czwartek, 29 stycznia 2015

Mk 4,21-25
Jezus mówił ludowi: „Czy po to wnosi się światło, by je postawić pod korcem lub pod łóżkiem? Czy nie po to, aby je postawić na świeczniku? Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha”. I mówił im: „Uważajcie na to, czego słuchacie. Taką samą miarą, jaką wy mierzycie, odmierzą wam i jeszcze wam dołożą. Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, pozbawią go i tego, co ma”.
Chrześcijaństwo od samego początku dobrze rozumiało symbolikę światła. Światło lampy można rozumieć jako symbol życia i pomyślności. W znaczeniu metaforycznym lampą jest sam Bóg: "Bo Ty, o Panie, jesteś moim światłem, Pan rozjaśnia moje ciemności" (2 Sm 22,29). Człowiek jest podobny do kruchej glinianej lampki, która mimo swojej delikatności może nieść światło Chrystusa i powinna nim promieniować. Hilary z Poitiers nazywa lampę "promieniującym światłem duszy, oświetlonej Sakramentem Chrztu Świętego". Każdy chrześcijanin w momencie chrztu otrzymuje świecę to bardzo wymowny gest Kościoła, aby pamiętał ze ma być światłością jak Chrystus, i jego życie ma być przeniknięte światłem prawdy. Według Ojców Kościoła, ochrzczeni, odziani w białe tuniki, okrywają się świetlistymi szatami Chrystusa- himatia foteina- takimi, jakie On ukazał podczas swego Przemienienia. Mamy uczyć się wpatrywać w jasność Pańską jakby w zwierciadle. To przywilej wybrania i posłania z kerygmatem życia i miłości, świadectwa prawdziwej obecności Boga, rozświetlenia drogi każdego człowieka. "Mamy jednak mocniejszą, prorocką mowę, i dobrze zrobicie, jeżeli będziecie przy niej trwali, jak przy lampie, która świeci w ciemnym miejscu." (2P1,19). Wczesnochrześcijański apokryf wielokrotnie już cytowany pięknie oddaje powołanie chrześcijanina: "Ten, kto jest ze mną, jest ogniem". Nie chodzi tu o paradoksy ani o dialektykę, ale o ogień, który spala. Trzeba wrócić do prostego i uderzającego języka przypowieści, moje życie ma być światłem i zapalać świat ogniem, aby twarz Chrystusa rozbłysła na twarzach uśpionych obojętnością uczniów. Chrześcijańska wspólnota przeniknięta światłem Ewangelii, porwana ogniem kerygmatu, staje się prawdziwa i rozświetla ciemność, narzuca się jako znak, przemawia do każdego brata i siostry językiem przemieniającej siły Pana. Wtedy świat może rozpocząć dialog z autentycznym chrześcijaństwem, które doświadczyło Mistrza na górze Tabor, zobaczyło Jego chwalebne rany pełne światłości i pusty grób. Wtedy przyjdą inni do lampy i zajaśnieją ich oblicza. "Widziałem jak ludzie szarzy, brudni i brzydcy- niczym stare szlachetne kamienie, z których zdejmuje się warstwę kurzu i którym daje się przez chwilę poleżeć w żywym cieple wnętrza dłoni- nagle rozbłyskują strumieniami światła". Rozbłysnąć światłem, to jednocześnie przyjąć całe przesłanie które rodzi się z wiary w wydarzenie Paschy Pana. Emanacja światła z pustego grobu, postać zmartwychwstałego Pana opromieniona światłem, i w końcu my sami, Jego wyznawcy zaproszeni do uczestnictwa w niestworzonym świetle. Niech światło Chrystusa chwalebnie zmartwychwstałego rozproszy ciemności naszych serc i umysłów".
 

środa, 28 stycznia 2015

Mk 4,1-20
Jezus znowu zaczął nauczać nad jeziorem i bardzo wielki tłum ludzi zebrał się przy Nim. Dlatego wszedł do łodzi i usiadł w niej na jeziorze, a cały lud stał na brzegu jeziora. Uczył ich wiele w przypowieściach i mówił im w swojej nauce: „Słuchajcie: Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, jedno padło na drogę; i przyleciały ptaki, i wydziobały je. Inne padło na miejsce skaliste, gdzie nie miało wiele ziemi, i wnet wzeszło, bo gleba nie była głęboka. Lecz po wschodzie słońca przypaliło się i nie mając korzenia, uschło. Inne znów padło między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je, tak że nie wydało owocu. Inne w końcu padły na ziemię żyzną, wzeszły, wyrosły i wydały plon: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stokrotny”. I dodał: „Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha”.
Ewangelista Marek odsłania przez nami rzeczywistość Królestwa Bożego, które zostaje ukazane za pomocą przypowieści o Siewcy i zasianym przez niego ziarnie. Aby dobrze zrozumieć pewne zawoalowane w swojej treści przesłanie, trzeba umiejscowić wydarzenie w pewnym kontekście. Jezus wszedł do łodzi nie tylko po to, aby uniknąć rozpychającego się w Jego stronę tłumu. Myślę, że nie chodzi tylko o uniknięcie ścisku, czy dyskomfortu przepowiadania, ale należy doszukiwać się jakiegoś specjalnego znaczenia w fakcie, że zaraz po wejściu do łodzi Mistrz usiadł. Łódź jest mało stabilna i zachowanie postawy stojącej wydaje się bardzo utrudnione. Ta przyjęta postawa siedząca- jako Nauczyciela, (tak na marginesie) przejdzie chcą czy nie chcąc, do liturgii chrześcijańskiej, katedra na której zasiądzie biskup, będzie stanowić miejsce nauczania i wykładni prawd wiary. Intrygujące w dzisiejszej Ewangelii jest jedno słowo Chrystusa, na które pewnie nie zwracamy zbytnio uwagi, ponieważ skupiamy się na przesłaniu które płynie wraz z spadającymi na poszczególne gleby ziarnami. „Słuchajcie !” – może stanowić wezwanie do tego, aby zgromadzony tłum uciszył się, i stworzył odpowiednią atmosferę do percepcji katechezy. Wydaje się, że chodzi o coś znacznie ważniejszego, jest to zaproszenie do zaangażowanego słuchania. Pierwsze skojarzenie mamy w tym momencie ze słowami Starego Testamentu: „Shema Izrael” – to tyle, co słuchaj ! Jedna z najważniejszych modlitw judaizmu (Pwt 6,4). Bóg ma coś do powiedzenia swojemu ludowi, który i tym razem zostaje wezwany do posłuszeństwa i nastawienia swoich uszu na słowa mocy. „Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha”. Słowo które pada na glebę ludzkiego serca. Słowo życia, które Bóg wypowiedział z wielkiego milczenia, czyniąc wszystko jako wzbudzone mocą woli oraz miłości. Przypowieść odsłania przed nami wielką hojność Boga, ofertę którą przedkłada człowiekowi. Nie sieje tylko na dobrej, urodzajnej glebie. Nie chce wiedzieć, kto jest chwastem, kamieniem, czy żyzną glebą. Ziarna zostały rzucone z nadzieją iż wszystkie wzniosą się ku niebu, wydadzą plon i będą cieszyły dumne oko Siewcy. Bóg jest realistą, przeczuwa że są tacy, którzy stłamszą i zniszczą wielki dar łaski. Wielu ludzi marnotrawi propozycję zbawienia, jest im totalnie obojętny dar Boga. Rolnik jest cierpliwy ale do pewnego momentu, kiedy przechyli się szala cierpliwości, człowiek pozostanie sam ze swoją dumną wolnością. Prośmy o to, abyśmy w każdym momencie naszego życia, potrafili przynosić dobre owoce. Abyśmy również potrafili kierować spojrzenie innych na to, co jest najcenniejsze w życiu- wiarę.

W swoim narodzeniu Chrystus jest podobny do kłosa, który wyrósł z ziemskiego królestwa dziewiczego łona Matki. „O pole- woła św. Proklus- na którym ów rolnik natury sprawił, że wyrósł kłos posianego nasienia !”. W śmierci i zmartwychwstaniu jest Chrystus ziarnem, które pada na ziemię i obumiera, aby przynieść obfity plon. „Jezus Chrystus jest jeden, ale złożony niczym snop zboża, ponieważ zawiera w sobie wszystkich wierzących w Niego połączonych szczególną więzią duchową. „Jest On mąką najczystszą zaprawioną oliwą, jest symbolem dostatku i szczęśliwości”. Święta Eucharystia jest samym Chrystusem pod postaciami chleba i wina. Jest pamiątką wszystkich Jego misteriów.  

wtorek, 27 stycznia 2015

Mk 3,31-35
Nadeszła Matka Jezusa i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. Właśnie tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: „Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie”. Odpowiedział im: „Któż jest moją matką i którzy są braćmi?” I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: „Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką”.
Ten fragment Ewangelii na pierwszy rzut oka zinterpretowany od tak, nie może zrodzić  w nas wewnętrznej irytacji z powodu tego, iż Chrystus pozwala aby jego najbliżsi czekali na zewnątrz. Nie muszą wcale się denerwować ani niecierpliwie spoglądać przez dziurkę od klucza, co się dzieje w środku. Drzwi do pomieszczenia były otwarte, zresztą było tam skłębionych tylu ciekawskich ludzi, chcących posłuchać wyjątkowego Człowieka. Wcale nie chodzi Panu o pomniejszenie osoby swojej ukochanej Matki, czy przybyłych wraz z Nią krewnych. Tu chodzi o katechezę wierności Bożemu Słowu. Bratem jest ten który potrafi przyjąć postawę słuchania, w którego wnętrzu dokonuje się absorpcja wiary. Maryja dobrze zrozumiała intencję swojego Syna. Ona jest niewiastą słuchającą, która w pełni zawierzyła swoje życie Bogu. Misterium Maryi to tajemnica wewnętrznej kobiecości, spojrzenia duszy na sprawy już w perspektywie tego co, się jeszcze wydarzy. „Matka odwagi i zaufania dla tych, którzy inaczej doprowadziliby siebie samych do chaosu i rozpaczy; w łonie Maryi, zapłodnionym przez Ducha, nie przestają się rodzić synowie w Synu”. Oto dlaczego w apsydach bizantyjskich, od Kijowa do Trocello, Maryja jest przedstawiana jako Oranta, z podniesionymi ramionami: figura Kościoła, który nie zatrzymuje magicznie swojego Pana, ale przyzywa Go w epiklezie, tej modlitwie, którą w czasie każdej sprawowanej Eucharystii na wielu ołtarzach świata, prezbiter zbiera wszystkie nasze tęsknoty i potrzeby, kierując je do Ojca, aby zesłał swojego Ducha, uobecniając tym samym Syna, z którym każdy za nas się spotka w komunii miłości. Komunia to jest wejście do środka, zobaczenie z bliska, smakowanie Nieba. Maryja uczy każdego z nas, że warto czasami poczekać na zewnątrz, być cierpliwym i oczekiwać nadziei. Maryja stojąc na dworze, jednocześnie dobrze wiedziała co dzieje się w środku. Jak Jej umiłowany Syn dotyka słowem mocy, serca zasłuchanych ludzi. Taka postawa świadczy o wielkości Maryi. Pięknie Jej niezwykłą rolę w Mistycznym Ciele jakim jest Kościół, oddają słowa o. Pawła Floreńskiego: „Jeżeli Pan jest głową Kościoła, Jego pokorna Matka, szafarka łaski Bożej, jest zaprawdę sercem Kościoła, przez które rozdawane są wiernym dary Ducha, Ona jest naprawdę Tą, która daje życie, źródłem ożywiającym”.

