poniedziałek, 27 grudnia 2021

Wszystko ma swój czas… W okresie bożonarodzeniowym uświadamiamy sobie prawdę o tym, że nasza historia i tworzący dla niej ramy czas jest święty. Okres przesilenia zimowego, zostaje przeszyty strugą światła- Misterium lucis. Bóg „nam oznajmił tajemnicę swej woli według swego postanowienia, które przedtem w Nim powziął dla dokonania pełni czasów, aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie”(Ef 1,9-10). Cała ta wielka kotłowanina wydarzeń dziejąca się na powierzchni życia, od środka zostaje odkupiona i otwarta na zbawienie. „Bóg stał się czasowy, abyśmy my, ludzie czasowi, stali się wieczni”- pisał św. Ireneusz z Lyonu. Liturgia otwiera naszą percepcję i zaprasza nas do myślenia symbolicznego o tym, co dzieje się w nas i wokół nas. Pytam za poetą: „Czy ciągle jest jeszcze czas, czas dla człowieka i świata ?” Święta przeżywane w gronie rodzinnym dają chwilę oddechu- zatrzymania się, oderwaniu od spraw banalnych- niekoniecznych, stresujących i często obciążających aż nazbyt mocno umysł. Wyłączony telewizor nie atakuje nas pandemicznymi statystykami i rubrykami śmierci. Jedynie smutna jest świadomość, że wielu ludzi nawet w święta, nie potrafi mentalnie opuścić miejsca swojego nieustannego przebywania. Ciągle są w pracy lub wynajdowaniu sobie rozmaitych aktywności, aby tylko nie wejść w jakąś przestrzeń sacrum. Świat tak szczelnie zamknięty, pozbawiony znaczenia i głębi. Ciągle zniecierpliwieni i bez duchowości jutra ! Można żyć pod powierzchnią, choć brzmi to aż nazbyt metaforycznie i dramatycznie. Mistrz Eckhart powtarzał, „że nie ma większej przeszkody w zjednoczeniu z Bogiem niż czas.” Egzystować w „czasie zamkniętym” swego telefonu, pozwalając aby nienasycony Chronos, żywił się ich chwilami; łapczywie pożerając te nieodwracalnie utracone resztki wolności. Egzystujemy w czasie który jakże intensywnie naznacza, a zarazem rzeźbi naszą egzystencję, nadając trajektorii zdarzeń jakieś intensywne odczucie sensu lub jego braku. Ile to razy chcielibyśmy odnaleźć i przywrócić utracony czas- jak u Prousta, rozbijając się myślami o mielizny nieudolności i krótkowzroczności. Czasami jest już za późno na korekty i trzeba wszystko rozpoczynać od nowa, wiedząc że kolejne kaprysy losu, mogą przynieść następujące po sobie i dalekosiężne zmiany- wbrew ogłupiającym ludzi horoskopom. „Uzdrowienie czasu jest wiecznością”- powie Bierdiajew, dostrzegając w różnorodnych aktywnościach człowieka, drogę prowadząca ostatecznie ku przyszłości zamkniętej w dłoni Boga. „Jesteśmy otwarci na nieskończoność światów. Życie jest możliwe”(A. Badiou). Za kilka dni bezsenna i przeszyta hałasem sylwestrowa noc, zapowiadająca nadejście mesnie Hellequina- przewodnika zjaw i umarłych. Świętowanie zmiany roku, przynajmniej dla niektórych, ponoć wyzwala z cieni i widm wczorajszego dnia, przynosząc chwilowe zapomnienie w zadowoleniu, po którym pozostaje jedynie zmęczenie i ból głowy. Dla innych to czas spokojnego i refleksyjnego wejścia w nowy czas. Chwila dziękczynnej modlitwy zamykającej świat w sercu miłosiernego Boga. Nie wiemy, co przyniesie jutrzejszy dzień. Jedno jest pewne. Świadomość przemijalności i zmienności zjawisk wyrażająca się w tym, że po zimie nastanie wiosna- pora stworzenia świata i zmartwychwstania: „Bo oto minęła już zima, deszcz ustał i przeszedł. Na ziemi widać już kwiaty, nadszedł czas przycinania winnic i głos synogarlicy już słychać w naszej krainie”(Pnp 2,11-12). Czas cykliczny- Czas święty !

