niedziela, 17 marca 2024

 

Łazarz, przyjaciel nasz, zasnął, lecz idę, aby go obudzić (J 11, 11).

Naszą cywilizację znamionuje zmęczenie i nicość połączona z panicznym wypieraniem śmierci ze świadomości i horyzontu ludzkiego wzroku. O wartości człowieka świadczy jego postawa do przemijania i śmierci- umiejętności mądrego rozstania z tym światem. Ewangelia próbuje rzucić światło na okowy frustracji, przerażenia i próżni którą może jedynie wypełnić struga światła detonująca szczeliny zaryglowanych grobów. Orygenes przekonywał w homilii, aby chrześcijanie spoglądali na Słońce – Chrystusa, „żeby w twoje wnętrze nie wśliznęła się noc i mgła, lecz byś zawsze przebywał w blasku mądrości, zawsze miał w sobie dzień wiary i zawsze był w posiadaniu światła miłości i pokoju.” Z tego zasklepienia w egzystencjalnej pustce, z tych pomyłek i ucieczek, może wyprowadzić człowieka jedynie Ten, którego miłość i łzy, są wstanie zawrócić przyjaciela z wędrówki przez bramę śmierci. „Oto otwieram wasze groby i wydobywam was z grobów, ludu mój… Udzielam wam mego ducha po to, byście ożyli”(Ez 37, 12-14). Pieczara i odór rozkładu drażniący trzewia, może stać się najszlachetniejszą wonnością- symfonią przebudzonych przez słońce eterycznych kwiatów i ziół- czyniące z pieczary miejsce drugich narodzin. „Konieczne było przywrócenie zmarłemu ciału uczestnictwa w ożywczej sile Boga. Otóż ożywczą siłą Boga jest Słowo, jedyny Syn”- objaśnia nam św. Cyryl z Aleksandrii. Chrystus wydobył Łazarza z przestrzeni chłodu, osamotnienia i ciemności, obwieszczając tym samym moc zmartwychwstania. Przyczynkiem wszystkiego jest miłość Boga do człowieka, poruszenie inicjujące akt boskiej ingerencji. „Miłość nie może nie zwyciężyć śmierci. Ten, kto prawdziwie kocha, jest zwycięzcą śmierci”(M. Bierdiajew). Wyjdź na zewnątrz ! - słowo mocy i wskrzeszenia skierowane do mnie. Wyjdź na zewnątrz rozpaczy i grobu własnych grzechów. „Czyż nie zmieszał się Chrystus nad grobem Łazarza- pyta św. Augustyn- również po to, aby i ciebie nauczyć, że i ty musisz zadrżeć, gdy widzisz siebie zgnębionego i miażdżonego ogromem grzechów ? Przyjrzałeś się sobie, uznałeś się za winnego i powiedziałeś sobie: Zgrzeszyłem, ale Bóg mi przebaczył… To drżenie daje nadzieję na zmartwychwstanie.” Sonia pełna miłosierdzia i wiary prostytutka dokonała duchowego wstrząsu w duszy mordercy Raskolnikowa. Przeczytała mu o wskrzeszeniu Łazarza, aby chorobliwą wolność mordercy przeobraziła łaska Boga w pokutę i uznanie swojej winy. Nie ma tu naiwnego sentymentalizmu, lecz jedynie droga ku nowemu życiu. „Bóg nie ma słowa, którym mógł powiedzieć istocie przez siebie stworzonej: nienawidzę cię”(S. Weil). Władza miłości jest większa niż objęcia śmierci. „Z otchłani moich nieprawości przyzywam otchłań niezgłębionego Twego miłosierdzia.” Ten który jest Życiem przekracza ludzką sprawiedliwość i pozwala, aby Zmartwychwstanie zwyciężyło nawet w duszach największych grzeszników !

piątek, 15 marca 2024

 

