wtorek, 31 stycznia 2023

 

Pochwalony bądź, Panie, z wszystkimi swymi stworzeniami, przede wszystkim z szlachetnym bratem naszym, słońcem, które dzień stwarza, a Ty świecisz przez nie, i jest piękne i promienne w wielkim blasku- Twoim, Najwyższy, jest wyobrażeniem… To fragment z Fioretti Biedaczyny z Asyżu do którego ochoczo powracam, kiedy za oknem aura nie sprzyja rozmyślaniu i opisywaniu świata dalekiego od świetlistości tak silnie znamionujących wielkich ludzi ducha. Jak łakome dziecko spoglądam na świat i chciałbym móc dostrzec w nim okruchy dobra, wbrew napawającej dreszczem chimeryczności, przyczajonej obojętności i zła. „Jesteśmy gałęzistymi myślami, które kwitną na ścieżkach ogrodów myślowych”- przykuła moją uwagę w zakurzonym tomiku, myśl nadrealisty Desnosa. Refleksja o rzeczywistości jest obarczona promienną radością lub uwierającym umysł strachem. Jakże często teolog jest zagubiony na drogach przebrzmiałych modeli, ścieżek którymi podąża pełen zniecierpliwienia i zaułków za którymi niewiele można dostrzec. Chciałbym widzieć świat zatopiony w oceanie miłości, jakim postrzegali i czuli go mistycy, rozłupujący jądro czasu, aby móc widzieć we wszystkim Boga. „Fascynują mnie wyłącznie prawdy niesprawdzalne: piękno, miłość, Bóg na samym szczycie i we wszystkich śladach swej tajemnicy, odciśniętych na każdym poziomie stworzenia…”(G. Thibon). Kiedy otwieram książki w mojej obciążającej strop bibliotece, czuję się spowinowacony z myślicielami których los nie pozostawił obojętnym na głowienie się nad najbardziej zawiłymi tajemnicami egzystencji. Jestem ich dalekim krewnym, zdolnym do płodności duszy i reminiscencji- tkanej nieudolnie materią rzuconego na wiatr słowa. Wtedy jestem bliski wyznaniu Dostojewskiego i utożsamiam się z nim w całej rozciągłości mojej spękanej duszy: „Bóg zsyła mi czasem chwile, w których jestem absolutnie spokojny. W owych chwilach kocham ludzi i dochodzę do wniosku, że inni mnie kochają. W takich chwilach ukształtowałem w sobie symbol wiary, w którym wszystko jest dla mnie jasne i święte. Ów symbol jest bardzo prosty, oto on: wierzyć, że nie ma nic piękniejszego, głębszego, sympatyczniejszego, rozumniejszego, odważniejszego od Chrystusa, i z żarliwą miłością powiadać sobie, że nie tylko nie ma, lecz być nie może. Więcej, gdyby ktoś mi udowodnił, że Chrystus jest poza prawdą i rzeczywiście byłoby tak, że prawda jest poza Chrystusem, to wolałbym pozostać z Chrystusem niż z prawdą.”

niedziela, 29 stycznia 2023

 

Gdy Jezus wszedł do łodzi, poszli za Nim Jego uczniowie. A oto zerwała się wielka burza na jeziorze, tak że fale zalewały łódź; On zaś spał. Wtedy przystąpili do Niego i obudzili Go, mówiąc: «Panie, ratuj, giniemy!» A On im rzekł: «Czemu bojaźliwi jesteście, ludzie małej wiary?» Potem, powstawszy, zgromił wichry i jezioro, i nastała głęboka cisza. A ludzie pytali zdumieni: «Kimże On jest, że nawet wichry i jezioro są Mu posłuszne?»( Mt 8, 23-27).

Jakimś paraliżującym symptomem ponowoczesności jest lęk człowieka przed porzuceniem i samotnością. Strach przed katastrofą i natychmiastowym wywróceniem życia do góry nogami. W Starym Testamencie Eliasz spotkał Pana w szmerze łagodnego powiewu, gdy ustała wichura i trzęsienie ziemi. Znalazł Go w zalegającym zewsząd spokoju i zasłoniwszy sobie twarz adorował obecność Niepoznawalnego. Apostołowie przeszli przez odwrotne doświadczenie. Zderzyli się z żywiołem i strachem, aby móc dostąpić odczucia pokoju i fizycznej obecności Bogaczłowieka. Uczniowie zostają poddani próbie i raptownie zaskoczeni. Wiatr i żywioł wody dudni głosem innego świata i uobecnia śmierć. Czas wyczerpuje się i obnaża najskrytsze lęki. Mężczyźni aż nazbyt przewidywalni w swoich reakcjach, nie spodziewali się, że aura się zmieni, a łódka stanie się małą łupiną dryfującą wobec nieuchronnej katastrofy. Nawet najtwardszy sen trzymający w uścisku zapomnienia o świecie, może być wytrącony jedną myślą lub gestem Boga. Strach tworzy w nich wołanie o pomoc. Czy to sprawdzian wiary, wierności, miłości ? W moim odczuciu jest to sprawdzian z zaufania i nadziei. Chrystus wybiera ekstremalny sposób, aby wypróbować przyszłych adeptów ewangelizacji i potencjalnych męczenników za wiarę. Rzeźbi ich cierpliwość w odbiegający od cieplarnianych warunków seminarium sposób. „Bóg kocha wszystkich nieskończoną miłością”- twierdził starzec Siluan z Athosu. Chce im pokazać, że ich przyszłe zmagania są większe i wymagające maksymalnej determinacji, niż strach siedzenia i dryfowania w rozkołysanej łódce. „Bezustannie stoję na skraju nicości, a w każdej sekundzie muszę przyjmować istnienie”(E. Stein). Kościół to łódź która musi przepłynąć po morzu doczesności; będą się przez nią przelewać fale ignorancji i niewiary, negacji i miażdżącej ideologicznej wojny, ale one nie powodują katastrofy- tylko brak wiary ! Henri de Lubac wskazywał, że należy wierzyć Kościołowi, lecz nie wolno wierzyć w Kościół, gdyż byłaby to idolatria. Kiedy chrześcijanin spuści wzrok z Chrystusa będąc przekonanym, że Bóg nie śpi i nie ma powodu, by z nim czuwać i tworzyć wspólnotę – wtedy zacznie tonąć. Niektórzy tak mocno się usadowili w Kościele, że najchętniej by innych wyrzucili poza jego burtę. Niech przestrogą będą dla nas słowa św. Augustyna: „Otóż pierwszą rzeczą, o jakiej nas trzeba było przekonać, jest wielka miłość Boga do nas, abyśmy przez rozpacz nie stracili odwagi do powstania i pójścia do Niego. Abyśmy jednak nie pysznili się naszymi rzekomo zasługami, abyśmy jeszcze bardziej nie oddalili się od Niego i w poczuciu naszej mocy nie stali się jeszcze słabsi, dlatego należało nam pokazać, w jakim stanie Bóg nas ukochał. Dlatego tak z nami postąpił, abyśmy raczej Jego mocą szli naprzód, i żeby siła miłości wzrastała w ten sposób w słabości i pokorze.” Nie wolno przespać próby. Nie wolno nie pytać: Kimże On jest ?