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Łk 10,1-9

Spośród swoich uczniów wyznaczył Pan jeszcze innych, siedemdziesięciu dwóch, i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał. Powiedział też do nich: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki. Nie noście ze sobą trzosa ani torby, ani sandałów; i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie.
Gdy do jakiego domu wejdziecie, najpierw mówcie: «Pokój temu domowi!» Jeśli tam mieszka człowiek godny pokoju, wasz pokój spocznie na nim; jeśli nie, powróci do was.W tym samym domu zostańcie, jedząc i pijąc, co mają: bo zasługuje robotnik na swą zapłatę.
Nie przechodźcie z domu do domu. Jeśli do jakiego miasta wejdziecie i przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą; uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: «Przybliżyło się do was królestwo Boże»”.

"W chrześcijaństwie chodzi o miłość. O miłość Boga, która ucieleśniła się w postać ludzką w osobie Jezusa. Prawdą chrześcijaństwa jest miłość. Prawdą chrześcijaństwa jest Jezus"- pisał ks. Twardowski. Kto prawdziwie odkryje w sobie miłość,  zdolność do kochania jednocześnie w tym doświadczeniu spotka się z Jezusem. W taki sposób Mistrz pozwolił  doświadczyć swojej osoby nowo wybranym uczniom. Przez miłość zrozumieli swoją misję, w jej pryzmacie przewartościowali wszystko. Zaintrygowani i wpatrzeni w osobę Jezusa z Nazaretu, pragną być posłanymi- przynoszącymi pokój światu. Siedemdziesięciu mężczyzn, bez imiennych podjęło ryzyko pójścia w świat, a jedynym ich bogactwem miało być przesłanie Dobrej Nowiny. Znakiem owocności ich pracy będą: spracowane dłonie- zmęczone błogosławieniem ludzi, nabrzmiałe  od wypowiadanych słów usta, wytarte kolana od modlitwy z której będą czerpać siłę w trudnościach i odrzuceniu. Jedyną zapłatą za tak podjęty trud nie będą dla nich zaszczyty, przywileje, pierwsze miejsca, ale nade wszystko miłość Jezusa- wejrzenie pełne wdzięczności. Słudzy nieużyteczni przemieniający w pocie czoła oblicze świata. W każdym z tych uczniów możemy dostrzec siebie, ich powołanie stanowi ciągle aktualne pragnienie aby w świat byli posyłani nowi uczniowie, aby testament Jezusa z nieustanną świeżością rozbrzmiewał w ludzkich sercach. „Jezus prosi swoich uczniów, swoich przyjaciół, aby radowali się wielką radością, której powody leżą ponad człowiekiem, w samym wstrząsającym fakcie istnienia Boga. Właśnie w tej przejrzystej radości bezinteresownego miłowania, które ofiaruje się bez reszty i bez zastrzeżeń, kryje się zbawienie świata, a wezwanie nabiera nowego wydźwięku”. Kazania już nie wystarczą, już nie tyle chodzi aby mówić o Jezusie, ale aby stawać się Nim, miejscem Jego obecności i Jego zbawiającej mocy.

 

 
 
 
 
 
 

niedziela, 25 stycznia 2015

Mk 1,14-20
Gdy Jan został uwięziony, przyszedł Jezus do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. Jezus rzekł do nich: „Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi”. I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. Idąc nieco dalej, ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał, a oni zostawili ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi i poszli za Nim.
 
Zostawili sieci i poszli za Nim. To jest wybór i droga każdego człowieka wierzącego. Pozostawić swoje życie i pójść za głosem serca, drogą osobistego powołania zaproponowanego mi przez Boga : kapłańskiego, małżeńskiego, zakonnego czy przeżywania życia w samotności. Każdy z nas rankiem wychodzi do swojej pracy, z mniejszą lub większą radością odbijamy od brzegu aby coś ułowić dla siebie i innych, wymiana dóbr, codzienna bieganina za chlebem..., proza zwyczajnej egzystencji. Każdy wykonuje swój zawód wydaje się najlepiej jak potrafi, z większym lub mniejszym zaangażowaniem emocjonalnym. Poczynając od pracy biznesmena w wielkiej korporacji, przez zwykłego rzemieślnika aż po młodych ludzi rozdających przechodniom ulotki aby zarobić na studia...Być może wiele razy przydarzyła się nam historia Szymona, wypłynął wieczorem z nadzieją iż powróci z idealnym połowem, a tu nic...tylko rozczarowanie, zmęczenie opadające powieki i rachunki czekające na zapłatę. Głowa kołatała z tego wszystkiego, być może marzył o dobrze prosperującej i dochodowej spółce rybackiej. Nagle słyszy słowa z ust obcego człowieka: „Wypłyń na głębie i zarzuć sieci na połów”. Szymon pomyślał że to jakiś głupi żart, musiał się szamotać wewnętrznie, ale na słowo nieznajomego podjął ten trud. Wszystko co od tego momentu się stało było cudem, połów i łaska która majstrowała w sercu Szymona i towarzyszy.  Udało się wszyscy tym razem przecierali oczy, gdyż nie spodziewali się takiego finału, po nocy zniechęcenia. Jakie przesłanie płynie z Ewangelii dla nas, nie musimy zostawiać swoich sieci aby pójść za Mistrzem, ale mamy być inni w myśleniu o świecie i drugim człowieku. "Otworzyć się na obecność. Doświadczyć jej i świadczyć o niej. Na tym polega sedno chrześcijańskiego życia. Być taki jak wszyscy, a jednak innym. Robić to, co wszyscy ale jednak inaczej. Podzielać los wszystkich, ale świadczyć o innych wartościach, przynosić inne wieści. Podobni do innych, ale ubogaceni Obecnością. Obecnością która wszystko zmienia..."To powołanie do świętości, wezwanie Boga, spojrzenie od którego wszystko sie zaczyna, wszystko staje sie inne, człowiek jest na nowo lepiony w dłoniach Miłości. "Bóg sprawił że narodziliśmy się właśnie po to, dla tego powołania, dla planu który powinniśmy zrealizować na ziemi." Wskazać swoim życiem na Pana, wraz z Jego Ewangelią wypływać na głębię, podejmując trud dla wielkiej sprawy jaką jest Królestwo Boże. Kiedy każdego ranka kiedy wychodzimy z domu Pan stoi na brzegu naszych spraw, sytuacji życiowych, pomysłów na życie. Słyszymy Jego głos w sercu przytłumiony wrzaskiem świata, myślimy czy damy radę, jaka będzie przyszłość. On kroczy z nami i szepta do ucha: Nie bój się Jestem z Tobą, wszystko będzie dobrze !
 

piątek, 23 stycznia 2015


Mk 3,13-19

Jezus wyszedł na górę i przywołał do siebie tych, których sam chciał, a oni przyszli do Niego. I ustanowił Dwunastu, aby Mu towarzyszyli, by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki i by mieli władzę wypędzać złe duchy. Ustanowił więc Dwunastu: Szymona, któremu nadał imię Piotr; dalej Jakuba, syna Zebedeusza, i Jana, brata Jakuba, którym nadał przydomek Boanerges, to znaczy: Synowie gromu; dalej Andrzeja, Filipa, Bartłomieja, Mateusza, Tomasza, Jakuba, syna Alfeusza, Tadeusza, Szymona Gorliwego i Judasza Iskariotę, który właśnie Go wydał.

