sobota, 29 maja 2021

Ogarnęły mnie fale śmierci i zatrwożyły mnie odmęty niosące zagładę… (Ps 18, 5). Sztuka potrafi z niezwykłą przenikliwością sondować ludzką egzystencję, sięgać głębi bytu- chimerycznych i skarłowaciałych moralnie postaw, które tak wiele mówią o kondycji nowoczesnego świata i człowieka stojącego na rozdrożu. „Kto szuka prawdy o człowieku, musi uchwycić swój ból”- pisał G. Bernanos. Wczoraj uczestniczyłem w otwarciu wystawy dyplomowej moich uczniów. Wśród licznie zaprezentowanych prac, moją uwagę przyciągnęło jedno dzieło, skłaniające do filozoficznego namysłu nad człowiekiem, jego wewnętrznymi wyborami i szamotaniną której przeciwległym biegunem jest pustka i śmierć w obliczu czyhających zagrożeń. Człowiek XXII wieku Macieja Januszewskiego zdaje się odważną próbą reinterpretacji współczesnej antropologii w materii rzeźby. Przemierzam wzrokiem każdy fragment tej płaskorzeźby i widzę bezradne nagie ciało- zatopione w archaicznej przestrzeni śmierci. Ciało zanurzone w magmie niebytu, obnażone, które zostaje poddane miażdżącym siłom fatum; konfrontujące się z „potęgą ciemności” i „chłodem samotności.” Świat jako „płynny grób”- wciągający i przerażający w swojej chropowatej strukturze formy. „Śmierć przyszła na człowieka, ponieważ zgrzeszył”(Rz 5,12). Śmierć staje się miejscem ontologicznym. Miejsce ostatecznego wyboru ! Sam autor umieszcza lapidarny komentarz do własnego dzieła: „Powstała jako manifestacja obaw dotyczących szeroko rozumianej przyszłości, której wizja obrazowana jest jako zgubna. 100 kg (betonu) wskazuje na wielką wagę problemu oraz konsekwencje nie do zniesienia. Głowa oderwana od reszty ciała, kręgosłup (moralny) przerwany w karku, lewa dłoń niszczeje, to ona była źródłem zgorszenia i śmierci dla ciała i duszy.” Refleksja o przewrotnej, dychotomicznie rozumianej ludzkiej naturze zaskakuje i zmusza do konfrontacji z pytaniami które muszą rezonować w głębi ludzkiego sumienia. „Człowiek jest bogiem bezsilnym”- powie Heidegger, nieustannie konfrontujący się z niszczycielskimi siłami śmierci. Nie jest łatwo żyć w świecie na opak. Dla ideologicznie zwyrodniałych mas, bycie nowoczesnym zakrawa na idolatrię w najgorszym tego słowa znaczeniu. W świecie gdzie zło zostaje umiejętnie retuszowane i sprzedawane niczym chodliwy i atrakcyjnie zapakowany towar. Zło jako prowokacja zawłaszczająca rzesze tych, którzy się poddali- sprzedali się w imię świętego spokoju. Jakże przerażająca jest chwila śmierci ! „Rozkład ducha jest przede wszystkim rozkładem ciała… Trup zakłóca przez metamorfozę, która transcenduje świat żywych.” Według świętego Grzegorza z Nyssy, człowiek jest ikoną Boga lub też jest maską zwierzęcia, grymasem szatana, małpą Boga. Jest w tym jakaś tragedia zła, dramat ludzkiego wyboru. Myślę, że autor tego dzieła z wielkim zatroskaniem pyta o kondycję współczesnego człowieka. Istotę otwartych oczu i niezmąconej niczym duszy. Przestrzega przed światem balansującym nad przepaścią, utkanym z pozorów, fałszywych wyborów, obliczony na strącenie w głupotę; wydany programowej demoralizacji. Jest jeszcze jedno odczucie które mi towarzyszy przy odbiorze tego dzieła. To odczucie przepastnej ciszy. Człowiek wydany objęciom śmierci przestaje mówić, zatapia się niemocy słów. Dźwięki niewypowiedzianego przesłania staje się zachętą do wewnętrznego namysłu odbiorcy. Słowa mogą wejść w wir unicestwienia, stając się czymś na kształt bezdźwięcznego proroctwa. „Milczenie- powie M. Fumaroli- nie jest utratą mowy, lecz jej powrotem do miejsca bardziej pierwotnego, donośniejszego.” Betonowy i rozczłonkowany człowiek w swojej niewyobrażalnej agonii, milcząco krzyczy: Jeszcze nie jest za późno, aby ocalić człowieka !

czwartek, 27 maja 2021

Czy dlatego coś jest piękne, że się podoba, czy się podoba, że jest piękne ? To pytanie świętego Augustyna może być wyjściowe dla rozważań nad istotą piękna. Wielokrotnie już na moim blogu podejmowałem ten ważny, choć wydaje się ciągle niewyczerpany temat. „Tak więc estetyka może być pomocna w życiu- pisał Z. Herbert W potędze smaku- nie można zaniedbywać nauki o pięknie” (aby nasze zmysły nie poddały się wygnaniu). Nie bez znaczenia Dostojewski- wielki egzystencjalny pisarz wykarmiony estetyką bizantyjską- stawia problem piękna, nie tyle jako kategorię estetyczną, ale jako wartość najistotniejszą i mistagogiczną: „…że do życia nie jest potrzebna ani nauka, ani chleb, lecz jedynie piękno jest jej nieodzowne, gdyż bez piękna nic już nie będzie do zrobienia na tym świecie ! W tym kryje się cała tajemnica, w tym zawiera się cała historia.” Przepastna kultura (muzyka, teatr, literatura i sztuki plastyczne) w sposób dogłębny próbuje w mniej lub bardziej wyraźny wydobyć piękno i rozpalić jego żarem ciągle poddane wątpliwościom i profanacji zmysły ludzkie. Jakże symptomatyczne w kontekście współczesności wydają się słowa Evdokimova: „Człowiek zanim jeszcze zrozumiał i poznał piękno i miłość, już je sprofanował.” W sztukach dokonuje się przejście poza horyzont poznania- smak, odczucie i blask autentycznie przeobrażające. Osobiście bulwersują mnie pomysły z przesuwaniem granic w sztuce; lekkomyślnością artystów posuwających się do absurdu i skandalu, aby skutecznie wyeliminować piękno. Sztuka nie jest samowolą geniusza, zakłada zawsze odniesienie do czegoś większego niż próba autoafirmacji siebie. Być może to truizm, ale aby uchwycić piękno potrzebna jest zdolność do zachwytu, zamyślenia, uniesienia, czegoś na kształt mistycznego powiewu duszy. Jest w tym jakiś niewytłumaczalny do końca element sakramentalności, przejawiający się w przeistoczeniu zmysłów: uzdolnieniu władz poznawczych do innego już oglądu rzeczywistości. Być może jak twierdził Ingarden, trzeba się wzbić poza zwierzęcość, ku czemuś co w nas potencjalnie boskie- transcendentne- fenomenologicznie ekscytujące. Patrzę na różne warianty ikon z kręgu chrześcijańskiej sztuki i nie wiedzę jedynie przedstawień, lecz obecności- wykreślone tworzywem barw, piękne oblicza o przemienionej naturze. Trzeba doświadczyć takiego porywu który zwalił na kolana Apostołów spowitych blaskiem przemienionego na Górze Tabor Chrystusa. „Malarstwo- jasna muzyko oczu. Malarstwo jesteś piękne !”- wyzna w przypływie euforii M. Gogol. Ekspresja światła tańczącego w mandorli obłaskawiającego szczęściem Boga. Stąpać po ziemi, ale nie wykluczać wychylenia ku… Nie poruszam się w świecie ludzkich wytworów jak archeolog przesiewający piasek i odsłaniający skamieniałości, oddzielając warstwy poddane ciśnieniu czasu i historii. Nie spaceruję również jak turysta niesiony ciekawską włóczęgą, przemierzając kilometry muzealnych przestrzeni, kolekcjonując wiedzę o dziełach na których odcisnął się ślad wybitnych osobowości odległych epok. „Pozwól mi zobaczyć świat takim, jakim wierzę, że widzi go ten artysta”(M. Serres). Trzeba porzucić odruch zachłanności, aby dostąpić wewnętrznego poruszenia całkowicie wywracającego wszystko to, do czego percepcyjnie się przywykło. Niełatwo jest zdefiniować piękno tym, dla których za piękne uchodzi tylko to, co ładne i powszechnie akceptowalne. Rozpoznanie piękna wymaga wysiłku i pokory, pomimo napierających zewsząd bodźców i rozstajnych przekonań dyletantów których propozycje przemieszczają się jak w kole fortuny. Zakończę fenomenalną myślą Bierdiajewa: „W pięknie należy żyć, aby je poznać.”

