wtorek, 26 lutego 2019


On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: «Jeśli ktoś chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich».  (Mk 9, 35).

Chrześcijaństwo zdaje się być w opozycji do logiki świata, proklamując wielkość humanizmu pokornego, przenikniętego duchem miłości i twórczej- „transparentnej” obecności. Tylko „my znamy to, czym żyjemy”- twierdził Kierejewski. Świat stawia na piedestale człowieka sukcesu- włodarza pierwszego miejsca- przepychającego się łokciami i wściekle walczącego o zwycięstwo na podium olbrzymów- posiadających nieograniczoną władzę nad innymi. Żądza bycia na szczycie i bogactwo, bardzo często mogą czynić z człowieka istotę bezwzględną; ograbioną z miłości, krótkowzroczną, zasklepioną w kokonie bezdusznej afirmacji własnego ja. Chrześcijaństwo staje naprzeciw takiej sytuacji i opowiada o człowieku wyzwolonym z pokusy bycia najważniejszym, najdoskonalszym, najskuteczniejszym w zagarnianiu świata dla siebie. Snuje wizję człowieczeństwa wycofanego i zatopionego w Bogu. „Człowiek jest stworzony, aby przekraczać siebie”- pisał E. Mounier. Przekraczanie siebie jest najtrudniejszą sztuką życia. „Aby dojść do tego, czym jesteś, musisz iść drogą, na której ciebie nie ma” (T.S. Eliot). Dlatego Chrystus stawia przed uczniami małe i bezbronne dziecko, mówiąc, że ono jest pierwsze i najważniejsze w Jego oczach. Wielu ludzi wierzących jest święcie przeświadczonych o tym, że współczesna ochrona chrześcijaństwa powinna się wyrażać przez pomnażanie władzy i środków potrzebnych do jej umocnienia. To najbardziej mylna strategia. Chrześcijaństwo musi być oczyszczone z triumfalizmu bezwzględnie zagarniającego świat dla siebie. Miłość głoszona przez Chrystusa jest największym bogactwem i siłą dynamizującą świat. Tylko pokorna i nacechowana miłością postawa uczniów jest wstanie porywać tłumy, otwierać zapieczętowane grzechem ludzkie serca, podnosić dachy domów w zachwycie wiary i paschalnego zwycięstwa Chrystusa. Należy „żyć w Chrystusie” przyjmując wszystko jako dar w poczuciu wdzięczności. Na tym polega eucharystyczność chrześcijaństwa- wyrażająca się w absolutnym dziękczynieniu, promiennej obecności w świecie ogłupionym materializmem i hedonizmem. Należy widzieć rzeczywistość na sposób chrystologiczny, odkrywać sens i  zamysł głębszy od tego, który serwują nam sprzedawcy niszczącej duszę wielkości. Ocalić świat i człowieka od zasklepienia w sobie i ułudy bycia bogiem.

niedziela, 24 lutego 2019


Gdy zebrał się wielki tłum i z miast przychodzili do Niego, rzekł w przypowieści: Siewca wyszedł siać ziarno. A gdy siał, jedno padło na drogę i zostało podeptane, a ptaki powietrzne wydziobały je. Inne padło na skałę i, gdy wzeszło, uschło bo nie miało wilgoci. Inne znowu padło między ciernie, a ciernie razem z nim wyrosły i zagłuszyły je. Inne w końcu padło na żyzną glebę i gdy wzrosło, wydało plon stokrotny... Ziarnem jest Słowo Boże (Łk 8, 4- 11).

Locus theologicus przypowieści jest próba orientacji myślenia uczniów i zgromadzonych tłumów na rzeczywistość Królestwa Bożego. To, co jest nieuchwytne, zakryte, trudne do uchwycenia, czy zrozumienia- zostaje przez Chrystusa przetransponowane na przystępny język rolniczego środowiska Galilei. Nie trzeba być fellahem, żeby zrozumieć wielowarstwowy sens opowieści. Słuchacze Chrystusa połykali każde słowo, ponieważ odzwierciedlało ich codzienny trud życia. Siewca wyszedł siać- prozaiczna czynność rolnika, często naznaczona niepowodzeniem i nieprzewidzianymi sytuacjami, takimi jak: zmiana klimatu, nieurodzajna gleba, niszczycielskie działanie innych ludzi, dzikie zwierzęta, czy ptaki wydziobujące ziarna. Larange pisał, że w Palestynie można zobaczyć „chmary wróbli, które podążają za siewcą i chwytają ziarno, zanim wpadnie ono w ziemię”. Rolnik niesie ziarno w „worku zawieszonym na plecach lub na szyi, albo w torbie utworzonej przez podniesione poły ubrania” (H. Kahlefeld). Jaki zatem jest ukryty sens przypowieści ? Doskonale wiemy, że nie chodzi o zwyczajny opis pracy rolnika. Chrystus mówi nam, że królestwo jest zasiewem, a On sam jest siewcą. Misją Boga-człowieka jest sianie, po to aby rozkwitnął nowy świat Boga. Aby ziarno wydało urodzajny plon w sercach tych, którzy są receptywni. „Stojący na brzegu ludzie odkrywają w końcu, że to oni są ziemią, na którą pada ziarno. Uczniowie zaś dowiadują się, że aby „łowić ludzi” trzeba siać !” Bóg hojnie zasiewa, mając nadzieję że cały plon wzejdzie. Zasiewa nawet tam, gdzie zwyczajnie inny rolnik nie odważyłby się zasiać- stwierdzając, iż to marnotrawienie ziarna i czasu. Nabiera pełne garście i rozrzuca tam gdzie popadnie. Siewca nie jest marnotrawcą, doskonale wie, że miłość raz ofiarowana kiedyś zostanie zwrócona. On daje siebie bez ograniczeń- taka postawa określa limes Jego Królestwa Miłości i Pokoju. Ziarno można rozumieć na kilka sposobów jako symbol: nasienia nowej rzeczywistości, oraz zmartwychwstania. Ziarnem jest słowo Boże. Stąd też ziarnem są nazwani „synowie tego Królestwa” (Mt 13,38). Ziarno to Chrystus zasiany w błogosławionym łonie Najświętszej Dziewicy- Misterium Obecności. Wcielony Bóg „rozkwitający” w historii świata. Ziarno to również zapowiedź eucharystycznej obecności Pana w centrum liturgicznej wspólnoty Kościoła. Zmielone ziarno staje się materią uświęcenia i przebóstwienia świata. „Jak bowiem chleb pochodzący z ziemi, skoro tylko otrzyma wezwanie Boga, nie jest już zwyczajnym chlebem, lecz Eucharystią złożoną z dwóch rzeczy, ziemskiej i niebieskiej- tak nasze ciała, uczestniczące w Eucharystii, nie podlegają już skażeniu, ponieważ mają nadzieję zmartwychwstania”- objaśniał przyjmującym sakrament św. Jan Damasceński. Najbardziej aktualnym przesłaniem dla nas jest świadomość tego, że również każdy z nas jest zasianym ziarnem- posiadającym zdolność wzrostu i wychylenia ku górze.

