sobota, 30 listopada 2019


Powstań ! Świeć, bo przyszło twe światło i chwała Pana rozbłyska nad tobą ! (Iz 60, 1).

Artyści są szczególnie wyjątkową percepcyjnie grupą społeczną, mają oczy pełne kolorów, a jednocześnie tak bardzo uczuciowo kruchą, delikatną- niczym ikebana potrząsana falami wiatru. Potrafią oni dostrzegać w świecie obrazy utkane z barw- obrazy, których inne spoglądające na to samo oczy, nie są wstanie wychwycić. Te percepcyjne wrażenia charakteryzują nielicznych: marzycieli ,fantastów, romantyków, ezoteryków, mistyków dla których otaczająca rzeczywistość jest aż nazbyt wyrazistą paletą licznych bodźców i przeżyć. To wszystko pulsuje, wymaga wewnętrznego przetworzenia i uobecnienia przez akt w formie. Poruszają się w świecie migotliwej chromatyki , której najbliższe spowinowacenie można jedynie dostrzec w muzyce. „Kolory i muzyka utrzymują bliski związek i używają wspólnego słownictwa: ton, niuans, zakres, akordy, wartości, harmonia, nie zapominając o przymiotniku chromatycznym”- pisał M. Pastoureau. Wielu współczesnych artystów postulowało korespondencję sztuk plastycznych z muzycznymi, poszukiwaniem wspólnego ogniwa pozwalającego doświadczyć synestezji – „słyszenia barw.”  Dla Angelusa Silesiusa barwy i dźwięki były czymś jednym. Baudelaire dzięki pośrednictwu muzyki postrzegał plastyczne dźwięki, zapachy jawiły mu się niczym barwy. „Barwa jest klawiszem. Oko- młoteczkiem. Dusza- fortepianem z jego licznymi strunami. Artysta jest ręką, która wprawia w wibrację ludzką duszę, naciskając ten lub inny klawisz”- rozmyślał W. Kandinsky. Barwy należą zatem do najbardziej ekspresyjnych środków wyrazu. Wzmacniają naszą percepcję świata, bez nich otaczająca nas rzeczywistość byłaby bezbarwna i pozbawiona ukrytych znaczeń. Artysta przez całe życie myśli kolorami, synchronizuje je, wydobywa na zewnątrz w zrozumiałym dla siebie malarskim opowiadaniu oraz zaprasza do wejścia w jego krainę odczuć. Nawet słowa – tworzywo wytrawnych pisarzy, czerpią swoją moc z chromatyki. Autor dobrze napisanej powieści tworzy tak naprawdę, utkane ze słów- malarskie szkice, wywołując niezmierzoną falę skojarzeń, zapachów i odczuć. Biel opisanego w opowiadaniu obrusu, przy którym dokonuje się dialog kluczowych dla fabuły postaci, może stać się samoistnym symbolem- czymś więcej niż sztafażem; marginalnym aforyzmem. W języku rosyjskim krasny oznacza tyle co piękny, ale też i kolor czerwony- żar miłości lub boskości. Dla fizyków barwa to światło w intensywności swego oddziaływania, która za pomocą elektromagnetycznych fal manifestuje swoje istnienie. Dla myślicieli – filozofów, kolory były fascynującym przejawem boskiego światła. Już Philip Otto Runge dostrzegał w nich najgłębszą tajemnice. Jego zdaniem barwa jest „ostateczną sztuką”, w „tysiącu barw” rozpoznaje się godną podziwu wielką światłość świata. Czyż nie w barwnym odblasku poznajemy absolutną Prawdę ?  Barwy intensyfikują wymiar naszej cielesności i duchowości. Prawdopodobnie dlatego sztuka sakralna wzmacnia teologiczne przesłanie za pomocą barw; nadając im symboliczne znaczenie. Chciałbym się zatrzymać na najsilniej obecnej barwie jaką jest biel. „Malarz zostaje zmuszony do widzenia całości swego dzieła zanurzonego w świetle”(J.O. Gasset).  Symbol bieli to światło- iluminacja. „Dla ludzi miłujących pokój i światło odpowiednim kolorem jest biel”(Klemens Aleksandryjski). Biel jest zawsze w opozycji do czerni i otchłani którą wyraża. Syntetyzuje w sobie całą tęczę barw. Światłość w którą są obleczeni wybrańcy- apokaliptyczni przyjaciele Boga. Pierwsi chrześcijanie nazywali chrzest „oświeceniem,” a katechumeni kiedy byli zanurzeni w wodzie i Ogniu, przywdziewali na znak świetlistości białe tuniki. To kolor Teofanii i świata przepalonego żarem Pięćdziesiątnicy; czystości która stanie znakiem rozpoznawalnym obywateli Nieba. Teodor z Mopsuestii mówił do neofitów: „Od kiedy wyszedłeś ze chrztu, przyoblekłeś się w olśniewającą szatę. Jest ona znakiem tego świetlistego świata, rodzaju życia, w którym uczestniczysz dzięki symbolom.” Święty Grzegorz z Nyssy ukazuje chrześcijanina jako noszącego na sobie „szatę Pana, błyszczącą niczym słońce, tę która przyoblekała Go w czystość i niezniszczalność, kiedy wstępował na Górę Przemienienia.” Biel odnajduje swoje poczesne miejsce w ikonografii- tej religijnej, nakreślającej najważniejsze wydarzenie odnotowane i przekazane przez Kościół w Ewangeliach. Ikony są dziełem sztuki epifanicznej, uwodzącej wzrok i duszę w kontemplacji świata przemienionego. „Kolorowa kontemplacja”- jako określił w tytule swojej książki E. Trubieckoj. Widział on w ikonie świetlisty płomień nadziei, który wyrywa człowieka ku Bogu. Na ikonie Narodzenia możemy dostrzec Dzieciątko Jezus- otulone białymi paskami, jest ono plamą światła, błyszczącą niczym żarówka w ciemności groty. W zmartwychwstaniu jawi się nam spowity bielą Zwycięzca tańczący radośnie w sercu zdruzgotanego piekła.  „Dusza, która została w pełni oświecona przez niewypowiedziane piękno jaśniejącej chwały Chrystusa i napełniona Duchem Świętym jest okiem, cała światłością, cała obliczem”(św. Makary Wielki). Hólos Ophthalmós- całe oko- postrzegające biel świetlistości obecnego pośród nas Boga.

piątek, 29 listopada 2019


Mk 13,33-37

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Uważajcie i czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie.  

