czwartek, 30 maja 2019


Potem wyprowadził ich ku Betanii i podniósłszy ręce błogosławił ich. A kiedy ich błogosławił, rozstał się z nimi i został uniesiony do nieba (Łk 24, 50-51).

Wzniosłeś się w chwale, Chryste Boże nasz, radość uczyniwszy uczniom obietnicą Ducha Świętego, ogłoszonym im błogosławieństwem, albowiem Ty jesteś Synem Bożym, Zbawicielem świata (Troparion).

Paschalnym librettem Ewangelii- akordem uchylającym krajobraz wieczności jest wniebowstąpienie Chrystusa. Dłoń Przedwiecznego rozsuwa zasłonę niepoznania, rozrywa zaklęty krąg czasu i przestrzeni, czyniąc człowieka uprzywilejowanym obywatelem nieba. Pelikan, który na Golgocie rozpostarł szeroko skrzydła- który otworzył ranę swego boku i nasycił życiem rodzący się Kościół, teraz unosi się ku górze- ku miejscu naszego ostatecznego przeznaczenia. „A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie”(J12,32). To, co wydawało się pozorne i niewyobrażalne, w zmartwychwstałym Chrystusie osiągnęło pełnię istnienia- przywróciło ludzkości Raj. On zabrał ze sobą to co nasze i otworzył wierzącym Królestwo Niebieskie. Wiara, która jest widzeniem rzeczy niewidzialnych, pulsuje w nas, otwierając wszystkie zmysły na inny świat, przekraczający najśmielsze wyobrażenia i ludzkie oczekiwania. Człowiek zmierza ku światłości, podążając za Chrystusem; ufając Mu bez reszty. „Jego wniebowstąpienie jest naszym uwielbieniem”- powie święty Efrem. W tym liturgicznym uobecnieniu triumfalnego wstępowania Życia, zawiera się również nasze wzięcie. Wyrażają to barwnie słowa poety Angelusa Silesiusa: „Wieczności związek z nami tak ścisły jest i silny, że chcemy czy nie chcemy, wieczni być musimy.” Ta uroczystość uświadamia nam, że powinniśmy podnieść wzrok poza ziemski horyzont. Mieć wertykalne spojrzenie wiary. Indyjski mistyk Kabir, woła: „Otwórz oczy miłości i ujrzyj Tego, który napełnia świat cały ! Rozważ to dobrze i poznaj, że to twój własny kraj !” Osnową każdego przesłania Chrystusa jest nadzieja przeniknięta ogniem nieśmiertelności, zwiastująca „życie ukryte w Bogu,” które objawi się kiedyś w całej pełni. „Cielesna śmierć będzie wówczas już tylko czymś zewnętrznym, assumptio stanie się kiedyś ascensio przemienionego ciała”(O. Casel). Kościół od tamtego wydarzenia trwa w nieustannym Adwencie. „Przeminą rzeczy widzialne i przyjdzie to, na co czekamy i co jest piękniejsze”(Cyryl Jerozolimski). Apokalipsa otwiera wspólnotę przenikniętą Duchem Świętym na Paruzję. Pękną pieczęcie Księgi Życia i rozlegnie się wołanie Oblubieńca: „Zaiste, przyjdę niebawem. Amen. Przyjdź, Panie Jezu !”(22,20). Wniebowstąpienie nie jest rozłąką z Bogiem bliskim i ukochanym. Chrystus musiał powrócić domu Ojca, abyśmy mogli być bliżej świata przebóstwionego. Jego bliskość będzie się wyrażać w nowy, sakramentalny i charyzmatyczny sposób. Od tej pory Paraklet będzie wypisywał w sercu Kościoła ikonę Chrystusa i dokonywał poruszających znaków i cudów, potwierdzając, że Pan jest z nami „przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.” „Chwałą Boga jest żyjący człowiek, zaś życiem człowiek jest oglądanie Boga”(św. Ireneusz z Lyonu). W nas musi pozostać święte drżenie i radosna czujność; tęsknota wyglądania Oblubieńca.

środa, 29 maja 2019


Rz 6,3-9

Bracia: Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? Przyjmując więc chrzest zanurzający nas w śmierć, zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie, jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca...  

 „Dlaczego istnieje coś raczej niż nic ?”- dociekał przenikliwie filozof Leibniz. Trzeba jakoś wyjść z tego impasu. Czy ten świat w którym się rodzimy, wzrastamy, zdobywamy potrzebne umiejętności, kochamy i przeżywamy paletę różnorodnych emocji- jest jedynym z możliwych obszarów naszego przebywania ? „Ten, kto nie może zobaczyć, co jest za zasłoną, nie ma prawa powiedzieć, że tam nie ma niczego”(H. Kung). Mamy prawo nosić w sobie głębokie przeświadczenie o niezwykłym świecie Boga. Chrześcijaństwo elastycznie posługuje się słowem: Nadzieja. Jestem przekonany, że nosimy w sobie obraz wieczności. Nadzieja uchyla niewidoczne drzwi naszej wyobraźni podprowadzając na paluszkach, cichutko ku Temu, który jest Zmartwychwstaniem i Życiem. Zdecydowanie łatwiej się żyje i umiera, będąc człowiekiem głęboko wierzącym. Noszę w sobie głębokie przekonanie, że spełnią się słowa Chrystusa które skierował do Natanaela: „Zobaczysz jeszcze większe rzeczy” (J 1,50). Święty Paweł uświadamia nas w czytaniu, że przyszłość dokonuje się w nas-już teraz- na sposób sakramentu Chrztu. Zanurzenie w wodzie i wynurzenie jest uczestnictwem w śmierci i życiu zmartwychwstałego Pana. O ile jednak wody chrztu są grobem, w którym zostaje pogrzebany grzeszny człowiek, o tyle są one również ożywczym środowiskiem, w którym zostaje powołane do życia nowe stworzenie. Dwa razy wychodzimy z „płynnego łona”- jedno jest matczynym środowiskiem, drugie to przestrzeń Kościoła, który inicjuje naszą wędrówkę ku wieczności. „I ów Człowiek, który z nieba zstąpił i przyjął śmiertelność, trzy dni był pod ziemią i znów wrócił do życia, tak też winien każdy, przez ludzką naturę z Nim złączony, dla osiągnięcia tego samego celu tj. ożywienia zamiast ziemią dać się okryć wodą i trzykroć się w niej zanurzyć, by przez to naśladować daną po trzech dniach łaskę zmartwychwstania”- pisał św. Grzegorz z Nyssy. Każdy wierzący przez ożywczą kąpiel wszedł w Triduum Chrystusa Zwycięzcy. W ten sposób sakrament wtajemniczenia jest realnym zstąpieniem razem z Chrystusem w Jego śmierć, jak również udziałem w triumfie zmartwychwstania.  Wieczność jest Boża i ludzka. Współpracujemy z Bogiem, aby ją osiągnąć. Cała nasza historia jak również sekwencje towarzyszących naszemu życiu wydarzeń, są wzlotem ponad teraźniejszość. Nieustannie transcendujemy naszą egzystencję. Dzięki temu przyszłość- jak wyraził to w swoich intuicjach rosyjski filozof Frank- nie jest po prostu przed nami, lecz stanowi część historii, teraźniejszość przeczuwaną, przeduczestniczącą, już realną. „Ponieważ Bóg istnieje, ja jestem nieśmiertelny- pisał z eschatologiczną wrażliwością Dostojewski- Moja nieśmiertelność jest nieodzowna choćby dlatego, że Bóg nie zechce zgasić na zawsze płomienia miłości, który zapłonął dla Niego w moim sercu”.  

sobota, 25 maja 2019


J 6,67-69

 Rzekł więc Jezus do Dwunastu: „Czyż i wy chcecie odejść?” Odpowiedział Mu Szymon Piotr: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga”.

