niedziela, 31 lipca 2022

Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił. Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światłości. Ja też wam powiadam: Pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy [wszystko] się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków (Łk 16,8-9). Przypowieść o nieuczciwym zarządcy należy do najbardziej enigmatycznych tekstów Ewangelii. Powodem tego stanu rzeczy jest niejasność i pewnego rodzaju- obca nauczaniu Jezusa pochwała nieuczciwości w osiągnięciu jakiegoś konkretnego celu. Mądrość i przesłanie Mistrza możemy zrozumieć w kontekście zbawienia i perspektywy Królestwa Bożego. „Życie tu na ziemi dane jest człowiekowi po to, żeby dłonią wolnej woli i mocą Bożej łaski wypracował wieczne zbawienie”(św. Jan Kronsztadzki). Czasami pokrętna, sprytna i pełna inwencji zapobiegliwość o sprawy codzienne, równie intensywnie powinna się przekładać na pragnienie osiągnięcia wieczności i głębię przeżywanej wiary. Możemy to dostrzec w nieuczciwym rządcy. „Przebiegłość tego człowieka polega na tym, że znalazłszy się w krytycznym położeniu (zwolnienie z pracy) nie liczył na jakiś przypadek, nie czekał z założonymi rękami na nieuniknione; pomyślał, szybko przeanalizował możliwe rozwiązania- praca fizyczna ?, żebranie ?- i znalazłszy to właśnie zdecydowanie wcielił w czyn”(R. Cantalamessa). Trzeba być inteligentnym i potrafić reagować szybko na zaskakującą i najbardziej patową sytuację. „Chcąc wyjść cało z opresji, zastosował sprytny wybieg, licząc na to, że gdy zostanie pozbawiony zarządu przez dotychczasowego pana, przyjmą go ci, którym zmniejszył należne długi”(H.U. Balthasar). Ciężar kryzysu potrafi zaktywizować do działań nieprzeciętnych; przekuwając sytuację z pozoru dramatyczną w biznesowy sukces. Zdumiewająca jest ta postawa w której Chrystus nie tyle akceptuje oszustwo, co nagradza postawę roztropności. To przesłanie dla chrześcijaństwa, aby nie bali się ryzykować i z odwagą- w którą może być wkalkulowany błąd- brali sprawy w swoje ręce. „Być może będziemy musieli „przeżyć straszne doświadczenie pozornej utraty wiary, po to właśnie by nasza wiara mogła doznać całkowitego wzrostu”- pisał T. Merton. Przerażająco praktyczny człowiek naszej egzystencji nieustannie oblicza zyski i straty, nie zastanawiając się, że jego życie może stać się częścią ewangelicznej przygody wiary- ku życiu wydartemu z hipokryzji, narcyzmowi i przygniatającej duszę sile pieniądza. Chrześcijaństwo potrzebuje przezornych i potrafiących od czasu do czasu kombinować geniuszy wiary, aby świat wokół nie stał się bezduszną korporacją przygnieciony ciężarem posiadania istot. To heroiczny wysiłek otwierania świata na zbawienie które daje Bóg.

sobota, 30 lipca 2022

Pierwszy miesiąc wakacji stopniał niewyobrażalnie szybko. Pochłonęła mnie lektura Ojców Kościoła, Dostojewskiego i praca nad książką poświęconą rumuńskiemu rzeźbiarzowi jakim był Constantin Brâncuși. Jako przerywnik wbrew obiegowej niechęci wobec rosyjskiej kultury, studiowałem z ciekawością dziecka obrazy Lewitana, Riepina, Kramskoja. W rzeczywistości w której wszystko wrze od nadmiaru komunikatów i zmiennych, pozostaje jedynie cierpliwie czekać na upragniony przez wielu spokój i błogosławioną chwilę wytchnienia od tego, co dzieje się na Ukrainie i zewnętrzności lęków które w jakiś sposób sparaliżowały strukturami świata. „Cały bezpłodny zamęt tego, co na powierzchni”- pisał w Poczcie na południe Saint-Exupéry. Grzech wojny ma zawsze reperkusje społeczne; dotyka wszystkich i nie pozostawi nic takim jakim było. Człowiek istnieje świadomie i czuje się w swojej bezradności obowiązek troski o wszystko. Pomimo niemożliwości zrobienia zbyt wiele, zamyka w słowach modlitwy błaganie o uzewnętrznienie dobra i pokoju. Przecież żyją na świecie ludzie którzy żyją w pokoju z własnym sumieniem ! W zalewie fluktuacji nastrojów, można nieść wiarę w piękno i szlachetność człowieka. W przypływie tego przeświadczenia przenika duszę błogość. Chwilę w jakiej osiąga się odrobinę świętego spokoju można postrzegać w kategorii cudu. Z perspektywy czasu postrzegam dziejące się wydarzenia obok mnie ( rzecz jasna których jestem częścią) z większą wiarą i ufnością. „Drogą ewolucji prowadzi Bóg człowieka do miłości doskonałej”(A.D. Bielajew), Nawet najbardziej dramatyczne sytuacje dziejące się na ekranie telewizora, niosą ważne przesłanie dla tych, którzy wygodnie rozsiedli się w fotelach i czują się nieporuszonymi obserwatorami spektaklu lawinowo dziejących się katastrof: od pandemii po wojnę i głód w krajach trzeciego świata. W opowieści chasydów Bubera odnalazłem mądre i głębokie pouczenie o sensie rzeczywistości widzianej z perspektywy jutra. „Czemu milczysz, Mistrzu, widząc tyle nieszczęścia”- pytał pewnego mędrca zdruzgotany dziejącymi się obok niego sprawami człowiek. Rabbi odparł z właściwym dla siebie spokojem: „Widzimy w niebie że wszystko, co wam się wydaje złem, jest dziełem łaski.” To trudna katecheza dla tych którzy mają łatwość postrzegania wszystkiego w czarnych barwach; pesymistach upatrujących we wszystkich „zmierzch jutra” i nadejście apokaliptycznej pożogi. Pomimo wszystko, dialektyka i paradoks wiary przerastają domenę płochych spekulacji i obaw, osadzając człowieka w pewności której nikt poza żywym Bogiem nie potrafi ofiarować. Chrystus każdego zstępuje w otchłań świata, czyniąc go miejscem świetlistym i zrehabilitowanym w miłości. Oddaję głos świętemu Sylwanowi z Góry Atos: „Dobry Boże, świat zmierza ku upadkowi, lecz Ty otwierasz mi drogę do życia wiecznego. Panie, nie mogę pójść tam sam, cały świat musi Cię poznać.”

