piątek, 30 czerwca 2017

Mt 8, 1-4

Gdy Jezus zszedł z góry, postępowały za Nim wielkie tłumy. A oto podszedł trędowaty i upadł przed Nim, mówiąc: «Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić». Jezus wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: «Chcę, bądź oczyszczony! » I natychmiast został oczyszczony z trądu. Jezus powiedział do niego: «Uważaj, nie mów o tym nikomu, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich».

Wielokrotnie komentowałem ten fragment Ewangelii, zatrzymując się w jakimś ludzkim zachwycie nad postacią Chrystusa uzdrawiającego gromadzących się licznie chorych. „Zewsząd przybywali chorzy i opętani. Kładąc ręce na pierwszych, rozkazując drugim Jezus mnożył oznaki swej łaskawej dobroci, a także świadectwo swej potęgi… Zawsze dla dobra ludzi będzie używał mocy, która w Nim tkwi” (D. Rops). Bóg w Chrystusie pochylił się nad ludzkim cierpieniem, bezradnością i niemocą. Przechodził i ciągle przechodzi, kładąc dłonie na ludzi- obwieszczając miłość Ojca, wylewając na rany uzdrawiający balsam życia. Święty Jan Damasceński powie: „Wszystko to Pan wziął na  siebie, by wszystko uzdrowić”. Chrystus stał się „trędowatym”, aby przynieść pociechę ludziom przygniecionym ciężarem krzyża. Takim Go wymalował w scenie Ukrzyżowania Matthias Grunewald. Ciało Chrystusa konwulsyjnie powyginane, ciało naznaczone krwawiącymi i ropiejącymi ranami. Patrzymy na Skazańca w stanie największej agonii i fizycznego rozkładu. W tym przedstawieniu trędowaci, bezdomni, samotni w przeżywaniu cierpienia, odnajdywali odrobinę sensu życia. Spoglądali na Miłość, która posunęła się aż do wzięcia na swoje ramiona „trądu świata”- jego bólu i samotności wchodzenia w śmierć. Cierpiący Bóg stał się trędowatym dzieląc ich tragiczny los. Z miłości do ludzi, przeprowadza On swoją kenozę, umniejsza się, aż do zrzeczenia się na swój sposób natury już beznamiętnej, nieskazitelnej, nieśmiertelnej i przebóstwionej, by przyjąć naturę kruchą- wypełnioną niejednokrotnie łzami bezradności. Święty Jan z Karpatos napisze: „Wielki lekarz cierpiących jest blisko. Wziął On na siebie nasze choroby. On nas uzdrowił i uzdrawia swoją raną. Jest On tutaj, stosuje teraz zbawienne lekarstwa.” Zdumiewa mnie w tej scenie niezwykła skromność Jezusa, za każdym razem prosi ludzi, aby nikt nie mówił o tym kto jest sprawcą uzdrowienia. Uzdrowieni w przypływie radości, wdzięczności, nie są wstanie zachować tego faktu dla siebie. Wbrew woli uzdrawiającego rozbrzmiewają niczym pudło rezonansowe słowa uwielbienia: Zbawiciel mi to uczynił !

 

czwartek, 29 czerwca 2017

J 21, 15-19

Gdy Jezus ukazał się swoim uczniom i spożył z nimi śniadanie, rzekł do Szymona Piotra: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?» Odpowiedział Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego: «Paś baranki moje».I znowu, po raz drugi, powiedział do niego: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie?» Odparł Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego: «Paś owce moje». Powiedział mu po raz trzeci: «Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?» Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: «Czy kochasz Mnie?» I rzekł do Niego: «Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego Jezus: «Paś owce moje.

Istotą chrześcijaństwa jest odpowiedź na miłość- zbawczą, wskrzeszającą, dokonującą na powrót scalenia, a nade wszystko przebóstwienia człowieka. „Miłość- oto droga, którą Chrystus do nas zstąpił, oto też droga, po której my do Niego wstępujemy”(św. Leon Wielki). Chrześcijaństwo wbrew obiegowym i historycznie zakonserwowanym opiniom, nie jest przymusem; dlatego to osobiste wyznanie miłości dokonuje się w głębi serca. Mieczysław Jastrun w jednym ze swoich esejów napisał: „Nie ma poczucia wolności bez poczucia wolności wyboru. Ale czy wolność wyboru jest całkowicie zależna od naszej świadomości ?” Tak naprawdę człowiek kocha, ponieważ nie potrafi inaczej- choć to „inaczej” może jest ściśle zależne od świadomości i dokonanego wyboru. Miłość ma przyklejoną niewidzialną etykietę o następującej treści: prawdziwa miłość jest darem zrodzonym z wolności. Wyznanie Piotra w czasie spotkania ze Zmartwychwstałym Panem, przeszło przez ogień doświadczenia- pewnie dlatego stanowi tak świadomą odpowiedź. Jego duchowa rehabilitacja dokonała się dzięki pełnemu miłości spojrzeniu Chrystusa. „Miłość sprawia, że rozumiemy wszystko: Boga i życie. Ona czyni z życia objawienie Boga”. Piotr na darmową miłość, odpowiada swoją potłuczoną, kruchą miłością: „Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, ze Cię kocham”- mistyka serca- najbardziej dojrzały akt woli. „Miłość to coś najbardziej wolnego, co istnieje”- pisała Edyta Stein. Zrozumiał to dobrze Piotr, a wraz z nim całe rzesze innych, którzy narodzili się na nowo- odkrywając miłość Chrystusa.

 

środa, 28 czerwca 2017


Mt 7, 15-20

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Poznacie ich po ich owocach. Czy zbiera się winogrona z ciernia albo z ostu figi? Tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, a złe drzewo wydaje złe owoce. Nie może dobre drzewo wydać złych owoców ani złe drzewo wydać dobrych owoców. Każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, zostaje wycięte i wrzucone w ogień. A więc: poznacie ich po ich owocach».

Zbierając myśli do napisania komentarza do dzisiejszej Ewangelii, zadzwonił domofon w moim mieszkaniu. Oderwałem się od komputera i pobiegłem sprawdzić kto zaszczycił mnie swoją osobą. „Świadkowie Jehowy. Czy chciałby pan porozmawiać o Bogu ?”-usłyszałem w słuchawce. Zbili mnie z pantałyku i stali się namacalną ilustracją dzisiejszego słowa o fałszywych prorokach. Zbiegłem po schodach wertując w umyśle najodważniejsze i niepodważalne cytaty z Ewangelii. Dwóch młodych mężczyzn- gorliwych- przekonanych o słuszności swojej misji. Byli w moim przekonaniu jak uczniowie w drodze do Emaus, ale jeszcze nie poznali Chrystusa. Oczy i umysł na uwięzi… Przed klatką podjęliśmy intensywny „sparing teologiczny” o Chrystusie Bogu-człowieku. Moi adwersarze powielali przedawnione już argumenty przeciwko boskości Chrystusa; tym samym zaprzeczając obecności wspólnoty Osób jaką jest Trójca Święta. Już u początku Kościoła chrześcijanie zastanawiali się, czy Chrystus był rzeczywiście i w pełni człowiekiem, czy też jedynie „zdawał się” posiadać ludzkie ciało. Czy będąc człowiekiem rzeczywiście był prawdziwym Bogiem ? Przecież był jednym z nas; przeżywał chwile radości i smutku, cierpiał, nie był wolny od fizjologicznych potrzeb. A z drugiej strony był jakiś „inny”- emanował z Niego niewypowiedziany blask. Tak intensywnie promieniował boskością, że Piotr z towarzyszami na Taborze zaniemówili z wrażenia. Kiedy patrzył na ludzi i ich dotykał wszyscy byli poruszeni, zdumieni i niepotrafiący oderwać od Niego oczu. W Chrystusie Bóg naprawdę stawał się bliski, bliskimi też stawali się ludzie- opowiadałem im o tym, ale nie zdołali się przybliżyć do tej prawdy. Nie próbowałem bronić chrześcijaństwa jako to zawsze robię. Opowiadałem o Chrystusie, jak jest dla mnie ważny- Wcielony Bóg w centrum mojego zwyczajnego życia. Bóg mojej wiary, westchnień, pragnień… Codzienny Pokarm duszy- Przyjaciel ! Nie przekonałem ich o słuszności moich przekonań, ale pokazałem że wiara jest sensem mojego życia. Inaczej niż w przypadku innych dziedzin wiedzy, poznanie Boga zaczyna się od ruchu Boga w kierunku człowieka, co w języku teologii chrześcijańskiej nazwane jest łaską. Aby uwierzyć i przyjąć pewne twierdzenia, trzeba mieć łaskę- to pociągnięcie przez „niewidzialną dłoń”. „Bóg, który ukazał się w osobie Chrystusa, był tym samym Bogiem, który pojawił się przed Abrahamem, Izaakiem i Jakubem, przed Sarą, Rebeką i Rachelą, przed królami, prorokami i mędrcami. Chrześcijańskie Ewangelie nie są zawieszone w próżni- wraz z objawieniem Boga Izraelowi stanowią całość”- powie Robert Wilken. Patron dzisiejszego dnia św. Ireneusz z Lyonu, czynny apologeta wiary chrześcijańskiej i odważny szermierz w zwalczaniu licznych herezji pisał: „Pan nauczył nas, że nikt nie może poznać Boga inaczej niż przez Jego naukę. Bóg nie może być poznany bez Bożej pomocy.” Moim przedmówcom zabrakło Bożej pomocy i gruntownej znajomości teologii. Rozstaliśmy się kulturalnie, pieczętując dysputę uściskiem dłoni. Odszedłem wypełniony nadzieją, że kiedyś spotkają Prawdę. Kończę słowami Ireneusza: „Dla mnie jest Jezus Chrystus…, to krzyż Jego, Jego śmierć i zmartwychwstanie, i wiara którą otrzymujemy przez Niego”.

wtorek, 27 czerwca 2017


Mt 7, 6. 12-14

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, nie poszarpały was samych.

