niedziela, 28 lutego 2021

A gdy jeszcze był daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko, wybiegł naprzeciw niego, rzucił się mu na szyję i ucałował go"(Łk 15,20). Jest to jeden z najpiękniejszych, a jednocześnie z najbardziej poruszających wewnętrznie fragmentów Ewangelii. Zobaczyć gest Ojca który rozpościera w akcie miłości swoje ramiona. Wychodzi każdego dnia na drogę z tęsknotą, wyczekując swojego zagubionego- zniszczonego przez grzechy- dziecka. Pocałunek, przytulenie, wzruszenie i eksplozja miłości która czyni chrześcijaństwo wrażliwym na przebaczenie. To wielkość daru przebaczenia który wypływa z pełnego miłosierdzia serca Boga. Chrześcijaństwo mierzy się otwartymi ramionami- głębią serca, potokiem łez które przynoszą oczyszczenie i wskrzeszają na nowo do życia. Ile to razy w naszym życiu zranieni jesteśmy grzechem, zagubieni, pełni buntu i wewnętrznej pychy ? Przechodząc przez dramat upadku, potykając się o swoje iluzje szczęścia, w pewnym momencie przypominamy sobie, że ktoś nas autentycznie i prawdziwie kocha, dla Niego jesteśmy ważni. Pięknie pisał św. Jan Klimak: "Nawrócenie i uznanie swojej grzeszności jest córką nadziei i odrzuceniem rozpaczy". Bóg się nami nie brzydzi, ciągle wychodzi cierpliwie na drogę i wygląda naszego powrotu, ponieważ wie że słabi jesteśmy i pełni lęku. Kiedy duma, pycha i egoizm się wyczerpią pozostanie tylko tęsknota za Miłością. św. Ambroży wypowiedział taki zdumiewający pogląd: "Bóg stworzył człowieka i wówczas odpoczął mając wreszcie kogoś, komu może przebaczyć grzechy". Te słowa stanowią całą wielką wyobraźnię miłości jako daru. Kiedy odnajdę w sobie marnotrawnego syna, stanę w prawdzie, dokonam autorefleksji nad swoim postępowaniem, wejdę na drogę, jest szansa że spotkam na niej Ojca, który przyjmie mnie z rozpostartymi ramionami..., to już jest uzdrowienie, odnaleziona darmowa miłość. "Teraz wreszcie czuję, jak ogarnia mnie tęsknota za tym uściskiem. Biegnę do Ojca, zarzucam Mu ręce na szyję. Przebacz mi, że byłem Ci wierny bez miłości.” Wielki Post to czas duchowej wiosny, powstania z kolan i zmartwychwstania- bycia opromienionym nadzieją Paschy. U początku czasu duchowego powstawania, wołam słowami Kanonu św. Andrzeja z Krety: „Zgrzeszyłem jak nierządnica wołam do Ciebie: Ja jedyny zgrzeszyłem przed Tobą. Przyjmij, Zbawco, ode mnie jako olejek moje łzy.”

piątek, 26 lutego 2021

Od pewnego już czasu towarzyszy mi nieodparte przeświadczenie o konieczności wyeliminowania na jakiś czas wszelkiego rodzaju komunikatorów z przestrzeni własnego życia. Aktem desperacji staje się pozyskiwanie wiedzy o sprawach które aktualnie dzieją się w świecie z mediów jakimi są: telewizja, radio czy internet. „Poranna modlitwa filozofa polega teraz na tym, aby nie otwierać gazety, radia ani innych mediów”- przychylam się do tego urokliwego spostrzeżenia francuskiego myśliciela M. Serresa. Jestem przekarmiony natłokiem informacji o statystykach związanych z pandemią i „zbawczym” działaniu szczepionek oraz świetlanej przyszłości o której tak sugestywnie przekonują ludzie władzy w kanałach mediów. Człowiek zasypywany lawinowo newsami staje się nieuchronnie istotą roztargnioną. Podjąłem drogę małej- osobistej ascezy. Człowiek „pustyni” jest wyzbyty z informacji, nie zależy mu też na posiadaniu takiej wiedzy. Może być spóźnionym i niedoinformowanym, jednak szczęśliwym. Wyłączyć grające pudła. Dać czas Bogu ! Należy odsunąć do siebie te sfabrykowane wyobrażenia i jednostronne informacje. To narastanie pęknięć pod wpływem dźwięku i obrazów tak nachalnie się narzucających zmysłom. Uciec od krzyków, przesądów i insynuacji. „Kto naprawdę kieruje swoje modlitwy do Boga, nie życzy sobie, aby były podsłuchiwane przez innych”(W.H. Auden). Zdesakralizowanym światem rządzi pokusa przeciwstawiania jednych przeciw drugim- antropologia podglądactwa, ciekawości i antagonizmu- powodująca zacieranie granicy miedzy dobrem a złem. Stąd szukam azylu w lekturze Biblii, Ojcach Kościoła i literaturze której kilogramy leżakują na pułkach mojej zacisznej i uzupełnianej przez lata biblioteki, która nota bene- idąc za myślą Steinera „odzwierciedla i organizuje mapy świadomości i faktów… (gdzie) życie wewnętrzne i zewnętrzne są odczytywane.” Lubię ten szelest liści w książkach, przesuwanych palcem stronach pożółkłych już od upływu czasu. Miał rację Umberto Eco diagnozując, iż „nowoczesne nośniki bardziej służą rozpowszechnianiu informacji niż jej zachowywaniu. Książka natomiast oprócz tego, że jest podstawowym narzędziem rozpowszechniania służy także do przechowywania. Być może za kilkaset lat, gdy rozmagnetyzują się już wszystkie nośniki elektroniczne, jedynym źródłem informacji o przeszłości nadal będą inkunabuły.” Powrót do księgi. Smakuję pauz milczenia i słów, które nie formatują mojego umysłu- wystawiając go na chroniczne udręki ze strony medialnych wyroczni i manowce na które ktoś próbuje masy naiwnie wyprowadzić. Jakże nużące jest wysłuchiwanie nieustannych sporów politycznych i ideologicznych przepychanek, miedzy tymi, którzy stoją za, i tymi którzy są przeciw czemuś. Te spory nie tylko są miałkie, ale wydają się nie mieć już końca. Ten bełkot ubrany w kostium nowomowy, zdaje się jedynie paliwem na którym pewne grupy politycznego interesu pragną wzbić kapitał. Im większa demokracja i pluralizm poglądów, tym mnie wolności i „świeżego powietrza.” Świat mediów żyje sensacjami i ciągłą demistyfikacją spraw- wydobywanych rzekomo- aby zdemaskować, zdenuncjować i poddać natychmiastowemu osądowi społecznemu. Posługując się językiem Gogola jest w tym „dobru za mało dobra”, a raczej trąci to złem. Jakie to smutne, że jest tak wielu ludzi zaciskających w rękach kamienie ! Złe myśli, nierząd, kradzieże, korupcja, cudzołóstwa, wyuzdanie, zazdrość, głupota- to wytwory serca kamiennego i kalka nowoczesnego świata poddanego rygorowi postępu. To produkty dusznej i często egoistycznej rzeczywistości małych i przekonanych o swym boskim znaczeniu ludzi. Bóg próbuje wyrwać te kamienie, a w ich miejsce włożyć lustra. Tak lustra, aby każdy mógł się w nich uważnie przejrzeć i odzyskać wolność. Dla wielu chrześcijan Wielki Post- to czas uspokojenia zmysłów i rozłupania na kawałki serca kamiennego. Przestrzeń terapeutycznego dystansu, pozwalającego się skupić na tym, co naprawdę istotne. W świecie w którym marginalizuje się Boga, wiarę i wartości, wszystko wydaje się na opak. Być może przemiana tego świata wymaga ogromnego wysiłku ascetycznego. Być może trzeba przejść drogę od ducha tego świata, ku odkryciu w sobie człowieka autentycznie duchowego- widzącego dalej poza zasłonę tego zapętlonego- naszego teraz. „Nagi człowiek idzie za nagim Chrystusem”- stając się homo spiritualis.

