niedziela, 29 grudnia 2019


Rodzice Jego chodzili co roku do Jeruzalem na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został młody Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice... Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami... (Łk 2,41-52).

Wyobrażam sobie tę ewangeliczną scenę oczami artysty- V. Polenova. Jego liczne obrazy potwierdzają wyrazistą diagnozę sztuki którą dokonał Grudziński: „Kiedyś chyba istniał splot życia i wiary tak silny, że sakralność przenikała z natury do dzieła sztuki i na odwrót. Artysta patrzył wzrokiem czystej wiary na otaczający go świat, po czym własnym dziełem odciskał w nim swoje spojrzenie.” Takie przenikliwe spojrzenie- malarskie odzwierciedlenie wiary posiadał Polenov. Oddał z prostoduszną szczerością scenę w której dwunastoletni Chrystus w murach świątyni Jerozolimskiej dyskutował z uczonymi w Piśmie. Według tradycji żydowskiej dwunastoletni chłopiec nie jest już dzieckiem, ale uprzywilejowanym odbiorcą Słowa. Można zapytać się skąd tak pełna podziwu błyskotliwość umysłu ? „Właściwie Jezusa wychowała Jego własna natura, promienna, potężna (boska)”- zauważa E. Renan.Wnętrze teologicznego dyskursu zostaje spowite zdumieniem wobec młodzieńca którego nauka wypływa z głębokości serca; obecnego wewnątrz dialogu z Ojcem. Jest w przestrzeni która należy do Jego Ojca. Twarze słuchaczy przybierają pergaminowy i pełen wyrazistego zachwytu wygląd. Za plecami młodzieńca na którym zatrzymuje się wzrok podstarzałych mędrców, rozlega się pejzaż Świętego Miasta i smuga światła oddająca drganie odwiecznej Mądrości przenikającej mury dawnej Świątyni Salomona. Fantastycznie rysuje słowem scenę spotkania R. Brandstaetter: „W tej właśnie chwili Miriam i Josef spostrzegli Jezusa. Miriam w przypływie radości biegła do Niego, by Go uścisnąć. Lecz Josef, urzeczony widokiem Chłopca wśród doktorów, przytrzymał niewiastę o ramię i zapomniawszy o niedawnym niepokoju, chłonął w siebie Jego natchnione i mądre słowa.” Radość odnalezienia dziecka łączyła się z duchowym pokarmem- jakim były pełen mądrości słowa- zwiastujące obecność Adonai. Orygenes w swojej egzegezie tego fragmentu, zachęca nas do szukania Mistrza z Nazaretu. „Ty więc także szukaj Jezusa w Kościele Boga, szukaj w świątyni, szukaj Go pośród nauczycieli, którzy są w świątyni i nie wychodzą z niej; a gdy będziesz szukał, odnajdziesz Go.”

sobota, 28 grudnia 2019


Uwielbiam delektować się czasem świątecznym i tym, co po nim następuje. Po suto zastawionym stole pełnym smacznych wiktuałów i kielonków, przychodzi moment na odpoczynek. Chwile wytchnienia, spokoju i lektury odłożonych na wczoraj książek w zaciszu rodzinnego domu. Czasami trzeba odłożyć na bok mądre i opasłe od teologicznej mądrości książki. Zanurzyć się w egzystencji- próbować ważne tematy rozwikłać w zakamarkach swojej duszy. Strumień literatury w którym z przyjemnością zadziwionego młodzieńca trzeba się zanurzyć. Dobra książka w której „szeleszczą liście” jest nie tylko miłą odskocznią od codziennej krzątaniny i zawodowych wyzwań- to relaks dla umysłu, który na co dzień jest nieubłaganie eksploatowany. Badacz kultury renesansowej Berenson, cierpliwie utyskiwał: „Kto uwolni mnie od pośpiechu, szaleństwa, poczucia tłumu pchającego się za mną, bycia zgniecionym i zmiażdżonym ?” Błogosławiony czas bycia w swoim towarzystwie, spacerów i spokojnego delektowania się ciszą. Czasami trzeba uciec od zgiełku miasta i zaszyć się w swojej „pustelni” aby nasłuchiwać ciszy smaganej szumem podrywającego korony drzew wiatru. Wziąłem sobie do serca mądrą radę poety: „Usłysz delikatny hałas, który jest ciągły i który jest ciszą. Słuchaj tego, co słychać, gdy już nic nie słychać” (P. Valery). Za horyzontem milczenia wyłania się Bóg, czekający uparcie na człowieka. Pochylałem się wnikliwie nad esejami Herberta i Grudzińskiego- arystokratów słowa, wędrowców po ogrodzie sztuki- mistrzów portretujących ludzi i ich zagmatwane perypetie. Nakreślam nieporadnie myśli i notuje je skrzętnie w niepozornym zeszycie wspomnień. Powróciłem do wierszy mojego taty; schowanych w sekretarzyku i czekających na zebranie w tomik. Brakuje mi ojca- przemierzającego już niebiański szlak, jego inteligentnego spojrzenia i trafnych spostrzeżeń. Intuicji wiary ! Koniec kalendarzowego roku wymusza refleksję nad upływem czasu w którym to przywoływanie wspomnień staje się procesem twórczym i ubogacającym wewnętrznie. Za chwilę nastanie sylwestrowa noc i szaleństwo karnawału. Świat będzie podrygiwał w pląsach radości. Czas okraszony tańcami, maskaradami, fajerwerkami i wymianą uprzejmych życzeń które niczym strumień popłyną przez ciało świata. Mądry i przenikliwy Kohelet miał rację: „Wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem”

 

