wtorek, 29 czerwca 2021

Chwalcie Pana, bo jest dobry, bo na wieki trwa Jego łaska. Któż wysłowi potężne dzieła Pana i rozgłosi całą Jego chwałę?(Ps 106). Czas wakacji sprzyja licznym podróżom, wyprawom, przemierzaniem nowych szlaków, poszerzaniem horyzontów. Często celem tych wędrówek po nieznanych miejscach jest pragnie odzyskania równowagi – higieny życia fizycznego i duchowego. Wielu ludzi szuka takich miejsc, gdzie można oderwać się choć na chwilę od zgiełku galopującego w zawrotnym tempie świata i od hałasu, który wdziera się w nas na różne możliwe sposoby. Przeglądając przewodniki turystyczne bardzo często szukamy miejsc ustronnych, a zarazem pięknych. Niezmącony ingerencją człowieka ekosystem - świat flory i fauny, jak również miejsca dotknięte historią dawnych wieków: zabytkowe kościoły i klasztory, pustelnie, ukryte na mapach miejsca spokojnej egzystencji. „Im węższe środowisko życia i zmniejszona amplituda ruchu, tym szersze horyzonty wyobraźni”( J. C. Schmitt). Osnową tych poszukiwań jest pragnienie zmiany otoczenia, a nawet jakiegoś nieuświadomionego zderzenia z sacrum. Wchodzisz do średniowiecznego klasztoru i zaczynasz słyszeć muzykę kamieni- modlitwę szeptu, przekraczającą czas i cywilizację zadyszaną od nieuniknionego postępu. „Mówię o kamieniach w których się nic nie zmieniło, z wyjątkiem gwałtowności tektonicznej i powolnego zużycia, które zaczęło się w raz z upływem czasu” (R. Caillois). Świat jest zdumiewający w swojej różnorodności poddanej naciskowi ludzkiego talentu. Dzięki tym materialnym perłom dusza poddaje się mimowolnie, dziki zmysłom, pięknu Boga. W słowach Psalmisty umieszczonych powyżej, przeplata się estetyka i teologia, podziw oraz nieporadnie wyartykułowane uwielbienie. Jeżeli ktoś uważnie podejmuje lekturę Biblii to może odkryć pewną zaskakującą umiejętność zatrzymywania się nad pięknem tego, co jest wstanie zarejestrować ludzkie oko. To, co ogarnia ludzki wzrok jest śladem obecności Boga. Ten obraz w naturalny sposób przechodzi do serca i przeistacza nasze poznanie w modlitwę utkaną z podziwu. Siedzisz na ukwieconej łące i spoglądasz na schodzące poniżej korony drzew słońce. Jesteś cząstką wiecznego wschodu i zachodu- życia i ciepła. Wiele razy odczułem takie zdumienie. Czasami przechodziłem przez mnóstwo muzealnych przestrzeni, podziwiając wielkie dzieła sztuki, ale ten estetyczny ogląd nie zaspokoił do końca mojego głodu piękna. Znowu znajdując się w jakiś ustronnym miejscu, oddalonym od znanych szlaków odczułem niejednokrotnie takie uczucie, które było czymś na wskroś religijnym. Pierwsza myśl która przeszła przez głowę to taka: Boże jak to cudownie pomyślałeś ! Hans Urs von Balthasar, określił świat stworzony przez Boga jako „kosmiczną liturgię”. Jest w tym jakaś głęboka intuicja i świadomość postrzegania palca Bożego w świecie. Świat wytryskuje z pod dłoni Stwarzającego, już w swojej wyjściowej postaci zostaje przyodziany w piękno – jest w tym jakieś napięcie ku transcendencji. Ojcowie Kościoła potrafili odkryć te drobne detale i zależności; widzieli doskonale, że człowiek jest „miejscem połączenia między tym co, co Boskie i co, ziemskie”. W ten sposób jak powie jeden ze starożytnych intelektualistów: „świat przeznaczony jest do tego, aby przez człowieka stać się „obrazem obrazu.” Wchodzimy tutaj w jakąś metafizykę piękna. Wkraczamy w świat- realizm uzewnętrznionego piękna jako pocałunku Boga – Wielkiego Estety.