Ubita pod nogami droga i przypadkowo napotkany na jej skraju porośnięty warstwą mchu krzyż. Milczące zaproszenie do dialogu i dotyku. To tylko materia – ktoś sceptycznie odburknie - w której streszczała się pobożność istot z wyludnionej wioski, czy usadowionego za grzbietem horyzontu miasta. Fragment świata na przecięciu szlaków na którym przygwożdżony do drzewa Chrystus, spotyka utrudzonych pracą przechodniów, wędrowców, przybłędów szukających celu i sensu życia. Zasiane krzyże żłobią krajobraz mniej lub bardziej ludnych arterii, przy których staruszki powtarzają swój codzienny rytuał zawierzenia i wypraszają sobie przepustkę do Raju. Młodzi mijają krzyże obojętnie, zerkając ukradkiem w stronę Tego, którego bezładne ciało rozłożyło się na przecięciu chropowatych belek, stając się dla zaprzątanych umysłów, jedynie historią w której trudno im odnaleźć siebie. Tylko dziecko w natychmiastowości wzruszenia pyta: „Dlaczego On tak wisi, cierpi, przerażająco broczy krwią… Czy gwoździe przeszywające dłonie, bok i nogi sprawiają ból ?” W każdy piątek Wielkiego Postu powracam do tych dziecięcych pytań. Chwil przenikniętych cieniem drzewa pod którym ojciec próbował mi karkołomnie tłumaczyć miłość Golgoty. Brzmią mi w uszach przeczytane wiele lat później słowa Mauriaca: „Potykam się o grzech Adama, o tajemnicę zła, o całe dzieło stworzenia, którego prawem zdaje się być wzajemne „współpożeranie.” Nic nie próbuję rozstrzygać. Przenikam poprzez mur, jak zmartwychwstały Chrystus. Zdaje się na Słowo, na obietnicę Tego, który przyszedł i mnie ukochał.” Dopiero prawosławie otworzy źrenice moich oczu na światło które będzie emanować z ciała Skazańca który wbrew logice świata i niesprawiedliwego procesu, stanie się Zwycięzcą. „Pozorna bezsilność Chrystusa i chrześcijaństwa świadczy za Chrystusem, za Jego boskością, a nie przeciw Niemu” (M. Bierdiajew). Z Jego ran światło promieniuje tak intensywnie, że staje się źródłem odkupienia. Wbrew wszelkim podszeptom racjonalnego rozumu – narzędzie hańby, staje się instrumentem łaski. „Krzyż jest konkretnym wyrażeniem zwycięstwa przez upadek, chwały przez pokorę, życia przez śmierć – pisał W. Łosski – Krzyż więc stał się symbolem Boga wszechmogącego, która zechciał stać się człowiekiem i umrzeć jako niewolnik, aby zbawić swoje stworzenie.” Jeszcze dwa tygodnie i Oblubienica Kościół wyśpiewa z głębin jestestwa: „Kłaniamy się cierpieniom Twoim, Chryste i świętemu Twemu zmartwychwstaniu.”

wtorek, 12 marca 2024

 