środa, 24 lutego 2021

Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go, dopóki jest blisko ! (Iz 55, 6). W tym szczególnym czasie wielkopostnej drogi nawrócenia, powracam do rzetelnej i pełnej duchowej przenikliwości lektury dzieł Dostojewskiego- genialny antropolog i psycholog- odsłaniający ukryte krajobrazy podświadomości. „Jego życie- jak twierdził I. Aksakow- jest poematem tak wstrząsającym, że jego sens pozostanie ukryty długi czas, być może na zawsze.” Myśleć słowami i z pod ich warstw odkrywać zaskakujące sensy. Być może w opozycji do tych, co przywykli zerkać na świat przez pryzmat dobrze zmontowanego filmu. Literatury, której treści wizualne medium nie jest wstanie udźwignąć i przenieść na obraz. Dostojewski to pisarz na wskroś metafizyczny i religijny, ponadczasowy artysta z dozą absolutnego realizmu; potrafiący jak mało kto, penetrować zakamarki ludzkiego wnętrza. Prorok odsłaniający „tragiczną wiedzę o człowieku”(K. Jaseprs). Nie bez przyczyny rumuński myśliciel Emil Cioran widział w Dostojewskim najgenialniejszego pisarza: „Ale Dostojewski posunął się do granic rozumu, na rubieże otchłani. Poprzez ten skok w boskość, w ekstazę, dotarł do punktu, w którym wszystko się załamuje. Dla mnie jest on pisarzem największym, najgłębszym…” Cała twórczość Dostojewskiego będzie oscylować wokół tematu człowieka, jego zmagań, rozterek i trudnego losu. „Człowiek jest tajemnicą. Trzeba ją rozwiązać, i jeżeli będziesz ją rozwiązywać całe życie, to nie mów, że straciłeś czas; ja zajmuję się tą tajemnicą, chcę bowiem być człowiekiem”- pisał Fiodor w liście do swojego brata. Człowiek jawi się jako istota zagadkowa i problematyczna. Bohaterowie jego powieści to ludzie z krwi i kości, uwikłani w dręczące ich wewnętrznie problemy, rozpostarci między dobrem i złem. Ich egzystencję cechuje zwątpienie, błądzenie, a uwikłanie w życie staje się niewyobrażalnym cierpieniem na które jedynym lekarstwem okazuje się rozbłyskająca- niczym finalny akord- wiara w Chrystusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego. „Dostojewski bada los człowieka wypuszczonego na wolność. Jego interesuje jedynie człowiek, który przeszedł drogę wolności, los człowieka w wolności i wolności w człowieku. „Ludowa i- jak twierdził pisarz- typowo rosyjska myśl o zbrodni jako nieszczęściu wywodziła się z chrześcijańskiej teodycei.” Wszystkie jego powieści są tragediami, są doświadczeniem wolności człowieka. Człowiek zaczyna od buntowniczego ogłoszenia swojej wolności, jest gotów na wszelkie cierpienia, na szaleństwo, aby tylko poczuć się wolnym. Równocześnie człowiek poszukuje wolności ostatecznej, granicznej”- pisał M. Bierdiajew. Wolność może pchać człowieka do samozniszczenia- zatracenia się „niebycie”(królestwie Antychrysta) lub otwierać ku zagarniającemu duszę pragnieniu Absolutu (Miłującego Filantropa). Chrystus posługuje się jedynie władzą miłości i przebaczenia, otwierając zmysły ludzi na głębię wieczności. „Wolność jest chrystologiczna. Aby być naprawdę wolnym, trzeba rzeczywiście przekroczyć granice człowieczeństwa i stać się „boskim”(T. Spidlik). Fenomenologia zbawienia które przychodzi przez doświadczenie innych ludzi; przez glebę ich serc. „Dusza ludzka jest polem walki między niebem i piekłem. Misterium tej walki nie jest widowiskowe”(P. Evdokimov). Pascha rozgrywająca się w otchłani ludzkiego wnętrza. Człowiek spotyka Żyjącego w ciemności własnych lęków i zranień; w krzyku złoczyńcy całującym ziemie po której stąpa. W Zbrodni i karze Raskolnikow pyta prostytutkę Sonię: „Bóg, cóż On dla ciebie uczynił ?- Uczynił wszystko, szybko wyszeptała, całując znowu jego oczy.” Miłość jest w stanie przeobrazić serce największego grzesznika. Pobrzmiewa z oddali historii pełna wrażliwości myśl św. Grzegorza Palamasa: „Już tutaj na ziemi spełnia się wszelki cud.” Zrozumie to udręczony wyrzutami Raskolnikow „wskrzeszony Łazarz” na katordze i spłynie na niego łaska przez miłość i oddanie anioła jakim będzie Sonia: „Sam nie wiedział, jak to się stało, lecz nagle jakby coś go poderwało i rzuciło do jej nóg. Płakał i obejmował jej kolana… Chcieli coś mówić, lecz nie mogli, łzy stanęły im w oczach… Wskrzesiła ich miłość, serce każdego z nich miało w sobie niewyczerpalne źródło życia dla serca drugiego.” Rodia wydał siebie, aby móc zmartwychwstać moralnie. Miłość otwiera okna wiary ! Jakże wymowne w tym miejscu stają się słowa starca Zosimy w Braciach Karamazow: „Bracia, nie bójce się grzechu ludzkiego, miłujcie człowieka i w grzechu jego, albowiem to jest podobieństwo Bożej miłości i szczyt miłości na ziemi.” Przez obmytą łzami grzeszność innych, Duch Święty dotyka „możliwego w niemożliwym i nadziei tam, gdzie nie ma już nadziei”(Symeon Nowy Teolog). Grzech ujawnia niemoc człowieka, rzucając go w ramiona wszechmocy i miłosierdzia Boga. „Jestem przeklęty, podły i zdegenerowany, ale całuję skraj szaty osłaniającej mojego Boga… Idę drogą diabelską, ale jestem Twoim synem, Panie, i kocham Ciebie, odczuwam radość bez której świat by nie istniał”- wyzna Mitia. Odkrywamy tu piękno i świetlistość chrześcijaństwa, pochylającą się nad człowiekiem prochem i zagadką. Ucieleśnienie autentycznej i niepodważalnej wolności upatrywał pisarz w osobie Chrystusa, którego „jaśniejący obraz” stał się dla przygniecionych kamieniem win- ikoną „Piękna które zbawia świat.” Dostojewski do końca życia pozostał przy swoim zaufaniu do Tego, którego wypisywały stronice janowej Ewangelii: „Jeśli nie mamy autorytetu w wierze w Chrystusa, to zbłądzimy we wszystkim.” Życie i zmagania pisarza z wiarą skłaniają do głębokiej refleksji i możliwej przemiany. Chrześcijaństwo Dostojewskiego spowite jest paschalnym zachwytem na życiem które zstępuje w całej pełni. Jego śmierć zapisana w pamięci najbliższych mu osób, przywodzi wymowne słowa Makarego z Młokosa: „Człowiek musi umrzeć w pełnym świetle swego ducha, w szczęściu i pięknie, pragnąc swojej ostatniej godziny, i odchodzi cały radosny, jak kłos w stogu siana, jego tajemnica się spełnia…”