Prawdziwą przyczyną nieporozumienia i nieprzyjęcia Boga do swojego serca, jest najczęściej brak wiary. „Wierzyć to oświetlać to, co ukryte” (A. Heschel). Uczniowie, pomimo tego, że byli tak blisko Mistrza, przeżywali momenty zwątpienia, osobistych niepewności i poczucia totalnego niezrozumienia. „Czy i wy chcecie odejść ?”- to pytanie jest skierowane również do nas. Nie jesteśmy wolni od braku wiary, czy zwątpienia w Jego miłość. „Wiara jest mozaiką złożoną z wątpliwości” (N. Kazantzakis). Czasami myślimy o wierze w kategoriach łatwych i przyjemnych pojęć, które nam wszystko rozjaśniają i uczynią Boga bliskim. Wiara to również strefa wielkiej niewiadomej, chwilowego osamotnienia i osierocenia. Wielu ludzi chciałoby najpierw wiedzieć, dotknąć, doświadczyć cudu, a dopiero później wierzyć. Takie myślenie jest w samym założeniu porażką. Nie możemy manipulować Bogiem dla zaspokajania własnych widzimisie. Najpierw trzeba uwierzyć, bezgranicznie zaufać- pozwolić poprowadzić się jak małe dziecko po nieznanych drogach, a potem spotkamy się z Panem. „Nie wszystko można wyjaśnić- twierdził św. Filaret- Jest wiele rzeczy, w które trzeba tylko wierzyć, gdyż nie pozostaje już tylko nic innego, jak tylko uwierzyć.” Każdy musi mieć moment zachwiania równowagi- jak Paweł oślepiony światłem pod Damaszkiem- wszedł w ciemność i bezradność; jak Łazarz przebudzony ze snu śmierci- oszołomiony wskrzeszeniem i darem życia; jak Zacheusz wiszący na drzewie sykomory- gdzie spojrzenie Jezusa tak wprawiło w zdumienie, że zapragnął zmienić swoje życie. W historii ludzkich zmagań w przestrzeni wiary jest miejsce dla każdego z nas; dla zdradzającego i żarliwie płaczącego Piotra- „Ty wiesz, ze Cię kocham”, i dla Marii Magdaleny całującej stopy Jezusa i wiernej do końca. W miłości do Boga nie można mieć nic do stracenia. Najłatwiej jest odejść- uciec, zdezerterować, wmieszać się w obojętny tłum świata. „Kto jest blisko Mnie, jest blisko ognia” (Orygenes). Wolność, którą daje mi Chrystus, zobowiązuje mnie do oczyszczenia moich wyborów z narosłych przyzwyczajeń, obaw, konwencji. „Istotne by człowiek wiedział, że Bóg go kocha” (Mikołaj Kabasilas). Pytanie powinno być inaczej sformułowane: Dlaczego chcecie zostać ze Mną ? W takiej odpowiedzi zawiera się wdzięczność- płomień miłości.

środa, 22 maja 2019


 Miłość nigdy nie ustaje, nie jest jak proroctwa które się skończą, albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza której zabraknie (1Kor 13, 8).

Czasami marzę za światem spokojnym w którym ludzie przystają na chwilę i spoglądają sobie w oczy. Tęsknię za rzeczywistością utkaną z dobrych wiadomości, szlachetnych słów i pomysłów, które będą potrafiły ogniskować ludzi wokół naprawdę ważnych spraw. Żyjemy w świecie zamętu, podglądactwa, nieustannie toczącego się monologu, rozkruszania murów i ciągłych powrotów do ruin które z premedytacją wykrusza demon zamętu. „Nasza epoka jest zatruta kłamstwem i zamienia w kłamstwo wszystko, czego dotyka”- pisała S. Weil. W naszym świecie dziecko musi prosić o uwagę i miłość matki-wlepiającej swoje oczy w ekran telefonu komórkowego i ekscytującej się newsami z pudelkowego świata show biznesu. „Mamusiu porozmawiaj ze mną. Spojrzyj na mnie. Jestem !”- mówił drobny chłopiec w tramwaju do matki podekscytowanej promocją w internecie, która z poczucia obowiązku odwozi w codziennym rytuale dziecko do szkoły. Synowie poszukują ojców, którzy to większość drogocennego czasu na miłość, rozmieniają na pracę- pomnażając zasobność konta bankowego. Małżeństwa się rozpadają w ułamku sekundy, bo nagle jedno czuje się znużone codziennym dźwiganiem krzyża i umieraniem dla własnego egoizmu. „Kochać to znaczy mieć tę wytrzymałość, która pozwala przechodzić przez wszystkie stany od cierpienia do radości, z tą samą intensywnością”(E.Schmit). Przestali spoglądać w jednym kierunku; rozproszyli się na pierwszym zakręcie. Zbyt szybko spakowali walizki i ukradkiem uciekli. Wzajemne oskarżenia i monotonia powodują nieuniknione tąpnięcie, na skutek czego powstaje krater nieporozumienia i przerzucanego ponad nim pasma wzajemnych pretensji. Wesele Kany Galilejskiej staje się teatrem smutku- podtrzymywanym oparami pełnych niepamięci wspomnień. Dobre wino miłości nigdy nie zmętnieje, a na pewno się nie wyczerpie. Święty Jan Chryzostom mówił, iż „małżeństwo jest obrazem nieba.” Jakie to smutne, że wielu ludzi przestało czuć w sobie istnienie innych- ich cudowny barwny świat- intrygujące zakamarki duszy, na które zwiedzanie powinna starczyć wieczność. „Istota kochana jest we mnie”- czytamy w japońskim poemacie miłości. Gdzie jest ta wskrzeszająca siła miłości- tryskająca z sakramentu- uskrzydlająca zmęczone lotem do gniazda ptaki ? Ciągle jest ludziom za ciasno i nerwowo; duszno i klaustrofobicznie- istoty uwikłane w czasie i pośpiechu, skupione na sobie, zbyt często kalkulujące, co się opłaca a co nie. Życie powinno być świętem piękna i miłości, nawet jeśli coś uwiera lub pojawią się drobne rysy. „Tak więc mężczyzna, kobieta, małżeństwo powstają, budują, tworzą się poprzez wiele oddaleń i powrotów, przejść przez pustynię, podczas których pozostaje tylko wiara zaangażowana i nagłe powroty czułości odnowionej, miłości wypełnionej humorem, stabilniejszej, czystszej” (O. Clement). Powinno się codziennie modlić słowami jednego ze świętych ojców: „Chryste, daj mi łzy, które obmyją brud mego serca.” Gogol twierdził, że „ojczyzną duszy jest miłość,” choć wielu odnajduje inne krainy równie powabne, choć tylko chwilowo atrakcyjne. Cudowne są powroty w miłości. Czytałem świadectwo kobiety, której ojciec w okresie reżimu stalinowskiego został zesłany na Syberię. Wrócił po wielu latach i stając na progu domu, rozpłakał się i zaczął całować dłonie i nogi żony, że pomimo tej próby czekała na niego i uchroniła od śmierci głodu ich troje dzieci. W czeluściach piekła siłę dawała mu miłość do najbliższych. Widział ich twarze rozpromienione promieniami słońca- paschalną nadzieją na poranek wolności. „Wskrzesiła ich miłość, serce każdego z nich miało w sobie niewyczerpalne źródło życia dla serca drugiego”(F. Dostojewski). Fascynujące są te ludzkie- choć dramatyczne historię, gdzie pomimo zawirowań losu- miłość daje siłę do zmartwychwstania; z deszczu tęsknoty i łez rozkwita Eden. Codzienność- choćby najbardziej zawirowana, nie może niszczyć świętości ludzkich relacji. Proza życia nie może tłamsić, czy spychać miłości w piekielny świat nudy. Twarz kochanej osoby, nigdy nie może zmatowieć- jest świetlista, bo muśnięta palcem odwiecznej Miłości.

poniedziałek, 20 maja 2019


J 14, 27-31

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka. Słyszeliście, że wam powiedziałem: Odchodzę i przyjdę znów do was. Gdybyście Mnie miłowali, rozradowalibyście się, że idę do Ojca, bo Ojciec większy jest ode Mnie...