Bez wątpienia jedną z cech znamionujących naszą epokę jest to, że uporczywie eksploruje przestrzenie ludzkiej wolności. To, co uchodziło jeszcze pół wieku temu, za groteskowe, skandaliczne, dziwne, a nawet społecznie nieakceptowalne, stało się normą nad którą nikt już nie marnotrawi swojego czasu. Według Marquarda, gorączkowym pryncypium nowoczesności jest „odbieranie złu znamion zła.” Moralność dotknięta paraliżem i milczącą obojętnością. Nie jest to lament nad deprawacją współczesnego świata, lecz jedynie przenikliwy niepokój, wobec piętrzących się zewsząd niebezpieczeństw. W mediach się mówi o prawie do aborcji, jak by to było wyrwanie z ziemi małego drzewa którego pąki nie wychyliły się jeszcze ku światłu, choć ciągle drży życiem w łonie gleby. Bezbronne dziecko o kształcie rozwiniętego kłosa zboża, nie potrafi się obronić przed histerycznym krzykiem kobiet broniących prawa do swojego brzucha. Łono przestaje być miejsce schronienia, a eksterminacji. Takich problemów można mnożyć bez liku. Alla rhysai hemas apo tou ponerau. Sumienie zaryglowane na cztery spusty. Spętany koniecznościami człowiek nie potrafi wyhamować i spostrzec się, że droga którą wybrał prowadzi na rubieże piekła. Tak wiele spraw przyjmuje się bezrefleksyjnie, nie obarczając ich ważkimi pytaniami. Boimy się stawiać pytania, ponieważ mogłyby uruchomić lawinę uwierających prawd, wobec których człowiek zbiorowej akceptowalności, zderzyłby się z bolesną prawdą o sobie i własnych preferencjach które kiełkują pod presją ślepego i ogłupiałego ogółu. „Szczęśliwy ten, kto może śmiało patrzeć na prawdę swojego życia i cieszyć się nią; szczęśliwy kto może ją wyczytać z twarzy przyjaciół” – to intrygująca myśl, którą pamiętam z Mandarynów Simone de Beauvoir. Jakże bolesne wydaje się przeświadczenie o prawdzie na którą przymyka się oczy, którą zasklepiony w sobie świat wypędza na peryferia. „Prawda nigdy nie jest tak wielka jak w poniżeniu tego, kto ją głosi”(Ch. Bobin). Czasami czuję się jak osamotniony na pustyni wędrowiec który chciałby zgłębić mądrość proroka i zaspokoić pragnienie wodą ze studni. Wyciągam dłoń ku Bogu i pragnę, aby ją zatrzymał w swojej. Dochodzi do mnie, iż „nikt na tym świecie – jak pisała Simone Weil – nie jest prawdziwym centrum, ponieważ prawdziwe centrum znajduje się poza tym światem, i nikt nie ma prawa mówić ja.” Przykładam ucho do kamieni, aby nie słyszeć kakofonii próżnych i wszędobylskich ja. Czytam świat przenikliwie, ale nie jestem wstanie się z nim oswoić w jego karykaturalnych przepotwarzeniach i kryjącego się pod tak często serwowanym słowem „tolerancja” tak wiele płynącego szlamu. Nawet najbardziej świetlisty werniks, nie jest wstanie przykryć powierzchni na której zło i imaginacja wypisuje swój arcygenialny pejzaż. „Korzyść z grzechu bywa natychmiastowa, a plon, chociaż zatruty, bywa obfity”- szkicuje w bezmiarze słów rzuconych na wiatr Turczyński. Kocham otaczającą mnie rzeczywistość, choć tak wiele spraw i ludzkich postaw druzgocze posadami mojej duszy i umysłu. Wołam w błagalnym tonie ślepca spod Jerycha: „Jezu, Synu Dawida, zmiłuj się nade mną !”(Łk 18,13). Dopowiadając po kolejnym zassanym hauście powietrza: „i za świat który mnie przygniata ogromem niepokojących poruszeń !” Otuchy dodały mi słowa przeczytane wczoraj u Antoniego Blooma: „Są pewne rzeczy w nas, które należą już, chociaż w zalążku, do królestwa Bożego. Inne są wciąż chaosem, pustkowiem, dziką krainą… Musimy wierzyć, że chaos jest brzemienny pięknem i harmonią. Musimy spojrzeć na siebie oczyma artysty – trzeźwo, a zarazem z natchnioną wizją – jak na surowy materiał, który Bóg wziął w swoje ręce, aby zeń uczynić dzieło sztuki, integralna część harmonii i piękna, prawdy i życia w swoim królestwie.”

sobota, 9 marca 2024

 

A Jezus, ucząc w świątyni, zawołał tymi słowami: «I Mnie znacie, i wiecie, skąd jestem. Ja jednak nie przyszedłem sam od siebie; lecz prawdziwy jest Ten, który Mnie posłał, którego wy nie znacie. Ja Go znam, bo od Niego jestem i On Mnie posłał».   (J 7, 28-29).