wtorek, 25 maja 2021

Od kilkunastu dni możemy dostrzec stopniowy powrót do normalności. „Tak bardzo przyzwyczailiśmy się do tego, że istniejemy wewnątrz śmierci, że pełnia życia wydaje nam się niemożliwa”- pisał O. Clement. Świat na zewnątrz komunikuje nam prawdę o tętniącym zewsząd życiu. Statystyczny spadek zachorowań i umieralności mogą wskazywać na optymistyczne prognozy na przyszłość. Zdjęliśmy maski i wystawiliśmy na promienie słońca nasze twarze. Przestaliśmy być istotami zalęknionymi. Przebudziło się życie towarzyskie, a wyjście na zewnątrz okazało się czymś upragnionym- błogosławieństwem losu ! Zaczęliśmy bez większych obaw planować wakacyjny wypoczynek. Czy to już koniec pandemii ? Pomimo odwilży pandemii, zalega na ustach wielu z nas to pytanie- szczególnie tych, którym zderzenie z chorobą odebrało bliskich i wyżłobiło w głębi serca wiele dotkliwych ran. Izolacja przeprowadziła nas przez namacalne doświadczenie pustyni i konfrontacji ze sobą samym. Cisza miast i wiosek, dystans wobec innych (potencjalnie transferujących wirusa), samotność w chorobie, anonimowość śmierci i opłakiwanie zmarłych przy szczelnie zamkniętych trumnach. Wielki cień śmierci rozszerzający kontury swojej zagarniającej wszystko obecności. Tak bliskie nam pulsowanie życia ulicy, codzienne spotkania i rytuały wymiany uprzejmości, które przerywały pracę i pozwalały się orientować w nowinkach kończącego się dnia, wszystko to było zakazane; uzasadnione rygorem bezpieczeństwa. Jednostki poddane niewyobrażalnemu stresowi poddały się fali „apokaliptycznych” przepowiedni i katastroficznych scenariuszy ogłupiających trzeźwość umysłu i chylących się ku szaleństwu lub samobójstwu. Biblijna Apokalipsa pobudza wyobraźnię, ale jej groza kończy się proklamacją nadziei. Odczytywana w sposób zdroworozsądkowy kształtuje wiarę przenikniętą optymizmem. Jest to afirmacja ostatecznej odnowy: Ecce nova facio omnia. Przypomina mi się w tym miejscu zdanie z książki Delumeau Strach w kulturze… „Oto miasta oblegane przez choroby, poddane kwarantannie, w razie potrzeby otoczone przez wojska, konfrontowane z codzienną udręką i zmuszone do stylu życia zrywającego z tym, do którego było przyzwyczajone. Znane ramy są usuwane. Niepewność rodzi się nie tylko z obecności choroby, ale także z destrukcji elementów, które budowały codzienne środowisko. Wszystko jest inne…” Nie bez przyczyny jedną z najbardziej poczytnych książek ostatniego czasu była Dżuma Camusa. Temat śmierci zaintrygował wielu i przyczynił się do większej oglądalności filmów o tematyce futurystyczno- fantastycznej. Z drugiej strony- tak pozytywnie rzecz ujmując- epidemia wyzwoliła w nas szacunek do czasu i życia; tęsknoty za świtem na którego horyzoncie pojawi się dobra wieść. Już nie musimy egzystować w klaustrofobicznych przestrzeniach naszych domów i wyglądać przez okno jak postacie zalegające płótna Edwarda Hoppera. Marzenie i wyglądanie normalności jakoś się urzeczywistniło. Nikt nie wykradł nam tego czasu z naszego zapisanego i wybiegającego ku przyszłości kalendarza. Pandemia obnażyła słabości człowieka nowoczesnego, technicznego, upatrującego siłę i skuteczność w zasobnościach finansowych- uwikłanego w schematyzmy działania i planowania. Nieprzewidywalność zdarzeń wykształciła w całych społecznościach zdolność do adaptacji i podporzadkowania się zasadom pozwalającym zachować bezpieczeństwo. Przestaliśmy się oglądać do tyłu. Naszymi zmysłami czujemy zapach natury w której pomimo licznych determinant dokonuje się zmartwychwstanie. Jesteśmy częścią przepływającego życia którego tamy śmierci nie mogły zatrzymać. Przekonujemy się ostatecznie, że finalny akord należy już do Życia !