Uważajcie i czuwajcie- te słowa Chrystusa brzmią niezwykle mocno i przekonująco. W dzisiejszym świecie rezonują jednak w sercach tych nielicznych, którzy pośród zamętu, hałasu, roztargnienia, potrafią wokół siebie i w sobie wytworzyć przestrzeń milczenia oraz tęsknoty. „Zatroszczmy się o siebie bracia, czuwajmy. Kto nam zwróci ten czas, jeżeli go zmarnujemy. Zaiste będziemy szukać tych dni, a nie znajdziemy”- czytamy w Apoftegmatach Ojców Pustyni. Pierwotne chrześcijaństwo było nastrojone eschatologicznie. Oczekiwało intensywnie, nagląco i radośnie nadejścia Paruzji. „Moje kroki dziś z Bogiem”- czytamy w starożytnej modlitwie Celtów. Ludzie średniowieczni kiedy oglądali się za plecy widzieli wielki korowód sióstr i braci śpieszących ku „nowej ziemi.” A kiedy podnosili wzrok postrzegali „drabinę anielską” po której można się wspiąć- wychodząc naprzeciw Oblubieńca. Do dzisiaj na świętej górze Athos istnieją takie wspólnoty mnichów, którzy „nie śpią” a nieustannie czuwają na modlitwie. Duchowe płuca świata, przywracające namiastkę utraconego Raju ! Siła ich modlitwy podnosi ludzką egzystencję z chaosu, grzechu i zapomnienia o Bogu. Postrzegam ich jako ewangelicznych stróżów poranka, oddychających bliskością nadchodzącego Pana. Każdy ich dzień jest metamorfozą- od ciała cielesnego, ku temu przebóstwionemu- wyrywającemu się ku spokojnej toni bytów subtelnych. Ich oczy, serca i ciała oddychają już czystym powietrzem wieczności. „Kto żyje w przyszłości, dla tego przyszłość jaśnieje jak słońce, przemienia w upragnioną przystań, na którą można wejść i zawołać: „Trwaj chwilo jesteś piękna !” Ludzie autentycznie duchowi noszą w sobie pamięć o przyszłości, smakują się nią i wyczuwają duszą najpiękniejszy ze wschodów słońca. Adwent odsłania nam prawdę, że mamy wsłuchiwać się w szmer nocy, pulsowanie gwiazd i szept anioła budzącego nas szturchaniem w bok. Każdego dnia chrześcijanie wzdychają z lekkim niedowierzaniem, aby przyszło już Jego Królestwo. „Stworzyłeś nas jako skierowanych ku Tobie i niespokojne jest serce nasze dopóki w Tobie nie spocznie”- wzdychał święty Augustyn. Zanurzeni w liturgii źródła, zwracajmy się ufnie słowami pochwycenia w miłości: „Niech przyjdzie Twa łaska i przeminie ten świat.”

środa, 27 listopada 2019


Czcigodniejszą od Cherubinów i Chwalebniejszą bez porównania nad Serafinów, Ciebie, Któraś bez skazy zrodziła Boga Słowo, jako prawdziwą Bogarodzicielkę wysławiamy. Tymi słowami modlitwy rozpoczynającymi dzień i przenikającymi wszelkie działania liturgiczne Kościół powierza siebie opiece Najświętszej. Podążając drogą adwentowego zamyślenia, nie można pominąć osoby Oblubienicy- Tej, która niesie pod swoim sercem Życie. Adwent przenika teologiczna prawda o Zwiastowaniu i Wcieleniu; pięknie kobiecości przez którą Bóg czyni z historii przestrzeń spotkania i łaski. Orantka, Eleusa, Hodegetria, Galactotrofousa, Grande Panaghia, Salve Regina, Maesta- to nie tylko litania pięknie brzmiących określeń i typów ikonograficznych dotyczących wyjątkowej i jedynej kobiety, lecz mistyczny kobierzec odzwierciedlający miłość Kościoła do Matki Życia. „Tobą raduje się, Łaski Pełna, wszelkie stworzenie, aniołów chóry i ludzki ród”- pisał w modlitwie uwielbienia św. Jan z Damaszku. Prawosławie w sposób niezwykle głęboki i subtelny, podkreśla swoją wiarę w szczególną obecność i wstawiennictwo Maryi. Prosząc o pomoc zwraca się do Niej wezwaniem „zbaw nas,” a nie tylko „módl się za nami”- co jest tak charakterystyczne dla chrześcijańskiego Zachodu. Rezultatem tego jest imponująca hymnografia i ikonografia wskazująca na Jej szczególny udział w ekonomii zbawienia. Teksty liturgiczne podkreślają prawdę o tym, że Maryja została dana światu, aby mogło dokonać się Wcielenie- „Ziemio błogosławiona, błogosławiona Oblubienico Boga. Ty, któraś zrodziła ziarno zasiane, Zbawiciela świata.” Licznie zachowane ikony maryjne są potwierdzeniem tej prostodusznej i głębokiej wiary ludu w czułość, macierzyństwo i pomoc Maryi. Ona wyraża Boże miłosierdzie i natychmiastowe współczucie. „Chcąc stworzyć obraz piękna absolutnego i okazać jasno aniołom i ludziom moc swojej sztuki, Bóg zaprawdę uczynił Maryję najpiękniejszą. Połączył w Niej piękno, które rozdzielił innym stworzeniom, i uczynił Ją wspólną ozdobą wszystkich bytów widzialnych i niewidzialnych, a raczej połączył w Niej całą doskonałość boską, anielską i ludzką, delikatne piękno, ozdobę dwóch światów, podnosząc się z ziemi do nieba i zstępując z tego ostatniego”- rozmyślał św. Grzegorz Palamas. W ikonach odzwierciedla się świat przyobleczonej świętości, święta kobiecości- Filokalii- zagarniającej wzrok prostaczków i przynoszącej rozmaitość cudów. „Przez całe wieki wchłania Ona swe potoki żarliwych modłów, błagalnych westchnień ludzi cierpiących i nieszczęśliwych; musiała wypełniać się siłą bijącą od niej i spływającą na wierzących. Stała się żywym narzędziem, miejscem spotkań Stwórcy z ludźmi”- taką relację spotkania ludu z ikoną, opisał w liście Kiriejewski Hercenowi. Ta atmosfera panująca w świątyni, podniosły nastrój i łzy wypisane na twarzach modlących się kobiet, nie pozostały bez znaczenia. „Padłem wówczas na kolana i zacząłem się kornie modlić.”

niedziela, 24 listopada 2019


W owym czasie wystąpił Jan Chrzciciel i głosił na Pustyni Judzkiej te słowa: „Nawróćcie się, bo bliskie jest królestwo niebieskie. Do niego to odnosi się słowo proroka Izajasza, gdy mówi: „Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, Jemu prostujcie ścieżki” (Mt 1,1-3).

