poniedziałek, 31 stycznia 2022

Dziecko nie umarło tylko śpi- powiedział Chrystus, przywracając do życia córeczkę Jaira. „Kultura lęku” to termin pojemnościowy i doskonale oddający rzeczywistość pandemiczną. W ludziach został zasiany lęk- paraliżujący i obezwładniający zdrowy rozsądek. Świat zwariował w pandemii i zamknął rzeczywistość do statystyk, słupków i informacyjnych pasków wielkich koncernów medialnych, czyniących z choroby i śmierci globalne widowisko. Przerysowana śmierć ciał, bez wątpienia odkryła dotąd niewidoczne zaczadzenie umysłów. Media wykarmiły nas sowicie opłacanymi newsami dotyczącymi zarażeń i rzekomej strategii rządu mającego na gwałt zaradzić tej patowej sytuacji. Dobrze spreparowana i skutecznie zainfekowana innym neuroza. „Kto sieje wiatr, zbiera burzę.” Kiedy się umiejętnie wystraszy ludzi przerysowanymi obrazami śmierci, wtedy bez większych trudności można ogłupić masy i nakłonić je do wszystkiego. Przypominają mi się w tym miejscu słowa Rozanowa: „Idę. Idę. Idę… A gdzie się kończy moja droga nie wiem.” Za oknem słyszę gwałtowne muśnięcia wiatru i odgłosy karetek pędzących na sygnale. W pewnym momencie zaczynam stawiać sobie pytanie: Czy jest tak naprawdę źle. Czy raczej komuś mocno na tym zależy, aby mój umysł był sparaliżowany lękiem ? Po tak długim czasie zarazy nie mam już żadnych złudzeń, że to czego jestem świadkiem jest medialną bańką, polityczną strategią obliczoną na jakiś trudny do pojęcia sposób przemodelowania świata. Wraz z moją żoną przeszliśmy covid dość łagodnie. Pot, gorączka i konwulsyjny ból ciała… Trzy dni zmagania się z chorobą zrewidowało nasze spojrzenie i myślenie na temat wirusa i szczepień. Widzieliśmy zmagania naszych organizmów z chorobą, co ostatecznie zaowocowało zwycięstwem. Po raz kolejny podkreślam z całą stanowczością, że jestem przeciwnikiem szczepień- „eksperymentu medycznego”- którego powszechność w żaden sposób nie zatrzymała kolejnej fali, ale co paradoksalne, stała się posiewem kolejnych zakażeń. Multiplikacja szczepień jest zabójstwem organizmu próbującego w sposób naturalny- zgodnie z biologią- bronić się. Irytują mnie wystąpienia tej grupy polityków- reprezentujących front światowego lewactwa, nakazujący swoim obywatelom obowiązkowe szczepienia. Pod szczytnymi hasłami rzekomego powstrzymywania zarażeń i dążenia do osiągnięcia tak zwanej stadnej odporności populacyjnej, kryje się ciemna strona gigantycznych koncernów farmaceutycznych, rozdających profity swoim zaufanym propagandzistom. Zamiast się zająć służbą zdrowia która jest w totalnej ruinie; przywrócić dostęp pacjentów do lekarzy, to rzeczywistość pęcznieje od kolportowanych banialuk i politycznych przepychanek. Idiotyczne narzędzia w postaci tzw. kwarantann dla niezaszczepionych z których pracodawcy zrobili sobie narzędzie do odgrywania się na pracownikach i pogłębiania segregacji społecznej- zaszczepieni i ci źli: antyszczepionkowy, foliarze, antysystemowi desydenci. Tak opisana przez ze mnie sytuacja wymaga wielkiej trzeźwości umysłu, przenikliwości, aby nie dać się ogłupić. Ta burza naporu i kłamstwa w pewnym momencie ustąpi, a prawda obroni się sama. „Dwie tajemnice są na tym świecie: jak urodziłem się, nie pamiętam; jak umrę, nie wiem”- pisał Sołżenicyn. Będziemy zmagać się z jutrem po pandemii, a ono może się okazać jeszcze bardziej dramatyczne niż nasze dzisiaj. Na koniec chciałbym moim czytelnikom polecić wysłuchanie wystąpienia Pana Pośpieszalskiego pt. Oblicza pandemii. Otwiera oczy ! https://www.youtube.com/watch?v=5OPgpT8AsfU

niedziela, 30 stycznia 2022

Gdy Jezus wszedł do łodzi, poszli za Nim Jego uczniowie. A oto zerwała się wielka burza na jeziorze, tak że fale zalewały łódź; On zaś spał. Wtedy przystąpili do Niego i obudzili Go, mówiąc: «Panie, ratuj, giniemy!» A On im rzekł: «Czemu bojaźliwi jesteście, ludzie małej wiary?» Potem, powstawszy, zgromił wichry i jezioro, i nastała głęboka cisza. A ludzie pytali zdumieni: «Kimże On jest, że nawet wichry i jezioro są Mu posłuszne?»(Mt 8,23-27). Jakimś paraliżującym symptomem ponowoczesności jest lęk człowieka przed porzuceniem i samotnością; strach przed katastrofą i natychmiastowym wywróceniem życia do góry nogami. W gwałtownym „dyskursie” dzisiejszej Ewangelii Chrystus przeprowadza test na który zdaje się, nie są przygotowani jego uczniowie. Nie spodziewali się, że aura się zmieni a łódka stanie się małą łupiną dryfującą wobec żywiołu wiatru i wody. Nawet najtwardszy sen trzymający w ramionach Morfeusza, może być wytrącony jedną myślą lub gestem Boga. Czy to sprawdzian wiary, wierności, miłości ? W moim odczuciu jest to sprawdzian wiary. Chrystus wybiera ekstremalny sposób, aby wypróbować przyszłych adeptów ewangelizacji i potencjalnych męczenników za wiarę. Chce im pokazać, że ich przyszłe zmagania są większe i wymagające maksymalnej determinacji, niż strach siedzenia w rozkołysanej łódce. Kościół to łódź która musi przepłynąć po morzu doczesności; będą się przez nią przelewać fale ignorancji i niewiary, negacji i miażdżącej ideologicznej wojny, ale one nie powodują katastrofy- tylko brak wiary ! Henri de Lubac wskazywał, że należy wierzyć Kościołowi, lecz nie wolno wierzyć w Kościół, gdyż byłaby to idolatria. Kiedy chrześcijanin spuści wzrok z Chrystusa będąc przekonanym, że Bóg nie śpi i nie ma powodu, by z nim czuwać i tworzyć wspólnotę – wtedy zacznie tonąć. Niektórzy tak mocno się usadowili w Kościele, że najchętniej by innych wyrzucili poza jego burtę. Niech przestrogą będą dla nas słowa św. Augustyna: „Otóż pierwszą rzeczą, o jakiej nas trzeba było przekonać, jest wielka miłość Boga do nas, abyśmy przez rozpacz nie stracili odwagi do powstania i pójścia do Niego. Abyśmy jednak nie pysznili się naszymi rzekomo zasługami, abyśmy jeszcze bardziej nie oddalili się od Niego i w poczuciu naszej mocy nie stali się jeszcze słabsi, dlatego należało nam pokazać, w jakim stanie Bóg nas ukochał. Dlatego tak z nami postąpił, abyśmy raczej Jego mocą szli naprzód, i żeby siła miłości wzrastała w ten sposób w słabości i pokorze.” Nie wolno przespać próby. Nie wolno nie pytać: Kimże On jest ?