niedziela, 23 maja 2021

Wieczorem w dniu zmartwychwstania, tam gdzie przebywali uczniowie, choć drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: «Pokój wam!» A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie, ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: «Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam». Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: «Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane» (J 20, 19-23). Zstąpił Ogień ! Wytrysnęło Źródło Życia, poruszyło w posadach grunt pod nogami bojaźliwych i niepewnych własnego jutra Apostołów. Młody Kościół poczuł tak wielkie drżenie… Rozległ się tak gwałtowny szum i płomienie ognia przepruły na wskroś mury Jerozolimskiego Wieczernika. Ten żar przepływa przez mury Wieczerników historii. Wielkie bierzmowanie czasu, przestrzeni, stworzenia, a nade wszystko ludzkości zwołanej od tej chwili jako Kościół. Eksplozja Miłości ! Bez Ducha Świętego nie jesteśmy wstanie zrozumieć Kościoła- On jest „duszą Kościoła”, nieustannym źródłem życia, piękna i duchowej harmonii. Duch Święty sprawia, że grzeszna społeczność ludzka staje się wspólnotą uświęconą i przebóstwioną- „nowym stworzeniem”. „Jesteście bowiem kamieniami świątyni Ojca- powie św. Ignacy Antiocheński- przygotowani na budowę, jaką sam wznosi. Dźwiga was do góry machina Jezusa Chrystusa, którą jest Krzyż, a Duch Święty służy wam za linę”. Wydarzenie Pięćdziesiątnicy odsłania życiodajną- napełnioną „szumem z nieba” i „ogniem”- całkowicie nową rzeczywistość. Rodzi się Kościół „wydobyty” z boku Baranka, upieczony w ogniu rozdzielających się niczym języki płomieni. „Duch tworzący, na nowo budujący przez chrzest, przez zmartwychwstanie; Duch poznający wszystko, uczący, wiejący gdzie chce i ile chce, prowadzący, mówiący, posyłający, odłączający, odkrywający, oświetlający, ożywiający, raczej zaś sam światło i życie budujący świątynie; czyniący Bogiem, wtajemniczający, tak że nawet uprzedza chrzest i szukany po chrzcie; czyniący to wszystko, co Bóg, rozdzielony w językach ognistych, rozdzielający dary, czyniący apostołów, proroków, ewangelistów, pasterzy, nauczycieli; rozumy, wieloraki, otwarty, wyraźny, niepowstrzymany…, wielostronny w działaniu” (św. Grzegorz z Nazjanzu). W tej słownej ektenii pochwalnej wyraża się ludzki podziw teologa wobec zdumiewającego działania Tego, którego święty Andrzej Rublov na ikonie wymalował jako najbardziej pokornego sługę miłości. Pięćdziesiątnica to wylanie Ducha, które zapowiedział przed wiekami prorok Joel, Ezechiel i wielu innych posłańców. To wydarzenie które ciągle trwa w intensywności modlitwy Kościoła, który niczym Oranta rozkłada ręce i woła z głębin jestestwa: Przyjdź ! Czy nosimy w sobie ten sam Ogień, co uczniowie w Wieczerniku ? „Kościół dziś nie tryska radością. Ach gdyby płonął w nas ogień Ducha, zobaczylibyśmy, jak ludzie tłumnie by się do nas zbiegali. Przydałoby się, żeby Kościół dziś na nowo pokazał widowisko Pięćdziesiątnicy”- mówił z zakłopotaniem wiele lat temu J.M. Lustiger. Widowisko o którym zostało powiedziane to nic innego jak ludzka asystencja wychylona ku Temu, który potrafi wypełnić serce Kościoła miłością i odwagą przekraczania siebie. „Piećdziesiątnica jest życiem w obecnej, Boskiej mocy Chrystusa- powie Odo Casel- która uzdalnia do heroizmu w życiu moralnym…, (to zarazem pewność), że już teraz jako chrześcijanie chodzimy w nowym życiu, które kiedyś, w wiecznej, przepełnionej szczęściem Pięćdziesiątnicy zwycięsko zajaśnieje i niepodzielnie zapanuje”. Duch Święty- „palec Boży” dotyka każdego z nas, abyśmy byli mężni i napełnieni wiarą; byśmy poruszając się w miłości, zaowocowali na Dzień w którym Uświęciciel odsłoni nam piękno „Wieczernika” w którym blask Trójcy zajaśnieje oczom ludzkim. I dlatego zdaniem św. Serafina z Sarowa, celem życia chrześcijańskiego jest osiągnięcie Ducha Świętego, bowiem przez niego urzeczywistnia Królestwo Niebieskie.

środa, 19 maja 2021

Panta estin di Patros para Hion en Pneumati. Za kilka dni będziemy przeżywać w liturgii wydarzenie Pięćdziesiątnicy. Trwamy w oczekiwaniu i modlitwie przyzywania Ducha którego zstąpienie z taką dbałością i wbrew pozorom ekspresyjnie odkuł w kamieniu romański rzeźbiarz w krużgankach kastylijskiego klasztoru Santo Domingo de Silos. Porażająca jest ta reliefowa wizja, przenosząc nas w czasie do wydarzenia które poczęło na sposób charyzmatyczny wspólnotę Kościoła. Artysta zamyka tę scenę w ramach architektury, dając schronienie zastygłym w milczeniu Apostołom zgromadzonym w Wieczerniku i poddanym wielkiemu duchowemu przeobrażeniu. Miał rację D. Rops, mówiąc iż: „rzeźba romańska to rzeźba wielkiego przebudzenia… Mocny wdzięk, potężny urok, właściwe młodości, emanując z tych surowych jeszcze figur.” Oczekiwanie utkane z wszechobecnie zalegającej ciszy zostaje przerwane zwiastującym nową wiosną zstąpieniem aniołów, rozchylającym plastycznie portal niebiańskich przestworzy. „Nie zostawię was sierotami”(J 14, 18). Patrzymy na uczniów Chrystusa jakby zamarłych w bezruchu- tak dogłębnie poruszonych wizją otwierającego się nad nimi nieba i falowania wieczności z której wyłania się ręka Boga, jakby zapraszając świat do wejścia w pochłaniające wszystko tchnienie Ognia. Płomień Zielonych Świątek schodzi niewidzialnie na Maryję i uczniów, poddających ich mistycznemu napełnieniu i wzbudzając odwagę z którą będą musieli wyruszyć w świat. To również sprawdzian wiary, ponieważ będą musieli udźwignąć na własnych ramionach brzemię świata na którego twardy grunt zostanie zasiane słowo Ewangelii. Jakże wymowne w tym miejscu są słowa poety Rilkego: „A ty czekasz, ty czekasz na jedno, co twe życie wzniesie nieskończenie. Na wielkie niezwykłe zdarzenie, na kamieni nagłe przebudzenie…” Człowiek wychodzi z chaosu i staje się piewcą promieniowania Bożej mądrości i miłości. Skorupa ludzkiego i zalęknionego człowieczeństwa zostaje rozbita i rodzi się byt przeistoczony- przebóstwiony- dziecko wiary, wykute w ogniu i szumie wiatru. Nic nie pozostaje już takim samym, a wszystko staje czymś nowym i świeżym na podobieństwo liścia poderwanego z ziemi i skierowanemu ku strudze zstępującego nagle Życia. To opowieść również o nas- współczesnych „glinianych naczyniach”- zarysowanych i popękanych, oczekujących napełnienia.