Myślę, że ludziach drzemią dwa paraliżujące lęki. Lęk przed porzuceniem i zapomnieniem oraz lęk przed nieuchronnością śmierci. Człowiek panicznie boi się, przed byciem pominiętym- odsuniętym poza objęcia miłości drugiej osoby. Towarzyszy nam niekiedy głębokie przeświadczenie, że jeśli ktoś przestanie nas kochać i pamiętać- to dokona się jakiś proces unicestwienia osoby; zniknięcia z horyzontu życia. „W mroku wszystkie drogi prowadzą w przepaść” (I. Evangelu). Nie bez przyczyny wszechobecna samotność ludzi staje się symptomem naszych czasów, zaciskając wszystko w hermetycznej przestrzeni własnego nienaruszalnego „ja.” Człowiek wychodzi z łona matki i zostaje natychmiast otoczony wianuszkiem uśmiechniętych ludzi, a za chwilę opuszcza przestrzeń życiową w możliwym i dramatycznym zapomnieniu; utopionej we łzach samotności. Syndrom współczesności. Świat ludzi pełnych pozorów, podejrzliwych, zakładających maski, o wymuszonym uśmiechu, próbujących imitować „szczęście” ludzi z pierwszych stron gazet. Wielu jak pisał Marquez „w seksie szuka pociechy, gdy cierpi na niedostatek miłości.” Egoizm i pogoń za własnym szczęściem, stał się bożkiem współczesności, domeną ludzi karłowatych którzy zamiast wypuścić korzenie w glebę, zmierzają bez świadomości w cynicznym amoku– ku nieuchronnej śmierci ducha. Boimy się mówić o uczuciach- szczerych intencjach- bo zostaniemy przez ogół uznani za słabych i aż nazbyt sentymentalnych. A słabi ludzie siedzą na kuszetkach psychologicznych gabinetów, gdzie modeluje się człowieka podług wymagającego perfekcji świata i retuszuje, przykrywając obłędy duszy; najbardziej ohydnych pragnień i fantasmagorii. Istnieje jednak wyjście z najbardziej zawikłanej sytuacji. Ewangelia niesie przesłanie wolności- „Niech się nie trwoży serce wasze”- słowa Chrystusa podnoszą świat od dwa piętra wyżej, ku przebudzeniu w nadziei. „Przychodzimy z głębokich mroków, dochodzimy do głębokich mroków, między nimi jasna przestrzeń- życie”(N. Kazantzakis). Istnieje taka nadzieja, która żyły rozkapryszonego i zasklepionego w sobie świata napełnia istnieniem. Jakiś wertykalny wymiar egzystencji- ikaryjskie wzbicie ku Słońcu, które nie spala a przemienia od wewnątrz. Skierować się ku wnętrzu, aby na zewnątrz objawić się jako byt przeobrażony- wyzwolony od lęków i nasycony pokojem. Interioryzacja w doświadczeniu Miłości ! Miał rację Bierdiajew mówiąc, że „chrześcijaństwo jest objawieniem Bogoczłowieczej miłości. Zbawia mnie, to znaczy przemienia moją naturę, nie tylko miłość do Boga, ale także miłość do człowieka. Miłość do bliźnich, do braci, jest częścią drogi mego zbawienia, mego przemienienia.”

niedziela, 19 maja 2019


Był pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bram jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami imieniem Łazarz. Pragnął on jedynie nasycić się odpadkami ze stołu bogacza... (Łk 16, 19- 31).

Lubię słuchać Jezusa kiedy na stronach Ewangelii mówi do ludzi obrazami przypowieści. Maluje sytuacje słowami które wzbudzają w słuchaczach zainteresowanie i wymagają konfrontacji z własną sytuacją życiową. Historia bogacza i żebraka Łazarza rozpościera się pomiędzy dwiema – diametralnie różnymi przestrzeniami egzystencji. Mamy tu złudzenie szczęścia ziemskiego, prowadzące do zaślepienia i skamienienia serca bogacza, oraz piękny świat Boga- „łono Abrahama” które staje się udziałem biedaka, potrafiącego tęsknić i prosić ufnie o wieczność. W tej przypowieści niczym w lakmusowym papierku odbija się współczesna sytuacja świata- ludzi rozszarpywanych nieustannym nasycaniem i pomnażaniem przyjemności i tych którzy stają się dla owych „wielkich” sprawdzianem człowieczeństwa i miłosierdzia. W oczach Boga jedni i drudzy są ukochanymi dziećmi, ale względem siebie jedno z nich może zostać zaślepione pogardą i poczuciem wyższości. Bogacz jest głupim, samotnym i wyrachowanym w swoim postępowaniu człowiekiem. Gromadzi wiele dóbr i poszukuje wciąż nowych bodźców, aby na pełnych obrotach przeżywać życie. Opiera swoje życie na tym, co posiada, a nie na tym kim jest. Wymachuje „złotą kartą” i wydaje mu się, że jest panem każdej zaistniałej sytuacji. Żyje w iluzji szczęścia poruszając się po niebezpiecznym i zatracającym duszę gruncie; zachłanność posiadania bajowych pałaców, luksusowych samochodów, wyszukanych towarów i ludzi traktowanych jako środki wzmacniające poczucie swojej wyjątkowości. Otchłań samotności i rzeka nawarstwionych kompleksów retuszowana siła pieniądza i władzy. „Podle jest być szczęśliwym samemu- pisał A. Camus- Życie zwrócone ku pieniądzom jest śmiercią.” Bogacz jest synonimem próżnych, rozwydrzonych dzieci tego świata, wyciągających bezmyślnie po wszystko ręce. Wystarczy tylko jeden moment próby- wylew, pęknięcie jednej żyłki w mózgu, nowotwór złośliwy usytuowany w takim miejscu, że nawet górą złota obsypany szpital rozłoży ręce. Jeden moment i wielka mydlana bańka pęka, a śmierć zagląda prosto w oczy- naga prawa o człowieku. Bogactwo może prowadzić do skurczenia serca i głupoty. Od strony duchowej to życie na nieustanne krawędzi; bogactwo które może pociągnąć na samo dno. Łazarz jest przeciwieństwem tego świata, wywołuje jedynie współczucie u psów które liżą z miłością jego rany. Ma jednak imię Łazarz, które oznacza „Bóg wspomaga,” „Jahwe udziela pomocy.” Ten człowiek- będący jakby cieniem, kimś niezauważalnym, pogardzanym i wyśmianym przez los, okazuje najbliższym sercu Boga. Śmierdzącym, brudnym i zaropiałym- choć najbardziej umiłowanym- przeznaczonym dla Królestwa Bożego. „Czym jest człowiek- pytał H.U. Batlhasar- Żebrakiem przed bramą wieczności.” Celem przypowieści nie jest, jak to uczynił Dante w Boskiej Komedii, wycieczka w zaświaty i przenikające drżenie przed temperaturą piekła. Nie jest to opis zaświatów w których ktoś dokonuje zatracenia w czeluściach samotności i jęku potępionych. Ważne jest napięcie które przechodzi przez ludzkie serce, drżenie miłości i współodpowiedzialność lub jej brak za innych. „Tylko dzisiaj, tutaj możemy zostać wyzwoleni z naszej przeszłości i w ten sposób zagwarantować sobie przyszłość” (A. Pronzato). Święty Paweł z takim uporem przypominał Tymoteuszowi: „Zdobywaj życie wieczne: do niego zostałeś powołany”(1 Tm 6,12). Jakże pięknie byłoby gdyby kilka słów leczyło duszę, uzdrawiało życie, łatało zerwane ludzkie więzy, darowało miłości szansę na ponowne zmartwychwstanie. Każdy dzień przybliża człowieka do wieczności -„już i jeszcze nie” - jest sprawdzianem z miłości która otwiera bramy Raju.   

piątek, 17 maja 2019


Odpowiedział im Jezus: „Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy nigdy pragnąć nie będzie”(J 6,35).