Pustynia dla współczesnego człowieka, usytuowanego w zabieganej egzystencji może wydawać się czymś nazbyt egzotycznym, a nawet przerażającym. Pozbawienie kogoś poczucia bezpieczeństwa, technicznych udogodnień, mogłoby spowodować sytuację newralgiczną pod każdym względem. Bezdomność ! Locus- gdzie nasze poznanie kapituluje pod naporem żywiołów wewnętrznych. To nie jest tylko przestrzeń otoczona usypanymi piachem wydmami i bezkresem, to miejsce gdzie „oddycha się Duchem.” Pustynia rządzi się swoimi prawami, dobrze to rozumieją nomadzi akceptujący jej kaprysy, przywykli do natychmiastowej zmiany aury i miraży nęcących wzrok. Camus twierdził, że jedynym lekarstwem dla ludzi znużonych i wyeksploatowanych życiem jest pustynia. Pustynia przez wieki wydawała ludzi wielkiego formatu, jest „punktem wieczności, który każdy nosi w sobie”(M. Davy).  Przestrzeń gdzie człowiek jest jedynie drobiną piasku, przesuwającą się mimowolnie ku niewiadomemu celowi. Człowiek jest wygnańcem bez domu, pochodzenia i przywilejów. Prestiż i pozycja społeczna rozpływają się w krajobrazie śmierci- siedliska skorpionów i węży. Jest jednak ktoś, kto czyni to miejsce przyjaznym- oazą duchowych narodzin. Mężczyzna odziany w skóry i na pierwszy rzut oka szalony, wyprowadza czytelnika Ewangelii na odludzie. Dopiero na pustyni zaczynamy rozumieć głębiej pewne sprawy; tam zaczynamy potrzebować innych ludzi, a nawet za nimi tęsknić. Widzimy wyraźniej siebie.   Dobrze to rozumieli starożytni mnisi, kiedy całymi tabunami zaludniali pustynię; tam odkrywali topografię Raju i ślady stóp przechadzającego się Boga. Ewagriusz z Pontu- mnich i dogłębny znawca ludzkiej natury, pozostawił zaskakującą definicję: „Mnich to człowiek, który odseparował się od wszystkiego, by być złączonym ze wszystkimi.” Takim „mnichem” był święty Jan Chrzciciel- przyobleczony w skóry prorok który zaprzyjaźnił się z pustynią. Była ona dla niego domem, miejscem przepowiadania, przestrzenią w której doświadczało jego serce muśnięć Ducha Świętego. „Pustynia miłuje ludzi nagich”- twierdził Hieronim. Takim był Prorok którego głos kruszył ludzkie serca i sprawiał, że miejsce niebezpiecznie – siedlisko węży i skorpionów, stawało się przestrzenią nawrócenia i łaski. „Anioł na ziemi” – tak Go wychwala Kościół i utrwala na deskach barwna ikonografia. Przydano mu skrzydła i świetliste oczy, aby podkreślić Jego dar przenikania skamieniałych ludzkich wnętrz. „Albowiem mówić o Janie, to prorokować o Chrystusie” – stwierdza św. Ambroży. Modlitewna litania opiewająca wielkość Poprzednika nazywa go kwiatem pustyni. W Adwencie chrześcijanie wychodzą na pustynię; to duchowa wędrówka w głąb swego serca. To zatrzymanie się w zgiełku miasta i wielokrotne wyszeptanie: Marana Tha ! Niektórym jest dane udać się na prawdziwą pustynię, poczuć wiatr i piasek w oczach. „Bóg jest milczący, a wszystko, co ma na świcie jakiekolwiek wartości, jest nasycone milczeniem”(E, Mounier). Odnaleźć ciszę !  Chodzi o to, by – jak mówią Arabowie- „czytać przy pomocy uszu.” Milczenie przynosi oczyszczenie. Tylko w sercu uspokojonym i przygotowanym Słowo Boga może zrodzić życie według Ducha.

piątek, 22 listopada 2019


W środę miałem w Muzeum Narodowym wykład poświęcony ikonie i początkach chrześcijańskiej ikonografii. „Ikona bizantyjska przetrwała do naszych czasów jako niemy świadek ogromnego bogactwa ludzkich uczuć i doświadczeń. W ciągu wieków była przedmiotem modlitwy, kontemplacji i medytacji, uczestnicząc w chwilach nieskończonego cierpienia i radości. Czasami w chwilach największej intensywności uczuć, ikony potrafiły „działać”, kiedy indziej stawały się subtelnym wezwaniem do przeżyć estetycznych”(R. Cormac). Zaskoczyła mnie liczna obecność słuchaczy i żywe zainteresowanie tą problematyką. Wykład w którym przenika się żwawo teologia i ikonografia; słowo i obraz- staje się urokliwym spacerem w odległą, a zarazem mi bliską historię wizerunków Boga i promieniowania świętości utrwalonej na twarzach Jego przyjaciół. „Artystyczną ojczyzną ikony jest starożytny Egipt (zwłaszcza portrety pogrzebowe). Bizancjum dziedzic i kontynuator Hellady, jest ojczyzną chrześcijańskiej sztuki ikony, to tutaj malarstwo ikony przeżywało kilka okresów rozkwitu. Stąd też sztuka przeszła na Bałkany i do Rosji, gdzie osiągnęła wyżyny rozwoju w XV wieku w Moskwie i Nowogrodzie”- pisał lapidarnie S. Bułgakow. Zawsze widzę u moich słuchaczy poruszenie, kiedy przypominam prawdę o tym, że ikony przez ponad tysiąc lat zdobiły kościoły Wschodu i Zachodu, że były teologicznym traktatem wiary- liturgiczną symfonią barw przełożoną w materialną płaszczyznę obrazu. Ikony były wyrazem nie tylko ortodoksji i rozważanych dyskursywnie dogmatów, ale nade wszystko autentycznej ekumenii- wyrażonej za pomocą piękna otwierającego zmysły na inny świat. „Ikona jest doskonałą ilustracją paradoksów języka mistyki, gdzie wszelkie słowo i opis muszą ustąpić wobec własnej bezsilności. To, co materialne, wydaje się w zamyśleniu oczekiwać przesłania; tylko spojrzenie wyraża całe napięcie działających energii Bożych” (P. Evdokimov). Ikona ukazuje świat skąpany w pięknie, rozszerzający przestrzeń bytu erupcją świętości emanującej z ciał już przebóstwionych i zastygłych w oczekiwaniu pełni. „Świat na ikonie wydaje się być odwróconym, to nie my patrzymy na niego, lecz on nas otacza, spojrzenie nie jest skierowane na zewnątrz, ale jakby od wewnątrz”(I. Jazykowa). Postacie do nas frontalnie wychodzą i zapraszają nas do milczącego zamyślenia i dialogu wiary. Ich twarze są nasycone światłością, stają się lustrem ogniskującym strugę Bożych energii. Ikona wymaga szczególnej przestrzeni w której może być oglądana wzrokiem i duszą. Świątynia wypełniona migotliwymi płomieniami oliwnych kaganków, woskowych świec i woni kadzideł, stanowi jakże ważną oprawę dla percepcji tych unikatowych- sakralnych dzieł sztuki. W ikonie istnieje świat prostodusznej szlachetności i bezpośredniej bliskości tych, których przywołują chropowate i nadgryzione zębem czasu deski, czy mozaikowe dekoracje. W ikonie świat nakreślony konturem uszlachetnionego i wyciszonego wewnętrznie artysty jest już początkiem nowego zarysu świata- Epifanii- hipostatycznej Obecności i Piękna- niweczącego brzydotę i niedostatek otaczającego nas świata. „Chrześcijanin czuje swoją odpowiedzialność wobec widzialnego świata- pisał T. Spidlik- Wydaje mu się, że powinien go oczyszczać, uświecać i w pewnym sensie tworzyć, humanizować, przenikać Chrystusem.” Stąd tak silna w prawosławnej kulturze rola świętych wizerunków, których obecność podnosi, pobudza i otwiera na ciągle nowe zachwyty- mistyczne przeżycia.   