środa, 25 stycznia 2023

 

Czyńcie dobro; szukajcie sprawiedliwości (por. Iz 1,17). To tegoroczna myśl przewodnia kończącego się Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan. Przyznam się szczerze, iż wzdrygam się ostatnimi czasy od pisania o ekumenizmie. Ten młodzieńczy entuzjazm minął mi bezpowrotnie. Od dłuższego już czasu towarzyszy mi przeświadczenie o niemocy uczynienia czegokolwiek na rzecz zbliżenia chrześcijan. Deklaratywność wielu kościołów i piękne słowa wypaliły się i pozostawiły jedynie ślad na papierze w formie mniej lub bardziej zgrabnych dokumentów. Chrześcijanie zbankrutowali i poddali się marazmowi. Tylko grono nielicznych i często niezrozumiałych teologów brały na warsztat wspólnie wypracowanie porozumienia międzykonfesyjne, nadając im wartość czegoś przełomowego, choć w rzeczywistości takim nie było. Wraz z odejściem wybitnych pionierów ekumenizmu takich jak Brat Roger, czy ojciec Wacław Hryniewicz, pragnienie szukania tego, co wspólne utknęło w martwym punkcie. Dzisiejszy ekumenizm nie ruszył z miejsca, pozostał skostniały i nie potrafił ukazać dynamizmu chrześcijaństwa przyszłości w oparciu o Ewangelię i zawarte w niej pragnienie Chrystusa o darze jedności. W świecie poddanym sekularyzacji i wyjałowieniu z duchowych wartości, chrześcijanie zamiast być ze sobą i oddychać tchnieniem Ducha, rozpierzchli się i zasklepili w strachu przed nadchodząca erozją dusz. Widzę na własnym podwórku jak prawosławie się rozwarstwiło, jak wojna na Ukrainie obnażyła prawdę o autentyzmie życia chrześcijańskiego i degradacji miłości miedzy skłóconymi braćmi. Dostrzegam z bólem jak wielu prawosławnych odbiera prawo do bycia ortodoksyjnym prawosławiem innym, zasklepiając się w zawiłości prawnych kazusów, a nade wszystko polityce i chęci zawłaszczenia czegoś dla siebie. „Wiara prawosławna jest wiarą rosyjską, natomiast wiara, która nie jest rosyjska, nie jest wiarą prawosławną”- to słowa Bierdiajewa poświadczające nacjonalistyczne zapędy prawosławia rosyjskiego. W obliczu tego, co najokrutniejsze, potrzeba „sakramentu brata.” Na dłoniach wielu prawosławnych jest krew zamordowanego Abla. Człowiek przestał być drogą Kościoła i utracił pragnienie soborowości. Polskie prawosławie połączone silną pępowiną dominacji rosyjskiej, odbiera prawo do autokefalii Cerkwii Ukraińskiej, nazywając ją raskołem, wyciągając przy tym krzywdzące i nieprawdziwe argumenty w obronie swojego stanowiska. Nieprawdziwe opinie kolportowane z niezachwianą pewnością stają się „prawdą” na użytek niszczącej siły fałszu i zła. Demon- siewca kąkolu z wielką radością przyjmuje argumenty dzieci które zdjęły z siebie szatę miłości i zabrnęły w kłamstwie przynoszącym rozdział. Polskie prawosławie wykazuje się niebywałą amnezją, zapominając skąd samo otrzymało tomos i jakie środowisko było gwarantem jej niezależności eklezjalnej. Jeżeli już mielibyśmy szukać „duszy prawosławia”- to ona jest grecka, więcej bizantyjska w swoim najbardziej pierwotnym żywiole. „Garść światła wystarczy, aby oświetlić trochę więcej niż siebie.” Wyjść z zagubienia i zbliżyć się do innych. Kiedy kogoś szanujemy lub kochamy, zawsze jesteśmy zdolni do artykułowania prawdy, bycia narzeciw i opartego na rzetelnej wiedzy dialogu. Tylko ludzie dorośli w wierze, potrafią zakopywać doły, odbudowywać ruiny, przekazywać sobie pocałunek pokoju, a nade wszystko otwierać się na dar Ducha urzeczywistniającego jedność. „Dopóki bowiem żyjemy według woli własnej i świata, Bóg jakby dla nas nie istnieje”(W. Sołowjow). Każda minuta zmarnowana na gapienie się bez celu i udawanie że ja ma rację, zabija miłość. Prawda ma moc zmartwychwstania !