Wiele razy wędrowałem ustronnymi ścieżkami wokół których kładły się złociście łany zboża. Od dziecka uwielbiałem włóczenie się po miejscach gdzie można było odetchnąć ciszą i spokojem. Zapach zboża w powietrzu jest szczególny i przywraca pamięci smaki wypieczonego chleba, który za nim ostygł w pośpiechu się zjadało. Nie ma smaczniejszego pokarmu jak chleb. Pamiętam starszego księdza który przeżył obóz koncentracyjny w Dachau, jak spontanicznie chował kawałki chleba w kieszeniach marynarek, spodni i ciasnych zakamarkach szafy. W obozowym piekle doświadczył braku chleba i zawsze się obawiał, że może nadejść ponownie dramatyczny czas kiedy znowu poczuje się głodny. Dla niego ten pokarm kojarzył się z domem i wiejskim piecem w którym matka wypiekała chleb- wykreślając nożem znak krzyża. Nade wszystko kojarzył się z wolnością w Bogu. Czarny- obozowy chleb i kropla wina z przemyconych rodzynek, położona na spękanym ołtarzu dłoni była Świętem Życia pośród otchłani śmierci. Są jakieś granice ekspresji językowej, kiedy mówi się o sprawach przekraczających zwyczajność codziennego posiłku. Wchodzimy już w przestrzeń liturgii- uobecnienia- Wieczerzy przy której trzy Osoby Boskie prowadzą miłosny dialog. Najbardziej krucha materia świata stanie się Ciałem Boga danym do spożycia.  Rozum, zmysły i serce muszą się mocować ze sobą, aby to właściwie pojąć. Ukryty Bóg pod postacią wypieczonych ziaren zboża, które scalone staną się prosforą- „Barankiem złożonym za życie świata” ! Tak niewystarczające są słowa i skojarzenia aby właściwie wyrazić tę tajemnicę wiary. Język jest ułomny- potrzebna jest interakcja innych zmysłów w którym spożywanie stanie się aktem mistycznym i przełomowym. Mówiąc językiem świętego Franciszka, nasz brat ciało wchłonie w siebie Boga, aby się Nim nakarmić i w Niego przemienić. „Tej łączności pożądamy; musimy jej pożądać- pisał R. Guardini- chcielibyśmy przez życie nasze tak się połączyć z Bogiem, jak ciało nasze łączy się z jadłem czy napojem. Przeto łakniemy i pragniemy Boga. Nie dość nam Go poznać, nie dość nam Go kochać. Chcemy Go objąć, zatrzymać, mieć u siebie...chcemy Go spożywać.” Eucharystia jest „sakramentem sakramentów,” w którym Ciało Chrystusa nasyca Kościół odwieczną miłością Boga i leczy rany zadane przez grzechy. Dzięki tej Mistycznej Wieczerzy odkrywamy prawdę o tym, że życie jest mocniejsze niż śmierć. Jesteśmy na powrót przyssani do pępowiny przez którą płynie ożywczy pokarm rodzący nas dla nieba. Ciało człowieka staje się „Miejscem Świętym”- „Tabernakulum”- przestrzenią przebóstwioną i świetlistą. „Stajemy się Tym, kogo przyjęliśmy i w kogo Duch nas przemienił”(J. Corbon). Od tej pory egzystencja człowieka staje się źródłem- miejscem pulsowania miłości, sadzawką z której można czerpać radość i pokój... „Bóg złożył w sercu człowieka pragnienie Siebie”(św. Maksym Wyznawca). Iluż to chrześcijan przyjmując Święte Postacie zwracało się ufnie do Boga: „Odkryj mi Twą obecność, aby Twój widok i piękność sprawiły, że umrę !” W każdej celebrowanej liturgii rozpoznaje się zstępującą Miłość i proklamuje się paschalną radość, której energia żłobi w sercu Kościoła ranę miłości i budzi postawę pojednania: „Pascha ! Zmartwychwstania dzień ! Rozjaśnijmy twarze w radości ! Obejmijmy jeden drugiego ! Powiedzmy, bracia, do nienawidzących nas: „Darujmy wszystko w Zmartwychwstaniu !”

środa, 15 maja 2019


Myślę, że istnieje jakiś głęboki i pełen wewnętrznego kolorytu stosunek człowieka do ziemi. Na płaszczyźnie religii i filozofii- ziemia „Gaja” stawała w centrum interesującej refleksji, czy medytacji. Być może jestem już za bardzo sentymentalny; przychodzą takie chwile że  zaczynam myśleć na sposób retrospektywny- przywołuje niczym niezmącone obrazy dzieciństwa powracając do miejsc dobrze znanych i sytuacji wyrzeźbionych w pamięci. Jako dziecko po burzy biegałem na boso po ziemi. Jak mawiali najstarsi członkowie rodziny „stąpaj po ziemi, ponieważ ona przekazuje obficie całą swoją witalną energię.” W tym ludowym i prostodusznym przeświadczeniu jest jakieś ziarenko prawdy. Człowiek przez całe wieku historii żył w harmonii z ziemią- była ona dla niego matką żywicielką. Kładł się na ziemi, zapisywał w niej swoją postać; ciało stawało się horyzontalne a wzrok przedzierał się ku bezkresowi nieba. Nie bez przyczyny w sferze mitów, wierzeń i rytuałów, funkcjonowało przeświadczenie o „wielkiej macierzy”- sakralnym charakterze ziemi niosącej człowieka przez życie. „Biblia jest pełna barw ziemi- pisał Z.Kubiak- I pełna ciężaru ziemi.” Czujemy jej chropowatość pod nogami, paletę zapachów, wsłuchujemy się w symfonie dźwięków które wydobywają się z jej mikroświata i docierają do naszych zmysłów. „Na początku Bóg stworzył ziemię”(Rdz 1,1)- wyłania się ona z pod nakreślających horyzont widzenia palców Stwórcy. Terra Mater- Staje się symbolem wszelkiego stworzenia, a tym samym wszystkich bytów które wzrastają w jej łonie i stają się dziećmi ożywionej ojczyzny. „Wtedy to Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia” (Rdz 2,7). Imię Adam wywodzi się od hebrajskiego słowa Adamah- co można przetłumaczyć, jako proch ziemi lub ziemia uprawna. Na ów „muł ziemi” Bóg tchnął wolność i umieścił go w czasie. Według przekonania wielu egzegetów „łono matki”- może być równocześnie rozumiane jako łono ziemi. U Ezdrasza czytamy: „Uczyniłem ziemię łonem matki dla wszystkich, którzy w swoim czasie zostali w niej zasiani.” Do tego tekstu wracali w licznych komentarzach Ojcowie Kościoła: „Nagim mnie ziemia wydała, kiedy tu przybyłem, nagim ziemia przyjmie, kiedy stąd odejdę”(św. Grzegorz Wielki). „Gdyż ziemia rozkłada to, co umiera, ale daje wciąż na nowo życie i w tym jest niewyczerpana”(O. Clement). Ziemia postrzegana w potencji płodności- „religijnej misji”- odczuwana i otaczana szacunkiem w prostodusznym zachwycie przez ludzi w nią wrośniętych. „O wielka matko, ziemio wilgotna !”- zapisał w swoich notatkach S. Bułgakow. Postrzega ziemię na sposób liturgiczny; materia przeznaczona na Eucharystię. W anaforze przypomina św. Cyryl Jerozolimski- „wspominamy niebo, ziemię...wszystkie stworzenia.” Jest to myślenie wspólne z tym, które prezentował Dostojewski. Ziemia co daje życie i pożywienie. Wyczuwalna pod stopami. Matka którą kochają dzieci, całują i spulchniają łzami. Zadaniem pierwszych rodziców w ogrodzie Eden było uprawiać i doglądać dzieło stworzenia. Otaczać szacunkiem ziemię ! „Czas przemija, a my jesteśmy daleko... I bogactwo tej ziemi przecieka nam przez palce jak drobny piasek pustynnych wydm” (A. Exupery). Człowiek został zaproszony do uczestniczenia w święcie stworzenia, bycia przyjacielem ziemi; kształtowania w sobie świadomości, że „świat przyrody stworzonej przez Boga jest sakramentem Jego ukrytej obecności” (W. Hryniewicz). Ziemia która rodzi życie, staje się częścią „odkupionego kosmosu” i  „nowej ziemi.” Już święty Ambroży wychwala zmartwychwstanie Chrystusa jako początek zmartwychwstania całego kosmosu: „Zmartwychwstał w Nim świat. Zmartwychwstało w niebo. Zmartwychwstała w Nim ziemia. Będzie bowiem nowe niebo i nowa ziemia.” Nie bez przyczyny piśmiennictwo, a szczególnie malarstwo podkreślało ten mistyczny stosunek do ziemi. „Sztuka przenosi nas do idealnego królestwa, jedynego, gdzie możemy znaleźć czystą radość, czyste szczęście, czystą miłość”(G. Fahr-Becker). Już od najstarszych jaskiniowych malowideł, przez śródziemnomorskie wyobrażenia kultury grecko-rzymskiej, bizantyjskie mozaiki, średniowieczne miniatury i nowożytne malarstwo- ukazujące człowieka spoglądającego na ziemie w niewypowiedzianym zachwycie małego dziecka. „Święta, święta, święta-  ziemia co nas nosi”- wyraził w swoim Sanctus Stachura. Czasami dobrze zdjąć buty i stopy postawić na ziemi. Poczuć jej drżenie, wyczuć wyżłobione ślady Boga przechadzającego się po ogrodzie świata i szukającego przyjaciół. Grzegorz z Nyssy zwracał się w pięknych słowach: „Wygnałeś nas z raju i do raju wzywasz.” Innymi słowy- pozwalasz nam poczuć piękno przemienionej ziemi z której na powrót utkasz Adama- syna „nowej ziemi.”