wtorek, 19 listopada 2019


Kiedy więc usłyszycie o wojnach i pogłoskach wojennych, nie trwóżcie się. To się musi stać, ale to jeszcze nie koniec. Powstanie bowiem naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu; będą miejscami trzęsienia ziemi, będą klęski głodu. To jest początek boleści (Mk 13, 7-8).

Adwent nie jest jedynie oczekiwaniem na Boże Narodzenie. Już rozmyślał wnikliwie nad tymi sprawami święty Augustyn: „Najpierw przybył ukryty (Chrystus), bo przybył pokorny, to czy później, będąc w najwyższej chwale, nie ukaże się jawnie ? Objawi się wszystkim, nawet tym, którzy w Niego nie wierzą.” Adwent jest nade wszystko oczekiwaniem na drugie przyjście Chrystusa w Paruzji. „Czas się wypełnił w tych ostatnich dniach- te i inne sądy pierwszych pokoleń chrześcijan pokazują jasno, że w procesie formowania języka, który udźwignąłby ciężar znaczeń, jakie niosło ze sobą przyjście Chrystusa, musieli stworzyć gramatykę historii” (J. Pelikan). W Ewangelii jest wiele takich miejsc w których przesłanie wstrząsa głęboko czytelnikiem, ma ono charakter prorocki a w ustach Jezusa staje się wyraźnie ostrzeżeniem eschatologicznym. „Pan na każdym kroku nawołuje do pamięci o końcu wszystkiego” (Klemens Aleksandryjski). Pokolenia żyjące przed nami z równie silnie, a może nawet bardziej wzmożonym przejęciem czytały słowa o katastroficznych zjawiskach, wojnach, czy chorobach przynoszących śmierć. Historia ma tragiczny charakter i kładzie się na niej cień śmierci i niepewności na ludzkich losach. Historia pełna jest śmierci i napięć potęgujących cierpienie. Ludzie już wiele razy interpretowali wydarzenia których byli częścią i stawiali sobie pytanie: Czy ten dantejski czas już nastał ? Poczucie lęku zdaje się nie opuszczać nawet współczesnych wierzących- przywiązanych do słupów milowych tego świata. Jak słusznie zauważają liczni myśliciele chrześcijańscy, lęk ten nie odbiera pokoju ducha, a oszołomienie nie pozbawia poczucia pewności. „Nigdy nie jesteśmy bezbronni. Z modlitwą oczekujemy trąby anioła”(Tertulian). Wznosić się na  skrzydłach tęsknoty, której sens zawiera się w pełnym nadziei przesłaniu Ewangelii. Dobra Nowina otwiera oczy na inny poranek, którego centralnym punktem będzie nadejście Pana. Szczytem mistycznej drogi jest podniosła chwila nasycenia Bogiem. „Oto wszystko nowym czynię”- rozbrzmiewa apokaliptyczne przesłanie Syna Człowieczego, niczym ostatni akord Biblii. „Odnowienie wszystkiego.” Na tym polega dynamizm eschatologii- drgania nadziei wewnątrz Kościoła i świata. „Nocna godzin rzeka płynie od swego źródła, którym jest wieczne jutro”- pisał Miguel de Unamuno. „Przemija postać tego świata”(1 Kor 7, 31). Jest coś, co wchodzi w unicestwienie- niebyt, aby później zrodzić się na nowo. Przyjście ostateczne będzie jawne dla wszystkich. Poprzedzą je liczne znaki wskazujące koniec czasu i tej rzeczywistości. Czas i materia zostaną zatopione w nurcie wieczności wypełniającej szczelnie granice jedynego świata który znamy. Miejsce naszej udręczonej myślami ciekawości, powinna zająć czujność i żar wiary. Palącym problemem każdego wierzącego, powinna być nieustanna świadomość Paruzji. „Powinniśmy żyć ze świadomością, iż każda istota może być zbawiona, może odkupić grzech, może powrócić do Boga i że nie do nas należy sąd ostateczny, lecz tylko do samego Boga”(M. Bierdiajew). Mamy jedynie nasłuchiwać kroków Boga i podtrzymywać kaganek płonącej wiary. „Ale czy znajdzie wiarę na ziemi Syn Człowieczy, gdy przybędzie ?”(Łk 18,8).

niedziela, 17 listopada 2019


Głosimy przyjście Chrystusa - nie tylko pierwsze, ale i drugie, o wiele wspanialsze od pierwszego. Pierwsze zwiastowało cierpienie, drugie zaś przyniesie królewski diadem Bożego panowania. Albowiem to, co dotyczy naszego Pana, Jezusa Chrystusa, jest zarazem Boskie i ludzkie. I tak, dwojakie jest Jego narodzenie: jedno z Boga, przed początkiem czasów; drugie z Dziewicy, gdy dopełniły się czasy. Dwojakie też i przyjście: pierwsze - ukryte, jak rosy na runo; drugie - jawne, to, które nastąpi. Za pierwszym przyjściem został owinięty w pieluszki i złożony w żłobie; za drugim oblecze się światłem jak szatą. Przyszedł i przecierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę, ale przyjdzie raz jeszcze, pełen chwały, otoczony zastępami aniołów. Dlatego nie poprzestajemy na pierwszym Jego przyjściu, lecz wyczekujemy także i drugiego. Za pierwszym mówiliśmy: "Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie". To samo powiemy i za drugim, a wychodząc z aniołami naprzeciw Panu, oddamy Mu hołd, wołając: "Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie"- Katecheza św. Cyryla Jerozolimskiego.