niedziela, 16 maja 2021

Od samego początku chrześcijaństwo było głoszeniem radosnej obecności Pana. W Kościele starożytnym cała Piećdziesiątnica była świętowaniem wniebowstąpienia, określano to wydarzenia jako analempsis- wzięcie- „Gdy dopełniały się dni Jego wzięcia z tego świata, postanowił udać się do Jerozolimy” (Łk 9,51). „Ta analempsis obejmuje nie tylko wniebowstąpienie, lecz całe wywyższenie lub zabranie Pana z tego świata, to znaczy Jego najgłębsze uniżenie na Krzyżu, które wszak było konieczne dla Jego wywyższenia”. Jak echo powracają w tym miejscu Chrystusowe słowa skierowane do uczniów: „Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża będzie wywyższony” (Mt 23,12). „Nikt nie wstąpił do nieba tylko ten, który zstąpił z nieba” (J 3,13). Święty Augustyn z przenikliwością komentuje misterium tego wydarzenia, wkładając w usta Chrystusa przesłanie nadziei dla wierzących: „Bądźcie moimi członkami, jeśli chcecie wstąpić do nieba. W tym przeto zbieramy siły, tym żyjemy wszystkimi pragnieniami. O tym rozmyślajmy na ziemi, czy będziemy w niebiosach”. Przesłanie jest jak najbardziej czytelne; skoro Pan wstąpił do nieba, to tam jest nasza Ojczyzna do której w trudach egzystencji zmierzamy. Co z tej tęsknoty za innym wymiarem bytowania wyraża sztuka chrześcijańska, obnażając najbardziej głębokie tęsknoty za spotkaniem z Panem. Ikonografia kościołów, na Wschodzie i Zachodzie, stanowi ukazanie tajemnicy wniebowstąpienia w wymiarze całego Kościoła- pewnego sensus fidei. Pantokrator zdobiący apsydy bazylik, jest Tym wywyższonym przez Ojca, wraz z którym manifestuje swoją boską i życiodajną moc. „Wniebowstąpienie zakończy się wtedy- pisał o. Corbon, gdy wszystkie członki Jego Ciała zostaną przyciągnięte do Ojca i ożywione Jego Duchem”. Czyż nie taki jest sens odpowiedzi, którą aniołowie udzieli mężom z Galilei: „Dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo ? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjedzie tak samo jak widzieliście Go wstępującego do nieba”. Wniebowstąpienie jest paschalnym działaniem Chrystusa, który wszystko napełnia, jak również nieustannie odchodzi i przychodzi pozostawiając ślady swojej obecności. Te ślady obecności możemy odnaleźć w ikonie święta. Wraz z kontemplacją spowitego chwałą Chrystusa, dokonuje się podniesienie naszego człowieczeństwa, percepcji ludzkiego ducha- sur sum corda ! Tak jak podaje nam przekaz Ewangelii, tak wraz za nim podąża wyobraźnia ikonograficzna, próbująca uchwycić Chrystusowe „odejście”. Na ikonie cały Kościół zgromadzony na górze Oliwnej trwa w modlitewnym oczekiwaniu. Chrystus jako głowa Kościoła, Maryja- jego figurą, apostołowie- jego fundamentami. Na wszystkich ikonach Wniebowstąpienia wznoszący się ponad obłoki Chrystus przedstawiony jest w chwale i majestacie, w którym przyjdzie na końcu czasów, kiedy rozpocznie się eschatologiczny czas Paruzji. „Wznoszącego się Chrystusa, wspieranego przez dwóch aniołów, otacza krąg sfer kosmicznych, w którym promieniuje Jego chwała. Barwy szat anielskich odtwarzają barwy szat apostołów. Są to aniołowie Wcielenia, którzy podkreślają, że Chrystus opuszcza ziemię razem ze swoim ciałem i przez to nie oddziela się od ziemi i od wiernych, związanych z Nim przez Jego krew. Chrystus wyciąga prawą rękę w geście błogosławieństwa, a w lewej trzyma zwój Pism. Jest On źródłem łaski- błogosławieństwa i słowa- nauczania. Theotokos zajmuje miejsce centralne, jest osią grupy umieszczonej na pierwszym planie. Jej postać odcina się od białego tła szat anielskich. „Czcigodniejsza od Cherubinów i bez porównania chwalebniejsza od Serafinów’, stanowi od zawsze wytyczone centrum, w którym skupiają się światy anielski i ludzki, ziemia i niebo… Matka Boża, figura Kościoła, zawsze przedstawiana jest pod Chrystusem. Występuje w podwójnej roli: jako „orantka” wobec Boga, jest tą, która oręduje, jako „przeczysta”, wobec świata, jest świętością Kościoła”(P. Evdokimov). Apostołowie podzieleni na dwie grupy, otaczają Maryję- nową Ewę, tworząc tym samy doskonały krąg- jako symbol Kościoła którego zadaniem jest manifestacja Królestwa Bożego. „Z nieruchomością postaci Matki Bożej kontrastują gesty apostołów, wyrażające zdumienie, uwielbienie i zachwyt. Najbliżej Maryi zostali wyeksponowani św. Piotr i św. Paweł.” (M. Janocha). Wszystkich spowija atmosfera rozmodlenia, spokoju i uwielbienia, gdyż tam ból rozstania łączy się z radością obecności w Duchu Świętym. Rozradowali się uczniowie, ponieważ teraz ich wiara jest doskonała i ich duch otwarty na zrozumienie tajemnic Chrystusa, już wiedzieli że przez Wniebowstąpienie otworzył bramy Nieba, a tym samym każdy z nich otrzymał zaproszenie aby tam wejść.

