Pochwalony bądź, Panie, z wszystkimi
swymi stworzeniami, przede wszystkim z szlachetnym bratem naszym, słońcem,
które dzień stwarza, a Ty świecisz przez nie, i jest piękne i promienne w
wielkim blasku- Twoim, Najwyższy, jest wyobrażeniem… To
fragment z Fioretti Biedaczyny z
Asyżu do którego ochoczo powracam, kiedy za oknem aura nie sprzyja rozmyślaniu
i opisywaniu świata dalekiego od świetlistości tak silnie znamionujących
wielkich ludzi ducha. Jak łakome dziecko spoglądam na świat i chciałbym móc
dostrzec w nim okruchy dobra, wbrew napawającej dreszczem chimeryczności,
przyczajonej obojętności i zła. „Jesteśmy gałęzistymi myślami, które kwitną na
ścieżkach ogrodów myślowych”- przykuła moją uwagę w zakurzonym tomiku, myśl
nadrealisty Desnosa. Refleksja o rzeczywistości jest obarczona promienną
radością lub uwierającym umysł strachem. Jakże często teolog jest zagubiony na
drogach przebrzmiałych modeli, ścieżek którymi podąża pełen zniecierpliwienia i
zaułków za którymi niewiele można dostrzec. Chciałbym widzieć świat zatopiony w
oceanie miłości, jakim postrzegali i czuli go mistycy, rozłupujący jądro czasu,
aby móc widzieć we wszystkim Boga. „Fascynują mnie wyłącznie prawdy
niesprawdzalne: piękno, miłość, Bóg na samym szczycie i we wszystkich śladach
swej tajemnicy, odciśniętych na każdym poziomie stworzenia…”(G. Thibon). Kiedy otwieram
książki w mojej obciążającej strop bibliotece, czuję się spowinowacony z
myślicielami których los nie pozostawił obojętnym na głowienie się nad
najbardziej zawiłymi tajemnicami egzystencji. Jestem ich dalekim krewnym,
zdolnym do płodności duszy i reminiscencji- tkanej nieudolnie materią rzuconego
na wiatr słowa. Wtedy jestem bliski wyznaniu Dostojewskiego i utożsamiam się z
nim w całej rozciągłości mojej spękanej duszy: „Bóg zsyła mi czasem chwile, w
których jestem absolutnie spokojny. W owych chwilach kocham ludzi i dochodzę do
wniosku, że inni mnie kochają. W takich chwilach ukształtowałem w sobie symbol
wiary, w którym wszystko jest dla mnie jasne i święte. Ów symbol jest bardzo
prosty, oto on: wierzyć, że nie ma nic piękniejszego, głębszego,
sympatyczniejszego, rozumniejszego, odważniejszego od Chrystusa, i z żarliwą
miłością powiadać sobie, że nie tylko nie ma, lecz być nie może. Więcej, gdyby
ktoś mi udowodnił, że Chrystus jest poza prawdą i rzeczywiście byłoby tak, że
prawda jest poza Chrystusem, to wolałbym pozostać z Chrystusem niż z prawdą.”