 

 

sobota, 16 listopada 2019


Potem powiedział do Niego: „Zaprawdę powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego” (J 1, 51).

Od jutra rozpocznie się nowy czas liturgiczny, jesteśmy uczestnikami pulsującego rytmu życia który przepływa w misterium liturgii i zmierza ku wypełnieniu wszystkiego w Bogu. W ten sposób życie chrześcijanina, nieuchronny upływ czasu, wszystkie wydarzenia które splatają się na dramaturgię życia, są odniesione do jednego, wyraźnie określonego celu jakim jest przyjście Pana. „Bóg jest jeden i objawił się nam przez Jezusa Chrystusa swojego Syna. On to jest Jego Słowem wychodzącym z milczenia”(św. Ireneusz z Lyonu). Już listopadowe zamyślenia przybliżały prawdę o tym, że Chrystus jest A i Q- Zwycięzcą przychodzącym szukać zagubionej ludzkości. „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”- kroczy dostojnie w nurcie czasu i przekracza go, otwierając zaplombowane pieczęcie wieczności. W tradycji prawosławia zachodniego, przez sześć tygodni Kościół będzie dojrzewał do antycypacji narodzin Bogaczłowieka. Wyrażają to słowa wczesnochrześcijańskiego pisarza Nowacjana: „Jak zapowiedział Izajasz: „Oto Panna pocznie i porodzi Syna i nazwie Go imieniem Emmanuel, co się tłumaczy: Bóg z nami”, tak samo Chrystus mówi: „Oto Ja jestem z wami aż do skończenia świata”. Wobec tego On jest Bogiem z nami, a nawet o wiele bardziej: On jest też w nas”. Z niezwykłą sobie subtelnością wyraża istotę tego czasu oczekiwania J. Pasierb: „Adwent to świt. Adwent to daleki tłumny fryz pełen postaci i zdarzeń, nieczytelny i pozbawiony sensu, gdyby w Betlejem za panowania cesarza Augusta w Rzymie i różnych tetrarchów w Palestynie, nie narodziło się dziecko, któremu nadano imię Jezus, a którego matką była Maryja. Adwent to mała izba w domu cieśli, gdzie zjawił się żonie archanioł, którego imię Gabriel znaczy „Zwiastujący człowieka”. Adwent to pustynia, na której widać wyniosłą postać odzianą w skórę wielbłąda. Adwent to liturgia. Adwent to nasze życie. Adwent to nasza śmierć i nasze zmartwychwstanie. Adwent to ostateczne przyjście Chrystusa”. To czas dopełniania się i zbliżania, czas wzrostu i rozwoju, oczekiwania i tęsknoty. Czas przychodzenia Tego, który jest zawsze, znajomy i nieznany. Czas ufności i radości, naszego powrotu, hebrajskiego szub, co znaczy zmienić się, czas proroctwa i świadectwa…” Jesteśmy zaproszeni, aby nieść Jezusa wraz z Maryją. Mamy Go począć duchowo; wejść w kontemplację cudownej bliskości Boga, który w każdej Eucharystii staje naprzeciw nas i w nas- aby przebóstwić umiłowaną Oblubienicę Kościół. „Bóg staje się człowiekiem aby człowiek mógł stać się uczestnikiem boskiej natury”- powtarzają zgodnie Ojcowie Kościoła. Dzisiaj wielu ludzi nie potrafi już czekać. Wykreślili adwent ze swoich kalendarzy, żyją szybko i intensywnie w oczekiwaniu na prezenty i świąteczne promocje. Brakuje nam tęsknoty za Bogiem. Świat oszalał w tej afirmacji siebie. Samotny człowiek przemierza ulice miasta i tęskni za rzeczami które są nie możliwe, dalekie i w gruncie rzeczy frustrujące. Pozwólmy sobie na tęsknotę za Bogiem. Exupery napisał znane słowa: „Jeśli chcesz zbudować statek, naucz ludzi tęsknoty za odległymi morzami”. W tęsknocie znajduje się niewypowiedziana siła, która nas uzdalnia aby skutecznie ominąć te wszystkie fałszywe pragnienia. Niech serce wypełnione tęsknotą drży i woła z całych sił: Marana Tha !