środa, 12 maja 2021

Niech wschodzące słońce zastanie cię z Biblią w ręce- ta zachęta Ewagriusza oddaje szacunek dla słowa pisanego i do metaforycznego sensu „spożywania Pisma.” Ojcowie Kościoła jak również myśliciele późniejszych wieków byli wykarmieni słowem; rozkoszowali się mądrością utrwaloną w przekazywanej pieczołowicie tradycji sporządzanych zwojów tekstu. Już w starożytnym Kościele podczas celebracji liturgii diakon odczytując perykopę Ewangelii, rozwijał zwój którego grecki tekst wraz towarzyszącymi mu ilustracjami był słyszany i widziany przez wiernych. Również pewien anonimowy średniowieczny kopista, zapewne wywodzący się ze środowiska monastycznego pozostawił nam niezwykle cenne spostrzeżenie: „Ten, kto nie umie pisać, nie uwierzyłby, co to za praca. Męczy oczy, powoduje bóle w krzyżu, wykręca stawy. Jak marynarz pragnie zawinąć do portu, tak kopista pragnie dotrzeć do ostatniego słowa.” W tym lapidarnym opisie profesji kaligrafa odkrywamy smak i trud mozolnej- bez wątpienia benedyktyńskiej pracy. Z przekąsem moglibyśmy powiedzieć o dzisiejszym uczonym, zaobserwowanym przy wielogodzinnej pracy, pochylonym nad klawiaturą komputera z oczami przekrwionymi od nadmiaru sztucznego światła emitowanego z ekranu. Będę jednak rozmyślał nad tym, co wczorajsze i bardziej intrygujące, niż współczesne techniczne nowinki ułatwiające pracę pisarza. Przychylam się do niegdyś wypowiedzianej opinii Etiena Gilsona: „Żyjemy w czasach i środowisku przesyconym ideami chrześcijańskimi, które nie pamiętają już swego pochodzenia.” Być może tym zwornikiem pamięci jest wspaniała, choć odrobinę zapomniana estetyka pisma. Sparafrazuję Parandowskiego: „Wynaleziono kaligrafię, aby zaspokoić głód piękna.” Kultura szlachetnego pisma zdaje się, że przeszła do lamusa i stała się domeną niewielkiej grupy rekonstruktorów, czy hermetycznego grona miłośników wyszukanego liternictwa. Pomimo tych resentymentów, również dzisiaj istnieją klasztory na Zachodzie i Wschodzie parające się tym kunsztownym rzemiosłem sporządzanych manualnie ksiąg. Wystarczy pojechać na Athos lub odwiedzić jeden z wielu klasztorów benedyktyńskich, aby dać wiarę tym słowom i przekonać się namacalnie o niewymarłej tradycji skryptorium. Chciałbym jednak poświęcić ów tekstom chwilę czasu, zatrzymać się nad kulturą Księgi- niegdyś świętą sztuką wykreślania liter; archaicznej ozdobności i elitarnej profesji jaką była praca rzemieślnika stawiającego pióro na pergaminie. Litery zatopione w gęstowiu plecionek roślinnych i zwierzęcych, geometrycznych kształtów przeistaczających się w abstrakcyjne motywy dekoracyjne przywodzące brzmienie kołyszących duszę tonów muzycznych. Rozchylając karty iluminowanego kodeksu- często nadgryzionego czasem- może odkryć świat jakże zaskakujący w projekcjach ludzkich, a może natchnionych przez Boga wizji i przenikającej go wytworności form. Akt pisania był nierozerwalnie związany z dynamicznym rozwojem chrześcijaństwa które wyniosło sztukę do rangi czegoś na wskroś sakralnego. „Cześć oddawana słowu pisanemu, tekstowi liturgicznemu, wynika z czci oddawanej Bogu, który objawia się w Słowie”(E. Kluckert). Również na nas współczesnych turystach przechadzających się po menadrach historii, zachowane teksty z dawnych wieków robią niebywałe wrażenie; niejednokrotnie zapierając dech w piersi. Wytrzeszczamy oczy zachwycając się precyzją wykonania, talentem, horyzontem wyobraźni i szlachetnością dobranych materiałów. „Szczęśliwy czytelniku, umyj ręce i wtedy weź książkę, powoli odwracaj kartki, a palce trzymaj z dala od liter”- ciągle aktualna instrukcja obsługi dla tych, którzy wchodzili do klasztornej, pałacowej lub uniwersyteckiej biblioteki. Słowa i obrazy- kodeksy, rotulusy i pergaminowe księgi w szlachetnych oprawach gdzie tekst korelował z ilustracjami: ewangeliarze, psałterze, graduały, kroniki, przekłady klasycznej literatury, uczonej wiedzy filozoficznej i encyklopedycznej- to jedne z wielu tych szlachetnych odprysków materii składających się rozmaitą i wielotematyczną kulturę książki. Wytężam umysł i próbuję wyobrazić sobie średniowiecznego skrybę skoncentrowanego na swojej pracy. W cieniu miniaturzysta zbierający wizualne doświadczenia wieków; przesuwający w pamięci wzorniki z których można zrobić własną- w pełni indywidualną iluminację. Skryptorium spowite światłem dziennym, zatopione w ciszy- stawało się środowiskiem w którym słowa i obrazy wyłaniały się z niebytu. Słowa utkane z liter stawały się symbolami. „Literatura nie chce powiedzieć tego, co myśleliśmy, nie chce dotykać tego, gdzie przy pierwszym czytaniu coś nas dotyka,lecz roi się ona od aluzji, które nam (współczesnym) uciekają”(M. Zink). Sens i bogactwo literatury średniowiecza przyćmiewa naszą dosłowność; stając się wielowarstwową opowieścią o życiu i tym, co je przekracza. Pomiędzy technicznymi uwarunkowaniami artysty- istnieje modlitwa tocząca się w głębi duszy- wyszeptana bezszelestnie prośba o natchnienie i biegłość ręki. Sprawne dłonie mistrzów posługujące się rylcem sporządzonym z kości, metalu lub drewna wchodziło w materiał, przygotowując powierzchnię lub wytłaczało zdobny motyw dekoracyjny. Teraz rozumiemy ten podniecający zmysły zachwyt franciszkańskiego uczonego Wilhelma ( z powieści Imię róży), wertującego jakby w transie, arcydoskonałą kopię drugiego tomu Poetyki Arystotelesa- według badaczy tekst zaginiony albo nigdy nie istniejący. Piękno teksu i światło wiedzy otwierające komnaty niepoznanych dotąd krain. „Większość kopistów, podobnie jak i iluminatorów tych dzieł czy też rzeźbiarzy katedr, pozostanie anonimowymi”- pisała R. Pernaud. Ten aspekt anonimowości twórców oddaje coś z ducha epoki, dla której bycie w cieniu było przejawem ludzkiej pokory i nabożnej uległości wobec pracy, która uchodziła za świętą. W naszej zabieganej cywilizacji potrzeba rehabilitacji książki- obcowania z materią i kolorytem świata odmalowanego słowami (tańcem liter )- przeniesionymi na papier w którym szeleszczą i pachną drzewa.