Przeszliśmy już więcej niż połowę wielkopostnej drogi nawrócenia. Nauczyliśmy się iść drogą która milczy. „Jeżeli człowiek nie założy sobie w sercu, że tylko on sam i Bóg jest na tym świecie, nie znajdzie pokoju”- twierdził abba Alonios. Napoiliśmy miejsce samotni i śmierci modlitwą pragnienia; skropiliśmy pustynię Adamowymi łzami pokuty: „Otwórz drzwi pokuty, daj mi łzy do obmycia nieczystości mego serca, o Chryste.” Szczeliny duszy napełniły się oddechem wieczności ! W drodze pomimo naporów i rezygnacji, karmiliśmy się Dobrą Nowiną i spoglądaliśmy na Jezusa, aby Go naśladować z całą stanowczością powziętych postanowień. Zaintrygowani i podekscytowani intensywnością wiary, kopaliśmy studnie, aby w ich tafli wody dostrzec niczym niezmącone oblicze Boga. Podnieśliśmy nasze głowy i usta zanurzone w prochu (Lm  3, 29); aby przeniknięci nadzieją, dostrzec na horyzoncie naszej niewytłumaczalności, bliskość nadchodzącej Paschy. „Poznaj siebie”- tę maksymę wyryto na świątyni wyroczni delfickiej. Na pustyni odsłoniliśmy przed Bogiem twarze i zobaczyliśmy siebie w prawdzie Jego twórczego Słowa. „Boga widzą ci, którzy Go potrafią widzieć, to znaczy ci, co mają otwarte oczy duszy”(św. Teofil z Antiochii). Ewangelia Krzyża i darmowej miłości druzgocze otchłanie ludzkiego serca; rozrywa więzy niewoli i czyni świetlistym to, co nasyca jeszcze ciemność. Bezpośredniość doświadczenia Boga w akcie darmowej miłości. Kościół jest prostytutką którą obmywa Baranek miłością z Krzyża- rezonuje z całym ekspiacyjnym realizmem przesłanie starożytnych Ojców. W tej pedagogii miłości, bezbożny człowiek otrzymuje szansę bycia świętym ! „Siłą boskiej miłości Chrystus przywraca światu i ludzkości utraconą w grzechu wolność- pisał M. Bierdiajew- przywraca idealny plan stworzenia, usynawia człowieka w Bogu, utwierdza zasadę bogoczłowieczości…” Chrystus posłany przez Ojca, proklamuje piękno nowego świata- piękno ocalonego człowieka- przyoblekającego się w szaty godowe chrztu. „Ludzką świadomość Jezusa wypełnia całkowicie Jego posłannictwo: otrzymał od Ojca polecenie objawienia człowiekowi istoty Boga i jego nastawienia wobec człowieka” (H.U. Balthasar). Światło Ewangelii rozjaśnia przesłanie Starego Testamentu, ukazuje Boga jako Wspólnotę w miłosnym ruchu ku zagubionemu człowiekowi. Ojciec spełnia swoje zamiary przez Syna i przez Ducha, który zapładnia Kościół i wyrywa go z marazmu, skostnienia i niemocy. „Czy może nas spotkać coś piękniejszego, czy może nas spotkać coś większego- pyta św. Augustyn- jak zostać przyjaciółmi Boga ? Ta godność przekracza granice ludzkiej natury. Wszystkie rzeczy służą Stwórcy. Tymczasem Pan wynosi swoje sługi, które zachowują Jego przykazania, do chwały nadprzyrodzonej: nie nazywa ich już sługami, ale przyjaciółmi. Traktuje ich wszystkich jak przyjaciół.”  Przeobrażenie się w Chrystusa, czyni z nas dzieci Ojca, a dokonuje się to przez powiew Ducha wewnątrz naszego zdruzgotanego przez grzech jestestwa.  