piątek, 24 grudnia 2021

Dzisiaj Dziewica rodzi Odwiecznie Istniejącego i ziemia udziela groty Niedostępnemu… dla nas bowiem narodziło się Dziecię małe, odwieczny Bóg. Kalendarz liturgiczny Kościoła spinają dwa najważniejsze obchody świąt: Pascha Narodzenia i Pascha Zmartwychwstania. Pomimo wszechobecnej radości emanującej z rodzinnej atmosfery świąt (ziemia przykryta kołdrą śniegu, choinka, prezenty, wieczerza wigilijna, kolędowanie, uśmiechy i życzenia…), antycypacja narodzin Bogaczłowieka, spowita jest elementami dramatycznymi. Odwieczny i Nieogarniony, stając się Dzieckiem przyjmuje wszystkie ograniczenia ludzkiej natury, stając naprzeciw rozmaitych i wrogich determinizmów. Staje się bezradną i skazaną na trudny los istotą. Staje się najbardziej ubogim i bezdomnym z ludzi; ogołoconym ze wszystkiego i zmarginalizowanym. „Pan przyszedł na świat nie wśród złota i srebra, lecz wśród błota” (św. Hieronim). Maryja powiła Go w grocie, pośród zgiełku i unoszącego się w powietrzu zapachu zwierząt. Taka sceneria porusza wyobraźnię, a pozbawione higienicznych warunków miejsce- staje się „królewską komnatą.” Zwierzęta „nieme” i pozornie bezrozumne, stają się pierwszymi z uprzywilejowanych, rozpoznającymi Boga w ludzkim ciele. Ich oddech, spojrzenia i stadnie artykułowane dźwięki, stają się pierwszym wyśpiewanym Gloria przez tych niepozornych- małych braci. Oddają to wymownie słowa proroka Izajasza: „wół rozpoznaje swego pana, i osioł żłób swego właściciela.” Logos- „Bóg z Boga. Światłość ze światłości” zstępuje w ciemność, duszność i grzeszność świata, co niezwykle wymownie podkreśla wnętrze groty (łona śmierci) na ikonach. Owinięte w opaski niemowlę zstępuje w głębiny odrzucenia i rozpoczyna dzieło Odkupienia. „Twarzyczka Dziecięcia rozdarła na zawsze matowość świata, sprawiając, że wytrysnęło w nim światło zmartwychwstania”- pisał O. Clement. Ta pełna zmagań i niepewności noc, zostaje ogrzana światłem gwiazdy- niczym kompasu wskazującego pasterzom wyrwanym ze snu, miejsce największego cudu. Wszystko dokonuje się w ujmującym serce i umysł milczeniu. W tym ewangelicznym obrazie nie ma nic z triumfującej euforii i czegoś na kształt pogodnego filmu przygodowego. Żadne „media- instagramy i tabloidy” nie nagłaśniały tego faktu, tylko aniołowie w napowietrznej i świetlistej łunie, szepcząco adorują niepojętą dla nich drogę uniżenia Odwiecznego. „Bóg przyjmuje ubóstwo mojego ciała po to, żebym ja otrzymał bogactwo Jego Bóstwa”(św. Grzegorz z Nazjanzu). Tutaj radość miesza się ze smutkiem, rozterki duszy z porywem miłości. Maryja i Józef, stają się uchodźcami naznaczonymi cieniem niebezpieczeństwa i śmierci. Pełni szamotaniny myśli i dotknięci tragizmem codzienności, będą pokonywać lęk, siłą pełnej odwagi wiary. Ufność i miłość będzie umacniała ich wybory na drodze piętrzących się wyzwań i dylematów. Współczesny człowiek również czuje się przynaglony do kontemplacji tego wydarzenia; bycia naocznym świadkiem wiary w cud betlejemskiej nocy. „Tylko jeden raz w historii świata dana była możliwość ujrzenia Boga w ludzkiej postaci- powie M. Bierdiajew- a było to cudem historii, jedynym co do znaczenia, cudownym faktem odkupienia i zbawienia.” Dla nas w tę noc pełną łaski- liturgia stanie się miejscem uobecnienia i bliskości Boga. Ołtarz będzie żłobem, a pokarm poddany tchnieniu Ducha- stanie się Ciałem nasycającym Kościół miłością, pokojem i obfitością błogosławieństwa. Pragnę wszystkim moim bliskim, przyjaciołom, znajomym i czytelnikom mojego bloga, złożyć z serca płynące życzenia świąteczne. Niech Chrystus – bezbronne Dziecię, napełnia wasze serca głębią wiary i pokojem. Niech Miłość będzie kochana. Christos rażdajetsia. Sławitie Jeho !

czwartek, 23 grudnia 2021

Literatura starożytna zachowała dla nas tak wiele mitów i legend mówiących o zapłodnieniu kobiety, która ma urodzić dziecko boga. Sprowadzają się one zazwyczaj do dwóch scenariuszy: albo kobieta zostaje wybrana na małżonkę przez boga, który łączy się z nią cieleśnie, albo jakiś przedmiot – opieczętowany aurą cudowności- wnika w ten czy inny sposób w jej ciało. Już u początku kształtowania się cywilizacji i kultur, towarzyszyło ludziom przekonanie, że macierzyństwo jest jakimś bezpośrednim włożeniem dziecka do łona matki. Nie rozumiano procesu poczęcia i etapów kształtowania się życia w łonie kobiety. Śmiertelne kobiety w wielu zachowanych źródłach piśmienniczych, były oddawane bogom lub też były dla nich zastrzeżone, często określano je jako „poświęcone bogom,” stąd nie mogły należeć do żadnego ziemskiego mężczyzny. Wymagano również aby zachowały dziewictwo do momentu „świętej inicjacji.” I tak w mitologii greckiej Zeus połączył się z Danae pod postacią złotego deszczu. W Egipcie tebański Amon oświadczał swojej wybrance: „Ja jestem twoim ojcem... Posiadłem cię.” Owidiusz wspomina o tradycji, według której Mars urodził się z Junony dotkniętej kwiatem, bez współudziału Jowisza. Pentameron ukazuje młodą dziewczynę, która stała się brzemienna po skosztowaniu listka z krzaku różnaego. Nana poczęła Attisa po zjedzeniu jabłka granatu. Takie ciąże wywołane spożyciem czegoś spotykamy również poza światem klasycznym i jego barwnych mitów. Legenda z wyspą Trobrianda opowiada o matce herosa która stała się brzemienna pod wpływem kliku kropel wody spływających ze stalaktytu. Chrześcijaństwo, w którym postać Dziewicy Maryi wiąże się z ideałem dziewictwa, jak i boskiego macierzyństwa, wyróżnia się tym, że nie wyrasta ze sfery mitu, czy barwnego podania, ale z faktu historycznego otulonego cudowną tajemnicą ingerencji Boga. „Wcielenie – powie bizantyjski myśliciel Mikołaj Kabasilas- było nie tylko dziełem Ojca, Jego Mocy i Jego Ducha, ale także dziełem wolności i wiary Dziewicy. Bez zgody Najczystszej, bez Jej wiary, ten plan byłby nie do zrealizowania...” Cała dogmatyczna wykładnia Kościoła przez wieki pochylająca się wybraną przez Boga Kobietą, zawierała się w dwóch istotnych określeniach: Matka Boża i zawsze Dziewica- Theotokos i Aeiparthenos. „Za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy”- takie sformułowanie znajduje się w Credo, a ma swoje źródło w przekazie Nowego Testamentu. „Człowieczeństwo przynosi ofiarę najczystszą – Dziewicę, i Bóg czyni Ją miejscem swoich narodzin i Matką wszystkich żyjących, doskonałą Ewą” (P. Evdokimov). Dlatego Kościół Wschodni w Wigilię Bożego Narodzenia w sposób podniosły wyśpiewuje: „Cóż ofiarujemy Tobie, o Chryste ? Niebo ofiaruje Tobie aniołów, ziemia przynosi Tobie dary, a my ludzie, ofiarujemy Tobie Matkę Dziewicę.” To Jej człowieczeństwo, Jej ciało stało się ciałem Chrystusa. Już św. Grzegorz z Nazjanzu ostrzegał Kledoniusza: „jeśli ktoś nie uznaje Maryi za Theotokos, to staje się obcy Bogu.” Niewiarygodna jest w teologii świadomość przenikającego się macierzyństwa i dziewiczości, jakby tych dwóch elementów nie można było odseparować od siebie. „Teologia zajmuje się sprawami nadprzyrodzonymi i ciągle napotyka na tajemnice- pisał Newman- których rozum nie może wyjaśnić ani do których nie może się przystosować.” Zamieszkanie Boga w ciele Kobiety- Oblubienicy, należy zatem kontemplować w pokornym milczeniu, bez niegrzecznej ciekawości podyktowanej chęcią racjonalnego i absolutnego wyjaśnienia wszystkiego. Żar Ognia- Duch Święty- Miłość, schodzi niczym lawa (nasienie Boga)- napełniając łono Dziewicy Życiem. „Słowo wcielone w komórkę jajową zagnieździ się w całym splendorze materialności kobiecego ciała, które obdarzy Je kojącą łaską łożyska, pępowiny, płynu owodniczego, śluzu. Zacznie mu też tykać biologiczny zegar, który zatrzyma ciało Boga w ciele matki przez około czterdzieści tygodni, a później na mocy tej samej konieczności wymusi urodziny, Świat stanie otworem. Popychany ku niemu skurczami macicy, spiralnym ruchem zacznie przesuwać się w dół, aż Józef, który nie ma o tym wszystkim pojęcia, zobaczy czubek głowy” (R. Koziołek). Jakże brakuje słów aby pisać o tym cudzie, niech to zostanie przesłonięte zasłoną tajemnicy; wydarzenie ciągle fascynujące i popychające w przestrzeń wiary i zdumienia. Bądź błogosławioną Matko Życia i Matko Światłości.

