niedziela, 29 września 2019


Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony (Łk 14, 1-11).

Świat w którym przyszło nam żyć jest światem ludzi sukcesu- zarozumiałych karierowiczów, dla których nie istnieją żadne granice w drodze do osiągnięcia własnego celu. „Świat jest wstanie letargu; śpi pogrążony w grzesznym śnie”(św. Jan z Kronsztadu). Rzeczywistość należy do silnych, przedsiębiorczych, pozbawionych wahań i emocji- „gigantów kreatywności,” próbujących urządzić świat jak wielką idealnie funkcjonującą korporację zapewniającą liczne profity. Ludzi bez wyrazu, pozbawionych uśmiechu- eksploatujących do granic możliwości rzeczywistość. Słowa Jezusa o pokorze rezonują w świecie dusznych pragnień, krótkowzrocznych podniet, egoistycznych i narcystycznych impulsów. W mądrości chasydów jest opowieść o ludziach którzy mają swoje wyznaczone miejsca. Pewien uczeń pytał mędrca: „Dlaczego więc ludziom jest niekiedy tak ciasno ?” Nauczyciel odparł: „Bo jeden chce zająć miejsce drugiego.” Zagubił się człowiek współczesny i stracił z horyzontu najbardziej fundamentalne ludzkie wartości: pokorę, małość, wrażliwość, delikatność, współuczestniczenie w egzystencjalnym bólu innych. W tych filarach humanistycznej wielkości- dostrzega dzisiaj jedynie słabość- anachronicznej i nieprzystającej do świata jednostki. Ludzie pierwszego miejsca zapomnieli, że w kolejce po wieczność, ci ostatni będą najbardziej uprzywilejowanymi- ponieważ, nie stracili ze wzroku brata, nie opróżnili  serca z miłości, nie sprzedali własnej duszy w imię popularności i poklasku. „Pokora rodzi olbrzymów”- pisał Chesterson. Tworzy ona ludzi o sercu pojemnym, promieniującym dobrocią i łagodnością- cechami które podcinają nogi tym, którzy widzą jedynie czubek własnego nosa. Chrześcijanie są pokornymi osłami dźwigającymi ciężary świata który zmierza ku bankructwu miłości. „Pokora nie jest tylko warunkiem autentyczności i prawdziwości cnót, lecz także warunkiem przemienienia w Chrystusie. Ale ma ona w sobie wysoką wartość, nadaje człowiekowi piękno”(D. Hildebrand). Chrześcijaństwo pomimo licznych przeciwności, winno iść drogą posłuszeństwa i pokory; promieniować niewzruszonym spokojem i odwagą przeciwstawiania się wszelkim przejawom pomniejszania innych. „Pytaj serca- pouczał św. Augustyn- Jeśli jest pełne miłości, masz w sobie Ducha Bożego.” Masz w sobie siłę, aby pójść pod prąd !

piątek, 27 września 2019


Istnieje słuszne przekonanie że artysta powinien pozostawić po sobie już inny świat- rzeczywistość napełnioną głębią maksymalnego przeżywania życia. Niczym boomerang powraca do mnie pytanie francuskiego konceptualisty Bena Vautiera: „Dlaczego sztuka nieustannie się zmienia ?” Przemiana jest pewnie nieunikniona, ale niepokojące są wewnętrzne procesy- oderwania od tego, co najbardziej fundamentalne i dynamizujące jej rację istnienia. Żyjemy w świecie gdzie kultura próbuje się oderwać od swych liturgicznych i teologicznych źródeł istnienia. „Pan artysta świat buduje nie z atomów lecz z odpadków”- z poetycką nutą i przewrotnie pisał Z. Herbert. Artyści zbyt łatwo poddali się pokusie alienacji, osamotnienia, paraliżującej wnętrze pustki, zagłuszanej krzykiem dekadencji. „Impulsem sztuki nowoczesnej jest często pragnienie zniszczenia piękna”(B. Newman). Destrukcja, wulgarność i szokowanie stały naiwnymi metodami współczesnej, niczym nieskrępowanej kreacji wyzwolonego człowieka. „Sztuka awangardowa stała się nawykiem, martwą literą o niewielkich konsekwencjach duchowych...”(D. Kuspit). Od Saturna Goi pożerającego własne dzieci, coś zaczęło się psuć. Już wcześniej badacze zdiagnozowali sztukę przed zaistnieniem obrazu i po obrazie, lub obecnie w stanie atrofii (po końcu sztuki). Warhol był przekonany, że sztuka może zrodzić się jedynie z tego, co osobiście pasjonuje artystę. Myślę, że poruszał się tylko na powierzchni świata który dostarczał mu jedynie podniet w sferze tego, co zewnętrzne- banalne i krótkowzroczne- zredukowane do przedmiotów wyniesionych do rangi estetycznych fetyszy konsumpcyjnego i wiecznie niezaspokojonego społeczeństwa. „Wulkaniczne wybuchy farby, łagodne jej spływanie po płaszczyźnie obrazu, ruch linii i nieokreśloność plam- mają zapewne wyrażać stan współczesnych umysłów, niepokój naszych czasów”(M. Ernst). Georgies Mathieu, otumaniony dźwiękami muzyki wytryskiwał na ogromne płótno farby, jakby chcąc uobecnić w swym procesie malarskiego wycieńczenia stan rozpaczliwego chaosu. „Sztuka rodzi się z ograniczeń, ze skrępowania, a umiera od nieokiełznanej wolności” (A. Gide). U Polloca i jego naśladowców- action painting- sztuka była czymś poza refleksyjnym, automatyzmem wprawiającym w ruch liczne wiaderka z farbą. Mamy do czynienia z eksperymentami na „ciele sztuki” które ostatecznie doprowadzą do wyeksponowania fekaliów w blaszanej puszce, czy fotografowania krucyfiksu zanurzonego w urynie. „Względność gustów to wymówka, wymyślona przez epoki o zepsutym smaku”(N.G. Davila). Ciężko jest jednak obronić sztukę kontrowersyjną, afiszująca się skandalem i podszytą podskórnie chęcią zdetonowania od środka tego, co jest święte. Być może rozpędzony pociąg sztuki musi wyhamować w miejscu, gdzie trzeba zacząć poruszać się w sferze humanistycznego postrzegania rzeczywistości. Przestać się idiotycznie naigrywać i wszystko sprowadzać do bezpardonowego języka pogardy, kpiny, kloacznego epatowania indywidualnością. Wielką sztukę tworzą artyści pokorni- oni są olbrzymami, zwiastunami oraz prorokami piękna. „Jestem taki malutki- wszyscy inni nad podziw ogromni, piękni, zacni, prawie murowani- pisał o ludowym, pokornym, kalekim, naiwnym malarzu łemkowskich pejzaży Nikiforze Tadeusz Kubiak- Aż strach wśród tych olbrzymów z pędzelkami chodzić wśród złocistości świata szaremu jak słodzik.” Współczesny twórca stał się celebrytą, epatującym dionizyjskim i niszczącym pierwiastkiem- prześmiewczo mieszającym na palecie odpryski antysztuki. „Istnieje coś gorszego niż człowiek zdemoralizowany- mianowicie człowiek który się przyzwyczaił”(E. Mounier). Człowiek powierzchowny, miałki, którego ekspresja już nie kołysze duszy, przestrzeń spowija ciemnością. Człowiek przyzwyczajony i tendencyjny, który brzydotę wstawił zbyt gwałtownie w miejsce piękna. Jakże trudno jest być dzisiaj artystą z moralnym kręgosłupem, z głową w której buzują twórcze idee- gdzie świat materii spotyka świat ducha i bierze nad nim prymat. „Zbyt mocno wrośnięci jesteśmy w przestrzeń i czas, abyśmy mogli całkowicie się od nich oderwać, nigdy nie potrafimy uchwycić aktualnej rzeczywistości własnego ja. Istnieje więc tylko możliwość zwycięstwa, do którego dążymy. Istnieją w nas zaczątki działań, których wstępny etap rozgrywa się w życiu ludzkim, lecz które mogą osiągnąć pełny rozwój gdzie indziej, na płaszczyźnie wyższej niż ludzka, a raczej na płaszczyźnie wewnętrznego życia człowieka”- z delikatną nutą nadziei rozmyślał Rene Habachi. Zaczątki działań, poryw duszy- kulturalny wzlot nad przeciętnością i próżnym przekonaniem, że jest się kimś wyjątkowym. Artysta o cherlawej duszy może być jedynie plagiatować innych, cytującym formy i przywłaszczającym je jako swoje własne.  Jest zbyt mały, aby wzbić się wyżej- ku transcendencji i tłumaczyć świat własnej duszy podłóg pierwotnej harmonii Raju. „Kultura jest ruchem, kultura jest miłością. Historia nie rozpoczyna się od pierwszego oburzenia człowieka, nie rozpoczęła się od Kaina; zaczęła się od pierwszego zachwytu człowieka, od ofiary złożonej Bogu przez Abla. „Bogu” to znaczy całemu światu...”(W. Rozanow). Sztuka powinna być spoiwem w świecie antywartości. „Oczyszczenie sztuki może dokonać się przez oczyszczenie człowieka- przekonywał M. Janocha- A oczyszczenie człowieka zaczyna się od dostrzeżenia brudu. Brudu nie zobaczy się w ciemności. Do tego potrzebne jest światło...”Sztuka świetlista- symfonia w chaotycznym bełkocie słowa i obrazu. „Gdybym nie miał farb malowałbym błotem”- przekonywał E. Delocroix. Błotem, które Chrystus w Ewangelii wziął w swoje boskie dłonie i położył na oczy niewidomego, a ten przejrzał.  Od tej pory świat stał się świetlisty- napełniony Pięknem !  