niedziela, 27 czerwca 2021

Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj! (Mt 5,23-24). Chrześcijanin wczytując się w słowa Ewangelii, każdego dnia dorasta do postawy pojednania i wychodzenia naprzeciw drugiego człowieka. Taka postawa wymaga odwagi, szczerości i otwartości na prawdę o sobie samym. Przestrzeń przeobrażona, gdzie miejsce gniewu i zawinionego zła, zajmuje zgoda. Przebaczenie i uznanie własnej słabości ostatecznie przynosi szczęście, staje się źródłem paschalnej radości ocalonego dziecka Boga. Jakże wielu jest ludzi którzy dźwigają w sobie głęboko zakorzeniony lęk i nie potrafią zdobyć się na pojednanie z bratem. Mają ciągle zaciśnięte pięści i serce skurczone- przechodzące zawał od niemożliwości kochania. W eseju pt. Ludzie są dobrzy Kołakowski pisał, że „jest w nas korzeń zła i nie mamy siły, by go z naszego bytu wyrwać, ale jest też nasienie dobra, które użyźniać możemy.” Być człowiekiem błogosławieństw, a nie trupem zamkniętym w dusznym i zatęchłym świecie własnych oskarżeń. Taki człowiek jest niszczycielem, niewrażliwym panem samego siebie- człowiekiem rozdętego do granic możliwości ego, oskarżającym wszystkich wokół za nieszczęścia którego dotykają jego życia. Rozkład ducha przekłada się na rozpad relacji społecznych, wnętrzem w którym przestała kiełkować miłość. Niezdolność do przebaczenia poszerza granicę piekła, a więc miejsca w którym potencjalnie nie ma już miłości. Jednak Bóg jest mocniejszy niż zło, bierze piekło na własne barki i daje każdemu z nas miłość Ojca. Bardziej niż zarażeniem wirusem, nasz świat jest zagrożony atrofią międzyludzkich relacji. Dopiero na dnie otchłani własnej duszy, człowiek zaczyna przywoływać Boga i błagać o radość kochania innych. „Taki człowiek, który uznaje siebie za winnego wobec innych, zawsze zdoła stać się prawdziwym człowiekiem”(D. Staniloae). W chrześcijaństwie zanurzonym w sercu Ojca, życie osiąga „najwyższy stopień intensywności” (B. Pasternak). Chrystus jest obecny w głębi naszego wnętrza, aby nadać sens naszej zdolności do przekraczania samego siebie i odkrywania w sobie ducha komunii. „Kochaj ludzi z ich grzechem- mówił starzec Zosima z powieści Dostojewskiego. Przebaczenie i miłosierdzie człowieka sprawia, że świat zaczyna się na powrót przechylać w stronę Boga.