poniedziałek, 20 grudnia 2021

Na zewnątrz rozpoczął się galeriany szał zakupów. Dla dużej części ludzi święta są jakimś wyimaginowanym- „magicznym czasem” którego celem jest nadmuchana do granic możliwości indywidualnie konsumowana przyjemność. Witryny sklepowe i migotliwe reklamy pobudzają apetyt do uczestniczenia w spektaklu próżności. Egzystencjalna i prawdopodobnie religijna pustka zostaje wypełniona przygotowaniami do obżarstwa i prezentomanii- pogańskimi substytutami, stojącymi naprzeciw chrześcijańskiego przeżywania tajemnicy Wcielenia. Pomimo licznych obostrzeń, hipermarkety pękają w szwach, a gospodarka w zawrotnym tempie nadrabia finansowe straty. Wszystko wokół nęci zmysły i opróżnia zawartość portfeli i bankowych kont. „Dzisiaj wielu popada w prezentowy stres. Nie dają prezentów dlatego, że ktoś czegoś potrzebuje albo ucieszy się z prezentu, lecz żeby zrobić dobre wrażenie. Prezenty stały się wzajemnym obowiązkiem. Jesteśmy pod nieustanną presją, by naszym prezentem przewyższyć innych”(A. Grun). Wielu przed świętami obawia się samotności i rezerwuje turystyczne wycieczki w miejsca gdzie będzie można w hotelowych przestrzeniach przespać lub alkoholowo przebalować ten czas i uleczyć się z nostalgii za wspomnieniami z rodzinnego domu. Ekologiczni aktywiści wybudzają się z zimowej hibernacji i ogłupieni jałowymi ideami miłości do stworzenia, stają w obronie zabijanych karpi oraz zwierząt, stanowiących tradycyjne wiktuały na wielu biesiadnych stołach. Reklamy epatują głupiutkimi Mikołajami, krasnalami, elfami i gnomami ciągnącymi wagony z produktami bez których świętowanie wydaje się skazane na porażkę. Jesteśmy uczestnikami komedii wabiącej zmysły i tworzącej alternatywną rzeczywistość dla tej chrześcijańskiej- wolnej od zbędnych gadżetów i utkanej z tęsknoty za Kimś ważniejszym, niż kolorowa i ulotna powierzchowność. Świat staje na głowie, byle tylko nie wspomnieć o Chrystusie który jest sensem tych świąt i międzyludzkich odniesień. Dla wielu z nas to doskonały pretekst, aby wyjść na scenę i odegrać rolę dobrego człowieka „szlachetnej paczki.” Denerwuje mnie jak kultura pieniądza i podskórnie opakowanego egoizmu, próbuje zepsuć Boże Narodzenie. „A światłość w ciemności świeci”(J 1,5). Cała ta zwariowana pogoń za pozornie rozumianym szczęściem i byciem zauważonym, naznaczona jest pandemią, ale również chorobą duszy o której na chwile wielu chce zapomnieć. Pulsuje we mnie jakże ważka myśl Rimbauda: „Czym stanie się świat gdy z niego zejdziesz ? W każdym razie żadnym z obecnych pozorów.” Wydaje się, że w społeczeństwie konsumpcyjnym- rozbujanym do granic możliwości- wartością laicką jest wszystko, co śmierć nie potrafi zniszczyć. Niestety jest to zmurszałe złudzenie. Czas wszystko obraca w pył i ostatecznie otwiera na oścież drzwi śmierci. Tylko chrześcijanie rozumieją ten mechanizm przygodności i potrafią wychylić się ku temu, co ponadczasowe- transcendentne- spowite przezorną mądrością ludzi wiary; nawet jeśli inni nazywają to irracjonalnym głupstwem i religijnym folklorem. Mądrość islamu powie, że „Bóg nie zesłałby chorób, na które nie dałby lekarstwa.” Wcielenie jest świętem ocalenia od pewności siebie, egoizmu, próżnej i wszechwładnej świadomości panowania nad swym życiem. Bóg nie przychodzi, aby nam było sympatycznie i żeby spełnić nasze wygórowane marzenia. On nie przychodzi abyśmy żyli dostatnio i byli wyzwoleni od grasującej pandemii. Tak czy inaczej jesteśmy wydani śmierci i zmartwychwstaniu. Jedynym i najważniejszym celem Jego obecności jest miłość. Przyszedł, aby objawić nam niewyczerpaną miłość swojego Ojca. Bez tej miłości bylibyśmy jedynie larwami czekającymi wiecznie na przeobrażenie. Bez tej miłości bylibyśmy pyłem historii niesionym przez wiatr ku efemeryczności następnego dnia. „W oczach Tego, który nie brzydzi stać się jednym z nas, jesteśmy biednymi grzesznikami, którzy nawet z Bożego Narodzenia, obok radości płynącej z odkupienia, wynoszą nieskończony smutek, że nie są jeszcze chrześcijanami”- pisał P. Mazzolari. Zachowajmy w tych dniach spokój i nie pozwólmy się poddać temu konsumpcyjnemu szaleństwu. „Czas przemienił się z wiecznego upływu w proces, który z milczącą, jednoznaczną konsekwencją zmierza ku całkowicie określonemu kresowi, u którego my i świat staniemy przed odsłoniętym obliczem Boga”(K. Rahner).Wejść w ciszę, którą w najmniej oczekiwanym momencie przeszyje dźwięk anielskiego śpiewu- zwiastującego, że „nad mieszkańcami kraju mroków światło zabłysło”(Iz 9,1).