poniedziałek, 23 stycznia 2023

 

Czy jutro będzie spokojniejsze niż nasze dzisiaj ? Nie potrafię sobie, a na pewno innym odpowiedzieć na tak niespokojnie postawione pytanie. Istnieją sprawy które może pomieścić przestrzeń rozumu jak również takie, które zostają natychmiast wyparte- wyrzucone poza margines trzeźwej refleksji. Poruszamy się na krawędzi, choć pewnie wielu z nas nie uświadamia sobie tego tak wyraźnie. Fetor niepewności rozprzestrzenia się powoli. Życie wielu ludzi gubi się w rozproszeniu. Jeden drobny incydent może być trybikiem w maszynie która potrafi uruchomić wszelkie możliwe okropności. Wzdrygam się z wyobrażeniem sobie świata dotkniętego nuklearną katastrofą. Odczuwam wewnętrzne oburzenie i wstręt na myśl o epoce w której może dojść do eskalacji zła większego, niż w poprzednim stuleciu. Jeżeli potworności wczorajszego czasu można uznać za wielką dżumę- demon komunizmu i nazizmu- to strach rozsunąć zasłonę do końca. Prefiguracja „Państwa Lewiatana.” Rozgoryczenia makabryczną wizja poranka w którym jeden intensywny błysk może zmienić wszystko. „Już dlaczego my ludzie powinniśmy stać naprzeciw siebie tak zamyśleni i współczujący, jak przed wejściem do piekła”- pisał Kafka. Na tym zakręcie dziejowym, nie można łudzić się sielankowym wyobrażeniem człowieka osadzonego w rzeczywistości stabilnej, ustatkowanej, bezpiecznej i przewidywalnej. Nie ma w moim myśleniu o świecie tłumionej rozpaczy, lecz troska i nadzieja – które pomagają w tym dryfowaniu myśli znaleźć jakiś punkt oparcia. „Wszystko inne oprócz Chrystusa- to mrok i cień”(św. Tichon Zadoński). Rezonuje w moim umyśle wczorajszy fragment Ewangelii o uzdrowieniu trędowatego: „Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić.” Jezus wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: „Chcę, bądź oczyszczony”(Mt 8,2-3). Mam niewielką kontrolę nad własnym życiem, a pomimo tego pozostaje mi wiara i przeświadczenie, że jest Ktoś kto może to wszystko oczyścić, przeciwstawić się diabelskiej logice zniszczenia. „Jeśli nie przełkniesz jednocześnie śmierci i strachu, nigdy nie zrobisz nic dobrego” — powiedziała Teresa z Avila. Żalę się i szukam pocieszenia w wierze. „Drżenie jest w tym, co w człowieku najlepsze”- mówił Goethe. Świat stał się wielkim poligonem czekającym na przyjście Boga. Im bardziej naznaczony śmiercią jest świat. Tym bardziej potrzebuje życia. Cóż znaczy kruchość życia, jeśli nie towarzyszy człowiekowi perspektywa wieczności ? „Zakorzenić się w miejscu nieobecnym”(S. Weil). Cząstka tego ukrytego za zasłoną świata, przedziera się podświadomie i próbuje odwrócić uwagę od ciężaru ziemi- ciężaru codziennych trosk. Człowiek jest wrzucony w „faktyczność historii” i staje się udźwigniętym przez Kogoś, kto raz na zawsze, unicestwił siłę lęku i śmierci. Jesteśmy jedynymi istotami którzy zmagając się z trudnościami życia, mają odwagę błogosławić cierpienie i wychodzić mu naprzeciw z opromienioną światłem twarzą.

środa, 18 stycznia 2023

 

Przed otwartą zaś źrenicą – świat ten – wieczną tajemnicą. Wbrew imperialnym zakusom Putina na oczach zachodniego, jeśli nie całego świata, dokonuje się powolny rozkład Rosji. Wbrew jakiejkolwiek logice i wyobraźni „glinianego kolosa” wojna z Ukrainą przyśpieszyła proces rozpadu, który zdaje się był nieunikniony. Idea odtworzenia „caratu” bolszewickimi metodami nie powiodła się i okryła wstydem naród z wielowiekową kulturą. Atmosfera wojny odsłoniła brutalne mechanizmy gwałtu i okrucieństwa wymierzonego w sposób najboleśniejszy w ludność cywilną. „To nie ludzie ulegają zepsuciu. To psuje się w nich człowiek” (Saint-Exupéry). Skłonność do przemocy została opieczętowana błogosławieństwem duchowych przewodników narodu i zdemontowała jakiekolwiek wartości chrześcijańskie- ducha współczucia i miłosierdzia który niegdyś stanowił ewangeliczną duszę dawnej, rzekomo świętej Rusi. Kilka mrocznych pragnień jednego dyktatora, może kolorowy świat, zamienić w gruzowisko i złogi żelastwa. Zamiast idei Królestwa Chrystusowego, objawiło się wampiryczne imperium Antychrysta. Janowe chrześcijaństwo ziemi objawionej i rezurekcyjnego triumfu Odkupiciela, zostało wydane w ręce dzieci ciemności niosących pożogę wojny- niczym horda z dzikiego stepu. Putin, podobnie jak przed nim bolszewizm, zrobi wszystko dla swego triumfu; nawet za cenę poświęcenia milionów ofiar złożonych na ołtarzu bezgranicznej próżności i dyktatury światopoglądu ufundowanego na ortodoksyjnym mesjanizmie Trzeciego Rzymu. Jakże wymowne w tym miejscu zdają się słowa Bierdiajewa o komunizmie i chrześcijaństwu które z wielką łatwością można wkleić do obecnej sytuacji politycznej: „Komunista nie może żyć bez wroga, bez negatywnych uczuć do wroga, traci patos, kiedy wróg istnieje. Jeśli wroga nie ma, to trzeba go wymyślić.” Dzisiaj tym wymyślonym wrogiem jest mit ukraińskiego nacjonalizmu, przeżarty złem zachodni świat i Polska która rzekomo depcze święte imię Rosji. Nie mogąc wygrać na froncie, Rosja chce sparaliżować Ukrainę i zrównać jej miasta z ziemią. Chce z ziemi zdolnej wykarmić miliony, uczynić ugór i cmentarz bezimiennych – sprofanowanych ciał. Gleba czarna i urodzajna, pokryje się truchłem i milczącym strachem tych którzy przeżyli, a których twarze przykrył woal żałoby. „Zatapiamy się w śmierci tych, których kochamy, jak cierniowy krzak skrzyżowany z wyciągniętymi rękoma”(Ch. Bobin). Inscenizacja tego obłąkanego dramatu budzi przerażenie i oburza. Zamiast spowolnienia tej miażdżącej wolność maszyny- wszystko emanuje jeszcze większą siłą zła, wbrew licznym sprzeciwom opinii publicznej i wystraszonym politykom z Parlamentu europejskiego (którzy jeszcze do niedawna czerpali profity z finansowej przyjaźni z Rosją).  Bądźmy szczerzy. Mit wielkiej Rosji padł, a deszcz nieustanie spadających rakiet jest jedynie pojękiwaniem zranionego zwierzęcia który czeka na nieuchronne unicestwienie. „Czas świata dzieckiem jest, które się nim bawi w kamyczki; dziecięcej gry panowanie”- pisał poeta Omar Chajjam. Pewnego dnia ktoś będzie musiał usunąć gruzy domów. Policzy w pamięci zamordowanych i postawi na glinianej ziemi krzyże. Życie zakwitnie na powrót, wbrew panoszącej się zewsząd śmierci. Stanie na środku wyjałowionego miasta dziecko w którego oku, rozbłyśnie iska nadziei i pragnienie porzucenia rozpaczy. Nastanie dzień którego nie trzeba będzie wyrywać z kalendarza.