piątek, 22 lutego 2019


Pan jest moim pasterzem,
niczego mi nie braknie.
Pozwala mi leżeć
na zielonych pastwiskach
(Ps 23)

Sztuka i wypełniające ją od środka piękno, nie jest skamieniałe od nadmiaru nieustannie powtarzanych rozszyfrowań i powtórzeń. Sztuka ciągle żyje, im mocniej pulsuje w niej imperatyw piękna. „Oczyma duszy widzę raj. Uduchowionym przystoją oczy duchowe...” (św. Efrem Syryjczyk). Ciągła próba reinterpretacji dzieł kultury jest widomym świadectwem estetycznych poruszeń i filozoficznych zamyśleń nad ideami które się nigdy nie przedawniły. W kulturze- niczym w źródle czasu wyłaniają się na powierzchnię sprawy intrygujące człowieka; wyłonione ze śmierci i skierowane ku na powrót tętniącemu życiu. Wielka sztuka musi przejść przez śmierć; zrodzić się w objęciach śmierci- w potrzasku nicości i niebytu- aby następnie się unieśmiertelnić w uszlachetnionym i naznaczonym mozołem egzystencji, finalnym dziele artysty.  Kultura jest przeniknięta pierwiastkiem transcendentnym, pulsuje w niej wieczność wyrażająca się permanentnym stanem napięcia. Ramy historii detonują od nadmiaru pierwiastka życia tryskającego z pod spękanych i nabrzmiałych dłoni człowieka- wytwórcy. Sztuka niesie piękno na marach historii wchodząc w zaułki obojętności i lekceważącej blask zachwytu nieobecności. Zbyt płytkim byłoby stwierdzenie, iż sztuka rodzi się z nadmiaru fascynacji lub rumienieje pod wpływem przygodnych, niekiedy błahych  impulsów duszy. Sztuka jest religijną filozofią- orbitowaniem ku Absolutnemu Pięknu, przekraczaniem czasu. Dla Pseudo-Dionizego piękno jest jednym z imion boskich. To, co dostrzegamy oczami ciała jest jedynie zatrzymaniem się nad początkiem piękna- „refleksem Boga.” Sztuka pozwala odkryć obecność Boga, przechadzającego się po świecie jak po wielkiej pracowni w której tkani są ze świetlistego tworzywa wiary- prorocy Królestwa Niebieskiego. „Człowiek to ktoś, kto nosi w sobie coś większego niż on sam”- pisał A. Exupery. Niesie w sobie „prometejski” żar wieczności- rozdzielające się języki ognia- owoce wiecznie trwającej Pięćdziesiątnicy. „Droga przebóstwienia jest więc drogą ku pięknu” (M.I. Rupnik). Artysta potrafi pokazać w nowy sposób piękno drzewa które zwiodło Adama, jako drzewo kosmiczne- na którym zatriumfowała Miłość. „Zasadniczy argument przemawiający za Bogiem zawiera się w człowieku i w jego powołaniu. Świat...miał twórców prawdziwego piękna, którzy sami byli piękni, ludzi obdarzonych wielką głębią, ludzi mocnych duchem... to wszystko pozwala odkryć Boga” (M. Bierdiajew). Bóg istnieje i podnosi świat z gruzów duchowej nędzy- przekonują katakumbowe malowidła na których anonimowi chrześcijańscy twórcy utrwalili cudowne oblicze Chrystusa- „Pięknego młodzieńca”- Pasterza niosącego na swoich ramionach owieczkę. Taka ikonografia zrodziła się tyglu wszechobecnego prześladowania i nieustannego potwierdzania wiary męczeństwem. Kościół w uścisku śmierci mógł jedynie wyzwolić taką energię miłości i piękna. „Uduchowione formy” malarstwa przekonujące o tym, że Zbawiciel jest zakochanym w grzeszniku Bogiem, a „świeci są ziarnami zmartwychwstania.” Nawet najbardziej dramatyczna historia zostaje rozświetlona nadzieją. „Sztuka katakumb to przede wszystkim sztuka krzewiąca wiarę”- przekonywał w znakomitym studium poświęconym ikonie L. Uspieński. Dobry Pasterz staje się najstarszym wyobrażeniem zatroskanego o los świata i kościoła Boga. „Z obrazu Chrystusa przenosimy oczy ducha na nieograniczony obraz Boga” (T. Studyta). Pasterz- Wcielona Miłość- przekonuje świat o tym, „że dostąpi zbawienia ten, kto zbawia innych.”

