć duchowo, aby wejść w kontemplację cudownej bliskości Boga który przychodzi aby przemienić i przebóstwić „Bóg staje się człowiekiem aby człowiek mógł stać się uczestnikiem boskiej natury”. Najważniejsze to mamy zachować czujność serca, aby nic i nikt nie wyprowadził nas z równowagi. Bóg będzie przychodził w każdej chwili, w delikatnych impulsach serca, partykułach ludzkiej dobroci. Nie bądźmy zajęci sobą ! Świat już wystarczająco mocno szaleje w tej afirmacji siebie; zbyt wielu ludzi kręci się wokół własnej osi. Pozwólmy sobie na tęsknotę za Bogiem. Exupery napisał znane słowa: „Jeśli chcesz zbudować statek, naucz ludzi tęsknoty za odległymi morzami”. W tęsknocie znajduje się niewypowiedziana siła, która nas uzdalnia aby skutecznie ominąć te wszystkie fałszywe pragnienia. Zapytajmy siebie o naszą najgłębszą tęsknotę...Bóg za mną tęskni, czy ja potrafię zatęsknić za Nim ?