poniedziałek, 13 maja 2019


Ps 48 

Wielki jest Pan i godzien wielkiej chwały
Święta Jego góra, wspaniałe wzniesienie,
radością jest całej ziemi.

Pomimo najbardziej wzniosłej i utkanej z mnóstwa teologicznych wywodów ekwilibrystki, zawsze najcenniejsze i najbardziej przemawiające do innych ludzi jest osobiste doświadczenie Boga. Każdy dzień naszego życia jest Szawuot- świętem spotkania i zdumienia. Tylko ten który wdrapał się ponad horyzont swoich wyobrażeń i sądów, widzi więcej, głębiej..., wyraźniej. Ze szczytu zdobytego w trudzie wierzchołka góry rozpościera się cudowna panorama wieczności !  Twarz wędrowca opromienia światło innego Słońca. „Kto zwraca się ku teologii, żyje w doskonałej harmonii z wiarą”- postulował św. Grzegorz z Nyssy. Chrześcijaństwo nie jest zbiorem mniej lub łatwiej przyswajalnych idei, czy odciśniętego w kulturze wieków świadectwa ocierania się o transcendencję, szamotaniny i powracającego pytania: Quo vadis Domine. To trud zrodzony z wędrówki pod gwiazdami, wydeptanymi piaskami pustyni i przemierzonymi wzdłuż i wszerz gwarnymi miastami. Pomocne w tym względzie wydają się słowa filozofa Whiteheada: „My, którzy z zawodu lub zamiłowania staramy się zrozumieć i docenić każdy fragment przeszłości, ustawicznie napotykamy przeszkody wynikające nie tylko z niedostępności wielu kluczowych świadectw, ale także z braku odpowiednich umiejętności, do odbierania sygnałów pochodzących z innych czasów i miejsc.” Nie można przejść przez chrześcijaństwo w sposób historycznie i naiwnie sentymentalny; zgłębiać sens wiary- niczym turysta, czy naukowiec posługujący się odpowiednimi ku temu instrumentami poznawczymi. Takie podejście jest banalne, nierzetelne, płytkie i skazane na porażkę. Dopiero w tym kluczu zdaje się w pełni wybrzmiewać myśl Tertuliana: „Wierzę, ponieważ to absurd.” Człowiek nie mógłby wymyślić Boga. Jeśli w człowieku powstaje myśl o Bogu, jeśli pojawia się w głębinach serca intuicja tego, co niewypowiedziane i niewyrażalne, to dlatego że Bóg jest obecny w tym procesie „poznania”- owego wzruszenia mistycznego. „Niech będzie błogosławiony Bóg, który objawił w Chrystusie tajemnicę promiennej Boskości”- wołał A. Cuttat. Aby odkryć wiarę prawdziwą- zogniskowaną na Chrystusie A i Q, trzeba podjąć trud mozolnego wdrapania się górze. Miejsce wzniesienia nie jest punktem topografii, ale miejscem duchowej wędrówki której szalki krzyżują się w sercu szukającego; w czasie gdy dokonuje się oczyszczenie spojrzenia i rozbłyskuje w duszy płomień wiary. Człowiek wiary zaczyna w pewnym momencie widzieć wzrokiem Gołębicy- Ducha Świętego, a to co do tej pory wydawało się ukrytym zaczyna się mienić niczym zdobna mozaika złożona z licznych fragmentów, ostatecznie utrwalających jeden doskonały obraz Boga wychodzącego naprzeciw człowieka. „Odnaleźć Boga to znaczy szukać Go bez ustanku- przekonywał św. Maksym- widzieć Boga to znaczy nigdy nie przestawać Go pragnąć.” Jesteśmy niczym biblijny patriarcha Jakub który we śnie ujrzał drabinę sięgającą nieba oraz „aniołów Bożych, którzy wchodzili w górę i schodzili w dół” (Rdz 28,12). Kamień na którym usnął, był betylem i znajdował się w centrum świata, tam bowiem łączyły się wszystkie sfery kosmiczne. W nim znalazł się świat Boga. Oddaję jeszcze raz głos św. Grzegorzowi z Nyssy: „Postawiwszy raz stopę na drabinie, na której opiera się Bóg, nie przestawaj wstępować... każdy krok cię wprowadza w inny wymiar.” Na szczycie „poznasz wszystko tak, jak i zostałeś uprzednio poznany.”

 

niedziela, 12 maja 2019


J 4, 5-42

Jezus przybył do miasta samarytańskiego zwanego Sychar, w pobliżu pola, które dał Jakub synowi swemu, Józefowi. Było tam źródło Jakuba. Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy źródle. Było to około szóstej godziny. Wówczas nadeszła kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody. Jezus rzekł do niej: «Daj Mi pić!» Jego uczniowie bowiem udali się przedtem do miasta, by zakupić żywności… Jezus odpowiedział jej na to: «O, gdybyś znała dar Boży i wiedziała, kim jest Ten, kto ci mówi: „Daj Mi się napić”, to prosiłabyś Go, a dałby ci wody żywej»… Rzekła do Niego kobieta: «Panie, daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać»…