środa, 25 września 2019


Nadziwić się nie mogę, że tak szybko chcecie od Tego, który was łaską Chrystusa powołał, przejść do innej Ewangelii. Innej jednak Ewangelii nie ma: są tylko jacyś ludzie, którzy sieją wśród was zamęt i którzy chcieliby przekręcić Ewangelię Chrystusową (Ga 1, 6-7).

Daje się dzisiaj zauważyć pewne zakłopotanie w ludziach których droga rozpoczyna się w chrześcijaństwie, a następnie podąża w poszukiwaniu odpowiedzi na innych ścieżkach. Obecny kryzys zdawać się może niedostateczną świadomością tego, kim właściwie jest człowiek Ewangelii. „Co się zdarzyło. Wkradł się jakiś podstęp. Ktoś inny wyszedł z „ubogiego żłóbka”- z właściwą dla siebie ironią diagnozował rzeczywistość Rozanow. Przestaliśmy widzieć twarz Chrystusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego, a jedynie dobrodusznego i uśmiechniętego kaznodzieję z Galilei. Sytuacja wewnątrz wielu wspólnot chrześcijańskich jest skomplikowana, odzwierciedlają się bowiem liczne poglądy, które bardzo często rozmijają się z przesłaniem Dobrej Nowiny- intencją i pragnieniem Chrystusa. Niektórzy chrześcijanie postępowi chcieliby zreinterpretować na nowo Ewangelię w duchu tego świata- zrelatywizować- pozostawiając to, co jest dla nich wygodne; przerzucić pomost na lewą stronę przepaści. Chcieliby słowo Chrystusa rozrzedzić w różnych synkretycznych naukach, tak aby wszystko było możliwe do przyjęcia dla innych- lekkostrawne i nie wymagające jakiekolwiek duchowej korekty ze strony człowieka. A przecież Ewangelia nie zwiastuje tak powszechnie proklamowanej na dachach tolerancji- tak pojemnej, że można tam upchać ludzkie grzechy i przyzwolenie na nieograniczone niczym eksploatowanie wolności. „Poznanie prawdę, a prawda was wyzwoli”(J 8,32). Słowo musi być skandalem ! "Nie chodzi o dostosowanie chrześcijaństwa do ludzi, ale o przystosowanie ludzi do Chrystusa"(H. Lubac). Wiara jest głęboko przemyślanym i dojrzale wyartykułowanym ludzkim Tak. „Chrześcijaństwo jest naśladowaniem Bożej natury”(św. Grzegorz z Nyssy). Świat który szkicuje Mistrz z Nazaretu jest światem radykalnych decyzji, osobistej rewizji życia- nawrócenia i obumarcia dla grzechu. W Jego słowach rozbłyska piękno przemienienia. „Kiedy pragnienie miłości Chrystusowej nie zwycięża w tobie aż tak, żebyś z radości Chrystusa stał się beznamiętny we wszelkim cierpieniu swoim: wówczas wiedz, ze świat żyje w tobie bardziej, niżeli Chrystus”(św. Izaak Syryjczyk). Bóg przyjmuje tylko wolnych, tych których serca są gorące- którzy wykrzykują z głębi jestestwa swoje: Hosanna ! Jak w czasach rzymskich katakumb, stajemy na rozdrożu: albo wybieramy Prawdę i żyjemy, albo idziemy na kompromis i stajemy poza Chrystusem. Wielki Inkwizytor w powieści Dostojewskiego, wróg wolności i przeciwnik Chrystusa, mówi do Niego z wyrzutem: „Zapragnąłeś wolnej miłości człowieka, żeby poszedł za Tobą, olśniony i zachwycony Tobą.” Ten jazgot Inkwizytora dobiega ze zgiełku świata, rozlega się na ulicach,  zatruwa serca- „Wieża Babel” którą próbują wznieść fałszywi prorocy prawdy. Poza Chrystusem istnieje jedynie pustynia i irracjonalny bunt- miejsce ślepej włóczęgi, wyjałowienia, osierocenia i tęsknoty. Ewangelia wręcz przeciwnie- opowiada o człowieku uzdrowionym, przeobrażonym i zmartwychwstałym- „nowym stworzeniu,” który nie decyduje się na łatwe kompromisy lecz staje się znakiem przemieniającej miłości Krzyża. Jak wielu jest jeszcze pogan, których całkowicie nie obmyła woda chrztu ! „Świat rozświetlony w Chrystusie, przeniknięty dynamizmem Zmartwychwstania, pozostaje jednak widocznie zniekształcony zaślepieniem ludzi”(O. Clement). Spotkałem ostatnio chrześcijanina- katolika, któremu kompletnie nie przeszkadza przenoszenie filozofii buddyjskiej na grunt chrześcijański. Nie widzi w tym żadnego problemu; nie istnieje żaden dysonans duchowy ! Coś najbardziej absurdalnego- chrześcijanin z metryki, uwiedziony utopią oświecenia i nirwany. Niepokojącym obrazem fermentu duchowego jest umieszczanie w wielu niemieckich kościołach Biblii obok Koranu. W imię postępowej tolerancji i poprawności politycznej można przeoczyć to, co dla chrześcijan jest fundamentalne- Żywe Słowo Boga- przyjmowane i proklamowane własnym życiem. „Nie ma dzisiaj innej drogi, jak tylko być dobrym zaczynem i fermentem- pisał W. Hryniewicz- Obawy, że chrześcijaństwo będzie się zmniejszało i kurczyło do rozmiarów diaspory, nie są pozbawione racji. Ale i nad tym nie trzeba lamentować. Niech będzie mniejsze, nie chodzi o liczby. Owszem trzeba pokazywać piękno chrześcijaństwa, to jest nasz obowiązek: „Idźcie i czyńcie uczniami wszystkie narody.” Wiele lat temu poruszyły mnie przeczytane zapiski Małego Brata Jezusa- Karola de Foucauld. „O czym marzę w sekrecie, to coś bardzo prostego, małego liczebnie, przypominającego wspólnoty pierwotnego Kościoła. Mała rodzina, maleńka i bardzo prosta.” Wspólnota w której słowo Chrystusa rozbrzmiewa bezkompromisowo, z całą mocą i przemienia świat od środka- rezonując zbawczą siłą miłości „mocą działania na chwałę Bożą.”

niedziela, 22 września 2019


Gdy zbliżał się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono umarłego- jedynego syna matki, a ta była wdową. Towarzyszył jej spory tłum z miasta. Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł do niej: „Nie płacz” (Łk 7,11-17).