środa, 20 lutego 2019


Rdz 8, 6-13. 20-22

 Przeczekawszy zaś jeszcze siedem dni, znów wypuścił z arki gołębicę i ta wróciła do niego pod wieczór, niosąc w dziobie świeży listek z drzewa oliwnego. Poznał więc Noe, że woda na ziemi opadła. I czekał jeszcze siedem dni, po czym wypuścił znów gołębicę, ale ona już nie powróciła do niego.

Biblia podobnie jak sztuka z wielkim upodobaniem posługuje się obrazami. Myślimy obrazami- które trzeba rozwikłać i przeniknąć w ich zaklęty krąg symbolicznych znaczeń. Wczoraj pisałem o figurze chrztu jaką jest potop. Dzisiaj będzie o nadziei jaką przynosi gołębica. Trzy razy wypuszczał Noe z arki gołębicę, aby się przekonać czy zarys obiecanego przez Boga lądu pojawi się w zasięgu jego wzroku. Po drugiej próbie gołąb pod wieczór przyniósł w dziobie świeży listek z drzewa oliwnego (Rdz 8,11)- symbol pokoju, którym Bóg zamierzał obdarować swój lud po dramacie potopu. Gołębica (jonah lub peristera ) symbol nieskazitelności i niewinności, zakomunikowała święto ocalenia- miejsce przygotowane do zamieszkania. Gołąb symbol Ducha Świętego- tak mocno utrwalony w świadomości i ikonografii chrześcijańskiej. Symbol wiecznej szczęśliwości, pokoju duszy i zmartwychwstania; tak licznie obecny w najstarszych przykładach chrześcijańskiej kultury: epitafiach, pomnikach, nagrobkach i malarstwie katakumbowym. Rozmaite i rozpięte czasowo komentarze o charakterze teologiczno- alegorycznym postrzegają gołębicę w różnoraki sposób. „Jest On - Chrystus prawdziwie niebiańską, śpiewającą synogarlicą, a także łagodną gołębicą”- pisał Cyryl Jerozolimski. Gołąb pojawia się w licznych wariantach sceny Zwiastowania- przeobrażając się w światło lub ogień który napełnia życiodajnie łono Dziewicy Maryi. Oblubienic- Bóg w cudownym poemacie miłosnym Pieśni nad Pieśniami wiele razy nazywa Oblubienicę (Kościół i duszę obdarzoną łaską)- gołębicą, co jednoznacznie w przekonaniu teologów wskazuje na charyzmatyczną i przebóstwiającą rolę Ducha Świętego (dokonującego w chrześcijanach uchrystusowienia i zanurzenia w misterium miłości Trójosobowego Boga). Święty Ambroży dostrzega w gołębicy Kościół epikletyczny i otwarty na dar wieczności: „Kościół jest gołębicą z powodu łaski duchowej. Srebrzyste skrzydła gołębicy oznaczają bowiem ową wieczną potęgę; lecąca gołębica objawia też obecność Ducha Świętego.” Najmocniej jednak wśród tych rozlicznych metafor, wybrzmiewa obecność Maryi- „pięknej gołąbki,” „czystej gołębicy,” „serca Kościoła,” „tabernakulum” która przynosi gałązkę wybawienia- oliwkę- to jest Chrystusa „zrodzonego z Ducha Świętego i Dziewicy.” W Niej streszcza się sakramentalność świata i macierzyńska troska; świętość kobiecości chroniącej dar życia.

wtorek, 19 lutego 2019


Rdz 6, 5-8; 7, 1-5. 10

Pan rzekł do Noego: «Wejdź wraz z całą twą rodziną do arki, bo przekonałem się, że tylko ty jesteś wobec mnie prawy wśród tego pokolenia. Z wszelkich zwierząt czystych weź z sobą siedem samców i siedem samic, ze zwierząt zaś nieczystych po jednej parze: samca i samicę; również i z ptactwa – po siedem samców i po siedem samic, aby w ten sposób zachować ich potomstwo dla całej ziemi. Bo za siedem dni spuszczę na ziemię deszcz, który będzie padał czterdzieści dni i czterdzieści nocy, aby wyniszczyć wszystko, co istnieje na powierzchni ziemi – cokolwiek stworzyłem». I wypełnił Noe wszystko tak, jak mu Pan polecił. A gdy upłynęło siedem dni, wody potopu spadły na ziemię.