Wielokrotnie próbowałem wyobrazić sobie scenę spotkania Chrystusa z Samarytanką. Przesuwa mi się w pamięci wiele obrazów malarskich, których wspólnym wyróżnikiem jest atmosfera niepowtarzalnej intymności i spontaniczności. W Ewangelii większość obrazów wypełniają szczelnie kłębiący się ludzie, którzy z ciekawości lub z chęci zobaczenia cudu cisną się wokół osoby Jezusa. Spotkanie przy studni wskazuje na bardzo indywidualne podejście Boga do człowieka. Samarytanka nic o przypadkowo napotkanym mężczyźnie nie wie, nawet jest zaskoczona i skrepowana Jego obecnością. Nie może się już wycofać i wrócić z niczym do domu. Pokazanie się w innej porze dnia byłoby dla niej niebezpieczne; już nie tylko poleciłaby przykre słowa z ust innych kobiet, a może nawet kamienie poleciałby w jej kierunku. Chrystus doskonale zna jej historię; wie czym się zajmuje, jaki jest jej status społeczny, a co najbardziej zaskakujące zna myśli ludzi na jej temat. Jest osaczona i musi skonfrontować się z prawdą. Nie można czerpać wodę ze „studni życia” przy jednoczesnym zakłamywaniu własnego życia. Jest grzeszna i potrzebuje „źródła wody żywej”. Nagle uświadamia sobie że jest w niej ktoś, kto zna ją od wewnątrz. „Skrucha wypływa z poznania prawdy” (T.S. Eliot). To spotkanie uświadamia nam niezwykle uniwersalne przesłanie. „Grzech pokrywa obraz Boga w człowieku nieczystością i zasłania go. Obraz Boga zostaje przykryty innym obrazem, który jest obrazem zwierzęcym, diabelskim. Pokuta oczyszcza i odnawia obraz. Cnota nadaje mu blask i piękno” (T. Spidlik). Chrystus wprowadza nieznajomą i bezimienną niewiastę w nawrócenie; bez tego dyskusja o obecności Boga w tym, czy innym miejscu jest tylko stratą czasu. Tą świątynią jest serce człowieka- miejsce spotkania, nawiedzenia, nasycenia życiem. Już Platon pisał: „Kto dąży do piękna, ten naśladuje tego, kto jest najpiękniejszy. Kto miłuje dobro, ten szuka tego, kto jest dobrem…” Piękno, Dobro, Miłosierdzie stoi przed nią- w bliskości o której mogli sobie pomarzyć Prorocy włóczący się za Bogiem, czy wdrapujący się na wysokie góry, aby choć przez chwilę poczuć obecność Niepoznawalnego. Ile jest dzisiaj takich ludzi, którzy mówią że nie są spragnieni. Czy ich pragnienie Źródła wyschło ? Przy studni czeka Pan także na współczesne samarytanki. One doskonale wiedzą, że źródło istnieje, i szukają je, ale zapomniały, że bije ono z Tego, który nieustannie prosi, aby dać Mu pić. Źródło nie jest czymś urojonym, to człowiek jest zagubiony i zdezorientowany, ciągle przychodząc nie w porę. On ciągle czeka przy studni- Bóg tęskniący za człowiekiem. Dzisiaj Jego studnia jest Kościół- „miejsce pokrzepienia”- locus refrigerii- przedsmak Raju nawodniony miłością Zbawiciela. Kiedy nas swojej drodze życia spotka się Chrystusa, to pozostawia się swój dzban na brzegu studni i biegnie się ile tylko sił w nogach i piersiach, aby wykrzyczeć innym: „Czyż On nie jest Mesjaszem ?”  Pochylamy się nad tą Ewangelią w okresie szczególnym- paschalnym. Jak pisał Fiodorow: „Chrześcijaństwo jest wielkim wydarzeniem paschalnym czyli religią Zmartwychwstania.” To odnowienie człowieka dokonuje się w sakramentalnej przestrzeni Kościoła- studni w której woda jest zawsze smaczna i nasyca dusze. W studni z której wodę pije się z wdzięcznością- rozsmakowując się wiecznością. „Pił, mając oczy zamknięte. To było tak piękne święto- pisał Exupery w Małym Księciu- Ta woda zrodzona była z marszu pod gwiazdami... sprawiała radość w sercu- jak podarek... A tymczasem to czego ludzie szukają może być ukryte w odrobinie wody.”   

piątek, 10 maja 2019


J 6, 51-58

Jezus powiedział do Żydów: «Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje Ciało wydane za życie świata»… Rzekł do nich Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie jedli Ciała Syna Człowieczego ani pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim.

Teologia chrześcijańska przez całe wieki głosi prawdę o tym, że dzięki Zmartwychwstaniu ciało Chrystusa stało się Eucharystią. „Pożywamy Cię, Panie i pijemy, nie po to, aby Cię tylko spożyć, lecz aby żyć dzięki Tobie”(św. Efrem). Nieustannie pulsujące źródło życia, dokonujące transferu miłości na nasze życie w nas i wokół nas. Słowa, gesty, znaki i symbole odsłaniające Misterium Liturgii Życia ! Pragnienie Chrystusa, abyśmy pozostali blisko Niego, nawet jeśli nasze zmysły szaleją i nie są zdolne przełamać bariery niewytłumaczalności. Świadomość bliskości… Kościół żyje dzięki Eucharystii dostrzegając w niej najgłębsze i życiodajne źródło miłości. Liturgia to dramat w którym człowiek wchodzi w misterium zbawienia; czas i miejsce znajdują swoje centrum w żywym Bogu. „Chrystus wzniósł się z przepaści w światłość promienną i rzucając tutaj swe promienie wzniósł się do niebieskiego tronu. Tak więc to jest to ciało, które nam pozostawił do przechowywania jako pokarm”. Kościół przez ręce swoich sług będzie sprawował Pamiątkę Miłości, aż do momentu ostatecznego spotkania ze Zbawicielem; będzie powracał myślami do Wieczernika gdzie otrzymał w darze podzieloną na ułomki do spożycia Miłość. „To, co w tej chwili widzicie na ołtarzu Pańskim- powie św. Augustyn- widzieliście także w świętą noc Wieczernika. Ale nie słyszeliście jeszcze o tym, co to właściwie było, co to znaczyło, i jak wielki zawiera Sakrament. Cóż więc widzicie ? Chleb i kielich. Mówią wam o tym wasze oczy. Czego zaś domaga się od was wiara, abyście wiedzieli ? Chleb jest Ciałem Chrystusa, a kielich Jego Krwią”. Święty Augustyn nie wspomina o tym w jaki sposób ta wielka tajemnica się urzeczywistnia, mówi o poznaniu które rodzi się dzięki wierze w obecność. Dzięki Chrystusowi jesteśmy istotami zamieszkanymi, szczęśliwymi, wypełnionymi po brzegi duszy tęsknotą za Niebem. „Kiedy przyjmujemy Komunię Świętą, czujemy coś niezwykłego, jakby obiegające całe nasze ciało zadowolenie, które rozlewa się aż po wszystkie jego krańce. Czym właściwie jest to przyjemne uczucie ? To nasz Pan, który łącząc się ze wszystkimi członkami naszego ciała, sprawia, że drżą one ze wzruszenia. Wtedy zmuszeni jesteśmy powtórzyć za świętym Janem: To jest Pan.” Eucharystyczna obecność Pana, staje się dla nas najpełniejszym dotknięciem świata- który już nie należy do nas- ale do Boga. Nakarmiony Bogiem człowiek, może jedynie pokornie dziękować i trwać w zachwycie obdarowania, oczekując spełnienia wszystkiego w Nim.

środa, 8 maja 2019


O Ty, której obraz widać w każdej polskiej chacie. I w kościele, i w sklepiku i w pysznej komnacie. W ręku tego, co umiera, nad kołyską dzieci. I przed którą dniem i nocą wciąż się światło świeci. Która perły masz od królów, złoto od rycerzy. W którą wierzy nawet taki, który w nic nie wierzy... (Jan Lechoń)

