czwartek, 29 sierpnia 2019


 Ziarno posiane w końcu na ziemię żyzną oznacza tego, kto słucha słowa i rozumie je. On też wydaje plon stokrotny (Mt 13, 23).

W liturgii wspominamy męczeństwo świętego Jana Chrzciciela- Ziarno, które wydało plon stokrotny. Dla Chrystusa ta postać jest wyjątkowa- „Eliasz Nowego Testamentu”- bezkompromisowy świadek i piewca prawdy. On jest nawet więcej niż prorokiem- jest burzycielem sumień, jego przejście przez pustynię życia powoduje duchowe poruszenie. Kiedy postawił stopy na pustyni, to miejsce zatracenia, bezdomności- siedlisko demonów i przerażającej samotności, przemieniło się w rozkwitającą oazę. Jego słowo miało taką moc, iż ludzie najbardziej obojętni pragnęli zmienić swoje życie i otrzymać obmycie wodą z Jordanu. Jest On nazwany poprzednikiem Pańskim- Prodromos, był bowiem prorokiem na styku dwóch Testamentów i bezpośrednio poprzedził nadejście Mesjasza- prostował drogi, kształtował ludzie sumienia, a nade wszystko wskazał na Baranka. Według pobożnej legendy, anioł miał wyprowadzić młodego i pełnego duchowego zapału Jana na pustynię i podarował mu szatę ze zwierzęcej sierści, która rzekomo miała stanowić nierozerwalny atrybut jego osoby. Na pustyni kształtował się charakter Jana- duchowy profil człowieka nieugiętego, bezkompromisowego, całkowicie oddanego Bogu. Jest jednym z najbardziej popularnych świętych; są mu poświęcone liczne baptysteria, dedykowane kościoły, powierzane wstawiennictwu krainy. Potrafił być w cieniu, ascetyczny, pełen realizmu życiowego. Był „duchowym szaleńcem”, ale nigdy fanatykiem. Jego serce przepełniał jeden cel- pozwolić zajaśnieć Światłości. On sam jest niczym Anioł Światłości, nie bez przyczyny ikonografia Kościoła Wschodniego, przedstawia Jana Chrzciciela ze skrzydłami. „Anioł Pustyni”. Jest to nawiązanie do mesjańskiego proroctwa Malachiasza o Aniele Przymierza, który ma poprzedzić przyjście oczekiwanego Pana (Ml 3,1). Jan- Anioł Pustyni, nazwany w liturgii „aniołem na ziemi” i „człowiekiem nieba” jest wzorem życia pustelniczego, określanego jako życie anielskie, a tym samym zapowiedzią przebóstwionego człowieczeństwa”. Orygenes napisze o Proroku: „Duch więc, który byłe w Eliaszu, przyszedł do Jana, i moc, która w nim była, w tym także się objawiła. Tamten został uniesiony do nieba, ten zaś był poprzednikiem Pańskim i umarł przed Nim, aby zstąpiwszy do otchłani przepowiedzieć tam Jego przyjście”. Zdaje się, że wstąpił w ciemności świata niczym na skrzydłach wiary. Innym najpopularniejszym przedstawieniem w ikonografii jest również ścięta na misie głowa Jana Chrzciciela. Wielu artystów podejmowało ten temat wskazując na męczeństwo Proroka jako jedną z pierwszych form świętości, otaczanych podziwem w sercu kiełkującego Kościoła. To późniejsi chrześcijanie wydawani przed sądy i mnisi za wzorem świętego Jana, będą powtarzać słynną maksymę: „Oddaj swoją krew i przyjmij Ducha.”

poniedziałek, 26 sierpnia 2019


Obym mógł błogosławić Pana, który zachowuje wszystko- niebo z miriardami jasnych konstelacji, ziemię, brzeg i wezbrane wody. Obym mógł przestudiować wszystkie książki, pożyteczne dla każdej duszy; czasami zginając kolana przed umiłowanym niebem, czasami śpiewając psalmy; czasami kontemplując Króla Niebios, Świętego Pana; czasami przy pracy nieprzymuszonej, byłoby wspaniale... św. Kolumban.