niedziela, 21 lutego 2021

Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła. A gdy pościł już czterdzieści dni i czterdzieści nocy, poczuł w końcu głód. Wtedy przystąpił kusiciel i rzekł do Niego: «Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem»… Na to odrzekł mu Jezus: «Idź precz, szatanie! Jest bowiem napisane: „Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz”». Wtedy opuścił Go diabeł, a oto przystąpili aniołowie i usługiwali Mu(Mt 4,1-11). Ewangelia dzisiejszej Niedzieli przenosi nas na pustynię, jesteśmy świadkami pierwszego i niezwykle ważnego pojedynku Chrystusa z diabłem. To moment kuszenia i próby, pewnie bez którego nie jesteśmy wstanie zrozumieć istoty Wielkiego Postu. Pustynia nie jest miejscem turystycznej włóczęgi, czy egzaltacji- to miejsce duchowej walki, mocowania się ze sobą i z przeciwnikiem naszej duszy. W traktacie O skrusze święty Jan Chryzostom mówi o dobrodziejstwach wyjścia na pustynię i samotności: „Jest tam w świecie tyle rzeczy, które gmatwają życie, tyle rzeczy, które zamykają uszy i krępują język, że trzeba byśmy się usunęli od tego zgiełku, uwolnili z tych oparów, wreszcie, byśmy uciekli w miejsce odludne, gdzie panuje głęboka cisza i błogość… Szukajcie zatem samotności, nie tylko samotnych miejsc, ale i samotności serca, a zwłaszcza zawiedźmy naszą duszę w krainę ciszy i zadumy.” Pustynia to środowisko naszego życia- codzienność przemierzana w pocie czoła i z oczami w których można wyczytać osobistą walkę ze złem. Na pustynię wychodzi się po to, aby wiarę pozbawić bałwochwalstwa, serce opróżnić z egoizmu- dostrzec własne grzechy i opłakiwać je. Atanazy Wielki pisał: „Umiłujmy post, bowiem post jest wielką ochroną, wraz z modlitwą i jałmużną. To one wyzwalają człowieka od śmierci. Jak Adam został wygnany z raju za to, że zjadł i przez to wyrzekł się wiary, tak każdy, kto chce, wchodzi do raju przez post i wiarę”. Pustynia jest miejscem wycofania się od wszystkiego, konfrontacji z tym, co uniemożliwia dalsze wędrowanie w kierunku Boga. Święty Izaak Syryjczyk opowiada, że trzeba wyruszyć odważnie w nieznane- szukać i wołać o dar przeobrażającej serce miłości: „Niech Duch Twój, oddany przez Ciebie na krzyżu w ręce Ojca, w miłosierdziu swym doprowadzi mnie do Ciebie. Nie ma odwagi, żeby Ciebie poszukiwać, brak mi ducha pokuty, brak też miłości… Ale Ty, Panie, Boże mój, Jezus Chryste, daj mi łaskę pokuty, potrząśnij mym sercem, abym całą duszą poszukiwał Ciebie, bez Ciebie bowiem nie istnieję…” Na pustyni można zajrzeć w głąb samego siebie, zobaczyć to wszystko co potrzebuje uzdrowienia i ocalenia. W tej duchowej bezsilności możemy zdać się jedynie na Boga. Nie jesteśmy wstanie nie doświadczyć trzech pokus, które stały się doświadczeniem Mistrza. Ilu dzisiaj współczesnych ludzi słyszy ten sam podszept złego ducha. Chcesz rozwiązać problemy ekonomiczne świata; przemienić kamienie w chleb- nakarmić rzesze, to daj mi tylko swoją wolność. Czy tak właśnie nie oskarżał chrześcijaństwa ateistyczny socjalizm ? Wypominał chrześcijaństwu to, że nie uczyniło ludzi szczęśliwymi, nie dało im spokoju, nie nakarmiło ich. Wielki Inkwizytor z powieści Dostojewskiego mówił, że „człowiek szuka nie tyle Boga, ile cudu”. Ilu to karmiło się chlebem rozdawanym przez ręce Kościoła. Najedli się do sytości i poszli swoją drogą. W taką pułapkę próbował wciągnąć demon Chrystusa, a teraz mami tym krótkowzrocznych i chorujących na materializm ludzi. Odpowiedź Pana jest prosta i radykalna: „Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych”- wskazując prymat ducha nad materią. Nie chodzi tu o powszechną i pozbawiającą problemów świata dystrybucję dóbr. „Pokusy zostały odrzucone przez Chrystusa- mówił Bierdiajew- w imię wolności ludzkiego ducha. Chrystus nie chciał by duch ludzki był zniewolony przez chleb, cud i ziemskie królestwo… Tajemnica chrześcijańskiej wolności jest tajemnicą Golgoty, tajemnicą Ukrzyżowania. Prawda ukrzyżowana nikogo nie zmusza. Można ją dobrowolnie przyjąć. Prawda ukrzyżowana zwrócona jest do wolności ducha ludzkiego”. Dzięki pokornemu przemierzaniu pustyni z Chrystusem, chrześcijaństwo uczy się wewnętrznej wolności opartej na zaufaniu; odkrywa przemieniającą radość, odnajduje najcenniejszy dar- miłość samego Boga. Po zmierzeniu z pustynią, chrześcijanin staje się gwałtownikiem zwalczającym zło w swoim wnętrzu, a jego „serce oczyszczone staje się wewnętrznym niebem”.