piątek, 27 grudnia 2019


Jesteśmy przyzwyczajeni od dzieciństwa do obrazów sentymentalnych i pełnych ciepła szopek bożonarodzeniowych. Taki wdrukowany kod kulturowy- Chrystus narodził się w szopce. To przekonanie jest w nas taki silne i kształtuje całą gamę wyobrażeń na temat miejsca narodzin Mesjasza. Od dzieciństwa pamiętam jak z moim ojcem budowałem w kościele szopki, to był mój dziecięcy świat w którym dojrzewała wiara i pewnie rozkwitała ckliwa wyobraźnia tego zbawczego wydarzenia. Najpierw musiała być drewniana konstrukcja z mnóstwem siana, aniołków, świecidełek i innych dodatków. Najpierw zaplanowane miejsce dla owieczek i baranków, osiołka a jakże, dopiero finalnym momentem była reprezentacja dzieciątka na białym prześcieradełku. Chrześcijaństwo zachodnie dzięki kulturze skrzętnie przechowywało to wyobrażenie przestrzeni narodzenia Boga- Człowieka w swojej wyobraźni. Muszę niestety zburzyć nasze dziecięce, czasami infantylne wyobrażenia. Dzięki ikonografii renesansowej promieniującej na inne epoki sztuki, utrwalił się w powszechnym przekonaniu model szopki jako tego szczególnego miejsca przyjścia na świat dzieciątka Jezus. Mówimy że pierwszą szopkę zbudował święty Franciszek z Asyżu aby jeszcze mocniej kontemplować Wcieloną Miłość którą odrzucił świat. „Przyszedł do swoich, a swoi Go nie przyjęli”. Chyba źle odczytali wierzący intencję Franciszka, on nie zbudował szopki wprowadzając ją do kościoła i czyniąc częścią liturgicznego misterium, ale poszedł zabierając ze sobą braci i polecając odprawić Eucharystię w szopie. Szopa wyrażała klimat ubóstwa, opuszczenia, chłodu i narodzin Dziecięcia pośród zwierząt. Franciszek miał cudowną wyobraźnie i oczyma wiary widział więcej niż my dzisiaj. Tak naprawdę narodzenie Chrystusa miało miejsce w grocie. Od najdawniejszych czasów chrześcijanie pielgrzymujący do miejsc związanych z życiem Pana, a udając się do Betlejem zwiedzali jedną z grot. Do grot zaganiali pasterze swoje stada przed nocą która była zimna, jak również chroniąc swój bezcenny żywy inwentarz przed drapieżnikami wykradającymi owce ze stada. To w grocie Maryja powiła Dzieciątko, ponieważ nie było miejsca dla nich w mieście. Bóg narodził się pośród zwierząt, w smrodzie, wilgoci i śpiewie czteronogich adorantów. Położony na gnoju, bo gdzież tam było sianko narodził się Król królów i Pan panów ! Taka aura towarzyszyła Jego przyjściu, a grota stała się niemym świadkiem największego cudu historii. Wyraz temu przekonaniu daje w swoich słowach Roman Melodos: „Panna porodziła dzisiaj Ponadnaturalnego, a ziemia proponuje grotę Niedostępnemu”. Natomiast wielu Ojców Kościoła porównywało ciało Panny w grocie do kwitnącego i życiodajnego ogrodu w Edenie. Grota jest również obrazem matczynego łona. Jak wyśpiewa nabożeństwo „Akatystu” do Bogurodzicy: „łono Twoje większe niż niebo i ziemia”. Łono Maryi wskazuje na łono i serce ziemi. „Człowieczeństwo Boga rozpoczyna się zstąpieniem Jezusa w głębię ziemi, do ciemności groty”. Dlatego chrześcijański Wschód w narodzeniu Chrystusa dostrzega już wydarzenie Paschy. Takim dogmatycznym obrazem tych duchowych poszukiwań staje się ikona Narodzenia Chrystusa. „Ikona zachowuje ścisły związek z tekstami liturgicznymi i przedstawia szczególnie wstrząsającą ich interpretację: trójkąt groty, ten ciemny otwór do jej wnętrza, to piekło. Aby dotknąć otchłani i stać się „sercem stworzenia”, Chrystus mistycznie umieszcza swoje narodzenie w głębi otchłani, gdzie zło butwieje w swym ostatecznym zagęszczeniu. Chrystus narodził się w cieniu śmierci, Boże Narodzenie pochyla niebiosa aż po piekło, a my wpatrujemy się w leżącego w żłobie Baranka z Betlejem, który zwyciężył węża i dał pokój światu”. Ta wizja wydaje się jakże odmienna od zachodniego sposobu obrazowania miejsca narodzin jak również ukazania samego Dziecięcia. Mamy tu do czynienia z Izajaszowym Mężem Boleści (Iz 53,3). Mamy tu teologiczne paralele do wydarzenia złożenia Chrystusa do grobu, cieszy wielkiego szabatu- wydarzenia Wielkiej Soboty. Jak głoszą teksty liturgiczne z wielką dramaturgią i podniosłością chwili: „Życie się uśpiło, a piekło drży z trwogi”. Chrystus na ikonach złożony jest przez swoją Matkę w żłobie który przypomina katafalk, jakby grób kamienny. Powijaki Dzieciątka mają dokładnie ten sam kształt co śmiertelny całun, który anioł pokaże niewiastom niosącym wonności w poranek zwycięstwa życia nad rozpaczą śmierci. „Świetliste Dzieciątko odcina się na czarnym tle i antycypuje „zstąpienie do piekieł”. Ono samo jest „światłem, które w ciemnościach świeci”; „Słońce zaszło wraz z Nim, ale ciało Boga pod ziemią rozprasza ciemności piekła. „Światło zwycięża ciemności, Życie unicestwia śmierć”. Chrystus narodzony w grocie, owinięty w całuny, jest niczym innym jak mistagogiczną wykładnią zstąpienia Słowa do piekieł, tu rozbrzmiewa w oddali echo słów Ewangelii Janowej: „Światłość w ciemności świeci”. Pewnie warto byłoby się zapytać gdzie w tej grocie jest miejsce dla mnie ? Do groty trzeba mieć odwagę wejść, najpierw przejść przez ciemność aby w głębinie skalnej zobaczyć Światłość położoną  w sercu stworzenia. Tam zobaczymy szczęśliwą Rodzicielkę, zmęczoną po porodzie, ale w matczynym zachwycie kontemplującą Cud Życia. Ukazana w pozycji leżącej i wyraźnie dominująca w kompozycji całości, staje się przedstawicielką ludzkości- Kościołem będącym w akcie adoracji. Drugi taki moment nastąpi wtedy kiedy weźmie w swoje ramiona Syna zdjętego z krzyża, tyle że tam miecz boleści dotknie Jej matczynego serca. Trzeba zadumać się nad postacią św. Józefa zawsze ukazywanego z boku tej sceny. Wycofany, niemy, obarczony mnóstwem myśli…, pogrążony w trudnym do określenia stanie emocjonalnym- serce mężczyzny trudem mogące pomieścić radość tej chwili. Musi zderzyć się z Misterium. Jego ojcostwo objawi się w wielkim akcie przyjęcia Syna który jest prawdziwym Bogiem. W zwątpieniach i niepewności Józefa może się odnaleźć każdy z nas, a szczególnie ci, dla których Boże Narodzenie jeszcze funkcjonuje w sferze mitu czy racjonalnego nieprzyjęcia. To opowiadanie o dramacie ludzi którzy jeszcze nie zgodzili się na miłość, emanującą z ciemności. Przesłanie Ewangelii i ikonograficzna wizja groty w której poczęło się Życie Świata, niech będzie źródłem inspiracji w medytacji chwili narodzin każdego dziecka, a szczególnie narodzin każdego człowieka w do wiary. W „grocie” wraz Maryją każdy wierzący powinien począć Boga- Człowieka, aby Go ofiarować dla innych i tym samym napełnić życie miłością i pokojem. „Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom w których znajdzie upodobanie."

wtorek, 24 grudnia 2019


Za chwilę będzie rozbrzmiewał wielki Psalm obwieszczający nadejście tak bardzo oczekiwanego Mesjasza: „Niech się cieszy niebo i ziemia raduje przed obliczem Pana, bo przyszedł” (Ps 96)- w podniosły sposób Psalmista oznajamia nadejście wyczekiwanego Zbawiciela. Towarzyszy temu wydarzeniu święte drżenie i spowijająca serce człowiecze radość z narodzenia Dziecięcia, którego powiła w sercu świata Maryja Dziewica. Radość narodzin i emanacja miłości z Betlejem przepływa przez każde stworzenie, które dogłębnie poruszone staje w postawie zdumienia i uwielbienia. Całe pokolenia wypatrywały wędrującej gwiazdy, której łuna wyznaczała szlak do miejsca pierwszego objawienia wcielonego Boga.  „Tajemnicę widzę, dziwną, niepojętą. Grota niebem się stała, Dziewica- Tronem cherubów. Żłób miejscem Tego, którego żadna przestrzeń nie zamknie: Chrystus w nim leży- wielbijmy Go pieśnią !”- wypowie pełna podniosłości i zachwytu ku górze liturgia bizantyjska. Noc narodzin Życia jest wypełniona euforią szczęścia, rozpościerającą się pomiędzy ludzkim niedowierzaniem i obojętnością, a niewiarygodnym zstępowaniem Bożej łaski. „Bóg na ziemi, Bóg pośród ludzi. Już nie jako dający Prawo, w ogniu i ogłuszającym ryku trąb, na buchającej dymem górze, ale w postaci ciała, cichy i pełen dobroci, przebywający razem z podobnymi sobie. Bóg w ciele… po to, by upodobniwszy się do nas przez ciało, przyprowadzić na powrót do siebie całą ludzkość”- to fragment bożonarodzeniowej homilii św. Bazylego, wskazujący iż w cielesnym narodzeniu Syna Człowieczego dokonuje się święta wymiana. Człowiek zostaje podniesiony i staje się uczestnikiem niebiańskich darów które wraz z pojawieniem się Emanuela stały się na powrót osiągalne. Wyrażają to pełne mistycznej aury słowa poety Angelusa Silesiusa: „Pomyśl tylko: Bóg mną się staje i na ten padół nędzy przychodzi, po to bym ja się znalazł w Królestwie i mógł się Nim stać”. W tych słowach odnajdujemy teologiczne orędzie które obwieszczały już wiele wieków temu, usta Ojców Kościoła;  odnowienie człowieka i przebóstwienie: „Bóg się stał człowiekiem, ażeby człowiek stał się Bogiem”. Nie chodzi tu o ludzkie i naznaczone egoizmem samoubóstwienie, ale duchowy postulat- aby stać się przyobleczonym w miłość, na wzór Bożego Syna. „Bóg przyjmuje ubóstwo mojego ciała po to, żebym ja otrzymał bogactwo Jego Bóstwa”(św. Grzegorz z Nazjanzu). To jest najważniejsze przesłanie płynące z misterium Wcielenia. Nie można zagubić tej świadomości i zasłonić jej gąszczem świątecznych świecidełek, czy nieumiarkowanego obżarstwa. Nasza radość wyrasta z wolności która staje się naszym przywilejem- przywilejem niezasłużonym. Bóg wchodząc w historię, tak wiele nam przebaczył: wiarę przenikniętą własnymi wyobrażeniami, brak zdolności kochania, zatwardziałość naszych serc, ludzkie ucieczki w gąszcze grzechu i pokusę samostanowienia o sobie, a nade wszystko paraliżujący serce egoizm. „Wcielony Chrystus…, spoczął w żłóbku nierozumnych stworzeń. Owinięty w pieluszki zerwał więzy naszych grzechów”(Kosma Jerozolimski). Jedyne, co powinniśmy sobie życzyć- to nie zmarnować  Jego miłości !

