sobota, 27 kwietnia 2024

 

Jutro prawosławie wejdzie o oczekiwany czas Wielkiego Tygodnia. Pełna ekspresji i światła liturgia w swojej ikonografii i hymnografii będzie rozważać najważniejsze wydarzenia z życia Chrystusa – misterium Krzyża i Zmartwychwstania. Tą podniosą atmosferę oddaje wspomnienie Lwowa: „W czasie Wielkiego Postu pościeli wszyscy, w Wielkim Tygodniu wszyscy uczestniczyli w nabożeństwach, spowiadali się u kapłana w parafii lub w monasterze, a taką trwogą napawało wejście do malutkiej celi starego ojca duchownego w czarnym habicie ! Czekaliśmy w cerkwi na pełne blasku zmartwychwstanie Chrystusa i żywo odczuwaliśmy tajemniczą radość nocy wiosennej, kiedy słychać pierwsze i donośne uderzenie dzwonu…” Niedziela Palmowa inicjuje ten błogosławiony czas: „Dzisiaj zebrała nas łaska Ducha Świętego. I wszyscy wziąwszy Krzyż Twój, wołamy: Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie ! Hosanna na wysokości !” Szum gałązek palmowych, oliwnych, i pierwocin natury, jest odzwierciedla radość dzieci witających wjeżdżającego do Jerozolimy Króla. Ten entuzjazm stopniowo cichnie, dając miejsce dramatowi odtrącenia i smutku. Już podczas radości całonocnego czuwania pada cień Golgoty przenikając serca druzgoczącym opisem Ewangelii, gdzie tłum pod wpływem wzburzenia i rządzy krwi, skanduje: „Precz, precz z Nim, ukrzyżuj Go, ukrzyżuj Go !”(J 19,15). W Cerkwi milkną radosne pieśni i nastaje noc zdrady Judasza, sprzedającego Mistrza za trzydzieści srebrników. Odarty z chwały Chrystus, wydany zostaje w ręce ludzi i ich demonicznej wolności. W czasie każdej Jutrzni czytane są perykopy z Ewangelii o ostatnich dniach Chrystusa na ziemi, a rankiem w czasie godzin kanonicznych, proklamowane są cztery Ewangelie, a Ewangelia Jana snuje przed wiernymi opowieść, aż do pożegnalnej wieczerzy Pana z uczniami w Wieczerniku. Każdego dnia celebrowana jest liturgia Uprzednio Poświęconych Darów, połączona z czytaniem tekstów Ewangelii. Słowo rozbrzmiewa z tak wielką siłą, aby w odpowiednim momencie mogło otworzyć umysły i serca na eksplozję Życia w sercu śmierci i otchłani. W Wielki Czwartek na Jutrzni rozbrzmiewa troparion: „Wspaniali uczniowie zostali oświeceni na wieczerzy podczas mycia nóg. Ale niegodny Judasz pogrążył się w ciemnościach chciwości, i wydał Ciebie, sprawiedliwego Sędziego, postępującym bezprawnie sędziom.” Teksty liturgiczne z właściwą dla siebie plastycznością obrazu, opowiadają o Ostatniej Wieczerzy – ustanowieniu Eucharystii: „Przybądźcie wierzący. Wznieśmy nasze umysły ku górze. Cieszmy się gościnnością Pana i stołem nieśmiertelnego życia w wieczerniku. Słuchajmy wzniosłego nauczania Słowa, które wywyższamy.” Tego dnia, podczas czytań dwunastu Ewangelii o Męce Pańskiej, istnieje pobożny zwyczaj trzymania w ręku zapalonej świecy, którą następnie wierni niosą do domów, na pamiątkę tekstu, który mówi: „światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła” (J1,5). Na środku świątyni czczona jest ikona Świętego Krzyża, umieszczona na podwyższeniu. Podczas Jutrzni w Wielką Sobotę całun zwany płaszczenicą, przedstawiający martwego Chrystusa jest obnoszony trzykrotnie dookoła cerkwi dla przypomnienia obrzędów żałobnych. Wspólnota wiary zdumiona obecnością leżącego bez oddechu Dawcy życia, woła z głębin jestestwa: „Życie, jakże umierasz ? Jakże w grobie mieszkasz ? Czy zniszczyłeś królestwo śmierci i z otchłani przywrócisz do życia zmarłych ?” Milczenie spowija ten dzień, a Chrystus złożony niczym ziarno w łono ziemi – zstępuje w Otchłań zapomnienia „I samo piekło staje się Kościołem”(H. Balthasar). Święto Zmartwychwstania, uroczystość nad uroczystościami, duchowa wiosna i przebudzenie. O północy biją dzwony, otwierają się królewskie wrota ikonostasu a podczas śpiewu: „Zmartwychwstanie Twoje, Chryste, Zbawicielu, aniołowie świętują w niebie” kapłani wychodzą z zapalonymi świecami w ręku, stając się zwiastunami Życia niszczącego ciemność. Procesja skąpana światłem, obchodząc cerkiew, staje przed drzwiami – niczym opieczętowanym grobem i śpiewa z całej mocy: „Chrystus zmartwychwstał.” W czasie nocnej liturgii dowiadujemy się z przewidzianej homilii świętego Jana Chryzostoma, że Pan jest gościnny i ostatniego grzesznika przyjmuje jako pierwszego i daje mu udział w radości odkupionych dzieci Królestwa Niebieskiego. Paschalna radość Zmartwychwstanie Chrystusa ogarnia wszystkich, burzy narastające mury wrogości, obmywa z grzechów, a zmarłych wprowadza do Raju. „Dzień Zmartwychwstania ! Rozjaśnijmy twarze, ludy ! Pascha Pańska, Pascha ! Ze śmierci do życia. I z ziemi do nieba Chrystus Bóg nas wiedzie… Oczyśćmy zmysły, a ujrzymy Chrystusa Jaśniejącego w niedostępnym świetle swego Zmartwychwstania. I usłyszy wyraźnie, jak mówi: „Witajcie” – Nam hymn zwycięstwa nucącym.” Z nastaniem poranka wszyscy obejmują się w uścisku, składając sobie z serca płynące życzenia. Od tego momentu chrześcijanie stają się świadkami Życia – żyjącymi oddychającymi wiecznością !