Pan użalił się nad nią... Wydaje się, że głównym motywem wskrzeszenia dokonanego przez Jezusa było współczucie. „Żeby zobaczyć cud, potrzebne są odpowiednie oczy”(I. Evangelu). Nikt nie prosił Go o dokonanie cudu; Mistrza poruszają łzy matki, smutek po utracie ukochanego dziecka. W geście Jezusa uobecnia się najbardziej ludzkie i współczujące oblicze Boga- miłość zrywająca pęta śmierci. Nadzieja osuszająca potok łez i ludzką bezradność. „Przyjął śmiertelne ciało, aby, cierpiąc za wszystkich w ciele, w którym przyszedł- powie św. Atanazy- obrócić nicość Pana śmierci.” Wraz z pojawieniem się Bogaczłowieka świat zostaje wyrwany z objęć śmierci, poderwany do życia. „Zbliżył się do śmierci tak bardzo, że dotknął śmiertelności i własnym ciałem dał początek Zmartwychwstaniu”(św. Grzegorz z Nyssy). Ten cud jest już przedsmakiem paschalnego zwycięstwa nad śmiercią, pokonania i odebrania jej władzy. „Ja Jestem zmartwychwstaniem i życiem, kto we Mnie wierzy nie umrze.” Wystarczy majestatyczny gest wstrzymania konduktu żałobnego i polecenie zmarłemu, by wstał. Jest ludzki, gdy „głęboko się wzrusz,” „rozrzewnia się,” a później będzie płakał nad grobem przyjaciela Łazarza. „Oto jak go miłował !”(J 11,33). Antoni Bloom pisał: „W śmierci jest również moc życia, która nas dosięga. Jeżeli nasza miłość jest wierna, jeżeli zdolni jesteśmy do tego, aby pamiętać nie tylko umysłem, ale i sercem, wówczas o tych, których kochaliśmy na ziemi można powiedzieć słowami Chrystusa: „Gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje”(Mt 6,21). Żyjemy w świecie zdehumanizowanym w którym śmierć została przesłonięta zobojętnieniem, a człowiek umiera w zapomnieniu. „Cywilizacja, w której żyjemy, która robi absolut z życia w plątanego w śmierć, z życia, jakby śmierci nie było, systematycznie ukrywa tę ostatnią.” Samotność przechodzenia na drugą stronę, brak towarzyszenia ze strony bliskich czy znajomych, chłód  świata w którym jedynie liczy się życie „przekazywane drogą płciową.” Chrześcijaństwo jest religią zmartwychwstania, którego przepowiadanie streszcza się w jednym podniosłym wezwaniu: „Chrystus prawdziwie zmartwychwstał !” Słowo Boże rozbrzmiewa od dwóch tysięcy lat i jest dobrą nowiną przeciwko samotności i lękowi przed cierpieniem, rozpaczą, bólem i przechodzeniem. Śmierć Chrystusa zadała „śmierć śmierci” a Jego paschalne zwycięstwo otworzyło bramy Raju dla każdego wierzącego.

piątek, 20 września 2019


Myślę, że istnieje metafizyka sztuki. Jej religijna poświata którą emituje w przestrzeni zwątpienia i niewiary. Jakaś zagospodarowana malarsko przestrzeń w której artysta widzi intensywniej i głębiej; dostrzega owo egzystencjalne napięcie które towarzyszy człowiekowi wiary. „Sztuka przynosi nam dowód, że istnieje coś innego niż nicość”- pisał M. Proust. Artysta jako jedyny w sposób najbardziej właściwy i wyrazisty potrafi otworzyć inne oczy- spojrzenia- na to, co zwiastuje ukradkiem mądrość Ewangelii. Kiedy przyglądam się obrazom D. Morellego, V. Polenova, M. Nesterova, P.P. Chavannesa, G. Rouaulta,  A. Chmielewskiego i wielu innych twórców zmagających się z żywą obecnością Boga i wewnętrznym drganiem duszy (mistyką), dostrzegam jak kultura obrazu- staje się żywą teologią- opowieścią o szamotaninie i ostatecznie szczęściu człowieka obcującego z Bogiem. Malarstwo o którym pisał Gogol, które chrześcijaństwo wydobyło z nicości i zamieniło w olbrzyma „które wydostało się z granic zmysłowego świata.” To malarskie rozprawy o przyjaźni z Tym, który stał się najpiękniejszym z synów ludzkich- Wcielonym Bogu. Gdyby tak można było sportretować nasze impulsy duszy, nadać im formę i nasycić kolorem. Gdyby dukt pędzla mógł oddać poryw modlitwy- dialog pomiędzy pyłkiem a Istnieniem. Wielka sztuka musi zmagać się z pytaniami o Boga, rozniecać żar, czasami wstrząsać posadami sumienia, nawet jeśli roztrzaska się o niezrozumienie lub odrzucenie. Czasami eidos musi wejść w milczenie, aby doświadczyć „widzenia w niewidzeniu,” aby dostrzec świetlistą twarz Bogaczłowieka. Domeną sztuki jest intensyfikacja piękna na wszelki możliwy sposób.  To świadczy o jej filokaliczności i teofaniczności. Paul Valery był przekonany, że znakiem obecności dzieła sztuki jest stan natchnienia, w który ono nas wprowadza. Jednak ów stan to zbyt mało, chodzi o coś znacznie bardziej głębszego, bogatszego i fascynującego poznawczo. Artysta musi wzbudzić głód- łaknienie głębi- tęsknotę za sacrum.  „Dzieło sztuki ma wyrażać to, co nie jest poddane śmierci”(C. Brancusi). Zadaniem sztuki jest roztaczanie horyzontu wieczności; szkicowanie przeplatających się dróg, którymi będzie można dotrzeć do krainy idealnego i ostatecznego piękna. „Nie chcę tworzyć obrazu, chcę otworzyć przestrzeń, stworzyć dla sztuki nowy wymiar, związać ją z kosmosem w całej jego rozciągłości, z nieskończonym poza płaską powierzchnią obrazu”- rozmyślał włoski abstrakcjonista Lucio Fontana. W tych słowach zawiera się jakaś utajona tęsknota za światem transcendentnym- przestrzenią w której Prawda staje się dostrzegalna w całej pełni, a rzeczywistość zostaje przeniknięta energiami Ducha. W apokryficznej Ewangelii św. Tomasza czytamy wymowne słowa włożone  usta Chrystusa: „Obrazy ukazują się człowiekowi, a światłość, która jest w nich, ukryta jest w obrazie światłości Ojca. On ujawni się, a jej obraz ukryty jest w Jego światłości.” Końcowym akordem kultury jest przebóstwienie, spojrzenie na Tego, który jest światłością świata.

środa, 18 września 2019


Kogo prócz Ciebie mam w niebie ? Gdy jestem z Tobą, nie cieszy mnie ziemia (Ps 73, 25).