piątek, 19 lutego 2021

Czas wielkopostnego nawrócenia i przepełniona nadzieją kontemplacja Krzyża, pozwala chrześcijanom odkryć najbardziej wiarygodne i przepełnione miłością oblicze Boga-Człowieka. Filanthropos- Przyjaciel człowieka, którego oblicze wzgardzone, oplute, odrzucone, zaświadcza o największej miłości. Krzyż Chrystusa, staje się wyrazem tej irracjonalnej, bezprecedensowej „szalonej miłości”. Tylko taka perspektywa odsłania nam prawdziwy sens Odkupienia. Mamy do czynienia z przeobrażającą człowieka i świat manifestacja miłości. Ten strumień miłości wypływający z ran Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego Baranka- ożywia, uświęca, stygmatyzuje, przebóstwia zranionego grzechem człowieka. Bóg przez krzyż schodzi do najbardziej infernalnej przestrzeni ludzkiego świata, aby swoją obecnością rozświetlić mroki absurdu i zwątpienia. Ludzkość może przyjąć to terapeutyczne zstąpienie miłości lub odrzucić. Bierdiajew pisał: „Chrystus przyszedł na świat, jako uniżony, nie w chwale, był w świecie incognito i to było Jego kenozą”. Ale owocem tego upokorzenia i wyniszczenia, staje się największe zwycięstwo. Dlatego Krzyż splata w sobie dwa aspekty: niewypowiedziane cierpienie, które wydaje się po ludzku nie do uniesienia i triumf życia rozkwitającego, tak jak pokazują to wschodnie ikony krzyża. „Bóg króluje z drzewa życia”. Pokazuje swoje rany- niczym trofea zdobyte w boju i nieustannie przekonuje człowieka o miłości. „Ukrzyżowany solidaryzuje się ze wszystkimi tymi, którzy z własnej winy zostali pozbawieni Ducha i doświadczyli wygnania- oddzielenia od Boga. Właśnie tak, Syn ukrzyżowany umożliwia grzesznikom pogodzenie się z Ojcem dzięki darowi Ducha wylanego na Niego podczas Paschy, i przez Niego, Zmartwychwstałego, danego wszelkiemu ciału”. Bóg w sposób najbardziej maksymalny wypowiedział nam miłość. A gdzie jest człowiek ze swoim krzyżem ? Chrześcijaństwo dzisiaj wstydzi się krzyża, który jest niewygodny, nieprzyjemny, demaskujący, wymagający określonych postaw. Gdzieś zagubiliśmy Krzyż. Jesteśmy reprezentantami chrześcijaństwa wypalonego, wątpiącego, zbutwiałego, pozbawionego duchowej witalności. Wielu ludzi wierzących wyrzuciło krzyż ze swojego życia; zapomniało o nim. To dobrym moment na duchowe przebudzenie z letargu. „Post to czas, w którym człowiek jest ukrzyżowany przez ascezę i przez to, że jest ukrzyżowany, gdy zasiada przy „stole grzeszników,” oślepiony światłością Zmartwychwstałego ma „spuszczony wzrok”- rozmyślał Evdokimov. Patrzę na ikonę krzyża i zaczynam rozumieć sens Miłości która zbawia świat.

środa, 17 lutego 2021

Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie (Mt 6, 17-18). Wielki Post- te dwa słowa klucze rysują mozolny krajobraz drogi, którą powinien każdego roku przejść chrześcijanin. Zbitka dwóch słów otwierających nowy czas w pulsującej liturgii Kościoła, wyraża coś niezwykle anachronicznego i urzekającego- misteryjnego i mistagogicznego. Ta atmosfera skupienia i refleksji, emanuje również na tych dla których obecność Boga jest jeszcze odległa i mglista. „Świetliste święto”- jak wyśpiewuje z poetyckim uniesieniem liturgia bizantyjska. Istnieje bowiem czas w którym wszystko się odnawia, przybliża do Źródła- doświadcza duchowej wiosny. Dla chrześcijan domem staje się pustynia; pozostawiając za sobą wygodnictwo i schemat codziennych zajęć, rezygnują z czegoś, wychodząc ku spotkaniu z Bogiem i duchowemu przeobrażeniu. Musi w nas zabrzmieć cisza pustyni z której staną się słyszalne kroki przychodzącego Oblubieńca. „By usłyszeć w duszy głos Boga, potrzeba ciszy i całkowitego skupienia”(J. B. Bossuet) Początek tej drogi rozpoczyna „obrzęd nicości”- konfrontacji z prochem którym kapłan posypuje głowy na znak pokuty. Ta materia śmierci zmieszana z wodą, staje się również błotem które Chrystus kładzie na nasze oczy, rany, serce, szczeliny duszy- abyśmy stali się ludźmi uzdrowionymi mocą usłyszanej Ewangelii. „Człowiek jest prochem. Istotą stale umierającą- pisał K. Rahner- Istotą, która od pierwszej chwili swego istnienia zmierza ku śmierci, jednoznacznie i nieubłaganie, jedyną istotą, która o tej nieuchronności swojej śmierci wie. Jest prochem !” Na tej drodze wszystko jest zaskakujące. Nie jest to coroczny scenariusz pokonywanej mozolnie drogi w którą wpisany jest człowiek przygnieciony ciężarem grzechów. „Podczas chrztu rodzimy się z wody i Ducha; podczas sakramentu pokuty odradzamy się łzami i Duchem”( I. Brianczninow). Tu wszystko jest nieprawdopodobne, obłaskawione świeżym spojrzeniem i miłością Boga. „Ten, kto pości przyobleka się w upokorzonego Chrystusa, by tym świadomiej móc się przyoblec w Chrystusa uwielbionego, kiedy On przyjdzie w radości paschalnej, eucharystycznej. Ta radość przenosi się na post, rzucone światło, tak jak rzucony jest cień”(O. Clement). Odmawiana każdego dnia pokutna modlitwa świętego Efrema Syryjczyka oczyszcza z tego, co jest przeniknięte egoizmem i rządzą samostanowienia o sobie. Pozwala w świetle prawdy widzieć swoje przewinienia i przyjmować słabych braci ze współczującą miłością Mistrza z Nazaretu. Jestem grzesznikiem ! Adamem płaczącym u wrót Raju. Wypatrującym ocalenia i przywołania po imieniu. „Nawrócenie i uznanie swojej grzeszności jest córką nadziei i odrzuceniem rozpaczy”(św. Jan Klimak). Kościół namacalnie zaczyna naśladować Chrystusa i przyobleka się w szaty nadziei i miłosierdzia. Ma stoczyć bitwę z własnymi, wewnętrznymi demonami które próbują rozrywać w nim włókna dobra. To przemienienie dokonuje się przez Krzyż Zbawiciela- przyjęty z wiarą. „Dzięki krzyżowi przyoblekamy się w Chrystusa i porzucamy starego człowieka”(św. Teodor Studyta). Być do niego przytulonym i przytwierdzonym, aby doświadczyć wyzwalającej siły i darmowej miłości. „Post jest próbą, poprzez którą osobowość wyzbywa się swego Ja. Jest to ćwiczenie, w czasie którego Ja musi zostać odrzucone przez całą istotę, aby mu mogła się oprzeć. Można więc uznać post za akt miłości wyższego rzędu, za fizyczny sposób wejścia w doświadczenie krzyża, stanowiący integralną część tego doświadczenia” (M. Maskine). Wielkopostna droga jest kamienna i chropowata, lecz u jej końca świetlista Pascha- istnienie w Zmartwychwstałym !