Wybrał tych których sam chciał, a oni przyszli do niego. To jedno zdanie wyczerpuje całą teologię powołania kapłańskiego. Mamy wrażenie jakbyśmy byli uczestnikami czegoś ważnego, tutaj nawet słowa nie są potrzebne, tak dobrze Chrystus wszedł w komunikacje z dwunastoma mężczyznami. Ta scena odzwierciedla jedną bardzo ważną sprawę, to Bóg pierwszy wychodzi z inicjatywą, to Jego spojrzenie pada na tego, kto ma być posłanym. Wybrał dwunastu mężczyzn, znamy ich z imienia, wykonywanej profesji, poznając każdego z nich na stronach Ewangelii, można dokonać uproszczonego portretu psychologicznego. Każdy z nich jest inny, wyjątkowy, obdarzony innymi predyspozycjami i talentami, z różnym potencjałem duchowym i intelektualnym. Żaden z uczniów nie jest kalką drugiego, to świadczy o wyjątkowości tych ludzi, jak również niezwykle świadomego i przemodlonego wyboru Jezusa. Wybranych zostało dwunastu. Żydzi a za nim chrześcijanie lubowali się w liczbach, nadając im symboliczne znaczenie. Myślę że dla Mistrza ta liczba również była istotna. Przymierze Starego Testamentu było oparte na dwunastu synach Jakuba, od nich się będą brały swoje istnienie poszczególne pokolenia. Dwanaście pokoleń synów Izraela, mówi się również o dwunastu chlebach, dwunastu wywiadowcach. Dwanaście źródeł Elim. Dwanaście kamieni wydobytych przez Jozuego z Jordanu i złożonych w Arce Przymierza. Bóg będzie katechizował swój lud i przemawiał do serc, przez dwunastu proroków mniejszych. Kościół założony przez Chrystusa, oparty na Nowym Przymierzu- zawiązanym przez miłość ofiarowaną na drzewie Krzyża, zostaje zbudowany na dwunastu fundamentach- którymi są apostołowie. „Podobnie jak arcykapłan Starego Przymierza, na pektorale swojej szaty nosił wypisane imiona dwunastu pokoleń, tak Chrystus, jako nowy arcykapłan świata, nosi imiona dwunastu w swoim sercu. Wielu Ojców Kościoła próbowało zastanawiać się dlaczego Chrystus powołał dwunastu apostołów, skąd taka liczba. Święty Augustyn pisał: „Dlaczego dwunastu apostołów ? Ponieważ są cztery strony świata i cały świat wezwany został przez Ewangelię, dlatego cztery ewangelie zostały napisane, a cały świat jest wezwany w imię Trójcy, żeby zgromadzony został Kościół: cztery przez trzy daje dwanaście”. W księdze Apokalipsy dwanaście jest liczbą dopełnienia. Niewiasta przyodziana w słońce ma na głowie „koronę z gwiazd dwunastu”. Wokół tronu Bożego zasiada dwunastu starców, wszyscy odziani są w białe szaty. Do Baranka modli się dwanaście tysięcy opieczętowanych z każdego pokolenia. Nowa Jerozolima wyposażona jest w dwanaście bram, a przy każdej z bram wypisane jest imię jednego z dwunastu pokoleń Izraela, mury zaś tego miasta miały dwanaście warstw fundamentu, a na nich dwanaście imion dwunastu apostołów Baranka. Sztuka chrześcijańska w obrazie dwunastu owieczek przychodzących do Pasterza lub źródła wody, dostrzega również analogię z kolegium apostolskim. Wielu z tych mężczyzn wybranych przez Pana miało długą drogę formacji duchowej, przechodzili przez wewnętrzne rozterki, osobiste dramaty, często przez zachwyt i łzy. Droga pójścia za Chrystusem była ukoronowana złożeniem ofiary z siebie, aż do męczeństwa. Nikt nie mówił że będzie łatwo. Tylko ten ostatni z wybranych uczniów jakoś się nie sprawdził w wierności i miłości…, sprzedał swoją duszę za srebrniki i poszedł w ciemność. Jacy my jesteśmy, jako współcześni uczniowie ? Przerażeni światem…, zapatrzeni w siebie…, a może jeszcze bardziej gorliwi i odważni w wierze ? Już sam nie wiem… Każdy sobie sam musi postawić to pytanie i na nie udzielić odpowiedzi. Bez względu na jakość odpowiedzi, trzeba się rozejrzeć za siebie i przed siebie, wziąć depozyt Ewangelii i głosić światu Jezusa. Nie można wiary schować gdzieś w prywatnej przestrzeni swojego życia. Mamy być świadkami…,  nikt nas z tego nie zwolnił, mamy czynić rzeczywistość uchrystusowioną- napełnioną Nim i tylko Nim. Uczynić świat wielką katedrą, w której może dokonać się spotkanie z Bogiem- Miłością. Takie jest zadanie uczniów na dziś.

czwartek, 22 stycznia 2015

Mk 3,7-12
Jezus oddalił się ze swymi uczniami w stronę jeziora. A szło za Nim wielkie mnóstwo ludu z Galilei. Także z Judei, z Jerozolimy, z Idumei i Zajordania oraz z okolic Tyru i Sydonu szło do Niego mnóstwo wielkie na wieść o Jego wielkich czynach. Toteż polecił swym uczniom, żeby łódka była dla Niego stale w pogotowiu ze względu na tłum, aby się na Niego nie tłoczyli. Wielu bowiem uzdrowił i wskutek tego wszyscy, którzy mieli jakieś choroby, cisnęli się do Niego, aby się Go dotknąć. Nawet duchy nieczyste na Jego widok padały przed Nim i wołały: „Ty jesteś Syn Boży”. Lecz On surowo im zabraniał, żeby Go nie ujawniały.
Ludzie szukają nadzwyczajnych sytuacji, spektakularnych uzdrowień, wydarzeń które mogą w jakiś sposób odmienić ich życie. Ewangelia przybliża nam ten temat, tłumy widzą nadzwyczajne rzeczy zdziałane przez Chrystusa. Takie wydarzenie nie tylko szybko się rozchodzi pocztą pantoflową, ale nade wszystko ściąga coraz więcej ludzi potrzebujących pomocy, stąd prosi Pan uczniów aby w pogotowiu była przygotowana łódź. Chciałbym się zatrzymać przy tej rybackiej łodzi. Często treścią egzegezy tego fragmentu jest raczej skupienie się na uzdrawiającej mocy Jezusa. Warto zwrócić jednak uwagę na łódź, bowiem stanie się ona ważnym symbolem oddającym rzeczywistość Kościoła. Od momentu kiedy Mistrz wszedł do łodzi Piotra nad brzegiem jeziora Galilejskiego, od tego wydarzenia rozpoczyna się przygoda Kościoła i wiary poszczególnych ludzi. „Nie bój się, odtąd ludzi łowić będziesz…” Łódź przypadła do gustu pierwszym chrześcijanom, stała się zręcznym symbolem do opisania życia wspólnoty pośród różnych sytuacji świata. Wzorując się na arce Noego- łodzi dającej schronienie przed karą potopu, wczesnochrześcijańska teologia porównuje Kościół Chrystusa z łodzią, lub statkiem, który podąża przez niebezpieczne morza życia ku bezpiecznemu portowi raju, z Chrystusem jako sternikiem i krzyżem jako masztem. Święty Hipolit żyjący w III wieku przywołuje ten obraz: „O ile, ukochani, coś opuściliśmy, to już sam Bóg objawi to tym, którzy są tego godni; On bowiem rządzi świętym Kościołem i kieruje nim, żeby dopłynął do przystani pokoju”. Malowidła ścienne w katakumbach odwołują się do temu płynącej łodzi, miotanej przez wzburzone fale. To wyobrażenie Kościoła który doznawał i nieustannie doświadcza prześladowań. W przedstawieniu z katakumb św. Kaliksta ukazany zostaje na statku człowiek- orant- ten który w Kościele odnalazł ocalenie i szczęście, przyjęcie przez miłującego Boga. Człowiek ten czuje się bezpiecznie pomimo tego, że za rufą zderzają się ze sobą straszne żywioły. Zachowany spokój jest wyrazem zaufania i widzenia oczyma wiary perspektywy zbawienia. Znany wielu obraz Giotto Navicella, znajdujący się w przedsionku bazyliki św. Piotra w Rzymie, przedstawia statek Kościoła podczas burzy na morzu, obok niego św. Piotra, który wychodzi naprzeciw Zbawicielowi, ale tonąc chwyta się Jego ręki; nad statkiem widnieją święte postacie, które swoim wstawiennictwem udzielają tonącym pomocy. Również na fresku przedstawiającym Sąd Ostateczny w Kaplicy Sykstyńskiej, Michał Anioł namalował łódź Charona- antycznego przewoźnika do krainy umarłych, wykorzystując starożytny motyw wędrówki duszy, przetransponował w ten sposób obraz chrześcijańskiej nadziei spełnienia człowieczego losu w Bogu. Łódź rozumiano również jako budowlę Kościoła. W sztuce barokowej ambony przybierały kształt łodzi. Proklamujący z nich kaznodzieja, zwracał się do wspólnoty wierzących, jak Chrystus nauczający z łodzi tłum zgromadzony na brzegu jeziora: „Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił do brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy”. Już teraz rozumiemy ten duchowy, ukryty sens. Miejscem w którym mamy się schronić przed wrogimi żywiołami świata jest łódź Kościoła. W niej znajdziemy potrzebne środki do osiągnięcia duchowego wzrostu, tam odnajdziemy lekarstwa które uzdrowią udręki naszej duszy. Wydają się niezwykle profetyczne i pełne nadziei słowa św. Augustyna upatrujące krzyż jako drewno na łódź, przynoszące ocalenie tym którzy się go trzymać będą: „Nikt bowiem nie zdoła przebyć morza tego świata, jeśli krzyż Chrystusa go nie poniesie… Ciebie zaś, który jak On po morzu chodzić nie umiesz, niech statek niesie, niech drzewo dźwiga. Wierz w Ukrzyżowanego, a dojść zdołasz”.

środa, 21 stycznia 2015

dłonie są krajobrazem serca...