wtorek, 26 lipca 2022

Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie ? (Łk 18, 8). Pytanie tak postawione lekko paraliżuje, żeby nie powiedzieć iż mrozi krew w żyłach. Rezonuje ono poza sceptycyzmem światopoglądowym i uwierającymi umysł wentylami bezpieczeństwa które reprodukuje człowiek, aby nie być zbytnio zakłopotanym przyszłością. Noszę w sobie głębokie przekonanie że żyjemy w czasie apokaliptycznym, a wyraża to bezgłośny język milczenia będący w opozycji do rozkrzyczanego i rozdartego podziałami świata. „Przeminą rzeczy widzialne i przyjdzie to, na co czekamy i co jest piękniejsze”(Orygenes). Od teologa wymaga się przenikliwej czujności i trzymania ręki na pulsie; otwartych oczu serca i wyczuwania sejsmiczności pod powierzchnią historycznie dziejących się wydarzeń. Nie chcę zaklinać jutra słowami lecz widzieć rzeczywistość w szerszej optyce- perspektywie rezonującej wewnątrz naszego świata wieczności. „Pokora zabrania czuć się „zbawionym,” natomiast sprawia, że nieustannie myśli się o zbawieniu innych. Dusza zajmuje się przede wszystkim losem Boga w świecie, odpowiedzią, jakiej Bóg oczekuje od człowieka. W widzeniach mistyków Bóg pojawia się jako istota opuszczona i cierpiąca w swojej zranionej miłości. Jeżeli coś trzeba w świecie ocalić, to nie przede wszystkim człowieka, ale miłość Boga- pisał P. Evdokimov. Chodzi zatem o synergię miłości, przeistoczenie w niej kruchego i osłabniętego niemożnością kochania bytu. „Zbawić siebie- to nie znaczy umrzeć dla tego świata i przejść w świat inny, zbawić siebie- znaczy przeobrazić ten świat, żeby nie panowała nad nim śmierć, żeby wszystko, co żywe, w nim zmartwychwstało” (M. Bierdiajew). Sołżenicyn powiedział przed wielu laty, że główne nieszczęścia współczesnego świata wynikają z poglądu nakazującego traktowanie śmierci jednostki jako kresu całego kosmosu. Prawdziwy kryzys to erozja miłości ! Jeżeli człowiek całkowicie napełni się miłością, to cóż mogą mu dać inni ? W Cherubinowym wędrowcu Angelus Silesius powie: „Bóg jest nicością czystą, nie zna tu i teraz: Im chwytasz Go usilniej, tym bardziej ucieka.” Tylko język mistyki potrafi pokazać pełną przygód i wyborów drogę, aby ostatecznie doświadczyć bliskości i obecności Kogoś, kto jest absolutną miłością i zbawieniem. Nie jest to ścieżka poetyckiego dumania, ale rzeczywisty wysiłek człowieka wydzierającego się światu i pędzącemu na oślep ku podrywającemu duszę spełnieniu w Nim. „Nawyk logicznego myślenia zabija fantazję”- przekonywał Szestow i tym samym wskazywał na rolę poznania poza racjonalnego- być może już z gruntu mistycznego. Ciągle powraca do mnie fenomen „Innego” który wyraził Rimbaud: „Je est un autre.” Być może całe życie będzie mozolnym poszukiwaniem tego Innego. W tym zawiera się dynamizująca umysł, ducha i duszę siła czyniąca z istoty ludzkiej- homo Paschalis- człowieka przejścia. W wierszu Pasierba odkrywam splot teologalnych przesłanek: „Wiem, że Twoje Królestwo jest ziarnem bo mnie rozdziera gdy rośnie. Wiem że jesteś Światłem bo nic nie widzę. Wiem że jesteś Drogą nie wiem dokąd idę. Wiem że jesteś Życiem przecież umieram.”