Wakacyjny czas tak szybko płynie. Ostatnie dni wypoczynku i jakiś niedosyt w duszy. W zgiełku miasta trudno już o spokój i błogosławione chwile ciszy, które były udziałem miejsc ustronnych które się nawiedzało. W miastach chwile ciszy są na wagę złota. Na peryferiach niedotkniętych palcem współczesnej industrializacji można usłyszeć śpiew ptaków, taniec drzew i poczuć w nozdrzach słodki zapach ziemi. W przeraźliwym i obsesyjnym hałasie zewsząd wydobywających się dźwięków i pędzących na oślep ludzi, tak wiele spraw zaczyna uwierać i zwyczajnie męczyć. Myśl o pracy staje się natarczywa i frustrująca. „Aby nastała cisza, potrzebna jest grubość murów, sklepień, klasztorów, kościołów, krypt... Człowiek dawnych cywilizacji dysponował silną bazą życiową. Był zakorzeniony w milczeniu i powolności. Był blisko istot żyjących i rzeczy. Współczesny człowiek, ten cywilizacji miejskiej i przemysłowej, żyje o wiele bardziej na powierzchni samego siebie. Jest napełniony hałasem i przelotnymi obrazami. Wyczerpany nerwowo”- pisał O. Clement. Tylko liturgia próbuje burzyć mury i proklamuje: „Niech umilknie wszelkie stworzenie i trwa z bojaźnią i drżeniem.” Wiele razy dane mi było doświadczyć takich miejsc i sytuacji, gdzie można było wyczuć delikatne muśnięcia wiatru, migotliwość promieni słonecznych i bicie własnego serca. Z tego błogostanu wyłaniała się cisza- przestrzeń scalenia, przeobrażenia i spływającego miarowo szczęścia. „Cisza jest tajemnicą przyszłego świata”(św. Izaak Syryjczyk). Jakże ciężko się żyje ludziom wrażliwym w świecie dobywających się zewsząd dźwięków; wśród ludzi mających zawsze coś ważnego do powiedzenia- upajających się potokiem własnych słów, które nie znajdują już szczelnych cystern w które można je pomieścić. Przestrzeń jest nabrzmiała od słów ! Syryjski mnich, Izaak z Niniwy, dobrze opisał nierozdzielną jedność milczenia i modlitwy: „Każdy człowiek który ma upodobanie w mnóstwie słów, chociażby głosił chwalebne rzeczy, jest pusty wewnątrz. Jeśli kochasz prawdę, bądź miłośnikiem milczenia. Milczenie jak światło słońca oświeci cię w Bogu i uwolni od widma ignorancji. Milczenie zjednoczy cię z samym Bogiem.” Jest również takie piękne opowiadanie zaczerpnięte z Sentencji Ojców Pustyni przywołuje wizytę złożoną przez Teofila, Arcybiskupa Aleksandrii, mnichom ze Sketis. Chcąc zrobić szczególne wrażenie na gościu, bracia prosili abba Pambo: „Powiedz słowo arcybiskupowi, aby się zbudował”. A starzec odrzekł: „Jeśli nie buduje się moim milczeniem, to nie zbuduje się i słowem.” Jeszcze inny z Ojców Pustyni, uczeń św. Antoniego abba Amon, powiedział: „Dzięki milczeniu uświęcali się święci... i z powodu milczenia objawione im zostały Boże tajemnice.” Ciągle szukam własnego i ustronnego drzewa w którego cieniu będę  mógł się schować, aby delektować się milczeniem z którego Bóg utka dla mnie jedną- może najważniejszą myśl. „Wszystko jest w Tobie, Panie, ja należę do Ciebie, przyjmuj mnie”(F. Dostojewski). Cisza kształtuje ludzi duchowych- przemienionych od środka wewnętrznym blaskiem prawdy. Irytują mnie ludzie którzy zawsze mają coś ważnego do powiedzenia (na każdy temat). Milczenie otwiera portal ku życiu wewnętrznemu- dialogowi toczącemu się wewnątrz nas. „Kiedy się modlicie wasze „ja” musi zamilknąć...Uciszcie się i pozwólcie mówić modlitwie”(T. Colliander). Sztuka autentycznej modlitwy wyrasta z umiłowania ciszy i rezonuje wewnątrz duszy. „Zanim otworzysz usta posłuchaj” (Rdz 10,17). Jakże pełna duchowej dojrzałości jest pouczenie świętego Barsanufa: „Przypomnienie o sobie Bogu, westchnienie, nawet bez ubierania tego w słowa, jest już modlitwą.”Jeżeli nie potrafimy już milczeć, to skupiamy się bardzo często na sobie. Jałowy bełkot słów. „Słowo odbiera myśli jej czystość i tajemnicę”(L. Lavelle). Roztrząsamy wewnątrz siebie słowa innych- szczególnie te, które powodują w nas obumarcie- śmierć. W drapieżnej i nabrzmiałej od napięć egzystencji, człowiek staje się „idolatrią samego siebie” (św. Andrzej z Krety), będąc nieustannie zdanym na opinię innych o sobie samym. Zadaje gwałt miłości siebie i braci. „Nie pozwalajmy zagasnąć płomieniowi myśli i miłości: są one jednym i tym samym płomieniem. Przekazujmy tym, którzy są wokół nas, pragnienie rozumienia i dawania”(Monachanin). Święty Ignacy z Antiochii pisał że „Jezus Chrystus, Słowo, wyłoniło się z milczenia.” Po milczeniu następuje spotkanie. „W świeżości pory wieczornej Bóg przychodzi rozmawiać z człowiekiem”(Rdz 3,8).   

niedziela, 25 sierpnia 2019


Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął go na bok osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: „Effatha,” to znaczy: Otwórz się. Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić (Mk 7, 32-35).

Ludzie wierzący doskonale wiedzą, że istnieje „Ewangelia” czułego spojrzenia i dotyku Boga- który uzdrawia i wychodzi naprzeciw niedostatkom człowieka. Chrześcijanin wie, że w sakramentach dokonuje się nieustanne dotknięcie Chrystusa- Effatha. W Kościele jest „duchowe laboratorium, w którym są przygotowane lekarstwa, abyśmy mogli znaleźć środki do zaleczenia ran, które zadaje nam świat”- powie św. Jan Chryzostom. Taka świadomość wyzwala nadzieję i poczucie sensu; pozwala przezwyciężyć bezradność i niemoc, której paraliżującym źródłem jest doświadczenie choroby. „Jest to po prostu bezinteresowne radowanie się tym, że Bóg istnieje i rozjaśnia wszystko swym światłem, i ogarnia wszystko miłością”. Czy pozwalamy Bogu, aby pozwolił nam odzyskać sprawność fizyczną, czy duchową ? Sequeri pisał: „Dotykamy wszystkiego i nic nas już nie może dotknąć”- a szczególnie delikatna dłoń Chrystusa. Często człowiek boi się tego dotyku uzdrowienia. Lęk przed orientacją własnego życia ku Bogu. Wdzięczność, która jest naturalną wypadkową obdarowania łaską. Najbardziej boimy się uzdrowienia wewnętrznego, ponieważ taka zmiana zakłada całkowite przemeblowanie życia. „Żyjemy w epoce niesłychanego napięcia nerwowego. Według współczesnej medycyny, większość chorób organizmu ma źródło w psychicznym nieuporządkowaniu. Tragedia współczesnego człowieka polega na tym, że znajduje się pod wpływem zasad, których nie zna lub boi się poznać” (P. Evdokimov). A co dopiero z chorobami duszy, z grzechem który niczym pasożyt toczy serce człowieka ? „Czy to nie smutne, że większość ludzi musi zachorować, by zdać sobie sprawę z cudowności życia ?”- mówił J. Gaarder. Kiedy dusza tonie w cierpieniu, to ból promieniuje na ciało. Chrystus przynosi lekarstwo na wszelkie choroby duszy i ciała. Balsam Jego miłości rozlewa się na ropiejące miejsca, zasklepiając je i czyniąc na powrót zdrowymi. „W życiu chrześcijanina nie chodzi o uzdrowienie, ale o odnowienie. Celem nie jest łaska uzdrowienia, ale życie w Duchu. Można nawet powiedzieć, że tu na ziemi nigdy nie zostaniemy do końca uzdrowieni, ani całkowicie wyzwoleni… Dar uzdrowienia związany jest z poznaniem prawdy o sobie, wyzwoleniem z grzechu i przyjęciem zbawienia. Uczniowie poszli za Jezusem z miłości do Niego, ale większość ludzi prosiła jedynie o uzdrowienie i odchodziła, gdy tylko otrzymywała to, o co prosiła”- napisał w książce Porzucić swoją przeszłość Brat Remi. Człowiek potrzebuje uzdrowienia, czasami przemierzy pół świata aby odnaleźć miejsce wytchnienia i duchowej lecznicy. Chrystus stawia każdemu z nas pytanie: „Chcesz być zdrowy ? Oto wyzdrowiałeś; już  nigdy nie grzesz, aby ci się coś gorszego nie stało” (J 5, 7;14).