niedziela, 14 lutego 2021

Kiedy Jezus przybliżał się do Jerycha, jakiś niewidomy siedział przy drodze i żebrał. Gdy usłyszał przeciągający tłum, wypytywał się, co to się dzieje. Powiedzieli mu, że Jezus z Nazaretu przechodzi. Wtedy zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Ci, co szli na przedzie, nastawali na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Jezus przystanął i kazał przyprowadzić go do siebie. A gdy się przybliżył, zapytał go: «Co chcesz, abym ci uczynił?» On odpowiedział: «Panie, żebym przejrzał». Jezus mu odrzekł: «Przejrzyj, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim, wielbiąc Boga (Łk 18,35-43). Niewidomi to bardzo specyficzna grupa ludzi, która pomimo niemożliwości widzenia posiada nadzwyczaj rozwinięty zmysł słuchu. W tradycji biblijnej zmysł słuchu odgrywał o wiele większą rolę niż wzrok. Czasami bycie niewidomym odsłania całkiem inne- nieznane obszary rzeczywistości. „Ucho jest bowiem zawsze otwarte, zmuszone do słuchania dźwięków i hałasów wytwarzanych wokół, tymczasem oko może być otwarte lub zamknięte, wedle naszego upodobania” (C. Rise). Niewidomy z dzisiejszej Ewangelii siedzi przy drodze i nasłuchuje zgiełku świata. Ten człowiek nie jest nieszczęśliwy, on przywykł i zaakceptował stan swojej ślepoty. „Być może czasami najlepiej jest być niewidomym, wtedy widzi się rzeczy takimi, jakimi są naprawdę, a nie pozwala się oślepić ich wyglądowi”- pisał W. Wharton. Często mamy skłonność w powierzchownej egzegezie klasyfikować tego człowieka jak nieszczęśnika i żebrującego o cud bezdomnego. Myślę, że on postrzegał rzeczywistość w całkiem odmienny sposób- inny niż reszta wyposażonych w sprawne „zwierciadła”. „Człowiek zdolny jest nawet błogosławić cierpienie, kiedy ma je już za sobą, sam trwale nim naznaczony i przemieniony… Cierpienie człowieka jest przyzywaniem, bezsłowną epik lezą. Kiedy dzięki pośrednictwu drugiego człowieka ktoś odzyskuje poczucie bliskości Boga, trudna epikleza cierpienia zostaje wysłuchana” (W. Hryniewicz). Przemyka przed nim podekscytowany tłum ludzi, poruszony obecnością rozsławionego w okolicy Jezusa z Nazaretu. Nie sposób się nie poderwać z żebraczego kartonu lub kawałka sukna i podążyć za tłumem. Jedyne, co można zrobić to krzyczeć donośnie, błagając o zauważenie. Wraz z pojawieniem się Chrystusa w jakiś sposób zmienia się ontologiczny status tego człowieka. Zapragnął widzieć, ale nie po to aby być przeciętnym konsumentem kolorowego świata. Od tej pory będzie postrzegał świat w potencji wiary zdolnej urzeczywistniać rzeczy niemożliwe. Jest jeszcze jeden ważny aspekt. Zanim Chrystus otworzył mu oczy, to zapatrzył się w niego. Ciekawe w jaki sposób Bóg widzi człowieka, jak postrzega każdego z nas ? Ilu ludzi „widzących” nie pozwala, aby Bóg na nich patrzył. Zręcznie się zasłania różnymi banalnymi wytłumaczeniami, aby tylko nie spotkać utkwionego na sobie spojrzenia Boga. Gdyby podążać za platońskim przekonaniem, iż wzrok jest źródłem poznania. To należy zapytać: Poznania czego, kogo…? Dante przechadzający się przez Raj w Boskiej komedii, postrzegał wzrok jako organ utrwalający piękno nieskończonego misterium Piękna. „Spojrzenie to uobecnione na obliczu człowieka podobieństwo do Boga”(P. Floreński). Może duchową receptą na doświadczenie innego świata, jest żarliwa modlitwa o oczy otwarte na przeobrażającą i utrwaloną w cudach obecność Boga.

środa, 10 lutego 2021

Żyjemy w świecie ludzi zajętych sobą i przepastnie samotnych. Naszą epokę charakteryzuje napięcie nerwowe, niestabilność i alienacja. Samotność przestała być luksusem mistyków, czy intelektualistów w twórczym tego słowa znaczeniu, stała się jednostką chorobową narcystycznej kultury postępu. „Samotność ery elektronicznej nie jest już samotnością pustelnika, ale osoby komunikującej się, podłączonej, a więc zintegrowanej”- pisał G. Minois. Im więcej posiadamy narzędzi do komunikowania się; im więcej otwiera się ofert zaistnienia na portalach społecznościowych, tym bardziej samotnym wydaje się człowiek. Jakże złudne jest przekonanie, że nasze poczucie samotności bierze się z deficytu komunikacji, a jedynym rozwiązaniem tego problemu jest nieustanne penetrowanie internetu w poszukiwaniu nowych znajomości i pozyskiwaniu informacji o innych ludziach. Wydaje się zasadne stwierdzenie, że „nowe technologie, ułatwiając komunikację, paradoksalnie tworzą samotność”(M.F. Hiriogoyen). Internet z naszpikowanymi narzędziami i aplikacjami umożliwia bezpośrednie i szybkie nawiązanie kontaktu z ludźmi żyjącymi po drugiej stronie świata. Widzimy osoby i słyszymy ich głos, skracając tym samym czas i przestrzeń. Przestrzeń internetu, czy galerii handlowych staje się krainą współczesnych samotników, ocierających się o siebie, lecz przestających patrzeć sobie w oczy. „Mam tylu znajomych na facebooku, a jestem taka samotna”- wyzna w przypływie chwili młoda dziewczyna. Samotne wyspy z telefonami w dłoniach i słuchawkami odgradzającymi od rzeczywistych spotkań; od szeptanych słów tkających nić międzyludzkich relacji. „Jednostka jest dziś autorem własnej samotności i jest ofiarą. Potrzebuje innych, ale zachowuje się tak, jakby mogła żyć bez nich”(M. Hannoun). Człowiek „płynnego społeczeństwa” posługując się baumanowskim językiem, spotyka w ciągu dnia tylu ludzi, ile w ciągu całego roku spotykał człowiek średniowiecza. Przy czym ten drugi był ubogacony tymi spotkaniami i na długo utrwalały się w jego pamięci, przynosząc obópólne korzyści. Możemy powątpiewać ten stan rzeczy, lecz wiele krajów europejskich rozpoczęło oddolną walkę z ludzką samotnością. Różne instytucje próbują wyważyć drzwi informacyjnych portali i dotrzeć do człowieka- zauważyć go i wydobyć z klaustrofobicznej samotni. Kiedyś człowiek był obecny w świecie przez swoją rzeczywistość cielesną- duchową i przyświecała mu chęć nawiązania dialogu, poprzez zmysły odkrywając i afirmując ową fascynująca inność napotkanych osób. Dzisiaj świat się skurczył- zredukował się do rozmiaru laptopa czy telefonu, gdzie bo drugiej stronie bieguna istnieje ktoś niepoznany do końca (często budujący swój fałszywy wizerunek). „Byt otoczony murami. W środku świata otoczonego murami. Sam w środku własnej samotności”- czytamy w egipskiej Księdze umarłych. Gdzie szukać zdrowia i równowagi ? Myślę, że trzeba zdemaskować współczesną samotność. Zdiagnozować limes własnej samotności. „Aby dojść do tego, czym jesteś, iść musisz drogą, na której nie ma ciebie”(T.S. Eliot). Poszukać jej przyczyn. Trzeba być szczerym ze sobą, aby później zdobyć się na szczerość i wyjście ku innym ludziom. W tym również może pomóc mądrość chrześcijaństwa ufundowana na przesłaniu Ewangelii. Bliźnim jest ten, kogo zechcę nim uczynić; ku któremu wyjdę naprzeciw, mając odwagę zburzyć dzielący mnie od niego mur. „Być duszą ludzką- jak pisał B. Pasternak- człowiekiem w innych ludziach.” To jedyne lekarstwo na wszechobecnie panoszącą się samotność.