Czy żyjemy już w świecie bezbożnym- pogańskim- a może tak bardzo obojętnym, że wszystko co święte człowiekowi współczesnemu zobojętniało ? To pytanie nie jest jedynie prowokacją mającą na celu zdiagnozowanie religijności człowieka nowoczesnego, światowego i najczęściej polegającego na własnych umiejętnościach. Tym niech się zajmie socjologia lub psychologia religii. Teolog będzie pytał o człowieka. O jego uśpioną tęsknotę za Bogiem; horyzontalne i wertykalne spojrzenie wiary. Teologia nie jest jedynie akademickim dyskursem odrealnionych mędrców w sutannach. Teologia się dzieje pomiędzy człowiekiem i Bogiem, promieniuje i sprowadza sprawy ważne na właściwe tory. Pulsuje wewnątrz chrześcijaństwa i stawia nas wobec naglących problemów współczesności. Jest dyskursem wokół spraw najistotniejszych, choć czasami jeszcze tak niewyraźnie zarysowanych. W końcu jest wzdychaniem za blaskiem prawdy i wiecznością, wokół których może- jeśli tyko zechce orbitować człowiek. „Dajcie człowiekowi świat, a potrzeba drugiego zniknie”- słynna sentencja ateistów zaciskających kurczowo w dłoniach egzystencję. Fałszywie pojmowany dyktat stworzenia nad Absolutem. Można poszerzyć tę myśl: „Dajcie człowiekowi nieograniczoną władzę, pieniądze, medialny rozgłos, a potrzeba Boga umrze w nim śmiercią naturalną.” Obojętność podszyta zuchwałą irytacją i wzmocniona urojoną nienawiścią do tego, co religijne- transcendentne- tworzy człowieka „niezależnego” i „odmitologizowanego” ze wszystkich nawarstwień duchowego pojmowania rzeczywistości. „Człowiek jest bogiem bezsilnym”- już dobry kawałek czasu temu, stwierdził M. Heidegger. Byt bezsilny- ponieważ wydaje mu się, że może urządzić swój własny świat bez pomocy kogokolwiek. Bezsilny- ponieważ może pominąć najbardziej fundamentalne pytania o sens własnego istnienia i przechodzenia na drugą stronę życia. Jeżeli życie człowieka nie jest paschą- przejściem- wówczas wszystko zostaje spowite śmiercią; irytującym bełkotem ślepca potykającego się o własne złudzenia. Myślenie i postrzeganie świata wchodzi w absurdalność śmierci. Merlau- Ponty powiedział: „człowiek nie jest skazany na wolność, jest skazany na sens, co znaczy, że został wezwany do rozszyfrowania sensu egzystencji, przede wszystkim zaś sensu samej wolności.” To w przestrzeni wolności dokonuje się proces wyboru- być w Bogu lub może być poza Nim. Nie wszyscy są zdolni i na tyle odważni, aby jak Rimbaud oznajmić: „Ja to Inny.” W spotkaniach z różnymi ludźmi bardzo często nie ujawniam się, że jest duchownym- teologiem. Rozmowy rozszerzają się na różne tory, ale tym ostatnim- zmarginalizowanym okazuje się rzeczywistość religii, duchowości, aspiracji wzbicia się poza „teraz.” Jeżeli rozmowa poszybuje w kierunku spraw duchowych, to bardzo często okazuje się, że jest to mielizna w której topią się przeciętni „wierzący” w których pulsuje już jedynie duch tego świata. „Z pewnej perspektywy dałoby się nieomal powiedzieć, że w przypadku ludzi współczesnych określających się mianem „areligijnych” religia i mitologia „skryły się” w mrokach ich nieświadomości- jest to równoznaczne ze stwierdzeniem, że ludzie ci głęboko w swym wnętrzu mają możliwość odzyskania religijnego przeżywania życia. Z chrześcijańskiego punktu widzenia dałoby się powiedzieć, że „niereligijność” odpowiada nowemu „upadkowi” człowieka, że człowiek areligijny utracił zdolność do świadomego przeżywania religii, tym samym do zrozumienia i uznania jej, ale w najgłębszej głębi swej istoty ciągle przechowuje wspomnienie o tym, jak było kiedy wierzył” – twierdził M. Eliade. On istnieje, przenika ludzkie myśli, spojrzenia i rozmowy. „On jest nieograniczoną przestrzenią naszej wolności. Bez Niego bylibyśmy jedynie śmiesznymi działkami wszechświata i historii, pęcherzykami na powierzchni nicości. Amebami, których przypadek uczynił organizmami złożonymi”(O. Clement). Spróbować odnaleźć ślady Boga w świecie, a nade wszystko w sobie. Można spotkać Go w drodze jak uczniowie idący do Emaus i przeżywający wewnętrzne rozterki. Wejść w centrum własnego serca, gdzie spaceruje On- pełna miłości Obecność ! Zmierzyć się ze sobą- szamotać, rozbić się o fale niemocy własnego rozumu. Bóg nie zamieszka w kimś kto nie zamieszkał w sobie. „Gdzie jest we mnie to miejsce, do którego mogę Cię zaprosić, mój Boże”- pytał z takim przejęciem poszukujący sensu święty Augustyn. Paradoksalnie Bóg się objawia w tej chwili, kiedy nie ma już w nas naszego próżnego i krzykliwego ja. „Kiedy już nie ma mnie, jest On.” Wtedy zstępuje struga światła, rozszerza się granica wieczności, wytryskuje miłość. Miał rację święty Grzegorz: „Aby zbliżyć się do Niego, musimy iść krokiem miłości.”

wtorek, 17 września 2019


Był właśnie w synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on wołać: Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku ? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boży. Lecz Jezus rozkazał mu surowo: „Milcz i wyjdź z niego.” Wtedy duch nieczysty zaczął go targać i z głośnym wołaniem wyszedł z niego (Mk 1,23-25).

Zdaniem świętego Jana „cały świat leży w mocy Złego”(1 J 5,19). To bardzo mocne i niezwykle intrygująco rezonujące w ludzkiej świadomości przesłanie. Czy umiłowany uczeń Pana, nie aż nazbyt przesadnie demonizuje otaczającą go rzeczywistość ? Myślę, że wszystko zależy od obranej perspektywy- duchowej wrażliwości. Istnieją bowiem takie obszary ludzkiej wolności w których człowiek odpowiada Bogu swoim nie. Następuje jakaś utrata wolności i odmowa przeżywania życia w stanie łaski. „Zasada zła i obraz diabła nie są samoistną siłą, konkurującą z Bogiem, lecz karykaturą bytu, duchem niebytu” (M. Bierdiajew). To wolność rodzi piekło- samowola- oddalenie od Obecności, wewnętrzne zachwianie prowadzące w rozpostarte ramiona naigrywającego się nieprzyjaciela. „Bóg chciał, aby człowiek miał wolność odrzucania Boga- pisał P. Evdokimov- znaczy wolność bez granic. Ta zawieszająca moc ludzkiego wyboru czyni jego los niepewnym. I jest to, by rzec, piekło boskiej miłości, boski wymiar piekła, boska wizja człowieka pogrążonego w nocy samotności.” Istnieje również na przeciwległym biegunie przepastna ucieczka człowieka w świat ciemności, negacji, fałszywie pojmowanej afirmacji siebie. Rozpacz i zwątpienie w świat może popchnąć na najbardziej krętą drogę oddalenia i wewnętrznej destrukcji, a w konsekwencji ubezwłasnowolnienia jakim jest opętanie; poczucie niemocy nad sobą, nad własnym życiem. Ewangelia nam mówi o miłosierdziu Chrystusa, o wskrzeszającej sile druzgoczącej jazgot demona; o zmartwychwstaniu- które z taką siłą proklamuje chrześcijaństwo. „Bóg przychodzi z pomocą tym, którzy pragną się leczyć, dając im wiarę”- powie Tertulian. Słowo Jezusa ma moc rozsupłać demoniczne pęta i przywrócić wewnętrzną wolność tym, których ciała wyginają się w straszliwych konwulsjach, a dusze ledwo zipią od nadmiaru przeszywającego chłodu. „Grzech zniekształca człowieka, zaś łaska czyni go pięknym”(św. Sylwan z Atosu). Dobra nowina o uzdrowieniu, przebóstwieniu najdrobniejszej tkanki ludzkiego bytu. Pamiętam młodą kobietę której całe ówczesne życie było brodzeniem w grzechu. W dzieciństwie była poraniona przez swojego ojca i brata, wyrzucona z domu- zdana na łaskę losu. Przez wiele lat brnęła w grzechach cielesnych, próbując uśmierzyć broczące rany pamięci. Przeszła przez różne sekty, zasklepiając swoje serce w niemożliwości przebaczenia i przemiany własnego życia. Była zniewolona duchowo. Kiedy położyłem na nią ręce modląc się o uzdrowienie, całe jej ciało wyrywało się do ucieczki, a usta nie potrafiły zdobyć się na przebaczenie swoim krewnym zła i przebaczenia sobie. Miłość Boga tak bardzo ją przepalała od środka, że była jak ten opętany z Ewangelii- pełna wykrzyczanego światu buntu. Otrzymała lekarstwo- przebaczającą i uzdrawiającą miłość Jezusa. Miłosierdzie rozlało się po każdej szczelinie jej udręczonej duszy; twarz stała się świetlista, a oczy po raz pierwszy zobaczyły świat innym, niż do tej pory. Czułe oblicze Mistrza zajaśniało w jej wnętrzu. „Czyste łzy niszczą wszystkie widzialne i ukryte namiętności”(św. Izaak Syryjczyk). Ciemności ustąpiły, dziewczyna narodziła się powtórnie. „Kochająca twarz zwrócona ku samemu Bogu, Bogu, który jest wewnątrz, Bogu, który przemienia człowieka w siebie, i który czyni z jego życia spojrzenie miłości skierowane ku temu Innemu”(M. Zundel). Chodzi o doświadczenie Boga. Człowiek który Go doświadcza pomimo otchłani własnej nędzy i oddalenia, staje się na powrót wolnym.