Pragnę wszystkim moim bliskim, współbraciom w kapłaństwie, przyjaciołom, znajomym, studentom, uczniom, czytelnikom mojego bloga złożyć z serca płynące życzenia świąteczne. Niech Chrystus – Światłość ze Światłości, Książę Pokoju, napełnia wasze serca głębią wiary, miłością i pokojem. Promieniujcie szczęściem. Christos rażdajetsia. Sławitie Jeho !

 

niedziela, 22 grudnia 2019


Łk 1, 26-38

Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do dziewicy poślubionej mężowi imieniem Józef, z rodu Dawida; a dziewicy było na imię Maryja... Anioł Jej odpowiedział: «Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego okryje Cię cieniem. dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. a oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, którą miano za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego». Na to rzekła Maryja: «Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego».

Ewangeliczny obraz Zwiastowania towarzyszy mi przez cały okres oczekiwania na przyjście Pana. Adwent to liturgia spotkania i życia- rozgrywająca się w najbardziej intymnej, urokliwej scenerii w której onieśmielona i zaskoczona młoda Dziewczyna, spotyka po raz pierwszy w życiu Gabriela- „Zwiastującego człowieka”. Zwiastowanie rozpoczyna historię całkiem nowych tropów wiary, zaskakujących sytuacji, które dotąd były w jakimś stopniu intuicyjne i trudne do przewidzenia, a od pierwszej Pięćdziesiątnicy w Nazarecie wszystko staje nowe i zaskakujące. Bóg okazuje się niezwykle kreatywny w swoich działaniach i tak bardzo przekonujący, że odpowiedź Dziewicy staje się spontanicznie wypowiedzianym hymnem pochwalnym. Snując refleksję o Maryi można stawiać sobie cały różaniec pytań. Trudno wczuć się w Jej sytuację; takie wydarzenie miało miejsce tylko raz jedyny- zmieniając diametralnie człowiecze losy. „Jaka była reakcja na tę dziwną, szokującą wiadomość- stawiał to pytanie Lev Gilet. Moglibyśmy wyróżnić trzy reakcje. Najpierw reakcja duszy przepełnionej radością i nie powiedziałbym dumą, ale uzasadnioną świadomością, co ten przywilej zawiera jedynego, przepełniona równocześnie uniesieniem wewnętrznym, całkowicie zrozumiałym. Albo reakcja duszy, która w pewien sposób załamała się, pogrążyła w przeżywaniu własnej niegodności i niskości i zdawałaby się uchylać przed łaską tak nadzwyczajną. I wreszcie reakcja duszy, która nie mówiąc otwarcie „nie”, pozwoliłaby się opanować zdumieniu, wątpliwości, zakłopotaniu.” Tak naprawdę żadną z tych reakcji nie można przypisać Maryi. Jej uwielbienie przekracza wszelkie ludzkie przypuszczenia, domysły, gdybania. Miłość, która wypełniła Jej łono stała się źródłem największego szczęścia i spełnienia w Bogu. Odtąd będzie nieść i chronić Cud Życia. „W Zwiastowaniu spełniła się tajemnica przewyższająca wszelki rozum- Wcielenie Boga. Druga Osoba Trójcy Świętej, sam Bóg, w niepojęty sposób wcielił się w Dziewicę i z purpury krwi Przeczystej utkał swe odzienie: wziął jednak od Niej nie tylko ciało, lecz także duszę i wszystko, co ludzkie. W Zwiastowaniu zaczyna się tkanie purpury ciała Chrystusa, w tym momencie rodzi się Jego człowieczeństwo: Słowo wciela się przez Ducha posłanego od Ojca” (G. Krug).  Wiele razy pisałem o różnych dziełach malarskich podejmujących z mniejszym lub większym ładunkiem duchowym temat Zwiastowania. Odwołam się po raz kolejny do obrazu- XIV wiecznej  mozaiki Kościoła Chora w Istanbule. Ten sposób przedstawienia Zwiastowania odnajdujemy już na wcześniejszej mozaice z XII wieku w bazylice św. Marka- Wenecja. Większość przedstawień tego tematu, sytuuje osobę Maryi w izbie lub intymnej komnacie akcentując tym samym aspekt „świętej rozmowy”. Na mozaice w Chora jest zgoła inaczej. W sztuce bizantyjskiej ikonografia Zwiastowania oparta została na opisie wydarzenia zawartym w apokryficznej Protoewangelii Jakuba, stąd odbiega od znanych nam i reprodukowanych zachodnich przedstawień. Dziewica znajduje się poza domem i tam spotyka Posłańca. Maryja wyszła, aby zaczerpnąć wody ze studni, a słysząc słowa pozdrowienia rozejrzała się wystraszona, w pierwszej chwili nie zrozumiała bowiem skąd pochodzi głos. Dzban, którym czerpała wodę ze studni, stał się symbolem Oblubienicy, która w momencie Zwiastowania stała się „naczyniem” Ducha Świętego. Woda jest czymś więcej niż materią podtrzymującą życie, ale staje się symbolem narodzin. Wody studni wiążą się z pierwiastkiem macierzyńskim. Wydobywanie wody ze studni ewokuje proces narodzin. „Greckie słowo nymphe oznacza zarówno „źródło”, jak i „dojrzałą dziewczynę”, a nawet pierwotnie brzemienną” (G. Kutscher). Bóg wylewa miłość i zapładnia moc przyjmowania u Maryi Dziewicy. „Od tej pory moc miłości przenika wszystko, co jest ciałem- pisał J. Corbon- Rzeka wody życia, jednocząc się z mocą przyjmowania, przybiera nazwę; nareszcie jest to ludzkie imię, w którym Ojciec wypowiada siebie i mówi nam o swoim umiłowanym Synu- imię Jezus. Wówczas wybucha radość. Oto Źródło, jeszcze ukryte w kenozie, ale narodzone”. Drugie skojarzenie to sakramentalna rzeczywistość Chrztu i dziewicza płodność Kościoła, dzięki której każdy chrześcijanin przeżywa swoje własne „zwiastowanie i wcielenie”- stając się ikoną Miłości. 