niedziela, 19 grudnia 2021

Na to Maryja rzekła do anioła: «Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?» Anioł Jej odpowiedział: «Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego okryje Cię cieniem. dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym (Łk 1,26-38). Ewangeliczny obraz Zwiastowania towarzyszy mi przez cały okres oczekiwania na przyjście Pana. Adwent to liturgia spotkania i życia- rozgrywająca się w najbardziej intymnej, urokliwej scenerii w której onieśmielona i zaskoczona młoda Dziewczyna, spotyka po raz pierwszy w życiu świetlistego posłańca Gabriela. Zwiastowanie rozpoczyna historię całkiem nowych tropów wiary, zaskakujących sytuacji, które dotąd były w jakimś stopniu intuicyjne i trudne do przewidzenia, a od pierwszej Pięćdziesiątnicy w Nazarecie wszystko staje nowe i zaskakujące. Bóg okazuje się niezwykle kreatywny w swoich działaniach i tak bardzo przekonujący, że odpowiedź Dziewicy staje się spontanicznie wypowiedzianym hymnem pochwalnym. Snując refleksję o Maryi można stawiać sobie cały różaniec pytań. Trudno wczuć się w Jej sytuację; takie wydarzenie miało miejsce tylko raz jedyny- zmieniając diametralnie człowiecze losy. „Jaka była reakcja na tę dziwną, szokującą wiadomość- stawiał to pytanie Lev Gilet. Moglibyśmy wyróżnić trzy reakcje. Najpierw reakcja duszy przepełnionej radością i nie powiedziałbym dumą, ale uzasadnioną świadomością, co ten przywilej zawiera jedynego, przepełniona równocześnie uniesieniem wewnętrznym, całkowicie zrozumiałym. Albo reakcja duszy, która w pewien sposób załamała się, pogrążyła w przeżywaniu własnej niegodności i niskości i zdawałaby się uchylać przed łaską tak nadzwyczajną. I wreszcie reakcja duszy, która nie mówiąc otwarcie „nie”, pozwoliłaby się opanować zdumieniu, wątpliwości, zakłopotaniu.” Tak naprawdę żadną z tych reakcji nie można przypisać Maryi. Jej uwielbienie przekracza wszelkie ludzkie przypuszczenia, domysły i możliwe do rozpisania scenariusze. Miłość, która wypełniła Jej łono stała się źródłem największego szczęścia i spełnienia w Bogu. Odtąd będzie nieść i chronić Cud Życia. „W Zwiastowaniu spełniła się tajemnica przewyższająca wszelki rozum- Wcielenie Boga. Druga Osoba Trójcy Świętej, sam Bóg, w niepojęty sposób wcielił się w Dziewicę i z purpury krwi Przeczystej utkał swe odzienie: wziął jednak od Niej nie tylko ciało, lecz także duszę i wszystko, co ludzkie. W Zwiastowaniu zaczyna się tkanie purpury ciała Chrystusa, w tym momencie rodzi się Jego człowieczeństwo: Słowo wciela się przez Ducha posłanego od Ojca” (G. Krug). Potwierdza to piękno prawosławnych ikon, ukazując Maryję w której sanktuarium ciała wlewa się żar Ognia- nasienie Boga. Od tego momentu wszystko staje się Misterium !