środa, 24 kwietnia 2024

 

Kilka dni włóczęgi z moimi uczniami po królewskim mieście Krakowie. Wydeptane uliczki, nieoczywiste zaułki, miejsca niecodzienne w swoim historycznym kostiumie i towarzyszącej jej aurze, podniesionej niczym mgła, ponad koleinami czasu i nawarstwieniami nowoczesności schlebiającej turystycznej klienteli. Uwrażliwiam uparcie młodzież, aby miała oczy szeroko otwarte na pulsujące życie miasta – zaklęte w jego detalach i niepowtarzalnych nigdzie indziej osobliwych niuansach sztuki. Od architektury po drobne bibeloty, usadowione szczelnie w witrynach przedwojennych lub jeszcze starszych kamienic Kazimierza, aż po odleglejsze w czasie zakamarki średniowiecza zatrzymane w romańskich i gotyckich świątyniach i trajektoriach ulic. Nie sposób pisać o kulturze tego miasta, ponieważ pojemność słów, wydaje się niewystarczająca i może się okazać jedynie powierzchownie naszkicowaną opowieścią- jedną z tych, które zalegają w rozchwytywanych przez turystów przewodnikach. Każde kompendium wiedzy zdaje się być niewystarczającym i zgoła powierzchownym. „Kto chce poznać duszę Polski – niech jej szuka w Krakowie, zaklętą w kamienie i obrazy, w melancholię grobów i w dumy garści wybrańców ducha”- pisał W. Feldman. Potrzebujemy takich miejsc które leczą nas z widm i otwierają na nieprzedawnione piękno. Akropol Wawelski ze stanisławowską katedrą i erupcją renesansu w arkadowym dziedzińcu pałacu. Królewska nekropolia i pamięć pokoleń przemierzających krypty, uświadamiając że początek jest o wiele odleglejszy, niż płoche wczoraj. Milcząca przesłanka czasu, rzeźbiącego zbiorową pamięć narodu. Spoglądam na profetyczny obraz Wyspiańskiego Planty o świecie, dostrzegając u końca drogi to samo wątłe światło latarni które nie zgasło i prowadzi coraz to nowych śmiałków ku wolności bez której nie sposób żyć. Kraków wczorajszy i dzisiejszy którego tkankę stanowią ludzie o podobnej jak niegdyś wrażliwości. Rozproszeni po urokliwych restauracyjkach i kawiarenkach; może bardziej pośpieszni ale równie przejęci przestrzenią wołająca o namysł
i moment uwagi. Artyści i myśliciele, duchowni i ludzi różnorakich profesji tworzących świat tak silnie magnetyzujący tych, którzy napływają z zewnątrz i próbują się tu zadomowić. Miasto wielu kultur i języków brzmiących eterycznie w powietrzu którego hausty są odświeżeniem po męczących wędrówkach i gwarnych straganach. Muzea i galerię, ryneczki i wyśmienite smaki wiktuałów których zapach kusi, przyciąga i schlebia podniebieniu. Tak wiele zaskoczeń i impresji. Idę ulicą i dobiega mnie śpiew kobiety wykonującej arie przed jezuickim kościołem świętych Piotra i Pawła. Gromada ludzi przystających na chwilę i oklaski przerywane ciszą. Przechodzę na ulicę Szpitalną, wejście do niepozornej kamienicy i cerkiew na piętrze w którym rozbłyskują mym oczom ikony Nowosielskiego. Wszystko zdaje się wychyleniem ku czemuś nieprawdopodobnemu i niepowtarzalnemu. Zostaję tu jeszcze na chwilę, przykładając ucho i przecierając oczy.