poniedziałek, 16 stycznia 2023

 

Maluj. W tym jest zbawienie. W tym roku przypada setna rocznica urodzin Jerzego Nowosielskiego (1923- 2011) zasłużonego dla polskiej kultury artystę, ikonnika, filozofa i teologa prawosławnego. Polski malarz na granicy dwóch światów „duchowo zrodzony w Ławrze Poczajowskiej.” Człowiek rozległych horyzontów, upadków i szczytów na które się wdrapywał mozolnie- opromieniony blaskiem Golgoty i Taboru. Jego wiara przeszła przez probierz wątpliwości i prób. Człowiek biegunów, od namiętnościami i otchłani duszy Stawrogina, po chrześcijanina odkrywającego twarz Chrystusa; pełnego bizantyjskiego odczucia piękna i wieczności. Artysta przerzucający w sztuce mosty pomiędzy sferą sacrum i profanum, którego język malarski potrafił umiejętnie opisać to, co paradoksalne i zdaje się niemożliwe do zasymilowania przez współczesną sztukę. „Malarstwo Nowosielskiego, to malarstwo rozpięte na ramionach miłości „niebiańskiej” i miłości „ziemskiej.” Rozdarty przez te dwie miłości malarz przypomina czasem anioła, a czasem nietoperza wiszącego w podziemiach opuszczonej świątyni. Nowosielski jest rozdzierany, nie na powierzchni płótna, deski czy muru, ale podświadomości, poza ramami czasu”(T. Różewicz). Wirtuoz materii przemienionej, „prorok na skale,” intelektualista, nie zawsze właściwie zrozumiany przez najbliższych, którego odbiór wymaga nie tyle wewnętrznej dojrzałości, co percepcji wybiegającej poza źrenicę oka. Ktoś uwikłany w historię i niosący jej brzemię na plecach tak intensywnie, iż przeistacza ją w opowieść utkaną z barw. Człowiek ogromnego serca i przyjaźni którą obłaskawiał najbliższych. Mędrzec wskazujący ślepcom prawdę, iż piękno pochodzi z Miłości i do niej zmierza. Rozdawał z wielką hojnością bogactwa ducha i talentu, zupełnie bezinteresownie, dostrzegając w tym akcie swoją kapłańską i profetyczną misję. Miał swoje słabości- grzechy, które bez wątpienia rehabilitowała pełna żaru sztuka ikony. „Ten styl malowania, odbiegający od stylu wszystkich innych malarzy naszej epoki, zrodziła wiara. Ściślej rzecz biorąc, zawdzięcza on swe powstanie darowi, którego nadprzyrodzony charakter jest dla mnie oczywisty. Jest to dar przeczuwania i widzenia świata w jego kształcie po Drugim Przyjściu Chrystusa, po powszechnym zmartwychwstaniu ciał, po chwalebnym przeistoczeniu materii”- pisał Ryszard Przybylski. Świat ukazany przez Nowosielskiego zawiera wszystkie elementy naszej rzeczywistości: piękno kobiecego ciała, cielesność i eksplozję Erosa, architekturę z cerkiewkami, martwą naturę, elementy abstrakcyjne i ornament świadczący o tym, że można przestrzeń postrzegać polifonicznie i dekoracyjnie w zawiłym deseniu form. „Uważam, że wszystkie przedmioty w jakimś sensie należą do tej rzeczywistości, która będzie rzeczywistością nowej ziemi, nowego nieba. To znaczy razem z nami w jakiś sposób zmartwychwstaną i wejdą już w innym wymiarze, w innych układach, w innych uwarunkowaniach do tej Nowej Jerozolimy. Taki jest mój stosunek do przedmiotów malowanych”- objaśniał elementy swojej sztuki sam artysta. Pozostawił po sobie wiele dzieł: obrazy olejne z różnych okresów twórczości, rysunki, projekty, polichromie i ikony- innowacyjne, ponieważ malowane akrylami, drażniące konserwatywnych zwolenników „pobożnej archeologii.” W jego malarstwie są wszystkie komponenty ludzkiej natury: cielesność poddana obsesyjnej sile erotyzmu i cierpienia, okrucieństwo i ostateczne wyzwolenie, dzięki któremu sączy się łaska i światło, scalając pęknięte „gliniane naczynie”- czyniąc je podobnym Bogu. Malarstwo jest ojczyzną Nowosielskiego w której tęsknota za Niebem zostaje zaklęta w ikonie- malarstwie modlitwy. Przez całe życie, duktem pędzla odtwarzał świat do którego uparcie tęsknił, a który poddany był eksplozji Zmartwychwstania i Paruzji. Przeszedł przez Ikonostas i spogląda na świat oczami anioła !