W życiu chrześcijanina istnieje takie pragnienie aby "zbawić świat". Uczynienie świata lepszym- bardziej przenikniętym duchem Chrystusowej Ewangelii jest czymś jak najbardziej pożądanym i słusznym, choć wymaga niejednokrotnie trzeźwego osądu działania. W chrześcijaństwie są sprawy i tajemnice tak cenne jak ewangeliczne perły; nie powinny być na wyciągniecie dłoni dla tych, którzy nie uczynili minimum wysiłku żeby na nie zasłużyć. Perły o których mówi Chrystus są obrazem królestwa Bożego- najwspanialszej nagrody która ostatecznie wieńczy człowieczy trud. Perła w przekonaniu Ojców Kościoła, symbolizuje również tajemnicę Wcielenia, bliskość Boga w Chrystusie. Nie chodzi tu o jakiś źle rozumiany ekskluzywizm chrześcijaństwa, ale o pewien trud który trzeba doświadczyć, aby otrzymać zasłużoną nagrodę. Perły nie są dla ludzi łapczywych, obojętnych, głoszących religijne komunały, czy wygodnie usadowionych na fikcyjnym krzyżu spokojnej egzystencji. Perły są dla wypróbowanych świadków, dla tych których słowa mają potwierdzenie w życiu, a serce zostało opieczętowane stygmatem miłości; których wiara emanuje siłą przyciągania. Właścicielami pereł są ci, na których twarzach rozbłyskuje blask dokonanego już zwycięstwa zmartwychwstałego Chrystusa. Ludzie obdarzeni geniuszem, odważni, a przy tym pokornie dźwigający na swoich ramionach świat przeciętnych i wypalonych przez pustkę braci. „Aż do końca świata trzeba będzie walczyć z głupotą i nienawiścią, z siłami nicości- powie O.Clement- lecz tych, którzy się nie zniechęcą- wiedząc, że chwała i sława narodów muszą wejść do nowego Jezruzalem- „niebiosa” nie przestaną ogarniać w najtajniejszej części ich istoty, „w sercu”, powołanym by oglądać Boga”. W końcu perły to spełnienie w miłości Kochającego- „Jak oblubieniec raduje się oblubienicą, tak Bóg twój radować się będzie tobą !”

poniedziałek, 26 czerwca 2017

Rdz 12, 1-9

Pan Bóg rzekł do Abrama: «Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę. Uczynię bowiem z ciebie wielki naród, będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię: staniesz się błogosławieństwem. Będę błogosławił tym, którzy tobie błogosławić będą, a tym, którzy tobie będą złorzeczyli, i Ja będę złorzeczył. Przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi». Abram udał się w drogę, jak mu Pan rozkazał, a z nim poszedł i Lot. Abram miał siedemdziesiąt pięć lat, gdy wyszedł z Charanu. I zabrał Abram z sobą swoją żonę, Saraj, swego bratanka, Lota, i cały dobytek, jaki obaj posiadali, oraz służbę, którą nabyli w Charanie, i wyruszyli, aby się udać do Kanaanu…

Abraham jest jedną z najbardziej fascynujących postaci Starego Testamentu. Teologia osnuła postać wielkiego Patriarchy mnóstwem barwnych interpretacji i widziała w nim par excellence Ojca wiary Izraela, a tym samym również typem Chrystusa. Abraham zwany Abramem, miał rzekomo pochodzić z Ur chaldejskiego- sumeryjskiego miasta w Mezopotamii. Ze swoim ojcem Terachem, żoną Saraj i bratankiem Lotem wyruszył on w górę Eufratu i dotarł do Haranu. W Haranie objawił się Abramowi Bóg i polecił mu udać się do Kanaanu, gdzie wedle Bożej zapowiedzi miał założyć wielki naród. Taką najbardziej znaczącą cechą Patriarchy jest wiara i posłuszeństwo. Wyrzekł się bowiem bałwochwalstwa i uwierzył w jedynego Boga. Tradycja muzułmańska określa Go pochlebnie „Przyjacielem Boga”- El-Chalil. „Abraham jest prototypem każdego człowieka wierzącego i ufającego Bożemu słowu. Musi on pytać wciąż na nowo, dokąd prowadzi mnie wędrówka. Nie zawsze znajduje właściwą drogę. Gubi się i błądzi. Odkrywanie sensu tajemnicy dokonuje się pośród poszukiwań i rozczarowań. Wierzyć to być w drodze, niosąc zdumiewającą i niezrozumiałą często obietnicę Boga” (W. Hryniewicz). Człowiek współczesny też jest w jakiś sposób nomadą- wędrując pomiędzy obojętnością, negacją i niewiarą nieprzychylnych ludzi. Zmieniają się czasy, ale wyzwania i przynaglenie Boga do wyjścia jest tak samo silne. Święty Paweł wyda Abrahamowi odpowiednią rekomendację: „iż wbrew nadziei uwierzył nadziei” (Rz 4,18). Święty Grzegorz z Nyssy widzi w Abrahamie obraz człowieka, który, nie zadając pytań, wyrusza ku tajemniczym głębiom Boga. „Ludzie zadają jednak pytania, a zwłaszcza domagają się dowodów, ale dowody ranią prawdę i Pan ich odmawia”. Wiara jest często odpowiedzią człowieka na pozornie szaloną przygodę która zainicjowana przez Boga, staje zrozumiała dopiero po jakimś czasie. W sztuce postać Abrahama była eksplorowana przez całe wieki. Najczęściej przedstawiano jako starca. Sztuka bizantyjska wyeksponowała świętego męża w wielu programach mozaikowych poczynając od Santa Maria Maggiore, aż po przedstawienia w katedrze Monreale, Cappella Palatina czy San Marco w Wenecji. Zawsze mnie urzekają sceny związane z gościnnością Abrahama, gdzie sędziwy starzec przyjmuje pod swój dach Boga w postaci trzech tajemniczych wędrowców. „Abraham spostrzega trzech aniołów i jednemu oddaje cześć”- powie sentencja tłumacząca scenę mozaiki z Palermo. W tym jednym z nieznajomym zdaje się jakoby Abraham rozpoznał Chrystusa. „Abraham, oddany wiernie Bogu- powie w swoim komentarzu św. Ambroży- gorliwy i gotów, by Mu służyć, okazując gotowość na przyjęcie gości, oglądał Trójcę w Jej obrazie: przyjmując trzech i oddając cześć jednemu, połączył gościnność ze służbą Bogu. I zachowując rozróżnienie między Osobami, dał on niejako jednemu imię „Pan”, trzem jedna cześć oddając i uznając jedną potęgę”.

niedziela, 25 czerwca 2017


Mt 10, 26-33

Jezus powiedział do swoich apostołów: «Nie bójcie się ludzi! Nie ma bowiem nic skrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć…  

Myślę, że większość z nas w dzieciństwie miało swoje własne sekretne miejsce. Budowaliśmy namiot w pokoju w którym można było się schować przed wyimaginowanymi złymi postaciami. Tworzyliśmy mały składzik pod łóżkiem, gdzie można było przechowywać najcenniejsze przedmioty. Ta strefa intymności i tajemniczości służyła ukryciu tego wszystkiego, co chcieliśmy zachować tylko dla siebie. Każdy z nas ma swój świat pełen osobistych fantazji, pragnień i zaszufladkowanych głęboko tajemnic. Nie chcemy aby nasze skryte myśli zapisane skrzętnie piórem w pamiętniku zostały przez innych odczytane. Nie chcemy, aby ktoś o nas wiedział więcej niż mu na to sami pozwolimy. W tym kontekście niezwykle porażające wydają się słowa Chrystusa: „nie ma nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć”. Utarło się takie powiedzenie, iż prawda zawsze wyjdzie na jaw. „Najbardziej niezrozumiałą rzeczą na świecie jest to, że świat może być jednak zrozumiały” (P. Franck). Człowiek zostanie zrozumiany do końca. Ewangelia pokazuje, że Sąd Ostateczny będzie takim momentem w którym nasze najbardziej skryte myśli i działania zostaną w sposób „retrospektywny” odsłonięte. Wyobrażam sobie ten moment jako najbardziej wstydliwy, a zarazem najbardziej naprawczy. Niech chodzi tu o wzbudzenie moralnej odpowiedzialności za czyny które popełniamy, ale świadomość że całe nasze życie jest uczeniem się stawania naprzeciw Prawdy. Nie możemy się lękać naszego życia- nawet jeśli spowije je cień najbardziej wstydliwych chwil. Święty Augustyn potrafił zdobyć się na odwagę opowiedzenia o swoich grzechach na kartach Wyznań. Jego poruszenia duszy odzwierciedlają w jakich bólach dokonywało się jego wyjście z ukrycia: „Późno Cię umiłowałem, Piękności dawna, a tak nowa, późno Cię umiłowałem. W głębi duszy byłaś, a ja błąkałem się po bezdrożach i tam Ciebie szukałem, biegnąc bezładnie ku rzeczom pięknym, które stworzyłaś. Ze mną byłaś, a ja nie byłem z Tobą. One mnie więziły z dala od Ciebie- rzeczy, które by nie istniały, gdyby w Tobie nie były. Zawołałeś, rzuciłeś wezwanie, rozdarłeś głuchotę moją. Zabłysnąłeś, zajaśniałeś jak błyskawica, rozświetliłeś ślepotę moją… Dotknąłeś mnie i zapłonąłem tęsknotą za pokojem twoim.” Trudno czytać teksty Augustyna chłodno i beznamiętnie. Jego słowa wybiegają ze stronnic do czytelnika i zanurzają się w duszy, poruszając uczucia i uzdalniając do własnego wyznania. Podobne przemyślenia miał jego duchowy mistrz św. Ambroży i nie wstydził się wyjawiać swych myśli: „abym płacząc nad grzechami innych, płakał nad sobą, mówiąc: Bardziej ode mnie usprawiedliwiona jest niewolnica Tamar”. Na Sądzie Ostatecznym- który w naszym przekonaniu może być wydarzeniem odległym, staniemy uzdolnieni do patrzenia na siebie „z odkrytą twarzą”. Zobaczymy siebie tacy jacy jesteśmy; nie jak nam się wydaje lub jak postrzegają nas inni. Będziemy odsłaniać kawałek po kawałku nasze tajemnice. „Ojciec Niebieski nie sądzi… byty sądzą same siebie przez Niego”- pisała Simone Weil. A penetrujący z wielką drobiazgowością świat ludzkiej duszy Mikołaj Gogol stwierdzi: „Kto wierzy w światłość ujrzy ją, ciemność istnieje tylko dla niewierzących”. W tym wielkim momencie odsłonięcia zasłony, otwartości na szczerość, Duch Święty będzie każdego z osobna uzdalniał do odwagi świadczenia o sobie. Kiedy nastąpi „uzewnętrznienie” siebie-operacja na otwartej duszy- otworzy się brama Bożego Królestwa i zajaśnieje blask prawdy oraz pojednanie z Bogiem. To będzie akt największej odwagi i wolności. Pozostaje mi osobiście powtarzać z ufnością i przejęciem za Makarym z powieści Dostojewskiego: „Wszystko jest w Tobie, Panie, i ja jestem w Tobie, przyjmij mnie…”

sobota, 24 czerwca 2017

Jan przyszedł świadczyć o światłości,
aby przygotować Panu lud doskonały
(J 17; Łk 1,17)