czwartek, 22 sierpnia 2019


 To, co Ewangelia mówi nam słowami, ikona zwiastuje nam i czyni dla nas obecnym

W podziękowaniu za garść intelektualnych przemyśleń o ikonie, jako skromny przyczynek do pewnej pracy naukowej, otrzymałem od mojego przyjaciela ikonę Świętego Oblicza- Acheiropoiete. Kilka refleksji na świeżo. Jestem zauroczony tym przedstawieniem. Chrystus jest „żywą ikoną miłości”(św. Maksym Wyznawca). Kultura odbija i czyni uobecnionym myśl teologii, jej głębię poszukiwania; pragnienia zobaczenia Boga. „Nie ma i nie może być nic piękniejszego i doskonalszego niż Chrystus”- wyzna F. Dostojewski. Ewangeliczna madrość zapładnia Kościół, a splatając się ze sztuką, odnajduje w ikonie fundamentalne medium dla transferu wiary. „Jedynie twarz, która stała się twarzą- obliczem, ludzką twarzą przemienioną przez łaskę Bożą, ma prawo być świętą ikoną”(G. Krug). To w ikonie- najbardziej kanonicznej i kerygmatycznej kulturze, nieustannie dokonuje się zachowanie portretu Chrystusa „najpiękniejszego z synów ludzkich”(Ps 45,3)- Piękna przemieniającego i zbawiającego człowieka. W ikonie która jest bliska prawosławiu i estetycznej wrażliwości chrześcijan, dokonuje się nieprzerwanie „realne spotkanie dwóch światów, dwóch planów istnienia. Z jednej strony – nadprzyrodzony wieczny pokój, a z drugiej strony – cierpiące, chaotyczne, ale dążące do pokoju w Bogu istnienie” (E. Trubieckoj). To, co mnie najbardziej zdumiewa w setkach zachowanych w cerkwiach, kościołach i muzeach ikon- to portret Chrystusa „malarski wyraz boskiej natury” (A. Grabar), „Piękno absolutne, bosko-ludzkie, którego żadna sztuka nigdy nie może wiernie oddać, jedynie ikona może je zasugerować przez światłość Taboru” (P. Evdokimov). Jego magnetyzujące spojrzenie; przeszywający i niepozwalający na obojętne odejście wyraz twarzy na której rysuje się blask prawdy. „Bóg nie chciał straszyć człowieka- pisał M. Picard- dlatego ukazał mu się z obliczem człowieka.” Przyjaciel pokonujący drogę transcendencji, aby stanąć vis a vis nas. Nasz świat potrzebuje świetlistej twarzy Chrystusa, ponieważ jest wypłukany z piękna i naznaczony szpetotą- wulgarnymi zamiennikami twarzy przeobrażonej. „W miarę, jak we współczesnych dziełach sztuki zanika ludzkie oblicze, bestia jako przeciwieństwo zajmuje opuszczone miejsce. Pojawia się często, aby świadczyć o ukrytej obsesji naszych czasów”(R. Huyghe). Chrześcijaństwo jest „religią twarzy.” W Jego twarzy odbijają się wszystkie ludzkie- doświadczone bólem istnienia, przeorane tęsknotą i wchodzące w możliwość przemienienia twarze. „Piękno jest ostatecznym ideałem, z którego wypędzona zostanie wszelka dysharmonia, wszelkie kalectwo, wszelka podłość” (M. Bierdiajew). Czyż nie Ty utkałeś moją twarz ? „Świetlisty krzyż twarzy, odbijającej uspokojone serce” (O. Clement). Portret to osoba która przedstawia kogoś; to egzystencja zapisana w sposób najbardziej przenikliwy, psychologiczny, a nade wszystko duchowy. Dlatego Kościół przeglądając się w ikonach- twarzy Chrystusa i Świętych odkrywa ziarno niezniszczalności i nadzieję nowego świata- eon piękna. Twarze wychylające się z ikon pozbawione są jakichkolwiek braków- defektów, skaz; promieniują jedynie na nich bliki światłości. Słowa puenty pozostawiam świętemu Grzegorzowi z Nyssy: „Człowiek jest ludzkim obliczem Boga.”

środa, 21 sierpnia 2019


Ps 135

Chwalcie Pana, bo Pan jest dobry,
śpiewajcie Jego imieniu, bo jest łaskawy.
Pan bowiem wybrał sobie Jakuba,
na własność wyłączną wybrał Izraela.