niedziela, 21 kwietnia 2024

 

Rzekła do Niego kobieta: „Panie, daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać” (J 4,5-42). Wielokrotnie próbowałem wyobrazić sobie scenę spotkania Chrystusa z Samarytanką. Przesuwa mi się w pamięci wiele obrazów malarskich, których wspólnym wyróżnikiem jest atmosfera niepowtarzalnej intymności i spontaniczności. W Ewangelii większość obrazów wypełniają szczelnie kłębiący się ludzie, którzy z ciekawości lub z chęci zobaczenia cudu cisną się wokół osoby Jezusa. Spotkanie przy studni wskazuje na bardzo indywidualne podejście Boga do człowieka. Samarytanka nic o przypadkowo napotkanym mężczyźnie nie wie, nawet jest zaskoczona i skrepowana Jego obecnością. Nie może się już wycofać i wrócić z niczym do domu. Pokazanie się w innej porze dnia byłoby dla niej niebezpieczne; już nie tylko poszybowałyby przykre słowa z ust innych kobiet, a może nawet kamienie poleciałby w jej kierunku. Chrystus doskonale zna jej historię. Wie czym się zajmuje, jaki jest jej status społeczny, a co najbardziej zaskakujące zna myśli ludzi na jej temat. Jest osaczona i musi skonfrontować się z prawdą. Nie można czerpać wodę ze „studni życia” przy jednoczesnym zakłamywaniu własnego życia. Jest grzeszna i potrzebuje „źródła wody żywej”. Nagle uświadamia sobie że jest w niej ktoś, kto zna ją od wewnątrz. „Skrucha wypływa z poznania prawdy” (T.S. Eliot). To spotkanie uświadamia nam niezwykle uniwersalne przesłanie. „Grzech pokrywa obraz Boga w człowieku nieczystością i zasłania go. Obraz Boga zostaje przykryty innym obrazem, który jest obrazem zwierzęcym, diabelskim. Pokuta oczyszcza i odnawia obraz. Cnota nadaje mu blask i piękno” (T. Spidlik). Chrystus wprowadza nieznajomą i bezimienną niewiastę w nawrócenie; bez tego dyskusja o obecności Boga w tym, czy innym miejscu jest tylko stratą czasu. Tą świątynią jest serce człowieka- miejsce spotkania, nawiedzenia, nasycenia życiem. Już Platon pisał: „Kto dąży do piękna, ten naśladuje tego, kto jest najpiękniejszy. Kto miłuje dobro, ten szuka tego, kto jest dobrem…” Piękno, Dobro, Miłosierdzie stoi przed nią- w bliskości o której mogli sobie pomarzyć Prorocy włóczący się za Bogiem, czy wdrapujący się na wysokie góry, aby choć przez chwilę poczuć obecność Niepoznawalnego. Ile jest dzisiaj takich ludzi, którzy mówią że nie są spragnieni. Czy ich pragnienie Źródła wyschło ? Przy studni czeka Pan także na współczesne samarytanki. One doskonale wiedzą, że źródło istnieje, i szukają je, ale zapomniały, że bije ono z Tego, który nieustannie prosi, aby dać Mu pić. Źródło nie jest czymś urojonym, to człowiek jest zagubiony i zdezorientowany, ciągle przychodząc nie w porę. On ciągle czeka przy studni- Bóg tęskniący za człowiekiem. Dzisiaj Jego studnia jest Kościół- „miejsce pokrzepienia”- locus refrigerii- przedsmak Raju nawodniony miłością Zbawiciela. Kiedy nas swojej drodze życia spotka się Chrystusa, to pozostawia się swój dzban na brzegu studni i biegnie się ile tylko sił w nogach i piersiach, aby wykrzyczeć innym: „Czyż On nie jest Mesjaszem ?” Cerkiew tradycji bizantyjskiej stawia przed nasze oczy jeszcze jedną grzesznicę, której Bóg daje łaskę nawrócenia i świętości. Jest nią prostytutka i opętana przez demony Maria Egipcjanka. Będąc w Jerozolimie, kierowana ciekawością, poszła za wszystkimi do świątyni Zmartwychwstania Pańskiego. Gdy próbowała przekroczyć próg, jakaś niewidzialna siła nie pozwalała jej tego uczynić. Zrozumiała wówczas, iż nie jest godna by wejść do środka. Zapłakała widząc głębię swego upadku. Zrozpaczona podniosła oczy i nad wejściem zobaczyła Maryję. Zawołała do Niej: „Skoro Twój Syn mnie odpycha, Ty mnie przyjmij! Pozwól mi ujrzeć drzewo, na którym dokonało się także moje zabawienie!” Wyrażąjąc skruchę za grzechy młodości, Maria udała się na pustynię, gdzie w samotności, poście, modlitwie i łzach spędziła czterdzieści osiem lat. Pustynia i źródło Wody Życia, zrodziło ją jako amma, czyli duchową matką zagubionych i spragnionych Boga. Mnich Zosima znalazł jej martwe i wyrzeźbione ascezą ciało, które strzegły lwy. Spoczywała z rękami złożonymi na piersiach i z twarzą zwróconą ku wschodowi, a u wezgłowia, na piasku, znajdował się napis: „Pochowaj tu, ojcze Zosimo, ciało pokornej Marii, oddaj proch prochowi. Módl Boga za mnie, zmarłą w miesiącu kwietniu, w pierwszy jego dzień, po przyjęciu Świętych Sakramentów”.

wtorek, 16 kwietnia 2024

 