niedziela, 15 stycznia 2023

 

Trzeciego dnia odbywało się wesele w Kanie Galilejskiej i była tam Matka Jezusa.  Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów.  A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa rzekła do Niego: «Nie mają wina». Jezus Jej odpowiedział: «Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czy jeszcze nie nadeszła godzina moja?» Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: «Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie»…(J 2,1-11).

Ewangelia przenosi nas na wesele w Kanie (Kafr Kanna) i czyni uczestnikami radości nowożeńców w których dom Chrystus wnosi błogosławieństwo i radość wyrażoną cudem obfitości wina. W Kanie tego radosnego dnia rozbrzmiewał hymn weselny: „Powstań, przyjaciółko ma, i pójdź ! Gołąbko ma ukryta w zagłębieniach skały, w szczelinach przepaści, ukaż mi swą twarz, daj mi usłyszeć swój głos ! Bo słodki jest głos twój i twarz pełna wdzięku”(Pnp 2,13-14). Misterium w którym zawiera się Boski sens zjednoczenia pary ludzi i urzeczywistnienia świętości. Bóg wchodzący w samo centrum ludzkiej miłości, podnoszący ten akt oddania, wierności i miłosnego splotu ciał do wymiaru mistycznego- sakramentalnego. Święty Jan Chryzostom lapidarnie, choć z wielką głębią powie: „Małżeństwo jest sakramentem miłości.” To preludium do uobecnienia się świata w którym ostatnie słowo należy do miłości, a siła tego uczucia jest wstanie zdruzgotać posadami śmierci.  „Jeśli powiem kocham cię to znaczy, że nie umrzesz”(G. Marcel). Uczucie które przekracza granice tego świata i staje się czymś na wskroś teofaniczym. Miłość uzewnętrznia się wtedy „kiedy ukryta moc odkrywa piękno, którego inni nie mogą dostrzec.” Człowiek rodzi się dwa razy. Po raz pierwszy wychodzi z łona matki, a następnie jako mąż i żona- poprzez liturgiczne ukoronowanie i wzajemne oddanie sobie na wieczność. Mistrz z Nazaretu na tej wspaniałej uczcie przez swą obecność, jedynie potwierdza „sakramentalną instytucję Raju.” Cud w Kanie, przemiana wody w wino- wskazuje na przemianę tego, co grzeszne- poddane namiętności i destrukcyjnej sile egoizmu, w najbardziej wyborne wino charyzmatycznej miłości, zdolnej wydać na świat dzieci Kościoła. Cud tworzy w nas wołanie o świętość która przechodzi przez żar erotyzmu w kierunku uczucia czystego, opieczętowanego znakiem krzyża. Perspektywa serca i świętości, zrodzonej ze splotu dwóch światów wychylonych ku źródłu Miłości. Jest jeszcze jeden kluczowy aspekt tego wydarzenia, mianowicie diakonia służby. Starosta weselny mylnie dokonał obliczeń: „Wina nie mają.” Ten drobny dysonans dopiętej na ostatni guzik uroczystości, rzuca światło na Maryję i jej zdumiewającą umiejętność zaradzania ludzkim problemom. Objawia się tu w swojej funkcji Matki- Orantki zanoszącej modlitwę prośby ku swemu Synowi. Delikatna istota o oczach gołębicy, zdolnych zauważyć, że czegoś brakuje. Syn ulega Jej namowie. „Pierwszy i jakżeż miły cud- powie Alosza z Braci Karamazow- gdy Chrystus nawiedza ludzką radość, a nie cierpienie.” Cud dokonany dzięki zapobiegliwości Maryi. Kobieta daru i personifikacja Kościoła w szlachetnej i pełnej macierzyńskiej troski o obfitość łaski i szczęścia. Maryja służebnica, poślubiona Duchowi Świętemu przez wieki Kościoła wyprasza jego dzieciom dar pociechy i siły w trudach owocowania miłości. „Raduj się, o Ty, któraś stanęła u początku cudów Chrystusa.”

środa, 11 stycznia 2023

 