sobota, 14 września 2019


Jaśnieje krzyż chwalebny, unosi ciało Pana. Zaś On swej krwi strumieniem obmywa nasze rany

Niezwykle podniosła i teatralna w swojej oprawie jest liturgia upamiętniająca wydarzenie odnalezienia relikwii Krzyża przez cesarzową Helenę. „Podniesiony dobrowolnie na krzyżu Chryste Boże, daj swoje miłosierdzie  swemu nabytemu dziedzictwu daj ludowi swemu moc zwycięstwa nad wrogami, gdyż ma on moc Twojego oręża pokoju, niezwyciężony znak zwycięstwa”- tymi słowami liturgia wysławia największe palladium chrześcijaństwa- Znak Zbawienia i tajemnicę Odkupienia. Uroczystemu wniesieniu krzyża przez kapłana, towarzyszy moment największego uniżenia ze strony modlącego się Kościoła. Ludzie klękają i czołem dotykając ziemi- uznają swoją nicość przed Panem, który wstąpił na Krzyż jak Mocarz- przywracając światu na powrót Eden i miłość. Modlitwa na kolanach i gest największego uniżenia, jak zauważa Orygenes, „jest znakiem pokory i uniżenia”.  W tej chwili pełnej łaski, zdają się z jeszcze większą siłą wybrzmiewać słowa św. Pawła: „Aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich, ziemskich i podziemnych” (Flp 2,1). Teloleptos z Filadelfii podkreślał: „Niech każdemu pokłonowi towarzyszy duchowe wezwanie do Chrystusa, aby oddać cześć Bogu dusz i ciał skłonnych do ugięcia się, pochylając dusze i ciała przed Panem”. Krzyż uniesiony wysoko, okadzany i całowany z szacunkiem egzorcyzmuje świat z brudu grzechu i niweczy wszelkie działania demona. Utrwala w świadomości wierzących, że zło zostało zdruzgotane w posadach, a ostatecznie jaśnieje blask zwycięskiego oręża. „Niech powstanie Bóg i rozproszą się wrogowie Jego, niech uciekają przed Jego obliczem ci, którzy Go nienawidzą; jak znika i rozwiewa się dym, tak niech znikną biesy sprzed oblicza miłujących Boga i żegnających się znakiem Krzyża Świętego…” To właśnie skoncentrowana moc istoty i zbawczego charakteru krzyża spowodowała, że jego kształt odcisnął się niczym pieczęć na architekturze świątyni chrześcijańskiej, a każdy ochrzczony wchodząc do wnętrza, stał się cząstką mistycznego Znaku Zwycięstwa. Krzyż na patenie lub eucharystycznym chlebie, wskazuje na odkupienie świata przez Chrystusa który sam jest recapitulatio mundi- zbiega się w Nim wszystko, „to, co w niebiosach, i to, co na ziemi” (Ef 1,10). Według Grzegorza z Nyssy, krzyż Chrystusa od początku był wpisany przez Boga w postać kosmosu. Krzyż, który dzieli przestrzeń, wyznacza kierunki i ustala porządek, stał się sensem i formułą- signum Logosu Chrystusa jako prawdziwej duszy świata. Kończę to rozważanie słowami Oliviera Clementa: „U stóp krzyża nic nas nie dzieli, nasze oczy skupiają się na Tobie. Każdy z nas potrzebuje spojrzenia drugiego, aby Cię lepiej poznać i kochać... W ciszy stoimy u stóp krzyża, gdzie wcielony Bóg umiera z miłości. Będąc miłością, ucisza nasze urazy i oskarżenia... Nasza wolność jest wreszcie wolna.”

piątek, 13 września 2019


Połóż mnie jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na twoim ramieniu, bo jak śmierć potężna jest miłość, a zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol. Żar jej to żar ognia, płomień Pański. Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki (Pnp 8, 6-7).

Dzisiaj wraz z moją żoną przeżywamy kolejną już rocznicę małżeństwa. „Mężczyzna i kobieta nie są dwoma bytami, lecz jednym”- mówił św. Jan Chryzostom. To ważne wydarzenie które pozwala nam ze świeżością przypominać sobie gody weselne, pomnażać radość Kany Galilejskiej; zacieśniać komunię wzajemnej miłości, celebrować „liturgię ciał i serc.” Jeden z moich ulubionych poetów R. Tagore pisał: „Miłość jest niekończącą się tajemnicą, bo nie ma żadnej rozsądnej przyczyny, która mogłaby ją wytłumaczyć.” Święto miłości w którym powraca intensywność pierwszego i najbardziej gwałtownego uniesienia serca, czułego spojrzenia- wobec którego wszystkie rzeczy i sprawy tego świata stają nieobecne i jedynie blakną. „W małżeństwie możliwe jest pełne poznanie człowieka, cud odczucia, doznania, postrzegania innej osobowości... Przed małżeństwem człowiek jedynie prześlizguje się nad życiem, obserwuje je z boku i dopiero w małżeństwie zanurza się w życie, wchodząc w nie poprzez drugą osobowość. To upajanie się prawdziwym poznaniem i prawdziwym życiem daje poczucie całkowitej pełni i zaspokojenia, które czynią nas bogatszymi i mądrzejszymi. A pełnia ta pogłębia się jeszcze wraz z powstaniem z nas, połączonych i pojednanych, tego trzeciego- naszego dziecka”(A. Jelczaninow).Zachować miłość- niczym dobre wino, aż do teraz. „Pobłogosław ich wyjścia i powroty”- głosi końcowa modlitwa z bizantyjskiego obrzędu małżeństwa. Nie było nam łatwo z naszą miłością przekonywać świat o cudownych pomysłach Boga. Coraz mocniej uświadamiam sobie ciężar małżeńskiej przysięgi, wspólnego niesienia wzajemnych trosk, oddaleń, buntów i powrotów w których na powrót miłość zmartwychwstaje. Nie jest również łatwo być żonatym księdzem w społeczeństwie, gdzie większość duchownych jest celibatariuszami, a wielu zewsząd jest przekonanych, że to jedyny i słuszny model kapłaństwa w Kościele. Nie jest łatwo przeżywać „sakrament miłości,” gdzie w wyobrażeniu niektórych kapłan który przytula swoją żonę, już w sposób nie pełny- niecałkowicie wyłączy „przytula Chrystusa.” Jakże błędne jest takie przekonanie i stereotypowe, wymagające rzetelnej teologicznej korekty. Kapłaństwo i miłość małżeńska stanowią swoistą synergię miłości- tej samej i głębokiej wytryskującej z serca kochającego Boga. „Każda wielka miłość- pisał P. Evdokimov- jest z konieczności miłością ukrzyżowaną.” W kapłaństwie prawosławia stan małżeński kleru był czymś tak naturalnym, że nikt tego w żaden oficjalny sposób nie poddawał tego faktu pod wątpliwość. „W Kościele rzymskim ci, którzy pragną otrzymać diakonat lub kapłaństwo, przyrzekają, że nie będą wspólnie żyć z kobietą. My zachowujemy kanony apostolskie, zezwalamy na kontynuowanie pożycia małżeńskiego”(Sobór in Trullo, Kan. 13). W małżeństwie i sakramencie święceń On, „Pan, który daje życie,” pozwala Oblubienicy mieć udział w Jego dziewiczej płodności. Wspólnota dwojga ludzi staje się eucharystyczna- uchrystusowiona- nasycona smacznym winem Królestwa Niebieskiego. Wszystko nabiera sensu jedynie w miłości- tej rozdawanej obficie przez Tego, który nas pierwszy umiłował. Wyrażam dziękczynienie Bogu za dar miłości- tej małżeńskiej- położonej w sercu ukochanej żony i tej kapłańskiej przez którą przychodzi żar Ognia przeistaczając świat w miłość jako dar z siebie.