niedziela, 24 lipca 2022

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Poznacie ich po ich owocach. Czy zbiera się winogrona z ciernia albo z ostu figi? Tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, a złe drzewo wydaje złe owoce. Nie może dobre drzewo wydać złych owoców ani złe drzewo wydać dobrych owoców. Każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, zostaje wycięte i wrzucone w ogień. A więc: poznacie ich po ich owocach» (Mt 7,15-20). Chrystus stawia przed każdym człowiekiem trudne zadanie rozróżnienia dobra i zła. Jedno jest pewne, każde drzewo wydaje owoc. Ten fragment Ewangelii w ustach niepoważnych ludzi, okopanych w bastionach swojej pewności, może stać się łatwym tworzywem do oskarżenia innych o bycie fałszywymi prorokami; wyjałowionymi glebami i uschniętymi drzewami na których wiszą „spleśniałe jabłka”. W średniowieczu muzułmańscy myśliciele interpretując dzieła Platona, przypisywali mu ideę, że człowiek podobny jest do odwróconego drzewa. Wszystko wydawało się odwrócone, korzenie pną się ku górze, a gałęzie chylą się ku ziemi. Co to może oznaczać ? Czy świat odwrócony często w ludzkich oczach, ma być w ten sposób postawiony z powrotem na nogi ? A może chodzi tylko o zmianę horyzontu widzenia, myślenia- aby dostrzec, iż przez drzewo przechodzi energia życia. Biblia powie, że człowiek jest jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą (Ps 1,3). Każdy człowiek nosi w sobie, podświadomie zaszufladkowaną głęboko w duszy tęsknotę za Rajem- miejscem spokoju, harmonii i widoku drzewa, w którego cieniu można się schronić. Przypomina mi się film Andrzeja Tarkowskiego pt. Ofiarowanie. Dwa razy pojawia się motyw drzewa. Na początku główny bohater podlewa drzewo, które już wyschło (obumarło), opowiadając przy tej czynności synowi apoftegmat zaczerpnięty z ojców pustyni. Historię o pewny głęboko wierzącym starcu, który był szczerze przekonany iż kołek włożony w ziemię może wypuścić gałęzie i się zazielenić. Drugi raz motyw drzewa pojawia się w scenie otwierania obrazu Leonarda da Vinci Pokłon Trzech Króli. Kamera przechodzi powoli przesuwając się w górę, ukazując poszczególne partie malarskiego dzieła. Możemy dostrzec Dziecię na rękach Marii, w tle widać ludzi- wszyscy chronią się pod gałęziami drzewa. Sucha ikebana i drzewo Leonarda, stanowią metaforę życia człowieka- rozpiętego pomiędzy życie i śmiercią, obumieraniem i zmartwychwstaniem, fałszem i prawdą. Powróćmy do Ewangelii. Kim jest zatem fałszywy prorok ? Fałszywy prorok to ktoś, kto sprytnie zafałszował tęsknotę za Rajem. Używając słowa Raj, podpinam wszystko, co najbardziej interesujące i wzbudzające fascynację (prawda, miłość, piękno, pokój wewnętrzny, harmonia…) całą litanię pozytywnych skojarzeń które mieszczą się w tych słowach kluczach. Fałszywy prorok to dewastator doskonałej symfonii Boga. Ktoś kto świadomie dokonuje zaciemnienia, zafałszowania prawdy, podając się za kogoś kim naprawdę nie jest. Tacy ludzie próbują wmawiać innym, że Bóg milczy a świat jest Mu totalnie obojętny. Nieszczęśnicy, nie potrafiący zrozumieć, że milczenie Boga- może być Jego największym krzykiem. Dzisiaj proroctwo świata nie polega na negacji istnienia Boga, ale na wmówieniu, że bez Niego można sobie poradzić- być prawdziwie wolnym, nieskrępowanym żadnymi zasadami- religijnymi zakazami i nakazami. Tu chodzi o wszechobecną obojętność, której kolejnym etapem jest nadbudowana niewiara. „Ateizm jest szaleństwem dotykającym niewielu”- pisał św. Augustyn. Ale nie przewidział, że pojawi się coś o wiele bardziej niebezpiecznego i przybierającego twarz trudną do rozszyfrowania. Dzisiaj tak wielu przyjmuje sympatyczną postawę, a wraz za socjotechnicznymi chwytami schowane jest kłamstwo i manipulacja. „Sam jeden mogę przeciwstawić Bogu królestwo, nad którym Bóg nie ma żadnej władzy- to piekło… Jeżeli człowiek nie rozumie piekła, to dlatego, że nie zrozumiał własnego serca” (M. Jouhandeau). Rozpocząłem to rozważanie od symbolu drzewa. Już samo słowo symbol, oznacza z języka greckiego tyle, co „zestawiać razem”. Chodzi o scalenie dwóch części, komplementarność. Chrześcijanin to człowiek scalony, zintegrowany wewnętrznie, zrodzony w ogniu prawdy, którą objawia nikt inny jak tylko Bóg Ojciec przez swojego Syna w mocy Ducha. Nie dajmy się zwieść fałszywym prorokom. Ufajmy Bogu i nasłuchujmy własnego serca !