Człowiek oszołomiony rządzą gromadzenia informacji, każdego dnia spogląda przez przegrodę telewizora lub komputera i próbuję na własnych użytek składać ze strzępów informacji swój nieudolnie naiwny obraz świata. Każdego dnia zarzuca się nas tonami obrazów i strzępami słów które czynią z nas bezmyślnych i pozbawionych głębi karłów. Nasza rzeczywistość przemawia do wzroku- hipnotyzuje i obezwładnia go mnóstwem migotliwych wabików. Mimowolnie jesteśmy obłaskawiani obrazami których nieprawdopodobna siła perswazji, odbiera wolność wnętrzu, odwagę decydowania i samostanowienia o sobie. Wszechobecna głupota wiedzie prym na mądrością. Pomimo dorosłości wielu woli nie wiedzieć i żyć larwalnie, porzucając świadomie filtr własnej inteligencji. Dla wielu plazmowy bożek stał jedyną wyrocznią, godną zatrzymania i posłuchu. Jedno się zaczyna, a jeszcze inne kończy w kołowrotku istnienia. O to zręcznie dba instytucja której kuratela osobliwie pilnuje swojej anonimowości, a której wielowektorowe działanie ma być czymś na kształt nowej religii. Mnogość przesuwających się twarzy i gadatliwych ust, stało się gwarantem bycia na bieżąco ze światem który jest tak naprawdę na opak. Trzeba wewnętrznej odwagi, aby porzucić mechaniczne gapienie się w pudło które zwyczajnie zabija czas i zaśmieca umysł odpadkami rzekomych recept na życie. Współczesne media na kształt antycznych „wyroczni” próbują umiejętnie roztaczać krajobrazy duchowości jako rzekome remedium na zapętlenie w kryzysach, mistyfikując tym samym rzeczywiste zagrożenia dotykające przestrzeni ludzkiego wnętrza na sposób cyniczny i instrumentalny. Ma to bez wątpienia ogromne przełożenie na religię i sposób jej percypowania. Uczucie wyparcia i kontestacji przypisywane naszej epoce, są jednocześnie krzykiem i tęsknotą; porowatością która wymaga remedium. Życie na powierzchni jest obarczone potrzebą nieustannego posiadania wszystkiego, konsumpcji tak dalece ogłupiającej iż boli; włącznie ze śmieciami zalegającymi na obrzeżach duszy. Wielu ludzi kieruje się zewnętrznością, uwodzącą zmysły strategią prowadzącą ostatecznie do duchowego wyjałowienia. Chrześcijaństwo ze swoją filozofią staje w centrum rozkrzyczanego świata. Podnosi w jego sercu Krzyż i wyraża „konieczność pójścia aż do końca nocy samego siebie.” Świetlistość najwspanialszego znaku odkupienia, czyni wbrew dywagacją Nietzschego, świat utkany pajęczyną miłości pomimo ludzkiej kruchości i negacji. Jakże brakuje nam kropli mistycyzmu tak silnie zraszającej życie ludzi unoszących ponad przeciętnością i przewidywalnością codziennego dnia. Unosząc się na powierzchni nie dostrzeże się głębi. „Kto wie o głębi, wie także o Bogu”- pisał Paul Tilich. Tak sformułowana metafora odzwierciedla jakość ludzkiej egzystencji rozpiętej pomiędzy, tym co zewnętrzne i królestwem wnętrza. „Znowu dotykam twojego palca i znajduje cię”(G.M. Hopkins). „Chrystus zstąpił i owładnął mnie”(S. Weil). Trzeba przebić się głową przez mur wątpliwości, aby odnaleźć ścieżkę ku Prawdzie i Obecności- przyjętej, doświadczalnej i przeobrażającej to, co banalnie uzewnętrznione, ku życiu świadomie chrześcijańskiemu. Boska teurgia- nowy świat w którym „Bóg jest wszystkim, we wszystkich.” Z tej ambiwalencji myślenia o świecie i jego powabach, wyrywa mnie trzeźwa diagnoza Pascala: „Dość jest światła dla tych, którzy pragną widzieć, a dość ciemności dla tych, którzy trwają w przeciwnym usposobieniu.” 

niedziela, 8 stycznia 2023

 

A gdy Jezus został ochrzczony, natychmiast wyszedł z wody. A oto otworzyły Mu się niebiosa i ujrzał Ducha Bożego zstępującego jak gołębicę i przychodzącego na Niego. A głos z nieba mówił: «Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie»(Mt 3,16-17).

Chrzest jest najbardziej wyraźnym znakiem Paschy Chrystusa i pentakostalnego wymiaru Kościoła. Tertulian pisze: „Chrystus nigdy nie rozstawał się z wodą. On sam przyjął chrzest w wodzie; kiedy został zaproszony na wesele, rozpoczął prezentację swej siły poprzez wodę; kiedy głosił kazania, zaprasza spragnionych do uczestniczenia w jego wiecznej wodzie; kiedy naucza o miłosierdziu, wśród uczynków miłości wymienia zaoferowanie kubka wody sąsiadowi; wzmacnia swą siłę przy studni; chodzi po wodzie… Świadectwo chrztu kontynuowane jest aż do dnia Pasji. Kiedy zostanie skazany na ukrzyżowanie, znów pojawi się woda; a kiedy jego bok zostanie przebity, z rany wypływa woda.” Chrześcijanin rodzi się w tej materii. Wydarzenie chrztu w życiu każdego człowieka wierzącego jest wydarzeniem zbawczym w którym dynamiczna obecność Chrystusa i Ducha Świętego współtworzą nowego człowieka. „Właśnie w tej percepcji wody jako życia, śmierci i jako narodzenia na nowo tkwi jej sens w sakramencie chrztu- pisał A. Schmemann- Stojąc wokół chrzcielnicy, uczestnicząc w pobłogosławieniu wody, stajemy się świadkami nowego aktu jej przygotowania do nowego życia, do nowego stworzenia.” Katechumen wchodzi do basenu chrzcielnego jak do „płynnego grobu”- następuje antycypacja Paschy wraz z Chrystusem. Święty Jan Chryzostom w swojej katechezie mówi wyraźnie: „Czynność zejścia w wodę, a następnie wynurzenia się z niej symbolizuje zstąpienie do piekieł i wyjście stamtąd.” Chrzest zatem jest odrodzeniem, narodzinami i zmartwychwstaniem- partycypacją w wieczności Boga. To, co chrześcijanie pierwszych wieków myśleli na temat chrztu ma swoje odzwierciedlenie w wielu inskrypcjach i malowidłach katakumbowych których przekaz był mistagogiczny: Noe uratowany z potopu, Mojżesz wydobywający wodę ze skały, Jonasz wyrzucony z morza na ląd życia wiecznego, cnotliwa Zuzanna w swej ogrodowej kąpieli, Samarytanka przy studni. Były to obrazy chrześcijan, którzy otrzymali zbawienie we chrzcie i odtąd pozostawali ludźmi wolnymi od lęku przed śmiercią. Niezwykle ujmujące są wczesnochrześcijańskie opisy praktyki udzielania tego sakramentu. Katechumeni podchodzili do sadzawki chrzcielnej, która mogła mieć od dwóch do trzech metrów długości, metr do dwóch szerokości i około metra głębokości. Do dzisiaj zachowały się baptysteria w kształcie greckiego krzyża, gdzie po bokach były schody prowadzące do wody, a w wielu miejscach przestrzeń oddzielały kotary. Katechumeni wchodzili do basenu nago i zanurzali się w wodzie, podczas gdy biskup wypowiadał donośnie imię każdej osoby i recytował formułę chrzcielną: „Chrzczę cię w imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego.” Po czym ochrzczeni- christianitas- już należący do Chrystusa wychodzili z wody i byli namaszczani olejkiem i ubierani w białe szaty. Pięknie referuje dla nas sens duchowy tego rytu św. Grzegorz z Nyssy. Mówi o człowieku przed chrztem- przyodzianym niczym rajski i grzeszny Adam w tunikę ze skóry oraz zeschłych liści. Po chrzcie zmienia się wygląd człowieka, bowiem przyoblekł się w światłość, nieśmiertelność i niezniszczalność. „Czymś wielkim jest Chrzest- powie św. Cyryl Jerozolimski do katechumenów- jest okupem dla jeńców, odpuszczeniem grzechów, śmiercią winy, odrodzeniem duszy, świetlaną szatą, świętą i nienaruszalną pieczęcią, powozem do nieba, rozkoszą raju, prawem obywatelstwa w królestwie, darem dziecięctwa”. Kościół w swoim łonie rodzi „nowe ryby” i  daje nieustannie to, czym sam żyje- życiem z Boga !