Czytając tekst o sprawiedliwym i wybranym przez Boga Noah oraz budowie arki ocalenia, myślami przenoszę się Wenecji. Mam przed oczami wspaniałe dekoracje mozaikowe- wykwint bizantyjskiego piękna na chrześcijańskim Zachodzie. W sześciu małych kopułach w portykach zachodnim i północnym umieszczono sceny z Księgi Rodzaju, przypadające na XIII wiek. Trzeba wysoko wznieść głowę i zatrzymać wzrok na barwnych opowiadaniach z których w moim odczuciu najbardziej urzekającą postacią zdaje się Noe ratujący świat o zniszczenia i zapomnienia. Noe całkowicie przekonany o słuszności powierzonej mu przez Boga misji; wypuszczający gołębicę z okienka dryfującego domu i nie tracący z horyzontu wzroku nadziei na miejsce nowego zamieszkania. Hebrajski termin Tebach, używany na określenie arki, rozumie się tyle co skrzynię. Ponieważ ludzie dopuszczali się na ziemi licznych nieprawości, Bóg postanowił wytracić istoty żywe. Spośród ludzi miał być uratowany tylko Noe wraz ze swoją rodziną, a spośród zwierząt tylko po jednej parze z każdego gatunku. Zatem arka stała się symbolem Bożego miłosierdzia. Arka jest „błogosławionym drzewem, przez które dokonuje się sprawiedliwość” (Mdr 14,7). W refleksji z pierwszych wieków chrześcijaństwa, arka staje się symbolem zbawienia w Chrystusie. Arka jest figurą Kościoła wyłaniającego się z wód chrzcielnych, jak również dryfującego po wrogich odmętach świata- jak wyraźnie to ukazuje najstarsze malarstwo katakumbowe. „Wtedy Noe zbudował arkę z drzewa nie podlegającego zepsuciu- pisał Proklos- a tutaj Chrystus, duchowy Noe, utworzył arkę swego ciała z nienaruszonej Maryi. Wówczas Noe pomazał z zewnątrz arkę żywicą i smołą, a tutaj Chrystus umocnił arkę swego ciała potężną zaporą wiary.” Literatura patrystyczna- typologiczna- postrzegała pewien związek między potopem a chrztem. „Potop jest figurą chrztu Chrystusa, który z kolei jest figurą chrztu chrześcijanina, tak, iż gołębica z potopu jakby zapowiada zstąpienie Ducha Świętego podczas chrztu” (J. Danielou). Zatem opowiadanie o potopie jest sakramentem (mysterion) a jego szczególną figurą (typos) rzeczy mających się wydarzyć: „Jeśli więc wtedy, w tym chrzcie pojednanego i oczyszczonego świata mógł się uratować ktoś, kto nie był w Arce Noego, dlatego może i teraz odzyskać życie przez chrzest ten kto nie jest w Kościele”- pisał św. Cyprian. Arka to Kościół, Noe to Chrystus, gołębica to Duch Święty, gałązka oliwna- Boża dobroć. Tak jak arka chroniła przed niszczącym żywiołem wody tych, którzy chronili się w jej wnętrzu, tak również Kościół staje się miejscem ocalenia tych, którzy się zagubili. Kościół przyjmuje ludzi poruszających się w odmętach zwątpienia i fałszu, otwierając ich na przemienienie i zmartwychwstanie w Chrystusie. „Podczas potopu- pisał Justyn Męczennik- dokonała się tajemnica zbawienia ludzkiego.” W katechezach mistagogicznych i chrzcielnych odsłania się nam cała głębia teologicznego znaczenia tego sakramentu: „Bądźmy pogrzebani wraz z Nim, aby i z Nim zmartwychwstać- przepowiadał św. Grzegorz z Nazjanzu- zstąpmy razem z Nim, aby i z Nim wstąpić, bądźmy wyniesieni wraz z Nim, aby i z Nim być wyniesieni do chwały.” Zanurzenie i wynurzenie- stają się kluczowymi momentami obrzędu wtajemniczenia; zniszczenie i odnowienie człowieka; śmierć i zmartwychwstanie. „W ten sposób staje się widzialna i nijako namacalna chrześcijańska przemiana, która jest przekształceniem w nadziei każdego stworzonego bytu pod wpływem działania sakramentu duchowego” (Lot- Borodine). Uchylamy okno arki i widzimy miejsce ocalenia- odzyskany Raj !

niedziela, 17 lutego 2019


A teraz i wy odrzućcie to wszystko: gniew, zapalczywość, złość, znieważanie, haniebną mowę od ust waszych. Nie okłamujcie się nawzajem, boście zwlekli z siebie dawnego człowieka z jego uczynkami, a przyoblekli nowego, który wciąż się odnawia ku głębszemu poznaniu Boga, według obrazu Tego, który go stworzył... Jako więc wybrańcy Boży – święci i umiłowani- obleczcie się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość, znosząc jedni drugich i wybaczając sobie wzajemnie... A sercami waszymi niech rządzi pokój Chrystusowy, do którego zostaliście wezwani w jednym Ciele (Kol 3, 8-15).

Chrzest jest zanurzeniem w żywiole śmierci; „utopiony w wodzie” stary człowiek wychodzi jako stworzenie obmyte, uświęcone, przebóstwione i zrodzone w miłości Boga. Wznosi się nad „płynnym grobem” wzlatując na skrzydłach wiary, nadziei i miłości. Człowiek zdejmuje szatę smutku, egoizmu i samostanowienia o sobie- będąc już od tej pory bytem w pełni wolnym, przenikniętym pierwocinami Raju, którego najgłębszą osnową wiary jest urzeczywistnienie Królestwa miłości i pokoju. „Chrześcijaństwo jest ujawnieniem Bogoczłowieczej miłości- pisał M. Bierdiajew- Zbawia mnie, to znaczy przemienia moją naturę, nie tylko w miłość Boga, ale także miłość do człowieka. Miłość do bliźnich, do braci, jest częścią drogi mego zbawienia, mego przemienienia... Zbawiam się przez to ja, zbawia się też cały świat, osiągane jest oświecenie.” Święty Paweł pisząc do gminy wczesnochrześcijańskiej wskazuje na zapomnienie o sobie, bezinteresowność- wewnętrzną odnowę- poprzez walkę z grzechem, światem- a nade wszystko pokusą pomniejszenia innych. Blask miłości i pokoju ma przeniknąć egzystencję, aby stała się na powrót sofianiczną, charyzmatyczną i skierowaną ku górze. „On ma prawo do wszystkiego, bo On jest miłością i musi błogosławić. A nie może nas pobłogosławić jeśli nas nie ma. Gdy staramy się zatrzymać w sobie pewien obszar tylko dla siebie, próbujemy utrzymać strefę śmierci. Zatem, z racji miłości, On żąda wszystkiego.” (C.S. Lewis).  Bóg ma prawo do naszego życia, choć nigdy nie jest nachalny czy narzucający coś z góry; ukazuje człowiekowi horyzonty twórczo przeżywanej wolności- krainę szczęścia. „Sens ludzkiej miłości tkwi w uzasadnieniu i zbawieniu indywidualności przez ofiarę z egoizmu”- twierdził W. Sołowjow. Chrześcijaństwo jest nieustannym umieraniem dla grzechu przy jednoczesnym fascynującym i przemożnym pragnieniu odkrywania miłości Boga na obliczu Chrystusa. Do Miłości zawsze należy ostatnie słowo. „Miłość sprawia, że rozumiemy wszystko: Boga i życie- konstatuję słowami patriarchy Athenagorasa- Ona czyni z życia objawienie Boga.”