środa, 11 września 2019


Ps 123 (122), 1b-2

Do Ciebie wznoszę oczy, który mieszkasz w niebie.
Jak oczy sług są zwrócone na ręce ich panów.
Jak oczy służebnicy na ręce jej pani,
tak oczy nasze ku Panu, Bogu naszemu,
dopóki się nie zmiłuje nad nami.

Zachwyt Psalmisty wyrywa nas z kultury przyjemnych i płytkich doznań oraz ich oszukanych sztuczek i pułapek. Wzrokowe podniety, gdzie zmysły mają tylko i wyłącznie zadanie magazynujące przyjemność, bez włączenia w to głębszego sensu. Co się stało z naszymi oczami- z wewnętrznym duchowym oglądem świata ? Platon mówił o „oczach duszy”, dzięki którym człowiek przedziera się przez złudzenia, aby dojść do kontemplacji „piękna, które jest blaskiem prawdy”. Gdzieś zatraciliśmy dobre spojrzenie, na rzecz postrzegania zagarniającego i wybiórczego na użytek własnych zachcianek. Zbyt szybko zapomnieliśmy o ważnych zasadach afirmatywnego oglądu rzeczywistości. „Wszystko, co pojmujemy rozumem i postrzegamy zmysłami, nie spoczywa samo w sobie, lecz odsyła do czegoś innego- i na tym polega jego sens” (M. Lurker). Zmysł wzroku zatem winien poszukiwać głębszego sensu- utkwienie wzroku na Tym, nad którym rozpościera się nieboskłon. Transcendentny sposób widzenia, przebijający się przez zwodnicze uwodzicielskie miraże i podążający ku kontemplacji Piękna. Jedynie komuś, kto się otworzy, może przypaść w udziale objawienie. Jedynie ten kto wygląda poza słupy graniczne naszej egzystencji, potrafi dostrzec w pięknie stworzenia ślady przechadzającego się Boga. Zawsze kiedy człowiek uczciwie i sam ograniczając się usiłuje zajrzeć w głąb rzeczy, przekonuje się, że „nasz świat” partycypuje w innym, zachwycającym i przenikniętym znamionami doskonałości świecie. Francuski rzeźbiarz Auguste Rodin powiedział: „Istnieje przede wszystkim to, czego większość ludzi nie potrafi dostrzec: nieznane głębie, ukryte sensy życia”. W chrześcijańskim światopoglądzie całe stworzenie stanowi odciśnięty pocałunek miłosny Boga. Po dokonanym akcie stworzenia, oczy Boga zatrzymały się na człowieku, a przedwieczne usta wyszeptały: Człowieku jesteś piękny ! Napiszą Ojcowie Kościoła: „Bóg stworzył świat po to, by w nim stać się człowiekiem i aby człowiek stał się bogiem przez łaskę, uczestnicząc w warunkach Bożej egzystencji… Swoim wyrokiem, Bóg postanawia zjednoczyć się z istotą ludzką, aby ją przebóstwić”. Bóg kształtuje ludzkie oblicze i zdolność postrzegania- oczy duszy, wzorując się na przedwiecznym człowieczeństwie Chrystusa (Kol 1,15; 1 Kor 15,47; J 3,11). „Niechaj On (Chrystus) będzie naszym okiem, abyśmy widzieli przez Niego Ojca”. Jest takie powiedzenie znane: „Oczy są zwierciadłem duszy”- przede wszystkim w nich odbija się cudowny ogląd świata Boga. W źrenicy oka, która kontempluje świętość utrwalają się fantazyjne krajobrazy przebóstwionego świata. Takie oczy możemy dostrzec na monumentalnych mozaikach Ravenny, czy na spowitych dymem i zachlapanych woskiem rosyjskich ikonach. Miał rację Georg Steiner, pisząc: „Gdziekolwiek w sztukach pięknych napotkamy doświadczenie sensu, wszędzie mamy do czynienia z sensem, który nie ukazuje się w sposób jednoznaczny i racjonalny i świadczy o realnej obecności Słowa Bożego.” Słowo zostało wypowiedziane w obrazie- ikonie. Sztuka zatrzymuje blask prawdy i pokazuje jednocześnie, że w oczach każdego z nas odbija się najpiękniejsze ze wszystkich oblicz- twarz Chrystusa- Wcielonego Piękna ! Spróbujmy spojrzeć w oczy Boga w taki sposób, w jaki On spogląda w nasze.

niedziela, 8 września 2019


Narodzenie Twoje, Bogurodzico Dziewico, radość dało całemu światu, albowiem z Ciebie zajaśniało Słońce Sprawiedliwości, Chrystus, Bóg nasz... (Troparion).



Oto dziś narodziła się, jak wiecie Ta, która jest Boską drabiną prowadzącą do nieba, która podnosi do nieba rodzaj ludzki: oddajmy więc chwałę Bogu i przygotujmy się, aby tam również wstąpić. Narodziła się Ta, która jest żywym mostem przerzuconym przez Boga... Narodziła się brama niebiańska, przez którą jedynie przeszedł Król niebios i zachował ją zamkniętą- On jedynie wie, jak to się stało- ale przez Nią zostały otwarte bramy niebios. Narodziła nam się jasność słoneczna, księżyc najjaśniejszy i woła nas do niegasnącego słońca... Narodziła się nam Królowa, ukoronowana przez Boga, która nas woła do Królestwa, które jest w górze- przygotujmy więc dary Królowi Zastępów (Neofita Rekluz).

czwartek, 5 września 2019


Mt 14,22-36

Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była już sporo stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli. Wtedy Jezus odezwał się do nich: „Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się”. Na to odpowiedział Piotr: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie”. A On rzekł: „Przyjdź”. Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: „Panie, ratuj mnie”. Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: „Czemu zwątpiłeś, małej wiary?” Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: „Prawdziwie jesteś Synem Bożym”.