poniedziałek, 4 marca 2024

 

Współczesne media pozbawiły młodych ludzi potrzeby bezpośredniego, zbudowanego z tworzywa słowa dialogu. Zewnętrzny świat stał się poniekąd iluzoryczny wobec tej rzeczywistości która rozgrywa się na ekranie telefonu, komputera, czy jakiegokolwiek innego elektronicznego nośnika. Relacje bez konsystencji i smaku. „Główną sceną komunikacji internetowej stały się „sieci społecznościowe”, arcydzieła obłudy komunikacyjnej, gdzie każdy może się publicznie obnażyć i ufa, że tym striptizem mentalnym znalazł sposób nawiązywania więzi z ludźmi i ucieczki przed samotnością” (G. Minois). Przebywanie w świecie stało się ucieczką od prozaicznych wyzwań codzienności; pozorną podróżą w krainę bez jakiegokolwiek przymusu, czy wymagania – naiwnie interpretowanej wolności w której mowa budująca relacje społeczne, została sprowadzona do lapidarnych haseł (sms) za którymi pobrzmiewa przerażająca pustka. Ślepe i głuche ogłupienie cywilizacją Internetu i odpryskami jej rzekomego dobrodziejstwa. „Bo kiedy człowiek przestaje mówić do bliźniego i ginie w sobie, zapada w nim noc i słowa zmieniają się w stado nietoperzy” – pisał R. Przybylski. Wolność zatopiona w obcym świecie techniki, prowadząca ostatecznie do alienacji i paraliżującego umysł lęku. Przypomina mi się, choć pesymistyczna ale nie pozbawiona realizmu, myśl Sartra: „Jesteśmy więźniami w klatce bez krat.” Obserwuję kątem oka uczennicę zerkającą na leżący nieopodal niej telefon. To jedyny punkt odniesienia w chwili w której próbuję przekonać świat o erupcji piękna w konkretnym dziele sztuki. Nie ma jej, została pochłonięta przez magnetyzm przedmiotu mieszczącego w sobie wszystkie punkty odniesienia. Mentalnie egzystuje już w efemerycznej zbiorowości Tik Toka. Myślę o intelektualnej porażce z przedmiotem pożerającym poznawczy entuzjazm młodości. „Nowe elektroniczne media stają się naszym bezpośrednim otoczeniem, mającym dostęp do intymnej rzeczywistości naszych wnętrz i stanowiącymi pomost do świata zewnętrznego. Wykonują pewien rodzaj społecznej mediacji w pojedynczym, ciągłym przedłużeniu naszych osobistych zdolności wyobraźni, koncentracji i działania. Działają jak nasz drugi umysł – umysł, który w krótce zostanie wyposażony w większą autonomię niż moglibyśmy chcieć”(Kerckhove). W moim przekonaniu to utopia, ograbiająca człowieka z jego mocy twórczych i skupienia na sprawach naprawdę fundamentalnych dla zdrowia fizycznego i psychicznego. Cywilizacja zaślepiona nowinkami techniki umrze w powolnej konwulsji, zaciskając kurczowo w dłoni ipfona. Gdzie jest niesamowita kształtność słowa, poetyka duszy, wyzwalająca ukryte światy, przesiewająca piaski, budząca otulone światłem poranki, opisująca żywioły uczuć przelewające się w jednostkach szukających spotkania z drugim człowiekiem. Pogarda wobec słowa stwarzającego obrazy, stała się bolączką naszego klaustrofobicznego, zamkniętego w interfejsie świata. W szkole istnieją kolorowe dni poświęcone ekologii, ale nikt nie ma odwagi zaproponować dnia bez przenośnych komunikatorów – czas dla twórczego bycia ze sobą. Dostrzeżenia drugiego człowieka, którego twarz można będzie odkryć i zatopić się w niej bez nerwowego wibrato w kieszeni spodni, czy przynaglonej do nieustannego zaciskania dłoni. Orygenes, starożytny mistrz przenikliwej obserwacji przekonuje nas: „Świat musi być zawsze zmienny i różnorodny, tego zaś żadną miarą nie można dokonać poza sferą materii cielesnej.” Trzeba palec odczepić od klawiatury i pozwolić mu dyrygować – niczym batutą, dając upust muzyce śpiewającego zewsząd świata. Wolność to najmocniejsze przesłanie Wielkiego Postu !