sobota, 29 stycznia 2022

Czyż nie wiecie o samych sobie, że Jezus Chrystus jest w was ?(2 Kor 13,5). Podzielam wątpliwości wielu ludzi wierzących próbujących wgryzać się w ciało świata i być świadkami Ewangelii na co dzień. Zmagamy się z lękiem jak wyjść naprzeciw tych dla których chrześcijaństwo jest jedynie skansenem form i pustego moralizatorstwa. To bardzo często orka na ugorze; mentalny rodzaj męczeństwa. Jakże trudno jest spojrzeć oczami drugiego na sprawy które dla nas są tak oczywiste, a dla innych to skok w przepaść. Kiedy pojawia się słowo „Bóg” w niektórych ludziach uzewnętrznia się coś tak paraliżującego, iż chcieliby uciec od tego trapiącego przypomnienia budzącego uśpione pokłady sumienia. Wyparcie- ten termin z psychologii najlepiej obrazuje ten stan rzeczy. Cogito nie jest ostateczną i doznaniową rzeczywistością. To jedynie wyboista droga poznania- odkrycie w bólach duchowego przemienienia Innego. „Znam jedynie Boga i duszę, nic poza nimi”- powie św. Augustyn. Już dzisiaj nikt nie stawia pytania o Boga, dla wielu to jedynie kategoria historyczna, kulturowa- pojemnościowe słowo pod które można włożyć wszystko i nic zarazem. Poruszamy się w świecie ludzi skupionych na sobie, pozbawionych wewnętrznych motywacji do penetrowania światów będących poza nimi, albo w głębi nich samych- uśpionych i podświadomie wypartych. Ta wszechobecna niewiara bierze się z odbóstwienia świata, skoncentrowaniu uwagi na rzeczach miałkich, ulotnych i bardzo często egoistycznych. Inteligencja wyprowadzająca ślepców na peryferia i zamykająca dusze na miłosny dialog poznania i bycia poznanym. Jałowa pustynia i egzystencjalna pustka, łatana przyjemnościami pozwalającymi na chwilę uśmierzyć chęć poszukiwania innych światów; stawiania milowych pytań. „Jesteśmy ostatnimi- pisał Péguy- Zaraz po nas zaczyna się inna epoka, zupełnie inny świat, świat tych, którzy już w nic nie wierzą, którzy się tym szczycą i chlubią.” Istoty o martwych i wyniszczonych duszach, świadomie separujących się od miłości Boga. „Człowiekowi współczesnemu trudno jest uwierzyć w Chrystusa, ze wszystkich stron otaczają go przeszkody. A najsilniejszą przeszkodę, być może stanowi to, że nie widzi się cudu od wiary w Chrystusa, że ten kto uwierzył w Chrystusa, wciąż jeszcze pozostaje człowiekiem słabym”(M. Bierdiajew). Znam takich ludzi którzy z wielką łatwością stają w miejscu Wielkiego Inkwizytora Dostojewskiego, przesłuchując Jezusa, pytając ironicznie, czemu właściwie wrócił: „Twój przykład- czytamy w Braciach Karamazow- czy jednak nie przyszło Ci do głowy, że skoro przytłoczy go tak straszne brzemię jak wolność wyboru, odrzuci nareszcie i poda w wątpliwość również Twój przykład i prawdę ?” Prawdziwa wiara musi zdetonować granice rozumu, zaprzeczeń i piętrzących się wątpliwości. „Wiem, że Ten, który jest niewidzialny ukazuje mi się”(św. Symeon Nowy Teolog). Musi ją przeniknąć żywioł wiatru i ogień zstępującego w najmniej oczekiwanym momencie Ducha. „W Chrystusie odkrywamy, że Bóg jest miłością a ta jest jednocześnie siłą przenikającą świat i ufnością, która naszemu wzrokowi daje pełnię widzenia”- przekonywał patriarcha Athenagoras. Odkryć w sobie zachwyt dziecka wiary, owo zdumienie rozszerzające źrenice oczu, poruszające przedsionki duszy. Umierać z pragnienia i zarazem łaknąć Obecności całym swoim jestestwem; zmysłami które do tej pory kwestionowały wszystko, a zarazem wyrywały się do wyzwalającego wyznania: „Pan mój i Bóg mój.”

środa, 26 stycznia 2022

Wielu ludzi coraz mocniej uświadamia sobie nadchodzące ze Wschodu widmo wojny. Zmagam się z lękiem. „Odwaga mówienia całej prawdy nie jest w czasach chorych na stępienie wrażliwości i niedowład wyobraźni najwyższą cnotą pisarza”- rozmyślał G.H. Grudziński. Dyskusje dotyczące przyszłości Europy na ten czas wydają się mgliste, ale odzwierciedlają pewien stan ducha- sparaliżowany niepokojem niemocą uczynienia czegokolwiek. Przyzwyczailiśmy się do wolności i uważamy że ten stan rzeczy jest nienaruszony, oczywisty i gwarantujący jakiś w miarę stabilny komfort egzystencji. To przekonanie jest zmurszałe i przykryte ślepotą. Niestety historia uczy nas, że raz pozyskana wolność, nie jest czymś wiecznie trwałym; ciągle trzeba o nią zabiegać, nadawać je kształt i trzeźwo sondować wydarzenia kotłujące się w dynamicznie uwarunkowanym świecie. Jedyną nienaruszalną wolnością jest ta, która wypełnia po brzegi ludzkie serce; to drganie życia wewnątrz istot ukierunkowanych na wieczność. „Człowiek jest wolny od początku- pisał św. Ireneusz z Lyonu- gdyż Bóg jest wolnością, a człowiek został ukształtowany na podobieństwo Boże.” Każda wojna, nawet jeśli rozpoczyna się od „szlachetnych pobudek” jest czymś na wskroś diabolicznym, ponieważ jej mechanizmy uruchamiają w impecie walki maszynę zniszczenia, gwałtu i śmierci. „Zaciśnięta dłoń jest śmiercią”(L. Bloy).Każdy konflikt pochłania dzieci z obu stron barykady i żłobi tak potężne rany, których proces zabliźniania się spada na kolejne pokolenia. Ile zbrodni dokonuje się w przededniu wojny ? Panorama zniszczenia rozpoczyna się od ludzkich myśli i serc, tam bowiem rodzą się najstraszniejsze pomysły masowych eksterminacji. W chaosie serca opróżnionego z miłości, przelewa się fala nienawiści wobec tych najbardziej bezbronnych, zalęknionych, szukających ukojenia w miłości której zewnętrznym wyrazem jest dar łez. Egzystujemy w cieniu zagrożeń które docierają do nas z prawej strony naszych granic. Spoglądamy na Ukrainę tak mocno wewnętrznie podzieloną przez oligarchiczne wpływy, korupcje i partykularne interesy. Wielu chciałoby stanowić część wielkiej Rosji, upatrując w niej nadzieję na stabilizację i w miarę porządne życie. Istnieje również front antyrosyjski, prężący mięśnie i ślepo upatrujący nadzieję w możliwym odparciu agresora. W gruncie rzeczy te dwie perspektywy wydają się utopiami za którymi to jednostka- jak zawsze ma najmniej do powiedzenia i jest najbardziej pokrzywdzona. Pozwolić ludziom oddychać świeżym powietrzem i spożywać chleb pracy własnych rąk ! Trzeci niepokój przeszywa serca Polaków. Czy ten możliwy pochód „towarzyszy ze Wschodu” pójdzie dalej, czyniąc z Europy środkowej wielkie imperium będące w opozycji ideowej i gospodarczej wobec Zachodu ? Sołżenicyn pisał, że wszystkich nas czeka walka. „Człowiek jest istotą bardzo skomplikowaną.” O walce opowiada ten który doskonale zrozumiał mentalność swojej ojczyzny i potrafił z intuicją proroka rozpisać słowem przewidywalne scenariusze. „Istotny stosunek między śmiercią i słowem oślepia, ale jest jeszcze nie pomyślane”(M. Heidegger). To smutne, że XX wiek nie nauczył nas szacunku do życia. Po milionach ofiar wojny, obozów koncentracyjnych i smaganych zimnem gułagów Kołymy- ciągle jesteśmy niewrażliwi i krótkowzroczni. Widocznie każda epoka historii musi mieć swój „Wielki Piątek,” w tle którego będzie się tliła iskra nadziei i życia. W świecie który przemija i wije się w konwulsjach podziałów, Bóg przyjmuje na siebie nieustannie stygmaty ludzkich zdrad i cierpień, wylewając na nie lekarstwo swojej miłości. Trzeba zanosić żarliwą modlitwę za świat: Od głodu, ognia i wojny, wybaw nas Panie !