 

  

piątek, 15 lutego 2019


Mk 7, 32-37

Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął go na bok, z dala od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: «Effatha», to znaczy: Otwórz się. Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić. Jezus przykazał im, żeby nikomu nie mówili. Lecz im bardziej przykazywał, tym gorliwiej to rozgłaszali. I przepełnieni zdumieniem mówili: «Dobrze wszystko uczynił. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę».

Effatha –wypowiada Chrystus nad człowiekiem pozbawionym słuchu i mowy. Wkłada palce w uszy, a śliną dotyka języka. Ten mało higieniczny ryt, staje się jakże wymownym znakiem sakramentu uzdrowienia. W starożytnej kulturze przez splunięcie wyrażano wstręt fizyczny i moralny. Również dzisiaj obrzydza nas widok czyjeś śliny. Z drugiej strony przypisywano ślinie działanie lecznicze. Ślina która z zasady posiada funkcję trawienną i uczestniczy w odbieraniu bodźców, połączona z modlitwą pragnienia Jezusa staje się materią łaski. Ten cud jest obrazem „oświecenia” którego dostępuje przez chrzcielne źródło człowiek. „Nie zapominajcie o Duchu Świętym, w chwili waszego oświecenia jest On gotów naznaczyć duszę waszą pieczęcią, która napełnia lękiem demony. On was uzbroi do walki, da wam siłę...”(św. Cyryl Jerozolimski). Kościół będzie kontynuował ten gest Pana; przejdzie on bowiem do obrzędów inicjacji chrześcijańskiej. „Ślina symbolizuje mądrość otrzymaną z ust Odkupiciela w Boskich słowach. Ślina przecież spływa z głowy do ust. Gdy zatem tą mądrością, którą jest On sam, zostaje dotknięty nasz język, natychmiast staje się zdolny do głoszenia Ewangelii.” W Kościele starożytnym w ramach wprowadzenia katechumenów w tajemnice wiary, rozpoczynano od komentarza Ewangelii o otwarciu uszu: „Przyszliście celem otworzenia wam uszu Ewangelii.” Święty Ambroży pisał o obrzędzie dotknięcia uszu, które symbolizowało otwarcie na mówienie i słuchanie, oraz nosa- zmysłu powonienia, w celu otrzymania woni wiecznej pobożności. Jego duchowy uczeń święty Augustyn widział w połączeniu śliny i prochu ziemi obraz zjednoczenia w Chrystusie dwóch natur: bóstwa i człowieczeństwa: „Przybył Pan; co uczynił ? Na wielką tajemnicę zwrócił uwagę. Splunął na ziemię, ze śliny błotu uczynił, bo Słowo ciałem się stało. Namaścił tym oczy niewidomego.” Niezwykłą duchową głębię odkrywamy w geście włożenia palców w uszy niesłyszącego; bowiem wiara rodzi się z tego, co się słyszy- Ewangelii. W interpretacji świętego Grzegorza Wielkiego „Palcem Boga jest nazwany Duch Święty. Włożenie więc palców w uszy oznacza, że dzięki darom Ducha Świętego umysł głuchego otwiera się i okazuje posłuszeństwo.” Dlatego adepci przygotowujący się inicjacji nazywani byli audientes- słuchającymi. Do dzisiaj w obrzędzie chrzcielnym kapłan namaszczając katechumena w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego, kolejno na klatce piersiowej, ramionach, uszach czy stopach, zanosi błaganie aby pierwsze z tych namaszczeń było dla „uzdrowienia duszy i ciała.” Dopiero po tym namaszczeniu trzykrotnie zanurza się katechumena w baptysterium. Z łona wody wychodzi już uzdrowiony i odkupiony człowiek. Jak powie Mikołaj Kabasilas, chrzest „rozdaje ludziom prawdziwe życie i egzystencję.”