poniedziałek, 8 lutego 2021

Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza. Biada światu z powodu zgorszeń ! (Mt 18, 6-7). Istnieją takie przestrzenie w których Bóg ociera łzy dzieci płaczących w samotności. Istnieją miejsca inferalne w których zło przybiera najbardziej zwyrodniałe i makabryczne- ludzkie oblicza. Wczoraj obejrzałem film pana Patryka Vegi Oczy diabła (https://www.youtube.com/watch?v=YuoRwKZzu5M). Byłem tak mocno poruszony tym dokumentem że nie mogłem spokojnie zasnąć, a moje oczy wypełniły się łzami bezradności i niemocą uczynienia czegokolwiek. Film ukazujący cierpienie małych dzieci, wydanych na świat lub porywanych do domów publicznych (wykorzystywanych seksualnie, torturowanych, uzależnianych od narkotyków) a następnie sprzedawanych na organy; finalnie utylizowanych w mrocznym i ukrytym szczelnie świecie ludzkiego piekła. Piramidalnie zbudowany biznes, pełen filantropijnych koneksji, którego celem jedynie prawo handlu- popyt i podaż. Zło nie może być tłumaczone przez wolność ! Stłamszone i zredukowane do pieniądza istnienie pustki. Miał rację św. Jan Chryzostom mówiąc, że „zepsucia świata nie można dlatego usunąć, ponieważ nikt nie zwraca uwagi na dzieci.” Oglądając wywiad z młodą kobietą która nosiła w sobie dziecko, aby je następnie sprzedać bez jakichkolwiek emocji, przechodziłem sinusoidę emocji od gniewu po przejmujący duszę smutek. Pomyślałem o własnym dziecku i tym, czy jestem w sposób wystarczający zdolny do uchronienia go przed ludźmi których serca przestały kochać, a sumienia stały się sitem przez które przepływa rzeka błota. Piekło otaczającego nas świata to nuda którą się próbuje uśmiercić ekstremalną i pełna perwersji rozrywką. Głębokie moralne upośledzenie które przynosi rozpacz i śmierć tych innych- bezimiennych dzieci. Ten dokument wpisuje się w pełną krzykliwości dyskusję o życiu najmniejszych, bezbronnych ludzi. Nikt nie słyszy ich słów. Nikt nie słyszy ich krzyku: Mamo, gdzie jesteś ! „Tylko Żyjący (w ludziach złych)- bo on jest jedynym Żyjącym- może uczynić wyłom we wszystkich determinizmach, może przekształcić Nieobecność w Miłość. Nie tylko nie zmusza człowieka, ale staje się Tchnieniem, które ożywia, nieskończoną przestrzeń jego wolności” (O. Clement). Myślę o Bogu milczącym i kochającym, którego miłość działa w ciemności jak spalający ogień. Bogu przytulającym swoje stworzenie; słyszącym bicie serc i oddech w klaustrofobicznej przestrzeni, widzącym przez szczelinę ludzkiego grzechu bezmiar przelewającego się zła. Temu złu trzeba się przeciwstawić. Nie możemy przejść obojętnie wobec bólu dzieci i nadziei pogrzebanej w otchłani piekła. Jako chrześcijanie jesteśmy wezwani do przeciwstawienia się takiemu stanowi rzeczy. „Zło jest śmiercią- pisał M. Bierdiajew- zwycięstwo nad złem jest wskrzeszeniem życia.” Proszę obejrzyjcie ten dokument i nie bądźcie bierni. Nie mówcie to mnie nie dotyczy. To nie dzieje się naprawdę. To nie spotka mojego dziecka. Przeciwstawiajmy się złu. Spróbujmy na wszelkie możliwe sposoby przerwać profanację życia. Dziękuję Patrykowi Vedze, że zechciał zademonstrować realizm zła- obnażyć ludzkie monstra, oraz zejść do piekła w którego wnętrzu tli się życie wydanych na męczeństwo dzieci.