niedziela, 23 stycznia 2022

Gdy zszedł z góry, postępowały za Nim wielkie tłumy. A oto zbliżył się trędowaty, upadł przed Nim i prosił Go: «Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić». Jezus wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: «Chcę, bądź oczyszczony!». I natychmiast został oczyszczony z trądu (Mt 8,1-3). Nasz świat w którym egzystujemy coraz bardziej staje się światem ludzi chorych. Chyba nie ma takiej rodziny w której nie byłoby doświadczenia osoby doświadczającej choroby, cierpienia, bezsilności… Przechodząc ulicami miast można spotkać wielu ludzi smutnych, pełnych obojętnego spojrzenia, przygniecionych ciężarem cierpienia. W ich twarzach i oczach wypisuje się tęsknota za nadzieją na uzdrowienie. Chorzy, którzy wpadli w piekielny krąg cierpienia i czyhającej za rogiem śmierci. Ludzie przekonani od swojej doskonałej kondycji fizycznej i witalności, za chwilę mogą przegrać z pojawiającym się niczym intruz nowotworem. Nerwowy i toksyczny świat uśmierzany farmakologicznymi znieczulaczami i psychologicznymi pocieszeniami na chwilę. Na każdym kroku jesteśmy bombardowani reklamami coraz to nowych leków mających rzekomo wyeliminować poczucie bólu. Kolejki do aptek i przychodni są dłuższe niż do świątyń. Każdy chce własnymi siłami i przy pomocy dostępnych środków zapobiec nieodwracalnemu procesowi chorobowej regresji. Wielu ludzi nie tylko cierpi fizycznie, często przeżywają o wiele bardziej dręczącą i konwulsyjną walkę duszy. Ilu jest ludzi poranionych duchowo- zainfekowanych kłamstwem oraz pozorami, obumierających w poczuciu bezradności. Wielu przyzwyczaiło się do okłamywania samych siebie; wymuszony uśmiech ma oszukać spojrzenie innych ludzi. Znam ludzi przygniecionych tak wielkim cierpieniem- nie potrafiących zaakceptować swojego losu, którym pozostaje tylko nienawiść siebie i odtrącanie kochanych osób wyciągających do nich pomocną dłoń. W świecie w którym praca, zasobność portfela i bankowego konta określa wartość osoby, choroba wydaje się narzuconym przez pokrętny los przekleństwem. Człowiek pragnie szczęścia, chciałby uniknąć cierpienia- a kiedy się ono pojawi, niczym intruz- to najlepiej uciec lub zepchnąć w nieświadomość. Jakże trudno jest powiedzieć Bogu: „Bądź wola Twoja”. Boimy się chodzić do lekarzy i z drżeniem duszy odbieramy wyniki zleconych odgórnie badań. Choroby są niczym uśpione wulkany, które za chwilę mogą wybuchnąć i zdestabilizować nasz poukładany świat. Człowiek chory uczepia się niczym tonący ostatniej deski ratunku. Niektórzy słysząc o wybitnym lekarzu lub klinice sprzedają swoje majątki i płyną za ocean, aby przedłużyć o jeden rok kalendarz swojego życia. Szukają lekarza. Trędowaty z dzisiejszej Ewangelii jedyne co może zrobić to przynieść swoje cierpienie do Jezusa. Bóg uzdrawiający człowieka ! Nie wystarczy świadomość, że Bóg może przywrócić zdrowie. Trzeba jeszcze się do Niego zwrócić- WIARA. W kodzie choroby i śmierci znajduje się blask uzdrowienia i zmartwychwstania. Aby uzyskać od Chrystusa wyleczenie swoich chorób, człowiek musi najpierw chcieć. Jak trafnie zauważył św. Jan Chryzostom: „Boski lekarz nie uzdrawia nas wbrew nam samym”. Powierzyć się Bogu. „Twoje rany nie przewyższają umiejętności lekarza. Tylko powierz mu się sam z wiarą, opowiedz swoją chorobę lekarzowi” (św. Cyryl Jerozolimski). Wiara jest najskuteczniejszym lekarstwem. „Bóg przychodzi z pomocą tym, którzy pragną się leczyć, dając im wiarę” (Teodoret z Cyru). Często pozostaje modlitwa- pełna łez i zawierzenia: „Lekarzu dusz i ciał, uzdrawiający, sługę twego ogarniętego niemocą nawiedź miłosierdziem Swoim, wyciągnij swą rękę napełnioną siłą uzdrawiającą i uzdrów go podnosząc z łoża i niemocy, uwolnij od ducha słabości…, ze względu na swoją miłość do człowieka”.