Najbardziej uroczystym świętem utrwalonym w liturgicznych obchodach i tradycji polskiej jest narodzenie świętego Jana Chrzciciela. Rangę tego święta na terenie Słowiańszczyzny podkreślało już średniowieczne piśmiennictwo. W Homiliarzu praskim z początku XII wieku, święto narodzin Prodromosa zostało zaliczone obok tak ważnych uroczystości jak Boże Narodzenie czy Wielkanoc. Postać charyzmatycznego proroka była związana była z sakramentem pokuty w okresie wielkopostnym i Eucharystią- ponieważ na Baranka wskazywał ów Prorok. W tekście wczesnośredniowiecznej litanii odnajdujemy następujące wezwanie: „Heroldzie Chrystusa, Janie, okazicielu Baranka Bożego, chrzcicielu Zbawiciela; poleć nas Bogu, proś Chrystusa za nami !” Również w rytach liturgii wschodniej Jan Chrzciciel zajmuje poczesne miejsce. W czasie obrzędu proskomidi kapłan wyjmuje najpierw cząstkę symbolizującą Baranka paschalnego i umieszcza ją na środku diskosu. Z innego chleba wyjmuje kolejną cząstkę i kładzie ją po prawej stronie Baranka, poświęcając ją Bogarodzicy. Z trzeciej prosfory zostaje wydzielona cząstka poświęcona św. Janowi Chrzcicielowi, umieszcza się ją po lewej stronie wypowiadając następującą formułę: „Na cześć i pamiątkę czcigodnego, sławnego Proroka i Poprzednika Jana Chrzciciela”. Na patenie zatem układa się mistyczny obraz Kościoła- Dessis- który w Maryi i Janie odnajduje reprezentację świętości. Ten którego narodzenie Kościół celebruje w liturgii, stał się mężem przewidzianym w zamysłach Boga. Święty Jan stanie się świadkiem, który potwierdza wydarzenie nadejścia Syna Człowieczego. Jest więcej niż prorokiem, ponieważ jego świadectwo w płaszczyźnie ludzkiej jest jednym z warunków spełnienia misji Chrystusa” „godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe” (Mt 3,15). Narodzenie Jana było pełne cudów. Przed narodzeniem, a nawet przed poczęciem, Jego imię zostało zapowiedziane podczas zwiastowania Zachariaszowi i oznacza: „Jahwe zbawia”. Jak podaje Ewangelia: „Już w łonie matki napełniony będzie Duchem Świętym”. Wybór imienia „Jan”, po długim milczeniu Jego ojca, podkreśla to, że Bóg poznał go tak, jak poznał innego proroka o imieniu Jeremiasz. Można doszukać się tu podobieństwa. „Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię” (Jr 1,5). „On sam pójdzie wobec Chrystusa w duchu i mocy Eliasza. Duch więc, który był w Eliaszu, przyszedł do Jana, i moc, która w nim była, w tym także się objawiła. Tamten został uniesiony do nieba, ten zaś był poprzednikiem Pańskim i umarł przed Nim, aby zstąpiwszy do otchłani przepowiadać tam Jego przyjście”- pisał Orygenes. Jan to najważniejsza postać na styku Starego i Nowego Testamentu, a jednocześnie niezwykle mocno wpisująca się w polską obrzędowość, kulturę; ślady tego możemy dostrzec w ciągle żywych tradycjach ludowych. Jego dzień przypada wtedy, kiedy najdłuższy jest dzień a noc najkrótsza. Jak również wraz z Jego osobą, zaczyna się dokonywać przesilenie i dzień staje się krótszy, a noc osiąga swoje apogeum w momencie kiedy misterium liturgii będzie obwieszczać narodziny Boga- Człowieka. W okresie pogańskim dzień 23 czerwca i 24 czerwca był związany z kultem ognia. Stąd w niektórych regionach do dzisiaj chłopcy próbując wykazać się odwagą męstwa przeskakiwali przez ułożone ogniska. W nocy dziewczęta wychodziły na łono natury poszukując ziół i kwiatów, którym przypisywano magiczną moc leczniczą. Dziewczęta oświetlone blaskiem świec, wypuszczały wianki na wodę; to wszystko byłe przepełnione intensywnością szczęścia, dobrych wróżb, a nade wszystko tęsknotą za miłością życia. Wianek to symbol dziewictwa, czystości, piękna przechowywanego w cielesności czekającej na zjednoczenie z ukochanym. Dlatego wianki mogły puszczać tylko panny, mając nadzieję na szybkie i dobre zamążpójście. Jest jeszcze jeden zwyczaj który jest znany każdemu; od dziecka po dorosłego. Kiedyś bardzo przestrzegano aby do uroczystości narodzin św. Jana Chrzciciela nie kąpać się w wodzie. Dopiero kiedy kapłan poświęcił wodę- jezioro, rzekę, był to symboliczny znak i można korzystać z tak długo wyczekiwanych uciech.  Ma to pewnie odwołanie do wydarzenia z nad Jordanu, gdzie Chrystus przyjął chrzest z rąk Proroka i tym samym uświęcił wody. Kończę to rozważanie modlitewną inwokacją Sofroniusza z Damaszku: „O głosie Słowa, daj głos ! Ty, lampo Światła, daj nam blasku ! O zwiastunie Słowa, daj nam bieg słowa, abyśmy dzisiaj radowali się przez sławienie ciebie samego godnymi pochwałami”.

 

piątek, 23 czerwca 2017


 Mt 11, 25-30

…Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem słodkie jest moje jarzmo, a moje brzemię lekkie».

Kościół Zachodni w liturgii przeżywa dzisiaj Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa. Jest to typowo łacińskie w teologii i pobożności pojmowanie Chrystusa. Nie jest to mistyczna przesycona egzaltacją antropomorfizacja Boga, ale próba postrzegania Go jako źródła daru- miłości. Już ludzie średniowiecza kontemplując wydarzenia z życia Chrystusa, w swojej często prostej pobożności, opartej na rozważaniu Narodzenia i Męki Pańskiej, oczyma wiary kontemplowali pełne miłości serce Boga-człowieka. Już św. Bernard z Clairvaux pisał w kontekście tajemnicy Wcielenia i Odkupienia: „Starajmy się być jak to Dzieciątko. Uczmy się od niego, bowiem jest łagodne i pokornego serca, a wielki Bóg nie mógł stać się małym człowiekiem bez przyczyny, ani umrzeć za nic, ani dać się ukrzyżować na próżno. Uczmy się jego pokory, naśladujmy jego łagodność; niech ogarnie nas miłość, łączmy się z nim w cierpieniu, niech obmyje nas jego krew.” Bóg jest Miłością Ukrzyżowaną, odsłaniającą dla każdego człowieka swoje wypełnione po brzegi ogniem miłości serce. Jakby chciał każdemu powiedzieć, tu w centrum Mnie, odnajdziesz wewnętrzny spokój i poczujesz, iż jesteś kochany. Modlitwa zaczerpnięta z kolekty liturgicznej, oddaje coś z tej tęsknoty człowieka: „Panie, nasz Boże, udziel nam tej łaski, abyśmy zawsze żyli i działali w tej miłości, która skłoniła Syna Twego do oddania życia za świat”. Z przebitego boku Chrystusa rodzi się Kościół, niczym oblubienica Ewa która została uczyniona z boku Adama. Z tego boku, wytryskuje krew i woda- symbol dwóch życiodajnych sakramentów: Chrztu i Eucharystii- naszej komunii z Miłością. Odmawiając Litanię do Serca Jezusa, wypowiadamy pełne poruszenia słowa: „Jezu cichy i pokornego serca, uczyń serca nasze według serca Twego”. Uczyń moje serce na wzór swojego serca. To nie tylko pobożne życzenie podyktowane ludową pobożnością przeżywaną w rytmie kalendarza liturgicznego. Jest to żywe pragnienie uczynienia z własnego serca, sanktuarium dla żywego Boga. Pisał o tym Mikołaj Kabasilas: „Dlatego ten, kto zdecydował się żyć z Chrystusem, musi być związany z Jego sercem i z Jego głową, bo znikąd nie przyjdzie na nas życie. To jednak jest niemożliwe, jeśli nie pragnie się tego samego, co pragnie Chrystus… Potrzeba wykonywać własną wolę w woli Chrystusa i starać się, by mieć te pragnienia i cieszyć się z Nim tymi samymi radościami…, człowiek dobry wyciąga ze skarbca swego serca, rzeczy dobre.” Warto sobie zadać w tym miejscu pytanie; jakie jest moje serce ? To na poziomie niezgłębionego serca doświadczamy naszej ludzkiej osobowości, jako ukształtowanej na obraz i podobieństwo Boga. Na poziomie naszego serca stajemy się „uczestnikami Boskiej Natury”; spotykamy się z Niestworzonym; zostajemy zjednoczeni z żywym Bogiem w przemieniającym związku miłości. Dobrze zauważył o. Thomas Merton mówią, iż „serce jest zdolnością, przez którą człowiek poznaje Boga”.  

czwartek, 22 czerwca 2017


Ps 111  

Jego dzieło jest wspaniałe i pełne majestatu,
a Jego sprawiedliwość trwa na wieki.
Sprawił, że trwa pamięć Jego cudów,
Pan jest miłosierny i łaskawy.

Świat jest wielką i nieprzeczytaną do końca przypowieścią o Bogu. Wszystko, co żyje wyśpiewuje hymn pochwalny na cześć Tego, który wszystko powołał do istnienia. „Wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone”. Wszystko, co jawi się ludzkim oczom w filozofii kreacji staje się niepodważalnym argumentem za istnieniem Życia udzielającego życia. Świat mieści się w Bogu. Posługując się śmiałym wyrażeniem Mikołaja z Kuzy: świat jest „stworzonym Bogiem”. Komentował tę myśl Bułgakow: „Tworząc świat, Bóg także samego siebie włącza w stworzenie, sam Siebie niejako czyni stworzeniem”. Pełne zachwytu słowa Psalmisty wprowadzają nas w zdumienie wobec świata, który jawi się jako dzieło sztuki stwarzającego Boga. „Przyroda jest pociechą jaką nam daje Bóg jako wspomnienie Raju”- mówił patriarcha Atenagoras. Patrząc na harmonię świata stworzeń dochodzimy do momentu w którym powinno się zrodzić poczucie więzi i „braterstwa stworzeń”.  To bardzo franciszkańska wizja w której człowiek wchodzi w świat stworzeń, nie jako intruz-dewastator- zawłaszczając bezmyślnie wszystko dla siebie, ale jako cząstka  fascynującej rzeczywistości która została wyłoniona z niebytu; wypowiedziana przez usta Miłości: „Niech się stanie…” Człowiek zaczyna uświadamiać sobie że jest częścią pulsującego życia. Jest bratem zwierząt, roślin, wody i powietrza. Trzeba również przyjąć bolesną prawdę o tym, że istnieje jakiś wewnętrzny kryzys między człowiekiem a światem natury. Panowanie zaciemniło w ludziach troskę i odpowiedzialność za każdy element ożywionego świata. Zakorzeniło się bardzo głęboko chore przekonanie, że „rośliny i zwierzęta są dla nas do użytku. Są rekwizytami. Taka postawa wobec porządku stworzenia jest całkowicie egoistyczna i arogancka. Jest formą szowinizmu. Przygotowuje grunt, na którym wyrasta brak wrażliwości na to, co człowiek czyni ze środowiskiem” (Ch. Birch). A przecież świat jest w jakiś tajemniczy sposób sakramentem działania i obecności Boga. Jego miłość uobecnia się w nieustannym procesie stworzenia- każdego dnia Bóg stwarza świat i każdego dnia w tym świecie odnajduje człowieka, aby podarować mu miłość. Dostojewski pisał: „Jak można przechodzić koło drzewa i nie być szczęśliwym, że się je widzi ? Rozmawiać z człowiekiem i nie być szczęśliwym, że się go kocha ?”