Mk 3,1-6
W dzień szabatu Jezus wszedł do synagogi. Był tam człowiek, który miał uschłą rękę. A śledzili Go, czy uzdrowi go w szabat, żeby Go oskarżyć. On zaś rzekł do człowieka, który miał uschłą rękę: „Stań tu na środku”. A do nich powiedział: „Co wolno w szabat: uczynić coś dobrego, czy coś złego? Życie ocalić czy zabić?” Lecz oni milczeli. Wtedy spojrzawszy wkoło po wszystkich z gniewem, zasmucony z powodu zatwardziałości ich serca, rzekł do człowieka: „Wyciągnij rękę”. Wyciągnął i ręka jego stała się znów zdrowa. A faryzeusze wyszli i ze zwolennikami Heroda zaraz odbyli naradę przeciwko Niemu, w jaki sposób Go zgładzić.
Człowiek który ma uschłą rękę. Wyobraźmy sobie że nie mamy sprawnych dłoni, pewnie nawet ciężko pomyśleć że jedna dłoń jest niezdolna do wykonywania najprostszych czynności. Ręka to ważna część naszego ciała, dzięki niej w jakimś sensie cała somatyczność prawidłowo funkcjonuje. Czasami spoglądam na moją mamę jak cierpi kiedy bolą ją dłonie, powyginane tak bardzo że uniesienie najmniejszego przedmiotu sprawia tak wielki ból, reumatyzm i osteoporoza mogą przybliżyć do sytuacji w której znajdował się człowiek z Ewangelii. Ręce są bardzo ważne. Odczuwając głód, dłonią dostarczamy pokarm do naszego organizmu, aby podtrzymać w witalności substancję naszego ciała. Ręka jest najdoskonalszym organem człowieka w wykonywaniu całego szeregu różnych prac, od przenoszenia przedmiotów, po werbalizacje naszych słów, stanów emocji- jednym słowem świetny komunikator. Wielu ludzi szczególnie z krajów śródziemnomorskich ma silną tendencję do werbalizowania myśli, w czasie dialogu lub rozmowy telefonicznej nieustannie gestykulują jakby chcieli wypowiadane słowo zawrzeć w jakiejś jeszcze innej formie wypowiedzi i wzmocnić ukazanym gestem. Uścisk dłoni…, dotknięcie twarzy… położenie dłoni na sercu drugiej osoby. Wówczas, gdy człowiek podaje rękę drugiemu, dotyka nie tylko fizycznej części jego ciała, przełamując dystans, ale poprzez nią dotyka również duchowości tego drugiego; jego sposobu kochania, percepcji świata, wierności, umiejętności wyjścia naprzeciw- przebaczenia. „Set­ki ra­zy miałam prze­możną ochotę, by dot­knąć je­go dłoni, i set­ki ra­zy zab­rakło mi śmiałości. Byłam zakłopo­tana. Pragnęłam po­wie­dzieć mu, że go kocham, ale nie miałam pojęcia, od cze­go zacząć” (Paulo Coelho). Ręce stają się wyrazem tej krańcowej przeszytej cierpieniem odchodzenia drugiej osoby… pożegnalnej miłości.Często os­tatnią rzeczą, której człowiek się trzy­ma, by­wa czy­jaś dłoń”. Dłonie tworzą również kulturę… Dzięki nim sprawny rzeźbiarz z bloku kamienia zręcznym odkuwaniem kawałek po kawałku, wydobywa ze świata materii tkwiące w nim piękno, ucieleśnia ideę którą nosi w sobie,  odsłania to, co stanowi treść jego wnętrza. Malarz który z każdym pociągnięciem pędzla pozostawia niezatarty ślad siebie, odsłaniają wrażenia, odczucia, bóle i tajemnicze horyzonty swojej duszy. Muzyk który zapis nutowy wyzwala jako harmonijny dźwięk, stawiając świat w zadziwieniu. „Mięśnie dłoni muszą być wyćwiczo­ne i dob­rze roz­grza­ne, żebym mógł się swo­bod­nie wy­razić. Żeby one mogły opo­wie­dzieć coś za mnie. Bo dłonie mają swoją mądrość, jak­by były pro­wadzo­ne. I tak jak­by pro­wadziły mnie. Wte­dy mu­zyka uwal­nia się sa­ma i żyje już włas­nym życiem. A ja po­zos­taję sam” (Możdzer).  Mogą być   również ręce widziane od strony negatywnej. Ręce zagarniające dla siebie- próżne, zuchwałe, egoistyczne, zachłanne…, do których wszystko się lepi, czyniące przemoc, wyrażające stan gniewu, agresji… Ręka to nie tylko fizyczna część naszego ciała, rzecz jasna niezwykle przydatna, ale to również symbol. Często mówi się o przeżywanych chwilach życia, przechowywanych w dłoniach niczym naczyniu. Pisze o tym Quoist: „Pozbawiony odpoczynku człowiek wlecze za sobą swoją przeszłość i próbuje jednocześnie pochwycić w swoje ręce i przyszłość, i teraźniejszość.” Często gest rąk ma w Piśmie Świętym znaczenie symboliczne, artykułujące coś więcej niż sam wykonany gest. Bóg każde polecenie, które daje Mojżeszowi i Aaronowi, aby przed faraonem dokonali wymownych cudów świadczących iż zostali posłani od Kogoś znacznie większego, poprzedza rozkazem: „Wyciągnij rękę” (Wj 8-10). Kiedy Izraelici stają do zaciekłej walki z poganami Mojżesz aby wesprzeć swój lud i wyprosić dla niego siłę, unosi obydwie ręce (Wj 17,11, 2 Krn 6,12). Wyciągano również dłonie, aby mogły na nich zostać złożone dary ofiarne. Wiązała się z tym gestem starotestamentalna idea kapłaństwa; namaszczenie dłoni wiązało się z obrzędem święceń kapłańskich. Tradycyjne gesty rąk otrzymują w liturgii nowotestamentalnej nowe znaczenie- o wiele głębszy sens. Położenie rąk na głowie- gest błogosławieństwa, modlitwy wstawienniczej, lub przekazania władzy święceń (modlitwa epiklezy w której to sprasza się działanie Ducha Świętego). Wielkie wrażenie wzbudza ryt świeceń kapłańskich, gdzie główny konsekrator- biskup udzielający tego daru, a po nim wszyscy obecni kapłani w milczeniu kładą obie ręce na głowach kandydatów, którzy dzięki posłudze Kościoła i władzy święceń, od tego momentu będą mieć udział we władzy kapłańskiej Chrystusa- Arcykapłana. W końcu chyba najistotniejszy z sakralizujących życie gestów w który to zaangażowana jest nasza ręka, to wykonywanie tak wielu błogosławieństw w kształcie krzyża. Ten gest towarzyszy wszystkim sprawowanym sakramentom i sakramentaliom. „Już w malarstwie katakumbowym i na starochrześcijańskich sarkofagach spotykamy się często z motywem wyłaniającej się z chmur dłoni- Manus Dei- która jest symbolem Ojca Niebieskiego. Motyw ten pojawia się najczęściej przy przedstawieniach biblijnej sceny ofiarowania Izaaka, przekazania Mojżeszowi Prawa. W katakumbach świętego Kaliksta widzimy rękę Boga, która dotyka jakby  ochraniającym  gestem postać oranta znajdującego się na statku (Kościół) unoszonym przez fale wzburzonego morza.” W Ewangelii słyszymy słowo skierowane do człowieka chorego „wyciągnij rękę”, pokaż część swojego ciała. Ono za chwile się zmieni, przeobrazi się, zacznie być sprawne, a wraz z cielesną sprawnością, będzie inne twoje wnętrze. Wraz z tym człowiekiem jesteśmy zaproszeni do modlitwy naszym ciałem, do wyciągnięcia dłoni, abyśmy wraz z położonym duchowo darem Boga, otrzymali obfite błogosławieństwo i łaskę. Człowiek z uschniętą ręką odszedł zdrowy, przełamał barierę strachu i wstydu, z powodu niesprawnej części swojego ciała. Chrystus uzdrawia jego dłoń, aby od tego momentu mógł nią czynić dobro, rozdawać miłość, a nade wszystko wyciągać dłonie ku niebu – za wszystko uwielbiając Boga.
 
 

wtorek, 20 stycznia 2015

Mk 2,23-28
Pewnego razu, gdy Jezus przechodził w szabat wśród zbóż, uczniowie Jego zaczęli po drodze zrywać kłosy. Na to faryzeusze rzekli do Niego: „Patrz, czemu oni robią w szabat to, czego nie wolno?”. On im odpowiedział: „Czy nigdy nie czytaliście, co uczynił Dawid, kiedy znalazł się w potrzebie, i był głodny on i jego towarzysze? Jak wszedł do domu Bożego za Abiatara, najwyższego kapłana, i jadł chleby pokładne, które tylko kapłanom jeść wolno; i dał również swoim towarzyszom”. I dodał: „To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu. Zatem Syn Człowieczy jest panem szabatu”.
Bardzo często na pieszej pielgrzymce przechodząc między pełnymi urodzaju polami, łuskałem rozgniatając kłos zboża małe ziarenka. Wraz z każdym spożytym ziarnem moje myśli wybiegały ku wydarzeniu jakim jest Eucharystia- to, nic innego jak łamanie chleba, które dokonuje się w najbardziej tajemniczej formie ludzkiego rytuału, dziękczynienia za Miłość Boga. Bowiem mocą eucharystycznego przemienienia chleb otrzymuje swoje najwyższe znaczenie, którego symbolika jest taka sama jak symboliki zboża. Pewnie dlatego najczęściej wykonywanymi motywami dekoracji komunijnych stają się dojrzałe, nasycone złotem słońca kłosy zbóż. Już w rytach Starego Testamentu chleb był uważany za rzecz szczególnie świętą i był typem Eucharystii, mianowicie w postaci stałej ofiary z dwunastu chlebów pokładnych, które zarówno w Namiocie Spotkania, jak w świątyni Salomona leżały na osobnym stole i były zmieniane w każdy szabat. Ich właściwa nazwa brzmi: „Chleb oblicza”, ponieważ zawsze leżały przed najświętszym obliczem Pana. Znaczenie ich polegało przede wszystkim na tym, że było chlebem życia, tego wyższego życia, które pochodzi od Boga i którego udziela On tym i podtrzymuje w tych, z którymi zawarł swoje przymierze. Uczniowie zrywający kłosy jeszcze wtedy nie wiedzieli jak bardzo ich życie zostanie włączone w tak cudowną materię- wziętą ze świata natury, a która to stanie się uobecnieniem bliskości Chrystusa. Wielu z późniejszych wyznawców odda swoje życie za wiarę, i będą jak biskup Ignacy z Antiochii starci niczym pszenica w zębach dzikich zwierząt. Każdy z nas jako ludzi ochrzczonych ma stawać się Tym, którego przyjmuje w pokarmie dającym życie. Jest to wielkie pragnienie które wyrażają słowa Chrystusa skierowane do każdego z nas, a jednocześnie upominające iż bez Eucharystii nie ma chrześcijanina. „ Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki” (J 6,51). Sam Chrystus jak wyrażają to głębokie teksty Ojców Kościoła „jest chlebem, który został posiany w Dziewicy, zakwaszony w ciele, uformowany cierpieniem, upieczony w piecu grobu, przyprawiony w Kościołach, ofiarowany na ołtarzach i który codziennie dostarcza wiernym niebieskiego pokarmu”. Wyczytałem jeszcze jedną myśl św. Ignacego- tego samego, który został starty zębami lwów niczym ziarna zboża. Fragment jego listu skierowany do jednej ze wspólnot. Warto nad tym tekstem się zamyśleć, choćby w kontekście trwającego tygodnia modlitwy o jedność chrześcijan. „Eucharystia jest Ciałem Pana naszego, Ciałem, które cierpiało za nasze grzechy i które Ojciec w swojej dobroci wskrzesił. Tak więc ci, co odmawiają daru Boga, umierają wśród swoich dysput. Lepiej by było dla nich, żeby mieli miłość, bo w ten sposób i oni mogliby zmartwychwstać.”


poniedziałek, 19 stycznia 2015






Mk 2,18-22


Uczniowie Jana i faryzeusze mieli właśnie post. Przyszli więc do Jezusa i pytali: „Dlaczego uczniowie Jana i uczniowie faryzeuszów poszczą, a Twoi uczniowie nie poszczą?” Jezus im odpowiedział: „Czy goście weselni mogą pościć, dopóki pan młody jest z nimi? Nie mogą pościć, jak długo pana młodego mają u siebie. Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy, w ów dzień, będą pościć. Nikt nie przyszywa łaty z surowego sukna do starego ubrania. W przeciwnym razie nowa łata obrywa jeszcze część ze starego ubrania i robi się gorsze przedarcie. Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków. W przeciwnym razie wino rozerwie bukłaki; i wino przepadnie, i bukłaki. Lecz młode wino należy lać do nowych bukłaków”.