środa, 20 lipca 2022

Wielu ludzi pomarło od wód, bo stały się gorzkie (Ap 8, 11). Żyjemy w świecie „baumanowskiej płynności” i „politycznej poprawności” którą bez większego oporu można porównać do mikrosystemów totalitarnych. Wszystko jest zmienne, relatywne, pozbawione zakorzenienia, efemeryczne i poddane coraz to nowym zachciankom człowieka „końca historii”(Fukuyama). Rzeczywistość w której, jak pisze Sloterdijk, dokonuje się „masowa produkcja ostatniego człowieka.” Przerażające są te konstrukcje myślenia i próba transponowania tej wizji świata i uwikłanego w nim człowieka. Można tu dostrzec jaką podskórnią próbę maskowania przestrzeni rozpaczy, tym samym przestając być dzieckiem wolności, a stając się jedynie trybikiem masowej, kolektywnej konsumpcji dóbr; eksploatacji siebie w przyjemności. „Nowy człowiek” to hasło było niesione na purpurowych sztandarach bolszewickich rewolucji deptając na sposób totalny człowieka i jego wolność. Rewolucja „totalnej przemiany” to chwytne hasło po które sięgają zręcznie politycy, sugerując, że powierzone im poparcie pozwoli stworzyć podwaliny „lepszego świata” z wielką łatwością wyrzucającego zasady chrześcijaństwa na śmietnisko zmurszałej historii. Co w takim razie przyjdzie po religii ? To pytanie ważkie wokół którego oscyluje pytanie o człowieka i jego zawiły problem wolności. W Iluzjach demitologizacji dość zaskakująco jak na myśliciela identyfikującego się z marksizmem, symptomatycznie pisał Kołakowski: „po stuleciach wzrostu oświecenia budzimy się nagle pośród zamętu umysłowego i moralnego; coraz większym lękiem napawa nas widok świata, który zaprzepaścił swoje dziedzictwo religijne i nasz lęk jest dobrze usprawiedliwiony. Miejsce rozwianych mitów zajmuje częściej nie oświecona racjonalność, lecz jej przerażające świeckie karykatury i substytuty.” Nasz świat jest coraz bardziej wyjałowiony i głodny wartości, które w żaden- nawet najbardziej atrakcyjny sposób nie są w stanie wypełnić różnego rodzaju zamienniki. Kiedy się zdepta religię z jej fascynującą kulturą wyobraźni, wtedy pozostaje ogłupienie i pustka. Wielu przestało ufać Chrystusowi, a czeka niecierpliwie na Antychrysta. Bezwarunkowa ufność w świat i jego multiplikowane bożki, sprawia że człowiek staje się kruchą trzciną- pomimo idiotycznego buntu i zagubienia- smaganą powiewem zstępującego poza kategoriami czasu Ducha. „Martwy Bóg” jest jedynie intelektualną wymówką ludzi leniwych, bezideowych, wewnętrznie wyjałowionych; zagubionych dzieci postnowoczesnej dżungli. Era „zaćmienia Boga” jak trafnie oddaje to intuicja Bubera. Pomimo tych szaleństw chropowatej codzienności dla chrześcijaństwa Bóg jest nieustanną przygodą, porywem duszy, mistycznym rozkochaniem, drogą ku spotkaniu i przebóstwieniu. On jest fascynujący, nawet jeśli wokół dokonuje się szaleństwo absurdu i wyparcia, negacji i duchowego samobójstwa. Powraca mi pełne spokoju i radykalnej pewności, wyznanie Dostojewskiego: „Ów symbol jest bardzo prosty, oto on: wierzyć, że nie ma nic piękniejszego, rozumniejszego, odważniejszego od Chrystusa i z żarliwą miłością powiadać sobie, że nie tylko nie ma, lecz że być nie może. Więcej, gdyby ktoś mi udowodnił, że Chrystus jest poza prawdą i rzeczywiście byłoby tak, że prawda jest poza Chrystusem, to wolałbym pozostać z Chrystusem niż prawdą.” Bóg, a nie świat jest największym źródłem wolności człowieka.

niedziela, 17 lipca 2022

W owym czasie, gdy znowu wielki tłum był [z Nim] i nie mieli co jeść, przywołał do siebie uczniów i rzekł im: «Żal Mi tego tłumu, bo już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. I jeśli ich puszczę zgłodniałych do domu, zasłabną w drodze, bo niektórzy z nich przyszli z daleka». Odpowiedzieli uczniowie: «Jakże tu na pustkowiu będzie mógł ktoś nakarmić ich chlebem?» Zapytał ich: «Ile macie chlebów?» Odpowiedzieli: «Siedem». I polecił tłumowi usiąść na ziemi. A wziąwszy siedem chlebów, odmówił dziękczynienie, połamał i dawał uczniom, aby je podawali. I podali tłumowi. Mieli też kilka rybek. I nad tymi odmówił błogosławieństwo, i polecił je rozdać. Jedli do syta, a pozostałych ułomków zebrali siedem koszów. Było zaś około czterech tysięcy ludzi. Potem ich odprawił (Mk 8,1-9). Człowiek już tak ma, jest wiecznie spragnionym znaków, doznań, nadzwyczajnych sytuacji, które wprawią go w zakłopotanie. Nie jesteśmy innymi ludźmi, niż ci którzy domagali się od Chrystusa znaków. My też potrzebujemy „chleba”, który nakarmi nasz ograniczony intelekt, wypełni serce i pozwoli napełnić płuca powiewem transcendencji. Człowiek jest niezwykle zainteresowany sferą ducha, nawet jeśli pół świata próbuje z niego zrobić oświeceniowego prześmiewcę religii. Jezus nie pozostaje obojętny na ludzkie pragnienie zobaczenia, dotknięcia, skondensowania swoich myśli na czymś przekraczającym szarą codzienność. Pozostawia siebie w „znaku” chleba. Oczywiście kiedy używam słowa znak- to mam na myśli rzeczywistość o wiele głębszą, niż tylko coś, co zostało oznaczone. „Jam jest chleb życia”- nie zrozumieją tych słów pobożni Żydzi. Jest taki moment w filmie Pasja, kiedy to fałszywi świadkowie zeznają przeciwko Jezusowi, i jedno z fałszywych oskarżeń było następującej treści- „on mówił, abyśmy zjedli Jego ciało”. Zrozumienie przez tych ludzi słów Jezusa, zakrawało tylko na jakiś religijny kanibalizm. Nic nie zrozumieli z tego przesłania. Dopiero uczniowie w Wieczerniku i po wydarzeniu zmartwychwstania, zrozumieją w pełni znaczenie tych słów. Wielu z chrześcijan współczesnych ma ogromny problem z Eucharystią. Z pomocą przychodzą na słowa św. Jana Chryzostoma, próbujące nieporadnie ogarnąć tajemnicę przeistoczenia chleba i wina. „To nie człowiek sprawia, że dary stają się Ciałem i Krwią Chrystusa, ale sam Chrystus, który został ukrzyżowany. Kapłan reprezentujący Chrystusa wypowiada te słowa, ale ich skuteczność i łaska pochodzą od Boga”. Według pięknego określenia św. Ireneusza, liturgia to kielich syntezy, już nic większego i pełniejszego w Bożej ekonomii nie może się wydarzyć. Eucharystia- zapowiedziany Chleb Życia- wprowadza nas wobec Trzech Osób Boskich, dlatego każda celebracja rozpoczyna się od znaku krzyża i wezwania tych Osób. Stajemy naprzeciw Boga. Stworzenie staje z darami, naprzeciw Stwórcy. Lex credendi z teologii wyprowadzonej z refleksji Ojców Kościoła przeszło do liturgii, stając się lex orandi. Wyrażają to słowa Evdokimova: „Duch Święty spoczął na człowieczeństwie Chrystusa, przebóstwionym i przenikniętym Bożymi energiami. Eucharystyczna Pięćdziesiątnica pozwala przyjmować w komunii chwalebne Ciało Pańskie, a Duch Święty, jeszcze „za zasłoną” wyraża przebóstwienie człowieka, jego udział w Chrystusie Pantokratorze”. Tu dotykamy znaków przez które w sposób najbardziej pełny, Bóg objawia cud swojej obecności- „Jestem z wami po wszystkie dni”.