czwartek, 24 czerwca 2021

Nieme malowidła na ścianie potrafią mówić- słyszymy w homilii św. Grzegorza z Nyssy. Cimabue jeden z najwybitniejszych artystów włoskiego średniowiecza w jednym z segmentów mozaikowej dekoracji kopuły Baptysterium we Florencji, przedstawił żywot świętego Jana Chrzciciela- Poprzednika Pańskiego. Mozaika w której możemy dostrzec splot przenikających z Konstantynopola wpływów sztuki bizantyjskiej oraz ducha średniowiecznego Zachodu, promieniującego z północy, świadczą o oryginalności włoskiego malarstwa i jego wyrafinowanej estetyki. Ten jakże fascynujący malarsko cykl, rozpoczyna scena narodzin i nadania imienia Prorokowi, które kreśli na pergaminie dłoń podeszłego już w latach Zachariasza. „Bóg niczego nie czyni zupełnie sam”(św. Makary). To Bóg przez zatopionego w niemocy słów ojca, wyznacza mu imię i przeznacza do określonego zadania- staje się zwornikiem nowej mesjańskiej historii i nowym Eliaszem. „Tamten został uniesiony do nieba, ten zaś był poprzednikiem Pańskim i umarł przed Nim, aby zstąpiwszy do otchłani przepowiedzieć tam Jego przyjście”- powie Orygenes. Mamy tu również reminiscencję starotestamentalnych wezwań: „Oto kładę moje słowa w twoje usta”(Jr 1,9) Poruszony tchnieniem Ducha Świętego, Zachariasz zapowiada misję własnego syna w następujących słowach: „A i ty, dziecię, prorokiem Najwyższego zwać się będziesz, bo pójdziesz przed Panem torując Mu drogi; Jego ludowi dasz poznać zbawienie.” Jan Chrzciciel- homo viator- jest wyjątkową postacią na styku Starego i Nowego Testamentu. „Zwiastun Słońca”- opisze go poetycko język teologicznej ekspresji. Przyjaciel i piewca Słońca zstępującego „z wysoka, by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają.” Liturgia nazywa Jana „jasną gwiazdą zaranną,” której wzejście zapowiada jutrzenkę Świtu. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że w liturgii Kościoła przypadają dwa ważne obchody tego Świętego- narodzenie i męczeńska śmierć. Narodzeniu Jana, podobnie jak narodzeniu Chrystusa, towarzyszy wiele cudownych znaków. Jego cudowne poczęcie zostaje oznajmione przez Anioła Maryi, jako znak, że „dla Boga nie ma nic niemożliwego.” Aura tajemniczości spowijająca chłopca który stanie się „głosem wołającym na pustyni” i „największym z ludzi”- usłyszymy w podniosłej pochwale Mistrza z Nazaretu. „Anioł Pustyni” w wielbłądziej skórze i trzepoczącymi skrzydłami jak pokazuje go wymownie ikonografia ruska, którego słowa będą cierpkie i przemieniające na wskroś ludzkie dusze. Rzucił on z wielką łatwością wyzwanie naturze, czyniąc ją otwartą na przemianę- metanoia. Archetyp doskonałej męskości i ideał anachorety pod którego stopami pustynia rozkwitnie nawróconymi dla Królestwa Bożego duszami- na powrót zwróconymi Bogu. „Niech się oddalą od świata ludzi nieprawych i udadzą na pustynię, by tam prostować Jego ścieżki”- mówi Reguła wspólnoty esseńskiej z Qumran. Asceta wyrywający ludzi z idolatrii samych siebie. Ikona pełna światła i natchnionej samotności. Niekwestionowany autorytet moralny i opatrznościowy burzyciel sumień. Zwycięzca zła i głos przejmującej dogłębnie prawdy. W jednym z troparionów święta słyszymy: „Ponieważ walczyłeś odważnie za prawdę, tobie dane było obwieszczanie z radością tym, którzy stali nad przepaścią, że oto pojawił się w ciele ludzkim Bóg, który usunie grzechy tego świata.” Ludzką historię pełną pokus, upadków, zwątpień, tragicznej bezradności i ucieczki- Asceta pustyni czyni miejscem przeobrażonym; przestrzenią napełnioną Bogiem. Człowiek o spojrzeniu tak przeszywającym i transparentnym, że nic się nie ukryje przed Jego wzrokiem. Piewca świata stworzonego dla wolnych, dla silnych duchem. „Zbawienie świata jest wyparciem zła w sferę niebytu, umocnieniem świata prawdziwego i zniszczeniem świata fałszywego. Zafałszowany, złudny świat jest złem i niebytem; on nie powinien być broniony, jest godzien tylko ognia”- pisał M. Bierdiajew. Buntownik i niestrudzony orędownik tych, dla których droga duchowego ocalenia wydaje się mglista i pozbawiona nadziei. Heros wiary- zapalający ogniem świat i zatwardziałe ludzkie serca. Orędownik wielkiego wstawiennictwa który w towarzystwie Maryi – Deesis- będzie przedstawiał Zbawicielowi modlitewne westchnienia chrześcijańskiego ludu. Służebnica i Przyjaciel stają w blasku i radości triumfującego odwiecznie Pana. Pragnienie miłości Chrystusowej zwyciężyło w nim do końca. Męczennik, którego ścięta na misie głowa, stanie się emblematem heroiczności cnót i nieugiętej postawy wobec zła. Jan naraził się Herodowi, wypominając mu jego nieprawe małżeństwo z Herodiadą; w następstwie obietnicy danej przez króla Salome, córce Herodiady, został ścięty w twierdzy Macheront. „Prawda zrodziła nienawiść… Odpowiedzieli mu złem za dobro. Zasiał pszenicę, ale zebrał ciernie”(św. Augustyn). Jego grób był czczony w Sebeste, czyli w Samarii. Ojcowie Kościoła często podkreślali, że dzień narodzin Jana Chrzciciela należy do uroczystego święta- magnus dies, które promieniuje dla dzieci wiary obfitością łask. Wspomnienie świętego Jana przypada na okres przesilenia letniego. Zachowało się wiele pięknych i mających swój średniowieczy rodowód tradycji związanych z tym świętym. Takim przykładem zachowanej po dziś dzień obrzędowości jest tradycja błogosławienia wody- jezior i rzek. Innym zwyczajem jest rytuał zapalania ognisk- tzw. Ognie świętojańskie (sobótki) rozniecane w dzień poprzedzający uroczystość świętego Jana. Niegdyś młodzieńcy chcąc popisać się przed urodziwymi dziewczętami, przeskakiwali ogniska, dając asumpt całonocnej zabawie. Było w tym również coś na wskroś inicjacyjnego. Ogień miał również charakter oczyszczający od złych demonów- egzorcyzmujący otaczający człowieka świat. Kończę słowami zapisanymi w Sakramentarzu z Werony: „Boże, daj sercom naszym postępować w prostocie dróg Twoich, której uczył św. Jan Chrzciciel, głos wołający.”