wtorek, 11 maja 2021

Miesiąc maj ogniskuje uwagę wielu chrześcijan na postaci Maryi. Rozsiane po Europie sanktuaria, przydrożne kapliczki i udekorowane kwiatami wizerunki najpiękniejszej z Dam, są wyrazem nie tylko ludycznej pobożności, lecz głębokiej- ogólnoludzkiej afirmacji kobiecości- której najdoskonalszym przykładem jest Bogurodzica. „Majowe święta stanowiły okazję do czczenia Tej, która ucieleśniała wiosenną odnowę i odzyskaną naturę… Średniowiecze dokonuje chrystianizacji królowej maja pod postacią Dziewicy Maryi” (P. Walter). Ma Ona moc kosmiczną. Jest „uświęceniem wszystkich żywiołowych sił nieba i ziemi. Błogosławieństwem wszystkich pór roku.” Jest he panthon basilissa, Panią wszechświata. Jeżeli zaczniemy poszukiwać jakiegoś najdoskonalszego i pobudzającego wyobraźnie portretu idealnej kobiety w teologii i sztuce, to odnajdziemy ją w Dziewicy z Nazaretu na którą Bóg wejrzał miłosnym i pełnym czułości spojrzeniem. Każde jej słowo na kartach Ewangelii, gest, spojrzenie, jest wyrazem ujmującej i pobudzającej czułości. „Czułe macierzyństwo lub Czuła Dziewica”- tak o niej rozmyślali ludzie wielkiej kultury umysłowej i mistyki. „Dziewica Znaku,” Matka Życia,” „Kwiat Kościoła,” „Perła Boga,” „Klejnot Raju,” „Naczynie łaski,” „Cnót wszelkich bezdenna głębina,” „Ziemia urodzajna,” „Mistrzyni życia duchowego,” „Źródło cudów”- te średniowieczne ozdobniki są nie tylko przejawem wyrafinowanego języka dworskiego i klasztornego, lecz odzwierciedleniem poetyckiej i prostodusznej pobożności która wobec tak wyjątkowej Kobiety składali mężczyźni. „Orędowniczka ludzkiej radości, poetka, która stworzyła Magnificat, jest też patronką naszego zachwytu nad pięknem świata- pisał J. Pasierb- Żyła w świecie, była świecką kobietą, pracowała w ogrodzie, kuchni, zbierała płody ziemi i pielęgnowała winorośl i kwiaty, więcej czasu musiała spędzać w pochylaniu się nad ziemią niż w patrzeniu w niebo. Zresztą niebo było w Niej lub obok Niej, bo niebo jest wszędzie, gdzie jest Jezus.” Liturgia bizantyjska w całej swojej ekspresji wyśpiewuje o miejscu Maryi, sytuując Ją w centrum Misterium Zbawienia: „Ty, która jesteś mieszkaniem otoczonym chwałą Bożą.” Patrystyka i hymnografia tkają barwną opowieść o Tej którą Najwyższy uczynił „Pełną Łaski.” Różnorodność wariantów ikonograficznych zachowanych po dziś dzień w różnych miejscach świata, świadczy o szczególnej wrażliwości na piękno i rolę Maryi w życiu Kościoła i poszczególnych osób. Na wielu ikonach wywodzących się z tradycji bizantyjskiej- linie wypisujące kształt najgodniejszej z niewiast, przywodzi na myśl miękkość i blask kwiatów uwodzących intensywnie zmysły zatrzymanych w akcie duchowej kontemplacji. Czarna Madonna z Częstochowy, Bogurodzica Włodzimierska i Kazańska, Theotokos z Tonos, Czarna Dziewica z Le Puy, Pani z Guadalupe. W źrenicy jej oczu odbija się rzeczywistość nowego świata, skąpana w świetle mającego nadejść świtu. „Oczy Matki bez przerwy towarzyszą losowi każdego człowieka i nic nie może zatrzymać porywu Jej matczynego serca”(P. Evdokimov). Ile to kobiet zraszało swymi matczynymi łzami jej wizerunki, przytulało i dotykało dłońmi rzeźby; szukając schronienia w Tej, której serce pomieściło cierpienia i radości Syna wydanego „za życie świata” i powstającego triumfalnie w poranek wielkanocny. Każda próba zbeletryzowania życia Chrystusa bez osoby Maryi wydaje się być skazaną na literacką porażkę. Dlatego zwrócone są do Niej modlitwy wierzących i historia. „Jej ciało zostało uduchowione i „przeźroczyste” dla nieba, w Niej został zrealizowany cel stworzenia świata, Ona jest usprawiedliwieniem świata, celem i sensem, a dlatego też chwałą świata. W Niej Bóg jest już „wszystkim we wszystkich”- pisał S. Bułgakow. Apokaliptyczna Niewiasta wydeptująca nam drogę ku „niezachodzącym dniu Twego królestwa.”

niedziela, 9 maja 2021

Jeszcze chwila, a nie będziecie Mnie widzieć, i znowu chwila, a ujrzycie Mnie" . Wówczas niektórzy z Jego uczniów mówili między sobą: "Co to znaczy, co nam mówi: "Chwila, a nie będziecie Mnie widzieć, i znowu chwila, a ujrzycie Mnie"; oraz: "Idę do Ojca?"" Powiedzieli więc: "Co znaczy ta chwila, o której mówi? Nie rozumiemy tego, co mówi". Jezus poznał, że chcieli Go pytać, i rzekł do nich: "Pytacie się jeden drugiego o to, że powiedziałem: "Chwila, a nie będziecie Mnie widzieć, i znowu chwila, a ujrzycie Mnie?" Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość J16,16-20). Paradokslanie słowa Jezusa mogą się wydawać bardzo enigmatyczne, co to znaczy teraz Jestem z wami, a za chwilę stracicie Mnie ze swojego wzroku. Jezus wskazuje na transcendentny charakter swojej obecności po zmartwychwstaniu. Tu jest zapowiedź wydarzenia jakim jest Wniebowstąpienie Pana- pójście do Ojca. Święty Ambroży powie: „Spójrz w niebo, tam jest Jezus, patrz na ziemię- Jezus jest obecny. Wstąp słowem do nieba, zstąp słowem w podziemie- jest tam Jezus. Dzisiaj, gdy to mówię, jest ze mną w tym miejscu, w tej chwili.” W każdym człowieku tu na ziemi jest tęsknota za tym wiecznym źródłem, tęsknota za "domem gdzie mieszkań jest wiele", za ucztą miłości gdzie smutek zostanie przemieniony w euforię radości z faktu bycia z Nim. Rodzi się w każdym człowieku pulsujące pragnienie do którego prowadzą słowa zaczerpnięte z Apokalipsy: „A Duch i Oblubienica mówią: Przyjdź ! I ten, kto słyszy niech powie: Przyjdź! (...) Amen, przyjdź Panie Jezu!"(Ap 22,17.20). Oczekiwanie końca jest zarazem początkiem- duchową wiosną- przeistoczeniem wszystkiego w Bogu. Oczekiwanie staje się przyzywaniem ! Wołanie to z mocą rozbrzmiewa w sercach chrześcijan, jak strumień przepływający historię- od rajskiego Edenu, zrodzony z wędrówki po ziemi- przez cierpienia profanów oczekujących dnia wesela. „Niebo jest w tobie”- pisał poeta i mistyk Angelus Silesius. W człowieku pulsuje niewypowiedziana i pełna zdumienia tęsknota za wiecznością; na spotkanie z Mistrzem. Chrześcijaństwo pragnie wypowiedzieć z głębin swojego jestestwa modlitwę nadziei: Niechaj przyjdzie łaska i przeminie ten świat (...) Marana tha !