środa, 13 lutego 2019


Jeżeli miałbym pisać o świetlistości koloru w sztuce to na pewno wskazałbym na ikony w których dokonuje się nieustanne „odczucie boskości.” W Enneadach u Plotyna czytamy: „Pojedyncze jest również piękno barwy, sprawione przez kształt i ujarzmione w mroku materii, przez obecność niecielesnego światła, które jest i wątkiem rozumnym i ideą.” Gdybym przemierzał tropy malarstwa i poszukiwał jakiego zbiegu z ikoną (siła barwy) to na pewno wskazałbym twórczość Marka Rothko (1903-1970) amerykańskiego artysty samouka, oczytanego w literaturze i teologii myśliciela oraz „mistyka abstrakcji”- świadomie separującego malarstwo od figuracji i postrzegania świata takim jakim jest na pierwszy rzut oka. Jego sztukę spowija pewna zasłona tajemnicy- niedopowiedzenia- zakamuflowanego horyzontu z którego może wychylić się myśl o Absolucie. Kiedy spoglądam z podziwem na jego dzieła to przekonuje się, że kolor może być eteryczny i uwodzący zmysły- przenika wgłęb duszy niczym powietrze którym oddychamy; jest w tym coś duchowego. „Sztuka zmierza do absolutu, lecz wychodzi z pustki, jej poryw nie zabiera ze sobą nic z tego świata, żadnego kawałeczka ciała”- pisał pewien rosyjski myśliciel. Wielkie Płótna Rothki oddziałujące tylko i wyłącznie siłą koloru -„ponadczasowością plam barwnych.” Na niemal monochromatyczne płaszczyzny tła nakładał linie i pasy poszarpanych cieniowanych barw, zmierzając za pomocą świetlistości koloru „niemal do teofanii, do boskiego objawienia za pośrednictwem światła.”Sam artysta odżegnywał się od tego, aby uważać jego dzieła jako abstrakcyjne korelacje koloru i formy. „Nie wierzę- pisał artysta- że kiedykolwiek istniała kwestia abstrakcji lub reprezentacji. To naprawdę kwestia zakończenia tej ciszy i samotności, oddychania i wyciągania rąk, a transcendentne doświadczenia stały się możliwe.” U niego kolor zaprasza widza do wejścia w świat transcendentny. „Malować – mówił Mallarme- nie rzecz, lecz efekt, który ta rzecz wywołuje.” Obcowanie z czystym kolorem jest jak wchodzenie w snop światła. Brenske twierdził, że Rothko traktował światło w kategoriach metafizycznych, mieszanie tonów chłodnych i ciepłych, których celem było wciągnięcie obserwatora w głąb przestrzeni malarskiej zamkniętej w prostokątnych barwnych polach. Owe pola przypominały bezsprzecznie pasową kompozycję ikon. Kreuje on świat, do którego wchodzi się przez doświadczenie delikatnie położonej barwy wywołującej w pierwszym kontakcie odczucie szczęścia. W przekonaniu Petera Selza obrazy Rothki „naprawdę wydają się domagać jakiegoś osobnego miejsca, rodzaju sanktuarium, gdzie mogłyby pełnić funkcję, która jest w istocie sakramentalna.” Myślę, że jego płótna opowiadają o pewnej „teologicznej egzystencji”- poszukiwaniu horyzontu wieczności przy jednoczesnej i trudnej szamotaninie z życiem. Jest w tych dziełach coś z „pustyni” którą trzeba przemierzyć aby ostatecznie dojść do upragnionego celu- „nowego nieba i nowej ziemi.”

poniedziałek, 11 lutego 2019


Ps 104  

Błogosław, duszo moja, Pana,
Boże mój, Panie, Ty jesteś bardzo wielki!
Odziany w majestat i piękno,
światłem okryty jak płaszczem.

Psalmista z właściwą dla siebie wrażliwością snuje kontemplatywną opowieść o Bogu- Pięknie. Ten afirmatywny opis przeobraża się w modlitwę podziwu, wdzięczności i uwielbienia. Filantropos utrwalony w bizantyjskich mozaikach i ikonach; odkuty w kamiennych ciosach średniowiecznych katedr; iluzjonistycznych i nasyconych bezmiarem światła freskach baroku; wychylający się z pod warstw ezoterycznych poszukiwań- po omacku- awangardy dwudziestego wieku. Udekorowany symbolami i ornamentami teologicznych panegiryków. Bóg fascynujący i poszukiwany- wypisany za pomocą linii, barw, dźwięków, falujących brzmiąco i gładko słów. Poruszający głębiny człowieczego jestestwa, zstępujący niczym gwałtowny żywioł. Za każdym razem kiedy staje naprzeciw człowieka nastaje święto. Deus absconditus, który przez sakramentalne życie wierzących zstępuje niczym światło w ciemności duszy. Wyobrażenie Chrystusa nie zamyka się jedynie w teologicznej historii wiary, ono nieustannie jaśnieje taboryckim- niestworzonym światłem- oczekując na odkrycie i przyjęcie. Trójca Święta domaga się nieustanie bycia odkrywaną. Jedynie zdumienie pozwala wierzącemu konstatować, że Piękno jest pośród nas ! Człowiek przedziera się przez strumień czasu i przestrzeni podążając zuchwale za Pięknem- próbując uczepić się spontanicznie choć skrawka świetlistej szaty Przedwiecznego. Bułgakow twierdził, że „prawosławie jest umiłowaniem piękna.” Inaczej mówiąc, życiem w towarzyszącej obecności zachwytu, możliwym przyobleczeniem w światłość. Być może dlatego przez artystyczną doskonałość chrześcijaństwa przebija się pragnienie pochwycenia nieskończoności- bycia nieprzerwanie naprzeciw. „Sztuka jest domeną- pisał B. Tatakis- w której dusza bizantyjska znajduje swój pełen wyraz... (można tę myśl rozszerzyć na całe życie chrześcijaństwa Wschodu i Zachodu). Takie przywiązanie do religii dało sztuce to, co teologia dała myśli; teologia i sztuka są komplementarnym wyrazem tego samego dążenia pobudzonego przez religijny impuls. Głęboki sens tajemnicy, próba wyrażenia tego, co jest ponad zjawiskami, duchowość, odrzucenie świata są szlakami, którymi podąża zarówno teologia, jak i sztuka.” Ludzka kultura zdaje się być ukierunkowana na spotkanie z Bogiem. Sołżenicyn pięknie napisał: „Sztuka jest zdolna rozpalić nawet duszę, która umiera z zimna i miota się w ciemnościach, aby ją popchnąć na szlaki przyprawiające o zawrót głowy wysiłku duchowego.” Bóg jest tutaj, widziałem Go- musiał oznajmić zapewne innym Piotr schodzący z góry Tabor. Nie mógł pogrążyć się w milczeniu, bowiem jego twarz jaśniała od nadmiaru światła. Zwieńczam to rozważanie słowami muzułmańskiego mistyka Mansura Al.-Hallaja: "Wrzuć w moją duszę światło; zalewaj mnie światłem..."