piątek, 20 grudnia 2019


Jakże urokliwe są te dni przedświąteczne- atmosfera radosna i podniosła jednocześnie. Czytam po raz kolejny pierwszy tom Jezusa z Nazaretu Brandstaettera i jestem szczęśliwie wzruszony wyobrażając sobie świętego Józefa- świadka cudu Wcielenia: „Pośpiesznie, nerwowymi ruchami dłoni zagarnął słomę, ściągnął z siebie płaszcz i przykrył niewiastę, po czym pobiegł w głąb jaskini, zakrył twarz dłońmi i odwrócony plecami do rodzącej, drżąc ze strachu i wzruszenia, czekał. Gdy usłyszał kwilenie Dziecka, runął na ziemię i krzyczał: Bądź błogosławiony, Panie, Boże Izraela ! Święty Święty Święty.” Wszystko przenika święte oczekiwanie na dzień wzejścia magicznej gwiazdy. Poza banalnymi zajęciami, takimi jak sprzątanie mieszkania, zakupy i wybieranie prezentów, najważniejsza jest duchowa atmosfera towarzysząca wyczekiwaniu Chrystusa. W przedsionku kartonik z siankiem, gałązka jemioły i drewniane aniołki o porcelanowych twarzyczkach, czekające na zauważenie i szybowanie u szczytu sufitu. Pomimo adwentowego skupienia w uszach kołysze już dźwięk kolęd i zapach choinki czekającej na przyozdobienie. Cynamonowe pierniki nęcą zmysły, a zapach lepionych pierogów przywołuje wszystkie najpiękniejsze wspomnienia z dzieciństwa- błogosławionego obżarstwa w wigilijny wieczór. Przypominają mi się pełne dziecięcej prostoduszności słowa poety Norwida: „Przy wzejściu pierwszej gwiazdy wieczornej na niebie, ludzie gniazda wspólnego łamią chleb biblijny. Najtkliwsze przekazując uczucia w tym chlebie. Ten biały kruchy opłatek, pszenna kruszyna chleba, a symbol wielkich rzeczy, symbol pokoju i nieba.” Kilka dni temu znajomy rzeźbiarz wykonał dla mnie figurkę ukazującą małego uśmiechniętego Jezusa- owiniętego szczelnie opaskami, jakby wykadrowanego w ikon- czekającego na położenie w zaciszu domowego żłóbka. Mój syn Serafinek nosi na rączkach figurkę i czuje, że jest w tym coś naprawdę wyjątkowego. W dniu dzisiejszym uczestniczyłem w spotkaniu opłatkowym z moimi uczniami. Młodzi ludzie naprawdę są duchowo piękni ! Wspólne kolędowanie, miłe życzenia, wymiana spojrzeń, drganie serca- święto przemienionego człowieczeństwa. W dni poprzedzające Narodzenie Pańskie na ludzkich twarzach pojawia się niewidzialna, choć odczuwalna struga światła. Oby ta aura cudowności trwała jak najdłużej, przepruwała chropowatość i smutek świata. Niech wszystko będzie świetliste jak w betlejemską noc, kiedy niebo zstąpiło na ziemię.

środa, 18 grudnia 2019


W Twoim przyjściu, Chryste nasz Boże, Światłości ze Światłości i Ojca odbicie, oświeciłeś całe stworzenie...

Sztuka jest pełna wizerunków wcielonego Boga. Ikonografia dostarcza teologom i humanistom obszerny materiał do badań i kontemplacji. Przy deficycie słów, spojrzenie staje się aktem świętym. To, co mnie najbardziej osobiście urzeka- intryguje, są to liczne twarze małego Dzieciątka Jezus nasycone światłością, wyłaniające z się z mroku nocy- szukające tej drugiej twarzy będącej naprzeciw. „Oblicze zastąpione przez Twarz”(G.H. Grudziński). Twarz dziecka rozpromieniona świetlistą aurą- mówi tak wiele- inicjuje wewnętrzny, pozbawiony słów dialog miłości. „Twarz mówi- pisał E. Levians- Mówi w tym sensie, że to właśnie ona umożliwia i rozpoczyna wszelki dyskurs.” Wpatrzone w nas oczy dziecka potęgują moment wyjątkowości, nastrój podniosłego obdarowania i zacieśniają więzi pomiędzy Patrzącym a osobą obdarowaną owym uprzywilejowanym wejrzeniem. W oczach rysuje się krajobraz urokliwego i przeistaczającego zmysły świata Boga. „Twarzyczka dziecięcia rozdarła na zawsze matowość świata, sprawiając, że wytrysnęło w nim światło zmartwychwstania”(O. Clement). Na ikonach Jezus ma piękne i duże oczy, są jakby zwierciadłami w których może się odbić strudzone ludzkie życie. „Nie czułem lęku, patrząc na Niego- czytamy w starożytnych Odach Salomona-  albowiem On jest miłosierny dla mnie, On przyjął moją naturę, abym Go poznał. On przyjął moje oblicze, abym nie odwrócił się od Niego.” Dlatego na licznych obrazach Maryja proklamuje błogosławione spojrzenie; z nieprawdopodobną czułością spogląda w oczy swego dziecka, dostrzegając w nich piękno już odnowionego świata.  Człowiek wiary patrzący w „oczy Boga” zostaje wyzwolony z lęku przed rozpaczą, pustką, unicestwieniem- świadomością śmierci. Pełne zachęty i świątecznego przynaglenia stają się słowa św. Augustyna: „W Jego światłości światło nie podlegające zaćmieniu. Tego światła pragnij, niejako źródła: światła, którego nie znają twoje oczy.” Wyczekuję z niecierpliwością Misterium lucis, świetlistego spojrzenia Dziecka upewniającego świat, że ostatnie słowo należy do życia- humanitas Dei, philantropia tou Theou.

poniedziałek, 16 grudnia 2019


 

Na moich czatach stać będę, udam się na miejsce czuwania, śledząc pilnie, by poznać, co przemówi do mnie... (Ha 2,1).

Im intensywniej jesteśmy zanurzeni w strumieniu czasu, tym bardziej potrzebujemy pełnego nadziei przesłania o narodzeniu Bogaczłowieka. Świat opróżniony z cudowności, zracjonalizowany, przewidywalny, banalny, posiadający na wszystko gotowe odpowiedzi- potrzebuje oczekiwania na cud. Człowiek nowoczesności jest niezdolny do posługiwania się językiem mistyki, apofatycznego westchnienia, wyobraźni wybiegającej poza horyzont pewności i żaru ognia zapalającego wszystko zewsząd. „On jest słońcem, gwiazdą, ogniem, wodą, tchnieniem, rosą, chmurą, opoką niewzruszoną, kamieniem, jednym słowem wszystkim co jest i niczym z tego co jest”- pisał o Przedwiecznym Pseudo- Dionizy, odkrywając Obecność w świecie. Poznanie przeniknięte pokorą i miłością. „Gdyby świat nie mówił tyle o Tobie- pisał Claudel- moja tęsknota nie byłaby tak wielka.” Chrześcijaństwo spowite jest tęsknotą i wyczekiwaniem; wyglądaniem Światła. Musi w nas zadrżeć cudowna prostota dziecka wypatrującego pierwszej gwiazdy na niebie. Mądrość żydowska powie, że „cud ostatni jest większy niż pierwszy.” Tym cudem jest bezsprzecznie Betlejem w sercu każdego człowieka. Cud przyjścia i nawiedzenia- dostrzeżony wzrokiem, usłyszany uchem, obecny i rozpościerający się w namiocie ludzkiego serca. Przedwieczny z miłości uzewnętrznia się w świecie w kruchej i rozpraszającej ciemność nocy osobie małego Dziecka. Jeśli Bóg nie narodzi się w nas, my sami pozostaniemy obcy dla samych siebie. Samotni wygnańcy na pustyni postnowoczesności ! Miał rację Angelus Silesius pisząc: „Choćby Chrystus tysiąc razy narodził się w Betlejem, ale nie w tobie, pozostaniesz wiecznie zagubiony.” Czekam na Boga mojej tęsknoty- spożytego w noc zstępującego światła !

sobota, 14 grudnia 2019


Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy „Bóg z nami” (Mt 1, 23).