Wczorajszy fragment Ewangelii mówił nam o ciekawości uczniów, wyruszenia w drogę za Chrystusem. Pójście za Panem poprzedzone było pytaniem: „Nauczycielu gdzie mieszkasz ?” Nie została im udzielona odpowiedź jakiej oczekiwali. „Chodźcie, a zobaczycie”. Pan odczytał doskonale ich pragnienia, a oni bez większego namysłu zaryzykowali aby z Nim pozostać do końca. Jak pisał o. Tomasz Kwiecień: „To zaproszenie dotyczy naszej religii. Charakterystyczną cechą chrześcijaństwa jest to, że nie da się go poznać od zewnątrz, trzeba wejść i doświadczyć. Z pozoru jest mało atrakcyjnie, ale jego siła tkwi w głębi”. Żeby poczuć jak prawdziwie smakuje droga bycia chrześcijaninem, musimy podjąć ryzyko pójścia za Mistrzem. Czasami różnymi drogami ludzie wchodzą do Kościoła. Wielu ludzi jeszcze nie zdążyło wejść, postawili nogi w przedsionku i stwierdzili że może innym razem. To nie dla mnie… Nawet nie spróbowali wdziać „ubrania ucznia”, na samym progu obrócili się poszli „wygodną” drogą. Naprawdę trzeba pozwolić, aby Mistrz uczynił mnie swoim uczniem- przyjacielem. Uczniem ! nie wyrobnikiem, kościelnym pracoholikiem na etacie, dreptaczem przemierzającym z rodzinką do kościółka bo tak trzeba, czy oderwanym od rzeczywistości mistykiem, który boi się wystawić głowę jak kret z nory, obawiając że świat mu się zawali na głowę. Prawdziwi ludzie ducha, znawcy życia duchowego, byli pełni realizmu życiowego, zdolności współodczuwania i bliskości drugiego człowieka- nawet tego zbuntowanego i agresywnego. Kiedy ojcu Pio pewien człowiek powiedział, iż nie wierzy w Boga. Ze spokojem odparł Święty: „to nie ma znaczenia, ważne że Bóg wierzy w ciebie”. Na różnej drodze życia można spotkać Boga. Znam takich ludzi których wiara została umocniona w momencie przeżywania największego absurdu swojego istnienia, kiedy tarzali się w grzechach i jedyne co im pozostało w tym nieszczęściu, że przez mroki przebił się wątły strumień światła, jakby promyk nadziei- palec wskazując gdzie jest wyjście. Dzięki niemu udało im się odnaleźć wewnętrzną wolność, w tym jedynym momencie Bóg ich znalazł i przeobraził ich serca. „Naprawdę to ja Panie, o mnie chodzi…? Nie brzydzisz się mną…? Wszyscy mi mówią że jestem nikim…, a Ty mnie chcesz dla siebie ?” Takie uczucia wielokrotnie targają nasze serca. To pokora i bezgraniczne zaufanie sprawia, że ludzkie grzechy zostają dotknięte miłością. W takim momencie jak pisał św. Augustyn: „Bóg jest bliżej nas, niż my siebie samych”. Nawrócenie może dokonać się przez upadki, pokiereszowania, przejścia przez śmietniska świata, aby w pewnym momencie trafić na Niego. Człowiek któremu przywrócono życie, darowano grzechy, będzie wdzięczny za podarowaną miłość. Wiele razy o tych sytuacjach i stanach ludzkiej duszy pisałem. Ale to pozwala nam lepiej uchwycić uszczęśliwiającą obecność Jezusa wśród uczniów. Każdy z nich doświadczył w swojej historii czegoś wyjątkowego od Chrystusa. Oblubieniec- Pan młody jest z nimi, nie może się nic innego w tej chwili dziać, jak tylko poczucie szczęścia z bliskości Kogoś wyjątkowego. Jeszcze przyjdzie czas na smutek i łzy. Taki czas wstrząsnął sercami apostołów kiedy zobaczyli Pana wzgardzonego i wyśmianego, oplutego – potraktowanego jak śmiecia, odartego z szacunku i blasku do którego przyzwyczaiły się ich oczy. To ich zdruzgotało. W naszym życiu też tak jest, najpierw euforia szczęścia, a później przychodzi cierpienie… krzyż i sytuacja opowiedzenia się, po której stronie stoję. Wielu ochrzczonych rezygnuje, dezerteruje mówiąc: nie znam Go. Nie chcą wyjść na religijnych oszołomów czy ciasnych przygłupów- którym opinię urobi „oświecona” rzesza współczesnych kontestatorów chrześcijaństwa. Jedyne, co przynosi nadzieję to poczucie, iż On zawsze jest przy nas- Oblubieniec nie wypuści z ramion swojej umiłowanej Oblubienicy jaką jest Kościół. Uśmiechnij się…, przestań się dąsać. Ty jesteś wtulony w Jego ramionach !

niedziela, 18 stycznia 2015

"Daj mi pić !" - tydzień modlitw o jedność chrześcijan

Spotkali się przy studni Bóg i Samarytanka, Źródło i człowiek, to wydarzenie wypisało coś niezwykłego w historii ludzkich pragnień, odniesień. To powrót do rajskiej sytuacji gdzie człowiek i Stwórca „przechadzali się” po ogrodzie, prowadzili dialog, jak ten który po wielu wiekach podejmie Chrystus z ową nieznana z imienia kobietą. Pojawiły się ponadczasowe pytania gdzie należy czcić Boga, czy na tej górze a może na innej, jaki kult będzie stosowny do Misterium które zawiera się w samym Bogu. Wpisuje się te dylematy, zrozumienie tajemnicy chrześcijańskiego spotkania, jakim jest sakrament miłości „podzielonych braci”.    Trzeba jak Chrystus usiąść przy studni, źródle Jakuba, aby w zmęczeniu i skwarze zmęczonego i obarczonego grzechem człowieczeństwa, odkryć nową jakość istnienia, aby zaczerpnąć ze studni, tak aby łaknąć i pragnąć sercem miłosierdzia. Aby powiedzieć jak grzeszna kobieta: „Panie daj mi pić”, trzeba najpierw odnaleźć studnię, oazę rozkwitającą jak rajski ogród, spulchniony strumieniem źródła, tworzącym miejsce posilenia i wytchnienia. Cieszę się, iż hasłem tegorocznego tygodnia ekumenicznego jest ten fragment Ewangelii o Samarytance przy studni. Każdy chrześcijanin bez względu na wyznanie podąża ku źródłu, aby tam odnaleźć „Wodę Żywą”- Chrystusa. Kiedy wspólnie dotrzemy do studni różnymi drogami przekonamy się, jak bardzo blisko byliśmy siebie, jak często egoizm i  konfesyjność oddzielały nas od siebie na drodze wiary, nie pozwalając tym samym dokonać aktu przebaczenia i z wyrozumiałością spojrzeć sobie w oczy. On czeka na nas u źródła, a nasza rozmowa w drodze będzie przybliżała nas do wzajemnej komunii. Tą drogą jest ekumenizm, bez względu na to jak będziemy rozumieli ten proces uprawiania- prawdziwie i wiarygodnie chrześcijańskiego dialogu. Ks. Hryniewicz napisał w jednej z książek podejmujących problematykę ekumenii: „Ekumenizm daje doświadczenie „innych”. Tworzy nowe fakty w życiu duchowym chrześcijan. Pozwala zetknąć się z konkretną rzeczywistością życia religijnego innych chrześcijan. Ta bezpośredniość kontaktu wyciska niezatarte znamię na duchowym obliczu człowieka wierzącego. „Ekumenizm dał mi wiele”- wyznaje o. Yves Congar- bardzo wiele, zmieniając moje życie wewnętrzne tak głęboko, iż nie potrafię tego wyrazić. Każdy kontakt z kimś naprawdę innym zobowiązuje nas przede wszystkim do tego, abyśmy dla naszego własnego dobra byli tym, czym głosimy, ze jesteśmy… Ekumenizm ukazuje i daje mi jak gdyby niezatartą część mojej osobowości, Czyni mnie nie mniejszym, lecz bardziej autentycznym katolikiem. Gdybym potrafił stać się doskonałym katolikiem, jakiż chrześcijanin nie zechciałby zostać moim bratem?”. Spotkanie różnych chrześcijan uczy postawy wzajemnej życzliwości i troski o autentyczność Jezusowego pragnienia „aby byli jedno”. Uczyć się siebie wzajemnie to odnajdywać jakże różne ścieżki na których można przeżywać tajemnicę Boga. Tak bardzo często chrześcijanie zachowują się wobec siebie wrogo, podejrzliwie, a przy tym, co najbardziej bolesne każdy z kościołów zawłaszcza dla siebie prawdę o pierwszeństwie bycia najbliżej Chrystusa. Jak cienie powracają rozdrapywane rany historii, bolesnych dramatów, dogmatycznych sporów, ekspansywności i prozelityzmu… itd. Potrzeba dzisiaj chrześcijaństwu daru jedności i przebaczenia, nie szukania i narzucania swoich racji, ale pokornego rachunku sumienia, którego owocem będzie dar wzajemnej miłości. Będzie to napełnienie duszy Duchem Świętym „Każdy kto pije tę wodę znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, która Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda którą Ja mu dam, stanie się w To będzie wtedy wydarzenie spotkania, zaspokojenia, uciszenia tego co, rozkrzyczane w nas, uzdrowienia tego potrzaskane, obmycia tego co grzeszne, stając się tymsamym, źródłem wody wytryskującej ku życiu wiecznemu”(J4,13-14).
Tydzień modlitwy o jedność, to nie tylko kurtuazyjne spotkania na modlitwie, wypicie kawy i wymiana uśmiechów, czy symboliczne gesty które szybko odejdą w niepamięć… Droga bycia braćmi to doświadczenie głębokiej przemiany (metanoi), zmiany sposobu myślenia o sobie, uznanie w sobie zagubionego brata (bez kompleksów) który pragnie wrócić do rodzinnego domu. Od wielu lat uważam, iż chrześcijaństwa nie zrozumie się w pełni bez daru jedności. Chrześcijanie podzieleni i obwarowani w swoich teologicznych racjach, nieustannie są zgorszeniem dla świata. Kształt dzisiejszej Europy, jej postępująca sekularyzacja i zagrażająca islamizacja jest produktem takiego gorszącego myślenia oraz działania przeciwko wzajemnej komunii. Podzieleni chrześcijanie stracili mnóstwo duchowej siły na miałkie dyskusje, wzajemne utarczki, budowanie okopów w obronie własnych doktryn. Każdy z kościołów w jakiś sposób zamknął Chrystusa w swoim „tabernakulum”, naklejając pieczątkę z następującą treścią: „Pan jest tylko nasz”. Jakie to  bolesne zjawiska, pełne sprzeczności i fałszujące prawdę Ewangelii. Pastor Martin Luther King, napisał niezwykle mądre słowa: „Nauczyliśmy się latać jak ptaki, pływać jak ryby, ale zapomnieliśmy, jak żyć po bratersku”. Zachowujemy się jak niedojrzałe dzieci, ciągle zawłaszczające tylko dla siebie depozyt na prawdę i ortodoksje. Szybko zapomnieliśmy jakie jest i było przesłanie o byciu jedno, zapisane w świadectwach Ewangelii i pism apostolskich. Ile tam jest śladów wspólnoty miłości, myślenia o braterstwie. Jezus myślał i mówił o uczniach (mimo że mieli różne grzechy, słabości, pragnienia i parcie ku byciu na pierwszym miejscu) jako o miłujących i przebaczających sobie braciach. „Przebaczajcie sobie wzajemnie…” Umywał im nogi przyjmując postawę sługi (niewolnika) w czasie najbardziej wymownego w miłość wydarzenia jakim była pożegnalna paschalna wieczerza. Tam pozostawił testament- miłość- być znakami miłości wobec siebie wzajemnie i świata. Piętnował tak często pojawiające się w gronie apostołów skłonności do wynoszenia się wobec innych. Spory o pierwsze miejsca, zaszczyty i karierowiczostwo które do dzisiaj penetruje wnętrza kościelnych instytucji niczym zaraza. Jakże trudne zadanie stoi przed chrześcijanami, na nowo przywrócić ducha Ewangelii- „zobaczcie jak oni się miłują !” Wielu Ojców Kościoła widząc spory pomiędzy poszczególnymi kościołami, odwoływało się do tak rozumianego braterstwa- przeżywanego w duchu miłości jako daru z siebie. Tertulian żyjący w II wieku pisał o wspólnotach przekazujących to samo misterium wiary: „Wszystkie one są pierwotne, wszystkie apostolskie, ponieważ wszystkie stanowią jedno. Aby poświadczyć tę jedność, przekazują sobie wzajemnie pokój, wymieniają imię braci i okazują sobie wzajemnie powinność gościnności…”. Większość z Kościołów podnosi konsekrowane Postacie w których prawdziwie jest obecny Chrystus i pragnie wzajemnej jedności, jednocześnie przeżywając wewnętrzny dramat na skutek braku „comunicatio in sacris”. Tutaj powraca patrystyczne powiedzenie jako imperatyw szukania siebie wzajemnie i odpowiedzialnie: „Tam gdzie jest Eucharystia, tam jest Kościół”. Jak pisał prawosławny teolog Paul Evdokimov: „W sercu Chrystusa przeżywanego eucharystycznie, łatwiej będzie można odnaleźć warunki jedności. Jeśli wszędzie i w każdej Eucharystii zrodzi się gorące pragnienie jedności, cud może okazać się bliski”.  Przyjrzyjmy się sobie z miłością i uczyńmy wszystko co będzie tylko możliwe aby miłość Jezusa urzeczywistniła się nie tylko przez jeden tydzień w roku, ale przez cały rok w odpowiedzialności za siebie i wierności miłości którą Chrystusa przelał na Krzyżu dla zbawienia wszystkich. Człowiek spragniony szuka wody tam, gdzie sądzi że ją znajdzie. Gdy błądzi nie dostrzegając kresu wędrówki ani możliwości ucieczki, rozbija namiot i przystępuje do kopania studni. Chrześcijanie bądźcie spragnieni wody żywej- jeżeli nastąpi w nas brak pragnienia to znak, że przestaliśmy być uczniami Tego, z którego boku wytrysnęło źródło sprawiające, że nawet najbardziej nieurodzajna pustynia może zamienić się rozkwitający ogród. Modlę się o to pragnienie słowami brata Rogera: „Chryste, daj nam w każdej chwili, ku Tobie kierować wzrok. Tak często zapominamy, że Ty w nas mieszkasz, że Ty się w nas modlisz, że Ty nas miłujesz. Twój cud w nas to Twoje zaufanie i Twoje przebaczenie, zawsze nam dane w tej jedynej komunii, która nazywa się Kościołem”.
 