Wiara oznacza ryzyko opuszczenia wygodnego i bezpiecznego miejsca. Boimy się czasami własnego cienia, a co dopiero żywiołów, które mogą na nas spaść jak grom z jasnego nieba. „Chwile całkowitej bezradności, kiedy człowiek nic przed sobą nie widzi, gdy może się zdarzyć tylko to, co najgorsze” (R. Habachi). Niesamowite jest wydarzenie wzburzonego jeziora i obecności uczniów w łodzi; przerażenie i lęk wypisany na twarzach, bezradność oraz niemożliwość uczynienia czegokolwiek. Wzburzone jezioro- metafora naszego życia; kiedy słońce rozkłada spokojny i ciepły ton na powierzchni wody, kiedy tafla przywołuje poczucie przenikającego spokoju- wtedy życie wydaje się cudem. Ale kiedy zmieni się aura na niebezpieczną i budzącą poczucie strachu, wtedy człowiek zostaje sparaliżowany i przetrącony poczuciem niemożliwości zapanowania nad sytuacją- fatalizm. W który momencie życia się znajdujesz ? „Wody są ledwie oświetlone na powierzchni, lecz czuję ich ciemną głębię… Wezwanie do życia i zaproszenie do śmierci”- pisał z właściwym dla siebie realizmem chwili- Camus. Dotykam wyobraźnią tej sytuacji. Wyobrażam sobie Piotra krzyczącego do Chrystusa: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie”- zdumienie i strach, niepewność oraz poczucie niesamowitości. Piotr po raz drugi zderzył się z takim uczuciem, nosił w pamięci obraz przemienionego Pana na górze Tabor. Wydaje się, ze nic już nie powinno go zaskoczyć, a jednak Chrystus reżyseruje nieprawdopodobne scenerie. Groza żywiołu zostaje przełamana świetlistością obecności Boga- Człowieka. Piotr podąża ku Chrystusowi mając wzniesione ręce ku górze, jakby przeczuwając, iż za chwilę pochłonie go żywioł wody- w myślach prowadzi wewnętrzny dialog- „Panie jak wpadnę, złapiesz mnie ?” Piotr idzie na oślep, a pod nogami kotłuje się woda i wiatr uderzający z ogromną siłą w całe ciało, tak że nie można utrzymać równowagi. W końcu zaczyna tonąć, jedyne co pozostaje to krzyk: „Panie, ratuj mnie”. Wydają się niezwykle profetyczne słowa napisane przez ks. Pasierba: „Siła Boga nie okazuje się, dopóki nie objawi się słabość człowieka”. To przecież obraz nas samych, naszych permanentnych zmagań ze sobą, nieustannych prób „chodzenia po wodzie” i wyczekiwania cudu. To poszukiwania obecności Boga i mnożenie pytań, na które nie jesteśmy wstanie sami odpowiedzieć. Nasze życie- utkane ze spokojnych wybrzeży i zrywających się w jednym momencie sztormów, tonięcia i wypływania na powierzchnię. „Nie możesz przepłynąć morza stojąc na brzegu i wpatrując się w wodę”.

środa, 4 września 2019


Kazał tłumom usiąść na trawie, następnie wziął te pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo i połamawszy chleby dał je uczniom, uczniowie zaś tłumom...”(Mt 14, 19-20).

Wzgórze otulone promieniami słońca, poniżej rozpościera się cudowna panorama Jeziora Galilejskiego. Wszystko jest przeniknięte oczekiwaniem na cud. Wiklinowe kosze jeszcze są puste, ale za chwile wypełnią się obfitym i smacznym pokarmem. Zaniepokojenie na twarzach apostołów z powodu powierzonego zadania nakarmienia tak licznie zgromadzonych ludzi. Sytuacja patowa przez którą przebija nadzieja przyniesiona w pięciu chlebach i dwóch rybach w dłoniach bezimiennego chłopca. Mężczyźni i kobiety, dzieci bawiące się na trawie; atmosfera rodzinna w której oczekiwanie na słowo Mistrza budzi nadzieję i tęsknotę. Słowo to jedynie preludium do posiłku- przedsmaku Wieczernika, gdzie chleb i wino staną się darem Miłości i Obecności Boga. „Błogosławiony Bóg nasz !”- proklamuje Kościół przenosząc Święte Postacie przez bramę otwartego raju (bramy ikonostasu). Miejsce rozmnożenia chlebów i ryb, stanie się zapowiedzią Kościoła w którym będzie pulsować liturgia życia. Eucharystia „sakrament sakramentów,” w którym Ciało Chrystusa będzie karmiło wierzących pokonujących trud wędrowania ku wieczności „doznanie życia , w którym wszelkie naturalne podziały prowadzące do rozpadu i śmierci będą przezwyciężone w jedności ciała Chrystusowego”(J.D. Zizioulas). To preludium szczęścia które stanie się udziałem każdego człowieka przychodzącego do stołu Mistycznej Wieczerzy. „Stajemy się Tym, kogo przyjęliśmy i w kogo Duch Święty nas przemienił”(J. Corbon). To wydarzenie wypełni wnętrza chrześcijańskich kościołów, czyniąc materialne mury- przestrzeniami  hierofanicznymi.  Bóg rozsuwa zasłonę wieczności i daje nam udział w swoim życiu; stając się Ofiarnikiem i Ofiarą- Lekarstwem Życia. Kiedy Ogień zstępuje na ołtarz to człowiek i przestrzeń wokół niego, staje się świętą. „To jest Ciało moje, które za was będzie wydane...” Ciało Boga na wyciągnięcie dłoni. Ciało w którym pulsuje miłość Trójcy. „Dziś składamy to, co kiedyś zostało złożone, ofiarę, której nie można wyczerpać. Robimy na pamiątkę (anamnesis) tego, co wówczas się dokonało, gdyż powiedział: „To, czyńcie na moją pamiątkę.” Nie składamy nowej ofiary, jak robili dawniej kapłani, lecz za każdym razem tę samą. A raczej ponawiamy ofiarę”(św. Jan Chryzostom). Dokonuje się Pascha- przejście ze śmierci ku życiu. Człowiek umierający z głodu zostaje nakarmiony; wchodzi w perychorezę miłości Osób. „Dla niewierzących pusty ołtarz we wnętrzu zimnego kościoła jest niczym porzucony na środku pustyni samotny kamień. Dla ochrzczonych jest to góra Horeb, na której w czasie Świętych Misteriów z wysoka wstępuje Słońce”(M. P. Jegou). Tak jak słońce wzeszło w serca nakarmionych tłumów, tak wstępuje również w chrześcijan- zjednoczonych sakramentalnie z Chrystusem. Komunia jest antycypacją naszego zmartwychwstania. „Powstań, wyjdźmy stąd ! Ty bowiem jesteś we Mnie, a Ja w Tobie, jako jedna i niepodzielna osoba- słyszymy w starożytnej homilii na Wielką Sobotę- Powstań, pójdźmy stąd !”