niedziela, 7 lutego 2021

Ziarnem jest słowo Boże… (Łk 8,4-15). Locus theologicus przypowieści jest próba orientacji myślenia uczniów i zgromadzonych tłumów na rzeczywistość Królestwa Bożego. To, co jest nieuchwytne, zakryte, trudne zrozumienia- zostaje przez Chrystusa przetransponowane na barwny język rolniczego środowiska Galilei. Nie trzeba być fellahem, żeby zrozumieć wielowarstwowy sens opowieści. Słuchacze Chrystusa wchłaniali zmysłem słuchu każde słowo, ponieważ odzwierciedlało ich codzienny trud życia. Siewca wyszedł siać- prozaiczna czynność rolnika, często naznaczona niepowodzeniem i nieprzewidzianymi sytuacjami, takimi jak: zmiana klimatu, nieurodzajna gleba, niszczycielskie działanie innych ludzi, dzikie zwierzęta, czy ptaki wydziobujące ziarna. Larange pisał, że w Palestynie można zobaczyć „chmary wróbli, które podążają za siewcą i chwytają ziarno, zanim wpadnie ono w ziemię”. Rolnik niesie ziarno w „worku zawieszonym na plecach lub na szyi, albo w torbie utworzonej przez podniesione poły ubrania” (H. Kahlefeld). Jaki zatem jest ukryty sens przypowieści ? Doskonale wiemy, że nie chodzi o zwyczajny opis pracy rolnika. Chrystus mówi nam, że królestwo jest zasiewem, a On sam jest siewcą. Misją Boga-człowieka jest sianie, po to aby rozkwitnął nowy świat Boga. Aby ziarno wydało urodzajny plon. „Stojący na brzegu ludzie odkrywają w końcu, że to oni są ziemią, na którą pada ziarno. Uczniowie zaś dowiadują się, że aby „łowić ludzi” trzeba siać !” Bóg hojnie zasiewa, mając nadzieję że cały plon wzejdzie. Zasiewa nawet tam, gdzie zwyczajnie inny rolnik nie odważyłby się zasiać- stwierdzając, iż to marnotrawienie ziarna i czasu. Nabiera pełne garście i rozrzuca tam gdzie popadnie. Siewca nie jest marnotrawcą, doskonale wie, że miłość raz ofiarowana kiedyś zostanie zwrócona. On daje siebie bez ograniczeń- taka postawa określa limes Jego Królestwa Miłości i Pokoju. Ziarno można rozumieć na kilka sposobów jako symbol: nasienia nowej rzeczywistości, oraz zmartwychwstania. Ziarnem jest słowo Boże. Stąd też ziarnem są nazwani „synowie tego Królestwa” (Mt 13,38). Ziarno to Chrystus zasiany w błogosławionym łonie Najświętszej Dziewicy- Misterium Obecności. Wcielony Bóg „rozkwitający” w historii świata. Ziarno to również zapowiedź eucharystycznej obecności Pana w centrum liturgicznej wspólnoty Kościoła. Zmielone ziarno staje się materią uświęcenia i przebóstwienia świata. „Jak bowiem chleb pochodzący z ziemi, skoro tylko otrzyma wezwanie Boga, nie jest już zwyczajnym chlebem, lecz Eucharystią złożoną z dwóch rzeczy, ziemskiej i niebieskiej- tak nasze ciała, uczestniczące w Eucharystii, nie podlegają już skażeniu, ponieważ mają nadzieję zmartwychwstania”- objaśniał przyjmującym sakrament św. Jan Damasceński. Najbardziej aktualnym przesłaniem dla nas jest świadomość tego, że również każdy z nas jest zasianym ziarnem. Bóg jest cierpliwym fellahem, będzie czekał na nasz plon, rzecz jasna na miarę naszych możliwości.

czwartek, 4 lutego 2021

A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi (Łk 7, 23).
Przypominam sobie jak kilkanaście lat temu w jednym z niemieckich ośrodków akademickich dyskutowaliśmy w takim wielonarodowym składzie o przyszłości chrześcijańskiej Europy. My młodzi studenci z Polski byliśmy niewzruszenie przekonani, że liberalizacja- więcej ateizacja życia publicznego do nas nie przyjdzie. Tłumaczyliśmy naszym przyjaciołom z zachodu, że chrześcijaństwo jest tak mocno wrośnięte w naszą kulturę, tradycje, że nawet największe uderzenia nie zachwieją jego fundamentami. Upłynęło już trochę czasu od tamtego spotkania, a rzeczywistość okazuje się o wiele bardziej złożona i odrobinę zatrważająca dla ludzi których kształtował świat chrześcijańskich wartości. Sekularyzacja stała się niezaprzeczalnym faktem i ma w sobie coś chorobotwórczego. Świat- posługując się językiem Gogola „zamieszkany przez martwe dusze.” Rzeczywistość nieprzejrzysta, rozproszona, pokawałkowana, rozbita niczym lustro. „Jeśli istnieje jedna prawda, której uczy nas historia- pisał E. Durkheim- to mówi ona, że religia zajmuje coraz mniej miejsca w życiu społecznym.” Z dużym opóźnieniem i już u nas trwa batalia o zachowanie zrębów chrześcijańskich wartości. Ogromne skomasowane ataki liberalnych środowisk, potężne finansowe transfery i lobby potężnych gigantów medialnego świata, wskazują że wszelkie rodzące się w głowie obawy, są w pełni uzasadnione. Zdawało się, że wraz z upadkiem komunizmu i rozdarciem na strzępy żelaznej kurtyny, ustąpi wroga i destruktywna ideologia marksizmu proklamująca śmierć Boga. Wszystko wróciło w atrakcyjniejszym opakowaniu- niczym marketingowy towar- rewolucjonizujący i modelujący, zasapany, wyjałowiony z ukrytych pod powierzchnią sensów świat. Śmierć Boga i prawdy, po raz kolejny jest podnoszona na sztandarach dekonstruktorów „postnowoczesności.” Wszystko wydaje się tak płynne i nasiąknięte relatywizmem iż nie wiadomo na którym z frontów podjąć batalię z atrofią umysłów i serc. B. Hart twierdzi, że „żyjemy w epoce, w której za porozumieniem przytłaczającej większości ludzi główną wartością stała się święta i nienaruszalna wolność.” Cywilizacja zachodnia doszła do takiego punktu w którym wszystko zdaje się być rozmytym, jałowym, miałkim- wypłukanym z wartości które niczym zwornik trzymały sklepienie przed zawaleniem. W Zimowych notatkach Dostojewskiego natrafiłem na takie zdanie: „Czujecie, że trzeba mieć dużą odporność, aby nie akceptować rzeczy dnia, uwielbiać Baala, to znaczy nie brać iluzji za realność.” Brzmi w uszach pytanie które swojego czasu postawił Rocco Buttiglione „czy Europa, która się boi lub wstydzi wymienić w preambule swojej konstytucji imienia Boga, Europa, która chce dyskryminować chrześcijan, Europa, która zmierza do łagodne samobójstwa i która jest tak zaślepiona nienawiścią do siebie samej, że uważa za nieprzyjaciół tych, którzy chcieliby ją ocalić, czy ta Europa jest jeszcze naszą Europą ?” Spoglądam dzięki pośrednictwu mediów na to, co się dzieje na ulicach naszych miast. Na wulgarny i roszczeniowy przekaz środowisk lewicowych, to mam wrażenie że jesteśmy już w tym, o którym w przeszłości usłyszałem ( a niedowierzałem że nastąpi) wstrząsie sejsmicznym. Jako chrześcijanin nie czuję się dotknięty epitetami: „konserwatysta,” „ekstremista,” „wstecznik”, „fundamentalista,”- jest to jedynie kąśliwe szczekanie mające uczynić z ludzi wiary, jedynie śmieszny i marionetkowy byt, wokół prawdziwe "postępowego" i "oświeconego" towarzystwa. „Piekło jest drwiną, która szydzi z wszystkich.” Nie boję agitatorów „cywilizacji śmierci” i „pseudo-posiadaczy prawdy,” z takimi chrześcijaństwo przez wieki historii nie raz się konfrontowało, ostatecznie miażdżąc ich argumenty spokojem, przenikliwością i wiernością Ewangelii. Zadaniem ludzi wiary jest podtrzymywać ten świat modlitwą i czujnością serca. Odpowiadać dobrem na zło- to jedyne i sprawdzone remedium na stan nasilającego się chaosu. Nie będziemy reformowali struktur, lecz pozwolimy się opluwać; będziemy nadstawiać drugi policzek, aby dać świadectwo prawdzie. Świadek Chrystusa to ktoś, kto z szaloną wręcz cierpliwością będzie proklamował, że Królestwo Boże jest w centrum tego całego zgiełku. Brzmią mi wymownie w uchu słowa poety: „Ty mnie uczysz jak iść kiedy droga milczy.” Będzie to ciche przesłanie o Bogu obecnym w każdym pulsującym wydarzeniu, który przemawia w miłosnym milczeniu w głębinach ludzkiego jestestwa. Chrześcijan winna przenikać świętość człowieka apokaliptycznego- tych, którzy widzą już ostateczny blask prawdy. W apokryficznej Ewangelii Tomasza usłyszymy: „We wnętrzu świetlanego człowieka mieszka światło, które oświetla cały świat.” Jakże to pocieszające !