sobota, 17 stycznia 2015



J 1,35-42


Jan stał wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: „Oto Baranek Boży”. Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: „Czego szukacie?”Oni powiedzieli do Niego: „Rabbi, to znaczy: Nauczycielu, gdzie mieszkasz?”Odpowiedział im: „Chodźcie, a zobaczycie”. Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej. Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: „Znaleźliśmy Mesjasza”, to znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa. A Jezus wejrzawszy na niego rzekł: „Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz się nazywał Kefas”, to znaczy: Piotr.


Uważana lektura czytań niedzielnej liturgii odsłania przed nami bardzo intymne i za każdym razem zaskakujące dla człowieka spotkanie z Bogiem. Historia wiary każdego z nas, to ten wyjątkowy moment w którym Bóg do nas przemówił, odnalazł nas w sytuacji najmniej spodziewanej. Tu nie ma wyreżyserowanych natchnień, przynagleń i zaskoczeń ze strony Boga. Jest głęboka i fascynująca droga na której człowiek i Bóg spotykają się, urzeczywistniając tym samym realność wzajemnej komunii miłości. Czasami jest to spotkanie naznaczone szamotaniną jak u Jakuba który mocował się z Bogiem, pragnąc tym samym uzyskać błogosławieństwo. Nieraz jest to ciemność zwątpienia, czy poczucie pustki którą rozbija szept słowa wydobywającego się z ust Boga. Odpowiedź wiary i pójście za głosem okazuje się trudne, naznaczone cierpieniem i wielu sytuacjach jest wielkim sprawdzianem odwagi. Upartość i wytrwałość Abrahama całkowicie zawierzającemu swoje życie Bogu, nawet za cenę utraty wszystkiego, co najmocniej kochał. Słyszymy w pierwszym czytaniu o młodym Samuelu słyszącym tajemnicze wołanie: „Samuelu !” Nie wie, kto go woła. Pouczony przez Helego, że to Bóg, przez całe życie nic innego nie będzie czynił, jak tylko wsłuchiwał się w słowo Boga, wiernie je przekazując innym. Bóg posyła młodego Samuela z poważną misją do kapłana Helego i ogranicza się tylko do samego wołania po imieniu i uważnego wsłuchiwania się w głos Boga- „mów Panie, bo sługa Twój słucha”. Słuchanie staje się drogą proroka i wyrazem skuteczności powierzonej mu misji. Apostołowie też usłyszeli głos wezwania i instynktownie poszli za Jezusem. Jednym z uczniów, którzy odczytali swoje powołanie był św. Jan Ewangelista. Nie mówi tego tak wyraźnie, podobnie też uczyni w innych miejscach swojej Ewangelii w odniesieniu do faktów, w których uczestniczył, a które tak głęboko zapisały się w jego pamięci i sercu. Umiłowany uczeń który całe życie będzie kontemplował miłość Baranka. Jan był najpierw uczniem Jana Chrzciciela. Właśnie Janowi przekazał Chrzciciel przed jego osobistym zwróceniem się do Chrystusa tajemnicę Syna Człowieczego: „Oto Baranek Boży”. „Dwaj uczniowie usłyszeli jak mówił, i poszli za Jezusem”. Wizja tajemnicy ofiarnego Baranka pociągnęła Jana i Andrzeja jako pierwszych ku Chrystusowi, co było początkiem wybrania apostołów: Andrzej- pierwszy powołany i Jan- apostoł miłości. Dopiero później Piotr dowiedział się o Chrystusie od swego brata Andrzeja: „Znaleźliśmy Mesjasza- to znaczy Chrystusa”. Jest to jakby wstęp do wyznania Piotra na drodze do Cezarei Filipowej: „Ty jesteś Mesjasz”. Nasze życie… rozstajne drogi, wewnętrzne szamotaniny, odczytywanie woli Bożej, wpisuje się w wielką fabułę subtelnych dotknięć miłość Jezusa. Kocham Cię- pójdź za Mną. Nie bój się porzucić, czy stracić swojego życia. Nie bój się być wyśmianym, wyszydzonym, uważanym za szaleńca. Każdy za nas powinien uczynić mądrą autorefleksję, powrócić do tych momentów które były najbardziej duchowo inspirujące, podrywające do wyruszenia ku niewiadomej przygodzie. „W ten sposób dzieje powołania rozszerzają się, stają się radosną opowieścią o spotkaniu, o rozstrzygającym doświadczeniu. Poprzez splot przyjaźni dzieje powołania stają się wieścią, fascynującym opowiadaniem.” Nasze zaproszenie odczytane i opowiedziane innym, staje się poruszającym namysłem dla ludzi którzy stłumili w sobie wewnętrzny głos wzywającego ich Boga. Jesteśmy powołani aby zaświadczyć przed światem o wielkiej miłości Tego, który każdego człowieka ukochał wymagająco i szalenie. Wpatrujmy się jak apostołowie z pełnym zdumieniem w Mistrza i nie bójmy się świata, które za wszelką cenę będzie chciał wyrwać nam z serca miłosne spojrzenie Jezusa. Na zakończenie słowa św. Jana Chryzostoma mówiące o odwadze pierwszych uczniów: „Pominąwszy bowiem rzeczy ziemskie głoszą wszystko o rzeczach niebieskich, przedstawiając nam inny żywot, inny sposób życia, inne bogactwa i ubóstwo, wolność i niewolę, życie i śmierć, świat i urządzenia społeczne, wszystko zmienione… Pisma rybaków powstały, gdy ich ścigano, biczowano, gdy byli w niebezpieczeństwie…” Jeszcze jeden cytat, jako życzenie dla nas współczesnych, słowa św. Bazylego Wielkiego: „W myśleniu o Bogu nie bądźcie małostkowi, lecz z wielkim zrozumieniem rozważając to, co Jego dotyczy, tak mówcie o sprawach boskich, aby również ci, którzy są daleko od zbawienia, mogli usłyszeć słowo wasze dzięki przenikliwości nauki”- jednym słowem głoście Ewangelię z odwagą, bo zostaliście wezwani po imieniu, ukochani i przeznaczeni do misji czynienia świata choć odrobinę lepszym.

piątek, 16 stycznia 2015

Symbolika ikony Chrztu Pańskiego
ks. prof. Michał Janocha









Mk 2,1-12


Gdy Jezus po pewnym czasie wrócił do Kafarnaum, posłyszeli, że jest w domu. Zebrało się tyle ludzi, że nawet przed drzwiami nie było miejsca, a On głosił im naukę. Wtem przyszli do Niego z paralitykiem, którego niosło czterech. Nie mogąc z powodu tłumu przynieść go do Niego, odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się znajdował, i przez otwór spuścili łoże, na którym leżał paralityk. Jezus widząc ich wiarę rzekł do paralityka: „Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy”. A siedziało tam kilku uczonych w Piśmie, którzy myśleli w duszy: „Czemu On tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, jeśli nie Bóg sam jeden?” Jezus poznał zaraz w swym duchu, że tak myślą, i rzekł do nich: „Czemu nurtują te myśli w waszych sercach? Cóż jest łatwiej powiedzieć do paralityka: «Odpuszczają ci się twoje grzechy», czy też powiedzieć: «Wstań, weź swoje łoże i chodź»? Otóż żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów rzekł do paralityka: „Mówię ci: «Wstań, weź swoje łoże i idź do domu»”. On wstał, wziął zaraz swoje łoże i wyszedł na oczach wszystkich. Zdumieli się wszyscy i wielbili Boga mówiąc: „Jeszcze nie widzieliśmy czegoś podobnego”.


