czwartek, 20 stycznia 2022

W epoce nowoczesności i pośpiechu tylko sztuka przynosi powiew wolności i otwiera oczy przechodniów na inna sferę świadomości. Technika zawładnęła masami, a sztuka próbuje rozerwać ten niewidzialny łańcuch zależności i otworzyć oczy na to, co poza światowe- transcendentne, schowane pod powierzchnią materii będącej w okowach czasu. Technika i przyssane do niej ideologie uczyniły z człowieka użyteczną, konsumpcyjną marionetkę, łaknącą coraz to więcej i więcej w zgiełku egoistycznej szamotaniny biegnącego na oślep tłumu. Wytwory artystów jakże często stają się remedium na ten stan rzeczy. Dostojewski w Braciach Karamazow wkłada w usta starca Zosimy te słowa: „wiele rzeczy pozostaje ukrytych przez całe życie przed naszym wzrokiem; jest nam natomiast dana wewnętrzna pewność żywego związania z innym wyższym światem; te same korzenie naszych myśli i uczuć nie tkwią w naszej ziemi, lecz w zaświatach.” Siła obrazu zrodzona z idei ma bez wątpienia wymiar terapeutyczny i integrujący. Ten strumień znaczeń i symboli jest niczym ogień wzniecający intensywność wyobraźni. Muzyka otwiera okna duszy na milczenie- symfonię mistyków; stając się obecnie najkosztowniejszym luksusem nielicznych. W sztuce istnieje tragizm i współczucie; bunt i doznane ukojenie; ból i radość; rozpacz i nadzieja; śmierć i zmartwychwstanie. Owe doznania podnoszą słaby i zalękniony byt ku światu niedefiniowalnemu- odbierającemu słowom siłę możliwego opisu. „Tylko sztuka odsłania rzeczywistość wewnętrzną: nie zna się jej, lecz rozpoznaje”- pisał Malraux w książce Ponadczasowe. Na piaszczystych drogach widnieją odbite stopy artystów, wyrażających całym sobą poemat istnienia metafizycznego, ciążącego ku horyzontowi absolutnego Piękna. Mistrzowie pędzla, dłuta, pióra- dotykający zmurszałego od naporu śmierci świata, aby go podnieść ku wielkiemu przeobrażeniu „gdy gram, maluję, rzeźbię i piszę, spod moich odrętwiałych palców wytryska życie”(J. Pasierb). Artysta jeśli posiada czystą duszę, niczym witraż, potrafi nie tylko rozszyfrować egzystencję, ale zmienić jej wektor. Tylko szlachetny rzemieślnik którego dłonie krwawią w tańcu dłuta, może wyznać: „Z tego kamienia staram się wydobyć coś, co by przypominało ciężar, jaki czuję w sobie”(A. Exupery). Spoglądam na fotografię ukazującą Niekończącą się kolumnę Brancusiego i zaczynam rozumieć, gdzie ulatywały myśli artysty w czasie wielogodzinnego szlifowania kamienia. Dotykał wyobraźnią tego, co nieskończone- niebiańskie, przeprute tańcem romboidalnych form wystrzelonych ku górze- niczym biblijna drabina Jaubowa. Niebiańskie drzewo po którym można się wspiąć. Lub jak małe dziecko usiąść w jego cieniu i spostrzec świat widziany od dołu, otulony już światłem wieczności ! Jego sen o materii wydźwigniętej ku górze ziścił się, stał się karbowanym filarem łączącym to, co ziemskie- ludzkie, z tym co prawdziwie niebiańskie- Boga „ukrytego we własnej epifanii.”