niedziela, 20 czerwca 2021

Gdy tłum cisnął się do Jezusa, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret, zobaczył dwie łodzie stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy. Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: „Wypłyń na głębie i zarzuć sieci na połów”. A Szymon odpowiedział: „Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci”. Skoro to uczynił, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać… Lecz Jezus rzekł do Szymona: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił”. I przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim (Łk 5,1-11). Brzeg jeziora Genezaret- słońce rzuca refleksy światła na spokojną toń wody. W kadrze wyobraźni zatrzymują się dwie łodzie. Niewyraźna twarz nieznajomego człowieka stojącego na brzegu; kontury twarzy niewidoczne, oczy lśniące i pełne zaufania, ledwo zauważalne z daleka- otulone promieniami. Za plecami wyjątkowej postaci kłębiący się tłum, interesanci ze spółki rybackiej, ciekawscy przechodnie, zwyczajni ludzie czekający na świeżo ułowione ryby, które będzie można nabyć po przyzwoitej i niewygórowanej cenie. W łodziach spracowani rybacy, o oczach zaropiałych i znużonych, mało rozmowni, lekko podenerwowani, utrudzeni całonocnym i pozbawionym sukcesu połowem ryb. Łodzie rybackie wydają się stare, trzeszczące, trudne do określenia kolorystyczne- lekko zbutwiałe i wyeksploatowane, skropione potem i zroszone krwią od przecinających dłonie sieci rybackich. Taką scenerię odsłania przed nami Ewangelia. Pomiędzy wierszami istnieje pewna doza intymności- Mistrz i Szymon. Wydaje się, że każde słowo wypowiedziane przez Chrystusa ociepla atmosferę niepowodzenia i zawodowego rozgoryczenia. Jednak zrezygnowanie i marzenie o zacienionym domu z łóżkiem, nie bierze góry nad intrygującym przynagleniem- „Wypłyń na głębię i zarzuć sieci na połów”. W tych słowach zawiera się cała, jeszcze tak słabo uchwytna przez spracowanych mężczyzn, przygoda wiary. W tych słowach zostaje zawarta najbardziej zapierająca dech w piersiach misja do przekroczenia siebie, swojego życia…, osobistych planów. Z tego zawierzenia słowom i ryzyka, pomimo lęku oraz niedowierzania dokona się cud- tak wielkie mnóstwo ryb wypełniło sieci, tak mocno, iż zaczęły się rwać. Na twarzach mężczyzn wypisuje się dawno zagubiony uśmiech; jak to wytłumaczyć, zmierzyć się z tym, ogarnąć rozumem- nie sposób. Tutaj potrzeba wiary. To wydarzenie zmieniło tych ludzi, zmieniło Szymona- późniejszego biskupa Rzymu. „Nie bój się ludzi będziesz łowić”- będą rozbrzmiewać te słowa przez całe wieki Kościoła w posłudze Piotrów i każdego biskupa, który z odwagą będzie strzegł depozytu wiary. Również współcześnie, los świata i skuteczność ewangelicznego zasiewu wymaga odważnej i pełnej entuzjazmu postawy chrześcijan. Każdy posiada swoją łódź i brzeg od którego musi odbić, ku przygodzie wiary- wypłynąć na głębię ! Być posłanym w świat, aby go napełniać Chrystusem. Wbrew obojętności i często wrogości świata, potrzeba nam świadków świętości; proroków po których śladach stóp będą chcieli podążać inni. „Żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus”(Ga 2,20). Mężczyzn i kobiet skazanych na sens i metamorfozę- poderwanych mocą zstępującego gwałtownie Ducha. Ludzi apostolskich i charyzmatycznych- potrafiących zapalić świat ogniem i szaleństwem Bożej miłości. Istoty miłujące grzeszny i obmywany drogocenną Krwią Baranka Kościół, który ostatecznie, staje się „morzem śpiewającym w skorupie świata.” Przyjaciół Mistrza z Nazaretu, gotowych wzbudzić duchowy ferment i poruszyć uśpione sumienia tych, którzy są w podziemiach grzechu, nawet za cenę utraty własnego życia

piątek, 18 czerwca 2021

Dusza moja spoczywa tylko w Bogu, od Niego pochodzi moje zbawienie (Ps 62,2). W świecie, w którym życie wewnętrzne jest zagłuszone i zepchnięte na dalszy plan człowiek staje się efemerydą- igraszką historii- komiczną i karykaturalną istotą, zapatrzoną jedynie w siebie. „Dramat zbawienia odbywa się za zasłoną”(S. Weil). Być może przestaliśmy nawozić glebę duszy, wodą ze źródła poznania prawdy- studni w której można się przejrzeć; przy której nie przestał wyczekiwać Bóg zagubionego człowieka. „Człowiek współczesny jest niewolnikiem nowoczesności- pisał P. Valery- Nie ma postępu, który nie przekształciłby się w jego najpełniejszą niewolę.” Realność tak namacalna, może okazać się fantasmagorią. Iluż to ludzi stało się ofiarami wyimaginowanej wizji szczęścia ? Ciągła presja towarzysząca tym, którzy w sposób jak najbardziej maksymalny poddają się pragnieniu konsumowania życia, według nie do końca jasnych reguł. „Świat biegnie mi przez głowę rzeczami.” Życie na pełnym gazie, którego domagają się istoty rozumne i wolne- nie jest ich własnym, wymarzonym życiem- jest jedynie wątpliwą projekcją szczęścia tych, którzy jedynie próbują rozbudzać apetyty i sprzedawać „lekarstwo” na unicestwienie nudy. Można pędzić na oślep, nie zdając sobie sprawy, że na końcu tej drogi jest przepaść, tkająca i napinająca swą pajęczynę śmierć. „Drżymy, by umrzeć i drżymy, by żyć. Jesteśmy zawsze w śmierci”- powie P. Emmanuel uderzając w ten najbardziej pesymistyczny ton. Jakże wielu z nas boi się przeżywać życia prostodusznie, zwyczajnie, bez komplikacji i narastającego ekstremum. Być sobą bez jakichkolwiek kompleksów i prób retuszowania przestrzeni wokół siebie. Spróbować odkrywać tętniące życie świata w sposób jak najmniej skomplikowany. Zdobyć się na odwagę, aby zajrzeć do otchłani własnej duszy. „O ile bardziej kruchy jest człowiek, który nic nie wie o swoim życiu wewnętrznym; w chwilach samotności czy cierpienia żadna społeczna forma go nie chroni ani nie rozwiązuje konfliktów jego duszy”(P. Evdokimov). Wielu opowiada o swoich lękach z ekshibicjonistyczną precyzją, pozostając jedynie na powierzchni własnej zagmatwanej natury. Jedynie miłość połączona z autentyczną troską, staje balsamem na ludzkie pęknięcia i wąwozy rozpaczy. W rozgrzanym do granic możliwości świecie, egzystuje samotny i czekający na zauważenie człowiek- rozpostarty pomiędzy tym, co na zewnątrz i tym co pulsuje wewnątrz. Stać się istotą wolną, dzieckiem natychmiastowych zdumień, wewnętrznych poruszeń i odczuć emanujących spontaniczną i zachwycającą transparentnością. Jakże ponadczasowe zdaje się przesłanie Gogola: „Nie bądźcie duszami martwymi, bądźcie duszami zmartwychwstałymi.”