Chciałbym zająć moje skromne stanowisko w kontekście dokonanej profanacji na wizerunku Matki Boskiej Częstochowskiej. Być może zostanę odebrany w roli chrześcijańskiego epigona mocującego się z nowoczesną „kulturą” - w której wszystko wolno lub wszystko przystoi. Publikacja wizerunku ikony Madonny z nimbem w kolorach tęczy- liberalno-genderowej rewolucji seksualnej jest jakimś poważnym tąpnięciem którego nie sposób pominąć, przemilczeć, czy udawać- że to tylko jakieś tam prowokacyjne działanie performatywne o humorystyczno-satyrycznym zabarwieniu ideowym. Jest to wypadkowa tego co dzieje się z Europą, nieustanne osłabienia się w człowieku związku z boskością; wygnaniu przeżyć religijnych ze świata sztuki-wydestylowanie języka sacrum. Tego typu działanie jest moim zdaniem celowe i wymaga od ludzi Kościoła i kultury jednoznacznej reakcji. Nie można tego działania porównać do zabiegu jaki dokonał Duchamp, domalowując wąsy Mona Lisie Leonarda. To jest inna płaszczyzna dyskursu i artystycznej inwencji. Ktoś próbuje wejść w sferę sacrum, aby zasypać ją błotem i zbanalizować. Światem szarpią nowe demony; ubrane w kostium tolerancji i fałszywie interpretowanej  wolności- przykrywające grzech ironicznym i maskaradowym uśmiechem. „Sytuacja chrześcijaństwa wobec szalejących żywiołów świata jest tragiczna”- pisał profetycznie wiele lat temu M. Bierdiajew. Taka instrumentalizacja sfery sacrum jest niedopuszczalna. Wyobraźmy sobie podobiznę Mahometa na kolorowym sztandarze LGBT ? Aż ciarki przechodzą po plecach w jaki sposób zareagowałyby środowiska muzułmańskie i  jaki cień lęku położyłby się na tych, którzy by się tak prześmiewczej profanacji dopuścili.  Przysłuchuję się wielu dyskusjom w mediach na ten temat i rośnie we mnie przekonanie, że wielu dziennikarzy, publicystów i polityków, nie rozumie w jaki sposób chrześcijaństwo postrzega rolę obrazu- jego teologicznego znaczenia i sensu. Ikona w powszechnym rozumieniu teologii jest czymś więcej niż próbą tylko i wyłącznie wizualizacji wiary- ukazania osoby świętej; jest tu o wiele głębsza płaszczyzna- quasi sakramentalna. Mówimy tu o teologii obecności „w której cześć oddawana wizerunkowi przechodzi na jego pierwowzór.” W sztuce chrześcijańskiej ikona nigdy nie ulega jakiemuś procesowi rozkładu, manipulacji, interwencji- zawsze jest odzwierciedleniem świata przemienionego do którego ma dostęp- przez percepcję- grzeszny człowiek. „Co księga przekazuje nam w słowach, ikona obwieszcza przy pomocy farb i uobecnia.” Ikona w tym przypadku wyraża obecność Maryi i prawdy o jej błogosławionym macierzyństwie- Misterium Wcielenia ! Przenika tu ewangeliczna i gorzka prawda, że radość wypełniająca Jej serce, pod którym rozwijało się Życie, była od początku zagrożona. To prawda, że ikona jest jedynie drewnianą deską na której artysta wypisuje przedstawienie, ale to utrwalenie za pomocą kolorów -twarzy ma już wymiar teologiczny, modlitewny, dialogiczny i epifaniczny. Głębia przeżywanej wiary zostaje przełożona na dzieło materialnej kultury z całym spektrum namacalności i identyfikacji z osobą zobrazowaną. „Ikona poprzez sztukę powściągliwie przemieniającą, stawia przed nami osobową obecność Chrystusa (Jego Matki), stającą się jakby sakramentem Boskiego Piękna. Ta obecność zaprasza nas do komunii. Ikona przypomina że chrześcijaństwo jest religią twarzy”- pisał O. Clement. W żaden sposób nie można uzasadnić synergii wizerunku Madonny z tęczowym nimbem, ponieważ niweluje się w ten sposób sakralny i dialogiczno-epifaniczny charakter tego dzieła. Jest to działanie bulwersujące i dotykające wewnętrznie ludzi wierzących dla których wizerunek Częstochowskiej Madonny, nie jest jedynie jakimś tam elementem dewocji, ale przestrzenią spotkania i wiarygodnie doświadczanej świętości; obfitego życia wiary. W historii wizerunek Czarnej Madonny przechodził wiele razy drogę próby i męczeństwa wraz z uciemiężonym narodem. Być może przyzwyczailiśmy się do widoku „poranionego obrazu”- w którym zawierają się wszystkie ludzkie dramatyczne historie. „Można niemal usłyszeć krzyki niezliczonych dusz, jakie rozlegały się przed tą ikoną od tylu wieków. Oczy Matki bez przerwy towarzyszą losowi każdego człowieka i nic nie może zatrzymać porywu Jej matczynego serca” (P. Evdokimov). Pamiątka i symbol cierpiącej Ojczyzny, którą Matka trzyma na swoich kolanach przytulając w chwilach próby i niepewności. Poeta ksiądz Jan Twardowski napisał, że Matka Boska Częstochowska „jest dlatego cudowna, że kiedy patrzymy na Nią, przypomina się Polska.” Ten klejnot naszej kultury utrwalił się na w poezji i prozie, haftowany na sztandarach, grawerowany na ryngrafach husarskich, reprodukowany w fotografiach i oleodrukach zajmował poczesne miejsce w domach najbiedniejszych, kierujących swe modlitwy ku najpiękniejszej z kobiet- Oblubienicy Boga. Jan Długosz w Liber beneficiorum powtarzał za Anonimem z XV wieku, że na obrazie jasnogórskim „jest przedstawiona najdostojniejsza Królowa świata i nasza.” Bizantyjska Hodegetria „Ta, która wskazuje drogę” wybierając polską ziemię, stała się Matką wszystkich ludzi; podzielonych przez wieki chrześcijan i tych, którzy patrząc w Jej twarz odkrywali błogosławioną czułość każdej z matek tej ziemi. Nie wolno zmieniać statusu tego dzieła i wciągać go w ideologiczne wojny.

poniedziałek, 6 maja 2019


J 14,6-14
Jezus powiedział do Tomasza: „Ja jestem drogą, prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie. Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca. Ale teraz już Go znacie i zobaczyliście”. Rzekł do Niego Filip: „Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy”. Odpowiedział mu Jezus: «Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Dlaczego więc mówisz: «Pokaż nam Ojca»? Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie?
Jeżeli droga sztuki widzie ku pięknu- to ostatecznym celem tej wędrówki jest spotkanie z Bogiem Wcielonym i Zmartwychwstałym, odsłaniającym człowiekowi swoją przemienioną twarz. „Pięknem świata jest uśmiech Chrystusa skierowany do nas przez materię. Jest on naprawdę obecny w powszechnej piękności. Miłość tego piękna pochodzi od Boga, który zstąpił do naszej duszy... To jest także jakby sakrament”(S. Weil). Sztuka ratuje i podnosi zagubionego człowieka z gleby bylejakości, brzydoty i duchowego obumarcia. Sztuka umożliwia człowiekowi spotkanie z sacrum. Szczególnie malarstwo pełni rolę medytacyjną i epifaniczną. Rozedrganie miłosne duszy dokonuje się przez cielesne, choć przemienione oczy. „Czym jest wizja- pytał rozmyślając o roli malarstwa J. Czapski- Pewnym syntetycznym, jedynym widzeniem świata otaczającego. Chwila takiego widzenia spływa na człowieka nieoczekiwanie, jak łaska.” Spoglądam na reprodukcję obrazu Gierymskiego ukazującego wnętrze bazyliki świętego Marka w Wenecji (1898). Lubię ten obraz i często do niego wracam przez wzgląd na materię światła i mistyczną aurę. Materia świetlna wychodzi z ukrycia jest wypadkową drgania pędzla którym niczym batutą posługuje się twórca. Historycy zgrabnie powiedzą, iż Gierymski był naszym prekursorem impresjonizmu- wrażliwym eksperymentatorem światła. „Impresjonizm to narodziny światła w malarstwie... Światło wywołuje w naturze ruch kolorów”(R. Delaunay). Przez wielką rozetę transeptu wchodzi delikatne światło wydobywając z ciemnego wnętrza blask złocistego-mozaikowego sklepienia. Deszcz światła galopujący spokojnie i zwiewnie po każdym skrawku architektury. Nieboskłon iskrzy się milionami kolorowych kamyków- wyraz bizantyjskiego splendoru i transcendencji. Na środku świątyni dwie zatopione w modlitwie kobiety. Nie trzeba się silić na jakąś rozrzutną w słowach egzegezę obrazu; wystarczy być wraz z nimi w sercu świątyni. „Posiadamy to, co mamy przed sobą”- twierdził Proust. Oszczędność słów opisujących to wydarzenie jest migotliwe: wiara to spotkanie i zanurzenie w wieczności. „Wieczność jest ciągłym dzisiaj, jest bezpośrednim i wspaniałym rozkoszowaniem się rzeczami nieskończonymi”(H.L. Martens). Chwila bycia naprzeciw Boga. „Przyjaciel ciszy zbliża się do Boga i rozmawiając z Nim w tajemnicy, otrzymuje Jego światło”(św. Jan Klimak). Przypominają mi się w tym miejscu słowa Rozanowa: „Religia jest wyższa niż to, co ludzkie – i dlatego niczego, co ludzkie, nie może spychać w dół, lecz tylko wznosić ku niebu.” Świat w którym religia zawiera się w boskim pięknie, a człowiek zostaje podniesiony ku oglądowi rzeczy fascynujących. „Malarstwo- jasna muzyka oczu ! Wpatrywanie się sprawia, że słyszysz, jak niebo wypełnia twoją duszę, i czujesz to, co niewyrażalne”(M. Gogol). Czujemy wyjątkowość i nastrój tej chwili. Czas, przestrzeń i człowiek staje się modlitwą.

niedziela, 5 maja 2019


Łk 24, 13-35

W pierwszy dzień tygodnia dwaj uczniowie Jezusa byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej o sześćdziesiąt stadiów od Jeruzalem. Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były jakby przesłonięte, tak że Go nie poznali… Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: «Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił». Wszedł więc, aby zostać wraz z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy otworzyły się im oczy i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili między sobą: «Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?» W tej samej godzinie zabrali się i wrócili do Jeruzalem. Tam zastali zebranych Jedenastu, a z nimi innych, którzy im oznajmili: «Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi». Oni również opowiadali, co ich spotkało w drodze i jak Go poznali przy łamaniu chleba.