czwartek, 14 lipca 2022

Ale czy zmarły ożyje ? Czekałbym przez wszystkie dni mojej walki, aż ta chwila nadejdzie (Hi 14,14). Wołanie biblijnego Hioba rozbrzmiewa z odmętów dziejów. „Księga Hioba jest cudem, bo w doskonałej formie wyraża myśli, jakie w ludzkim umyśle mogą powstać tylko pod torturą bólu nie do zniesienia- pisała S. Weil- ale które wtedy są bezkształtne i rozwiewają się, tak że nie da się ich odtworzyć, kiedy ból ustaje.” Po okropnościach XX wieku powinniśmy być przekarmieni obrazami cierpienia, zniszczenia i masowych eksterminacji. Paradoksalnie wcale tak nie jest. Dwa wielkie systemy totalitarne: nazizm i komunizm- niczym gwałtowny podmuch śmierci rozerwały na strzępy historię i wyryły się w pamięci na tyle mocno, że nie sposób o nich zapomnieć. Historia nieustannie zasiada na ławie oskarżonych ! Iluzją jest przekonanie, że współczesność w której jest nam dane egzystować wolna jest od prawa cierpienia; od stłumionego pod gruzami walących się domów, krzyku bezbronnych i wydanych na łaskę nadziei ludzi. Statystyka w której naprzemiennie przesuwają się liczby ofiar jest zbędna dla tych, którzy posiadają choć odrobinę rozwiniętą wyobraźnię „Umierająca lub nie, ale niezawodnie zagrożona Europa nie myśli już o sobie słowami wolności, ale słowami losu”- odgrzewam od zapomnienia i wypłowienia słowa Malraux. Dobrze czujemy, że odpryski zamierzchłej mądrości się nie przedawniają. Bolesna prawda jest taka, że lekcja z historii poprzedniego stulecia się nie przedawniła. Wielka machina produkcyjna śmierci uruchomiona przez Niemców w czasie II Wojny Światowej pozostawiła wiele niezatuszowanych, a ciągle odkrywanych przez dzieci ofiar śladów. „Piekło jest drwiną, która szydzi z wszystkich.” Na zrównanych z ziemią i programowo ścieranych z powierzchni ziemi obozów koncentracyjnych, pozostaje fetor śmierci tak dokuczliwie paraliżujący zmysły. Wiatr przenosi swym tchnieniem partykuły wspomnień i doznanych krzywd. Kilka dni temu media obiegła wiadomość o odkryciu ponad siedemnastu tysięcy ton ludzkich prochów pod Działdowem. To ślady niemieckiego ludobójstwa na Polakach. Skala eksterminacji mrozi krew w żyłach. Ciała złożone w dołach, polane benzyną i spalone, a następnie resztki zmielone i przykryte hałdami piachu. Precyzyjna niemiecka robota ! Takie obrazy przenoszą zbiorowa wyobraźnie do miejsc gdzie człowiek był numerem- podgatunkiem nie mającym prawa oddychać; robakiem którego można rozdeptać. Nawet po zadanej i bezsensownie spadającej śmierci, człowiek był materiałem recyklingowym. Pisze o tym niezwykle realistycznie Borowski: „Jak umrzesz- wyrwą ci złote zęby, już poprzednio zapisane w księgi obozu. Spalą, popiołem posypią pola albo osuszą stawy. Co prawda marnotrawią przy spalaniu tyle tłuszczu, tyle kości, tyle mięsa, tyle cierpienia ! Ale gdzie indziej robią z ludzi mydło, ze skóry ludzkiej abażury, z kości ozdoby.” Tak przerażającą i wypieraną z pamięci tych którzy przeżyli historię, trzeba na nowo przypominać. Nie możemy zapomnieć, że nasz najbliższy sąsiad wymordował kilkanaście milionów Polaków i w żaden sposób nie zadość uczynił temu całemu złu. Niemcy, naród o tak wyrafinowanej kulturze intelektu, okazał się tak „czystym, że chciał wyczyścić pół świata.” Ktoś powie, że to rozdrapywanie ran lub sypanie piaskiem po oczach. To nieprzyzwoity spektakl na którego deskach ciągle można dostrzec niezabliźnioną ranę pamięci. Być może jestem arogancki w tym odkrywaniu mogił przeszłości, choć to jedyna droga do jakieś trudno pojmowalnej wolności wyzwolonej z obłędu cierpienia. Filozofia głębi Zła wymagająca głębokiego namysłu i rachunku sumienia. Camus zapisał w swoich Notatkach: „Jest tylko jedna wolność- dojść do ładu ze śmiercią. Gdy, się to uda wszystko jest możliwe.” Chrześcijaństwo zanurzone w liturgii, powie o odkupieniu pamięci i przebaczeniu. Rodzącej się w konwulsji miłości, rzeźbiącej nawet na najbardziej zwyrodniałej twarzy- obraz zagubionego w złu brata. Cierpienie przywołanych od zapomnienia ofiar, jest wielką tajemnicą Krzyża. Na odchodne pozostają słowa nadziei które Dostojewski włożył w usta Braci Karamazow: „Na pewno zmartwychwstaniemy, na pewno się zobaczymy i wesoło, radośnie opowiemy sobie nawzajem, co było.”