piątek, 7 maja 2021

Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i życiem. Lecz pośród was są tacy, którzy nie wierzą (J 6, 63-64). Dlaczego Bóg czyni wiarę tak trudną ?- pyta człowiek wobec piętrzących się wewnątrz duszy wątpliwości. Bez wątpienia wiara zakłada wolność i dialog. Jednak dla Boga ten dialog może być milczeniem rozciągniętym w czasie; pulsowaniem słów które składają się na odpowiedź wtedy, kiedy przyjdzie na to sposobna chwila. W momencie kiedy człowiek zaniecha już pytań, wtedy przychodzą odpowiedzi- niczym strumień światła przedzierający się przez szczelinę zatopionej w mroku przestrzeni. „Biegnę nieustannie w miejsca, z których uchodzisz, i nie widzę jak na mojej drodze albo w sercu śmiejesz się bezgłośnie…”(J. Grosjean). Pozwól Bogu mówić ! Ojciec pustyni Amon, powiedział: „Spójrzcie umiłowani moi, ukazałem wam, jak potężne jest milczenie, jak całkowicie uzdrawia i jak jest w pełni miłe Bogu.” Kto nie potrafi milczeć, nie potrafi też i słuchać- a tym samym nie jest wstanie udźwignąć rozmowy z Tym, który wychodzi naprzeciw niepostrzeżenie. Jakże często nie pozwalamy przedrzeć się ciszy- modlitwie wydzierającej świat od nadmiaru hałasu i roztargnienia. „Prawdziwie Pan jest na tym miejscu, a ja nie wiedziałem”(Rdz 28, 16). Odkryć Obecność ! „Dzień mojego duchowego przebudzenia był dniem, w którym zobaczyłam że wszystko jest w Bogu i Bóg jest we wszystkim”- pisała zatopiona w negotiosum silentium mistyczka Mechtylda z Magdeburga. Milczenie wyrwa z bezsilności ociężałość naszego umysłu rozbijającego się o ścianę mnożących się w nim aporii. „Panie, nie pozwól mi zapomnieć- pisał Kierkegaard- że Ty mówisz również wtedy, kiedy milczysz.” Milczenie jest „powrotem do siebie” i odkryciem w granicach własnego człowieczeństwa zstępującego nagle Królestwa Bożego „symbolem świata, który nadchodzi”(św. Izaak z Niniwy). Twórcze milczenie rodzi modlitwę- liturgię w głębinach serca- w której rozbrzmiewa już muzyka wieczności, szum wezbranego od nadmiaru pełni morza, a największy ikonograf jakim jest Duch Święty, urzeczywistnia kulturę piękna ukrytego we wszystkich bytach. „Milcząca miłość” którą w nas inicjuje Paraklet. W apokaliptycznym milczeniu zamykającym czas histori, świetlisty Posłaniec szepta do ucha świętemu Janowi Teologowi: „Widziałeś Oblubienicę Baranka ? Zobaczyłeś Ducha !”

środa, 5 maja 2021

Ci będą walczyć z Barankiem, a Baranek ich zwycięży, bo Pan jest Panem panów i Królem królów- a także ci, co z Nim są: powołani, wybrani i wierni (Ap 17, 14). Jakże aktualizująco rozbrzmiewa w moim wnętrzu ten tekst Apokalipsy. W pierwsze dni maja było mi dane spędzać czas u rodziny mojej żony. Wśród biesiadników dane mi było zmierzyć się z natarczywym, choć nie pozbawionymi solidnego zaplecza adwersarzem o poglądach promujących ateizm- wykarmiony filozofią marksistowską Slavoja Žižka. Rozmowa przyjęła ton apologetyczny, a w ferworze dyskusji nie było mi nawet dane spokojnie dokończyć degustacji wiktuałów które ostygły zapomniane na suto zastawionym stole. Po ponad dwóch tysiącach lat na nowo odżyły pytania które u zarania chrześcijaństwa były zaczynem poważnych i głębokich syntez teologicznych. „Czy istnieje Bóg ? Kim jest Bóg ? Jeżeli już jest. To czy jesteśmy wolni ? Czy milczenie Boga w historii nie jest znakiem Jego nieobecności, więcej- nieistnienia ? Pytania udręczające umysł, a zarazem zaskakujące i w pierwszym momencie zbijające z pantałyku. Okazuje się, że bycie ateistą nie wyszło z mody i ma coraz to nowych korfeuszy, podejmujących na polu nauki negację istnienia Boga. Pytania w gruncie rzeczy ciągle ponadczasowe i intrygujące, a na dodatek w ustach domorosłego profesora filozofii- można rzec zasadne- choć podszyte urojoną wrogością do chrześcijaństwa. Ateista wypiera Boga, ponieważ- tylko pozornie tak łatwiej żyć. Można to streścić w lekceważącym przeświadczeniu: Jestem więc Bóg nie jest mi do niczego potrzebny. Kiedy jestem uczestnikiem takiej dedukcji, to coś we mnie pęka i wzdryga się. Jest we mnie obawa tego rodzaju, że kiedy ktoś próbuje sprawy tak ważne sprowadzić do rozumowych przepychanek, okraszonych nonszalanckim tonem ironicznej obojętności wobec religii której refleksja nad wiarą przekracza granice zakreślone przez dociekliwy rozum- to z tego nic konstruktywnego nie wyniknie. Już wczesnochrześcijańscy myśliciele doskonale rozumieli, że Bóg wymyka się jakimkolwiek definicjom „pojęcia tworzą idole Boga, tylko zachwycenie coś może uchwycić”- powie św. Grzegorz z Nazjanzu. Uświadomiłem sobie po kilkunastu minutach licytacji na słowa, że proces uśmiercania Boga- wymazywania Go z umysłowej kultury, nigdy się nie zakończył. „Dzisiejsza cywilizacja wcale nie występuje przeciwko Bogu, ale tworzy ludzkość „bez Boga”- pisał P. Evdokimov- Ludzie żyją na powierzchni samych siebie, tam gdzie z definicji Bóg jest nieobecny. Stać się dziś ateistą to nie tyle wybierać, jeszcze mniej- negować, ile płynąć z prądem, aby być takim jak wszyscy… Ateizm wysuwa klasyczny argument: poznanie Boga zakłada dar wiary, której ateista nie ma.” To przekonanie mija się jednak z prawdą, bowiem właśnie rozum jest wstanie- choćby intuicyjnie- po omacku dotknąć tajemnicy Obecności. Wiara mówi: „Daj mi swój mały rozum i otrzymaj Słowo”- „Daj mi swoją krew i otrzymaj Ducha.” Żaden dowód wyrzeźbiony przez rozum nie jest wystarczająco dobry. „Dowody są niewystarczające, bo Bóg jest jedynym kryterium swojej prawdy. W każdej myśli o Bogu to Bóg myśli siebie w ludzkim umyśle- to prawdziwy sens dowodu ontologicznego.” Przewrotne pytanie o obecność Boga, należałoby sprowadzić na inny ton refleksji, rozpoczęty od fundamentalnych pytań które zainicjują proces poszukiwania. Oczekiwanie na to, co nieoczekiwane. Nieobecność zdolna wyjść ku Obecności. Niewiara ostatecznie spotykająca wiarę. Człowiek opróżniony od napierających zewsząd myśli- ogołocony z pychy- jest zdolny uchwycić blask Prawdy. „Bóg jest bliżej nas, niż my siebie samych”(św. Augustyn). Można się zamknąć w grobie racjonalności i podejrzliwości wobec transcendencji, ale również można doświadczyć „intelektualnego zmartwychwstania” sprowadzającego spacer wśród niewiadomych do przepastnej otchłani serca; a tam dokonuje się już tylko miłosne pochwycenie. Może trzeba w pewnym momencie zamilknąć, aby stanąć w środku Obecności; poczuć się nawiedzonym. Wejść w przestrzeń wiary, wobec której rozum musi skapitulować- ogołocić się. „Bóg objawia się, ale się nie udowadnia.” Zrozumieć milczenie Boga ! „Ci, którzy wierzą w ateizm- powie bohater Dostojewskiego Myszkin- ubóstwiają zero.” Ateizm imponuje dzisiaj wielu ludziom, ale nawet wśród tych którzy egzystują przeświadczeni o Jego nieobecności, są i tacy którzy nie przestają tęsknić. Idea Absolutu spędza im sen z powiek. Być może potrzeba takiego ateizmu który oczyści ideę Boga; odsłoni Go na sposób katalogatyczny. Na koniec tej oszczędnej refleksji pozostawiam mądrość chasydów Bubera: „Gdzie mieszka Bóg ?- zaskoczył pewien rabin kilku mędrców, którzy przebywali u niego w gościnie. Po chwili wzburzenia swoich interlokutorów, sam odpowiedział na postawione pytanie: „Bóg mieszka wszędzie, gdzie się Go wpuści.”