środa, 15 grudnia 2021

Adwent jest czasem retrospektywnym, stawia nas w samym sercu wydarzeń zmierzających do odsłonięcia w całej okazałości Misterium Wcielenia. Nawet przez nachalną, płytką i zawłaszczającą zmysły kulturę masową, przebija się półtonem prawda o cudownym Dziecku schodzącym z zaświatów przez łono Dziewicy, aby zamieszkać pośród zabieganych i zajętych swoimi sprawami ludzi. Mimo upływu ponad dwóch tysięcy lat, wielu z ludzi nie zdaje sobie sprawy, jaki jest głębszy sens tego świętowania. To wydarzenie przygniecione infantylnymi mitami współczesności, potrzebuje wyostrzonego spojrzenia i drgania posadami serca. Pokusa banalności i powierzchowności jest tak silna, że może z tak ważnego przesłania, uczynić coś na kształt humorystycznej opowiastki dla naiwnych prostaczków. Stąd sztuka, literatura i film, zdolne poruszać wyobraźnię i wzbudzać obrazy – stają się niczym milczący przewodnicy, prowadząc nas drogą oczarowania aurą świetlistej nocy; ku historii ogniskującej się na miejscu nędzy i ubóstwa w które schodzi nieogarniony w swojej miłości Bóg. W brzemiennej Maryi każda oczekująca na życie kobieta, dojrzewa do macierzyństwa opromienionego światłem wiary. Fizjonomia staje się usakramentalniem bytu. Matka zaczyna rozumieć, że również jej historia jest święta, a jej ciało staje się „grotą obecności” i „urodzajną glebą” już nie należącą jedynie do niej samej, lecz do Boga. „Ciesz się Ziemio obiecana, Pole żyzne, Żniwo hojne, ponieważ ty kwitniesz jak łączka bujna.” Biblia prowadzi nas od zarania dziejów śladem wspaniałych matek: Naama, żona Noego, Sara, małżonka Abrahama, Rebeka, żona Izaaka, czy Rachela, żona Jakuba, Eliżbieta, żona Zachariasza- niewiasty których łona Bóg otwiera i dotyka swoim błogosławieństwem, obdarowuje szczególnym wejrzeniem miłości. Kobieta- „dom” i „świątynia”- schronienie dla dziecka którego pierwsze ruchy stają się znakiem zadomowienia i bezpieczeństwa. „Bóg zesłał Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem”(Ga 4,4)- w tym lapidarnym opisie św. Pawła zawiera się cała synteza nowotestamentalnego wydarzenia przyjścia Mesjasza, Króla i Pana. Jak napisał Eliade, „teologia maryjna stanowi transfigurację najstarszego i najbardziej znaczącego hołdu, jaki od prehistorii składano religijnej tajemnicy kobiecości.” Literatura kreśli nam intrygujące postacie kobiet: Beatrycze prowadząca Dantego do doskonałego szczęścia. Małgorzata ratująca Fausta, sprzedającego swą duszę diabłu. Sonia, ukazująca drogę ku zmartwychwstaniu mordercy jakim był Raskolnikow. Pojawia się jeszcze jedna kobieta, przekracza wszystkie inne postacie- prawdziwe lub literacko wskrzeszone, której fiat wyrywa świat z pod władzy śmierci i otwiera egzystencję każdemu z ludzi na wielki triumf Życia. „ W spotkaniu oczekiwania Boga, oddechu stworzenia, świętości Izraela, ukazała się Maryja. Głosiły Ją obłok, krzak gorejący, Święte Świętych”(O. Clement). Mój umysł w tych dniach wypełnia po brzegi pytanie: Jaki jest Bóg mojej adwentowej tęsknoty ? To Bóg w ciele małego i bezbronnego Dziecka. Bóg uchodźców, wykluczonych, pozbawionych domu i czekających na przytulenie do policzka kochającej matki. Paradoksalnie Bóg naszego świętowania jest Tym najbardziej wzgardzonym i bezdomnym którego szerokie i milczące spojrzenie, próbuje zakryć rozdarty i kloaczny świat. Miota moją duszą to same przeświadczenie, które wykrzyczał święty Franciszek z Asyżu: „Miłość nie jest kochana !”

niedziela, 12 grudnia 2021

Głos się rozlega: „Drogę Panu przygotujcie na pustyni, wyrównajcie na pustkowiu gościniec dla naszego Boga ! Niech się podniosą wszystkie doliny, a wszystkie góry i pagórki obniżą; równiną niechaj się staną urwiska, a strome zbocza niziną (Iz 40, 3-4). Po raz kolejny przekonujemy się, że pustynia nie jest miejscem turystycznej przygody, czy miłosnej egzaltacji. Miejsce rozciągniętych cieni i chwiejnej świadomości samotników „pękającej pod naporem rozszerzającej się nicości”(G. Flaubert). To przestrzeń halucynacji, samotności i śmierci- zawiły labirynt tańczących piasków w którym można się zagubić i zatracić. Pomimo tych niebezpieczeństw, pomiędzy człowiekiem a tak dramatyczną w odbiorze rzeczywistością rodzi się jakiś ulotny dialog, który przeszywa niczym płomień słowo Proroka. Mistyk nie gardzi taką scenerią, ponieważ zdaje sobie sprawę z mającej lada chwila nastąpić poetyki daru i nawiedzenia. „Słuchać słowa- to wystawiać żagle na wiatr Ducha, nie wiedząc, do jakich brzegów człowiek dobije”(św. Hieronim). Wiatr wprawdzie sypie piaskiem w oczy, ale złakniona świeżości źródła dusza, otwiera swoje przedsionki na doświadczenie czegoś nieprzewidzianego i zaskakującego. „W rzeczywistości bowiem serce jest miejscem, gdzie odczuwa się miłość kogoś innego i gdzie można dać na nią odpowiedź. W nieskończoności owej nie zatracamy się, gdyż jest to nieskończoność osobowa, której miłość napełnia nas radością”(D. Staniloae). Stąd świat ten, cały utkany ze śmierci, oczekuje na przyjście Boga z którego opuszków palców wytryśnie jak w Genesis życie i tworzywo miłości. Spękana i wydarta śmierci ziemia oczekuje przeobrażenia. Izajasz, a za nim rozpięty na krośnie czasu święty Jan Chrzciciel- niczym artysta szkicuje drobiazgowo krajobraz, czekając na ostateczne spełnienie i wypełnienie tej wizji- paletą najszlachetniejszych barw. Dotyk pędzla zmieniający bruzdy i wertepy ziemi w ogrzaną promieniami słońca drogę. „To nie ja maluję, to anioł na końcach moich rąk”- pisał Bissiere tworząc swoje poetyckie Katedry i Słońca. „Głos jest głosem Jana- pisał św. Efrem- ale Słowo, które podaje głos, to Pan nasz. Głos ich rozbudził, głos nawoływał i gromadził, ale Słowo rozdzielało dary.” Adwent prowadzi nas bezpośrednio do odczytania znaków i darów Epifanii. Świat o którym zwiastuje Anachoreta w wielbłądziej skórze, nie jest światem równoległym; to świat Boga w sercu naszego dzisiaj- tu i teraz. „Bóg i ludzkość- czytam w Świadomości nadprzyrodzonej Weil- jak para zakochanych, która pomyliła się co do miejsca spotkania.” Dar zbliżającego się liturgicznie Bożego Narodzenia, zawiera się w ponadczasowych słowach obecności: „Oto jestem.” Anamneza największego obdarowania ! To wewnątrz Kościoła dokonuje się przygotowanie drogi i duchowa receptywność, aby Oblubienica przychodzącego Baranka, obmyła się z brudu grzechu i przywdziała szatę wesela. Miał rację św. Ireneusz z Lyonu: „Chwałą Boga jest żyjący człowiek, zaś życiem człowieka jest oglądanie Boga.” Przygotowanie na spotkanie zaczyna się od ludzkiego serca, tam droga staje się wyrównana i tam pustynia staje się Rajem Wcielenia – szukanym po omacku i mozolnie Betlejem.