Poranek umilała mi muzyka Jana Garbarka z płyty pt. „Officjum,” będąca jakby odpryskiem piękna średniowiecznego chorału wzmocnionego cudownym brzmieniem saksofonu. „Muzyka zaczyna się tam, gdzie słowo jest bezsilne- nie potrafi oddać wyrazu- pisał C. Debussy- Muzyka jest tworzona dla niewyrażalnego.” Pomyślałem że napiszę o muzyce – tej świętej, otwierającej portal niebiańskich przybytków. Muzyka obok dynamicznie rozwijających się sztuk plastycznych od początku chrześcijaństwa była jedną z najważniejszych pierwiastków Bożego piękna i wypadkową ludzkiej twórczości. „Muzyka to sztuka czasu” (I. Strawiński), rozpościerająca zmysły człowieka na wszelką gamę odczuć; od poczucia bólu, aż po radość istnienia. To swoisty język ukrytych znaczeń, drgań duszy, metafizycznego dialogu. Muzyka to niebiańska harmonia sfer – mówili starożytni upatrując w niej ideę kosmosu, świata i poruszającego się pomiędzy nimi z uniesioną duszą człowieka. Śpiew był od zawsze integralną częścią kultu chrześcijańskiego Misterium. Święty Paweł mówi nam o „psalmach i hymnach, i pieśniach pełnych ducha” i niewykluczone że te poetyckie utwory Starego Testamentu wypełniały liturgię, czyniąc ją czymś na wskroś symfonicznym i mistycznym. Muzyka rodziła się z ludzkiego serca i geniuszu; powstawała analogicznie do cudu architektury bizantyjskiej, romańskiej, gotyckiej, czy napuszonego w bogactwie form baroku. Już Pliniusz Młodszy, będąc namiestnikiem prowincji w Azji Mniejszej podaje w swoich pismach, że gdy chrześcijanie się gromadzili, śpiewali pieśń ku czci Chrystusa jako Boga. Jeden z pierwszych męczenników młodego Kościoła Justyn pisał, że Boga należy wychwalać „poprzez uroczyste celebracje i śpiewać hymny”, dziękując za akt stworzenia i odkupienia. Czajkowski słynny rosyjski kompozytor miał powiedzieć, że „gdzie nie ma serca, muzyka istnieć nie może.” Bijącym sercem Kościoła jest Chrystus uwielbiany w bizantyjskich hirmosach, w monadycznym charakterze chorału gregoriańskiego i cudownej kołysającej duszę polifonii Palestriny. W XX wieku grupa archeologów odnalazła w Egipcie papirus z fragmentem wczesnochrześcijańskiego hymnu dedykowanemu ku czci Trójcy Świętej. Papirus był fantastycznym odkryciem; grecki tekst hymnu i dołączona do niego notacja muzyczna – litery oznaczające melodię do której należało go śpiewać. Dzisiaj możemy go bez jakiejkolwiek trudności odtworzyć. Słowa i melodia przenosi nas w świat starożytnych chrześcijan z nad Nilu, którzy tak jak my wypowiadali Bogu chwałę. Wczytajmy się w treść tego hymnu: „Niech zapadnie cisza. Niech zgaśnie blask lśniących gwiazd. Niech uspokoją się wiatry i hałaśliwe rzeki. W czasie, gdy śpiewamy hymn Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu. Niech wszystkie moce dodadzą „amen”, „amen”. Potęgi, chwalcie bezustannie i oddawajcie chwałę Bogu- Jedynemu dawcy dobra, amen, amen.” Będąc bogatymi o wiele wieków historii, już dzisiaj wiemy, że liturgia była utkana ze śpiewu i ciszy. Śpiew podnosił Kościół ku górze, cisza osadzała w tajemnicy i bliskości przychodzącego Boga. „Wszystkie te rzeczy dokonują się, gdy wszyscy milczą”- pisał Teodor z Mopsuestii wskazując na wzajemne przenikanie się tych dwóch komponentów sacrum. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa ukształtowały się lokalne tradycje muzyczne na Wschodzie i Zachodzie. Zapisywano znane melodie, utrwalano je w wykwintnie przygotowanych księgach, opatrywano komentarzami. Muzyka na dobre zadomowiła się w Domu Bożym, pobudzając duchowników maszerujących w procesyjnych korowodach- nasuwających skojarzenie z tańcem naśladując tym samym euforię szczęścia Maryi wyśpiewującej swój Magnificat. „Nic dziwnego, że słuch znajduje rozkosz w różnorodności dźwięków, podobnie jak wzrok cieszy się różnorodnością barw, jak węch podnieca się różnorodnością, a język raduje zmianą smaków- pisał Gwidon z Arezzo- Słodycz dających rozkosz rzeczy w cudowny sposób przenika, jak przez okno, w głąb serca.” Muzyka jest zatem opowieścią o Wieczności jakkolwiek ją pojmujemy. Dźwięki harmonijnie ze sobą splecione odpowiadają kulturze ducha i pragnieniu wzniesienia się ponad egzystencję. „Jeżeli każdy człowiek stworzony na obraz Boży jest żywą ikoną Królestwa Niebieskiego- napisał P. Evdokimov- W chwili swego Wielkiego Przejścia Duch Święty lekkim dotknięciem swoich palców muśnie ikonę i ślad tego dotknięcia pozostanie na niej na zawsze. W tej ;wiekuistej liturgii” wieku przyszłego człowiek będzie śpiewał chwałę swemu Panu za pośrednictwem wszystkich elementów kultury, które przeszły przez ogień oczyszczenia.”

niedziela, 18 sierpnia 2019


Łk 18,9-14

Jezus powiedział do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: «Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam». Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: «Boże, miej litość dla mnie, grzesznika». Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony. 