niedziela, 10 lutego 2019


Królestwo niebieskie podobne jest do człowieka, który posiał dobre nasienie na swojej roli (Mt 13,24)- wyjaśniał uczniom na sposób przypowieści Chrystus. Wczoraj mówiłem o zasiewaniu ziarna Ewangelii w kulturze, owocowaniu i wzroście; szczęściu człowieka wychylonego niczym kwiat ku koronie Innego Słońca. „Kultura wyrasta z nadmiaru życia, a więc przedłuża życie”- twierdził rumuński filozof C. Noica. Zakiełkowanie ziarna na tym niełatwym gruncie wymaga czasu i cierpliwości. „Artysta tworzy obrazy życia”- pisał o. P. Floreński; więc tym samym nakreśla kontury wieczności- Królestwa Bożego. Ten z pozoru daleki horyzont istnienia staje się bliższy, bardziej uchwytny- dostępny. Ewangelia roztacza fascynujące obrazy przyszłości. Poddaje nas oczekiwaniu i nadziei; zaufaniu zapewnieniom Chrystusa. „Całe życie chrześcijanina jest świętą tęsknotą” (św. Augustyn). Czyż my nie jesteśmy ziarnem które samo winno wzrastać ? Przez widzialną rzeczywistość życia ocieramy się o tę niewidzialną, jakby intuicyjnie wyczuwalną sercem. „W przypowieści tej Jezus odczytuje dzieje świata, które można wyrazić tak: Dobre ziarno, potem dobre ziarno i chwast, na końcu znowu dobre ziarno... Chwast znajduje się pomiędzy dobrym ziarnem... Nie ma go ani na początku ani na końcu” (A. Maillot). Chwast może być rozumiany jako próba, doświadczenie, starcie ze sobą, konfrontacją z wychodzącym od gruntu złem. Chrześcijanin doskonale zdaje sobie sprawę, że fałszywy intruz- siewca- intrygant, nie ma już nic do powiedzenia. Demon jest tylko prowokatorem, sprawcą zamieszania mającego na celu zatarcie oglądu doskonałego świata Boga. Chrześcijaństwo pojmuje egzystencję jako bycie już w Bogu. Nieustanny wzrost ku górze, spiętrzenie ku światłości, partycypację w pięknie świętości. „Kto żyje w przyszłości, dla tego przyszłość jaśnieje jak słońce, przemienia się w upragnioną przystań...”(J. Gołosowker). Przez ciało Kościoła przenika tęsknota na wejście w „wielki dzień” którego ziarno wrzucił w glebę Siewca.

sobota, 9 lutego 2019


Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody...”(Mt 28, 19) powiedział Chrystus Zmartwychwstały posyłając uczniów w świat. Ewangelia ma być zasiana wszędzie tam gdzie człowiek będzie wzrokiem, słuchem i sercem chciał przyjąć prawdę o tajemnicy Odkupienia i Zbawienia. Najwdzięczniejszą przestrzenią zasiewu Dobrej Nowiny staje się kultura; będzie ona najmocniejszym i najskuteczniejszym transferem dla wiary. Jest ona również wyrazem Ducha. Hamować twórczą siłę kultury oznacza zatem „ograniczać liturgię ducha i serca.” Kultura wyciąga świat na powierzchnię ze wszechobecnej nudy retuszowanej pośpiechem, rządzą posiadania i podnietą zmysłów. „Nuda to absolutny triumf tożsamości- pisał E. Cioran- W jej bezruchu nawet kichnięcie jest wydarzeniem.” Z nudy jak twierdził Dostojewski może wyskoczyć prześmiewczy demon profanacji, brzydoty i kiczu. Sztuka nie może szukać tylko uzasadnienia w rozumie, czy łechtać swoją nieokiełznaną ekspresją gusta nowoczesnych- łaknących coraz to nowych podniet wyobraźni odbiorców. Niezwykłemu rozkwitowi i wyrafinowanemu gustowi ludzi naprawdę wielkich zawsze towarzyszyło odczucie piękna i sacrum. „Nie ma dobrego obrazu bez jego działania niewytłumaczalnego.” Sztuka nie może poruszać się w sferze klaustrofobicznej brzydoty lub szokującej wulgarności; wcześniej czy później ociera się o transcendencję (wraca do niej przemierzając liczne bezdroża).Wszelka wytwórczość człowieka zaplata w tworzywo rewolucyjne i życiodajne idee Chrystusa, otwierając świat na przeobrażenie. „Oddajemy hołd Bogu, gdy czcimy księgi, dzięki którym słyszymy Jego słowa. Podobnie dzięki malowanym podobiznom oglądamy odbicie Jego kształtu cielesnego, jego cudu i ludzkich działań. Uświecamy się, przeżywamy pełnię wiary, radujemy się, doznajemy błogości, wielbimy, czcimy... I oglądając Jego kształt cielesny, docieramy myślą, jak tylko to możliwe, również do chwały”- rozmyślał o roli wizerunku Chrystusa święty Jan z Damaszku. Nie chodzi o estetykę przeżycia, ale wydarzenia finalnego. Myśl tę również doskonale wyraził pewien starożytny biskup z Salonik: „W duchu tradycji nauczaj słowem, pisz na papierze, maluj farbami. Malarstwo jest zgodne z prawdą, jak zgodne z prawdą jest to, co napisane w księgach. Zawarta jest w nim łaska Boża. To, co przedstawia jest święte.” Kultura jest częścią ludzkich losów- czas, przestrzeń i człowiek w niej obecny wychyla się ku poznaniu innego świata, już zakorzenionego w Bogu. Aurier na sposób idealistyczny rozmyślając o symbolizmie w malarstwie przekonywał, że „sztuka z definicji, jest niczym innym jak przedstawieniową materializacją tego, co najwznioślejsze i naprawdę boskie w świecie, tego, co w ostatecznym rachunku jedynie istnieje, Idei.” Kultura zaprasza do przejścia przez portal wiary- sadzawkę chrztu i stanie się komórką mistycznego ciała jakim jest Kościół. Ewangelia przemienia zmysły i uzdalnia proroków kultury do przejścia przez ogień Pięćdziesiątnicy. Artyści mają być „stróżami poranka”- zwiastunami przemieniającej od wewnątrz radości, paschalnej przejrzystości, prorokami dnia ósmego. Ostatecznie wszystko to, co utkały ludzkie dłonie i usta- dzieła sztuk plastycznych, muzycznych, alchemia słowa i teatr, wejdą w eschaton- staną się pierwocinami Królestwa Bożego. „Malowane obrazów- mówił J. Nowosielski- to jest przygotowanie sobie przestrzeni w której będziemy musieli żyć po śmierci, jest to budowanie sobie mieszkania.” Sztuka przechodzi przez chaos tego świata, aby u końca a jednocześnie początku czego zupełnie nowego doświadczyć katharsis. Kultura- colere- stanie się uprawą, umożliwiającą wzrost wieczności, czyniąc świat jakby sakramentem- miejscem teofanicznym. „Ziemska kultura jest ikoną Królestwa niebieskiego”- twierdził P. Evdokimov. W pewnym zbiegu linii czasu, miejsca i odczuwania wszystkimi zmysłami przez człowieka świata, wszystko to, co nosi w sobie zarodek piękna- stanie się „kosmiczną liturgią.” Wtedy w całej rozciągłości poznania i sensu zrozumiemy słowa świętego Jana z Apokalipsy: „I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową...”(Ap 21,1). Ostatecznie kultura i jej twórca człowiek- niczym stworzenie wychyli się jak na ikonach ku nadchodzącemu w blasku wiecznego słońca Chrystusowi.