czwartek, 9 grudnia 2021

Wobec najświeższych pomysłów Komisji Europejskiej ogarnia mnie poczucie indolencji i rozgoryczenia. Biurokratyczni „mędrcy” szykują się do opublikowania tzw. przewodnika „komunikacji inkluzywnej” w którym pojawi się zakaz używania w przestrzeni publicznej słowa „Boże Narodzenie.” To kolejny przejaw ideologicznego idiotyzmu i spychania wartości chrześcijańskich na peryferie europejskiej przestrzeni kulturowej i historycznej. „Mówi się, że język jest poetyckim tworzywem, tym czym dla rzeźbiarza kamień, a dla muzyka dźwięk- pisał Z. Herbert- To podobieństwo można rozwinąć i powiedzieć dalej, że z kamienia nie tylko rzeźbi się herosów, ale także robi się kostki brukowe...” Jak widać tej elementarnej wiedzy brakuje kosmopolitycznym decydentom, bawiącym się słowami- próbując wykreować nową- wydestylowaną rzeczywistość wolną od religii i jej ikonograficznej obecności w przestrzeni publicznej. Religia to „mit który obciąża inteligencję i postęp”- powie prześmiewczo materialista i sceptyk M. Onfray. Mam nieodparte wrażenie, że ci panowie z lukratywnych salonów polityki, trącą intelektualną i duchową pustką. Negacja Boga zawsze będzie wzmacniać afirmację człowieka, jego wolę samostanowienia o sobie. Bez Obecności można się udusić w oparach własnej, niepochamowanej pychy i postępującej nieodwracalnie erozji duszy. Spróbujmy wyobrazić sobie świat Orientu bez buddyzmu lub arabskich- pustynnych wędrowców bez koranicznej mądrości która scalała przez wieki ich rodzinne tradycje i obyczaje ? Nie każdy musi zanurzać się w wodach Gangesu, aby doświadczyć czegoś na kształt katharsis, ale nie powinien kontestować tego aktu, który dla innych jest elementem uświęcenia i hierofanii. Za pomocą zręcznie spreparowanych słów, można kpić ze wszystkiego: czystości, dziewictwa, wiary, świętości, integralności płciowej, czy w ich przekonaniu Boga który powinien być jedynie częścią obumarłego skansenu zamierzchłych już wyobrażeń. Od wielu już lat próbuje się w sposób odgórny i jurydyczny walczyć z religią. Wyeliminować pamięć o Bogu z książek, sztuki, moralności- postępowej i pędzącej zawrotnie na oślep cywilizacji. Czy chodzi o ideę, że skoro nie ma Boga, wszystko jest dozwolone ? Świat stał się powtórnie miejscem głupiego sceptycyzmu i relatywizmu, ateistycznej ekspozycji i zaprzeczenia. To kolejna próba pogardzania wierzącymi; bezpardonowego naigrywania się z prawd które stanową fundamenty chrześcijańskiego Credo i ufundowanych na nim wartości ogólnoludzkich. W poezji Jastruna odnalazłem niezwykle wymowne słowa: „Boże ! Zasłoń nas przed historią. Zbaw nas. Ty, który płaczesz w psalmach nagich rzek”- bez wątpienia pisał te słowa człowiek poszukiwania i rozdroża. Jakże trzeba posiadać wyostrzone spojrzenie, aby nie poddać się tym miałkim- pseudointelektualnym ekscesom mniejszości, próbującej narzucić innym swój zepsuty smak i neomarksistowską optykę myślenia. Wierzącemu bardzo często pozostaje tylko wiara, ale ona jest niezniszczalna, ponieważ wymyka się wszelkiej racjonalizacji: „wierzę, bo jest to absurdalne.” Zamiast Chrystusa w zdesakralizowanej Europie stawia się pomniki architektom zbrodniczych systemów totalitarnych, takich jak Marks i spowinowaceni z nim jałowi liderzy światowego lewactwa. Ostatecznie i bezsprzecznie „Miłość jest bramą gnozy”- powie mistrz ludzkiej duszy Ewagriusz z Pontu. Jakże niebezpieczne jest Wcielenie Boga dla tych, którzy przestrzeń serca opróżnili z miłości, a rozum poddali kuszącemu złudzeniu świata wolnego od Misterium ! Według bizantyjskiego myśliciela Mikołaja Kabasilasa, Wcielenie jest „wylaniem się Boga poza siebie.” To rzeczywistość największego daru i co najbardziej zdumiewające, wyniesienie ludzkiej natury do granic transcendencji. W Krótkiej opowieści o Antychryście Sołowjow u kresu swego życia, dokonuje ekumenicznego wyznania wiary: „Najdroższy jest dla nas w chrześcijaństwie sam Chrystus.” Myślę, że wielu ludzi nosi w sobie pełne ciepła i dziecinnego resentymentu wyobrażenia związane z Bożym Narodzeniem. Wiele cudownych wspomnień i aura rodzinnego domu w którym wykluwał się etos człowieka daru, pokoju i miłości. Nie można pozwolić na to, aby zsekularyzowany i obojętny świat odebrał nam radość świętowania z faktu, że „Stwórca stał się sercem swojego stworzenia.”