Literatura starożytna zachowała dla nas tak wiele mitów i legend mówiących o zapłodnieniu kobiety, która ma urodzić dziecko boga. Sprowadzają się one zazwyczaj do dwóch scenariuszy: albo kobieta zostaje wybrana na małżonkę przez boga, który łączy się z nią cieleśnie, albo jakiś przedmiot – opieczętowany aurą cudowności- wnika w ten czy inny sposób w jej ciało. Już u początku kształtowania się cywilizacji i kultur, towarzyszyło ludziom przekonanie, że macierzyństwo jest jakimś bezpośrednim włożeniem dziecka do łona matki. Nie rozumiano procesu poczęcia i etapów kształtowania się życia w łonie kobiety. Śmiertelne kobiety w wielu zachowanych źródłach piśmienniczych, były oddawane bogom lub też były dla nich zastrzeżone, często określano je jako „poświęcone bogom,” stąd nie mogły należeć do żadnego ziemskiego mężczyzny. Wymagano również aby zachowały dziewictwo do momentu „świętej inicjacji.” I tak w mitologii greckiej Zeus połączył się z Danae pod postacią złotego deszczu. W Egipcie tebański Amon oświadczał swojej wybrance: „Ja jestem twoim ojcem... Posiadłem cię.” Owidiusz wspomina o tradycji, według której Mars urodził się z Junony dotkniętej kwiatem, bez współudziału Jowisza. Pentameron ukazuje młodą dziewczynę, która stała się brzemienna po skosztowaniu listka z krzaku różnaego. Nana poczęła Attisa po zjedzeniu jabłka granatu. Takie ciąże wywołane spożyciem czegoś spotykamy również poza światem klasycznym i jego barwnych mitów. Legenda z wyspą Trobrianda opowiada o matce herosa która stała się brzemienna pod wpływem kliku kropel wody spływających ze stalaktytu. Chrześcijaństwo, w którym postać Dziewicy Maryi wiąże się z ideałem dziewictwa, jak i boskiego macierzyństwa, wyróżnia się tym, że nie wyrasta ze sfery mitu, czy barwnego podania, ale z faktu historycznego otulonego cudowną tajemnicą ingerencji Boga. „Wcielenie – powie bizantyjski myśliciel Mikołaj Kabasilas- było nie tylko dziełem Ojca, Jego Mocy i Jego Ducha, ale także dziełem wolności i wiary Dziewicy. Bez zgody Najczystszej, bez Jej wiary, ten plan byłby nie do zrealizowania...” Cała dogmatyczna wykładnia Kościoła przez wieki pochylająca się wybraną przez Boga Kobietą, zawierała się w dwóch istotnych określeniach: Matka Boża i zawsze Dziewica- Theotokos i Aeiparthenos. „Za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy”- takie sformułowanie znajduje się w Credo, a ma swoje źródło w przekazie Nowego Testamentu. „Człowieczeństwo przynosi ofiarę najczystszą – Dziewicę, i Bóg czyni Ją miejscem swoich narodzin i Matką wszystkich żyjących, doskonałą Ewą” (P. Evdokimov). Dlatego Kościół Wschodni w Wigilię Bożego Narodzenia w sposób podniosły wyśpiewuje: „Cóż ofiarujemy Tobie, o Chryste ? Niebo ofiaruje Tobie aniołów, ziemia przynosi Tobie dary, a my ludzie, ofiarujemy Tobie Matkę Dziewicę.” To Jej człowieczeństwo, Jej ciało stało się ciałem Chrystusa. Już św. Grzegorz z Nazjanzu ostrzegał Kledoniusza: „jeśli ktoś nie uznaje Maryi za Theotokos, to staje się obcy Bogu.” Niewiarygodna jest w teologii świadomość przenikającego się macierzyństwa i dziewiczości, jakby tych dwóch elementów nie można było odseparować od siebie. „Teologia zajmuje się sprawami nadprzyrodzonymi i ciągle napotyka na tajemnice- pisał Newman- których rozum nie może wyjaśnić ani do których nie może się przystosować.” Zamieszkanie Boga w ciele Kobiety- Oblubienicy, należy zatem kontemplować w pokornym milczeniu, bez niegrzecznej ciekawości podyktowanej chęcią racjonalnego i absolutnego wyjaśnienia wszystkiego. Żar Ognia- Duch Święty- Miłość, schodzi niczym lawa (nasienie Boga)- napełniając łono Dziewicy Życiem. „Słowo wcielone w komórkę jajową zagnieździ się w całym splendorze materialności kobiecego ciała, które obdarzy Je kojącą łaską łożyska, pępowiny, płynu owodniczego, śluzu. Zacznie mu też tykać biologiczny zegar, który zatrzyma ciało Boga w ciele matki przez około czterdzieści tygodni, a później na mocy tej samej konieczności wymusi urodziny, Świat stanie otworem. Popychany ku niemu skurczami macicy, spiralnym ruchem zacznie przesuwać się w dół, aż Józef, który nie ma o tym wszystkim pojęcia, zobaczy czubek głowy” (R. Koziołek). Jakże brakuje słów aby pisać o tym cudzie, niech to zostanie przesłonięte zasłoną tajemnicy; wydarzenie ciągle fascynujące i popychające w przestrzeń wiary i zdumienia. Bądź błogosławioną Matko Życia i Matko Światłości.

czwartek, 12 grudnia 2019


Włożyłem moje słowa w twe usta i w cieniu mej ręki cię skryłem, bym mógł rozciągnąć niebo i założyć ziemię, i żeby powiedzieć Syjonowi: „Tyś moim ludem !” (Iz 51, 16).

Czas w którym jesteśmy obecnie zanurzeni jest szczególny po każdym względem- otwiera zmysły na obecność Tego, który nadchodzi. Czy w epoce brzęczących telefonów, migotliwych ekranów komputerów, przyśpieszenia cywilizacyjnego, będziemy potrafili mówić językiem wiary? Żyjemy w epoce wirtualizacji rzeczywistości i wszechobecnie rozlegającego się dźwięku- przeraźliwego krzyku istot samotnych i próbujących zwrócić na siebie uwagę. Taka sytuacja staję źródłem zagubienia i zakłopotania; wewnętrznego wyjałowienia. „Nasze marzenia o przyszłości są odtąd nierozerwalnie związane z naszymi lękami”- pesymistycznie i obok chrześcijaństwa spowitego nadzieją- diagnozował Emil Cioran. Pomimo wszystkiego chcemy usłyszeć szept Obecności. Wielu ludzi nie potrafi słuchać i dialogować z innymi ponieważ poddali się banalnej bieganinie za własnym cieniem i sprawami grawitującymi nieustannie ku ziemi. „Ten, kto nie słucha Boga, nie ma światu nic do powiedzenia”(H. Balthasar). Postęp zdaje się otępił człowieka, pozbawił czujności i wrażliwości na słowo, które jest niczym ziarno wkładane do zakiełkowania w sercu. Jaspers twierdził, że „wiara jest aktem istnienia, w którym człowiek realizuje transcendencję w swojej rzeczywistości.” Jakże trudne jest wychylenie własnego życia ku temu, co naprawdę ważne i przekraczające nas samych oraz świat do którego jesteśmy kurczowo przyssani. „Najtrudniej jest być z Jezusem na co dzień”- rozmyślał ksiądz Twardowski. Odkryć na nowo bliskość Boga, którego głos przedziera się przez bełkot próżnej codzienności: Pamiętam o Tobie. Jesteś moim ukochanym dzieckiem !

środa, 11 grudnia 2019


 Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym (Mk 1, 8),

W prawosławnej teologii piękno, nadzieja i miłość są ściśle powiązane z osobą Chrystusa i Ducha Świętego. Piękno nie jest tylko kategorią estetyczną, ma ono wymiar soteriologiczny; przeobraża i podnosi człowieka ku górze. „Piękno jest manifestacją wewnętrznego sensu świata, odblaskiem Bożego światła, paschalną formą nadziei”- pisał W. Hryniewicz. Chrystus- Nowy Adam jest uobecnieniem tego piękna. Również Duch Święty- Źródło życia w swojej receptywności i dynamizmowi jest Pięknem przenikającym struktury ludzkiego wnętrza i przywracającym na powrót harmonię świata. Bóg istnieje, wystarczy posłuchać szumu wiatru, kołysania konarów drzew, zapachów ziemi i ciepła promieni słońca; materii przenikniętej energetycznością zstępującej Gołębicy. „Gdy wschodzi słońce, ciemność znika”(P. Birault). Katabatyczny sens Obecności ! Bóg istnieje w wielki przypływie życia, w pierwszym krzyku dziecka otwierającym oczy ku zalewającemu zewsząd światłu dnia. „Jeśli Syn- powie św. Ambroży- i Duch Święty wzajemnie i obopólnie się posyłają, podobnie jak Ojciec ich posyła, to wynika to z ich współistotnej wspólnoty.” Wspólnota miłości i obdarowania, której odpryski piękna, dobra, miłości oraz nadziei skraplają się na glebę udręczonych serc. Abyśmy mogli zrozumieć samych siebie i rozświetlić naszą wędrówkę wiary ku nadchodzącej przyszłości, potrzeba zgłębić działanie Ducha w nas. Adwent jest również czasem charyzmatycznym-  pentakostalnym, rozpostartym pomiędzy Zwiastowaniem a Pięćdziesiątnicą eschatologiczną. Duch Święty przygotowuje nas na nową rzeczywistość- na triumfalne nadejście Baranka Apokalipsy. „Pan powierzył Duchowi Świętemu człowieka- swoje własne dobro”(św. Ireneusz z Lyonu). Życie ludzkie zostaje przeniknięte i przeobrażone delikatnymi muśnięciami Parakleta. „Paruzja Ducha Świętego” której początek zdaniem Bułgakowa został zainicjowany w Wieczerniku- spowitym ognistymi językami, będzie miał swoją ostateczną pełnię w Paruzji Chrystusa. Tak jak podczas Epifanii Duch zstąpił na Jezusa i uświęcił wody Jordanu, tak u końca czasu, będzie Ogniem przetapiającym Kościół w piękną Oblubienicę- bez skazy i grzechu; przyobleczoną w szatę godową. Dlatego z otchłani bytu nieustannie rozlega się wołanie: „Duch i Oblubienica mówią: Przyjdź, Panie !”