poniedziałek, 2 września 2019


Wrześniowe dni są szczególne, niosą na swoim grzbiecie wczorajsze odczucie ciepła i wakacyjnego odpoczynku. Nauczyciele i uczniowie podrywają się po długim odpoczynku do pracy, intensywnie obmyślając strategie, jak najbardziej możliwie i rzetelnie poradzić sobie z nowymi wyzwaniami i wiedzą – w której głębi nieuchronnie trzeba się zanurzyć. Czas wyjątkowo rozszalały i nabrzmiały od licznych postanowień; ambitnych inicjatyw, kreatywności i zapału. „Kiedy człowiek zapomina, że jest nosicielem słowa, przestaje mówić”(J. Lacan). Wystarczy przyjrzeć się ludzkim twarzom, na nich- niczym lakmusowym papierku- wypisują się wszystkie emocje, zamierzenia, ukryte myśli, intencje. Twarze bardzo wiele mówią, „czasami są zmęczone przez bezbarwność i nerwowe zmęczenie, przez pośpiech, który czyni z czasu nie sprzymierzeńca, lecz wroga”(O. Clement). Odzwierciedlają tak wiele skomplikowanych i zasupłanych w wnętrzu człowieka emocji: radość, szacunek, spokój, irytację, zmęczenie, obojętność...  Pierwszy kontakt nauczyciela z uczniem i na odwrót, jest czytaniem opowiadania jakie wypisuje twarz. Za nim pojawią się pierwsze słowa, spojrzenie staje się wejściem do dialogu; niekiedy zaproszeniem. „Nie mówi się tutaj niczego, co nie jest słyszane wewnętrznie, a akt mówienia nie jest wychodzeniem z najbardziej intymnego trybu słuchania...”(M. Zundel). Jak mówić przekonująco, aby być słyszanym- usłyszanym ? Jak przeciwstawić się cichemu wibrowaniu komórki i tęsknocie młodego człowieka za odebraniem kolejnej wiadomości lub zdjęcia z jakiegoś portalu społecznego- który tak naprawdę jest realnym miejscem jego przebywania ? W świecie gdzie egzystencja młodych ludzi zamyka się w hermetycznym i wirtualnym pomieszczeniu telefonu komórkowego lub innego komunikatora, wszystko zdaje się być jedynie mirażem, złudzeniem, poruszaniem się w przestrzeni cieni. Myślę, że jedyną drogą dotarcia jest postawa autentyczności, szczerości, roztaczania w wyobraźni słuchaczy barwnej i fascynującej przygody- na której drodze zdobywanie wiedzy staje się przyjemnością uczestniczenia w czymś naprawdę ważnym i wyjątkowym. „Kiedy można zobaczyć trochę światła- pytał pewien uczony z Opowieści chasydów Bubera- i sam sobie odpowiedział: Kiedy człowiek stoi całkiem nisko.” Mądrość, która potrafi uwieść ciekawość i pozwoli, aby umysł otworzył na oścież szczelinę komunikacji. „Kiedy widzę przed sobą człowieka, nieważne jest ile wie. Człowiek to nie encyklopedia. Ale ważne, kim jest”(A. Exupery). Wyrwać młodego człowieka ze świata urojeń, zachłanności, fałszywie pojmowanej wolności i prymatu pieniądza nad autentyczną wolnością ducha. „Cywilizacja rozrywki głoszona przez technokratów jest jedynie cywilizacją nudy”(G. Matzneff). Tak wiele rzeczy jest jedynie otchłanią pustki próbującą zagłuszyć wołanie człowieka o zauważenie, wysłuchanie- pełne wrażliwości bycie naprzeciw. W świecie inflacji słów trzeba pozwolić młodym ludziom odkryć radość istnienia; odkryć sens który może wypełnić dramatyczną pustkę samotności i niezrozumienia. „Żyjemy w kulturze, która faworyzuje umysł, pożądanie, seksualność, czasem również pasję, przemoc w zachowaniach grupowych, bardzo rzadko wybiera serce w znaczeniu najbardziej istotnego elementu człowieka.” Rzeczywistość może rysować naiwne horyzonty szczęścia za którymi sublimuje się lęk. Przekonać o tym młodzież, jest trudnym i pełnym napięć zadaniem belfrów. Świat  w którym produkuje się miliony informacji pozbawił człowieka refleksyjnego myślenia, zmęczył wszystkim i wyjałowił możliwości poznawcze umysłu. Ja mam tę łaskę uczyć wrażliwą młodzież historii sztuki. „Każde autentyczne dzieło sztuki ma siłę przekonywania absolutnie nie do odparcia i w końcu pokonuje serca najbardziej nawet oporne” (A. Sołżenicyn). Myślę, że piękno obecne w świecie kultury jest doskonałym pasem transmisyjnym- przestrzenią dotarcia i wzbudzenia zainteresowania; otwarcia szeroko oczu. „Sztuka jest jasnością wnętrza osoby”(Mu Xin). Sztuka nieprzerwanie przekazuje piękno, jednocześnie opowiada o świecie i człowieku-  którego osnową jest coś idealnego. „Piękno jest blaskiem prawdy”- przekonuje nas z otchłani przeszłości Platon. Tylko twórczość połączona z fascynacją i szczerym poszukiwaniem prawdy prowadzi do autentycznej wrażliwości estetycznej, czyli zdolności do postrzegania piękna i smakowania się nim z prostotą i wdzięcznością. Domeną sztuki jest przekazywanie mądrości i unieśmiertelnienie człowieka w Pięknu. „Akt nie może być powtórzeniem, zawsze niesie w sobie nowość. Twórczy akt zawsze jest związany z głębią osoby”(M. Bierdiajew). Sztuka jest nauczycielką i wychowuje do stawiania najbardziej fundamentalnych pytań. „W ciszy południa wszystko staje się znakiem”- pisała M. Davy. Przełożyć piękno na życie ! Non possumus amare nisi pulchna, możemy kochać tylko, to co piękne- twierdził św. Augustyn. Otwartość na piękno pozwala poruszyć te najbardziej zastygłe struny człowieczeństwa, przez które być może zabrzmi idealny akord wieczności. 

niedziela, 1 września 2019


Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: „Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli (Łk 13, 23-24).

 Noverim me, noverim te- niech poznam siebie i niech poznam Ciebie- wzdychał święty Augustyn. Ewangelia wskazuje na oczy, jako organ poznania Boga. „Wiara jest bramą tajemnic. Jak cielesne oczy widzą przedmioty zmysłowe, tak wiara duchowymi oczyma, patrzy na to, co ukryte”(św. Izaak Syryjczyk). Nasza percepcja świata dokonuje się przez oczy- fizyczne i duchowe. „Oczy są zwierciadłem duszy.”  Mając na uwadze życie zgodne z wolą Bożą, Jezus nazywa oczy „światłem ciała.” Apostoł Paweł będzie pisał do  Kościoła w Efezie: „Niechaj da wam światłe oczy serca tak, byście widzieli, czym jest nadzieja waszego powołania”. Aberacjusz, biskup Hierapolis (II w.),  na epitafium polecił umieścić napis, w którym nazywa siebie uczniem niepokalanego Pasterza, „który oczy ma wielkie dosięgające Tego, który cały jest światłem, pochodzącym od Ojca, cały jest okiem”. Najważniejsze przesłanie Ewangelii, to ludzkie oczy, które zostają uzdolnione do błogosławionego oglądu Boga. W tych słowach Chrystusa, zawiera się usankcjonowanie istnienia sztuki. „Zobaczymy Go takim jakim jest, to znaczy, że zrozumiemy piękno natury Bożej Ojca- pisał Cyryl Aleksandryjski- kontemplując chwałę Chrystusa, którą On jaśnieje, a która od Ojca pochodzi.” Sztuka próbuje transponować przez całe wieki, ludzkie oblicze Boga- utrwalone w źrenicach apostołów. Sztuka jest szczeliną przez którą można uchwycić blask prawdy o Tym, który stał się widzialnym. Jak pisał o. Sergiusz Bułgakow w kontekście teologii ikony: „Obraz staje się widzialny dla widzącego, w którym się zrodził… Człowiek w Chrystusie jest bezpośrednim obrazem Jego Bóstwa, gdyż samo Bóstwo ma ludzki obraz”. Jeszcze w innych sposób wyrażają to słowa św. Grzegorza z Nazjanzu: „Ukazał się zaś nam jako Bóg w przyjętym przez siebie człowieczeństwie, jako jeden i ten sam w dwóch przeciwstawnych sobie naturach, ciała i ducha, z których jedna przebóstwiła drugą, i przyjął tę przebóstwioną. Ten, który innych wzbogaca, staje się ubogim. Przyjmuje ubóstwo mego ciała, abym dostąpił bogactwa Jego Bóstwa”. Uchwycić wzorkiem obecność Boga. „Tylko ikona ofiarowuje otwartą twarz, ponieważ otwiera w sobie widzialne ku niewidzialnemu i proponuje, aby wychodzono poza to, co przedstawia- nie oglądając, lecz oddając cześć... W ikonie spojrzenie człowieka ginie w niewidzialnym spojrzeniu, które zwraca ku niemu widzialna twarz”(J.L. Marion). Twój wzrok ogarnia Mistrza i wyznajesz: Jest we mnie większy niż ja.