wtorek, 7 grudnia 2021

Chrześcijaństwo bez wątpienia jest przeobrażonym humanizmem, odpowiadającym odczuciem nadziei wobec ludzkiego cierpienia i śmierci. Nie jesteśmy fragmentami pozbawionymi znaczenia które niesie gwałtowny podmuch historii. Pesymistyczny, choć nie pozbawiony wyobraźni Cioran, rozmyślał o cywilizacji śmiertelnej i galopującej na oślep ku horyzontom grozy. Obok tych ludzkich rozczarowań i żałosnych tonów, przebija się niczym szept, mądrość ludzi wiary- poderwanych z miejsca do przekraczania siebie. Ewangelia nieustannie sonduje głębiny ludzkiego ducha i daje siłę do zmagania się trudnościami codzienności która zostaje wrzucona w otchłań zwątpienia i rozpaczy. Ewangelia zwiastuje jutro nowego świata i sprawia, że czas staje się drobiną odkupionej rzeczywistości. Przyszłość przynosi nam w darze nie możliwy do ogarnięcia wyobraźnią ciężar niepewności, której jedynym pewnikiem jest bliskość śmierci. Staje ona w centrum ludzkich rozmyślań i asekuracji tak, aby jak najbardziej optymalnie dryfować na fali życia. Pandemia wydobyła świat od zapomnienia o śmierci. Społeczności stały się rozczłonkowanymi zbiorowościami lęków; sumą narastających emocji zmieniających trajektorię zdarzeń. Próbujemy transcendować jej obecność odwołując się do religii lub szukając pocieszenia w ekstremum zabawy- stanowiącej szczególnie u młodych ludzi- pewnego rodzaju chwilowy reset. Delirium wynalazków stymulujących umysł do ucieczki w sfery kolorowych- ulotnych imaginacji. Ten drugi wariant ucieczki wydaje się destruktywny i równie niebezpieczny, co szalejący wirus. Ostatecznie przebija się prawda naznaczająca uporczywie przygnieciony balastem racjonalizowania umysł: „Żaden człowiek nie lubi wyobrażać sobie śmierci, a w szczególności własnego zniknięcia”(E. Morin). Nasze „dzisiaj” musi odejść w przeszłość, aby mogło nastąpić „jutro.” Ludzkie istnienie jest poddane przemijaniu i determinantom które mogą przyśpieszyć lub zatrzymać ów proces życia. „Gdzie jesteśmy w tej chwili, tej ulotnej chwili, w tej rzece, która jest oceanem- pytał C.H. Rocquet- Tak, naprawdę, czy jest człowiek z natury, na świecie, w czasie ? Jesteśmy nicością względem nieskończoności, środkiem między niczym a wszystkim.” W ten sposób dokonuje się owocowanie czasu w człowieku i codzienności którą dźwiga na swoich ramionach niczym mityczny Syzyf. Jakże trudne jest twórcze przeniesienie teraźniejszości w przyszłość; poddania chwili obecnej promieniowaniu zmartwychwstania- pełnej wolności i ocalenia filantropii Boga. Życie zostało raz na zawsze wydarte niewoli śmierci. Odczucie kruchej ziemskości, zostaje poddane wskrzeszeniu i nieśmiertelności. Dostojewski włożył w usta starca Zosimy pełną ostrości syntezę eschatologii: „Bóg wziął nasiona z innych światów, aby rozrzucić je tutaj… wszystko żyje dzięki uczestnictwu w tamtym świecie...”

niedziela, 5 grudnia 2021

Poszerz przestrzeń twego namiotu, rozciągnij płótna twego mieszkania, nie krępuj się, wydłuż twe sznury, wbij mocno twe paliki ! Bo się rozprzestrzenisz na prawo i lewo, twoje potomstwo posiądzie narody oraz zaludni opuszczone miasta (Iz 54, 2-3). Dla chrześcijanina otaczająca go przestrzeń ma nie tyle wymiar materialny i egzystencjalny, ale nade wszystko teofaniczny. Na stronach Boskiej komedii Dante opowiada o „Miłości, co wprawia w ruch słońce i gwiazdy.” Miłością tą jest sam Bóg, udzielający tchnienia życia wszystkiemu o czym pomyśli i co kształtują Jego dłonie. Zatem świat materialny jawi się jako miejsce zdolne do zamieszkania. Domem jest kosmos w swoim stawaniu i przeistaczaniu się. Niebo jest namiotem, a ziemia „podnóżkiem stóp Jego”- wyśpiewa podniośle Psalmista. Natura oczekuje w rozkwicie nasienia i bólach rodzenia się na Wcielenie i Zmartwychwstanie. Stary Testament opowiada o pięknie kosmicznej liturgii w której pustynia, morze, drzewa i zwierzęta wznoszą swoją modlitwę uwielbienia ku źródło wszelkiego istnienia. „W tej świątyni człowiek nie jest przede wszystkim u siebie, lecz u Boga- pisał J. Danielou- Dlatego właśnie jest winien szacunek stworzeniom, które nie należą do niego, i że niczego nie może dotknąć bez pozwolenia: wszystko jest święte; pełne sakramentalnych tajemnic.” Los przyrody spleciony jest z losem ludzi. Świat jest domem w którym człowiek odnajduje sacrum, a to wydarzenie diametralnie zmienia jego życie. „Przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował”(Ef 2,4). Na każdym etapie zapętlonej historii powstają namioty nomadów, które Bóg zamieszkuje i w tak pojętą przestrzeń zaprasza utrudzonych drogą wędrowców. „Tworzenie Kościoła jest stwarzaniem nowego kosmosu, którego ten pierwotny był tylko przygotowaniem i obrazem.” Ewangelia w Adwencie zwiastuje nam prawdę o Bogu który „porzuca" niebiańskie przestrzenie i schodzi na ziemię, stając się uczestnikiem ludzkiej drogi zbawienia. Przychodzi aby wypić kielich naszej śmierci i otworzyć swój bok, aby z niego mógł wytrysnąć dar Zmartwychwstania i wylania Ducha. W Nim na nowo rozkwita Raj i wznosi się nowy namiot spotkania. Słowo Boga „zamieszkało” (eskenosen) pośród nas, a dokładnie mówiąc: wzniosło swój przybytek na ziemi „rozstawiło namiot”(skene). Zstąpienie Miłości inicjuje Bóg poprzez wolność Kobiety. Ciało Dziewicy staje się namiotem. Grota narodzenia staje się namiotem i zapowiedzią Kościoła w którym człowiek, czas i przestrzeń stają się tęsknotą za urzeczywistnieniem Królestwa Bożego. Ecclesia peccatrix- miejscem w którym kamienie ludzkich grzechów, spalają się w ogniu miłości. Kościół kaleki, choć niepozbawiony łaski nawiedzenia i miłości. Odnajdujemy tę prawdę w patrystycznej mądrości: „Patrz na wielką i głęboką tajemnicę ! Zawsze On mieszka w tym namiocie. Przywdział bowiem nasze ciało nie po to, by je opuścić, lecz aby zawsze w nim zamieszkać”(św. Jan Chryzostom). „Bóg stał się człowiekiem, żebyśmy zostali przebóstwieni”(św. Atanazy). „Stał się człowiekiem, Bogiem na ziemi, abym ja stał się o tyle Bogiem, o ile On człowiekiem”(św. Grzegorz z Nazjanzu). „Bóg staje się człowiekiem, aby zbawić utraconego człowieka” (Maksym Wyznawca). Człowieczeństwo Chrystusa staje się Namiotem Nowego Przymierza- miejscem ocalenia i przebóstwienia rodzaju ludzkiego. „Liturgia jest więc prorocza- pisał O. Clement- Objawia nam słowo, które nie będzie wymądrzaniem się, propagandą czy reklamą, lecz będzie nadawać się do spożycia, jako Słowo, które stało się ciałem.” Każda Eucharystia jest mistyczną przestrzenią Namiotu i Domem Chleba; Darem i Misterium nad którym pochylają się milcząco aniołowie i święci. Jedyne, co nam pozostaje to wejść do wnętrza i uczestniczyć w „arcydziełach stworzenia.” Kościół jawi się zatem jako mistagogiczny, pokornie i agapicznie wprowadza swoje dzieci w rzeczywistość cudu i obecności: "Zjednoczeni w Twojej świątyni widzimy już siebie w świetle Twojej chwały niebieskiej."