Ewangelia zostaje złożona w sercu Kościoła- kształtując wspólnotę ludzi ochrzczonych do postawy pokornego trwania przed Bogiem. Przypowieść Jezusa musi podnieść ciśnienie, dokonać duchowego wstrząsu, obnażyć hipokryzję i niewłaściwe dążenie ku duchowej doskonałości. Dwóch diametralnie różnych ludzi przychodzi do świątyni na modlitwę. Jakże różne osobowości, postawy i zachowania. To przypowieść w której odkrywa się siebie w złożoności postaw i dwuznaczności. Nieunikniona chwila konfrontacji z prawdą o sobie samym. Faryzeusz to z zasady człowiek wierny prawu, pobożność, dbałość o tradycję, skrupulatność i poczucie wyjątkowości swojej misji. Modli się przyjmując postawę, która jest wyrazem żydowskiej tradycji: podniesiona głowa, ręce wzniesione ku niebu, to wszystko połączone z żywą i ekspresyjną recytacją modlitwy dziękczynienia i uwielbienia. Problem polega na tym, że faryzeusz nie dziękuje Jahwe za Jego wielkość i miłosierdzie, lecz za to, kim on sam jest i czym  różni się on od innych ludzi. No tak. Aby zwrócić uwagę na to, kim jest faryzeusz musi oskarżać innych (zdzierców, oszustów, cudzołożników). Potrzebuje ciemnego tła nikczemności innych ludzi, aby w ten sposób móc podkreślić swoje zasługi. Patrzy nie tylko w górę, ale też do tyłu. Celnik służy mu do tego, aby przypomnieć o Bogu, że on, na szczęście, nie jest taki. Modlitwa faryzeusza jest tylko pozornie pobożna. W gruncie rzeczy instrumentalizuje Boga, jest przykrywką do samowyniesienia. W rzeczywistości naśladuje wzorzec, który znajduje się w Talmudzie: "Dziękuję Ci, Panie, że mogę przebywać w towarzystwie tych, którzy siedzą w domu nauki, a nie tych, którzy siedzą na rogu ulicy; tak jak oni wyruszam w drogę, ale idę w stronę słowa Prawa, podczas gdy oni śpieszą się do rzeczy błahych. Pracuję podobnie jak oni- staram się i otrzymuje moja nagrodę, podczas gdy oni jej nie otrzymują. Biegnę i oni biegną- biegnę ku światu przyszłemu, podczas gdy oni biegną ku przepaści zagłady." Obok tego zadufanego we własnej nieskazitelnej pobożności faryzeusza, mamy również i celnika. Celnik to człowiek społecznie pogardzany, wątpliwa reputacja lichwiarza, która raczej jest źródłem wrogości niż współczucia czy przyjaznych zachowań. Zobaczmy jak on się zachowuje w postawie modlitwy, nie ma odwagi wznieść oczu ku Bogu, nie podnosi rąk, tylko bije się w piersi. Ma poczucie grzechu, wstydu, małości; staje jak płaczący i wzdychający o miłość wrak człowieka. Tak mu się życie skomplikowało, zagmatwało i ostatecznie powaliło na kolana. Jest to wydarzenie pokajania- czasu odnowy- rehabilitacji. Bóg zamiast osądu wypełnia jego serce miłością. To jeden z najbardziej terapeutycznych momentów Ewangelii. Bóg nie potępia dobrych dzieł faryzeusza. Nie aprobuje również nieuczciwości celnika. Wskazuje na stanięcie w prawdzie i wołanie w pokornej miłości: Boże ulituj się nade mną i moją grzesznością !

 

środa, 14 sierpnia 2019


O, przedziwny cudzie ! Źródło życia spoczęło w grobie i grób staje się drabiną nieba. Wesel się Getsemani, święty domu Bogurodzicy ! Dziewico, uczyń Twoje sługi godnymi ujrzenia Królestwa Twojego Syna.

Raduj się, Raju zachwycający życia wiecznego (św. Nektariusz).

Wyrusz, o Panie, na miejsce Twego odpocznienia, Ty i Twoja Arka pełna chwały (Ps 132, 8).

Dzisiejszą liturgiczną wigilią rozpoczynamy świętowanie wydarzenia Zaśnięcia i Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. „Jakże piękna jesteś, Przyjaciółko moja”- woła Ten, który przez Jej łono zszedł na ziemię i stał się jednym z nas. Kościół przenika zapach kwiatów, ziół i kadzidła. „Teraz wszystko jest napełnione światłością” (Jutrznia paschalna). To duchowa wiosna- jakże zbliżona do poranka wielkanocnego. „Ona okryła sobą całe ludzkie zepsucie i uczyniła godnymi tego, żeby z nimi żył Bóg, i uczyniła ziemię miejscem godnym przebywania Zbawiciela” (M. Kabasilas). Wonności i blask wotywnych świec, przywołują piękno Tej, która zasnęła snem śmierci, a którą wywyższył Jej Syn- a nasz Pan Jezus Chrystus. „Weszła do wiekuistego blasku nieba, jest u Boga, zostaje wzięta do głębi Boskiego morza i żaru. Maryja jest włączona do świętego miasta Bożego”(O. Casel). W zaśnięciu Najświętszej ze wszystkich kobiet i wywyższeniu ku górze- Kościół antycypuje Paruzję i proklamuje prawdę o zmartwychwstaniu każdego z nas. „W Chrystusie zaczęła się już Pascha świata- pisał A. Schmemann- przejście i przetworzenie  świata w Królestwo Boże, i ze świętem tej paschy, jej pokojem i radością w Duchu Świętym przeniknięte jest już życie. Albowiem Chrystus zmartwychwstał i nastało królestwo Życia.” Tę drogę zmartwychwstania jako pierwsza pokonuje nowa Ewa- „Niewiasta obleczona w słońce;” a wszyscy podążają za Nią. Cała ludzka historia w Niej odzyskuje swój sens, staje się Oblubienicą Baranka wychyloną radośnie ku nowemu światu. Jej czas zamienił się w wieczność. „Wszystko stało się światłem niezniszczalnym i zachód przemienił się we wschód”(Klemens Aleksandryjski). Starożytność chrześcijańska określała ten dzień jako „Śmierć i zmartwychwstanie Bogarodzicy.” Olivier Clement próbując wyjaśnić głębię tego święta, zestawia ze sobą dwa przedstawienia ikonograficzne. „Pierwsze przedstawia Matkę trzymającą i ochraniającą Dzieciątko, czasami przytula do swego policzka Jego twarzyczkę. Maria- w imieniu całej ludzkości przyjmuje Boga. To pierwsze assumptio- przyjęcie boskości przez ludzkość. Na drugiej ikonie wszystko zostaje odwrócone: Matka nie żyje, jej leżące ciało, jak czarna poczwarka, przecina poziomo kompozycję. Lecz przestrzeń śmierci zostaje otwarta, pojawia się Chrystus zwycięski, pion światła, czyniący z ikony chwalebny krzyż. Bierze w ramiona nieoddzieloną od ciała duszę swej Matki, przedstawioną w postaci dziecka, którego narodziny dokonują się w Królestwie. I przytula twarz tej kobiety- dziecka: zalążka i antycypacji przemienionego dzieła stworzenia. Jest to drugie assumptio, tym razem przyjęcie człowieczeństwa przez boskość.” Ikona wciąga nas nieznane i tak bardzo upragnione głębie życia. „Jeżeli nie żyje się na ziemi dla nieba, nie można osiągnąć nieba poza granicami grobu”- przekonywał biskup Filaret Czernigowski. Tylko sztuka obrazuje to, przy czym słowo zapada w błogie milczenie. „Krąg śmierci nie mógł powstrzymać Matki Życia, ponieważ Jej Syn przeniósł Ją do życia przyszłego wieku” (kontakion, ton 2). Theotokos, otwiera na oścież portal wieczności- krainę życia- wołając swoje dzieci, aby zobaczyły dom Ojca w którym jest mieszkań wiele. „Pociągnij nas za sobą, pobiegniemy za wonią twych pachnideł” (Pnp 1,3).

