Menu

wtorek, 25 maja 2021

Od kilkunastu dni możemy dostrzec stopniowy powrót do normalności. „Tak bardzo przyzwyczailiśmy się do tego, że istniejemy wewnątrz śmierci, że pełnia życia wydaje nam się niemożliwa”- pisał O. Clement. Świat na zewnątrz komunikuje nam prawdę o tętniącym zewsząd życiu. Statystyczny spadek zachorowań i umieralności mogą wskazywać na optymistyczne prognozy na przyszłość. Zdjęliśmy maski i wystawiliśmy na promienie słońca nasze twarze. Przestaliśmy być istotami zalęknionymi. Przebudziło się życie towarzyskie, a wyjście na zewnątrz okazało się czymś upragnionym- błogosławieństwem losu ! Zaczęliśmy bez większych obaw planować wakacyjny wypoczynek. Czy to już koniec pandemii ? Pomimo odwilży pandemii, zalega na ustach wielu z nas to pytanie- szczególnie tych, którym zderzenie z chorobą odebrało bliskich i wyżłobiło w głębi serca wiele dotkliwych ran. Izolacja przeprowadziła nas przez namacalne doświadczenie pustyni i konfrontacji ze sobą samym. Cisza miast i wiosek, dystans wobec innych (potencjalnie transferujących wirusa), samotność w chorobie, anonimowość śmierci i opłakiwanie zmarłych przy szczelnie zamkniętych trumnach. Wielki cień śmierci rozszerzający kontury swojej zagarniającej wszystko obecności. Tak bliskie nam pulsowanie życia ulicy, codzienne spotkania i rytuały wymiany uprzejmości, które przerywały pracę i pozwalały się orientować w nowinkach kończącego się dnia, wszystko to było zakazane; uzasadnione rygorem bezpieczeństwa. Jednostki poddane niewyobrażalnemu stresowi poddały się fali „apokaliptycznych” przepowiedni i katastroficznych scenariuszy ogłupiających trzeźwość umysłu i chylących się ku szaleństwu lub samobójstwu. Biblijna Apokalipsa pobudza wyobraźnię, ale jej groza kończy się proklamacją nadziei. Odczytywana w sposób zdroworozsądkowy kształtuje wiarę przenikniętą optymizmem. Jest to afirmacja ostatecznej odnowy: Ecce nova facio omnia. Przypomina mi się w tym miejscu zdanie z książki Delumeau Strach w kulturze… „Oto miasta oblegane przez choroby, poddane kwarantannie, w razie potrzeby otoczone przez wojska, konfrontowane z codzienną udręką i zmuszone do stylu życia zrywającego z tym, do którego było przyzwyczajone. Znane ramy są usuwane. Niepewność rodzi się nie tylko z obecności choroby, ale także z destrukcji elementów, które budowały codzienne środowisko. Wszystko jest inne…” Nie bez przyczyny jedną z najbardziej poczytnych książek ostatniego czasu była Dżuma Camusa. Temat śmierci zaintrygował wielu i przyczynił się do większej oglądalności filmów o tematyce futurystyczno- fantastycznej. Z drugiej strony- tak pozytywnie rzecz ujmując- epidemia wyzwoliła w nas szacunek do czasu i życia; tęsknoty za świtem na którego horyzoncie pojawi się dobra wieść. Już nie musimy egzystować w klaustrofobicznych przestrzeniach naszych domów i wyglądać przez okno jak postacie zalegające płótna Edwarda Hoppera. Marzenie i wyglądanie normalności jakoś się urzeczywistniło. Nikt nie wykradł nam tego czasu z naszego zapisanego i wybiegającego ku przyszłości kalendarza. Pandemia obnażyła słabości człowieka nowoczesnego, technicznego, upatrującego siłę i skuteczność w zasobnościach finansowych- uwikłanego w schematyzmy działania i planowania. Nieprzewidywalność zdarzeń wykształciła w całych społecznościach zdolność do adaptacji i podporzadkowania się zasadom pozwalającym zachować bezpieczeństwo. Przestaliśmy się oglądać do tyłu. Naszymi zmysłami czujemy zapach natury w której pomimo licznych determinant dokonuje się zmartwychwstanie. Jesteśmy częścią przepływającego życia którego tamy śmierci nie mogły zatrzymać. Przekonujemy się ostatecznie, że finalny akord należy już do Życia !