niedziela, 8 grudnia 2019


Jezus im odpowiedział: „Idźcie i oznajmicie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi (Mt 11, 4-6).

Jesteśmy coraz bliżej przeżywania tajemnicy Wcielenia. Z każdym dniem jest coraz trudniej a droga staje się bardziej wyboista i wymagająca duchowej koncentracji. „Milcz, abyś miał do powiedzenia coś, co warto usłyszeć. Milcz również po to, aby móc słuchać samego siebie”(L. Vesto). Świat naigrywa się i lekceważy chrześcijan w ich przeżywaniu Adwentu. „Niektórzy powiedzieli wszystko, zanim jeszcze otworzyli usta”(E. Canetti). Nie jest łatwo w otaczającej nas przestrzeni galerianych fajerwerków, podsycania apetytu na zakupy, czy kolorowych świecidełek- zbyt nachalnie przywołujących atmosferę świąt- zachować czujność serca i dostrzec to, co naprawdę ważne. „Brudne lustro nie może przyjmować odbicia i wizerunku. Tak człowiek zajęty codziennymi troskami, nie jest wstanie nasycić się światłością”- pisał św. Bazyli. Musimy wymknąć się ukradkiem tej fasadowej konsumpcyjno- marketingowej bieganinie. Odkryć w sobie krajobraz pustyni na której rozkwita wolność dziecka Bożego. „Wiara jest tajemnicą którą nosimy w sobie. Jesteśmy słabymi istotami, a nosimy w sobie Boży skarb- wiarę” (M. D. Philippe). Miejscem przepowiadania Jana jest pustynia; miejsce wolne od zamętu- przestrzeń duchowego mocowania się z sobą i nieprzyjacielem próbującym za wszelką cenę odwrócić naszą uwagę. Na „pustyni miasta” można odnaleźć ślady stóp Tego, który przychodzi prawie niezauważenie. „Gdyby nie było Boga, świat byłby skandalem”(C. Caretto). W zgiełku miasta- kotłującej się w uszach kakofonii- przedziera się głos nadchodzącego Baranka, który „czyni wszystko nowym.” Muszę zachować spokój, aby zobaczyć wokół siebie strumień przenikający ludzkie serca, promieniowanie łaski. Spojrzenie i dotyk Jezusa- sakramentalny dar miłości ! Boga potrzebujemy przede wszystkim po to, abyśmy zdołali pojąć w całej rozciągłości naszego płytkiego myślenia, że nie my jesteśmy Bogiem i nie powinniśmy być kapryśni w tej nędznej próbie zamiany ról. „Pan wyciąga do ciebie swoją rękę. Daj mu swoją !”- przekonywał św. Jan Chryzostom.

sobota, 7 grudnia 2019


Być chrześcijaninem to oddychać nadzieją- łapać zasysać żwawo powietrze, nieustannie być w drodze zbawienia, którą w trudzie trzeba pokonać, aby dojść do Źródła. Człowiek jest istotą tragiczną, ale wyzwoloną. Wbrew temu co głosił Epikur, że „Substancja tego ogromnego świata jest wydana śmierci i zniszczeniu”- chrześcijanie odkrywają horyzont nowej egzystencji. Pragną przyłożyć do ziemi ucho, „aby móc usłyszeć szmer ukrytych źródeł i niewidoczność kiełkowania” (J. Maritain). Przejście przez duchową pustynię, otwiera zmysły na niepoznane dotąd obszary obecności Boga. Pustynia zaczyna śpiewać dla tych, którzy widzą oczami duszy horyzont wieczności- skapanej w kroplach spadającego w darze światła. Wiara w ten świat musi się otworzyć na zmartwychwstanie. Wschód jest krainą Objawienia. Czas zaczyna się kurczyć, a pod stopami wypełnionego tęsknotą pielgrzyma zaczyna drżeć ziemia na której utrwaliły się ledwie zarysowane stopy Boga. Idziemy za Nim, choć może nie rozumiemy do końca sensu i celu tej włóczęgi. Żyjemy i poruszamy się w przestrzeni wiary- wątpiącej, nieporadnej, migotliwej niczym lampa oliwna lub głębokiej - intensywnej niczym żar ognia. „Światło pochodni jest obrazem oświecenia wewnętrznego” (Dionizy Areopagita). Chrześcijanin jest dzieckiem Dnia Ósmego. „Ów dzień rozświetlony jest nie przez materialne słońce, lecz przez prawdziwe światło- powie św. Grzegorz z Nyssy- słońce sprawiedliwości, które prorok nazywa wschodem, bo słońce to nigdy nie zachodzi.” Człowiek w pulsującym od nadmiaru łaski Ciele Kościoła, wychyla się niczym kwiat ku wschodowi Słońca- Tego, które wzeszło w poranek wielkanocny. Słońca którego świetlista aura rozpromieni twarze zmęczonych poszukiwaczy w dniu przeobrażenia- przeistoczenia świata w Królestwo Życia- Wieczność ! „Ten ósmy dzień jest figurą zmartwychwstania Chrystusa, które nastąpiło nazajutrz po szabacie; jest figurą chrztu, który jest początkiem nowej epoki i pierwszym dniem nowego tygodnia; wreszcie jest figurą ósmego dnia, który nastąpi po całym czasie świata” (J. Danielou). Człowiek wiary jest istotą na wskroś paschalną i apokaliptyczną, zorientowaną ku chwili odrodzenia i przeobrażenia. „Nie zapominajcie, że życie jest chwałą,” przekonywał Rilke. Każdy nasz krok który stawiamy, spojrzenie, słowo i gest- czyni z prozy życia liturgię tęsknoty- proroczą zapowiedź wydarzenia już zanurzonego w Bogu. Paschalna egzystencja Jezusa staje się darem odkupionej ludzkości. Na tę chwilę odczuwamy tę rzeczywistość na sposób sakramentalny jako przedsmak pełni istnienia. „Sakramenty są naszym pielgrzymowaniem do Emaus, do Eschatonu- pisał E. Schillebeeckx- Idziemy u boku Pana i choć Go nie widzimy, wiemy, że jest blisko nas.” Z każdym dniem jesteśmy bliżej wschodu Słońca. W dniu ósmym „Bóg bez zasłony zbliży się do człowieka, a człowiek w swej nagości do Boga”(G. Greshake). Bóg wyjdzie ku nam i przyjmie nas wszystkich. Katarakty serca się otworzą, z oczu popłyną zły szczęścia. Serce zabije jak uczniom w drodze do Emaus. Życie objawi się w całej pełni. Pustynia rozkwitnie i stanie się Rajem !