wtorek, 13 sierpnia 2019


Nie użyczę snu moim oczu, powiekom moim spoczynku, póki nie znajdę miejsca dla Pana (Ps 132, 4).

W tradycji polskiego pielgrzymowania zawiera się jakiś element niczym nieskrępowanej wolności ducha. „Dzięki łasce Boga jestem człowiekiem, chrześcijaninem; sądząc z czynów- wielkim grzesznikiem, z powołania- pielgrzymem bez dachu nad głową, najniższego stanu, tułającym się z miejsca na miejsce. Cała moja majętność to na ramieniu torba z suchym chlebem, a na piersiach święta Biblia”- mówił o sobie pobożny rosyjski strannik. Pielgrzym to „uskrzydlony wiarą” wędrowiec przemierzający w trudzie drogę i wyglądający u końca każdego dnia, wytęsknionego miejsca. Chrześcijaństwo najczęściej było postrzegane jako „droga” po której się zmierza ku osiągnięciu zbawienia. Cel stanowi sens naszej drogi. Pielgrzym to człowiek niczym nieskrępowany, odkrywający otaczający świat jako dar i objawienie Boga. „Mów, Panie, bo sługa Twój słucha.” Człowiek potrafiący dostrzec przepastne przestrzenie, w których głębia obwieszcza namacalnie obecność Kogoś- Sacrum. Bliskość przyrody, zapach ziemi, szum wiatru i symfonia dźwięków, których nie sposób usłyszeć w zgiełku miasta, czynią tę wyprawę wyjątkową. Zmieniająca aura przyrody, otulenie wiatrem, chłód, deszcz i skwar słonecznego dnia opowiadają o radosnych kaprysach Tego, który potrafi być zaskakujący w swoich zrządzeniach. „Bóg prowadzi drogą prostą ku światłu, kogo chce”- powie mądrość Koranu. W moim życiu przeszedłem kilkanaście pieszych pielgrzymek. Są to niezapomniane chwile i niezwykłe duchowe przygody. Każdy skrawek tych wspomnień przechowuję pieczołowicie w mojej pamięci. Wracam do tych miejsc, przywołuję cudowne sytuacje, przecieram ludzkie rysy – życzliwych mi twarzy. „Ty zatem idź drogą prostą i równą, a porzuć krętą”- czytamy w starożytnym i tajemniczym dziele Pasterz Hermasa. Iść właściwą drogą to metafora dobrze obranego celu. W czasie każdej z tych wypraw doświadczyłem wielkiej radości połączonej z trudem, cierpieniem, potem i bolącymi od kamieni, bruzd i nierówności stopami. Intensywność wysiłku, ujarzmienie własnego ciała, pozwalały wzrastać temu co wewnętrzne- potęgowały radość duszy. Kiedy się dojdzie na długo oczekiwane miejsce, wszystko człowieka przestaje boleć, ustępują niedostatki, a twarz zrasza się łzami szczęścia. Spotkania z innymi ludźmi są szczególne i utwierdzają wewnętrzne przekonanie o wielkiej dobroci i ludzkiej gościnności. Pozwalają zauważyć chrześcijański etos życia i przeżywania wiary w wymiarze pięknej i ludzkiej otwartości. Ludzie znajdują czas na to, aby spojrzeć sobie w oczy; codzienność przeniknąć modlitwą spotkania, celebracją sakramentu brata. Miesiąc sierpień w naszej Ojczyźnie jest szczególny. Z różnych stron wyruszają pielgrzymki i zmierzają najczęściej do naznaczonych historią, tradycją, a nade wszystkim cudami miejsc. Katolicy pielgrzymują na Jasną Górę, aby u stóp Czarnej Madonny powierzać swoje życiowe sprawy- radości i smutki. Prawosławni udają się na Świętą Górę Grabarkę, gdzie pątnicy na kolanach i trzymając oparte na ramionach krzyże, pragną wejść światłość Przemienienia Pańskiego. „Jesteśmy jedni dla drugich pielgrzymami, którzy różnymi drogami zdążają w trudzie na to samo spotkanie” (A. Saint- Exupery). Takich wyjątkowych- naznaczonych łaską miejsc jest bardzo wiele, choć te dwa wydają się najbardziej szczególne i rozpoznawalne w religijnej topografii; miejsca z których człowiek powraca inny- umocniony w wierze.  

czwartek, 8 sierpnia 2019


Ześlij światłość swoją i wierność swoją: niech one mnie wiodą i niech mnie przywiodą na Twoją świętą górę i do Twych przybytków (Ps 43,3).