środa, 16 czerwca 2021

Chwalę Cię, Panie, całym sercem, opowiadam wszystkie cudowne Twe dzieła (Ps 9,2). Za oknem już wyczuwalne zmysłami lato. Ziemia pod stopami gorąca od nadmiaru słońca, a ludzie po niej stąpający, niczym ziarna wypuszczające łodygę ku górze. To ruch mojego przemienienia w czasie, dokonujący się poprzez euforię oczu. Zaczynasz rozumieć mocniej że wszystko wokół żyje, oddycha i tęskni. Wyciszony i oderwany od wielkomiejskiego hałasu siadam po drzewem, delektując się odmiennością danej mi chwili. Być może tak odsłoni się na horyzoncie historii Królestwo Boże. Bardzo szybko przekonuję się o istnieniu tajemnic, które można w pośpiechu przegapić. Zmęczenie ustępuje, a w jego miejscu pojawia się czułość i radość. Święto zmysłów zatrzymanych przez witalność poranka, śpiew ptaków, taniec drzew i uśmiech przypadkowo napotkanych ludzi. „W człowieku jest nieświadoma żywiołowa zasada, związana z życiem kosmicznym i z ziemią, żywiołem kosmicznym i teurgicznym”(M. Bierdiajew). Świadomość Obecności przychodzi również przez materię. Świat potrzebuje ciepła i przytulenia- dotyku dłoni przechadzającego się Boga. Przyroda tańczy powabnie i wyśpiewuje pieśń słoneczną która nie schodziła z ust świętego Franciszka: „Pochwalony bądź, mój Panie, ze wszystkimi Twymi stworzeniami, nade wszystko z bratem Słońce, bo on jest lampą dnia i nim rozświetlasz drogę… Pochwalony bądź, mój panie, przez matkę Ziemię, która nas żywi i utrzymuje, wydając wszelki owoc, barwne kwiaty i zioła.” Uporczywie gorący wiatr, przywodzi na myśl piękno Raju, gdzie delikatne muśnięcia Ducha przemieniały wszystko w piękno. „Latem, gdy dojrzewają owoce i kwiaty, ziemia jest gorąca, a powietrze jasne… naprzeciw tobie biegnie rój kwiatów i światło”- powie pewien arabski mędrzec. Natura staje się świątynią w której zaczyna drgać wieczność, niczym rytm ciągle trwającej liturgii- spraszającej dary Nieba. „Czy piękno może pozostać w ukryciu- pytam za H. Corbinem- Bo wszystko, co nazywa się pięknem, charakteryzuje się tendencją do ukazywania się innym.” Piękno świata z którego zostaje zerwana zasłona smutku, matowości i niedostrzegalności. Tylko artysta potrafi językiem poezji lub siłą kolorów i kompozycji wyrazić te nieprawdopodobne podniety oczu. Gdy medytujący człowiek spogląda wokół siebie, pojmuje, dlaczego świat jest tak zdumiewający w swoich różnorodnych formach. Natura opowiada dyskretnie- prawie milcząco o Bogu Artyście, a człowiek w tej przepastnej przestrzeni odkrywa ścieżkę spotkania i zbawienia; chwytając energię kosmiczną, człowiek istota ulepiona z prochu i Ducha, staje się przebudzony do oddychania wiecznością. Grzegorz z Nyssy wyraża myśl o doskonałej harmonii miedzy wszechświatem a człowiekiem: „Człowieku, kiedy patrzysz na wszechświat, rozpatrujesz swoją własną naturę.” To, co jawi się nam jako zewnętrzne- staje się zwierciadłem, w którym odbija się ikona Boga. W Nim każda istota i najmniejsze źdźbło trawy odnajduje swój sens istnienia.