O prawosławiu tak wiele mówi liturgia i ikona, te dwie jakże estetyczne i mistyczne rzeczywistości dostarczają niezapomnianych przeżyć i stanowią kwintesencję chrześcijaństwa ludycznego, przenikniętego pięknem i drganiem wieczności. „Gdy wychodzi z cerkwi, gdzie we wspólnocie stołu miłości, we wszystkich swych bliźnich widzi braci”- czytam u Gogola w medytacjach nad Boską Liturgią. Prawosławni modląc się zawsze mają skierowany wzrok na ikony- malarstwo modlitwy i świetliste okna, przez które próbują podglądać świat zanurzony w Bogu. To kształtuje zbiorową duszę narodu poderwaną muśnięciem Ducha i wykarmioną przez wieki tęsknotą za wyłaniającym się ikonopu Obliczem Miłości dotykalnej i zbawiającej. „Drewniana deska staje się żywym organem, miejscem spotkania miedzy Stwórcą a ludźmi”- pisał Kiriejewski. Oczy mimowolnie chłoną świętość zstępującą na podobieństwo światła migotliwej lampady lub wotywnej świecy. Dla wiernych ikona, to coś więcej niż tylko pobożne malarstwo, czy jakieś dewocyjne uzupełnienie religijnej tradycji domowej przestrzeni. Ikona to obecność i postrzegalne zmysłami przedstawienie Chrystusa, Bogurodzicy i świętych których bliskość przybiera szczególny wymiar współbytowania i współegzystowania na granicy dwóch światów. W ikonie dokonuje się wyznanie wiary pomiędzy Patrzącym na mnie i mną odpowiadającym na blask zapraszającego do modlitewnej wymiany spojrzeń. „Ogromne, nieruchome oczy widzą świat nadprzyrodzony. Najistotniejsze w twarzy jest spojrzenie rozświetlone od wewnątrz przez Boży płomień, a spoczywający na nas wzrok jest wzrokiem ducha”(P. Evdokimov). Dialog wyłania się z milczącego trwania naprzeciw. Jakże po dziś dzień wydają się urokliwe chłopskie chaty, stanowiące część topografii krain od Grecji po Ruś, gdzie w sercu domowego zacisza znajdują się święte ikony- otulone haftowanymi ręcznikami; przeniknięte wonią kadzidła i wytarte od ust składających na nich pocałunki. Spoglądam na obraz Maksimowa pt. Czerwony zakątek w chacie, gdzie artysta przenosi nas do drewnianej izby, której diagonalną oś perspektywy wyznacza święty kąt. Jakby artysta chciał zaprosić widza do wejścia w przedwieczorny czas modlitwy. „W ciemnych zakątkach izb stoją stare ikony jakby kamienie milowe Pana Boga, a blask małego światełka wychodzi poza ich ramy jak dziecko błąkające się w gwieździstej nocy. Ikony te są jedynym punktem stałym, niezawodnym znakiem na drodze, i żaden dom nie może się bez nich obejść” – pisał w swoich wspomnieniach z Rosji Rilke. Wszystko przenika atmosfera modlitwy i błogosławionego bezruchu w którym jedynie ikony zaczynają żyć swoim życiem. Trzy tygodnie temu otrzymałem ikonę Zmartwychwstania Chrystusa, wydobytą z pod gruzów zbombardowanego domu na Ukrainie. Milczący świadek okrucieństwa i śmierci. Zachowała się cała, stanowiąc opowieść o historii ciągle oczekującej na blask przemienia ludzkich dusz.