sobota, 22 stycznia 2022

Lecz ja wiem: Wybawca mój żyje, na ziemi wystąpi jako ostatni (Hi 19, 25). Dość częstym tematem moich rozmyślań w ostatnim czasie jest problem zła. Pewnie nie powinno to nikogo za specjalnie dziwić, że teolog zajmuje się tym „granicznym” i trudnym do rozwikłania problemem. „Największą tajemnicą jest sama możliwość uzyskania chociażby okruchów wiedzy”(L. Broglie). Wczoraj wieczorem w rozmowie telefonicznej z moim przyjacielem, doszliśmy do wspólnego wniosku, iż ludzie wrażliwi- posiadający jakiś zasób wiedzy z zakresu humanistyki, z wielki trudem egzystują w tak wewnętrznie sprzecznym i szarpanym przez siły zła świecie. Wystarczy zrobić przegląd mediów informujących o tym, co się dzieje na świecie, aby przekonać się jak katastrofalne są skutki ludzkiej wolności. „Gorycz życia to żal, że nie możemy mieć nadziei, że nie słyszymy już rytmów, które zapraszają nas do odegrania naszej roli w symfonii stawania się”- pisał G. Bachelard. Krajobraz szczelnie zakamuflowanego zła przenikający sanktuaria ludzkich serc. Oczywiście nie można generalizować i identyfikować tego, co zewnętrzne i narzucające się oczom, jako rzeczywistości do cna zepsutej, chorobotwórczej i pozbawionej dobra. Byłby to niepełny i zafałszowany obraz rzeczywistości. Od początku historii świata- od pierwszego nieposłuszeństwa istot wolnych- pierwocinami ludzkiej wolności są dobro i zło. Nie można wyjaśnić obecności zła bez wolności. Dostojewski głębiej niż ktokolwiek inny rozumiał, że zło jest dzieckiem wolności. Rozumiał jednak także, że bez wolności nie ma dobra. Mądrość żydowska przytacza jakże barwną historię stworzenia człowieka i obdarowania go darem wolności. Kiedy Bóg zobaczył po czasie, jak człowiek korzysta z tego daru, to zapłakał. „Przestraszyłem się strasznej siły człowieka”- nakreślił te słowa Warłam Szałamow- człowiek który otarł się o piekło gułagu. Oczywiście, że zło jest bardziej krzykliwe, manifestujące się i sprzedające o wiele mocniej niż dobro w zaciszu którego rodzi się ledwie dostrzegalna ludzka świętość i heroizm. W starożytnej katechezie dwóch dróg, czytamy: „Bóg dał synowi człowieczemu dwie drogi, dwa sposoby postępowania i dwa cele.” Wnioskujemy z tego fragmentu, że w człowieku przecinają się i wymagają konieczności wyboru dwie drogi i postawy: dobra i zła; śmierci i życia. Nie można uciec przed tym wyborem, czy zdystansować się od odpowiedzialności za otaczającą człowieka rzeczywistość. Jeżeli zło będzie się nawarstwiać piramidalnie, to świat zostanie przygnieciony ciężarem ludzkich cierpień; utopi się w morzu obojętności i cierpienia. „Człowiek chce uciec przed dręczącym problemem zła w sferę neutralną i tym zamaskować swoją zdradę Boga”(M. Bierdiajew). Ateiści porzucając jakąkolwiek drogę dialogu z Bogiem, zrezygnowali z wyjaśniania problemu zła i możliwości jego oddziaływania na różne sfery życia ludzkiego. Pomijają go i przemilczają, ponieważ uchylenie tych drzwi spowodowałoby lawinę pytań- niczym drobnych kamyków mozaiki jaką jest teodycea. „Eliminując Boga, ateizm czyni zło bardziej realnym i bardziej jadowitym.” Gdy w ludziach umiera potrzeba dobra i miłości, pokoju i szlachetności postaw, wtedy wirus zła zatruwa ich dusze, a następnie wybucha wojna- przynosząca żniwo bezsensownych śmierci. Jakże przejmujący tragizm zła i cierpienia ! Sparafrazuję jeden z tytułów obrazów Goyi: Gdy dusza śpi, to budzą się monstra. Jeśli umiera duchowość, to w jej miejsce przychodzi niszczący międzyludzkie relacje chorobotwórczy egoizm jednostki, trawiony bezbożną ideologią pustki. Wtedy rodzi się piekło. Miejsce jak powie jeden Ojców Pustynii: „Tam, gdzie nie można nikogo zobaczyć twarzą w twarz.” Miejsce pozostawionych ruin, czekających na świt nadziei i ocalenia. „Uleczmy człowieka z jego szaleństwa, a natychmiast jego natura będzie wstanie spojrzeć na rzeczy natury bez strachu”- pisał żyjący w XII wieku Wilhelm z Saint- Thierry. Uzdrowienie wolności dokonuje się przez miłość Tego, który ostatecznie zdruzgotał u źródła zło. Pascha Chrystusa jest wyrazem największej filantropii Boga. „Nadejdzie czas, kiedy świat chrześcijański odbuduje swą jedność i rozpocznie- z całą mocą i pokora- wielkie boje duchowe: o pokój między ludźmi, o samoograniczenie, które uwolni pragnienia od szaleństwa wybujałego konsumpcjonizmu i niepohamowanej seksualności, aby stawić czoło siłom nicości perwersyjnego nihilizmu, mających wywołać rozkład w duszach, wydać je na pastwę wulgarności, szyderstwa, przemożnej rozpaczy…”(O. Clement). Nadzieja przenika ludzi los. Według Orygenesa należy pojąć z całą siłą istnienia, „że jeden jedyny święty poprzez modlitwę staje się w walce silniejszy niż cały tłum grzeszników.” Jutro może być lepsze niż dzisiaj. „Wszystko będzie dobrze”- przekonuje nas mistyczka Julianna z Norwich. Mroczna strona otaczającego zewsząd nas świata, może zostać opromieniona światłem wschodzącego Słońca „Jest bowiem Synem Bożym. Zbawiającym rodzaj ludzki.”

czwartek, 20 stycznia 2022

W epoce nowoczesności i pośpiechu tylko sztuka przynosi powiew wolności i otwiera oczy przechodniów na inna sferę świadomości. Technika zawładnęła masami, a sztuka próbuje rozerwać ten niewidzialny łańcuch zależności i otworzyć oczy na to, co poza światowe- transcendentne, schowane pod powierzchnią materii będącej w okowach czasu. Technika i przyssane do niej ideologie uczyniły z człowieka użyteczną, konsumpcyjną marionetkę, łaknącą coraz to więcej i więcej w zgiełku egoistycznej szamotaniny biegnącego na oślep tłumu. Wytwory artystów jakże często stają się remedium na ten stan rzeczy. Dostojewski w Braciach Karamazow wkłada w usta starca Zosimy te słowa: „wiele rzeczy pozostaje ukrytych przez całe życie przed naszym wzrokiem; jest nam natomiast dana wewnętrzna pewność żywego związania z innym wyższym światem; te same korzenie naszych myśli i uczuć nie tkwią w naszej ziemi, lecz w zaświatach.” Siła obrazu zrodzona z idei ma bez wątpienia wymiar terapeutyczny i integrujący. Ten strumień znaczeń i symboli jest niczym ogień wzniecający intensywność wyobraźni. Muzyka otwiera okna duszy na milczenie- symfonię mistyków; stając się obecnie najkosztowniejszym luksusem nielicznych. W sztuce istnieje tragizm i współczucie; bunt i doznane ukojenie; ból i radość; rozpacz i nadzieja; śmierć i zmartwychwstanie. Owe doznania podnoszą słaby i zalękniony byt ku światu niedefiniowalnemu- odbierającemu słowom siłę możliwego opisu. „Tylko sztuka odsłania rzeczywistość wewnętrzną: nie zna się jej, lecz rozpoznaje”- pisał Malraux w książce Ponadczasowe. Na piaszczystych drogach widnieją odbite stopy artystów, wyrażających całym sobą poemat istnienia metafizycznego, ciążącego ku horyzontowi absolutnego Piękna. Mistrzowie pędzla, dłuta, pióra- dotykający zmurszałego od naporu śmierci świata, aby go podnieść ku wielkiemu przeobrażeniu „gdy gram, maluję, rzeźbię i piszę, spod moich odrętwiałych palców wytryska życie”(J. Pasierb). Artysta jeśli posiada czystą duszę, niczym witraż, potrafi nie tylko rozszyfrować egzystencję, ale zmienić jej wektor. Tylko szlachetny rzemieślnik którego dłonie krwawią w tańcu dłuta, może wyznać: „Z tego kamienia staram się wydobyć coś, co by przypominało ciężar, jaki czuję w sobie”(A. Exupery). Spoglądam na fotografię ukazującą Niekończącą się kolumnę Brancusiego i zaczynam rozumieć, gdzie ulatywały myśli artysty w czasie wielogodzinnego szlifowania kamienia. Dotykał wyobraźnią tego, co nieskończone- niebiańskie, przeprute tańcem romboidalnych form wystrzelonych ku górze- niczym biblijna drabina Jaubowa. Niebiańskie drzewo po którym można się wspiąć. Lub jak małe dziecko usiąść w jego cieniu i spostrzec świat widziany od dołu, otulony już światłem wieczności ! Jego sen o materii wydźwigniętej ku górze ziścił się, stał się karbowanym filarem łączącym to, co ziemskie- ludzkie, z tym co prawdziwie niebiańskie- Boga „ukrytego we własnej epifanii.”