Istnieją takie przestrzenie które stawiają człowieka w postawie zdumienia, adoracji, bezruchu... „Zaprawdę, rzeczy widzialne są obrazami rzeczy niewidzialnych” (Pseudo- Dionizy). Wchodzisz i jesteś w zupełnie innym miejscu- przeniknięty świetlistością, ogołocony ze wszystkiego- naprzeciw Kogoś. „Kiedy doświadczenie Boga jest żywe, człowiek delektuje się tym spotkaniem- pisała M.M. Davy- jeśli Bóg wydaje się nieobecny, człowiek szuka znaków i śladów, aby Go odnaleźć.” Myślę, że takim miejscem szczególnym- gdzie ślady są widoczne- jest niewielka kaplica Przemienienia Pańskiego, wybudowana w prowansalskim stylu romańskim; usytuowana w niedalekiej odległości od prawosławnego klasztoru Saint Michel du Var. Wchodząc do wnętrza można doświadczyć barwnego rozkołysania zmysłów i duszy. „Symbol świata który nadchodzi”(św. Izaak z Niniwy). Miejsce nasycone sacrum- milczącym spojrzeniem Boga. Program malarski otwiera percepcję zwiedzającego na świat snów, przestrzeń symboli i znaków.” Artystyczna wizja łączy w sposób genialny tradycję średniowiecznej sztuki Zachodu z bizantyjską ikoną i wszystko spina secesyjnymi wzorami dekoracyjnymi- inspirowanymi twórczością Gustava Klimta. „Sztuka przenosi nas do idealnego królestwa, jedynego w którym możemy znaleźć czystą radość, czyste szczęście, czystą miłość”(G.F. Bedar). Gra symboli- wyrażona w płynnych formach, otwiera portal pełnej zachwytu wiary. Już symboliści uprzednio postulowali, aby sztuka dążyła ku urzeczywistnieniu synestezji. „Zapożycz od muzyki jej prawa i moc” (Mallarme). Zadziałać na wszystkie zmysły- pobudzić je, rozedrgać,  wejść w  rzeczywistość która jest metafizyczna i transcendentna w swoich formach. Sztuka miała być umuzyczniona, za pomocą gry linii, jak również kolorystycznych akordów. Tutaj się poniekąd udało uzyskać ten efekt. Freski Vadima Garine’a opowiadają o tym symbolicznym spotkaniu, spleceniu dwóch światów. Tu wszystko jest takie witalne, namacalne, biorące w posiadanie duszę.Taka jest rola symbolu, który winien scalać dwa światy- widzialny i niewidzialny, ziemski i niebieski, empiryczny i idealny- pozwalając im się wzajemnie przenikać. Ściany wirują od nadmiaru bogactwa kolorów, a przestrzeń staje się jakby biomorficzną- ożywioną, odczuwającą drganie od stóp przemienionego i tańczącego w blasku światłości Chrystusa. Człowiek cielesny, a takim często jesteśmy, przestaje zadawać pytania, staje w centrum Misterium które za chwilę wytryśnie życiem w sprawowanej tam liturgii. Wchodzimy i zdaje nam się, jakby przez nas przechodziły strumienie światła, przepływały fale Jordanu- „Woda Życia wytryskująca ku życiu wiecznemu.” Zaczynamy postrzegać świat wokół nas, nie jako zmącony, bezbarwny, lecz jako „pełen Jego chwały” (Iz 6,3). Świetlisty Chrystus w centrum kompozycji przypomina Tego, który witał  niegdyś wierzących w romańskich portalach kościołów: Saint Lazare w Autun, czy Sainte Madeleine w Vezelay. Przyjaciel człowieka, Posyłający uczniów na żniwo, Nauczyciel Prawdy, Interpretator dziejów historii, Współczująca Miłość, w końcu sprawiedliwy i gościnny Bóg Paruzji. Nasze twarze zwracają się ku Temu, który jest Światłością- wiecznie młodemu Pięknu.  ( http://vadimgarine.com/projects/chapelle/ )

wtorek, 6 sierpnia 2019



Zaprawdę powiadam wam: Niektórzy z Tych, co tu stoją nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w Królestwie swoim (Mt 16,28).

Gdy się modlił, wygląd Jego twarzy się odmienił (Łk 9,29).

Przemienienie Pańskie- Synaj Nowego Testamentu, Święto Światłości, Przebłysk Królestwa, Antycypacja Wielkanocy, Przejrzystość Raju, Przebóstwienie człowieka i świata. „Ja Jestem światłością świata. Kto idzie za mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia”(J 8,12). Słońce które zajaśniało na Taborze- „Światłość ze Światłości. Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego”- wzejdzie w poranek zmartwychwstania i otuli jasnością pogrążony w mroku grzechu świat. Słońce, które wzniesie się na horyzoncie historii i zasiądzie na tronie sprawiedliwości. „Ty, odnawiasz oblicze ziemi”( Ps 104,3). Oczy Apokaliptycznego Jeźdźca będą świeciły niczym ogień. „Wielki spektakl światła Przemienienia Pańskiego jest tajemnicą ósmego dnia”- nauczał św. Grzegorz Palamas. Bóg obejmuje całe stworzenie, umożliwia poznanie, zwraca ludzką percepcję ku temu co transcendentne, lecz jednak możliwe do zobaczenia. Oczy zostają nasycone światłem, a ciało staje się miejscem „nawiedzenia”- Teofania. Człowiek stający naprzeciw Niepoznawalnego, zaczyna siebie rozumieć jako istnienie w Istniejącym. Dobrze to opisał św. Grzegorz z Nyssy: „Oto Bóg jest celem i przedmiotem oglądania tych, co mają serca oczyszczone”. Tak wiele znaczeń i sensów towarzyszy dzisiejszemu wydarzeniu przywoływanemu w liturgii. Zdumienie za którym nie może nadążyć rozum, a wszelkie wyobrażenia topnieją w bezgraniczności wiary. Wchodzimy w promienie boskiego światła- które przenikają oczy i dusze Piotra, Jakuba i Jana. Niesamowitość tej podniosłej chwili zapisze się w ich pamięci tak mocno, że Kościół po kilku wiekach utrwali tę scenę na przesyconych złotem ikonach. Wszystko jest skąpane w świetle- prześwietlone energiami bijącymi z  niezwykłą ekspresją z ciała Bogaczłowieka. „Jak słońce jest radością dla tych, którzy szukają jego dnia, tak moją radością jest Pan. Ponieważ On jest moim słońcem i Jego promienie sprawiły, że powstałem i Jego światło rozproszyło wszelkie ciemności z mojej twarzy. W Nim zyskałem oczy i ujrzałem Jego święty dzień” (Didache). Powróćmy na moment do apostołów; ich twarze zostają rozświetlone światłem- niczym błona fotograficzna. Od nadmiaru energii, nie mogą już widzieć świata takim jest- ich ciała zostają zanurzone w „świetlistym obłoku” Ducha Świętego. „Jest to zjednoczenie się Boga i człowieka w Duchu Świętym, w Duchu światła. W ten sposób Duch światłości Boga staje się duchem oświecającym człowieka dzięki łasce” (D. Staniloae). Ich twarze odbiły światło emanujące z ciała Chrystusa. „Miejsce w którym materia świata staje się w najwyższym stopniu przejrzysta dla osoby jest twarz- pisał św. Makary Wielki- a w twarzy spojrzenie.” Ich spojrzenie wyraża wszystko to, co nie jest wstanie wypowiedzieć słowo. Chcą stawiać namioty- „świątynie”- dla Boga i jego Proroków. Pragną przedłużyć w czasie tę chwilę szczęścia. Od tego momentu „chrześcijanin to ten, który, gdzie nie spojrzy, wszędzie dostrzega Chrystusa i raduje się Nim”(A. Schmemann). Kościół przez wieki będzie się wspinał na górę Tabor. Chrześcijanie będą nosili w sobie pragnienie uchwycenia się świetlistej szaty Chrystusa. Przebóstwienie stanie się drogą ludzi wiary. „Kościół oczekuje przeobrażenia ciała i wierzy w boskość materii, w możliwość prześwietlenia materii. Wyłącznie w Kościele dany jest bogomaterializm. Dlatego mistyka Kościoła jest właśnie mistyką zjednoczenia i przeistoczenia” (M .Bierdiajew). Za każdym razem kiedy celebruję Boską Liturgię, staję się uczestnikiem cudu Przemienienia. Dotykam i spożywam Chrystusa- Światłość Prawdziwą i napełniam się żarem Ognia- Duchem Świętym. Później pozostaje tylko zdumienie: Dobrze tu być z Tobą !