 

środa, 21 czerwca 2017


Mt 6, 1-6. 16-18

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej bowiem nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie…

W dzisiejszym świecie trwa wyścig o pierwsze miejsca. Często środkiem do bycia zauważonym jest „wielkoduszność” względem tych którym życie oszczędziło spokojnego i szczęśliwego bytowania. Znane osoby show biznesu prześcigają się w maratonie o twarz najbardziej „miłosiernego dawcy”. Ta hojność jest świetnym chwytem marketingowym i przysparza mnóstwo dodatkowej popularności. Jakie pobudki stoją za takimi działaniami ? Diagnoza tego stanu rzeczy może wyglądać mniej atrakcyjnie i dobrodusznie niż rejestrują to flesze medialnych aparatów, czy kamery telewizyjne podbijające słupki gwiazdorskiej popularności. Gesty pełne rozmachu względem biednych ludzi, zawsze przyciągają oko ciekawskich w których uruchamia się przelotna iska altruizmu. Ewangelia pokazuje te sprawy z innej perspektywy. Chrystus mówi o takim działaniu które będzie dystrybucją dobra a jednocześnie będzie anonimowe, pokorne i schowane w cieniu. Historia pokazuje, że wielcy społecznicy zawsze byli ludźmi schowanymi w cieniu wielkich i pięknych instytucji charytatywnych, które wskrzeszali do życia. Nie potrzebowali rozgłosu, poklasku, czy medialnego show. Ludzie autentyczni w rozdawaniu miłości, potrafili znaleźć pieniądze na czynienie dobra „na ulicy”. Chrześcijaństwo uczyło się przez wieki odkrywać na obrzeżach świata twarz wykluczonego, biednego i odepchniętego Chrystusa który przychodził w drugim człowieku. Luksusem chrześcijaństwa powinien być zawsze ten drugi- poraniony i pozostawiony na marginesie. Wielu ludzi ma serca zajęte przez pieniądz; opróżnione z Boga. Jeżeli zdobywają się na jakiś gest to tylko dlatego, aby lepiej wypaść przed innymi. „Człowiek bogaty nie potrafi już dostrzec ubogiego lub widzi go w sposób niewłaściwy… Widzi w nim narzędzie, którym można zarobić na Raj” (A. Pronzato). Słowa Bossueta pozwalają dostrzec we właściwym świetle ludzką aktywność: „Kościół jest naprawdę miastem ubogich… Bogaci są cudzoziemcami, jedynie służba na rzecz ubogich nadaje im obywatelstwo”. Każdy nasz gest oparty na autentycznej miłości i niesieniu szczerej pomocy, staje się przedłużeniem najpiękniejszego gestu Boga jaki każdego dnia czyni dla niezauważanej przez ogół ludzkości. Bóg- biedak wśród biedaków, wędrowiec wśród wędrowców, cierpiący głów wobec dzieci przeczesujących wysypiska śmieci w poszukiwaniu jedzenia. „Niech nikt nie pyszni się tym, że daje coś ubogiemu- powie stanowczo św. Augustyn- Niech nikt nie mówi w swym sercu: Ja daję, on otrzymuje, ja go przygarniam, on nie ma nawet dachu. Może więcej brakuje tobie. Może ten którego ty przyjmujesz, jest człowiekiem sprawiedliwym: on potrzebuje dachu, ty nieba, on nie ma pieniędzy, ale tobie brak sprawiedliwości”.

 

wtorek, 20 czerwca 2017


Mt 5, 43-48

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Słyszeliście, że powiedziano: „Będziesz miłował swego bliźniego”, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście się stali synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski».

Nie można zrozumieć chrześcijaństwa bez wymiaru miłości. Od miłości wszystko się rozpoczyna- miłość Boża rozlana jest w sercach ludzkich, aby stać się odpowiedzią na brak miłości w świecie. Chrystus nieustannie posyła apostołów do cierpiącej ludzkości, aby oznajmiali że miłosierny Bóg kocha ich bezgraniczną miłością. „Współczucie wyraża prawdę, że wszyscy są podobni do mnie- pisał Evdokimov- są moimi bliźnimi, oraz że sprawiedliwość polega na kochaniu drugiego jak siebie samego. Miłość drugiego jest obecnością Boga w duszy”. Każdy człowiek jest dla chrześcijanina bliźnim- kimś nieprawdopodobnie bliskim, ważnym, na którego ramieniu należy położyć dłoń. „Jeśli upadłego chcesz podźwignąć, musisz się nad nim pochylić. Tak samo trzeba litościwie pochylić się nad grzesznikiem, gdy chcesz go nawrócić” (św. Grzegorz Wielki).  W takiej postawie zawiera się transcendowanie siebie, wyrażające się w zdolności wychodzenia naprzeciw drugiego człowieka. Sartre twierdził, że „piekło to inni”, a człowieka postrzegał jako smutnego samotnika, którego życie jest wychylone tylko ku śmierci. Chrześcijaństwo przerywa ten koszmarny pesymizm, proklamując wolność w której dokonuje się proklamacja miłość wobec człowieka. To zgoła odwrotne myślenie: Niebo to inni ! „Człowiek, jak mówi Merleau- Ponty, jest skazany na sens, został wezwany do odkrywania bytu i ukazywania najwyższego sensu wszystkiego, co istnieje”. To jest droga trudnej a zarazem pięknej miłości. Święty Leon pisał: „Do Zbawiciela bowiem zbawieni powinni podążać tą samą drogą, jaką On w nich przybył, aby ich zbawić. Na tej drodze miłosierdzie Boże czyni nas miłosiernymi, a prawda ludźmi kochającymi prawdę… Kto daleki jest od prawdy, nie będzie miłosierny, a kto nie ma sprawiedliwości, nie będzie miał miłości. Miłość jest siłą wiary, wiara potęgą miłości.”

poniedziałek, 19 czerwca 2017


Mt 5, 38-42

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Słyszeliście, że powiedziano: „Oko za oko i ząb za ząb!” A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu: lecz jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz. Zmusza cię ktoś, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące. Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie».

Bardzo trudno jest nie odpowiadać na zło, które odciska się w naszym życiu. Ile trudu przynosi przebaczanie tym ludziom, którzy wyrządzili nam jakąś szkodę na dobru czy reputacji. Żyjemy w świecie w którym słowo i gesty mogą ranić, a nawet zabijać. Bardzo często ci, którzy postępują niewłaściwie, fałszywie i w sposób wyrachowany- są ludźmi wewnętrznie poranionymi, potłuczonymi przez życie. Często zauważenie dobra może wywoływać w nich skutek odwrotny- złość, krytykanctwo, bezpardonowe słowa, czy wyolbrzymianie wad tych drugich. Chrystus zachęca do przyjęcia postawy przebaczenia i miłości. „Gdy cię kto skrzywdzi lub obrazi, przebacz mu ! Nie gniewaj się, współczuj z nim, nie pozwól na rozgoryczenie i nie mów: skrzywdził mnie, moja dusza jest głęboko zraniona !”- powie św. Jan Chryzostom. Przebaczanie wrogom jest błogosławionym trudem; dojrzałością człowieczeństwa, zdolnością przekroczenia w sobie złych emocji czy zemsty. W akcie miłości i łasce zapomnienia o doświadczonym złu, uzewnętrznia się Ewangelia Miłości. „Czystość serca- pisał św. Izaak z Niniwy- to miłość do wszystkich słabych, którzy upadają”.

niedziela, 18 czerwca 2017

Mt 9, 36 – 10, 8

Jezus, widząc tłumy, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza. Wtedy rzekł do swych uczniów: «Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo». Wtedy przywołał do siebie dwunastu swoich uczniów i udzielił im władzy nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i leczyli wszystkie choroby i wszelkie słabości… Tych to Dwunastu wysłał Jezus i dał im takie wskazania:Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie».

W kilku lapidarnych zdaniach Chrystus nakreśla misję i cele apostoła. W tych słowach zawiera się przynaglenie do dawania świadectwa. W dzisiejszym świecie zdecydowanie mocniej wybrzmiewają słowa Pana. Trzeba je przyjąć i przeżywać z większą intensywnością; odczytać je na nowo w duchu tzw. nowej ewangelizacji- „biada mi, jeśli nie będę głosił Ewangelii”. Sytuacja współczesnego świata apeluje do świadomości chrześcijańskiej, rozbrzmiewa wołanie wielu ludzi: pokażcie nam Boga, dajcie nam doświadczyć Jego obecności, zaspokójcie głód naszej duszy. Chrześcijaństwo powinno urzeczywistniać słowa i gesty Chrystusa, pedagogię Jego miłości; wyprowadzać innych z zagubienia, depresji, duchowej niemocy i zmęczenia. Ewangelia głoszona na dachach – wysoko, powinna być tak doniosła, iż będzie poruszała serca, konfrontowała oraz powodowała ferment w sercu przypadkowych ludzi. „Nowy ton Ewangelii wstrząsa: Bóg chrześcijan jest najbardziej zdumiewający… Na krzyżu Bóg bierze stronę człowieka przeciwko własnej boskości. Dla dobra człowieka Bóg już nie jest wszechmocny, umiera dla siebie samego po to, by żył człowiek. Przekracza swoją wewnątrzboską ciszę ku innemu „ty” i wprowadza je w swoją tajemnicę w komunię Trójcy”. Do tego doświadczenia wiary trzeba podprowadzić innych:  „Żyć w taki sposób, aby inni zobaczyli że to nie możliwe aby Boga nie było”.

 

piątek, 16 czerwca 2017


Bracia: Przechowujemy skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas. Zewsząd cierpienia znosimy, lecz nie poddajemy się zwątpieniu; żyjemy w niedostatku, lecz nie rozpaczamy; znosimy prześladowania, lecz nie czujemy się osamotnieni, obalają nas na ziemię, lecz nie giniemy. Nosimy nieustannie w ciele naszym konanie Jezusa, aby życie Jezusa objawiało się w naszym ciele. Ciągle bowiem my, którzy żyjemy, jesteśmy wydawani na śmierć z powodu Jezusa, aby życie Jezusa objawiało się w naszym śmiertelnym ciele. Tak więc działa w nas śmierć, podczas gdy w was – życie… ( 2 Kor 4, 7-15).