niedziela, 14 kwietnia 2024

 

Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce (J 10,11). W Ewangelii wszystko dojrzewa do przyjęcia i przeżywania miłosierdzia. Wbrew pragmatycznej logice naszego świata, Bóg zwraca uwagę na detale-  zagubienie owieczki za na pustyni i egzystującej na peryferiach owczarni. Duchowa wiosna i pękanie pączków duszy, to krajobraz poszukiwania i odnalezienia. Dotykam wyobraźnią kamienistego urwiska trapionego gorączką. „Człowiek chce uciec przed dręczącym problemem zła w sferę neutralną i tym zamaskować swoją zdradę Boga”(M. Bierdiajew). Otwieram oczy i widzę w ciemnej szczelinie, przerażoną owcę i pasterza uspokajająco kładącego dłoń na jej nerwowo rozkojarzoną głowę. Przerażenie, a po chwili zstępująca nań łaską i czułość, przenikają się, tworząc jakże wymowny obraz losu zamkniętego w sercu miłującego Boga. Ciepło Jego dotyku uspokaja i zdejmuje szatę lęku. „Nie mów, że jesteś słaby, powiedz że jesteś grzesznikiem !”- przekonywał św. Jan Chryzostom. Każdy jest dla Niego ważny, nawet wtedy kiedy roztrwonił nadzieje i naraził się na niebezpieczeństwo utraty życia. „Jakże tajemniczym chrztem są te łzy, które z trudem powstrzymujemy, kiedy twarz miłości pojawia się w naszym spojrzeniu, odsłaniając nam świat, o którym myśleliśmy, że być może został zniesiony, i do którego teraz czujemy, że należymy wszystkimi włóknami naszej istoty. Świat ducha i jakości, ciszy i jasności”(M. Zundel). Nawrócenie i radość Boga, porzucenie rozpaczy i droga powrotu, stanowią sens i najważniejsze przesłanie tej przypowieści. „Bracia nie bójcie się grzechu ludzkiego, miłujcie człowieka i w grzechu jego, albowiem jest to podobieństwo Bożej miłości i szczyt miłości na ziemi”- powie Dostojewski ustami starca Zosimy. Człowiek istota wolna i paradoksalnie dramatyczna, uwikłana w pokusie ucieczki i grzechu, zawsze jednak może odnaleźć ścieżkę do domu. „Pokuta człowieka jest ukoronowaniem nadziei Boga- pisał Ch. Péguy – Oczekiwanie na tę pokutę stało się źródłem nadziei w Bożym sercu, sprawiło, że narodziło się nowe uczucie, uczucie nie znane dotąd sercu samego Boga, Boga odwiecznie młodego. Ta pokuta była dla Niego, w Nim, ukoronowaniem nadziei. Ponieważ wszystkich innych Bóg kocha miłością. Tę jedną owieczkę Jezus umiłował także nadzieją.” To również parabola naszego życia i przewrotności; przesuwania granic wolności i testowania cierpliwości Tego, który domaga się od nas rozważnej i odpowiedzialnej wiary.  