środa, 4 grudnia 2019


Iz 35, 1-10

Niech się rozweselą pustynia i spieczona ziemia, niech się raduje step i niech rozkwitnie! Niech wyda kwiaty jak lilie polne, niech się rozraduje, skacząc i wykrzykując z uciechy. Chwałą Libanu ją obdarzono, ozdobą Karmelu i Szaronu. oni zobaczą chwałę Pana, wspaniałość naszego Boga. Pokrzepcie ręce osłabłe, wzmocnijcie kolana omdlałe! Powiedzcie małodusznym: «odwagi! Nie bójcie się! Oto wasz Bóg, oto pomsta; przychodzi Boża odpłata; on sam przychodzi, by was zbawić». Wtedy przejrzą oczy niewidomych i uszy głuchych się otworzą. Wtedy chromy wyskoczy jak jeleń i język niemych wesoło wykrzyknie. Bo trysną zdroje wód na pustyni i strumienie na stepie; spieczona ziemia zmieni się w pojezierze, spragniony kraj w krynice wód...

Izajasz jest wizjonerem o głębokiej wierze i porywa ogromną siłą poetyckiej ekspresji. Opowiada o świecie przeobrażonym- „edenicznym”, pozbawionym wewnętrznych napięć w którym Bóg postawił swoje stopy i przemienił siłą piękna. „W Jezusie schodzą się wszystkie tęsknoty ludzkości o nieśmiertelności ducha i ciała – mówił Sedlak- Niepotrzebnie przekopaliśmy definitywną granicę między Bogiem a materią. A przecież materia jest zawsze na styku z mocą Bożą, czyli na kontakcie energii Bożej i materii.” Cała natura wraz z człowiekiem uczestniczy w uniwersalnym odrodzeniu, które staje się marzeniem starotestamentalnego proroka. Duchowy pokój i pomyślność są przedstawione w postaci błogosławieństwa i uzdrawiającej mocy przechodzącej przez świat niczym żyła wody. Jest w tej porywającej wizji Shalom, pokój, którego odzwierciedleniem jest przywrócenie pierwotnej szczęśliwości. „Albowiem kraj się napełni znajomością chwały Pana, jak wody napełniają morze” (Ha 2,14). Mamy to do czynienia z kosmoteozą, tak jak ją rozumiał św. Paweł: „wszystko jest wasze, wy zaś Chrystusa, a Chrystus Boga” (1 Kor 3,22-23). Eschatologiczne uwielbienie które w symfonii form znajduje swoje źródło w Synu Człowieczym- obleczonym w światłość jutrzenki. W Nim rozpoczęło się odkupienie całego stworzenia. Świat jest niczym poczwarka, poddany przebudzeniu i wyzwoleniu się z kokonu ku kompletnej metamorfozie- syntezie stworzenia - „nowej ziemi” i „nowym niebie.”  Święty Ambroży pisał: „Radować się będzie stworzenie świata, które teraz wzdycha w bólach rodzenia, albowiem marności poddane zostało również to stworzenie, dopóki nie dopełni się odkupienie wszelkiego ciała...” Ten sam autor będzie sławił zmartwychwstanie Chrystusa dostrzegając w nim początek kosmicznego zmartwychwstania: „Zmartwychwstał w Nim świat- zmartwychwstało w Nim niebo – zmartwychwstała w Nim ziemia- Będzie bowiem nowe niebo i ziemia nowa.” Człowiekowi byłoby łatwiej, gdyby uświadomił sobie, że czeka go jeszcze nowe objawienie, objawienie nie tylko Ducha Świętego, ale również nowego człowieka i nowego kosmosu. W tym nowym: oczy niewidomych nigdy już nie zostaną zasłonięte mrokiem, uszy będą słyszały polifonię śpiewu aniołów, nogi i ręce dotkniętych chorobą staną się sprężyste i wychylone ku niebu. „Oto wszystko nowym czynię”- powie apokaliptyczny Jeździec na białym koniu. Epoka końca jest bogoczłowiecza - jak twierdził Bierdiajew- w której czas zostanie odnaleziony i wszyscy wierzący będą uczestniczyć w końcu eonu.

 

wtorek, 3 grudnia 2019


Mówił więc do tłumów, które wychodziły, żeby przyjąć chrzest od niego: plemię żmijowe, kto wam pokazał, jak uciec przed nadchodzącym gniewem ? Wydajcie więc owoce godne nawrócenia... (Łk 3,7-8).

Człowiek w szacie z wielbłądziej sierści jest najbardziej ascetyczną i genialną pod względem formatu ducha postacią Ewangelii. „Istnieje światło wewnątrz człowieka światła i oświeca świat”(Ewangelia św. Tomasza). Jego słowa są chropowate i nieprzyjemne dla ludzi których życie naznaczone jest błotem grzechu. Zaprasza nas do ogołocenia siebie z tego wszystkiego, co przeszkadza w przeżywaniu wolności wiary. Na pustyni Bóg czeka na ciebie, aby zdjąć twoje maski i dotknąć chorego serca. „Czym bardziej zbliżamy się do Boga, tym bardziej widzimy swą grzeszność”(Abba Doroteusz). Przesłanie które Prorok niesie tłumom, wywołuje wstrząs- tąpnięcie serca i otwarcie oczu na prawdę o własnej duchowej nędzy. „Skrucha wypływa z poznania prawdy” (T.S. Eliot). Dobrze to wyrażają słowa liturgicznego troparionu w dniu wspomnienia Poprzednika Pańskiego: „Ponieważ walczyłeś odważnie za prawdę, tobie dane było obwieszczanie z radością tym, którzy stali nad przepaścią, że oto pojawi się w ciele ludzkim Bóg, który zgładzi grzechy świata.” Ten heros i atleta ducha jawi się jako „nauczyciel tych, którzy przebywają w ciemnościach”(P. Evdokimov). Szaleniec Boży przypomina napotkanym ludziom, że im bardziej przybliżają się i posiadają  Boga- tym bardziej ogarnia ich pragnienie nieustannego szukania Go. „Wierzyć to oświetlać to, co ukryte”- pisał A. Heschel. Jan był płomieniem rozświetlającym ciemności i strapienia zagubionych dzieci Jehowy. Otwierał na pragnienie Źródła: „Ciebie pragnie moja dusza, za Tobą tęskni moje ciało, jak zeschła ziemia, spragniona wody”(Ps 63,2). Trzeba poczuć się totalnie bez sił, aby na powrót zacząć pragnąć głębi. Człowiek sam nie jest wstanie wydać siebie na świat. Musi zgodzić się na „narodziny z Ducha”(J 3,5). Skrzydlaty posłaniec pustyni jakim go ukazują wschodnie ikony, zwiastujący błogosławieństwo, prostujący ścieżki i formujący ludzkie wnętrza- rodząc w nich pragnienie bycia „nowym stworzeniem.” Każdy nasz Adwent jest podążaniem za znakiem świetlistej gwiazdy, aby odkryć jak być człowiekiem. Tylko nawrócenie- przemiana-- może sprawić, że nasze serce stanie się Betlejem !  

sobota, 30 listopada 2019


Powstań ! Świeć, bo przyszło twe światło i chwała Pana rozbłyska nad tobą ! (Iz 60, 1).