poniedziałek, 14 czerwca 2021

A wszyscy płakali i zawodzili nad nią. Lecz On rzekł: «Nie płaczcie, bo nie umarła, tylko śpi». I wyśmiewali Go, wiedząc, że umarła. On zaś, ująwszy ją za rękę, rzekł głośno: «Dziewczynko, wstań!» Duch jej powrócił, i zaraz wstała. Polecił też, aby jej dano jeść. Rodzice jej osłupieli ze zdumienia, lecz On przykazał im, żeby nikomu nie mówili o tym, co się stało (Łk 8,49-56). Uczona teologia powie, że prawdziwe cuda dokonują się jedynie przez wiarę- natychmiastowo i niewiarygodnie, ponad racjonalnie, za sprawą działania łaski. Zdarzenie niewytłumaczalne na pierwszy rzut oka. „Znaki miłości Boga do człowieka…, stanowią przejawy siły ludzkiej w świecie, która jest umacniana i prześwietlana siłą Bożą”(S. Bułgakow). Ludzie zawsze byli spragnieni cudów, bowiem pragnęli przekonać się o znakach które manifestują inną- jedynie intuicyjną- drugą stronę świata. Wchodzimy w ten sposób w sferę, gdzie dokonuje się prymat miłosierdzia nad kruchością natury. Zmysły zostają obłaskawione widokiem czegoś nieprawdopodobnego, niezwykłością której namacalnym znakiem jest uzdrowienie lub wskrzeszenie. Pragnienie uchwycenia wzrokiem wydarzenia o charakterze transcendentnym było czymś naprawdę pożądanym i nie tylko było intrygujące dla ludzi Ewangelii, żyjących w czasach Chrystusa. Nasz świat jest również pełny bezradnych ojców i matek, zasklepionych w bólu wobec spadającego na ich ramiona cierpienia dzieci. „Osobowość zaczyna się z chwilą odejścia, a pozwolenie na odejście jest dowodem miłości”- twierdził C.D. Lewis. Iluż Jairów przeciera oczy wezbrane od łez, trwając w nadziei przy szpitalnych łóżkach dzieci wydanych nieuchronności śmierci. Jakże często mijamy plakaty z prośbą o datek na lekarstwo dla ciężko chorego dziecka. Sytuacyjny tragizm spowity nadzieją. Niemoc uczynienia czegokolwiek rodzi modlitwę błagania o cud. Mirabilia- w tym jakże częstym słowie średniowiecznym, natrafiamy na rdzeń miror- który zakłada zmysł wzroku: „Ujrzał i uwierzył.” Myślę, że jednym z poważnych kryzysów cywilizacji chrześcijańskiej jest brak wiary w cuda. „Chrześcijaństwo uczy nas, że osoba, na miarę swej wiary, objęta jest potężnym dynamizmem zmartwychwstania”- pisał O. Clement. Zwycięstwo dokonujące się nad śmiercią biologiczną. Pomimo nieprawdopodobnego i bezsensownego cierpienia istot, Bóg wchodzi w ten świat i wyrywa go ze snu śmierci. Nie radzimy sobie z cierpieniem i retuszujemy je na wszelkie możliwe sposoby. Nie potrafimy udźwignąć śmierci najmniejszych i bezbronnych, tkając przy tym jakieś bezpłodne banialuki które tylko pozornie mają nieść terapeutyczne pocieszenie. Znam ludzi którzy chcieliby wyeliminować choroby i żyć jak najdłużej bez konieczności zaprzątania sobie głowy wiecznością. W naszej kulturze wypudrowanej i zretuszowanej cieleśnie do granic możliwości, wszystko jest dotknięte jakąś trudną do opisania rozpaczą. „Musimy pokornie uznać istnienie Misterium, a nie próbować przemykać ukradkiem do tylnych drzwi po to, żeby podsłuchiwać”(A. Elczninow). Dziewczynko wstań ! – mówi Chrystus w spowitej półmrokiem izbie i wbrew szlochaniu najbliższych. „Żyć w Chrystusie, to już tu i teraz poza śmiercią, to pozwalać zakiełkować w sobie ziarnu ciała chwalebnego.”