sobota, 1 maja 2021

Dziewico, uczyń Twoje sługi godnymi ujrzenia Królestwa Twego Syna. Maj to dla mnie najpiękniejszy miesiąc roku kalendarzowego. „Ten, kto oczyści oko swojej duszy i który jest zdolny do postrzegania rzeczy pięknych, będących jak podnóżek rzeczy widzialnych- pisał św. Grzegorz z Nyssy- może wznieść się do kontemplacji rzeczy duchowych.” Przyroda staje się „świątynią,” a ziemia wymalowana kwiatami i pękami owocowych drzew, czyni wszystko „liturgią zstępującego piękna.” Piękno świata prowadzi nas do poznania Boga. Wszystko wydaje się zmartwychwstałe- rozpromienione, rozkwitnięte, filigranowe, niczym arras kwiatowy- z obrazów Fra Angelica- po których zwiewnie tańczy Zmartwychwstały Chrystus. Synestezja barw, zapachów i dźwięków. Wielu artystów i mistyków w wielości barw i zapachów rozpoznawało wielką światłość przemienionego świata. „Z natury, w którąkolwiek spojrzeć stronę, wyłania się nieskończoność” (J. Goethe). Otwieram okno i czuję w nozdrzach zapach bzów i eterycznych zapachów które emituje Gaja „ziemia matka, ta, co wszystko rodzi, buduje, potem chłonie, by począć na nowo” (Ajsychlos). Wszechświat otaczający nas wokół staje się zwierciadłem symboli i powracającego w cyklu czasu piękna- Primavery, ustępującej miejsca najpiękniejszej z kobiet tej ziemi Maryi Matce Boga. „Gdy medytujący człowiek spogląda na ziemię, pojmuje, dlaczego jest ona stale zarówno dziewicą, jak matką: dziewicą, ponieważ nieustannie czeka na boskie nasienie; matką, gdyż rodzi kolejne zbiory. Ziemia stoi w obliczu nieba, z którego otrzymuje rosę, deszcze i słońce, a te powodują pęknięcie ziarna i jego wzrost” (M. Davy). Od tej cudowności przyrody oko wrażliwego wewnętrznie człowieka ogniskuje się na Dziewicy Maryi „która stąpa przez pustynię jak róża.” Najpiękniejsza Kobieta- Nowa Ewa, której kult jest tak intensywny w słowiańskiej duszy polskiego narodu. „Matko czasu i przestrzeni. Okno otwarte na wieczność... Orędowniczko dobroci i ogrodów porannych, których drzewa nie chcą być krzyżami”(W. Słobodnik). Raj jako kwitnący ogród był upodobanym przez malarzy motywem gotyku i wczesnego renesansu. W centrum tej przestrzeni była Niewiasta- Kwiat Pokory, piastująca w swych dłoniach małego Króla Chwały. Już na tympanonie późnoromańskiego portalu katedry strasburskiej Chrystus nakłada swej matce na głowę koronę z płatków orlika, taką samą jaką sam nosi. (łac. columba- „gołąb”). Nakłada Jej na głowę Ducha Świętego ! Piękna, jak ukazywało ją z całą delikatnością flamandzkie malarstwo zdobiąc gęsto kwiatowymi girlandami. Piękna w ludowych figurkach, przyciemnionych od woskowych świec ikonach i przydrożnych kapliczkach otulonych śpiewem litanijnych wezwań. Najpiękniejsza z kobiet polskiej ziemi „Madonna o twarzy czarnej jak namioty patriarchów. Madonna o brwiach mądrych jak sklepienie psałterza” (R. Brandstaetter). Średniowieczna poezja opiewała ją następującymi ozdobnikami floralnymi: róża, aloes, koniczyna, lilia, fiołek, oliwka, cedr, goździk- kwiat Boga. „Ogrodem zamkniętym jesteś, siostro ma, oblubienico, ogrodem zamkniętym, źródłem zapieczętowanym”(Pnp 4,12). Arcydzieło poezji liturgicznej, hymn Akatyst, skierowany do Bogurodzicy, wprowadza w serce misterium: „Raduj się, przez którą całe stworzenie jest odnowione.” W Niej najdoskonalszym owocu rodzaju ludzkiego „raduje się całe stworzenie.” Dziewica czułości, tuląca grzeszny świat do swego matczynego serca. Maj to miesiąc paschalny i maryjny- czas wyjątkowy- duchowej idyli, tańca zmysłów i matczynego ciepła odnajdywanego w miłosnym spojrzeniu Oblubienicy Boga.