środa, 19 stycznia 2022

Zobaczyliśmy Jego gwiazdę na Wschodzie i przyszliśmy oddać Mu pokłon (Mt 2,2)- pod takim hasłem przebiega tegoroczny tydzień modlitw o jedność chrześcijan. Dla wielu kościołów przynaglenie do jedności stanowi bardzo trudną drogę nawrócenia. Jeszcze nie zabliźniły się dobrze rany historii, doktrynalnych sporów, stąd wizja ekumenicznego scalenia pozostaje ciągle „marzycielskim dążeniem.” W epoce wrogiej chrześcijaństwu i pełnej sprzecznych ideologii, świadomość ekumeniczna powinna być naznaczona osobistym pragnieniem i fundamentalnym zadaniem uczniów Chrystusa. W świecie duchowo zdewastowanym, potrzeba przemiany serc i charyzmatycznego przebudzenia z letargu obojętności, co może zainaugurować autentyczną postawę sakramentu brata. „Czyż Chrystus jest podzielony ?” To chrześcijanie są podzieleni i rozdzierają Ewangelię na strzępy, szukając w niej uzasadnienia swojego własnego stanowiska. „Tym, co powinno łączyć wszystkie wyznania chrześcijańskie, jest poczucie duchowego niedorastania do chrześcijaństwa. Wszystkie Kościoły skazane są na przyzywanie Bożego Ducha, aby zastąpił obszary wewnętrznego ubóstwa poszczególnych wiernych i całej wspólnoty. Samo przyzywanie Ducha jest wyrazem przyznania się do tego, czego nam nie dostaje.” (W. Hryniewicz). Wzrastanie w jedności musi być epikletyczne- przyzywające nieustannie mocy Ducha Świętego. On urzeczywistnia jedność i prowadzi dzieci skąpane w wodach chrzcielnych ku Źródłu. „Nie ulega wątpliwości, że Kościół nie może być podzielony; mimo pozorów tajemnicza, niepodzielna jedność żyje; w przeciwnym razie należałoby powiedzieć, że poza kanoniczną granicą rozpoczyna się pustynia i że używanie słowa Kościół w liczbie mnogiej nie ma sensu” (P. Evdokimv). Ile trzeba wewnętrznej determinacji, aby przyśpieszyć o krok w przywracaniu utraconej jedności. Ile potrzeba pokory żeby nabrzmiałą od sporów teologię napełnić żarem miłości Chrystusa. Dla wielu chrześcijan uobecniona tu na ziemi jedność, pozostaje w kręgu szlachetnych- choć nie możliwych do zrealizowania tęsknot. Każdy okopał się na swoim stanowisku i kurtuazyjnie wychodzi naprzeciw, choć w środku swojej własnej wspólnoty kościelnej zabiega o pierwszeństwo w wyścigu o laur zbawienia. Włodzimierz Sołowjow w książce o Antychryście przenosi urzeczywistnienie jedności na krańce historii; w wydarzenie eschatologiczne, gdzie zjednoczenie dokona się na końcu czasów. Myślę, że rany naszych podziałów muszą się zabliźnić szybciej, poprzedzając ostateczne przyjście Chrystusa w Paruzji. Mamy już dzisiaj przygotować grunt pod nadejście Królestwa miłości i pokoju. Każdy człowiek, powiada Teodor z Beze, otrzymuje w chwili urodzenia zapieczętowany list, który wolno mu otworzyć dopiero przed tronem Bożym- wówczas może go odczytać i dowiedzieć się o swoim wiecznym losie. Przypuszczam, iż treścią tego listu może być pytanie o miłość. Tylko miłość jest tworzywem powszechnego zbawienia. Pragniem ostatecznej jedności i bycia wspólnie w Bogu. Dołożyć wszelkich starań, aby w tym momencie historii uczynić wszystko co tylko możliwe, abyśmy byli jedno. Sforsować bramy szczelinie zamkniętych drzwi i rodzić owoce Ducha, uśmiercając w sobie bierność oraz ekskluzywizm konfesyjny. „Moc Boża zdolna jest dać nam nadzieję tam, gdzie nie ma nadziei, wytyczyć drogę w tym, co niemożliwe”- pisał św. Grzegorz z Nyssy. Chrystus zstępuje w otchłanie naszych serc i żarem miłości usuwa grzechy podziałów. Jego przesłanie jest paschalne- wskrzeszające i wertykalne. Kończę to rozważanie wierszem Aleksandra Galicza, upatrując w tych słowach modlitwę, aby rozproszwni przyjaciele Baranka spotkali się kiedyś w jednej Świątyni Ducha: „A gdy powrócę, skieruję kroki do tej jedynej świątyni, z której błękitną kopułą nie mogą się równać niebiosa.”

niedziela, 16 stycznia 2022

Trzeciego dnia odbywało się wesele w Kanie Galilejskiej i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa rzekła do Niego: «Nie mają wina». Jezus Jej odpowiedział: «Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czy jeszcze nie nadeszła godzina moja?» Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: «Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie»…(J 2,1-11). Ewangelia przenosi nas na wesele w Kanie i czyni uczestnikami radości nowożeńców w których dom Chrystus wnosi błogosławieństwo i radość wyrażoną cudem obfitości wina. Misterium w którym zawiera się Boski sens zjednoczenia pary ludzi i urzeczywistnienia świętości. Bóg wchodzący w samo centrum ludzkiej miłości, podnoszący ten akt oddania, wierności i miłosnego splotu ciał do wymiaru mistycznego- sakramentalnego. Święty Jan Chryzostom lapidarnie, choć z wielką głębią powie: „Małżeństwo jest sakramentem miłości.” To preludium do uobecnienia się świata w którym ostatnie słowo należy do miłości, a siła tego uczucia jest wstanie zdruzgotać posadami śmierci. „Jeśli powiem kocham cię to znaczy, że nie umrzesz”(G. Marcel). Uczucie które przekracza granice tego świata i staje się czymś na wskroś teofaniczym. Miłość uzewnętrznia się wtedy „kiedy ukryta moc odkrywa piękno, którego inni nie mogą dostrzec.” Wyraża to również treść starożytnego agrafonu: „Kiedy zniszczycie odzienie wstydu i kiedy dwoje będzie jedno, i kiedy męskość i kobiecość nie będzie jak męskość i kobiecość.” Człowiek rodzi się dwa razy. Po raz pierwszy wychodzi z łona matki, a następnie jako mąż i żona- poprzez liturgiczne ukoronowanie. Mistrz na tej wspaniałej uczcie przez swą obecność, jedynie potwierdza „sakramentalną instytucję raju.” Cud w Kanie, przemiana wody w wino, wskazuje na przemianę tego, co grzeszne- poddane namiętności i destrukcyjnej sile egoizmu, w najbardziej wyborne wino charyzmatycznej miłości, zdolnej wydać na świat dzieci Kościoła. Jest jeszcze jeden kluczowy aspekt tego wydarzenia; diakonia służby. „Wina nie mają”- ten drobny dysonans dopiętej na ostatni guzik uroczystości, rzuca światło na Maryję i jej zdumiewającą umiejętność zaradzania ludzkim problemom. Objawia się tu w swojej funkcji Matki- Orantki zanoszącej modlitwę prośby ku swemu Synowi. Istoty o oczach gołębicy, zdolnych zauważyć, że czegoś brakuje. Kobieta daru i personifikacja Kościoła w szlachetnej i pełnej macierzyńskiej troski o obfitość łaski i szczęścia. Maryja służebnica, poślubiona Duchowi Świętemu przez wieki Kościoła wyprasza jego dzieciom dar pociechy i siły w trudach owocowania miłości. „Raduj się, o Ty, któraś stanęła u początku cudów Chrystusa.”