czwartek, 11 kwietnia 2024

 

Człowiek szczyci się znajomością tak ogromnej ilości przeczytanych książek, naukowych rozpraw,  zdigitalizowanych dzieł kultury, zapisanych na setkach stron cytatów -  fragmentów myśli wykradzionych genialnym umysłom, których dociekliwość wyznaczała intelektualne granice przekraczanych ukradkiem historycznych epok i przestrzeni intelektu; gdzie wobec ich rozpiętości i ciężaru, przeciętni kapitulowali w ułamku sekundy. „Ziemia jest pokryta nową rasą ludzi, którzy są zarówno wykształceni, jak i analfabetami, opanowali komputery i nie rozumieją już nic o duszach, a nawet zapominają, co kiedyś oznaczało takie słowo.” Inteligencja opakowana wiedzą, może być samotna w zgiełku napęczniałych spraw i konfrontacji z prawdami wobec których intelekt staje się bezradny i wygnany na rubieże. Ale to nie zaludnienie umysłu ideami i mądrością opasłych woluminów, czyni wytwornie pięknym, lecz spotkania z ludźmi pozostawiającymi jakiś niemożliwy do sprecyzowania niedosyt i niezmywalny ślad na duszy. „Nie wolno rezygnować z niczego, co przypadkowe” – zwykł mawiać malarz przyprószonych mgłą i światłem pejzaży Turner. Najbardziej rzeźbią moje odczucie świata ludzie przypadkowi i prostolinijni, napotkani na skraju dróg, zwolnieni z przymusu nakładania masek i podtrzymywania sztucznych konwenansów, które wydają się dzisiaj w cennie kapryśnych konsumentów błazenady oraz cukierkowatego pochlebstwa. Ewangeliczni prostaczkowie i żebracy miłości – utalentowani w nasłuchiwaniu szeptów aniołów. Wolni od krzyku i buntu, transparentni w każdym centymetrze swojej cielesności przeistoczonej światłem porannego przebudzenia w słońcu. Ludzie wyłaniający się z ciszy i niewidoczności, wydają się najbardziej uprzywilejowanymi obywatelami ziemi i wdzięcznymi przyjaciółmi Boga. Towarzyszy im świetlista aura wędrowców przemierzających ukwiecone peryferia Raju. Ich odczucia nie poddają się prawu materii i nie są płytkim towarem na sprzedaż. Obywatele nieba, budzący z marazmu i nicości zagubionych na bezdrożach egzystencji. Bezimienni z uśmiechem na ustach i żarem ognia w oczach, nie pozwalających minąć ich niezauważenie. Piękne istoty o wyrazistych twarzach, stojące twardo i nieporuszenie naprzeciw wulgarności życia. „Życie duszy – pisała H. Arendt – z całą swoją intensywnością znacznie lepiej wyraża się w spojrzeniu, westchnieniu i geście niż w mowie.” W tumulcie egoistycznego gatunku poruszają się istoty subtelne, delikatne, a zarazem zdolne dźwigać na ramionach ciężary innych – pozostawione na rozwidlonych drogach życia. Z urodzenia grzesznicy, a z łaski Bożej utalentowani powiernicy miłości. Ikony odsyłające ku tajemnicy świata, wyrywające z oparów lenistwa, rezygnacji i brzydoty. Święci puszczający latawce i przypatrujący się roztańczonym na wietrze kwiatom, wbrew napuszonej trywialności spojrzeń i sądów ogłupiałych przeciętnością i biegnących na oślep mas. Arystokraci ducha i niedoścignione wzory o których można śmiało powiedzieć, iż są równie piękni jak Bóg który ich utkał w ósmego dniu stworzenia. Spoglądam na nich zazdrośnie i ukradkiem. Przenika mnie mądre pouczenie pewnego starca „Nie da się latać na cudzych skrzydłach. Musisz wyhodować własne.”