czwartek, 14 listopada 2019


Będę chodził w obecności Boga w krainie żyjących (Ps 115, 9).
Wyrazem ludzkiej tęsknoty za nieśmiertelnością i pokonaniem ujmującego lęku przed zapomnieniem są licznie zachowane cmentarze (coemeterium- miejsce spoczynku). „Prawdziwie godnym człowieka pomnikiem jest ziemia mogilna i drewniany krzyż”- pisał Rozanow. Być może miejsca odpoczynku naszych zmarłych mają nam o wiele więcej do powiedzenia, niż nam się tylko wydaje. Przestrzeń rozstania i niepamięci- wilgotnej gleby „łona ziemi”- staje się przestrzenią w której odczytuje się śmierć jako stan mistyczny, a przechodzenie jako wychodzenie naprzeciw odsłaniającemu się na horyzoncie poznania światu Boga. W wielu kulturach chowano zmarłych w pozycji embrionalnej, sugerując powtórne wyjście- narodziny. „Chrześcijaństwo jest religią prawdziwego wskrzeszenia”- przekonywał M. Fiodorow. Wydobycia z ziemi, przebudzenia, rozpieczętowania z kokonu oczekiwania na przebudzenie, snu śmierci i zapomnienia. W rumuńskiej miejscowości Sapinta, tuż przy granicy z Ukrainą znajduje się określany przez mieszkającą tam ludność „Wesoły Cmentarz.” Po raz pierwszy natrafiłem z zdjęcia tego miejsca, przeglądając jakąś monografię opisującą unikatowe przykłady krucyfiksów w różnych kulturach. Radosne kolorystycznie nagrobki tego miejsca zrobiły na mnie głębokie wrażenie. Ten pogodny cmentarz- stanowiący obecnie uczęszczane miejsce wielu turystów, opowiada o typowo rumuńskim- rezurekcyjnym podejściu do śmierci. „Śmierć jest tylko iluzją”- rozmyślał poeta M. Eminescu. Sen w miejscu które ma być namiastką raju. Jest tam miejsce dla każdego: rzeźbiarza, prostytutki, kramarza, czy batiuszki- wszyscy podążają ku jednemu, wytęsknionemu miejscu zbawienia. Wyraża ten nastój, jedna ze starych rumuńskich kolęd: „Raju, słodki ogrodzie. Nie opuściłbym już ciebie. Twojego słodkiego zapachu. Zapachu kwiatów. Płomienia gromnic.” Przestrzeń zadumy i milczenia wybucha euforią radości, której wyrazem są rzeźbione i mieniące się soczystymi barwami krzyże. Rumuni umierają tak jak żyją, pogodni i pełni duchowej wiosny. „Chrześcijaństwo jest dogmatem, mistyką, moralnością i wszystkim po trochu, lecz nade wszystko jest to sposób życia, wyjście, recepta na szczęście... To chrześcijaństwo jest wstanie dać pokój, pogodę ducha i wypoczynek. Pokój, szczęście”- twierdził rumuński teolog N. Steinhardt. Malowidła zdobiące każdy grób opowiadają o konkretnych ludziach, ich profesjach, pochodzeniu, związkach z najbliższymi, stając się pogodnymi i unieśmiertelnionymi w drewnie, za pomocą farb portretami. Eschatologiczny folklor w którym nadzieja splata się z życiem, a tęsknota za najbliższymi przyobleka się w optymistyczną modlitwę nadziei na spotkanie z nimi w przyszłości. Pod nimi usypana ziemia z której wyrastają kwiaty „które są niczym przebaczenie umarłych.” W taki sposób żywi antycypują już radość Paschy; przezwyciężają pustkę straty najbliższych, wiedząc że ich egzystencja ma swój finał w zmartwychwstaniu. Zasnęli, aby się obudzić w świecie otulonym promieniami słońca, zapachem kwiatów i tańcem aniołów podrygujących zwiewnie na liturgii wieczności.

środa, 13 listopada 2019


Dn 7,9-10.13-14

Patrzałem, aż postawiono trony, a Przedwieczny zajął miejsce. Szata Jego była biała jak śnieg, a włosy Jego głowy jakby z czystej wełny. Tron Jego był z ognistych płomieni, jego koła to płonący ogień. Strumień ognia się rozlewał i wypływał sprzed Niego. Tysiąc tysięcy służyło Mu, a dziesięć tysięcy po dziesięć tysięcy stało przed Nim. Sąd zasiadł i otwarto księgi. Patrzałem w nocnych widzeniach, a oto na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy. Podchodzi do Przedwiecznego i wprowadzają Go przed Niego. Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie.

Obrazy, które rysuje przed nami Prorok zadają się przerastać możliwości naszej wyobraźni- tego, co znamy i co odbija zwierciadło naszego poznania- fascinosum et tremendum. Tylko wizjoner jest wstanie przedrzeć się  przez zasłonę apofazy i zatrzymać wzrok na obrazie przemienionego i triumfującego Syna Człowieczego. „Pantokrator, w świetle swego przemienionego oblicza, odnawia pierwotne symbole, wyzwala Mądrość kosmiczną od jej smutku, prowadzi ją do rozżarzonej do białości ostatecznej przejrzystości” (O. Clement). Przedwieczny zasiadł na tronie historii- ogniskując na sobie spojrzenie przeobrażonego świata subtelnych bytów- utkanych ze światłości- wystawionych ku Źródłu Życia, niczym rośliny wychylające swe łodygi ku słońcu. „Paruzja sprawi, że piorunujące przyjście Chrystusa w chwale będzie oczywiste dla wszystkich- pisał Evdokimov. Paruzja będzie widoczna nie w historii, lecz ponad historią, co zakłada przejście do innego eonu: „wszyscy będziemy przemienieni” (1Kor 15,51). „Potem my, którzy pozostaniemy przy życiu, razem z nimi porwani będziemy w obłokach w powietrze, na spotkanie Pana” (1Tes 4,17). Eschatologiczny obraz proroka Daniela, zawsze nasuwa mi skojarzenie z rzeźbiarską wizją triumfu Chrystusa z romańskiego portalu opactwa Moissac. Pośrodku na tronie zasiada ukoronowany Chrystus, pełen hieratyczności i splendoru. Otaczają Go cztery symbole ewangelistów, ze swej strony flankowane przez dwa anioły z rozwiniętymi rotulusami w dłoniach. Są one jedyną wskazówką, że w tym momencie odbywa się Sąd Ostateczny. Resztę miejsca zajmuje dwudziestu czterech Starszych, po dwóch w górnym szeregu, po trzech w niższym, a pozostali siedzą poniżej wzburzonych fal morza pod stopami Chrystusa. Tympanon wspiera się na nadprożu, na którym wirują ogniste koła symbolizując infernalne ognie apokalipsy. Całość spoczywa na dwóch potężnych węgarach o osobliwym, falowanym profilu, skierowanym do wewnątrz, na których, na których znajdują się smukłe płaskorzeźbione postacie: św. Piotra i proroka Izajasza. Program rzeźbiarski w swojej katechetycznej funkcji implikuje wypełnienie się historycznego łańcucha wydarzeń, stając się profetyczną wizją, objawiającą moc i niczym nieograniczone panowanie Chrystusa kosmicznego. W obliczu misterium Paruzji, Objawienie pozwala uchwycić zdumiewający finał którego najpełniejszym akordem będzie uczestnictwo ludzkości w światłości bez końca. Chciałoby się zapytać za św. Izaakiem Syryjczykiem „Cóż to jest wiedza ? To doznanie życia nieśmiertelnego. A cóż to jest życie wieczne ? To odczuwanie rzeczy w Bogu”. Przyszłość naszego świata jest naznaczona stygmatami końca- „stworzenie jęczy w bólach”- oczekując pęknięcia kokonu czasu i wzlotu ku górze. „Człowiek, który jest wieczny w swojej najgłębszej istocie- powie M. Quoist- jest w naturalny sposób zorientowany ku przyszłości. Odosobnienie i ukierunkowanie na przeszłość należą do starego człowieka z upadłego świata. Czas teraźniejszy jest czekaniem na przyjście Syna Człowieczego, którego powtórne i chwalebne przyjście celebruje Eucharystia”. Przyjdzie i zajaśnieje niewyobrażalną światłością, ten blask oślepi wątpiących, a wierzących napełni weselem.

niedziela, 10 listopada 2019


Kto będzie na dachu, niech nie schodzi, by zabrać rzeczy z domu. A kto będzie na polu, niech nie wraca, żeby wziąć swój płaszcz. Biada zaś brzemiennym i karmiącym w owe dni! A módlcie się, żeby ucieczka wasza nie wypadła w zimie albo w szabat. Będzie bowiem wówczas wielki ucisk, jakiego nie było od początku świata aż dotąd i nigdy nie będzie. Gdyby ów czas nie został skrócony, nikt by nie ocalał. Lecz z powodu wybranych ów czas zostanie skrócony (Mt 24, 17-22).