niedziela, 3 marca 2024

 

Jam jest chleb życia. Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. To jest chleb, który z nieba zstępuje: kto go spożywa, nie umrze. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata» (J 6, 49-51).

W sercu pustyni można autentycznie zatęsknić za chlebem podtrzymującym substancję naszego ciała. „Otwórz szeroko usta, abym je napełnił”(Ps 81,11). Można zatęsknić za spichlerzem, którego ziarna wyprażone w słońcu i następnie zmielone w żarnach dają czystą mąkę z której wyrośnie ciasto na chleb. Zapach wypieku wyrzeźbionego w temperaturze Ognia. Ewangeliczny bochen jest wyzwaniem rzuconym rozumowi, strawą przekraczającą przenikliwość zmysłów. „Kto żywi wszechświat- pyta św. Augustyn- jeżeli nie Ten, który z kilku ziaren wyprowadza żniwo.” My dzieci nowoczesności, jesteśmy aż nazbyt racjonalni, aby łaknie zaprowadziło nas do Wieczernika, aby wiara rozświetliła pośród zalegających mroków twarz Chrystusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego. Wierzymy w siłę pieniądza, sprytu, władzy, seksu, w protekcję możniejszych od nas, ale w okruchy chleba w których zawiera się synteza wieczności i miłości ? „Cud tworzy w nas wołanie o powietrze. Wieczność zostaje tam pochłonięta z prędkością światła w przestrzeni nagle opróżnionej ze wszystkiego.” Kiedy Bóg łamie w dłoniach chleb, to spękane od pragnienia ludzkie usta szeptają: „Panie, dawaj nam zawsze tego chleba.” Kościół potrzebuje nasycenia Życiem. Świat go potrzebuje jak nigdy dotąd, stąd erupcja Życia - Eucharystia. „Liturgia jest kultycznym misterium Chrystusa i Kościoła”(O. Casel). Baranek wywyższony, połamany, ale niepodzielony, daje życie tym, którzy przychodzą Go spożywać. „Chodźcie do nas- tutaj są prawdziwe Misteria !” – przekonywali pogan Ojcowie Kościoła. Orygenes napisał: „Pascha trwa do dziś”, a wtórując mu św. Jan Chryzostom głosi „Chrystus nie dał nam bowiem nic zmysłowego, lecz duchowe w rzeczach dostrzegalnych zmysłami.” Tutaj pustynia staje się miejscem obdarowania- Ucztą prostaczków i Oazą Miłosierdzia. Przemianą w Tego, którego się z wiarą spożywa. „Pożywamy Cię, Panie, i pijemy nie po to, aby Cię spożyć, lecz aby żyć dzięki Tobie”(św. Efrem). W tym posiłku Królestwa dokonuje się przebóstwienie każdego włókna naszego bytu. „Od tej pory mój grzech, moja śmierć, moja pustka rozpaczliwie tęskniąca za miłością, to nieprzeniknione serce, ów obraz, który powinien promieniować blaskiem Jego oblicza… Ten głód Boga żywego, szukającego człowieka w pierwszym raju, zaspokaja Komunia”(J. Corbon). To nakarmienie otwiera na wieczność. Ciało staje się świątynią przenikniętą w każdej szczelinie światłem i miłością. Oblubienicą w radosnym uścisku z Umiłowanym swej duszy ! Kończę to rozważanie przepiękną modlitwą Cyryllonasa: „Twoja ręka trzyma świat. I kosmos spoczywa w Twojej miłości. Twoje ciało życia trwa w sercu Twego Kościoła.”