piątek, 14 stycznia 2022

Jako teolog zawsze się wzbraniałem przed opisywaniem otaczającej mnie rzeczywistości w kategorii epoki pochrześcijańskiej. Wychowałem się w świecie wartości które w sposób naturalny rzeźbiły moją wizję świata i kształtowały określony zespół postaw. Wydaje mi się, że istnieje taki psychologicznie ugruntowany resentyment wiary ukształtowanej u podstaw w środowisku z którego się wyszło w świat. Nie wszyscy mieli tyle szczęścia, aby wzrastać w rodzinie wykarmionej mądrością Biblii, duchowością i modlitwą przodków zakorzenionych na tyle głęboko, aby transcendować to, co z natury rzeczy pogańskie. „Bóg umiera z zimna- rozmyślał J. Green- Puka do wszystkich drzwi, ale czy ktokolwiek otwiera ? Pokój jest zajęty przez kogo ? Przez nas samych.” Dla wielu ludzi- skądinąd dobrze wykształconych choć cynicznych, mówienie, że nasza cywilizacja i kultura zostały ufundowane na wartościach Ewangelii, brzmi jak truizm, a co zatrważające jako coś przedawnionego. Instynktownie pociesza mnie diagnoza Sołowjowa wobec tych, którym nie po drodze do religii: „Pseudoniewierzący wyprzedzą w królestwie Bożym całe mnóstwo pseudowierzących.” Jakże cenne po czasie, okazuje się stwierdzenie Karla Rahnera, że chrześcijanin przyszłości będzie musiał być mistykiem albo go nie będzie. Jakże odczuwalny z perspektywy czasu jest ciężar gatunkowy tych słów. Kiedy z pewnego dystansu jako prawosławny chrześcijanin, spoglądam na oblicze dzisiejszego katolicyzmu (rzymskiego), towarzyszy mi smutne przeświadczenie, iż widzę „kościół pogan” o którym z niebywałą ostrością myślenia pisał w swoich tekstach ponad pół wieku temu Ratzinger. Kościół mojego dzieciństwa dryfuje w niewiadomym kierunku, stając się bliższym „liberalnemu protestantyzmowi.” Myślę, że prawosławni chrześcijanie są głęboko zaniepokojeni erozją która dokonuje się w siostrzanej wspólnocie, gdzie wielowiekowa tradycja życia eklezjalnego w wymiarze sakramentalnym i moralnym, zostaje naznaczona duchem tego świata. Oczywiście w każdej z chrześcijańskich wspólnot wyrasta plon dobra i zła, ujmując to językiem przypowieści „pszenica i kąkol.” Tam gdzie są ludzie, istnieje pajęczyna grzechów stygmatyzująca nawet najbardziej szlachetną i dążącą do doskonałości społeczność. Nosimy skarb wiary w naczyniach glinianych- ułomnych, poddanych stłuczeniu- niedoskonałych formach. Chrześcijaństwo które będzie próbowało żyć duchem tego świata, mentalnością tego świata, będzie skazane na powolna agonię. Jesteśmy wędrowcami którzy jednie na chwilę przycupnęli na gałęzi sykomory i wyglądają horyzontu Ziemi Obiecanej. Choć zabrzmi to górnolotnie, ale mamy być ogniem który podpala świat miłością Boga ! Nikos Kazantzakis podejmuje ten jakże ważny aspekt poddania się Bogu: „Bóg jest ogniem, a ty musisz po nim chodzić… tańczyć na nim. W tej chwili ogień staje się chłodną wodą. Nim jednak dojdziesz do tego momentu, co za walka, mój Boże, co za męka !” Jest to droga wyzwań, pokonywania własnych ograniczeń, zdecydowanego działania. „Wiara, która zamyka paszcze lwom, to coś więcej niż pobożna nadzieja, że nie ugryzą”(G. Clark). Można odczuwać pokusę wątpliwości, ale nigdy nie wolną skapitulować; zrezygnować w połowie raz obranej drogi. Irytują mnie chrześcijanie zalęknieni, apatyczni i niewyraźni w swoich życiowych decyzjach. Kim jest mistyk nowoczesności ? To nie malkontent obwarowanego, kościelnego bastionu. To wizjoner- prorok i apostoł- świadek Prawdy w którym tętni już życie zmartwychwstałe. „Mistycyzm, który nie zbiera plonu podzielonej miłości ku innym, jest oszustwem i ostatecznie odczłowiecza. Prawdziwy mistycyzm jest zawsze rodzeniem, stawaniem się drugim człowiekiem w większej wspólnocie miłości”- pisał G. A. Maloney. Moje myśli tańczą, zataczając koło powracają do pierwszego impulsu tej refleksji: Jeśli nie mistyk to kto ?