Jest takie mądre opowiadanie o wieśniaku który codziennie na grzbiecie swojego osła dostarczał do wsi wodę w dwóch amforach. Jedno z naczyń było nowe i zdolne pomieścić dużo wody, druga amfora była uszkodzona i przez szczeliny wyciekała woda. Stara amfora czuła się bezużyteczna wobec człowieka który utrzymywał się z dostarczania wody. Mówiła: „Przeze mnie tracisz trud i pieniądze. Kiedy dochodzimy do wioski, jestem w połowie pusta. Wybacz mi moją niedoskonałość i moje rany.” Na co odparł właściciel naczynia: „Popatrz na poboczne drogi. Ile wyrosło tu pięknych kwiatów… Ty każdego dnia podlewasz pobocze drogi- odparł człowiek. Kupiłem paczuszkę nasion kwiatów i posiałem je wzdłuż drogi, a ty, nie wiedząc o tym, niechcący podlewasz je każdego dnia”. Ten piękny obraz pozwala nam zrozumieć przesłanie Apostoła Pawła. Jesteśmy naczyniami- kruchymi, podatnymi na stłuczenia, otarcia, upływ czasu i ostatecznie roztrzaskanie na kawałki. Ale w takich naczyniach Bóg zdeponował najcenniejszy dar, jakim jest wiara. Kiedy czujemy się bezużyteczni, niegodni, słabi i grzeszni, Bóg bierze nas w swoje dłonie i skleja spękania lub przez szczeliny wylewa swoją miłość. „Naczynie” powstaje w dłoniach Boga i jedynym jego przeznaczeniem jest zaspokajać pragnienie świata. „I oto ze zdumieniem odkrywamy, że stymulują nas właśnie zagadkowe okoliczności. Oddychamy tylko wtedy, kiedy czujemy się związani z innymi ludźmi wspólnym celem, wykraczającym poza jednostkę. My, dzieci epoki komfortu, zaznajemy niewytłumaczalnej radości, kiedy na pustyni możemy podzielić resztkę zapasów”(A.Exupery). Czyż nasza egzystencja nie jest taką jałową pustynią ? Pustynią głodnych i spragnionych ludzi. Ludzi łaknących czegoś znacznie więcej, niż  kosz wypełniony po brzegi jedzeniem. Świat już nas przestał sycić… Już człowiek nie wie, co ma skonsumować aby być szczęśliwym. Ewangelia mówi o Wodzie Życia- zaspokajającej wszelkie pragnienie. Chrześcijanin to ktoś, kto potrafić „nawadniać” glebę świata „wodą wiary”. Karol de Foucauld pisał: „Nie wystarczy dawać temu, kto prosi; trzeba dawać temu, kto potrzebuje.” Ostatecznie jesteśmy pięknymi naczyniami- nie ze względu na pragmatyczność i utylitarność- ale dzięki fantastycznemu pomysłowi Boga. Naczynie zna Garncarza i z łatwością odczytuje swoją misję. Simone Weil, napisała: „Ktoś pije szklankę wody. Woda to << kocham cię>> Boga.” To „kocham cię” podaje się dalej i dalej- po jakimś czasie zaczyna na powrót rozkwitać Raj.

czwartek, 15 czerwca 2017

J 6, 51-58

Jezus powiedział do Żydów: «Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje Ciało wydane za życie świata»… Rzekł do nich Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie jedli Ciała Syna Człowieczego ani pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim.

Teologia chrześcijańska przez całe wieki głosi prawdę o tym, że dzięki zmartwychwstaniu ciało Chrystusa stało się Eucharystią. Dla katolików uroczystość najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa jest corocznym, publicznym potwierdzeniem wiary w sakramentalną obecność Chrystusa, jak również wspomnieniem Wieczernika- wielkoczwartkowej pożegnalnej wieczerzy z uczniami- wyjątkowej i utrwalonej przez wieki w rytach Kościoła. „Pożywamy Cię, Panie i pijemy, nie po to, aby Cię tylko spożyć, lecz aby żyć dzięki Tobie”(św. Efrem). Kościół żyje dzięki Eucharystii dostrzegając w niej najgłębsze i życiodajne źródło miłości. Liturgia to dramat w którym człowiek wchodzi w misterium zbawienia; czas i miejsce znajdują swoje centrum w żywym Bogu. „Chrystus wzniósł się z przepaści w światłość promienną i rzucając tutaj swe promienie wzniósł się do niebieskiego tronu. Tak więc to jest to ciało, które nam pozostawił do przechowywania jako pokarm”. Kościół przez ręce swoich sług będzie sprawował Pamiątkę Miłości, aż do momentu ostatecznego spotkania ze Zbawicielem; będzie powracał myślami do Wieczernika gdzie otrzymał w darze podzieloną na ułomki do spożycia Miłość. „To, co w tej chwili widzicie na ołtarzu Pańskim- powie św. Augustyn- widzieliście także w świętą noc Wieczernika. Ale nie słyszeliście jeszcze o tym, co to właściwie było, co to znaczyło, i jak wielki zawiera Sakrament. Cóż więc widzicie ? Chleb i kielich. Mówią wam o tym wasze oczy. Czego zaś domaga się od was wiara, abyście wiedzieli ? Chleb jest Ciałem Chrystusa, a kielich Jego Krwią”. Święty Augustyn nie wspomina o tym w jaki sposób ta wielka tajemnica się urzeczywistnia, mówi o poznaniu które rodzi się dzięki wierze w obecność. Ile tęgich umysłów próbowało wyjaśnić przemianę chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa. Oznacza ono jedynie to, że chleb prawdziwie, realnie i trwale staje się prawdziwym Ciałem Żywego Chrystusa. „A jeśli chcesz dociekać, w jaki sposób to się dzieje, wystarczy ci wiedzieć, że dzieje się przez Ducha Świętego”- powie z przekonaniem św. Jan z Damaszku. Najświętszy Sakrament jest sercem każdej katolickiej jak również prawosławnej świątyni. Olivier Clement powie: „Wiemy, że serce Kościoła znajduje się w Ewangelii i Eucharystii, lecz nie wiemy, gdzie są jego granice…” Prawosławie zgoła inaczej rozumie pobożność eucharystyczną. Obca jest duchowości wschodniej adoracja Najświętszych Postaci; bowiem jest to tak wielka Tajemnica, że nawet nie sposób na nią patrzeć. Eucharystia w swej istocie jest pokarmem danym do spożycia.. „Każda Komunia jest przeżyciem Zmartwychwstania, przeżyciem równym w swej intensywności radości nocy paschalnej” (J. Klinger). Stąd chrześcijanie Kościołów Wschodnich nie wychodzą w procesji z Eucharystią na zewnątrz, ale wynoszą Chrystusa w świat w swoich duszach, czyniąc go napełnionym Bogiem. To uchrystusowienie  rzeczywistości jest wspólne dla chrześcijan zachodnich i wschodnich- to przemiana świata w Kościół. Dzięki Chrystusowi jesteśmy istotami zamieszkanymi, szczęśliwymi, wypełnionymi po brzegi duszy tęsknotą za Niebem. „Kiedy przyjmujemy Komunię Świętą, czujemy coś niezwykłego, jakby obiegające całe nasze ciało zadowolenie, które rozlewa się aż po wszystkie jego krańce. Czym właściwie jest to przyjemne uczucie ? To nasz Pan, który łącząc się ze wszystkimi członkami naszego ciała, sprawia, że drżą one ze wzruszenia. Wtedy zmuszeni jesteśmy powtórzyć za świętym Janem: To jest Pan.”

środa, 14 czerwca 2017


Przemawiał do nich w słupie obłoku,
a oni strzegli przykazań i prawa, które im nadał.
Boże, nasz Panie, Ty ich wysłuchałeś,
łaskę im okazałeś, lecz karałeś występki.
(Ps 99 ).  

Słup obłoku jest motywem który towarzyszył Izraelitom w czasie wędrówki przez pustynię, jest znakiem asystencji i troski Boga. Wyraża on transcendentne miejsce przebywania Tego, który jest nie uchwytny dla ludzkiego oka. Jednocześnie ta nieuchwytność, niepoznawalność, zostaje przełamana przez wydobywający się z obłoku głos Boga; dającego wskazówki i pouczenia swojemu ludowi. Sztuka wczesnochrześcijańska i bizantyjska motyw obłoku wykorzysta w ikonografii jako zobrazowanie Teofanii. Z obłoku będzie się wyłaniać ręka Boga- manus Dei- jako symboliczny wizerunek Wszechmogącego, błogosławiącego i przyjmującego ofiarę, czy potwierdzającego ważne wydarzenia: Stworzenie pierwszych rodziców, Chrzest Chrystusa, Przemienienie, Wniebowstąpienie. W Nowym Testamencie obecność obłoku świadczy o tym, że Bóg zamieszkał pośród swego ludu. Przyjął człowieczeństwo i „rozbił namiot” w historii ludzkości. Obłok również spowijał Maryję podczas Zwiastowania „a moc Najwyższego ocieniła Ją”. Słup obłoku pojawia się w chrzcielnych katechezach Ojców Kościoła i  jest rozumiany jako twórcza obecność Ducha Świętego. Święty Ambroży wyjaśnia znak obłoku i przejście Żydów, już w kluczu chrześcijańskiej mistagogii: „Cóż w tym szczególnego, że przejście Żydów przez morze łączymy w naszym pouczeniu z chrztem ? Wszyscy jednak Żydzi, którzy przeszli przez morze, pomarli na pustyni. Kto natomiast przechodzi przez źródło chrzcielne, to znaczy kto przechodzi od rzeczy ziemskich do niebieskich- bo to jest właśnie przejście, pascha, to znaczy przejście jego, przejście od grzechu do życia, od winy do łaski, od nieprawości do uświęcenia- kto przechodzi przez to źródło nie umiera, lecz zmartwychwstaje”. Temu przejściu zdaniem Ambrożego towarzyszy również słup obłoku- obecność Boga w materii i wnętrzu zrodzonego do wiary przez obmycie chrześcijanina. „Czyż słup świetlisty nie przedstawia samego Chrystusa Pana, który usuwa mroki niewiary, a do serc ludzkich wlewa światło prawdy i łaski”. Świetlisty obłok- w którym Kościół widział symbol paschalnej radości, jasność która emanuje z ciała Zmartwychwstałego Chrystusa. Dlatego starożytny hymn Exultet wychwala „noc, która światłem ognistego słupa rozproszyła ciemności grzechu” i przynosi wolność wszystkim uciemiężonym, słabym, dotkniętym chorobami duszy- przywracając status świętych przyjaciół Boga. Każda Eucharystia jest wejściem w „słup obłoku i ognia,” to stawanie naprzeciw Misterium. Cyrillonas w swoim poemacie pisał: „Usta, choć zamknięte, połykają ogień. Język, choć milczący, poczyna. Nie spala się język ciała ognistego języka. Jak krzak ciernisty na pustyni, którego nie strawił płomień”. Obłok- znak obecności przemienionego Chrystusa. Znak przebóstwienia człowieka. „Szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą. Bo zaprawdę powiadam wam: Wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło ujrzeć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli; i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli”(Mt 13,16-17). Jutro pojawi się „Obłok” kiedy Ciało Boga zostanie uroczyście wyniesione na ulice miast i wsi. Zostaniemy oślepieni promieniami Słońca. Zobaczymy chwałę Syna Człowieczego jaśniejącego w śnieżnobiałej materii chleba, otoczonego przez cherubiny i serafiny mówiące na częstotliwości ludzkich dusz: Obłok- Płomień Miłości jest pośród was !

wtorek, 13 czerwca 2017


Mt 5, 13-16

Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też lampy i nie umieszcza pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciła wszystkim, którzy są w domu. Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie».