piątek, 1 lutego 2019


Łk 2,22-40

 ... „Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela”. A Jego ojciec i matka dziwili się temu, co o Nim mówiono. Symeon zaś błogosławił ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu”…

W Wigilię Święta Ofiarowania Pańskiego chciałbym przywołać spotkanie z Symeonem i Ofiarowanie w Świątyni Jerozolimskiej. Te dwie narracje są ze sobą powiązane w sposób nierozłączny; wyrażają prawdę o tym, że Bóg przychodzi do człowieka, a człowiek spotyka Boga. Dla mnie osobiście to Święto Światła- Syn Człowieczy „Bóg z Boga. Światłość ze Światłości” zstępuje w życie ludzi i rozszerza granice „Miejsca Najświętszego”, uobecniając się w całej pełni poznania. „Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli…” Czyż liturgia nie jest zstępowaniem światłości ? Miał rację św. Grzegorz z Nyssy mówiąc: „Zbliżając się do światła dusza staje się światłością”. Ofiarowanie to początek rozszerzającej się na człowieka i świat światłości. Jej eksplozją będzie późniejsze Przemienienie i Zmartwychwstanie. „Światłość Zmartwychwstania będzie spowijać Kościół- jak pisał o. S. Bułgakow- a radość paschalna i zwycięstwo nad śmiercią będzie go wypełniać”. Orygenes w komentarzu do Ewangelii św. Jana pisał: „Chrystus jest światłością ludzi, prawdziwą światłością i światłością świata, z tego względu że powoduje usunięcie wszelkiej śmiertelności i tworzy to, co w zasadniczy sposób zwie się życiem- zmartwychwstaniem.” Ten blask wieczności zapowiadał pokorny Symeon- człowiek oczekiwania i nadziei. „Duch Święty objawił mu, że nie umrze, zanim nie zobaczy Mesjasza Pańskiego”. Duch Święty rozświetlił jego zmysły, obdarował natchnieniem i wyreżyserował spotkanie, które stało się Epifanią ! „Poprzez Ducha Świętego poznajemy Chrystusa, Syna Bożego a przez Syna kontemplujemy Ojca” (św. Jan z Damaszku). Dlatego Święto Ofiarowania jest zarazem Świętem Objawienia, teofanią Słowa, które stało się ciałem; jest teofanią czterdziestego dnia. Ten podniosły fakt staje się źródłem do uwielbienia Boga; naszą radością spotkania: „My także radujemy się ze spotkania ze Zbawicielem”- wyśpiewuje podniośle kapłan w prefacji. „Jak Bogurodzica, Dziewica niepokalana, niosła w swoich ramionach Światło prawdziwe idąc na spotkanie tych, którzy pozostawali jeszcze w mroku śmierci, tak też i my oświeceni jego promieniami i trzymając w reku widoczny dla wszystkich płomień pośpieszajmy naprzeciw tego, który jest prawdziwym światłem…” (św. Sofroniusz). My jesteśmy w gronie uprzywilejowanych na których twarzach i duszach lśni blask obecności Pana. „Człowiek mający oświecenie osiąga wieczne szczyty, już na ziemi wszystko staje się cudem” (św. Grzegorz Palamas). Ze Świętem Ofiarowania związany jest cały szereg pobożnych i przenikniętych prostą pobożnością ludu obyczajów. Pobłogosławioną w kościele świece przechowywano w domu, obchodzoną z nią pola, zagrody, stodoły. Wylewano krople wosku na groby zmarłych, czy zatrzymywano się na chwilę przy pasiekach, aby pszczoły każdego roku wyrabiały ów szlachetny materiał. Świece umieszczano w domu wysoko na szafie lub na domowych ołtarzyku przy świętych ikonach czy dewocyjnych obrazach. Zapalano ją w chwilach niebezpieczeństw, podczas burzy, pożarów, choroby, wojny czy śmierci. Wkładano ją w dłonie zmarłego- niczym zaopatrując go w ostatnią drogę. Wszystkie te gesty świadczyły o tym, że człowiek nosił w sobie potrzebę bliskości Boga. Wszystko to stanowiło tęsknotę za życiem wiecznym, którego ślady odkrywało się na ziemi. Miał rację Bierdiajew: „Człowiek niesie w sobie zupełnie odmienny świat, niezrozumiały do końca dla kogoś drugiego”. Ten człowieczy świat ostatecznie zostanie rozjaśniony w pełni ostatecznego spotkania z Chrystusem- Światłością świata !