niedziela, 10 lipca 2022

Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj!; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: Raka, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: "Bezbożniku", podlega karze piekła ognistego. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj! (Mt 5,21-24). Dzisiejsza Ewangelia przedstawia jedną z najtrudniejszych decyzji jaką musi podjąć człowiek. W przekonaniu Jezusa tą rzeczywistością uzdrowienia relacji jest odwaga zdobycia się na pojednanie. Poddać się osądowi własnego sumienia i wykrzesać w sobie siłę do uznania własnej nieprawości i porzucenia gniewu, tak aby najbardziej dramatyczna sytuacja mogła zostać przesłonięta miłością. Mistrz próbuje nas przekonać, że dla człowieka wiary nie istnieje wróg- istnieje jedynie zagubiony, połamany przez różne okoliczności życia brat. Moim bliźnim jest nawet ten który przykłada mi lufę karabinu do głowy. To trudna pedagogia miłości ! W świecie który tak intensywnie żyję żądzą odwetu i odpowiedzią śmierci na zadawaną śmierć. Jakże to zamknięte koło nienawiści rozmija się z pragnieniem Jezusa; Jego wyobraźnią miłosierdzia. Ktoś może się oburzyć na moje słowa i stwierdzić, że są wyidealizowane i gruntu przesadne. Nadstawiać policzek oprawcom i utrwalać w nich poczucie, że dotyka ich przebaczenie, to akt szaleństwa. Tak dedukuje świat posługujący się prawem zemsty. Przypomina mi się w tym miejscu dramatyczne wyznanie Osipa Mandelsztama w kontekście czystki komunistycznej: „Znalazłem się w sytuacji psa… mnie nie ma. Jestem cieniem. Mam tylko prawo umrzeć.” Chrześcijanin ma zrobić wszystko, aby nie przelała się krew. Ma udowodnić, że w świecie użytecznych idiotów z karabinami nie ma miejsca na człowieczeństwo lecz jedynie zezwierzęcenie. Zagadnienie przemocy i wojny przez całe wieki historii wydaje się trudne do udźwignięcia. Jak przysłuchuję się w mediach tej całej kazuistyce opakowanej w chrześcijańskie przesłanki dotyczącej wojny rzekomo usprawiedliwionej, to skręcam się wewnętrznie i mam wrażenie, że cofamy się poza Ewangelię którą tak zręcznie komentujemy na własny i nie zawsze dobry użytek. „Zbyt wiele razy w historii sumienie stało się wspólnikiem wojny, gdyż z wolna utraciło swą wewnętrzną odporność. Jeżeli wewnątrz, w sercu, w duszy, w sumieniu, nie będziemy ludźmi pokoju, nigdy nie zawrzemy pokoju. Pierwszym rozbrojeniem jest rozbrojenie sumienia w wszelkich uprzedzeń, rozbrojenie serca. Tam gdzie każdy z nas nosi beczkę prochu, która zawsze może zostać podpalona”- pisał U. Vivarelli. Coraz częściej w kontekście dziejącej się na oczach świata wojny na Ukrainie, próbuję sobie wyobrazić całkiem odmienny scenariusz tych wydarzeń. Zamiast oporu, kwiaty w rękach kobiet i dzieci. Czołgi z rosyjskimi żołnierzami przywitanymi nie jak wrogowie lecz słowiańscy bracia. Być może w tej perspektywie, kolejny dzień by się okazał mniej katastrofalny, niż ten dzisiejszy. „Pokochać wroga- to najlepszy sposób, żeby uczynić go przyjacielem”(P. Sokołow). Nieuciekanie się do przemocy jest wyrazem największej siły i wiary w miłość. Mogę uwierzyć tylko w Boga, który jest miłością. Rzeczywistość jest niestety inna ! Demon zamętu i nienawiści wobec życia, pcha świat w odmęty wojny. „Sprawić, by wytrysnęły te strumienie światła, pokoju i miłości, to podstawowe zadanie Kościoła”(O. Clement). Pozostaje mi na pociechę mądre pouczenie św. Jana Chryzostoma: „Dopóki jesteśmy barankami, zwyciężamy. Jeżeli zmienimy się w wilki, zostaniemy zwyciężeni, gdyż brakuje nam wówczas pomocy Pasterza, który pasie owce, a nie wilki.”

