Menu

wtorek, 10 czerwca 2025

 

Zaprzyjaźnieni ze mną ojcowie franciszkanie w tym roku przeżywają jubileusz 800 – lecia Pieśni Słonecznej świętego Franciszka. To nie tylko doskonała okazja do świętowania, ale nade wszystko ważny przyczynek do zagłębienia się w historię i duchowość Biedaczyny z Asyżu. Święty kuglarz i trubadur, jakim był przez wieki podziwiany, zakochany w świecie natury i odpryskach jego piękna; mistyk z umbryjskiej krainy. Myślami powracam do średniowiecznego Asyżu, zawieszonego na grzbiecie wzgórza Subasio, otoczonego wyprażonymi w słońcu winnicami i oliwnymi gajami. Z tyłu głowy paraliżuje mnie myśl, że Niemcy w czasie wojny mieli plany wysadzenia w powietrze tego cudownego miejsca. Byłby to niepowetowany zamach na kulturze i kolebce zakonu, który jest tam zakorzeniony i czerpie swoje witalne soki. Na szczęście ocalało. Terra mystica. W powietrzu unosi się zapach mięty, cyprysowych drzew i oliwy tłoczonej, która ponoć czyni ten naród najbardziej żywotnym z pośród mieszkańców Europy. „Wolno nam wałęsać się kamiennymi ulicami, jakby wyciętymi z kubistycznej dekoracji teatralnej, tymi samymi placykami, które niespodziewanie wynurzają się spoza wąskich, romańskich łuków, tymi samymi spadzistymi zaułkami, którymi chadzał św. Franciszek… Wszystkie bowiem zmysły, dzięki nadzwyczajnej jednolitości przyrody, religii i sztuki, ogarnia owo mistyczne zestrojenie koloru murów z kolorem góry i zielenią doliny, ujarzmia ta harmonia, jaka istnieje między surowością architektury XII i XIII wieku a łagodnym pejzażem”- pisał J. Wittlin. Dzieje tego miasta splotły się z życiorysem świętego i dają nam wgląd w świat w którym ukształtowała się dusza młodzieńca – syna bogatego handlarza sukien - tak radykalnie, aż do obnażonej nagości, odczytując głos wezwania Chrystusa i zaślubiny z panią Biedą. „Wzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmierci, bylebym pozyskał Chrystusa i w Nim się znalazł”(Flp 3,8). Topografia średniowiecznych uliczek zachowała klimat wczorajszy; kamienie na których odcisnęły się stopy bezdomnego kaznodziei w łachmanach, wyśpiewującego poemat na cześć Stwórcy i stworzenia. Młodzieńca ściskającego w dłoniach chleb i dzielącego go pośród bezdomnych, wykluczonych i trędowatych. Sono idiota głoszący kazanie do ptaków i zawierającego pakt o nieagresji z bratem wilkiem. Ten „najświętszy ze wszystkich Włochów i najbardziej włoski ze wszystkich świętych” - jak o nim się mówią z dumą mieszkańcy Umbrii, zapominając że i krople prowansalskiej krwi płyną w jego żyłach od jego matki Piki. Joergensen, mówiąc o religijnej poezji braciszka, podkreśla, że w słynnej Pieśni Słonecznej „nie ma nic greckiego czy germańskiego, uczucie to wyrażone jest na wskroś biblijnie, a więc na wskroś chrześcijańskie.” To cudowna kontynuacja starotestamentowej pieśni, którą Ananiasz, Azariasz i Miszael wyśpiewywali Bogu w tyglu spadających gwałtownie prób i prześladowań. Owe fratre i suore brzmiały w ustach świętego Franciszka jako najpiękniejsza modlitwa w której stworzenie partycypuje w cudownym ogrodzie Boga, utkane nicią życia. Nie trzeba zagłębiać się w pełne apoteozy malowidła Giotta czy Fra Angelica, aby zrozumieć jak pociągające było życie Franciszka i prostoduszne rozumienie najbardziej skomplikowanych zagadnień teologii do której zostaje włączony świat żywiołów, źdźbła trawy, kwiatów i oswojonych dobrocią zwierząt, składających się na  paletę barw i zdumień największego i wiecznego Artysty. Grecki pisarz Kazantzakis w usta Franciszka wkłada intrygujące słowa mądrości: „W drodze między nicością a Bogiem tańczymy i płaczemy.” Jakże wiarygodna recenzja życia kogoś, które to stało się wędrówką, kantykiem, psalmodią której wtórował śpiew deszczu, ruch wiatru i szum kotłujących rzek. Droga człowieka nie posiadającego nic, oprócz przekonania że wszystko, co czyni jest warte jedynie uśmiechu Ukrzyżowanej Miłości, która odciśnie swoje ślady na jego dłoniach i stopach – pieczętując poprzez cierpienie – przymierze pełne światła i nadziei. Czerwień i eteryczność cudu zapisanego w umysłach ubogich braci posłanych z błogosławieństwem na krańce świata. Okruchy światła na ciele prostaczka dźwigającego na swych barkach Kościół w ruinie. Pokora jako remedium na grzech i zagubienie pośród cierni. „Musimy narodzić się ciała, a następnie z duszy. Pierwsza rzuca ciało w ten świat, druga unosi duszę do nieba.” Franciszek zapisał swoje myśli i pragnienia duszy na ziemi, polecając aby jego ciało dotknięte śmiercią, niczym ziarno w niej złożyć. Ojciec seraficki był przyjacielem wszystkich – bratem pośród braci, kwiatem w wielkim kobiercu rozsianego Bożego piękna. Ubogi duchem, geniusz wiary i charyzmatyk, bezkompromisowy piewca pokoju i prekursor tego, co dzisiaj podzieleni chrześcijanie nazywają ekumenizmem. Kończę to rozważanie słowami modlitwy franciszkańskiej: „O, Panie, uczyń nas narzędziami Twego pokoju, abyśmy siali miłość tam, gdzie panuje nienawiść; wybaczenie tam gdzie panuje krzywda; wiarę, tam gdzie panuje zwątpienie; nadzieję, tam gdzie panuje rozpacz; światło, tam gdzie panuje mrok; radość, tam gdzie panuje smutek…”