wtorek, 27 lutego 2024

 

W krajobrazy naszych małych ojczyźnianych krain, wpisuje się geometryczny motyw krzyża. Pomimo programowo i ideologicznie uskutecznianego obrzydzania chrześcijaństwa, znak odkupionego człowieka – nieprzerwanie i milcząco przemawia do sumień, prowokując umysł do głębokiego namysłu nad rozerwanymi włóknami świata. Być może minęła era w której wznoszono imponujące stylistycznie katedry, ale najważniejsze ich zwieńczenie, niczym zwornik spina ludzkie pokolenia zanurzone w strumieniu czasu. „Zapominający Boga, lecz stale, zazdrośnie, żądny ubóstwienia, człowiek chciałby zawładnąć ziemią. Przejrzystość rzeczy zmienia w zwierciadło Narcyza” (O. Clement). Nasza epoka zakochana w świeckości i kulcie „złotego cielca,” napotyka niemy znak sprzeciwu który przekierowuje strumień myśli ku sprawom ważkim – szybującym ponad przeciętnością i banalnością egzystencji; ku transcendencji której głód jest ciągle nienasycony. Krzyż „kosmiczny znak wyciśnięty na niebie i na ziemi”(św. Grzegorz z Nyssy), odciśnięty niezmywalnie i nieusuwalnie na duszy chrześcijanina, wpisany w genotyp świata wychylonego ociężale ku wieczności. Historia świata naznaczona jest dialektyką Krzyża na którym nagie Ciało Baranka promieniuje mocą zwycięstwa nad śmiercią. „Przyjrzyjcie się całemu światu, czy mógłby zaistnieć bez krzyża !” – woła męczennik starożytnego Kościoła św. Justyn. Krzyże noszące Ukrzyżowanego, trony na których Wojownik ugodzony w boju odpoczywa po męce, wypowiadając testament swojej miłości. Materialnie sękaty, wygładzony, doszlifowany do perfekcji, dźwigający na sobie śpiącego, nagiego, upokorzonego, zmasakrowanego, czy przebóstwionego i zmartwychwstałego Bogaczłowieka. To wyobrażenie się zmienia, podłóg tradycji która będzie eksponowała odmienny akcent, czy emocjonalny ładunek, wyrastający z autentycznie i zupełnie indywidualnie lub wspólnotowo przeżywanej mistyki chwili. Wierzący w tym czasie duchowej wiosny, powracają do pytania które szamotało umysłami poprzednich pokoleń: Czy Bóg mógłby zbawić świat inaczej i nie poprzez krzyż ? Z pomocą przychodzi mądrość i błyskotliwość świętego Augustyna: „Mógł, ale gdyby tego dokonał, i tak nie zadowoliłoby to ludzkiej ignorancji.” Bułgakow twierdził, że religia bez świadectwa staje się martwa i w konfrontacji z piętrzącymi się wyzwaniami kapituluje. Jakże ważną w tym punkcie wydaje się intuicja rosyjskiego myśliciela jakim był Buchariew, który widział w Chrystusie „Baranka Bożego, który w pełni poniósł na sobie winę wszystkich błędów naszych myśli…” Jednym słowem, odkupił tragizm naszego błędnego przekonania i pychy umysłu. Samouniżenie Boskiego Piękna i Miłości – rozpostartego na ramionach drzewa jest źródłem zbawczej wolności. W kontekście tych przemyśleń rozumiem to, co próbowała wyrazić Simone Weil: „Jesteśmy ukrzyżowaniem Boga.”