sobota, 12 czerwca 2021

W owym czasie przybliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie, mówiąc: «Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi». Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: «Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła”. Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia (Łk 15,1-10). Przypowieść opowiedziana przez Chrystusa w sposób szczególny adresowana jest do tych chrześcijan, którym jest niekiedy za ciasno i zbyt duszno w Kościele. Żyje obok nas mnóstwo wrażliwych- głębokich wewnętrznie ludzi- których denerwuje tłum „pastwisko.” Czasami nie są to ucieczki podyktowane pokusą łatwego życia, bez moralnych zasad, czy kościelnego szablonu dobrego wychowania. Bardzo często wrażliwość nie pozwala im przechodzić i przeżywać wiary, tak jak tego chcieliby inni. Obok tych wrażliwych „buntowników”, jest duża grupa niezadowolonych z siebie i Boga ludzi. Często rozczarowani instytucją, dysonansem między ideałem a praktyką życia. Tacy ludzie przyjmują często postawę lekceważącą, kontestującą, uniezależniającą się od Kościoła i Przewodnika. „Bóg i człowiek są wolno wobec siebie nawzajem; jest to wolność tragiczna, jedyny warunek miłości.” Tego typu rozterki, stoją często u podstaw o wiele głębszych dramatów rozgrywających się w sercu człowieka. Czasami obserwując tego typu zjawiska, rodzi się pytanie: Dlaczego owca, której było tak dobrze, odeszła od takiego pasterza ? Trudno odpowiedzieć na to pytanie, ono jest złożone i pewnie wielowarstwowe. Może zamiast kierować wzrok na zachowanie stada, trzeba skoncentrować się na Bogu. Co w takiej sytuacji robi Bóg ? Szuka zagubionego człowieka- więcej grzesznika. Nie potrafimy psychologicznie zrozumieć intencji zdeterminowanego w poszukiwaniach Boga. Idzie za zagubioną owcą, która oddaliła się tak bardzo, że może nie da się jej już odnaleźć. Pasterz ryzykuje, choć nie rezygnuje- może to dla wielu truizm, ale On kocha zagubionych, zatraconych, uciekających po urwistym stoku, czy zaszywających się na odludziu. W naturze miłującego Boga, jest owa zdumiewająca zdolność do wychodzenia naprzeciw, włóczenia się za zadufanymi w sobie ludźmi. Przypowieść w której scenariusz wczytujemy się jakbyśmy byli odtwórcami dwóch ról, nie sugeruje, iż Bóg z zasady bardziej kocha grzesznych ludzi, a tym sprawiedliwym dostarcza jakąś stałą dawkę miłości. Nic bardziej mylnego. Swoją miłością ogarnia wszystkich, ponieważ zdaje sobie sprawę, że każde oddalenie człowieka przyniesie moment w którym człowiek zacznie błagać o ratunek. „Zastanawiające są proporcje podane w przypowieści: jedna zagubiona owca, oddalona od pozostałych dziewięćdziesięciu dziewięciu. Proporcja 99:1 ma swój głęboki sens symboliczny. Nie chodzi o dosłowną interpretację liczb, gdyż jest porównanie hiperboliczne, a więc z natury swej przesadne. Jedna owca nie może być czymś więcej niż 99 pozostałych. Przesada jest tu jednak zamierzona. Jej celem jest podkreślenie uczucia bólu z powodu utraty i troski o odnalezienie zguby.” (W. Hryniewicz). Ojcowie Kościoła często rozmyślali nad setną owieczką. Dla świętego Cyryla Jerozolimskiego pozostałych dziewięćdziesiąt dziewięć owieczek to chóry anielskie, natomiast zabłąkana owca to wszyscy ludzie, cała ludzkość pojmowana jak rzeczywista wspólnota. Pozostali autorzy, tacy jak Euzebiusz z Cezarei, upewniają nas, że właśnie w ten sposób chrześcijanie późnej starożytności intepretowali postać kriophorosa- pasterza niosącego owcę- pięknego młodzieńca i zbawiającego Boga. Chrześcijaństwo przez całe wieki historii postrzegało Chrystusa- Pasterza, jako przynoszącego ocalenie, zakochanego w człowieku zagubionym i poranionym. Na wczesnochrześcijańskim sarkofagu z via Salaria w Rzymie (IIIw.), został ukazany Chrystus jako piękny młodzieniec, trzymający na swoich ramionach barana. Idylliczność wyrzeźbionej sceny jest tak sugestywna, iż pierwszym skojarzaniem jest poczucie wszechobejmującego szczęścia i spokoju wypisanego na twarzy Młodzieńca i bezruchu niesionego zwierzęcia. Od tego momentu Chrystus staje w centrum ludzkiego losu, a zbawienie staje się udziałem roztrzaskanych poczuciem wolności i obmytych łzami grzeszników !