Przesłanie Chrystusa zawiera w sobie pewien rodzaj estetyki teologicznej. Theos foos estin- Bóg jest światłością i czyni uczestnikami tej światłości tych których chce. „Kościół jaśnieje w środku swym rozjaśniony” (Suger). Światło bowiem pozwala dostrzec wyraźnie rzeczy, takimi jakimi są w rzeczywistości. Strumień światła potrafi przeszyć ciemność i wydobyć na zewnątrz to, co ukryte i na pierwszy rzut oka niemożliwe do uchwycenia. Claritas, nie tylko spowija ciało Zmartwychwstałego Chrystusa, triumfalnie wychodzącego z grobu w poranek wielkanocny, ale również każdego człowieka kroczącego w blasku paschalnej światłości. Wyraża to Kanon św. Jana z Damaszku: „Dzisiaj wszystko jasności jest pełne. Niebo i ziemia. I to co na ziemi…” Człowiek staje z rozjaśnioną twarzą, aby Misterium Życia zwiastować tym wszystkim którzy nie potrafią widzieć wyraźniej lub ich serca spowija cień. Uczniowie mają promieniować tym blaskiem który wytrysnął z ciała spowitego więzami śmierci Chrystusa. „Nie zapominajcie o Duchu Świętym- mówił św. Cyryl do neofitów- w chwili waszego oświecenia jest On gotów naznaczyć duszę waszą pieczęcią, da wam pieczęć niebiańską i Boską, która napełnia lękiem demony; On was uzbroi do walki: da wam siłę.” Powołaniem chrześcijanina jest promieniować na zewnątrz, uświęcać świat; wydobywać dobro z pod nawarstwień zła. Święty Jan Chryzostom przypominał, że Bóg oddał stwarzanie w ręce człowieka, aby człowiek doprowadził je do końca, tak jak znany malarz zezwala na wykończenie dzieła swojemu uczniowi. Ostatnie bliki rozświetlające portretowane twarze należą do tych którzy wysoko podnoszą zaopatrzone w miłość lampy. Mamy być światłem; nawet wtedy kiedy wydaje nam się, że jesteśmy ledwo tlącym się knotem. Wystarczy jak mówiła św. Teresa z Avili: „Siać pokój i radość we wszystkich sercach”.

poniedziałek, 12 czerwca 2017


Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą ( Mt 5, 1-12).

Chrystus w jednym z błogosławieństw mówi o czystym sercu, dzięki któremu można ujrzeć Boga. Serce staje się zatem organem duchowego poznania; przestrzenią tak transparentną i głęboką, że przechodzące przez nie światło może „wypisać” kontury Niepoznawalnego- „Twarz Boga”. „Serce jest ogniskiem, którego energia promieniuje i przenika całego człowieka, a zarazem jest ono najbardziej ukryte w jego głębi.” To przeciwieństwo serca skamieniałego, zatwardziałego, wątpiącego, pozbawionego miłości i blasku prawdy. Dlatego święty Serafin nazywa serce „ołtarzem Boga”, miejscem Jego działania i obecności. „Być człowiekiem czystego serca- napisze W. Hryniewicz- to uwolnić się od bałwochwalczego zadowolenia, pychy, złych zamiarów wobec innych, a stać się człowiekiem otwartym w samej głębi swego jestestwa, nie szukającym samego siebie.” Najpełniej i najpiękniej człowiek wobec innych wypowiada się językiem miłości jako daru- wydobytego z pokładów serca. Człowiek żyje tak jak kocha i kocha w taki sposób w jaki żyje. Piękne serce człowieka jest przestrzenią epifaniczną, zamieszkaną przez Przyjaciela- tam jest Raj ! Miejsce harmonii i wiecznej wiosny. Rosyjski prostaczek przemierzając bezkresne połacie, pisał o nieogarnionych horyzontach własnego serca: „Bywało, że coś rozkosznie wrzało w mym sercu, napełniając je taką lekkością, wolnością i pociechą, że czułem się odmieniony i wpadałem w zachwycenie. Czasem znów czułem płomienną miłość do Jezusa Chrystusa i do całego Bożego stworzenia. Innym razem znów same płynęły z mych oczu słodkie łzy dziękczynienia Panu, który umiłował mnie, przeklętego grzesznika… Czasami owo serdeczne rozkoszne ciepło rozlewało się po całym mym ciele i ze wzruszeniem odczuwałem, że Bóg jest wciąż przy mnie…doświadczałem, co znaczą Jego słowa: „Królestwo Boże w was jest”(Opowieści Pielgrzyma). Każdy człowiek ma w sobie to miejsce nawiedzenia, oczekiwania, tęsknoty, przeobrażenia, piękna. „Albowiem to na ołtarzu serca celebrowana jest owa liturgia czystej wiary- powie J. Corbon- To właśnie jest ów grób, do którego przynagla nas pełne tęsknoty wspomnienie za Panem i gdzie Duch objawia nam, że On zmartwychwstał”. W końcu to miejsce gdzie dokonują się Wschody Słońca- tryskającymi życiodajnymi promieniami tak mocno, że na zewnątrz egzystencja człowieka staje się świętem spełnienia i przebywania naprzeciw Boga.

 

niedziela, 11 czerwca 2017


Jezus powiedział do Nikodema: «Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego».(J 3, 16-18)

Na najważniejsze słowa zapisane w Starym Testamencie: „Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem- Panem jedynym” (Pwt 6,4)- chrześcijanie odpowiadali z całym przekonaniem że, są monoteistami. Przez całe wieki historii chrześcijanie podkreślali, że chrześcijański monoteizm, pomimo dogmatu Trójcy, jest równie niepodważalny jak żydowski. Wyznawcy Chrystusa wielokrotnie powoływali się na tekst Szema, uzasadniając, że w istocie jest jeden Bóg, nie zaś trzech, lecz jest on Bogiem Trójjedynym. „Wierzę w jednego Boga”- tymi słowami rozpoczyna się pierwszy artykuł chrześcijańskiego wyznania wiary. Pierwsze słowa Symbolu wprowadzają nas w poznanie tajemnicy Wspólnoty Osób która jest w absolutnej jedności. Chrześcijanie zatem wierzą w jednego i prawdziwego Boga, który uobecnił się w Chrystusie. Zbawiciel odsłania prawdę o Bogu jako wspólnocie życia i miłości. „Wiara w Trójcę Świętą nie jest rezultatem abstrakcyjnych spekulacji teologicznych, lecz wizją Boga objawionego w Chrystusie”. Credo odsłania Boga jako Ojca powołującego świat z miłości (Stworzyciela), Syna Odkupiciela i Ducha Świętego dokonującego uświęcenia Kościoła i świata. „Teologia chrześcijańska- powie W. Łosski- nie zna abstrakcyjnego bóstwa: nie można pomyśleć Boga poza trzema Osobami. Słowo „ousia” i „hipostasis” są prawie synonimami, jak gdyby w tym celu, aby złamać nasz rozum i nie pozwolić na obiektywizację Bożej istoty poza Osobami, i ich „wiecznym ruchem miłości”. Ten Bóg jest konkretny, bowiem Jedno Bóstwo jest równocześnie wspólne trzem hipostazom i właściwe każdej z nich: Ojcu jako Źródłu, Synowi jako Zrodzonemu i Duchowi jako pochodzącemu od Ojca… Trójca jest więc pierwotną tajemnicą, Święte Świętych Bożej rzeczywistości, samym życiem Boga ukrytego, Boga żywego.”Podkreślają to liczne teksty którymi posługuje się liturgia wschodnia: „Ponieważ jesteś źródłem i korzeniem, jako Ojciec jesteś niejako pierwotną podstawą równej w istocie Boskości Syna i Świętego Ducha Twego. Pozwól więc tryskać mojemu sercu trój-słonecznym blaskiem i oświeć je przez udział w świetle bosko działającym”. Trzeba zatem odważnie stwierdzić, że chrześcijaństwo nie dorasta do tej Tajemnicy. „Boga pojąć rozumem jest rzeczą trudną; wypowiedzieć Go zaś jest rzeczą niemożliwą”- przekonywał św. Grzegorz z Nazjanzu. Pokora rozumu musi być tak wielka, iż w pewnym momencie ustępuje miejsca gnosis duszy. „Aby Boga poznać i znaleźć, nie trzeba wchodzić do nieba; znajdziesz Go we własnej duszy”- pisała św. Teresa z Avili. Każdego dnia chrześcijan staje wobec Trójcy Świętej; kreśląc znak krzyża i wypowiadając przy tym imię Trójjedynego Boga. Ten prosty gest uświadamia każdemu z nas wartość i sens naszego Chrztu. Bowiem kiedyś zanurzono nas w sadzawce chrzcielnej lub polano głowę wodą, wymawiając przy tym słowa: „Ja cię chrzczę (lub chrzci się ) w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego”. To wydarzenie interesująco i z wielką przenikliwością teologiczną komentuje św. Ireneusz z Lyonu: „Dlatego chrzest naszego odrodzenia dokonuje się przez te trzy artykuły, obdarzając nas zrodzeniem ku Bogu Ojcu przez jego Syna w Duchu Świętym. Ci, którzy noszą Ducha Świętego, kroczą ku Słowu, to jest w kierunku Syna. Syn zaś prowadzi ich do Ojca. Ojciec zaś udziela im niezniszczalności”. Zatem chrześcijaństwo jest piewcą i strażnikiem prawdy o Bogu który jest Komunią Osób. Kończę słowami wybitnego teologa o. Pawła Floreńskiego: „We wszystkim co nas spotyka, tkwią niemożliwe do pogodzenia  sprzeczności. By rozwiązać ten problem, pozostaje tylko jedna droga: wybrać to, co proponuje Trójca Przenajświętsza, lub umrzeć jako głupiec”.

piątek, 9 czerwca 2017

Ps 146

Chwal, duszo moja, Pana.
Będę chwalił Pana do końca mego życia,
będę śpiewał mojemu Bogu,
dopóki istnieję.