piątek, 6 stycznia 2023

 

Niech się cieszy niebo i ziemia raduje przed obliczem Pana, bo przyszedł (Ps 96). Prawosławni posługujący się kalendarzem juliańskim, zasiadają dzisiaj do wigilijnej wieczerzy i stają się niczym pasterze poderwani w nocy, aby pobiec pośpieszenie i zobaczyć cud Wcielenia. „Wejdź dziś wieczorem do miejsca, w którym Bóg postanowił się narodzić i stworzyć na nowo świat”(C.H. Rocquet). Dla katolików to święto Epifanii- objawienia się Boga poganom- a dokładnie tajemniczym magom, o których nie wiemy skąd przybyli, a nawet ilu ich było. Zachód przyjął, że było ich trzech i tym samym naznaczył dziecięcą wyobraźnię obecnością śmiałków dosiadających dromadery i poszukujących prawdy. Poszli za przewodem gwiazdy której koniunkcja wytyczyła niczym nawigacja, szlak pośpiesznej wędrówki. Chrześcijanie duchowo zjednoczeni i przeniknięci tęsknotą wiary, stają wobec niezbadanej tajemnicy Tego, który rządzi czasem i wydarzeniami, przed najbardziej bulwersującym faktem dziejów, że Ten który nie ma początku, staje się w czasie. „Narodzenie nie jest świętem szlachetnego człowieczeństwa, nie jest oddawaniem się wspomnieniom z dzieciństwa i słodkim uczuciom błogiej miłości do ludzi, nie jest nawet świętem „Dzieciątka Jezus”, spoczywającego na łonie pełnej wdzięku Matki, uśmiechającego się do nas i oznajmiającego nam miłość dobrego Boga- jest czymś nieskończenie więcej. Jest żywą i wstrząsającą obecnością Boga pośród ludzi. Wiekuisty majestat nieskończonego Boga, przed którym stworzenie drży i dygocze w swej nicości, którego nigdy żadne oko ludzkie nie widziało ani widzieć nie może, którego dzieli od nas cały bezmiar nieskończoności- i za którym stworzenie tęskni wszystkimi włóknami duchowego pragnienia- jest obecny wśród nas; pozwala oglądać swoje oblicze, a my w tym obliczu Pana i Króla rozpoznajemy rysy Ojca”(O. Casel). Chrystus przychodzi, aby podarować nam światłość. Pragnie rozświetlić nasze zmęczone twarze, serca napełnić pokojem, życie naznaczyć sensem. W ciszy betlejemskiej nocy rozbłyskuje euforia światła z którą sobie poradzić nie potrafimy. Bóg przyszedł na ziemię, bez rozgłosu i triumfalizmu. Bóg nomada o którym opowiadają niezdarnie i pokornie wertowane przez ponad dwa tysiące lat stronnice Ewangelii. Najpiękniejszy spośród ludzkich dzieci Bóg odziany w człowieczeństwo, otulony pustynnym wiatrem, pachnący siankiem i zwierzęcym oddechem. Jego prawdziwe imię to Miłość !