piątek, 8 lipca 2022

Jeśli chcesz stań się cały jak płomień. Mój przyjaciel w rozmowie telefonicznej wyznał mi, że codziennie odmawia koronkę do Bożego Miłosierdzia w intencji pokoju na świecie. Również moja mama o godzinie piętnastej potrafi przeprosić gości i wyjść do drugiego pokoju, aby oddać się tej nabożnej modlitwie- wyrastającej z ducha katolicyzmu wykarmionego ujmującą pokorą i świętością siostry Faustyny Kowalskiej. Odparłem z podziwem, że tylko modlitwa jest wstanie skruszyć najbardziej silne struktury zła. Modlitwa w której zawiera się ludzka bezbronność i dziecięca ufność. Kiedy słowa między ludźmi się wyczerpały, wypaliły i przestały nieść nadzieję, to potrzeba miłosnego wzniesienia ku Bogu. „Kiedy się modlicie, wasze „ja” musi zamilknąć… Uciszcie się i pozwólcie mówić modlitwie”(Tito Colliander). Prawosławni chrześcijanie swój umysł i serce, poddają rezonowaniu filokalii. W prostej modlitwie inwokacji przyzywającej imię Chrystusa zawiera się cała ludzka egzystencja i otwiera horyzont pod kiełkowanie miłosierdzia. „Błogosławiony, którego myśl pomieszała się z wzywaniem imienia Jezus i który nieustannie powtarza ją w swoim sercu, podobnie jak powietrze wiąże się z ciałem lub płomień ze świecą”(św. Jan Klimak). Jeżeli chrześcijaństwo jest życiem w Chrystusie to najwspanialszym jego przejawem jest język miłosnego dialogu; chwila na bezpośrednie obcowanie z Nim. Oderwanie od zgiełku i ociężałości świata. Chodzi o to, aby wejść do „ukrytego skarbca serca” i stanąć w obezwładniającej prawdzie. Tomasz Merton podkreślał, iż serce „jest to punkt czystej prawdy, punkt czy iskra, która przynależy całkowicie Bogu.” Starożytni mnisi, wchodząc w arkana modlitwy serca, stosowali akty strzeliste, aby ich modlitwa była monologistos, pamiętaniem wyłącznie o Bogu. Doskonale zdawali sobie sprawę jak potężną siłę ma przyzywanie imienia Jezus; jego egzorcyzmującą rolę potwierdzają liczne świadectwa Ojców Pustyni. Dar „czucia sercem” prowadził ich do oślepiającego zmysły i duszę światła Taboru- Przebóstwienia. „Aby otrzymać i odczuć w sercu światło Chrystusa, trzeba się- na ile to tylko możliwe- oddalić się od wszystkich rzeczy widzialnych”- pisał Mnich Kościoła Wschodniego. Również Grzegorz Palamas nieustanie przekonywał o doświadczeniu Bożego światła, co ostatecznie uważał za szczyt i pełnię dokonującego się dialogu człowieka z Bogiem. Potwierdzeniem tego stanu rzeczy, jest świetlista twarz ojca Serafina z Sarowa w słynnej rozmowie z Motowiłowem. Modlitwa prowadzi nas na górę, gdzie „Jego odzienie stało się lśniąco białe jak światło”(Mk 9,3).

wtorek, 5 lipca 2022

Jak piękne stopy tych, którzy zwiastują dobrą nowinę ! (Rz 10,15). W przestrzeni ludzkiego udręczenia i nachalności śmierci, przebija się ciche przesłanie druzgocące strukturami zła. Czy można zliczyć ludzkie dramaty. Utrwalić je niezmywalnym pismem na całunie czasu? Tyle wydartych żyć. Zdeptanych wolności. Zrujnowanych marzeń. Dla ludzi wrażliwych tak silnie panoszące się zło, wydaje się czymś tak okrutnie diabolicznym; kreacją świata demonicznego. „Satanizm jest systematycznym ikonoklazmem, negacją człowieka jako ikony, obrazu Boga” (P. Evdokimov). Życie poddane, nie kategorii upływającego czasu, lecz niewytłumaczalnego żywiołu śmierci naznaczającego ludzki los. „Śmierć wygnana przez społeczeństwo, wraca przez okno i czyni to szybciej jeszcze, niż zniknęła”- pisał P. Aries. Dramatyczne jest przeświadczenie, że tu na ziemi doświadczenie niesprawiedliwości, cierpienia i śmierci będzie trwało do samego końca. Dylematy szkolnej teodycei. Wojny przynoszące masowe cierpienie, światowe niewolnictwo- czyniące z człowieka rzecz; gwałty i płacz niewinnych dzieci sprzedawanych pedofilom, czy na organy w precyzyjnie zorganizowanych strukturach przestępczości. „Człowiek powinien patrzeć w oczy złu, nie tworzyć sobie żadnych iluzji, ale nigdy nie powinien zostać stłamszonym przez zło” (M. Bierdiajew). Ból i opłakiwanie umarłych może jedynie przerwać ponowne przyjście Boga. Chrystus nigdy nie odwraca wzroku od dotkniętej cierpieniem rzeczywistości. Otwarcie na wieczność nie jest zagłuszeniem doświadczanego w świecie cierpienia i rezygnacją z pocieszeń. W Etyce solidarności Tischner pisał: „Sumienie mają przede wszystkim ci, którzy chcą je mieć.” Nie jest to doraźne znieczulenie pozwalające przejść bezkolizyjnie kolejne zakręty i pozostać przy tym nieporuszonym. Jedynie obecność łaski chroni nas przed duchową apatią, marazmem i ucieczką w bezpieczne przestrzenie. Z tak skonstruowanego świata nie można uciec, trzeba czekać na jego finalne przeobrażenie które roztacza przed chrześcijanami tak plastycznie Apokalipsa. Tylko spulchniona łzami ziemia rodzi plon- staje się gotową na zmartwychwstanie. Duchowe łzy są wodą chrzcielną w której rozpuszcza się zło i pęka kamienne serce; bezbrzeżna przestrzeń walki dobra ze złem. To oczekiwanie na przeistoczenie w miłości nie powinno być bierne, lecz przeniknięte dynamizmem miłości i współodpowiedzialności za świat. U Madeleine Delbrêl odnalazłem lapidarne, ale jakże mocne przesłanie: „Nie zawsze wiemy, że aby nauczyć się przyjmować dobro od Boga, trzeba nauczyć się przyjmowania dobra od ludzi.” Jedynie siłą miłości można pokonać zło i odebrać mu władzę. Znaleźć w obojętnym i anonimowym tłumie szlachetnego człowieka o oczach otwartych i ustach zdolnych do wykrzyczenia Ewangelii. „Do ogłuchłych muszę krzyczeć, dla słabo widzących muszę pisać dużymi literami”- czytam w rozważaniach o kondycji człowieka Flannery O’Connor. Według bohatera powieści Dostojewskiego- starca Zosimy- los piekła zależy od miłosierdzia świętych. Kończę to rozważanie dystychem Anioła Ślązaka: „Do kogo się przyłączysz, tego istotę wchłoniesz. Do Boga- staniesz się Bogiem, do diabła- diabłem będziesz.”