W kalendarzu liturgicznym Kościoła Zachodniego przypada na ten dzień wspomnienie św. Efrema Syryjczyka ( 306-373). Urodził się w mieście Nibis na granicy rzymsko-perskiej. Jego zdolności, a nade wszystko talent do „składania słów” objawiły się bardzo wcześnie, tak iż miejscowy biskup przydzielił mu odpowiedzialne stanowisko w Kościele, czyniąc go diakonem i powierzając mu zadanie interpretowania ksiąg Pisma Świętego. Jest to czołowa postać starożytnego Kościoła syryjskiego. Związany był z Edessą, gdzie zrodziła się semicka forma chrześcijaństwa odmienna w stosunku do chrześcijaństwa grecko i łacińskojęzycznego, które rozwinęło się w basenie Morza Śródziemnego. Efrem stoi u początku syryjskiej tradycji literackiej; „cieszy się powagą jako egzegeta, apologeta, kaznodzieja i poeta” (B. Altaner). Hymny tego wielkiego Mistrza teologii stały się częścią liturgii syryjskiej, ustanawiając standardy dla późniejszej hymnografii w tym języku, jak również wysoki kunszt poezji który po nim podejmą inne nieprzeciętne umysły- przekładając teologię na język poezji (Narsaj, Jakub z Sarug).  Tradycja chrześcijańska określa św. Efrema jako „harfę Ducha Świętego.” Wpisuje się on w zastęp najwcześniejszych chrześcijańskich poetów antyku chrześcijańskiego, obok św. Ambrożego piszącego po łacinie, czy Romana Melodosa posługującego się językiem greckim. „Hymny Efrema pisane były według stałego wzorca: wersety bądź strofy śpiewane przez solistę przeplatane są refrenem śpiewanym przez chór lub całe zgromadzenie. Na część śpiewaną przez solistę składało się od czterech do dziesięciu dwuwierszy, każdy najczęściej po siedem sylab. Refren miał formę zwykłego wersu powtarzanego po każdej strofie. Każdy hymn miał własną melodię” (R.L. Wilken). Tworzył on hymny na potrzeby głównie liturgii; każdy z nich czerpał z Ewangelii i stanowił swoisty komentarz muzyczny do danego obchodu liturgicznego- Narodzenie Pańskie, Zmartwychwstanie, ku czci Eucharystii. Poezja Efrema podobnie jak malowidła i mozaiki chrześcijańskich artystów, odznacza się silnym komponentem narracyjnym. Pragnę przywołać fragment poematu eucharystycznego; odzwierciedla wielką miłość i mistyczną wrażliwość autora: „Z Twej szaty, Panie, bije zdrój lekarstwa, w Twym płaszczu mieszka ukryta siła. Odrobina śliny z ust Twych jest wielkim cudem, bo powstałym w niej błocie kryło się jasne światło. W Twym chlebie żyje ukryty Ducha, który nie może być spożyty; w Twym winie płynie Ogień, który nie może być wypity. Duch w Twym chlebie, Ogień w Twym winie, są wielkimi cudami, jakie przyjmują nasze wargi. Pan zstąpił na ziemię do ludzi, czyniąc ich nowymi stworzeniami. Jak aniołom, tak i ludziom dał Ogień i Ducha, by stali się wewnętrznie Ogniem i Duchem”. Jak niezwykły żar emanuje z jego tekstów, wprawiając Kościół w muzyczne drżenie- czyniąc go wspólnotą doksologiczną. Późniejszy pisarz syryjski Jakub z Sarug, powiedział o nim następująco: „Efrem okazał się drugim Mojżeszem dla kobiecego rodu i nauczył kobiety wyśpiewywać chwałę najsłodszymi pieśniami”. Jeżeli liturgia jest dziełem sztuki, to poezja jest jej cudownym ozdobnikiem. „Wszechmogący Boże, ześlij w nasze serca Ducha Świętego, pod którego tchnieniem święty Efrem, diakon, opiewał w hymnach Twoje misteria i całe życie poświęcił Twojej służbie”.

czwartek, 8 czerwca 2017

Czy można żyć bez sztuki ? To pytanie stawiają różne osoby: artyści, intelektualiści, przygodni obserwatorzy zachodzących zmian w kulturze i języku plastycznej wypowiedzi. To pytanie ważne, natarczywe, szczególnie dla osób za których wytworami ukryta jest głęboka filozofia życia. Jestem świeżo po lekturze książki bp. Michała Janochy pt. „Piękno w ciemności świeci”. Z tej książki wtrąciłbym jedno zdanie- jako diagnozę pewnego stanu rzeczy: „Myślę, że cechą wielkiej sztuki jest to, że ona nie potrafi przemawiać poza warstwą semantyczną- przez samą swoją formę, bo dobro i piękno są czymś ponadczasowym. Wielkie dzieła sztuki poruszają nas nadal, chociaż czasem nie znamy ich kontekstu historyczno-kulturowego, w którym powstały. Może inaczej niż dawniej, ale jednak na nas działają. Natomiast sztuka współczesna rzeczywiście bywa bezradna bez komentarza. To jest duży znak zapytania”. Po tych słowach można pójść o jeden krok dalej i postawić pytanie: Czy to, co nosi znamiona nowoczesności i ekstrawagancji, niejednokrotnie połączonej z szokiem, niesie równie silnie znamię piękna zdolnego poruszyć tak mocno wrażliwość dzisiejszych odbiorców ? Czy nie jest tak, że często twórcy silą się na nowoczesność, zapominając że ich powołaniem jest być przekazicielami piękna. Tylko piękno umożliwia artyście przejrzystość jego sztuki- wyzwala ją z przeciętności, kiczu, wulgarności i dalekosiężnego rozkładu na skutek dopasowania się do standardów artystycznej mody i salonowej cyganerii. Dzięki pięknu sztuka staje przestrzenią epifaniczną i liturgiczną, a artysta staje się kapłanem i piewcą świata, który potrafi wyjść poza sferę profanum. Jeden z moich uczniów wykonał cykl malarskich prac podejmujących temat Dekalogu. Od strony formalnej obrazy okazały się niezwykle kolorystyczne, plakatowe, namalowane z rozmachem.  Pod względem treści okazały się absolutną klapą. Forma nie była wstanie udźwignąć treści. Pozostał tylko marketing doznaniowy ! jak pisał Marshall McLuhan, „Sztuką jest to, co ci uchodzi na sucho”. Surrealistyczne przedstawienia osób rzekomo osadzone w „ramach” teologicznych Bożych Logoi, stały się tylko miałkim moralizowaniem, ale czymś na wskroś satyrycznym.  Będę szczery. Jestem zmęczony ars nova, krótkodystansowymi wyścigami miałkich i nonszalanckich „mistrzów pędzla”. Żeby mnie nie posądzono o nienawiść do współczesności, to powiem że jest kilku twórców nowoczesnych którym mógłbym przykleić wizytówkę- Wielcy. Wielka sztuka jest odporna na upływ czasu i zmieniające się gusta „roznegliżowanego” towarzystwa. Stało się to, czego Baudelaire się obawiał: „Każdego dnia sztuka coraz bardziej traci szacunek do samej siebie, kłaniając się zewnętrznej rzeczywistości”. Artysta stał się kimś kto dekonstruuje, a nie powołuje coś do istnienia- przestał wydobywać z materii piękno. Miał rację wiele lat temu mówiąc o „końcu sztuki” Donald Kuspit „w sztuce współczesnej entropia staje się dominująca do tego stopnia, że sztuka coraz bardziej wydaje się porażką twórczej inwencji. Nie chodzi już o twórczą intuicję i twórczą wyobraźnię”. Może remedium na ten stan rzeczy jest chrześcijańska sztuka ikony. „ W ikonie symbolizm się dokonuje i przekracza: przemieniona twarz nie jest już symbolem, lecz rzeczywistością. Wszelka cielesność wokół niej staje się duchowa, jakby wewnętrznie rozsłoneczniona. Przemieniona jest sama przestrzeń, które utożsamia się z przestrzenią, w której poruszał się Chrystus między Wielkanocą a Wniebowstąpieniem… Wokół twarzy, na których objawia się niewyczerpaność osób, rzeczy są jakby uwewnętrznione, sprowadzone do ich duchowej istoty”. W taki sposób sztuka powraca do łona kultury, stając się na powrót kultem. To znak, że Królestwo Boże jest już „tu i teraz”. Rahner wspominał, że kultura jest przeniknięta znamieniem eschatycznym: „Ziemska kultura nie jest z pewnością samym Królestwem Bożym, ale jest czymś w rodzaju znaku, obietnicy, rodzajem sakramentalnego znaku, że Bóg kocha świat, że nie pozwala mu utonąć w chaosie demonizmu”. Dlatego IKONA jest filokaliczną wizją piękna- „Nie ma i nie może być nic piękniejszego od Chrystusa”. To uosobione Piękno przywraca równowagę kulturze, wyzwala artystę ku penetracji transcendencji. Ciasna i psychologiczna estetyka, zostaje dotknięta pięknem absolutnym, subtelnym, stanowiącym odbicie Wieczności. Wejście w ikonę jest fascynującą przygodą- pozwalającą na zobaczenie sztuki i rolę artysty w wymiarze filozoficznym i teologicznym. „Ci malarze są wciąż przede wszystkim skupieni na tym, co duchowe- pisał krytyk sztuki Jean Daleveze- bardziej zainteresowani sferą duszy niż sferą ziemi, zwróceni raczej ku niebu niż ku życiu codziennemu… Ich cel to głosić chwałę tajemnic religii, wyrażać wiarę i tę wiarę przekazywać”. Sztuka ikony nie jest zarezerwowana dla pobożnych malarzy którym brakuje wyobraźni; ikona oczyszcza percepcję, przywraca pokorę, polaryzuje w stronę piękna które ma źródło w Bogu. „Będąc ekspresyjną, sztuka może wyrażać różne treści. Będąc wolną, może stać się podobną do ikony…, lub zmienić charakter i przestać być sztuką”.

środa, 7 czerwca 2017


Daj mi poznać Twoje drogi, Panie,
naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami.
Prowadź mnie w prawdzie według swych pouczeń,
Boże i Zbawco, w Tobie mam nadzieję.
Ps 25

„Módl się o to, abyś umiał się modlić”- mówił Gogol. Jest bardzo wielu ludzi, którzy usiłując się modlić chcieliby wdrapać się szybko na sam szczyt życia duchowego. To nic bardziej mylnego. Pośpiech i chęć uzyskania szybkich efektów jest zaprzeczeniem istoty modlitwy. Poproszono kiedyś starca Makarego, aby wyjaśnił następujący wiersz Psalmu: „Medytacja mego serca jest przed Twoim obliczem”. Po krótkim zastanowieniu ów święty starzec odparł: „Nie ma innej doskonałej medytacji poza zbawiennym i błogosławionym Imieniem naszego Pana Jezusa Chrystusa mieszkającym nieustannie w Tobie”. W tej pełnej prostoty wypowiedzi zawiera się kwintesencja życia modlitwy. Wzywać imienia Chrystusa to tyle, co stawać w centrum hojnie udzielanego przez Boga błogosławieństwa. Jak zapewnia Pasterz Hermasa: „Imię Syna Bożego wielkie jest, niezmierzone i cały świat dźwiga”. Czasami silimy się na modlitwę twórczą, inteligentną, wysublimowaną- próbując naśladować wielkich mistyków lub wyjść na elokwentnych wyrobników modlitwy. A w gruncie rzeczy chodzi o to, aby stawać w prostocie serca i oszczędności słów. Filoteusz z Synaju przynosi poradę: „Skup twój rozproszony umysł poprzez pamięć o Jezusie Chrystusie”. Krótka i pełna głębi modlitwa stawia człowieka w obecności Boga. Miał rację średniowieczny teolog Ruysbroeck: „Człowiek wewnętrzny wchodzi w siebie w prosty sposób, ponad wszelką aktywnością i wszelkimi wartościami, by oddać się prostemu wpatrywaniu w miłość owocującą. Tam bezpośrednio spotyka Boga. Tam jaśnieje proste światło, promieniujące z jedności Boga.” Nie szukajmy w modlitwie ucieczki czy izolacji od spraw lub ludzi. Wejdźmy w modlitwę w taki sposób, jak oddychamy powietrzem, czy wykonujemy cały szereg innych czynności. Czasami w pośpiechu odmawiam modlitwę serca: „Panie Jezu Chryste. Synu Boży, zmiłuj się nade mną, grzesznym !” W taki sposób nawiguję dialog z Bogiem i wyciszam się w zgiełku miasta. To modlitwa drogi, rytmu bicia serca, postawionych na ziemi stóp. Miał rację rosyjski Pielgrzym: „Przenosimy się w Jego obecność i prosimy o łaskę”.