W pierwszym odczuciu dzisiejsza Ewangelia napawa lękiem i niepewnością. Kiedy przebrniemy przez warstwy apokaliptycznego i zbudowanego z wielkim natężeniem przerażenia, dostrzeżemy światło zbawienia „siedząc na dachu.” Być chrześcijaninem to oddychać nadzieją- łapać zasysać żwawo powietrze, nieustannie być w drodze zbawienia, którą w trudzie trzeba pokonać, aby dojść do Źródła. Człowiek jest istotą tragiczną, ale wyzwoloną. Wbrew temu co głosił Epikur, że „Substancja tego ogromnego świata jest wydana śmierci i zniszczeniu”- chrześcijanie odkrywają horyzont nowej egzystencji. Pragną przyłożyć do ziemi ucho, „aby móc usłyszeć szmer ukrytych źródeł i niewidoczność kiełkowania” (J. Maritain). Przejście przez duchową pustynię, otwiera zmysły na niepoznane dotąd obszary obecności Boga. Pustynia zaczyna śpiewać dla tych, którzy widzą oczami duszy horyzont wieczności- skapanej w kroplach spadającego w darze światła. Wiara w ten świat musi się otworzyć na zmartwychwstanie. Wschód jest krainą Objawienia. Czas zaczyna się kurczyć, a pod stopami wypełnionego tęsknotą pielgrzyma zaczyna drżeć ziemia na której utrwaliły się ledwie zarysowane stopy Boga. Idziemy za Nim, choć może nie rozumiemy do końca sensu i celu tej włóczęgi. Żyjemy i poruszamy się w przestrzeni wiary- wątpiącej, nieporadnej, migotliwej niczym lampa oliwna lub głębokiej - intensywnej niczym żar ognia. „Światło pochodni jest obrazem oświecenia wewnętrznego” (Dionizy Areopagita). Chrześcijanin jest dzieckiem Dnia Ósmego. „Ów dzień rozświetlony jest nie przez materialne słońce, lecz przez prawdziwe światło- powie św. Grzegorz z Nyssy- słońce sprawiedliwości, które prorok nazywa wschodem, bo słońce to nigdy nie zachodzi.” Człowiek w pulsującym od nadmiaru łaski Ciele Kościoła, wychyla się niczym kwiat ku wschodowi Słońca- Tego, które wzeszło w poranek wielkanocny. Słońca którego świetlista aura rozpromieni twarze zmęczonych poszukiwaczy w dniu przeobrażenia- przeistoczenia świata w Królestwo Życia- Wieczność ! „Ten ósmy dzień jest figurą zmartwychwstania Chrystusa, które nastąpiło nazajutrz po szabacie; jest figurą chrztu, który jest początkiem nowej epoki i pierwszym dniem nowego tygodnia; wreszcie jest figurą ósmego dnia, który nastąpi po całym czasie świata” (J. Danielou). Człowiek wiary jest istotą na wskroś paschalną i apokaliptyczną, zorientowaną ku chwili odrodzenia i przeobrażenia. „Nie zapominajcie, że życie jest chwałą,” przekonywał Rilke. Każdy nasz krok który stawiamy, spojrzenie, słowo i gest- czyni z prozy życia liturgię tęsknoty- proroczą zapowiedź wydarzenia już zanurzonego w Bogu. Paschalna egzystencja Jezusa staje się darem odkupionej ludzkości. Na tę chwilę odczuwamy tę rzeczywistość na sposób sakramentalny jako przedsmak pełni istnienia. „Sakramenty są naszym pielgrzymowaniem do Emaus, do Eschatonu- pisał E. Schillebeeckx- Idziemy u boku Pana i choć Go nie widzimy, wiemy, że jest blisko nas.” Z każdym dniem jesteśmy bliżej wschodu Słońca. W dniu ósmym „Bóg bez zasłony zbliży się do człowieka, a człowiek w swej nagości do Boga”(G. Greshake). Bóg wyjdzie ku nam i przyjmie nas wszystkich. Katarakty serca się otworzą, z oczu popłyną zły szczęścia. Serce zabije jak uczniom w drodze do Emaus. Życie objawi się w całej pełni. Pustynia pełnego zgiełku miasta rozkwitnie i stanie się Rajem !

środa, 6 listopada 2019


Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu. Gdy ukaże się Chrystus, nasze życie, wtedy i wy razem z Nim ukażecie się w chwale (Kol 3,3-4).