niedziela, 3 lipca 2022

Gdy tłum cisnął się do Jezusa, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret, zobaczył dwie łodzie stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy. Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: „Wypłyń na głębie i zarzuć sieci na połów”. A Szymon odpowiedział: „Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci”. Skoro to uczynił, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać… Lecz Jezus rzekł do Szymona: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił”. I przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim (Łk 5,1-11). Brzeg jeziora Genezaret- słońce rzuca refleksy światła na spokojną toń wody. W kadrze wyobraźni zatrzymują się dwie łodzie. Niewyraźna twarz nieznajomego człowieka stojącego na brzegu; kontury twarzy niewidoczne, oczy lśniące i pełne zaufania, ledwo zauważalne z daleka; otulone promieniami. Za plecami wyjątkowej postaci kłębiący się tłum, interesanci ze spółki rybackiej, ciekawscy przechodnie, zwyczajni ludzie czekający na świeżo ułowione ryby, które będzie można nabyć po przyzwoitej i niewygórowanej cenie. Wrzask dzieci podrzucających kosze na brzegu i czekających na moment sortowania ryb. Podekscytowanych w tęsknocie za ojcami zawijającymi do domu. Zagęszczenie i uproszczenie czasu, tak silnie znamionujące reguły jakimi posługuje się wirtuozeria kina. Ewangelista Łukasz jest mistrzem sztuki montażu, zatrzymywania w kadrze drobiazgowych momentów w których człowiek doznaje wewnętrznego poruszenia, a które to uzewnętrznia się pewnego rodzaju zdumieniem. W łodziach spracowani rybacy, o oczach zaropiałych i znużonych, mało rozmowni, lekko podenerwowani, utrudzeni całonocnym i pozbawionym sukcesu połowem ryb. Łodzie rybackie wydają się stare, trzeszczące, trudne do określenia kolorystyczne- lekko zbutwiałe i wyeksploatowane, skropione potem i zroszone krwią od przecinających dłonie sieci rybackich. Grubo tkane płótna żagli, trzepoczą na wietrze- stając się ekranem na którym może się zatrzymać rozbłysk wschodzącego słońca. Taką scenerię odsłania przed nami Ewangelia przefiltrowana przez moją nieudolną wyobraźnię. Pomiędzy wierszami istnieje pewna doza intymności- Mistrz i Szymon. Wydaje się, że każde słowo wypowiedziane przez Chrystusa ociepla atmosferę niepowodzenia i zawodowego rozgoryczenia. Jednak zrezygnowanie i marzenie o zacienionym domu z łóżkiem, nie bierze góry nad intrygującym przynagleniem: „Wypłyń na głębię i zarzuć sieci na połów”. W tych słowach zawiera się cała, jeszcze tak słabo uchwytna przez spracowanych mężczyzn przygoda wiary. Misja do przekroczenia siebie, swojego życia, kalkulacji…, osobistych planów. Z tego zawierzenia słowom i ryzyka, pomimo lęku oraz niedowierzania dokona się cud- tak wielkie mnóstwo ryb wypełniło sieci, tak mocno, iż zaczęły się rwać. „Złapanie w sieć nie oznacza omotania, lecz ratunek przed utonięciem. Może właśnie z tego powodu pierwsi chrześcijanie lubili z radością i wdzięcznością nazywać siebie pisciciuli, czyli rybki wyciągnięte z morza” (R. Cantalamenssa). Na twarzach mężczyzn wypisuje się dawno zagubiony uśmiech; jak to wytłumaczyć, zmierzyć się z tym, ogarnąć rozumem- nie sposób. „Przemienienie, dzięki któremu pięknieją ci, którzy są piękni”(M.P. Jegou). Tutaj potrzeba erupcji wiary, aby to pojąć w całej rozciągłości zachwytu. To wydarzenie zmieniło niedostrzeżonych przez historię ludzi w apostołów, biskupów i stróżów depozytu wiary. Od tego momentu lęk ma być przekuty w pewność, a zwątpienie w bezgraniczną i przenoszącą góry wiarę. Słowa mają podnosić dachy domów, a cień ma uzdrawiać niedołężnych, sparaliżowanych, zagubionych w ciemności. „Oni są świadkami Jego ziemskiego życia, cudów, śmierci i zmartwychwstania, i kiedy nauczają o Nim, to głoszą to, co sami słyszeli, co widzieli i czego dotykali. Ich świadectwo w Pięćdziesiątnicy dopełnił Duch Święty przez dar prawdziwego jego tłumaczenia i realizowania w świecie”- pisał A. Schmemann. W końcu jest mój osobisty brzeg, łódź i sieci codziennych zmagań. Moja skryta we wnętrzu serca odpowiedź Mistrzowi: „Kocham i idę za Tobą.”