wtorek, 11 stycznia 2022

Cywilizacja w której dane nam jest żyć, cechuje się nie tyle zmiennością, co kruchością następujących po sobie zjawisk i wydarzeń. Myślę, że wielu ludzi znajduje się na rozdrożu, stając się niewolnikami nowoczesności i ideologii tak gwałtownie szturmujących umysł i sumienie. Jakże ponadczasowe zdają się intuicje Miereżkowskiego dotyczące wewnętrznej walki światów: „W naszej epoce walka człowieka- boga, który ogłasza się bóstwem, z Bogiem- Człowiekiem, ową tajemnicą łaski zstępującej w pokorze, nabrała większej ostrości niż kiedykolwiek… jest to walka między duchem wojny a duchem łaski.” W rezultacie tego stanu rzeczy, wielu ludzi przestało sondować głębiny własnego wnętrza i przestało wznosić gmach katedry ducha. „Gdzie jest we mnie to miejsce, do którego mogę Cię zaprosić, mój Boże”- pytał św. Augustyn. Współcześnie ważne pytania składane niczym modlitwa, utonęły w mirażach powierzchowności i bylejakości istnienia; przykryła je pustka obojętności, wycofania i zrezygnowania. Człowiek przestał stawiać pytania Bogu i własnej duszy. „Wspomnienie Boga, nawet bez sformułowania choćby jednego słowa jest modlitwą i pomocą”- przekonywał święty Barsanufiusz. Już nie tyle pandemia odbiera wolność i wywołuje tragiczny pesymizm, co świadomość niepewności jutra- „widmo wojny” której polem będą ludzkie dusze, poddane napierającym zewsząd niszczącym żywiołom. „Mówi się, że wszystko jest śmiercią, że świat jest zamieszkany przez martwe dusze… Bracia !”(M. Gogol). W jakiś trudno do zobrazowania sposób, ziemia na powrót staje się „bezładem i pustkowiem”- przestrzenią zmagania dobra ze złem; światłości z ciemnością; miłości z nienawiścią. Fenomenologia zła wykrzyczana ustami tych, dla których Bóg stał się niepotrzebną i uwierającą rozum ideą. Kimś przeszkadzającym w eksploatowaniu szaleńczo wolności. To jeszcze nie jest tak przygnębiające i zatrważające, jak bierność wierzących wobec zła ! Nie chcę w tym miejscu wskazywać źródeł tego tchórzostwa. Można to jedynie porównać do lęku biblijnego Jonasza, wobec misji którą powierza mu Bóg. Być może trzeba być wyplutym przez rybę, aby cokolwiek zrozumieć- poderwać się z paraliżującego marazmu i pójść do Niniwy. „Kto chce przemawiać do świata, musi najpierw słuchać Boga”(H. U. Balthasar). Spoglądam na świat i szukam w nim świętych zdolnych stanąć do walki z tymi, którzy zaciemniają światło i zacierają kontury prawdy. Być może potrzeba nam jeszcze mocnej niż w poprzednich stuleciach bohaterów, opieczętowanych miłością Boga i zdolnych do heroicznych czynów oraz ocalenia wartości pozwalających zachować resztki przyzwoitości i człowieczeństwa. Potrzeba kogoś na wzór wędrowca Eliego z filmu Księga ocalenia, zdolnego zachować dla tonącego w odmętach grzechu egzystencji, najdrogocenniejsze przesłanie: Słowo Życia- antidotum na wzmagający się zamęt i upadek człowieka. „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem”- mówił Chrystus swoim uczniom kiedy ich myśli wydzielały zapach lęku przed podjęciem z odwagą przygody wiary. Święty Cyryl Jerozolimski w porywającej katechezie przekonywał katechumenów, że mają być atletami i żołnierzami Chrystusa: „Duch Święty daje wam broń do walki… Będzie czuwał nad wami jak nad własnym wojownikiem, wy zaś wytrwajcie na stanowisku przeciwko wszelkiej przeciwnej mocy.” Dzięki odwadze swoich dzieci, chrześcijaństwo staje się profetyczne, mesjańskie, charyzmatyczne, radykalne ewangelicznie i pełne szaleństwa miłości. „Kościół jest nocą, która staje się pełną blasku, piekielną przepaścią między stworzeniem i tym, co wieczne, nocą, która w Chrystusie staje się błogosławionym zjednoczeniem stworzonego i nie stworzonego, bogoczłowieczeństwem. Z przebitego boku ukrzyżowanego Boga wstaje jutrzenka Ducha. Odtąd w Chrystusie przestrzeń śmierci zmienia się w przestrzeń Ducha, ciężar lęku staje się brzemieniem wiary, a przez wiarę Boże światło napełnia człowieka”(O. Clement). Nie jesteśmy krzyżowcami walczącymi o zgliszcza kościelnej hegemonii, lecz świadkami wschodów słońca i wieczności które owe impresje zwiastują. Chrześcijanin jest tym który potrafi wzbić się na orlich skrzydłach, aby wyraźniej dostrzegać przestrzeń na której przyjdzie stoczyć mu bój o wszystko. Zmieniać świat to otwierać go na przebóstwienie i zbawienie. „Koniec cywilizacji nastanie wtedy, kiedy umrze ostatni wierzący w Boga”- rozmyślał proroczo Andrzej Tarkowski.

niedziela, 9 stycznia 2022

Przeżywamy dzisiaj Niedzielę Chrztu Pańskiego- Teofanię; Święto Światła; Święto Jordanu. W licznych kulturach religijnych u początku zaistnienia świata pojawia się wątek akwatyczny. „Wody symbolizują wszelką potencjalność- pisał M. Eliade- Są fons et origo- rezerwuarem wszelkich możliwych postaci istnienia: poprzedzają każdą formę i stanowią podwalinę jakiegokolwiek procesu stwarzania świata.” Symbolika wody wiąże się jednoznacznie ze śmiercią i odrodzeniem- zmartwychwstaniem. Sakralność wody stanie się charakterystycznym elementem chrześcijaństwa- materią sakramentalną- obmyciem z grzechów i odrodzeniem nowego człowieka. „Jak łania pragnie wody ze strumieni, tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże”- woła natchniony Psalmista. Chrześcijaństwo będzie antycypować wydarzenie zanurzenia, któremu się poddał Chrystus wchodząc w wody Jordanu. „Woda symbolizuje życie, jak ogień symbolizuje miłość”(M. Quenot). Nad rzeką dokonuje się Teofania- „objawienie Trójcy Świętej, to znaczy owej wewnętrznej płodności, w której to Bóg udziela się wiecznie, w całkowitym, nie podlegającym podziałowi darze, który powraca do jedności poprzez własną nieskończoność. Życie Boskie jest bowiem miłością”(L. Bouyer). Święty Ambroży wyjaśnia, że Chrystus wszedł do Jordanu nie po to, aby się uświęcić, jak gdyby potrzebował sakramentu odrodzenia, ale aby uświęcić wody. Jego zstąpienie w żywioł śmierci jest początkiem paschalnego uświęcenia kosmosu, którego osnową jest pulsujące życie w każdej cząstce powołanej uprzednio do życia materii. Święty Cyryl Jerozolimski ukazuje zanurzenie w baptysterium katechumenów jako zstąpienie do wód śmierci, które są mieszkaniem smoka morskiego, na wzór Chrystusa wchodzącego do Jordanu w czasie chrztu, aby zniszczyć moc ukrytego tam Rahaba. „Ikona Epifanii ukazuje rzeczywiście Jezusa wchodzącego do wody Jordanu, jak do płynnego grobu. Ma on kształt groty, obejmującej całe ciało Pana. Ikona Epifanii ukazuje uprzednie zstąpienie do piekieł: „Wstąpiwszy w wody związał siłacza”(P. Evdokimov). Sadzawka chrzcielna staje się miejscem powtórnych narodzin- te pierwsze były wielomiesięcznym kołysaniem dziecka w łonach płodowych matki. Drugie narodziny dokonują się poprzez wodę i Ducha. Kościół staje się Matką poczynającą w swym łonie niebiańskie dzieci. W starożytnej katechezie pełnej radosnej euforii, biskup Werony Zenon głosił: „Skaczcie z radości moi bracia w Chrystusie i wszyscy ożywieni żarliwym pragnieniem, śpieszcie otrzymać niebieskie dary. Źródło wieczne już nas zaprasza swoim zbawczym ciepłem. Nasza matka pragnie nas wydać na świat... Rodzi was pełna radości; wolna wydaje na świat uwolnionych od więzów grzechu.” Wody sakramentalne na powrót rodzą istoty żyjące, tak jak to było w pierwszym akcie stwórczym Boga. „Niech wody wydadzą istoty żyjące”(Rdz 1,20). Podczas celebracji chrztu Kościół rodzi dzieci Ojca, które dzięki epiklezie stają się dziećmi światłości i współuczestnikami Paschy Chrystusa. „Woda zamyka się nad ochrzczonym niczym grób- pisał O. Clement- Żeby grób stał się rodzącym łonem, konieczna jest transcendentna ingerencja Ducha Świętego... On przyobleka początkową, ale w pełni realną światłością całą istotę osoby chrzczonej: serce, rozum, pragnienia, wszelkie zdolności i wszystkie zmysły.” Jest jeszcze jeden bardzo ważny wymiar fizyczny. Ciało człowieka składa się w wody, poddane działaniu czynników zewnętrznych i wewnętrznych. Życie w nas pulsuje, a każda kropla wody opowiada o początku jakim jest nas Źródło. Zakończę to rozważanie słowami modlitwy Wielkiej Hagismy, którą odmawiam nad wodą: „Dzisiaj strumieniami wody, na które tchnął ogniem, napawa się całe stworzenie. Dzisiaj grzechy ludzi obmywają wody Jordanu. Dzisiaj otwiera się dla ludzi raj i wschodzi Słońce sprawiedliwości.”