niedziela, 7 kwietnia 2024

 

Powiedział mu Jezus: „Uwierzyłeś dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś. Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”( J 20, 29).

Wiele razy próbowałem sobie wyobrazić przerażonych, zrezygnowanych uczniów zabarykadowanych przed światem. Poczuli się naprawdę osieroceni i samotni. Mistrz był dla nich wszystkim; dopiero teraz sobie to uświadomili w całej pełni. Roztrzaskane serca i rozproszone nadzieje. Ostatnie chwile bycia z Jezusem przemykały przez ich myśli w setkach różnych odsłon i skojarzeń; pewnie właśnie teraz coś do nich zaczęło docierać. Jednak pozostał paraliżujący serce strach. Marzyli o spokoju i pytali siebie jeden przez drugiego: Co z nami będzie dalej ? W to napięcie wchodzi zmartwychwstały Pan. Pokazuje im swoje rany i pozwala się nawet dotknąć. Wyprowadza ich z lęku, tak jak wtedy kiedy sparaliżowani siedzieli w łodzi bojąc się rozszalałego żywiołu wody. Dlatego Ewangelista- umiłowany uczeń Jan, a zanim napełniony entuzjazmem Wielkanocy Kościół wyzna: dotykaliśmy Go własnymi rękoma ! Ciało, które było martwe, złożone w grobie, owinięte całunami- jawi się przed nimi zmartwychwstałe- ożywione tchnieniem Ojca. Często czytamy ten paschalny fragment Ewangelii przez pryzmat „szkiełka i oka”. Wielu teologów w wątpliwościach Tomasza i chęci zobaczenia Chrystusowych ran, wyprowadzało dowód przeciwko sceptykom i rozgadanym krytykom chrześcijańskiej doktryny.  Ale Tomasz nie był niedowiarkiem, był w stu procentach wierzącym tak samo jak pozostali uczniowie którym dane było spotkać Mistrza. On zareagował w taki sposób jak każdy inny człowiek- chcę Go ujrzeć ! Czy to tak wiele ? Te rany są potrzebne Kościołowi, zabezpieczają pobożną teologię przed zapomnieniem o odkupieńczym akcie Chrystusa. Nietzsche przeklinał Krzyż jako „najgorsze ze wszystkich drzew”, ale to drzewo odcisnęło niezatarte ślady na ciele ukrzyżowanego Bogaczłowieka. Do niego był przytwierdzony bezradny i osamotniony Baranek. Z Krzyża nie przeklinał swoich oprawców, lecz błogosławił. Ostatnie słowa były potwierdzeniem miłości i przebaczenia. Rany pozostały ! To, co budzi wstręt, najgorsze skojarzenia i ból- stało się stygmatami miłości i światła. Kościół musi nieustannie wkładać palce w miejsce ran Chrystusa, aby móc zrozumieć ogrom Jego miłości i wielkość Zmartwychwstania. Dzięki tym ranom odniesionym w boju, rozpoznamy Pana kiedy przyjdzie w Paruzji. Na końcu czasów otworzą się rany Zbawiciela-Sędziego i wytryśnie z nich miłość; dla jednych źródło życia wiecznego, dla innych niewyobrażalnego cierpienia. Chrystusowe rany są odpowiedzią na ludzką obojętność i pogardę. Rany są znakiem miłości, nawet wtedy kiedy tego nie rozumiemy i wydaje nam się to tak tragiczne, iż nie możliwe do przyjęcia. W tych znakach, podpierając się słowami starca Siluana z Athosu: „Bóg kocha wszystkich nieskończoną miłością”.