W teologii bardzo łatwo możemy zacząć o Bogu mówić językiem ludzkim. Jakoś wewnętrznie pojawia się poczucie nieadekwatności, ograniczoności względem Tego, który jawi się jako Tajemnica. Kiedy mówimy że Bóg cierpi w człowieku to poddajemy się pewnemu antropomorfizowaniu, jest to jednak antropomorfizm niezwykle bliski Ewangelii, zakorzeniony w wielkim współodczuwaniu Boga wraz z nami doświadczeń które są trudne, paraliżujące, stawiające człowieka w sytuacji „bez wyjścia”. „Oblicze  takiego Boga objawia się jeszcze wyraźniej w Jezusie, który lituje się nad ludźmi, wzrusza się i płacze widząc cierpienie spowodowane ludzką śmiercią… Zło i cierpienie dotykają samego Boga, który przezwycięża je bezbronną, ale zwycięską miłością”. Tajemnica Krzyża, dobrowolnego przyjęcia cierpienia w akcie miłości, staje się największą afirmacją osoby człowieka. Bóg wychodzi do sparaliżowanego człowieka, tak fizycznie jak i duchowo, aby krzyż cierpienia przemienić w poczucie sensu i spełnienia. Jezus zbawia… wyzwala i dokonuje uzdrowienia wnętrza człowieka od grzechu który penetruje serce. Dla Żydów tylko Bóg mógł odpuszczać grzechy, nikt inny… Dokonanie cudu uzdrowienia sparaliżowanego było zewnętrznym potwierdzeniem aktu miłości który dokonał się we wnętrzu chorego człowieka przez absolucję- Syn Człowieczy ma władzę odpuszczania grzechów. Ta władza Jezusowej miłości zostaje przekazana Kościołowi do posługi miłosierdzia. Jak powie św. Leon Wielki: „Wszystko to, co było widzialne w Chrystusie, przeszło do Sakramentów Kościoła”- do widzialnych znaków, niewidzialnej łaski. Za każdym razem kiedy kapłan wyciąga dłoń nad grzesznikiem, dokonuje się przywrócenie do łaski, dotknięcie miłością Jezusa która: uzdrawia, umacnia, podnosi na duchu. „Odpuszczają ci, się twoje grzechy”. Wstań z kolan i idź przez życie zdrowy.


 

czwartek, 15 stycznia 2015

Mk 1,40-45
Trędowaty przyszedł do Jezusa i upadając na kolana, prosił Go: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: „Chcę, bądź oczyszczony”. Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony. Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, mówiąc mu: „Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich”. Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.
 


Ewangelia ciągle stawia przed nami obrazy ludzi poranionych, zmiażdżonych chorobą, których życie na pierwszy rzut oka wydaje się rozsypane na kawałki. Bóg jest wrażliwy na cierpienie człowieka, przychodzi z uzdrowieniem do tych, którzy się źle mają…, których życie nie oszczędziło. Doświadczenie choroby dla wielu z nich będzie sprawdzianem wiary. Nie każdy ma w sobie tyle odwagi, aby uklęknąć i prosić o łaskę zdrowia. Jest wielu ludzi którzy w wyniku choroby stali się twardzi, zamknięci w sobie, na swój sposób zablokowani na wszystko i wszystkich. Choroba odebrała im sens życia… Wierzącym jest łatwiej zmierzyć się z bólem cierpienia. Nie szukają odpowiedzi dlaczego, ale wypatrują łatwiej nadziei na to, co będzie przed nimi. Nie ma poczucia pustki i rozgoryczenia, jest tylko łaska pogodzenia się z takim stanem rzeczy. „Trąd jest jedną z najstarszych i najstraszniejszych chorób znanych w dziejach ludzkości. Przemieszczał się w ciągu kolejnych wieków wraz z wędrówkami ludów, docierając do niemal wszystkich zakątków świata, zwłaszcza tam, gdzie panowały głód i nędza”. Do dziś te dwa czynniki uniemożliwiają całkowitą eliminację tej budzącej odrazę choroby. Pomimo tak szybkiego rozwoju medycyny, trąd stanowi ciągle niebezpieczną i trudną w leczeniu chorobę. Według statystyk przeprowadzonych przez środowiska lekarskie, co trzy minuty pojawia się na świecie nowy przypadek trądu. Od momentu zarażenia trądem do sytuacji w której następuje agonia, może taki stan człowieka trwać od 9 miesięcy do 15 lat. „Objawem są twarde obrzęki, bogate w bakterie. Mogą się one otworzyć, prowadząc do poważnych zniekształceń. Trąd atakuje głównie nos, uszy, dłonie, stopy. Nerwy zostają zniszczone przez bakterie, na skutek czego chorzy mają zaburzenia czucia lub nie mają go wcale. Jest to przyczyną powikłań, których skutki są często groźniejsze, niż sama choroba - następują oparzenia i zranienia, następnie zakażenia i ropienie ran, co powoduje stopniowy rozpad ciała. Stąd przyczyną śmierci są najczęściej powikłania wynikające z nie leczonego zakażenia ropnego”. Najczęściej osoby chore na trąd zostają poddane izolacji, odseparowane od swoich bliskich umierają najczęściej z braku pomocy medycznej lub z głodu. Sposób traktowania osób zarażonych od czasów Chrystusa niewiele się zmienił. W wielu środowiskach na Bliskim Wschodzie, osoby dotknięte tą przeraźliwą chorobą, uważane za nieczyste i dotknięte karą z wysoka, zostają skazane na powolną śmierć. Trędowaty z Ewangelii to człowiek nieczysty, jego nieczystość była uważana za skutek grzechu jego samego lub rodziny z której się wywodził. Chrystus przerywa ten fatalizm myślenia… dotyka cierpiącego człowieka, tym samym przełamując barierę nietykalności. Odbiera nieczystość która jak klątwa spoczywa na sparaliżowanym bólem i bezradnością człowieku. Jezus odbiera nieczystość tego człowieka, przywracając mu zdrowie a nade wszystko godność dziecka Bożego. Jest jeszcze jedna odmiana trądu, którą można nazwać infekcją duszy. Myślę sobie że duchowy trąd jest o wiele bardziej niebezpieczny, niż ten fizycznie niszczący; na zewnątrz niewidoczny ale w środku powodujący „gnicie duszy”. W dzisiejszej rzeczywistości żyje mnóstwo ludzi chorych na przewlekły rozkład wnętrza. Zarażenie przychodzi od grzechu który bagatelizowany i skutecznie wypierany z sumienia, staje się śmiertelnie niebezpieczny. Wielu ludzi nie chce słyszeć o chorobie ducha, tak bardzo zajęci są biegiem życia, poddaniem się wielu bodźcom duchowo toksycznym, iż sprawa osobistego zbawienie zostaje odsunięta na dalszy plan. To odsuwanie leczenia duchowego w konsekwencji grozi duchową śmiercią. Wielu nie zdoła  w porę pójść po rozum do głowy. Każdego dnia Bóg wysyła do nas komunikaty: zrób coś ze swoim życiem…, nawróć się…., dokonaj rewizji swojego życia…, zobacz jak wygląda twoje wnętrze…, jesteś smutnym egoistą widzącym tylko czubek własnego nosa… Tyle profilaktycznych sygnałów Bóg nam przesyła, sms… jak lekarstwa, a wielu mija kościół obojętnie, ostentacyjnie wzruszając ramionami i udając że wszystko jest ok. Nic nie jest ok ! Tu chodzi o Twoje zdrowie, zbawienie… prawdziwe życie. Pan mówi: kładę przed tobą- życie i śmierć- wybieraj !
 