czwartek, 6 stycznia 2022

Gdy Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: «Gdzie jest nowo narodzony Król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem Jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać Mu pokłon… Weszli do domu i zobaczyli dziecię z Matką Jego, Maryją; padli na twarz i oddali Mu pokłon. i otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę (Mt 2,1-12). Na jednej z bizantyjskich miniatur ewangeliarza, pogańscy Mędrcy, nie podążają za przewodem gwiazdy, lecz są prowadzeni przez anioła- przewodnika. Scena jest tak misternie wyreżyserowana przez anonimowego mistrza, iż zwraca uwagę na najważniejsze ciało niebieskie- „Światłość ze Światłości”- promieniujące blaskiem prawdy i poznania Wcielonego Boga. „Gwiazdom służący od Gwiazdy nauczyli się kłaniać Tobie”(troparion). Niezwykle wymownie akcentuje ten wymiar Obecności Boga w sercu świata w swojej homilii św. Leon Wielki: „Najwyższa, wiekuista istota, która zniżyła się dla zbawienia rodzaju ludzkiego, podniosła nas do swojej chwały.” Epifania staje się zatem świętem ukazania się Boga i Jego niezgłębionej miłości: „Oto Bóg jest tutaj- jeszcze milczący i prawie dostrzegalny, jeszcze taki, jak wiosna zamknięta w małym nasionku, cicha, a pewna swego zwycięstwa, ukryta pod warstwą skutej mroźnej ziemi, a przecież potężniejsza niż wszelki mrok i chłód”(K. Rahner). To święto naszego nawiedzenia i obdarowania- błogosławionej bliskości, ciepła i światła rozpraszającego ciemność; zalegający na ludzkich duszach chłód niewiary. „W Emmanuelu znajdujemy niebo i ziemię, Boga i stworzenie. Wziął od nas ciało, a dał nam w zamian swoje Bóstwo w cudownej wymianie”(O. Casel). Magowie wykazali się niespotykaną odwagą wiary. Wyruszyli w podróż obarczoną ryzykiem i niebezpieczeństwem. Próbowali umysłami zgłębić tajemnicę Obecności, ale kiedy dotarli do miejsca objawiania, to cała do tej pory poszukiwane Misterium zagarnęło ich dusze. Zdumienie prowadzi do pulsowania wiary; drgania miłości i spowitych milczeniem gestów hojności. Jak sformułował to Boehme: „Ciemność nie jest nieobecnością światła, lecz strachem spowodowanym oślepiającym światłem.” Światło rozbłysnęło z ciała małego Dziecka i otworzyło ludzkie serca na rozrzutność w miłości. Według pewnej starej ruskiej legendy, był jeszcze czwarty Mędrzec, który wyruszył w drogę razem z trzema innymi. Jako prezent dla Dzieciątka włożył do kieszeni trzy błyszczące, szlachetne kamienie. Podczas drogi usłyszał płacz dziecka. W miejscu przerażającej biedy, zobaczył „leżącego chłopczyka, bezbronnego, nagiego i krwawiącego z pięciu ran. Tak niezwykłe było to dziecko, tak delikatne i bezbronne, że serce młodego króla napełniło się litością.” Pomógł temu dziecku, zanosząc je do najbliższej miejscowości i oddając w ręce kobiety która go przyjęła i otoczyła miłością. Po długich latach wędrowania, objawiła mu się gwiazda, która zaprowadziła go do miasta. Z tłumem napierającego tłumu znalazł się na wzgórzu w centrum egzekucji, na którym stały trzy krzyże. Ponad środkowym krzyżem jaśniała gwiazda. „Wtedy spotkało go spojrzenie Człowieka, który wisiał na tym krzyżu. Człowiek ten musiał odczuwać wszystkie cierpienia, wszystkie utrapienia świata, tak niezwykłe było jego spojrzenie. Ale też litość i bezgraniczną miłość. Z Jego przebitych rąk rozchodziły się promienie. Jak błysk przemknęła myśl: tutaj jest cel, do którego pielgrzymowałem całe życie.” W tej pięknej legendzie zawiera się uniwersalna i niezwykle duchowa prawda o mnie samym. Jestem w drodze i szukam Przedwiecznego, który dla mnie stał się wszystkim- Miłością, wydaną śmierci ! Kontemplacja tego faktu, napełnia duszę szczęściem i uzdalnia do złożenia daru z własnego życia: „złoto prawdziwej wiary, kadzidło ofiarnej modlitwy i mirrę cierpliwości i miłości”.

środa, 5 stycznia 2022

Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe (2 Kor 5,17). Za mną już kilka dni nowego roku kalendarzowego. Wejście w nowy rok dane mi było spędzić w otoczeniu najbliższej rodziny- w mateczniku- do którego powraca każde dziecko szukając wytchnienia; przerzucając w pamięci barwne wydarzenia przeszłości, odkrywając ich nowy sens i znaczenie. „Wiedza staje się miłością” (św. Grzegorz z Nyssy). Święty Paweł wskazuje na to, co nowe- świeże, będące jakby zarodkiem możliwych do osiągnięcia postanowień i działań. Nowy czas, stawia przed człowiekiem nowe, intrygujące wyzwania. Chcielibyśmy z lotnością mędrca odpowiedzieć na wszystkie pytania, wyjaśnić najbardziej skomplikowane sytuacje, od zaraz odbudować zrujnowane zgliszcza. „Wynaleziono taką obfitość odpowiedzi, że prawdziwa prawda ciągle się nam wymyka”- pisał P. Chamoiseau. Wszystkie dotychczas źle zaaranżowane sytuacje można zacząć od nowa. Uwierające i zasłaniające naszą prawdziwą twarz maski, muszą być zerwane. „Kto żyje wyłącznie dla siebie, ten po śmierci skazany jest na wieczne tułanie”- czytamy w Opowieści wiglijnej Dickensa. Nawet w najlepszych i pozornie najbardziej szlachetnych rodzinach, drzemią podskórnie demony podziałów, konfliktów, czy niszczących słów. Tam gdzie wzmagają się ludzkie dramaty i kataklizmy przechodzące przez ścieżki serca, tam jeszcze silniej wybija źródło miłości ! Bóg wchodzi w te historie z nieprawdopodobną siła przebaczenia, wskazując, że wszystko może zacząć się na nowo- w przeistoczeniu i darze miłości. W tej nowości egzystencji można odnaleźć adekwatne do sytuacji słowa, odkryć siłę gestu i podszyte autentyczną troską, nowe reakcje w stosunku do innych ludzi. W Nowy Rok wypełnia ludzkie serca nadzieja, że wiele obszarów życia będzie przenikniętych postawą daru, a międzyludzkie relacje będzie cechowała postawa wzajemnego szacunku, współczucia i prawdy. „Pragnij Chrystusa, a On zaspokoi twe pragnienia swą miłością”(św. Izaak Syryjczyk). Stare rany zostaną zacerowane nicią miłości, a nowe wino odkrytego szczęścia, rozsadzi stare- zbutwiałe bukłaki. „Oto słychać głos wołający do człowieka do ostatniego jego tchu, a mówi on: zostań dziś nawrócony” (Gerontikon).Świętość, niczym rosa u początku budzącego się dnia, zstąpi- pozwalając odkryć w słabej ludzkiej egzystencji in illo tempore. W tym miejscu przypominają mi się słowa Karla Bartha: „Niebo to rzecz dla człowieka niepojęta, ziemia- mieści się w jego rozumieniu. On sam jest stworzeniem z pogranicza nieba i ziemi.” Stąd kiedy mówimy o czymś „nowym”- nie straćmy z przed oczu tego, co jest na końcu naszej mozolnej i pełnej przygód drogi- Tęskniącej Miłości !