wtorek, 8 czerwca 2021

O, świecie niewidzialny, widzimy cię. O, świecie namacalny, dotykamy cię. O, świecie niepoznawalny, znamy cię. Nieuchwytny, chwytamy cię- czytamy u poety i mistyka Francisa Thompsona. Czy człowiek zadyszanej nowoczesności jest zdolny do tak wewnętrznej i przenikliwej percepcji świata ? Mistyka i towarzysząca jej wrażliwość, nie jest domeną charyzmatycznych ludzi dawnych epok. Jakże mylne jest przekonanie, że naszą rzeczywistość cechuje jedynie obojętność na sprawy ducha i dokonujące się wyjałowienie, postępujące wraz z egoistycznym apetytem na zasobność portfela i pomnażanie dóbr. Życie duchowe wytryskuje równie intensywnie w każdym czasie, czyniąc naszą osobistą historię naznaczoną muśnięciem zstępującego Ducha. „Zrozum- powie Orygenes- że masz w sobie pomniejszony drugi wszechświat. Jest w tobie słońce, jest księżyc, są też gwiazdy.” Granice tego świata nie są rozpoznawalne na mapie i nie stanowią część dobrze znanej, czy wytyczonej topografii. To przestrzeń wieczności- Królestwo wewnątrz mnie, którego bramę trzeba ciekawsko sforsować. Pomimo zgiełku świata z niemniejszą intensywnością wydobywa się z głębin duszy pytanie o Boga i miłosne pochwycenie z pasją, która towarzyszyła całym pokoleniom ludzi przeobrażonych- poderwanych z miejsca ku przygodzie wiary. Pod powierzchnią zaspanego i skurczonego embrionalnie świata, przedziera się kluczowe dla ludzi nadziei przesłanie: „Bóg jest we wszystkich.” Nie wyraża się w tym stwierdzeniu infantylne marzenie chrześcijaństwa o triumfalnym pochodzie wiary, lecz pełna łagodności pewność namacalności Boga wzbudzającego nie tylko uwielbienie, ale nade wszystko miłość- ponieważ On sam jest Philantropos- będący samą miłością i samym miłosierdziem względem nas. Mysterium fascinosum- nieprzerwanie i wiecznie zagarniające w zachwycie ludzkie i kruche zmysły. My jesteśmy, odwołując się do pięknego sformułowania św. Grzegorza z Nazjanzu, „depozytariuszami boskiej filantropii.” Kilka dni temu na pogrzebie mojego wujka miałem kazanie w którym próbowałem przekonać pogrążonych w bólu uczestników, iż chrześcijaństwo jest religią zmartwychwstania, nadziei, radości i ostatecznych narodzin w Bogu. Jeden z uczestników ceremonii podszedł do mnie i powiedział: „Jak pięknie ojciec opowiada o tym świecie po drugiej stronie. Pierwszy raz odchodzę z cmentarza bez bagażu smutku i przeszywającego duszę lęku.” Owo pondus amoris, siła miłości o której z taką subtelnością rozmyślał św. Augustyn; siła która podnosi stworzenie ku całej pełni istnienia w Istniejącym. Uchwycić transcendencję- wydobyć na zewnątrz przesłanie o życiu- którego nie może już pochłonąć śmierć. Namalować słowami rzeczywistość, za którą jest spowijająca wszystko światłość przechadzającego się Boga. Historia jest święta, ponieważ w jej samym środku wybija źródło wieczności !

czwartek, 3 czerwca 2021

Jezus powiedział do Żydów: «Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje Ciało, wydane za życie świata»... (J 6,51…) Zmysły człowieka wierzącego, wydają się skutecznymi receptorami odczuwania innego świata. Miał rację święty Augustyn twierdząc, iż człowiek może stać się cielesny aż po swój umysł i również w drugą stronę, może stać się duchowy w swoim ciele- całkowicie przeobrażony; fluorescencyjny niczym błona światłoczuła. Hezychaści- duchowi atleci pustyni opowiadają o cudzie iluminacji, że „to tajemnicze światło, niedostępne, niematerialne, przedwieczne, przebóstwiające, odwieczne, ten błysk Boskiej natury, ta chwała Boskości, to piękno Królestwa Niebieskiego staje się dostępne dla zmysłów, chociaż je przekracza.” Kiedy chrześcijanie celebrują Eucharystię to wszystkimi zmysłami doświadczają obecności zstępującego Życia. „Kościół to Eucharystia. Ciało Chrystusa jest miejscem wciąż odnawianych Zielonych Świąt- pisał Patriarcha Atenagoras- Ogień Ducha Świętego udziela żaru swego w kielichu.” Liturgia dokonuje się poprzez twórcze zstąpienie Ducha Świętego; dynamika przeistoczenia nie tylko dotyka materii chleba i wina podniesionej rękami kapłana ku przemianie w Ciało Boga, również wspólnota ludzka- grzeszna, wątpiąca, okaleczona i zawieszona myślami ku sprawach tego świata, zostaje przeniknięta i przeobrażona od środka- stając się Mistycznym Ciałem Boga. „Życie w Chrystusie oznacza bycie człowiekiem eucharystycznym, obudzenie się na wielką radość Eucharystii, która jest także radością pentakostalną, ponieważ za każdym razem, kiedy sprawujemy Eucharystię, wchodzimy do miejsca zesłania Ducha Świętego, które nigdy się nie skończy, które uprzedza Paruzję i z całą mocą rozbłyśnie w jej momencie” (O. Clement). Kościół w liturgii staje się Wieczernikiem- „Rajem na ziemi, ucztą Nowej Jerozolimy”- nie tylko miejscem upamiętnienia testamentu braterskiej miłości, ale przestrzenią wypełnioną światłem, obecnością Chrystusa Zmartwychwstałego i życiodajnym porywem schodzącego w głębiny duszy Ognia. Dlatego odłączenie się od Eucharystii jest dramatycznym aktem odłączenia się od Kościoła, ponieważ zgromadzenie liturgiczne odzwierciedla jego pełnię istnienia w Bogu. Komunia jest za każdym razem „Boską więzią, która jednoczy wierzących w kontemplacji Zmartwychwstałego” (C. Argenti). Każda uczestniczenie w kielichu Ofiary Baranka jest splecione z wydobywającą się modlitwą pragnienia: „Tak. Przyjdź, Panie Jezu” (Ap 22,20).