środa, 1 grudnia 2021

Moją codzienność naznacza twórcza i towarzysząca obecność ludzi sztuki. To szczególnie wrażliwa, momentami zagubiona i wzbraniająca się przed świętością grupa ludzi. Kotłuje się w nich prometejski bunt wobec zastanej sytuacji i nieustanna próba przekraczania tego, co wydaje się natychmiast- od tak- niemożliwe do zmienienia. „Żaden artysta nie godzi się na realność”- sugerował Nietzsche. Z drugiej strony każda, nawet ta najbardziej gęsta od deficytu wolności realność, staje się przestrzenią to tworzenia i wypowiadania w sposób mnie lub bardziej zakamuflowany swoich racji. „Coraz bardziej wierzę, że nie trzeba sądzić Pana Boga wedle tego świata. To jego nieudany szkic”- pisał z dozą wewnętrznego rozczarowania Van Gogh. Iluż to śmiałków ludzi sztuki próbowało ten szkic poprawiać sprzęgając w to siłę pędzla, dłuta, pióra, czy instrumentu muzycznego.Ten rzekomo nieudany szkic ma jednak innych winowajców. „Bóg jest przyczyną wszystkiego, co piękne”- konstatuje opozycyjnie Klemens z Aleksandrii. Tak naprawdę to świat jest udany, kompletny i piękny w zamyśle Boga, tylko człowiek do tej doskonałości, nigdy nie potrafił dorosnąć; niejednokrotnie próbując go ulepszać, paradoksalnie zacierając kontury jego piękna. Bardzo często sam artysta przez swoją sztukę, okalecza rzeczywistość- odbierając jej uprzednio udzielone tchnienie życia, stając się na drugim biegunie plagiatorem głupoty i brzydoty. Nie chce w tym miejscu generalizować, dywagując nad istotą twórczości i odpryskami jej emanującej siły. Sztuka przygnieciona jakąkolwiek formą przymusu, zawsze wiła się w bólu niemożliwości ostatecznego wypowiedzenia się. Stąd w zgiełku ujmującego szaleństwa pulsującej historii, artysta będzie czuł się wyobcowanym- samotnikiem balansującym nad przepaścią, prowadzącym głuchy i skazany na ulotność monolog. Nawet jeśli dekonstruuje i krzyczy na całe gardło, to dźwięk który wydaje jakże często staje się bełkotem szaleństwa rezonującym w uszach jedynie tych dla których anarchia staje się utopią i pozornością ocalenia. Antidotum na ten stan rzeczy jest duchowość, otwierająca przepastne perspektywy wolności. Spoglądam na twarze artystów, dostrzegam w nich pejzaż wahań i nawarstwionych latami lęków zręcznie tuszowanych zewnętrznym językiem gestów i słów. Miał rację pewien buddyjski mędrzec: „Najważniejsza prawda jest bez obrazu. Ale gdyby nie było obrazu, prawda nie mogłaby się manifestować.” Jakże trudno ludziom wielkim żyć w pięknie i prawdzie ! Dlatego Bóg- wcielone Piękno przychodzi szukać to, co zagubione, niezdarne i wyzbyte wstydu. Twórcza Obecność przyciągająca niczym magnes ku duchowemu przeobrażeniu- ku wolności i transparentności której szlachetność tak wielu przeraża. Sztuka rozwija wyobraźnię i kształtuje gusta tego świata, ale wiara potrafi dokonywać tego, co niemożliwe. Tam gdzie umiera sacrum, tam jest również agonia artysty i jego sztuki. W świecie, gdzie wszystko wydaje się na sprzedaż i zdaje się być kaprysem ludzkiej obojętności na sprawy ducha, artysta zostaje powołany do bycia prorokiem piękna i modlitwy. Zakończę to rozważanie charyzmatycznym wyznaniem Dostojewskiego: „Nie ma i nie może być nic piękniejszego i doskonalszego niż Chrystus.”