Listopadowe dni kierują spojrzenie nielicznych na tajemnicę przemijania i śmierci. Naiwne życie chwilą obecną odrywa nas od eschatologii. „Dlatego lepiej się nie narodzić”- pisał pesymistycznie Plutarch, niż „cierpieć czy umierać.” Być może jest to element wyparcia podyktowany strachem, chwilową ucieczką, nerwowym cofaniem wskazówek zegara do tyłu. Zgoła inaczej pisze święty Augustyn: „Czyż lęka się zboże tego, że je zwiozą do stodoły ? Przeciwnie ! Pragnie tego.” Chrześcijanie nie są tak bezradni wobec tej rzeczywistości. Nawet jeśli się o tym nie mówi głośno, to zetknięcie się z trudną prawdą o umieraniu- czyni z ludzi istoty wychylone ku innemu sposobowi egzystencji; bardziej pogodne, oswojone, przeniknięte nadzieją. Wbrew nowoczesnej filozofii proklamującej zmierzch śmierci i kult życia buzującego w ciałach, każdy człowiek zdaje sobie w pełni sprawę z tego, że finałem wędrówki jest śmierć.   Zdumiewają mnie słowa świętego Ignacego z Antiochii który w ostatniej drodze do Rzymu, gdzie czekała go śmierć na arenie, pisał: „Pozwólcie mi przyjąć czyste światło. Kiedy tam przybędę, będę człowiekiem świetlistym. Pozwólcie mi być naśladowcą męki mojego Boga. Jeśli ktoś ma Boga w sobie, niech zrozumie do czego dążę.” Istnieją również ludzie którzy nie mają łaski wiary, ich spojrzenie spowite jest nicością, pustką, bezsensowną szamotaniną z myślami (widzą jedynie koniec, po którym nie ma już nic- otchłań niebytu). Gdyby spojrzenie wielu napotkanych na drodze ludzi potrafiło wyjść poza granice tego świata, automatyzmy zmagazynowanej wiedzy, ciasnych przekonań, a nawet przeczuć, być może niepewność zostałaby rozpalona ogniem nadziei. Rozszerzające się od nadmiaru światła źrenice, dostrzegłyby kontury wieczności. „Na razie żyj pytaniami. Być może odległy dzień wzejdzie stopniowo, nie zauważając tego, zrodzi w tobie odpowiedzi”- rozmyślał poeta R.M. Rilke. Z drugiej strony pamięć o śmierci staje się niezwykle ważnym- medytatywnym elementem chrześcijaństwa. „Mamy ufność i chcemy raczej opuścić nasze ciało i zamieszkać z Panem”(2 Kor 5,8). Otwiera umysł i serce na inność świata „radość z obietnicy życia wiecznego i radości z tego życia, jej lekkości, jej uroku”(W. Rozanow). Kto potrafi pięknie i szlachetnie żyć, ten również będzie umiał przechodzić na drugą stronę spowitym szczęściem i bez obaw. „Człowiek jest kapłanem swojej śmierci”- pisał przenikliwie P. Evdokimov. Mowa tu o człowieczeństwie dojrzewającym do przechodzenia i spotkania z Bogiem. Jesteśmy ziarnem, które wpadając w ziemię umiera, a potem żyje. Tych, którzy obawiali się cierpienia i wkroczenia w objęcia śmierci, pocieszał św. Serafin z Sarowa: „Dla ciebie i dla mnie to będzie radość.” W ostatnich dnia nawiedziłem groby swoich bliskich. Trzeba pamiętać o pięknie cmentarzy przykrytych puchem jesiennych liści- sypialni w których wylegują się zmarli oczekując na zmartwychwstanie. Jakże piękna symbolika odsłaniająca wieczność, wyrażona w kamiennych  grobach z licznymi krzyżami i kwiatami; namiastką Raju do którego wszyscy ostatecznie zmierzamy. Zapalam znicze i odmawiam krótką modlitwę. Czasami chwilę milczę i pozwalam szumowi wiatru i kłębiących się liści złożyć modlitwę muzyki. Staram się nie tyle wspominać, lecz rozmawiać z nimi, uśmiechać się, żartem przełamywać posępność i nastrój otaczającej przestrzeni. Stojąc na mogiłą mojego ojca ze wzruszeniem wyznaję mu synowską miłość, z odwagą której mi brakowało kiedy żył tu na ziemi. Recytuję podniośle paschalny hymn zwycięstwa: „Chrystus powstał z martwych. Przez śmierć zwyciężył śmierć. Tym, którzy są w grobach życie dał.” Coś we mnie drży i duszę otwiera na życie. Tak wiele mam mu do powiedzenia i zazdroszczę, że patrzy na to wszystko za czym ja tak intensywnie wzdycham w nadziei. Odchodząc, żegnam się słowami Dostojewskiego: „Będziemy z Chrystusem.”

niedziela, 3 listopada 2019


Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie (J 11, 25)

Za oknem wiatr beztrosko przenosi liście z miejsca na miejsce. Deszcz delikatnie spulchnia ziemię, wypełniając kroplami wody jej spękane bruzdy. Natura zapada w powolny sen migotliwie rozświetlony coraz bardziej nikłymi przebłyskami słońca. Jesień ma swój urok i wprowadza w atmosferę zadumy nad sensem życia i jego przygodnością. Piękno kolorytu topniejących w istnieniu liści sugeruje człowiekowi nawet najbardziej śpieszącemu się o nieuchronności wchodzenia w śmierć. Poruszyły mnie kiedyś przeczytane słowa Tołstoja: „Zdumiewające jest, jak mogłem nie widzieć wcześniej tej wątpliwej prawdy, że poza tym światem i naszym życiem jest Ktoś, kto wie, po co istnieje ten świat, a na nim my, jak pęcherzyki we wrzątku, wyskakujemy, pękamy i znikamy.” Istnieje taki moment obumierania, aby na nowo odrodzić się w istnieniu przemienionym; naznaczonym poczuciem bezpieczeństwa i bliskości Kogoś nam dobrze znanego. Może wtedy łatwiej nam stawiać sobie pytania ważne i przenikliwe, niekiedy trudne. „Wiara w Boga to przede wszystkim pragnienie istnienia”(M. Unamuno). Rozmyślania natury egzystencjalnej i eschatologicznej wyrywają z bierności i skupienia na rzeczach naprawdę banalnych. N. Fidorow twierdził, że „kto szuka prawdy, zawsze wracać będzie do pytania o to, jak można przezwyciężyć śmierć.” Sergiusz Bułgakow sugerował że, śmierć jest cząstką życia, a nie życie cząstką śmierci. Wiara pozwala nam przekroczyć symboliczny horyzont niepoznania i trapiących duszę wątpliwości. „Nadzieja zawieść nie może”- dobrze to rozumieją chrześcijanie oswajając się z koniecznością ewentualnego przejścia przez bramę śmierci. Promień paschalnej nadziei przeszywa możliwość lęku i zwątpienia w potencjalność dalszego istnienia. Sartr twierdził, że śmierci nie można traktować pozytywnie. Marginalizował jej obecność i odsuwał na dalszy tor. Uważał – i to jest dramatyczne, że śmierć jest zniszczeniem możliwości tworzenia wartości przez człowieka i końcem jego wolności. Jakże to przeciwstawny i żałośnie pesymistyczny pogląd z tym, który proklamuje przez wieki chrześcijaństwo; ono szuka w świecie utraconego Raju z widokiem na Dom Boga. Ekscytujące pragnienie wejścia w komunię z Życiem ! Tak więc życie wieczne rozpoczyna się tutaj- w tej chwili i intensywnie antycypuje nadejście Paruzji. „Jest inny świat ? lecz jest on w tym świecie” (P. Eluard). Żyć opromienionym tęsknotą, ciekawością, wyczekiwać chwili kiedy Bóg rozwikła najbardziej skomplikowane dylematy i pochwyci mnie w momencie najbardziej dla Niego właściwym. Podnoszą mnie na duchu słowa M. Gogola: „Kto wierzy w światłość ujrzy ją.”