środa, 4 stycznia 2023

 

Człowiek jest nieustannie uwikłany w problemy codzienności. Nasz umysł nie jest wstanie strawić ilości dopływających informacji o tym, co się w świecie dzieje i co ma dalekosiężny wpływ na życie konkretnej jednostki. W natłoku mniej lub bardziej ważnych spraw można się zagubić- poddać natychmiastowej rezygnacji i osamotnieniu. Powietrze nie jest przejrzyste i z trudem można oddychać. Wojna na Ukrainie przyczyniła się do gwałtownego wzrostu zainteresowania historią w kontekście współczesności i towarzyszącej jej dynamiki życia. Stabilny system wzajemnych stosunków jest dość chwiejny i praktycznie trudny do przewidzenia w kontekście jutra. Parametrem tego jest uchwytna dla oka zmienność- przejście od poczucia stabilności w kierunku piętrzących się niewiadomych. Już teraz wielu z nas zdaje sobie sprawę, że wojna obok nas, nie zakończy się szybko, a jej przebieg będzie jedynie rozwleczony w czasie. Ten paskudnie pojmowalny ruch na planszy, można porównać z inteligentnie prowadzoną grą w szachy. Po chwili zastanowienia pionki zmieniają swoje położenie, przechylając szalę w kierunku zwycięstwa lub klęski. Historia jak twierdził Lev Gumilov „to ciągłe przemiany, wieczna przebudowa pozornej stabilności.” Rejestracja tego stanu rzeczy, wyostrza duchową wrażliwość i wznieca pytania natury eschatologicznej. Jedni wyruszają w bój, a jeszcze inni wadzą się z rzeczywistością której oblicze jest zarysem czegoś zupełnie innego. Zakorzenienie tu i teraz, nie jest czymś trwałym. „Nasza epoka udziela najkrótszych z możliwych odpowiedzi: przychodzisz ze spółkowania twojego ojca z matką. Jesteś owocem kilku westchnień i odrobiny rozkoszy- pisał Bobin- Zresztą westchnienia i rozkosz nie są konieczne. Dzisiaj wystarczy nam już tylko probówka. Oto najświeższa odpowiedź: pochodzisz z plemnika i jajeczka. Nie ma co się doszukiwać czegoś więcej. Nie ma już żadnego „tutaj,” tak jak nie ma żadnego „tam.” Jesteś drganiem wewnątrz materii, okrężną drogą, jaką obiera niebyt, aby koniec końców do niebytu powrócić.” Wbrew okrutnym pesymizmom i determinizmom, pozostaje niezachwiana i ciągła obecność Kogoś Istniejącego ! To gwarant stabilności pośród sączącego się chaosu. „Prawdziwie widzieć Boga, to nie móc nigdy przestać Go pragnąć”( św. Grzegorz z Nyssy). Poszukiwany przemienia egzystencję dotykiem i tchnieniem Ducha. Wiara jest odpowiedzią na dramatyczną powszechność pustki i bezsensowności istnienia. Życie i śmierć powinny być spowite tajemnicą obecności, wbrew druzgoczącej logice osamotnienia i nicości. Poczuć na twarzy oddech poranka wraz z którym wszystko się budzi do życia. Z Bogiem można pertraktować kształt naszego jutra. Otworzyć szeroko oczy, przestając być potykającym się o cienie ślepcem. Zyskać wszystko i nic nie stracić. Zawrzeć układ i usłyszeć wyraźniej bicie własnego serca. Odnaleźć wieczność w czasie; dobro w zgliszczach zła; miłość przykrytą torfem nienawiści. Odkryć człowieka w człowieku, zgoła więcej- Boga w człowieku !

poniedziałek, 2 stycznia 2023

 

Po sylwestrowej nocy i przebudzeniu w darze nowego czasu, zaczynam na nowo składać słowa i potykać się o nie w szamotaninie prozaicznej codzienności. Poeta Henri Pichette twierdził, „że nigdy nie należy pisać ani jednego zdania, którego nie można wyszeptać do ucha umierającej osoby.” W słowach zatrzymuje się tak wiele, a zarazem odsłania w nadmiarze przepastne przestrzenie duszy. Żeby nie poddać się „industrialnym epifaniom” wirtualnej rzeczywistości, człowiek odczuwa pragnienie do zwierzania się innym; coś w rodzaju duchowego dziennika lub anachronicznie postrzegalnego pamiętnika, zatrzymującego wydarzenia w skrzętnie wykreślonych zwierzeniach o spotkaniach z innymi i miejscach- partykułach ulotnych chwil. Przeżywać swoje życie jako drogę ku głębi, pomimo piętrzących się trudności i wahań nie obcych przecież nikomu. To wszystko przenika nić wiary, nasycając wolnością i nieustannym pytaniem lub rozbijaniem umysłu o paradoksy, jakże dynamizujące religię w jej warstwie intelektualnej. „Patos nieograniczonej wolności nie może znieść Boga który narzuca ograniczenia”(B. Welte). Trzeba być cierpliwym wobec Boga, aby móc uchwycić błysk światła na krawędzi spadającego liścia. Trzeba być cierpliwym, aby mieć odwagę wadzenia się ze sobą, aby ostatecznie pozwolić oczom odbić blask światła z Taboru. „Nic tak jak religia nie wchodzi w relację z tym, czym nie możemy dysponować”- pisał Hermann Lübbe. W świecie w którym tak namacalnie odczuwa się kryzys religii, a tym samym jej wielki głód- pozostaje zafascynowanie przestrzenią ducha, jakieś trudne do wytłumaczenia poszukiwanie po omacku świętości. „Wielki grzech ludzi współczesnych to odepchnięcie Niewidzialnego”(J. Green). Wbrew odtrąceniu i zagubieniu, wiara staje się widzeniem. Wspaniały i rozciągnięty na cięciwie czasu świat sztuki z którego wyłania się pragnienie spotkania z Tym, którego spowija nimb piękna i obłaskawiającej wspaniałości, wyrażonej w trudnym do przyjęcia milczeniu. „Całe chrześcijaństwo nie jest niczym innym, jak zdobywaniem siły w Chrystusie i przez Chrystusa, siły w obliczu życia i śmierci, zdobywaniem siły życia, dla której nie są straszne cierpienia i ciemność, siły realnie przemieniającej”- pisał Bierdiajew. W chwilach paraliżującej bezradności i niezrozumienia wychodzi naprzeciw prostaczków Ten, który o sobie powiedział: „Droga, Prawda i Życie.”