Niezwykła opowieść o uczniach przygniecionych tragicznymi wspomnieniami, idących w stronę Emaus ukazuje jak we wspólnocie wzrastała wiara w Zmartwychwstanie Chrystusa. Uczniowie, idący do Emaus opowiadają napotkanemu Nieznajomemu historię o Jezusie jako proroku, wyrażając żal z powodu tego, że został On fałszywie oskarżony i zamordowany rękami zaślepionego i odartego z poczucia sprawiedliwości tłumu. Wcześniejsze opowieści niewiast o pustym grobie, pozostawionych płótnach, odsuniętym kamieniu i tajemniczych postaciach nie zdołały podnieść ich na duchu. Kerygmat głoszony przez kobiety nie może sforsować serc i umysłów apostołów. Zatem sam Chrystus próbuje uświadomić owym wędrowcom sens tych wydarzeń; pokazać siebie nie jako nadzwyczajnego proroka, ale Mesjasza którego Śmierć i Zmartwychwstanie zostaje zapowiedziana w Starym Testamencie. On objawia się jako „zmartwychwstanie i życie”- jak sam to oznajmiał przemierzając wraz z nimi drogi Palestyny. Wspólne wędrowanie i zatrzymanie się w gospodzie wypełnione jest atmosferą intymności, napięcia i ostatecznie euforią radości. Nasuwają mi się tu słowa poety Herberta: „Boga oglądają nieliczni jest tylko dla tych z czystej neumy. Reszta słucha komunikatów o cudach i potopach z czasem wszyscy będą oglądali Boga. Kiedy to nastąpi nikt nie wie”. Dla uczniów to oglądanie- raczej rozpoznanie i bliskość będzie najpiękniejszym świętem które przejdzie do Liturgii chrześcijańskiej. „Oto postać życia. Oczywiście dopóki On nie umarł i nie zmartwychwstał, oczy duszy uczniów trzymane są na uwięzi i potrzebują dystansu, aby nie tylko jakoś wierzyć w Boską treść, ale aby w ogóle widzieć ją w oczywistości… Na podstawie obrazu widzianego oczyma wiary oraz na podstawie rozumienia w wierze, naoczni świadkowie złożyli swe ustne, a następnie pisemne świadectwo. Dali świadectwo, w jaki sposób Duch Święty obecny był w ich oczach, aby rozświetlić obraz”. Zobaczyli Zmartwychwstałego Pana i zrozumieli, że pozostaje On z nimi „aż do skończenia świata” w przełamanym chlebie- Pokarmie Życia. „Bo mając udział w Ciele i Krwi Chrystusa- powie św. Leon Wielki- przemieniamy się w Tego, którego pożywamy. Mamy więc stale nosić w ciele i duchu tego, w którym umarliśmy i zostaliśmy pogrzebani, lecz również powstaliśmy z martwych”. Tyle razy przychodzimy na Eucharystię, karmimy się Boskim Pokarmem, a paradoksalnie zmysły ciągle mamy na uwięzi. Mijamy Go w drodze i Kościele szamocząc się w wątpliwościach zapominając, że trzeba pytać własnego serca- poznawać sercem. Chrystus jest obecny w Eucharystii, jest obecny w przygodnych ludzkich spotkaniach, tam gdzie się objawia choć odrobina miłości.

środa, 1 maja 2019


Dziewico, uczyń Twoje sługi godnymi ujrzenia Królestwa Twego Syna

Maj to dla mnie najpiękniejszy miesiąc roku kalendarzowego. „Ten, kto oczyści oko swojej duszy i który jest zdolny do postrzegania rzeczy pięknych, będących jak podnóżek rzeczy widzialnych- pisał św. Grzegorz z Nyssy- może wznieść się do kontemplacji rzeczy duchowych.” Przyroda staje się „świątynią,” a ziemia wymalowana kwiatami i pękami owocowych drzew, czyni wszystko „liturgią zstępującego piękna.” Piękno świata prowadzi nas do poznania Boga. Wszystko wydaje się zmartwychwstałe- rozpromienione, rozkwitnięte, filigranowe, niczym arras kwiatowy- z obrazów Fra Angelica- po których zwiewnie tańczy Zmartwychwstały Chrystus. Synestezja barw, zapachów i dźwięków. Wielu artystów i mistyków w wielości barw i zapachów rozpoznawało wielką światłość przemienionego świata. „Z natury, w którąkolwiek spojrzeć stronę, wyłania się nieskończoność” (J. Goethe). Otwieram okno i czuję w nozdrzach zapach bzów i eterycznych zapachów które emituje Gaja „ziemia matka, ta, co wszystko rodzi, buduje, potem chłonie, by począć na nowo” (Ajsychlos). Wszechświat otaczający nas wokół staje się zwierciadłem symboli i powracającego w cyklu czasu piękna- Primavery, ustępującej miejsca najpiękniejszej z kobiet tej ziemi Maryi Matce Boga. „Gdy medytujący człowiek spogląda na ziemię, pojmuje, dlaczego jest ona stale zarówno dziewicą, jak matką: dziewicą, ponieważ nieustannie czeka na boskie nasienie; matką, gdyż rodzi kolejne zbiory. Ziemia stoi w obliczu nieba, z którego  otrzymuje rosę, deszcze i słońce, a te powodują pęknięcie ziarna i jego wzrost” (M. Davy). Od tej cudowności przyrody oko wrażliwego wewnętrznie człowieka ogniskuje się na Dziewicy Maryi „która stąpa przez pustynię jak róża.” Najpiękniejsza Kobieta- Nowa Ewa, której kult jest tak intensywny w słowiańskiej duszy polskiego narodu. „Matko czasu i przestrzeni. Okno otwarte na wieczność... Orędowniczko dobroci i ogrodów porannych, których drzewa nie chcą być krzyżami” (W. Słobodnik). Raj jako kwitnący ogród był upodobanym przez malarzy motywem gotyku i wczesnego renesansu. W centrum tej przestrzeni była Niewiasta- Kwiat Pokory, piastująca w swych dłoniach małego Króla Chwały. Już na tympanonie późnoromańskiego portalu katedry strasburskiej Chrystus nakłada swej matce na głowę koronę z płatków orlika, taką samą jaką sam nosi. (łac. columba- „gołąb”). Nakłada Jej na głowę Ducha Świętego ! Piękna, jak ukazywało ją z całą delikatnością flamandzkie malarstwo zdobiąc gęsto kwiatowymi girlandami. Piękna w ludowych figurkach, przyciemnionych od woskowych świec ikonach i przydrożnych kapliczkach otulonych śpiewem litanijnych wezwań. Najpiękniejsza z kobiet polskiej ziemi „Madonna o twarzy czarnej jak namioty patriarchów. Madonna o brwiach mądrych jak sklepienie psałterza” (R. Brandstaetter). Średniowieczna poezja opiewała ją następującymi ozdobnikami floralnymi: róża, aloes, koniczyna, lilia, fiołek, oliwka, cedr, goździk- kwiat Boga. „Ogrodem zamkniętym jesteś, siostro ma, oblubienico, ogrodem zamkniętym, źródłem zapieczętowanym”(Pnp 4,12). Arcydzieło poezji liturgicznej, hymn Akatyst, skierowany do Bogurodzicy, wprowadza w serce misterium: „Raduj się, przez którą całe stworzenie jest odnowione.” W Niej najdoskonalszym owocu rodzaju ludzkiego „raduje się całe stworzenie.” Dziewica czułości, tuląca grzeszny świat do swego matczynego serca. Maj to miesiąc paschalny i maryjny- czas wyjątkowy- duchowej idyli, tańca zmysłów i matczynego ciepła odnajdywanego w miłosnym spojrzeniu Oblubienicy Boga.