wtorek, 2 lutego 2021

«Teraz, o Władco, pozwalasz odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, które przygotowałeś wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela». A Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono. Symeon zaś błogosławił ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: «Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą – a Twoją duszę miecz przeniknie – aby na jaw wyszły zamysły serc wielu» (Łk 2,29-35). W pełnym wdzięczności wyznaniu wiary starca Symeona chrześcijaństwo odkrywa radość z bliskości Bogoczłowieka- „Światłości świata”. Na chrześcijańskim Wschodzie epizod ofiarowania Chrystusa jest nazwany „Spotkaniem”, ponieważ Dziecię łączy w swojej Osobie Stary i Nowy Testament, celebruje zrealizowanie obietnicy Mesjasza. Poczciwy Symeon jest świadkiem uobecnionej tęsknoty „wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na nim. Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Chrystusa Pańskiego”. Jego miłosne wypatrywanie Zbawcy urzeczywistniło się w jesieni życia- napełniając sensem i nadzieją wędrówkę ku Bogu. Pierwsi pasterze ujrzeli Narodzonego w Betlejem, ale to był impuls chwili, spontaniczne poderwanie i zaspokojenie ciekawości rozbudzone anielskim nawoływaniem. Jak pisał św. Ambroży: „Śpieszyli by ujrzeć Słowo. Gdy widzieli ciało Boże, widzieli również Słowo, to znaczy Syna”. Inaczej ma się z Symeonem, jego rozpoznanie jest przeniknięte oczekiwaniem i łaską; to doświadczenie światłości otwierające oczy duszy i przyśpieszające bicie serca. Człowiek uchwycił blask światłości, wziął w swoje ramiona Przedwiecznego, stanął w pośrodku Szekiny. „Blask Boga widzimy więc obecnie nie bezpośrednio, lecz poprzez Jego objawienie się w ciele- pisał Odo Casel. To ciało początkowo jest jak welon, zasłona; jednakże zasłona prowadzi do Świętego Świętych… Ciało Chrystusa, Jego wcielenie, jest koniecznym przejściem do Ojca. Jego żłobek, Jego krzyż prowadzą do chwały. Im bardziej naszą wiarą ogarniamy Jego uniżenie, tym bardziej staje się ono dla nas przejrzyste i pozwala przez siebie dostrzec Jego chwałę, aż wreszcie nastąpi pełne odsłonięcie Jego światła, przy czym uniżenie przemieni się w chwałę, ciało zaś stanie się Słowem, Panem, Duchem.” Bóg położony w dłoniach człowieka jaśnieje światłem nadchodzącego Królestwa Ojca. Odsłaniają głębię tego przeżycia liturgiczne kontakiony święta: „Łono dziewicze uświęciłeś zrodzeniem Twoim i pobłogosławiłeś ręce Symeona jako sługi, a teraz zbawiłeś i nas, Chryste Boże. Ukróć spory wśród ludzi i umocnij lud Twój, który umiłowałeś, Jedyny Przyjacielu człowieka”. W Dziecięciu objawia się ogień miłości Trójcy- Żar rozpalający wnętrzności człowieka i umożliwiający zupełnie inny rodzaj poznania. To przeżycie łaski oddają pełne zdumienia słowa Pascala: „Ogień. Bóg Abrahama, Bóg Izaaka, Bóg Jakuba, a nie filozofów i uczonych. Pewność. Pewność. Uczucie. Radość. Pokój. Bóg Jezusa Chrystusa… Ten tylko Go znajdzie, kto pójdzie drogą wskazaną w Ewangelii… Jezusa Chrystusa”. Na długo przed Pascalem Kościół rozpoznawał obecność Pana uobecniającego się przez wiarę w sakramentalnej obecności. Ofiarowanie które rozpościera się przez wieki i wypełnia tabernakula, jak również ludzkie serca. Zbliżamy się do Chrystusa drogami zwykłymi, którymi każdy może do Niego dotrzeć; przez wnikliwą lekturę Ewangelii, czy podążając tropem sztuki. W ślad za przesłaniem Ewangelii podąża również ikonografia, próbując zatrzymać to wydarzenie w malarskiej- pełnej mistagogii wizji. Ikona Spotkania Pańskiego nawiązuje to faktu przyniesienia Chrystusa w czterdziestym dniu po Narodzeniu do Świątyni Jerozolimskiej przez Maryję i Józefa. To opowieść teologiczna pełna duchowej wrażliwości i czułego napięcia emocjonalnego, które spowija wszystkie postaci tego spotkania. Ikona przedstawia Starca z Dzieciątkiem na rękach. Cała jego postać wyraża jakby wypełnienie wszystkich ludzkich tęsknot. Całym sobą pochyla się nad Jezusem, wszystkie linie jego sylwetki skierowane są ku Zbawicielowi, swymi wklęsłymi konturami tworząc zarys jakby czaszy kielicha, którą wypełnia łaska, zaś ręce Symeona stają się uformowanym ołtarzem gotowym na największy dar- Wcielonej Miłości. To wiara w Boga, który wkracza w egzystencję ludzką i objawia się spełniając dzieła, które spełnić może tylko On sam. To odnowienie i oświecenie dotyczy każdego z nas, cały splot ludzkich pokoleń. Wyrażają to słowa Ireneusza z Lyonu: „Odnowił w sobie długi szereg ludzi i dał nam zbawienie jakby mieszcząc swoim ciele”. Niech nam wystarczy wyznanie Brata Rogera Schutza: „Trwając przy Bogu, możemy już odtąd wszystko widzieć w świetle Chrystusa. W tym właśnie świetle spojrzymy na wszystkich ludzi, widząc, że w każdym człowieku, nawet w tym, który nie zna Chrystusa, jaśnieje odbicie obrazu Stwórcy”.