sobota, 3 sierpnia 2019


Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu  (Łk 19,1-10).

Jerycho- miejscowość powszechnie znana i ciesząca się dużym zainteresowaniem tych, którzy szukali rozmaitej rozrywki. Miejsce w którym można było zaspokoić różne pragnienia- szczególnie te grzeszne- nieczyste. Ściągali tam ludzie o wątpliwej reputacji, przedstawiciele politycznego establishmentu, bogate towarzystwo pławiące się w luksusach i uciechach cielesnych. Chrystus wchodzi do miasta grzechu, a scena ta zostaje drobiazgowo opisana przez ewangelistę. Mógł przemilczeć- wykadrować ze świętego tekstu tak uchodzącą za niestosowną dla ortodoksyjnych Żydów sytuację. Jednak w metropolii rozpusty, rozwiązłości, pogardy dla przyzwoitego życia, Bóg znajduje w tłumie twarz, spojrzenie i mętne życie celnika. Znajduje dom w który można wnieść przebaczającą miłość. Postacią na której zatrzymuje się nasza uwaga to Zacheusz. Na fali ciekawości tłumu biegnie, pragnie zobaczyć człowieka o którym liczne opowiadania dotarły na długo przed wkroczeniem do miasta. Cudotwórca, uzdrowiciel, prorok, dobroczyńca rozmnażający chleby, wyjątkowy człowiek. Ciekawość jest tak silna od sceptycyzmu, obojętności i pogardy dla świętości. W oczach ludzi Zacheusz uchodzi za człowieka skompromitowanego- lokalnego konfidenta- celnika i dorobkiewicza żyjącego dostatnio na krzywdzie innych. Lojalny współpracownik okupantów rzymskich: bezwzględny, wyrachowany i cyniczny człowieczek opływający w luksusach. Karykaturalny i zakompleksiony karzeł, rekompensujący własne kompleksy kosztem innych. Najprawdopodobniej był niskiego wzrostu, dlatego wdrapał się na sykomorę. To symboliczna scena. Sykomora to drzewo przypominające figowca, jego korzenie wychodzą na zewnątrz i pną się w kierunku pnia. On też musi „wyjść na zewnątrz”- odsłonić się, wychylić, dać się zauważyć. Ewangelista fantastycznie buduje napięcie tego spotkania. Widzimy człowieka zawieszonego na gałęzi i wybałuszającego oczy; musiał być śmiesznym w oczach podnoszących w górę oczy gapiów. Jezus przechodząc spojrzał w górę i ujrzał dyrektora komory celnej. Zobaczył małego, wątłego i wzbudzającego politowanie człowieka. Spojrzenie Boga zatrzymało się na nim. Święty i grzesznik. Miłosierdzie i ludzka nędza. Chrystus przerywa widowisko i wprasza się do domu poborcy na kolację. Chce nawiedzić do człowieka nieczystego i napełnić światłością jego duszę. Nie ma tu żadnego moralizowania, tylko spokój i życzliwość. Dom grzesznika stanie się Kościołem ! Dom złodzieja stanie się przedsionkiem Królestwa. „Miłość bezwarunkowa jest szaleństwem”- pisała S. Weil. Czyż Bóg nie jest szalony w swojej miłości ? Potrafi odkryć człowieczy głód i rozniecić Ogień który wypali wnętrze z grzechów. Wystarczył jeden krok, jedno spojrzenie i taka metamorfoza. Po chwili widzimy Zacheusza jako człowieka w pełni wolnego, potrafiącego od przypływu miłości rozdać wszystko co, posiada. Staje się rozrzutnym w miłości. Odkrywa prawdę o sobie. Wdzięczność z otrzymanego przebaczenia, staje się źródłem głębokiej wiary. „Bez istnienia grzesznika nie moglibyśmy pojąć miłości Chrystusa ani zmierzyć jej głębi- pisał Matta el-Maskine- Chrystus zstąpił z chwały swego królestwa, aby szukać tych, którzy ugrzęźli w błocie, których dosięgnął bezmiar biedy, rozpaczy, ciemności. To w nich objawia się potęga Jego czynów i moc Bóstwa, gdy Jego ukrzyżowana miłość powstaje, by ich podnieść z błota, z gnoju, i pokropić ich, obmyć swoją krwią ich zbrukane ciała. To w nich zostaje wysławiona dobroć Boga.” Myślę, że każdy człowiek ma swoją sykomorę na której wypatruje z nadzieją Boga. Tęskni za przebaczającym spojrzeniem Miłości !