wtorek, 6 czerwca 2017


Nie jest łatwo mówić o Duchu Świętym. Bardzo często żarliwe i niepozbawione intelektualnej giętkości dyskusje o Trzecim z Trójcy, kończą się ostatecznie na Chrystusie. Wtedy z pokorą trzeba oznajmić gremialnie, że Ten o którym myślimy jest „Duchem Chrystusa”. Łatwiej jest rozmawiać o kimś, kogo możemy sobie wyobrazić, a samo słowo „Duch” wytwarza na wstępie jakąś zasłonę niepoznawalności, tajemnicy, niemożliwości uchwycenia fizycznym wzrokiem. Zdaje się, że w tym przypadku trzeba mocniej patrzeć sercem niż wzrokiem. Nawet sztuka z całym swoim wachlarzem narzędzi i pełnych umiejętności twórców stawała bezradna wobec tak Tajemniczej Postaci. Nie posiadamy obrazu Jego Osoby. Trudno jest mówić o affectum devotionis- kiedy nasz wzrok zatrzymuje się na symbolach takich jak: gołębica, płomień ognia czy kropla deszczu. Dostojewski nie wahał się stwierdzić, że „bezpośrednim uchwyceniem Piękna jest Duch Święty”. Ikona zatem jest uchwyceniem Piękna całkowicie transcendentnego. Bóg jest „w Duchu”, „przez Ducha” i „z Duchem”- próbował objaśniać św. Bazyli Wielki. Zatem piękno hipostazy Ducha Świętego zostaje zamknięte w symbolach- „ukryte piękno jest lepsze od jawnego”. Rublov w swojej genialnej ikonie Trójcy Świętej próbował „pogłębić” symbol i pokazać Ruah jako uobecnienie najdoskonalszego piękna w utkanym z materii światła i nasyconym kolorem liści Aniele. „Zielony kolor w symbolice ikonograficznej oznacza życie wieczne, jest kolor nadziei, rozkwitu, duchowego przebudzenia… Gest jego ręki dosłownie sprzyja szybkiemu podjęciu decyzji, Duch daje natchnienie, uświęca i pociesza”- napisze I. Jazykowa. „Tym sposobem Duch Święty staje się darem Trójcy Bożej, który wchodzi w ludzką historię dyskretnie i z pełnym szacunkiem wobec ludzkiej wolności” (S. Babolin). Zatem stajemy wobec symbolicznego wyobrażenia które w sposób o wiele mocniejszy koncentruje uwagę naszego wnętrza na Misterium „Duszy” w naszej w duszy.  Pozostaje tylko zawołać za św. Augustynem: „Daj mi siebie, Boże mój, daj mi siebie znowu. Kocham Cię ! A jeśli moja miłość jest za mała, to daj mi więcej miłości !”

poniedziałek, 5 czerwca 2017


  J 2,1-11

W Kanie Galilejskiej odbywało się wesele i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi do Niego: „Nie mają już wina”. Jezus Jej odpowiedział: „Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Jeszcze nie nadeszła moja godzina”. Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”.
Dzień po Pięćdziesiątnicy staje przed nami Maryja jako Pneumatofora- nosicielka Ducha Świętego, Gołębnik Ewangelii. „Zstąpienie Ducha na Theotokos uczyniło Ją zdatną na przyjęcie Chrystusa”- Jej życie od momentu Zwiastowania staje uobecnieniem świętości i łaski, a w Pięćdziesiątnicy rozszerza Jej macierzyństwo na Kościół. „Relacja między Duchem Świętym a Maryją- pisał Schmemann- jest zarówno niepowtarzalna, jak i archetypowa. Jest niepowtarzalna w tym sensie, że objawia nam Maryję jak niepowtarzalną istotę ludzką, niepowtarzalną samą w sobie jako osoba, niepowtarzalną w Jej stosunku do Chrystusa i do Boga, niepowtarzalną dzięki miejscu, jakie zajmuje w Kościele, to jest w stosunku do nas wszystkich i do każdego z nas. Jest archetypowa w tym sensie, że objawia samą naturę Ducha Świętego w Jego związku ze stworzeniem, prawdziwą naturę tego, co nazywamy uświęceniem”. Duch Święty zaprasza Ją i udziela łaski całkowitego oddania się Jemu. W Niej odkrywamy głębię słów Maurice Zundela: „Bóg daje rzeczywiście to, co daje. Daje również to, czego wymaga. I daje po dwakroć to, co otrzymuje”. Wszystkie dary w Niej są pomnożone i bezpośrednio rozdawane dla innych. Odkrywamy w Niej pierwszą chrześcijankę zaangażowaną bezpośrednio w charyzmatyczne dzieło Ducha który utrwala w pamięci świata gesty i słowa Chrystusa. Słyszymy te słowa z Ewangelii, a co najbardziej zaskakujące, one się nigdy nie przedawniły: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie.” Niewiasta z Kany Galilejskiej- miejsca pierwszego cudu i Wieczernika- skąd wylało się smaczne wino  młodego Kościoła. Ona jest tak transparentna, iż można przez Nią tylko dostrzec miłość Syna. „Znajdujemy się w sercu tajemnicy Boga, który wywraca nasze małostkowe systemy pojęciowe- powie Suenes- nasz nieśmiałe dawkowanie i łamie nasze podziały, nasze uszeregowania; wchodzimy w świat wzajemnego obdarowania, absolutnej bezinteresowności, świetlanego zjednoczenia”. W Niej Duch Święty realizuje swoje arcydzieło, a nam wpatrzonym w Jej pokorę przyjęcia daru i odpowiedzi, pozwala zrozumieć że przebóstwienie jest maksymalnym uczłowieczeniem. „Oddychać z Maryją- oznacza wdychać Ducha Świętego”, aby dawać światu Jezusa. Niech modlitwa będzie zakończeniem tej refleksji: „Drogi Jezu, pomóż mi rozprzestrzeniać Twoją woń wszędzie, dokąd się udam. Zalej moją duszę Twoim Duchem i życiem. Przeniknij i posiądź całą mą istotę tak dogłębnie, aby całe moje życie mogło być Twoim promieniowaniem”.



niedziela, 4 czerwca 2017

J 20, 19-23

Wieczorem w dniu zmartwychwstania, tam gdzie przebywali uczniowie, choć drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: «Pokój wam!» A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie, ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: «Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam». Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: «Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane».

Zstąpił Ogień ! Wytrysnęło Źródło Życia, poruszyło w posadach grunt pod nogami bojaźliwych i niepewnych własnego jutra apostołów. Młody Kościół poczuł tak wielkie drżenie… Rozległ się tak gwałtowny szum i płomienie ognia przepruły na wskroś mury Jerozolimskiego Wieczernika. Ten żar przepływa przez mury Wieczerników historii. Wielkie bierzmowanie czasu, przestrzeni, stworzenia, a nade wszystko ludzkości zwołanej od tej chwili jako Kościół. Eksplozja Miłości ! Bez Ducha Świętego nie jesteśmy wstanie zrozumieć Kościoła- On jest „duszą Kościoła”, nieustannym źródłem życia, piękna i duchowej harmonii. Duch Święty sprawia, że grzeszna społeczność ludzka staje się wspólnotą uświęconą i przebóstwioną- „nowym stworzeniem”. „Jesteście bowiem kamieniami świątyni Ojca- powie św. Ignacy Antiocheński- przygotowani na budowę, jaką sam wznosi. Dźwiga was do góry machina Jezusa Chrystusa, którą jest Krzyż, a Duch Święty służy wam za linę”. Wydarzenie Pięćdziesiątnicy odsłania życiodajną- napełnioną „szumem z nieba” i „ogniem”- całkowicie nową rzeczywistość. Rodzi się Kościół „wydobyty” z boku Baranka, upieczony w ogniu rozdzielających się niczym języki płomieni. „Duch tworzący, na nowo budujący przez chrzest, przez zmartwychwstanie; Duch poznający wszystko, uczący, wiejący gdzie chce i ile chce, prowadzący, mówiący, posyłający, odłączający, odkrywający, oświetlający, ożywiający, raczej zaś sam światło i życie budujący świątynie; czyniący Bogiem, wtajemniczający, tak że nawet uprzedza chrzest i szukany po chrzcie; czyniący to wszystko, co Bóg, rozdzielony w językach ognistych, rozdzielający dary, czyniący apostołów, proroków, ewangelistów, pasterzy, nauczycieli; rozumy, wieloraki, otwarty, wyraźny, niepowstrzymany…, wielostronny w działaniu” (św. Grzegorz z Nazjanzu). W tej słownej ektenii pochwalnej wyraża się ludzki podziw teologa wobec zdumiewającego działania Tego, którego święty Andrzej Rublov na ikonie wymalował jako najbardziej pokornego sługę miłości. Pięćdziesiątnica to wylanie Ducha, które zapowiedział przed wiekami prorok Joel, Ezechiel i wielu innych posłańców. To wydarzenie które ciągle trwa w intensywności modlitwy Kościoła, który niczym Oranta rozkłada ręce i woła z głębin jestestwa: Przyjdź ! Czy nosimy w sobie ten sam Ogień, co uczniowie w Wieczerniku ? „Kościół dziś nie tryska radością. Ach gdyby płonął w nas ogień Ducha, zobaczylibyśmy, jak ludzie tłumnie by się do nas zbiegali. Przydałoby się, żeby Kościół dziś na nowo pokazał widowisko Pięćdziesiątnicy”- mówił z zakłopotaniem wiele lat temu J.M. Lustiger. Widowisko o którym zostało powiedziane to nic innego jak ludzka asystencja wychylona ku Temu, który potrafi wypełnić serce Kościoła miłością i odwagą przekraczania siebie. „Piećdziesiątnica jest życiem w obecnej, Boskiej mocy Chrystusa- powie Odo Casel- która uzdalnia do heroizmu w życiu moralnym…, (to zarazem pewność), że już teraz jako chrześcijanie chodzimy w nowym życiu, które kiedyś, w wiecznej, przepełnionej szczęściem Pięćdziesiątnicy zwycięsko zajaśnieje i niepodzielnie zapanuje”. Duch Święty- „palec Boży” dotyka każdego z  nas, abyśmy byli mężni i napełnieni wiarą; byśmy poruszając się w miłości, zaowocowali na Dzień w którym Uświęciciel odsłoni nam piękno „Wieczernika” w którym blask Trójcy zajaśnieje oczom ludzkim. I dlatego zdaniem św. Serafina z Sarowa, celem życia chrześcijańskiego jest osiągnięcie Ducha Świętego, bowiem przez niego urzeczywistnia Królestwo Niebieskie.