środa, 14 stycznia 2015


Mk 1,29-39
Po wyjściu z synagogi Jezus przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. On podszedł do niej i podniósł ją ująwszy za rękę. Gorączka ją opuściła i usługiwała im. Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ wiedziały, kim On jest. Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił. Pośpieszył za Nim Szymon z towarzyszami, a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: „Wszyscy Cię szukają”. Lecz On rzekł do nich: „Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem”. I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy.
Uzdrowienie dzięki modlitwie nie jest czymś wyjątkowym czy nadzwyczajnym w historii chrześcijaństwa. Wielu powie że dzisiejsze czasy stanową swoiste przebudzenie charyzmatyczne i wydobycie tak wielu zakopanych przez wieki darów w posłudze miłości braci. Uzdrowienia dokonywały się już od początku, pierwsi chrześcijanie mieli ogromną świadomość jak wielką moc ma przywoływanie uzdrawiającej mocy Jezusa. Dzieje Apostolskie opisują jak po zmartwychwstaniu cień przechodzącego Piotra uzdrawiał tych którzy byli dotknięci chorobą. Wielu błędnie uważa, iż posługa uzdrawiania dzięki modlitwie wstawienniczej ma swój początek wraz z rozwojem odnowy charyzmatycznej, nic bardziej mylnego. Duch Święty nigdy nie był na urlopie mówiąc żartobliwie, nigdy nie pozbawił chrześcijan darów i charyzmatów. Zresztą do dzisiaj Ewangelie dają o tym wyjątkowe świadectwo: „Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą i ci odzyskają zdrowie”( Mk 16,17-18). Widać wyraźnie że ta obietnica jest ciągle aktualna. To słowa duchowej mocy które zostały złożone w sercu chrześcijańskich wspólnot, bez względu na wyznanie i struktury doktrynalne. Posługa uzdrawiania staje się jednocześnie znakiem rozpoznawczym wiarygodności wiary uczniów Chrystusa. Rozpoznania czy posługa miłości jest autentyczna: „Lecz Jezus odrzekł: „Nie zabraniajcie mu, bo nikt kto czyni cuda w imię moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami” (Mk 9,38-40). Cuda zawsze się dokonywały, dokonują się i będą nieustannie uobecniać zbawczą moc Chrystusa. Wszystko co dokonywał Pan, przeszło do posługi Kościoła. W dzisiejszej Ewangelii jest również scena uzdrowienia. Teściowe też miewają trudne chwile i czasami może rozłożyć je gorączka. Piotr miał teściową, jaki płynie z tego wniosek; nie był celibatariuszem. Poszedł za Jezusem, ale jak przypuszczam utrzymywał relacje ze swoimi najbliższymi, a na pewno utrzymywał kontakty z teściową. Gdyby tak nie było, to Chrystus nie zostałby poproszony aby pójść i ulżyć w chorobie cierpiącej kobiecie. Kobieta uzdrowiona przez gest Jezusa „podniósł ją ująwszy za rękę”. Mamy tu  charakterystyczny dla Pana obrzęd uzdrowienia- spojrzenie, dotyk, czasami towarzyszy temu wypowiedziane słowo – to nic innego jak wzorzec „modlitwy wstawienniczej”. Krzątanina teściowej i przygotowanie posiłku dla gości, świadczy jedynie o tym, że kobieta została w pełni uzdrowiona. Pewnie poderwała się z tego łoża boleści i z prędkością światła pobiegła aby przygotować wyśmienity posiłek dla Tego, który przywrócił jej zdrowie. Scena kapitalnie ilustruje sytuację człowieka przed uzdrowieniem i po uzdrowieniu. Pamiętam jak kiedyś w czasie nabożeństwa uzdrowienia modliłem się nad kobietą którą prosiła o uzdrowienie dla swojej córki. Jej dziecko leżało w domu dotknięte chorobą nowotworową. Kiedy modliliśmy się nad nią, w tym samym czasie, Bóg uzdrawiał jej córkę; poczuła ciepło przeszywające całe ciało, mrowienie w kościach. Po dwóch tygodniach przybiegła matka w euforii szczęścia, wykrzykując że jej dziecko jest zdrowe. Lekarze zrobili dokładne badania okazało się że choroba nowotworowa zniknęła z ciała dziewczyny. Co więcej nawet nie było śladu po przerzutach. Oddaje to jedno słowo- cud. Chrystus pochylił się nad swoim dzieckiem i przez posługę ludzi przenikniętych ufnością i wiarą dokonał uzdrowienia. Święty Tomasz z Akwinu powie: „Bóg może wpłynąć na porządek natury- przecież „porządek natury” sam w sobie jest nieustającym cudem”. Uzdrowienie jako działanie zbawcze wpisuje się w wielką pedagogię Boga. Dokonuje się to, abyśmy wierzyli i abyśmy wierząc mieli ufność w Jego nieogarnione miłosierdzie.



wtorek, 13 stycznia 2015

Zachęcam do wysłuchania krótkiej refleksji
ks. prof. Michała  Janochy
Ikona Bożego Narodzenia.


https://www.youtube.com/watch?v=x-LrEz8SxD4

shalom...


Człowiek poszukuje pokoju… w swoim sercu, egzystencji, relacji do innych ludzi. Wydaje się że to pragnienie towarzyszy każdemu  człowiekowi dobrej woli; bez względu na wyznawaną religię, światopogląd czy topografię życia. Pragnienie pokoju zostaje wypowiadane przez usta wielu ludzi: „Shalom”- „Salam alejkum” – „Pokój z wami”. Wypisane na ustach i w sercach ludzi zostaje jednocześnie tak łatwo marnotrawione, pozbawione duchowego sensu, zmiażdżone szaleństwem siejących zemstę fanatycznych mężczyzn i kobiet. Od kilku miesięcy jesteśmy obserwatorami dramatu który nabrzmiał w kontekście rozgrywającej się w Europie i poza jej granicami islamizacji życia. „Staruszka Europa” już przestała być młodą kobietą- rodzącą życie…, jest brzemienna śmiercią, nie potrafi poradzić już sobie z paraliżującą sytuacją, jest zainfekowana utopią postmoderny, wypłukana z wartości i fundamentów na których kiedyś stała mocno oraz przyzwoicie. Postępująca erozja która dotyka bezwzględnie wszystkich sektorów jej życia, od kultury po kryzys chrześcijańskich wartości, rodzi ogromny niepokój, lęk i bezradność. Zdekonstruowana i zalękniona próbuje spoglądać w przeszłość, ale nie ma już sił, aby się dźwignąć z kolan, ponieważ uszły z niej wszystkie witalne siły którymi kiedyś zapładniała życie społeczeństw… narodów. Produktem takiego stanu rzeczy jest dzisiejsza sytuacja, totalna destabilizacja dla wielu ludzi, kultury europejskiej i samego chrześcijaństwa które krok po kroku zostaje eksmitowane ze swojej kolebki życia.  Warto postawić pytanie za mądrym i przewidującym Papieżem „Europo, co zrobiłaś ze swoim chrztem ? Jakie będzie twoje jutro ? Chrześcijaństwo swoją biernością i obojętnością swoich wyznawców przyczyniło się do takiego stanu rzeczy… jest słabe jak nigdy dotąd. Wszystko zostało tak straszliwie skompromitowane, do tego stopnia że Kościół jest sądzony przez świat. Letniość chrześcijan doprowadziła w Europie do tak silnej ekspansji Islamu. „Chrześcijanie zrobili wszystko, aby wyjałowić Ewangelię; można powiedzieć zanurzyli ją w neutralizującym płynie. Stępione zostało wszystko, co uderzające, wykraczające poza zwyczaj, wstrząsające. Religia stała się nieszkodliwa, spłaszczona, grzeczna i rozsądna-  przez to niestrawna. Wspierające tę religię założenie: „Bóg nie wymaga aż tyle” pozbawia smaku sól Ewangelii. Ewangelia spotyka się z całkowitą obojętnością; rozbrzmiewa w pustce, przechodzi przez pustkę i nic jej nie zatrzymuje…” Chrześcijaństwo można kompromitować, deptać w ziemię z całkowitą i bezwzględną bezkarnością. Opluwać Chrystusa i wszystkie świętości. Można porwać Biblię w imię artystycznej wypowiedzi, w szyderczym i prześmiewczym amoku. Wykrzykiwać bezkarnie o Słowie Boga: „żryjcie to gówno”- przy jednoczesnym udawaniu, że nic się nie stało. A gdyby to był Koran ? Jeszcze dwadzieścia lat temu chrześcijanie po bratersku pomagali we Francji (podobnie w Niemczech ) adaptować się całym rzeszom emigrantów muzułmańskich. Wyciągali do nich ręce z pomocą, wykonywali życzliwe gesty, wspierali… pomagali zachować własną kulturę i religię. Dzisiaj w podziękowaniu otrzymują terroryzm…  Wypaczona współczesna kultura która nieustannie wyśmiewa symbole chrześcijańskie, osobę Chrystusa, dzisiaj staje przed sądem ludzi z zewnątrz- „przyjaciół” będących pośród nas. Może tak ma być ! Wielu ludzi z wewnętrznym poruszeniem i lękiem śledzi napięte relacje pomiędzy wyznawcami religii. Media i ikonosfera jest nabrzmiała od drastycznych scen które w imię religii dokonują się prawie na naszych oczach. Dżihad- dla wielu ludzi stał się nie tylko echem historycznego przynaglenia do walki z wrogami, ale rzeczywistością wcielonej agresji która rozgrywa się już tu i teraz. Jesteśmy świadkami dramatu cierpienia niewinnych ludzi, pozostawiających swoje domy z obawy o własne życie. Religia którą posługuje się zręcznie grupa fundamentalistów, stała się instrumentem siania terroru i anektowania ludzkich sumień. Z niezwykłym okrucieństwem wprowadza koraniczne wezwanie do rozlewu krwi niewiernych: "zabijajcie bałwochwalców, tam gdzie ich znajdziecie" (Koran IX, 5). Walka o rząd dusz trwa, rozlewa się krew niewinnych i pragnących wolności ludzi. Rozbrzmiewa dzisiaj ogromne wołanie o pokój, nade wszystko w ludzkich sercach. Rozdarte serca ludzkie i wylane łzy jak rzeka przepływają stając się znakiem sprzeciwu. Chrześcijaninie i muzułmanie którzy mówią my tacy nie jesteśmy, noszą w sobie pragnienie pokoju- w nagrodę doświadczają ucisku i niesprawiedliwości. My chrześcijanie każdego dnia w wydarzeniu największej miłością jaką jest Eucharystia zanosimy do Boga błaganie: „Wybaw nas Panie, od zła wszelkiego i obdarz nasze czasy pokojem. Wspomóż nas w swoim miłosierdziu, abyśmy zawsze wolni od wszelkiego zamętu, pełni nadziei oczekiwali przyjścia naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa”. Chyba coraz bardziej sobie uświadamiam prawdę, iż Chrystus musi wziąć człowieka w obronę przed nim samym. On jest naszym Pokojem. Imieniem każdej religii powinien być pokój. „Pokój jest darem delikatnym i kruchym, Religia powinna łączyć a nie dzielić, powinna uczyć wzajemnego zrozumienia oraz poszanowania różnorodności”. Powinna na nowo z większą świadomością być wypowiedziana słowami św. Franciszka z Asyżu modlitwa o pokój, ogarniająca każdego człowieka: „O Panie, uczyń z nas narzędziami Twojego pokoju. Abyśmy siali miłość tam, gdzie panuje nienawiść; Wybaczenie tam, gdzie panuje krzywda; Jedność tam, gdzie panuje zwątpienie; Nadzieję tam, gdzie panuje rozpacz; Światło tam, gdzie panuje mrok; Radość tam, gdzie panuje smutek. Spraw abyśmy mogli, Nie tyle szukać pociechy, co pociechę dawać; Nie tyle szukać zrozumienia, co rozumieć; Nie tyle szukać miłości, co kochać; Albowiem dając, otrzymujemy; Wybaczając, zyskujemy przebaczenie, A umierając, rodzimy się do wiecznego życia..” Niech pokój będzie w ludzkich sercach !