niedziela, 14 grudnia 2025

 

Zapytał Go pewien zwierzchnik: «Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?» Jezus mu odpowiedział: «Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, czcij swego ojca i matkę!»* On odrzekł: «Od młodości przestrzegałem tego wszystkiego». Jezus słysząc to, rzekł mu: «Jednego ci jeszcze brak: sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie; potem przyjdź i chodź ze Mną». Gdy to usłyszał, mocno się zasmucił, gdyż był bardzo bogaty (Łk 18,18-27).

Podziwiam odwagę człowieka stawiającego Mistrzowi tak bezpośrednie i ważkie z punktu widzenia życia duchowego pytanie. Probierz wątpliwości targający każdym kto szuka drogi wyjścia z egzystencjalnego impasu. Z drugiej strony zasmuca mnie jego natychmiastowa odmowa i rezygnacja z próby podjęcia wyzwania, aby choć spróbować myśleć i żyć inaczej. Tak radykalna decyzja wyzbycia się wszystkiego, szczególnie dzisiaj zakrawałaby na akt szaleństwa i niezrozumienia ze strony świata, który potrzebę posiadania i pomnażania dóbr postawił jako priorytet tzw. szczęścia. „Maski  społeczne, które człowiekowi nękanemu przez brak tożsamości zapewniają sztuczne oddychanie”(G. Thibon). Rozpaczliwe zobojętnienie na wartości ducha i nieustannie podsycane pragnienia bogacenia się, przeniknęło umysłami tych którzy wpatrzeni w siłę pieniądza modelują rzeczywistość podłóg zachcianek i jakże często osobistego nieumiarkowania- czasami pogardy wobec tych słabych i nieporadnych życiowo. Jakże ciężko jest zakorzenić w przestrzeni którą kreśli Chrystus, zrodzić w sobie człowieka absolutnie wolnego od wszystkiego, co może zniewalać, blokować, nie pozwalając biec ku przygodzie wiary, budowanej na ufności i dyspozycyjności. Sprzedaj ! Upłynnij swój majątek- potraktuj go jak balast który ciągnie ciebie w dół i nie pozwala wznieść się wyżej. Dłoń zaciskająca banknot i oko w którym przesuwa się wyobrażenie zakupionych dzięki niemu rzeczy, może stać się krokiem ku czemuś destruktywnemu. To wielka próba dojrzałości, tygiel w którym hartuje się uczeń na kształt mnicha pozwalającego umrzeć wszystkiemu czego dotykały myśli, spojrzenia, dłonie, opuszki palców pozostawiające na wszystkim swój ślad. „I znużyło mnie bycie istotą stworzoną”- wyznał Valéry. Stać się ryzykiem Boga, bogatym ubóstwem. Drwiną ze wszystkiego, co uchodzi za kulturę sukcesu i prestiżu ! Dla stojących na zewnątrz ten wybór to rodzaj niezrozumiałej i nieakceptowalnej bezczynności- szaleństwa którego sens z tak wielką presją paraliżuje i zawstydza. Zgodnie z intuicją Mertona „stajemy się jako naczynia, z których wylano wodę, ażeby można je było napełnić winem. Jesteśmy podobni do szkła, oczyszczonego z pyłu i żwiru, ażeby mogło przyjąć blask słońca i zniknąć w jego świetle.” Ewangelia potrafi poderwać na nogi niedowiarków i próżniaków; obudzić z letargu lekkomyślności zapatrzonych w sobie młodzieńców; zrodzić charyzmatyków zdolnych jak święty Franciszek z Asyżu- obnażyć się i oddać swoje odzienie ojcu- zaślubiając panią biedę. Taka rezygnacja rzeźbi świętych i otwiera na rozcież bogactwa ducha. Brzmią mi w uszach słowa które Dostojewski włożył w usta błogosławionego starca z Młokosa: „Człowiek musi umrzeć  w pełnym świetle swego ducha, w szczęściu i pięknie, pragnąc swojej ostatniej godziny, i odchodzi radosny, jak kłos w stogu siana, w spełnieniu tajemnicy.”