Artyści są szczególnie wyjątkową percepcyjnie grupą społeczną, mają oczy pełne kolorów, a jednocześnie tak bardzo uczuciowo kruchą, delikatną- niczym ikebana potrząsana falami wiatru. Potrafią oni dostrzegać w świecie obrazy utkane z barw- obrazy, których inne spoglądające na to samo oczy, nie są wstanie wychwycić. Te percepcyjne wrażenia charakteryzują nielicznych: marzycieli ,fantastów, romantyków, ezoteryków, mistyków dla których otaczająca rzeczywistość jest aż nazbyt wyrazistą paletą licznych bodźców i przeżyć. To wszystko pulsuje, wymaga wewnętrznego przetworzenia i uobecnienia przez akt w formie. Poruszają się w świecie migotliwej chromatyki , której najbliższe spowinowacenie można jedynie dostrzec w muzyce. „Kolory i muzyka utrzymują bliski związek i używają wspólnego słownictwa: ton, niuans, zakres, akordy, wartości, harmonia, nie zapominając o przymiotniku chromatycznym”- pisał M. Pastoureau. Wielu współczesnych artystów postulowało korespondencję sztuk plastycznych z muzycznymi, poszukiwaniem wspólnego ogniwa pozwalającego doświadczyć synestezji – „słyszenia barw.”  Dla Angelusa Silesiusa barwy i dźwięki były czymś jednym. Baudelaire dzięki pośrednictwu muzyki postrzegał plastyczne dźwięki, zapachy jawiły mu się niczym barwy. „Barwa jest klawiszem. Oko- młoteczkiem. Dusza- fortepianem z jego licznymi strunami. Artysta jest ręką, która wprawia w wibrację ludzką duszę, naciskając ten lub inny klawisz”- rozmyślał W. Kandinsky. Barwy należą zatem do najbardziej ekspresyjnych środków wyrazu. Wzmacniają naszą percepcję świata, bez nich otaczająca nas rzeczywistość byłaby bezbarwna i pozbawiona ukrytych znaczeń. Artysta przez całe życie myśli kolorami, synchronizuje je, wydobywa na zewnątrz w zrozumiałym dla siebie malarskim opowiadaniu oraz zaprasza do wejścia w jego krainę odczuć. Nawet słowa – tworzywo wytrawnych pisarzy, czerpią swoją moc z chromatyki. Autor dobrze napisanej powieści tworzy tak naprawdę, utkane ze słów- malarskie szkice, wywołując niezmierzoną falę skojarzeń, zapachów i odczuć. Biel opisanego w opowiadaniu obrusu, przy którym dokonuje się dialog kluczowych dla fabuły postaci, może stać się samoistnym symbolem- czymś więcej niż sztafażem; marginalnym aforyzmem. W języku rosyjskim krasny oznacza tyle co piękny, ale też i kolor czerwony- żar miłości lub boskości. Dla fizyków barwa to światło w intensywności swego oddziaływania, która za pomocą elektromagnetycznych fal manifestuje swoje istnienie. Dla myślicieli – filozofów, kolory były fascynującym przejawem boskiego światła. Już Philip Otto Runge dostrzegał w nich najgłębszą tajemnice. Jego zdaniem barwa jest „ostateczną sztuką”, w „tysiącu barw” rozpoznaje się godną podziwu wielką światłość świata. Czyż nie w barwnym odblasku poznajemy absolutną Prawdę ?  Barwy intensyfikują wymiar naszej cielesności i duchowości. Prawdopodobnie dlatego sztuka sakralna wzmacnia teologiczne przesłanie za pomocą barw; nadając im symboliczne znaczenie. Chciałbym się zatrzymać na najsilniej obecnej barwie jaką jest biel. „Malarz zostaje zmuszony do widzenia całości swego dzieła zanurzonego w świetle”(J.O. Gasset).  Symbol bieli to światło- iluminacja. „Dla ludzi miłujących pokój i światło odpowiednim kolorem jest biel”(Klemens Aleksandryjski). Biel jest zawsze w opozycji do czerni i otchłani którą wyraża. Syntetyzuje w sobie całą tęczę barw. Światłość w którą są obleczeni wybrańcy- apokaliptyczni przyjaciele Boga. Pierwsi chrześcijanie nazywali chrzest „oświeceniem,” a katechumeni kiedy byli zanurzeni w wodzie i Ogniu, przywdziewali na znak świetlistości białe tuniki. To kolor Teofanii i świata przepalonego żarem Pięćdziesiątnicy; czystości która stanie znakiem rozpoznawalnym obywateli Nieba. Teodor z Mopsuestii mówił do neofitów: „Od kiedy wyszedłeś ze chrztu, przyoblekłeś się w olśniewającą szatę. Jest ona znakiem tego świetlistego świata, rodzaju życia, w którym uczestniczysz dzięki symbolom.” Święty Grzegorz z Nyssy ukazuje chrześcijanina jako noszącego na sobie „szatę Pana, błyszczącą niczym słońce, tę która przyoblekała Go w czystość i niezniszczalność, kiedy wstępował na Górę Przemienienia.” Biel odnajduje swoje poczesne miejsce w ikonografii- tej religijnej, nakreślającej najważniejsze wydarzenie odnotowane i przekazane przez Kościół w Ewangeliach. Ikony są dziełem sztuki epifanicznej, uwodzącej wzrok i duszę w kontemplacji świata przemienionego. „Kolorowa kontemplacja”- jako określił w tytule swojej książki E. Trubieckoj. Widział on w ikonie świetlisty płomień nadziei, który wyrywa człowieka ku Bogu. Na ikonie Narodzenia możemy dostrzec Dzieciątko Jezus- otulone białymi paskami, jest ono plamą światła, błyszczącą niczym żarówka w ciemności groty. W zmartwychwstaniu jawi się nam spowity bielą Zwycięzca tańczący radośnie w sercu zdruzgotanego piekła.  „Dusza, która została w pełni oświecona przez niewypowiedziane piękno jaśniejącej chwały Chrystusa i napełniona Duchem Świętym jest okiem, cała światłością, cała obliczem”(św. Makary Wielki). Hólos Ophthalmós- całe oko- postrzegające biel świetlistości obecnego pośród nas Boga.

piątek, 29 listopada 2019


Mk 13,33-37

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Uważajcie i czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie.  

Uważajcie i czuwajcie- te słowa Chrystusa brzmią niezwykle mocno i przekonująco. W dzisiejszym świecie rezonują jednak w sercach tych nielicznych, którzy pośród zamętu, hałasu, roztargnienia, potrafią wokół siebie i w sobie wytworzyć przestrzeń milczenia oraz tęsknoty. „Zatroszczmy się o siebie bracia, czuwajmy. Kto nam zwróci ten czas, jeżeli go zmarnujemy. Zaiste będziemy szukać tych dni, a nie znajdziemy”- czytamy w Apoftegmatach Ojców Pustyni. Pierwotne chrześcijaństwo było nastrojone eschatologicznie. Oczekiwało intensywnie, nagląco i radośnie nadejścia Paruzji. „Moje kroki dziś z Bogiem”- czytamy w starożytnej modlitwie Celtów. Ludzie średniowieczni kiedy oglądali się za plecy widzieli wielki korowód sióstr i braci śpieszących ku „nowej ziemi.” A kiedy podnosili wzrok postrzegali „drabinę anielską” po której można się wspiąć- wychodząc naprzeciw Oblubieńca. Do dzisiaj na świętej górze Athos istnieją takie wspólnoty mnichów, którzy „nie śpią” a nieustannie czuwają na modlitwie. Duchowe płuca świata, przywracające namiastkę utraconego Raju ! Siła ich modlitwy podnosi ludzką egzystencję z chaosu, grzechu i zapomnienia o Bogu. Postrzegam ich jako ewangelicznych stróżów poranka, oddychających bliskością nadchodzącego Pana. Każdy ich dzień jest metamorfozą- od ciała cielesnego, ku temu przebóstwionemu- wyrywającemu się ku spokojnej toni bytów subtelnych. Ich oczy, serca i ciała oddychają już czystym powietrzem wieczności. „Kto żyje w przyszłości, dla tego przyszłość jaśnieje jak słońce, przemienia w upragnioną przystań, na którą można wejść i zawołać: „Trwaj chwilo jesteś piękna !” Ludzie autentycznie duchowi noszą w sobie pamięć o przyszłości, smakują się nią i wyczuwają duszą najpiękniejszy ze wschodów słońca. Adwent odsłania nam prawdę, że mamy wsłuchiwać się w szmer nocy, pulsowanie gwiazd i szept anioła budzącego nas szturchaniem w bok. Każdego dnia chrześcijanie wzdychają z lekkim niedowierzaniem, aby przyszło już Jego Królestwo. „Stworzyłeś nas jako skierowanych ku Tobie i niespokojne jest serce nasze dopóki w Tobie nie spocznie”- wzdychał święty Augustyn. Zanurzeni w liturgii źródła, zwracajmy się ufnie słowami pochwycenia w miłości: „Niech przyjdzie Twa łaska i przeminie ten świat.”

środa, 27 listopada 2019


Czcigodniejszą od Cherubinów i Chwalebniejszą bez porównania nad Serafinów, Ciebie, Któraś bez skazy zrodziła Boga Słowo, jako prawdziwą Bogarodzicielkę wysławiamy. Tymi słowami modlitwy rozpoczynającymi dzień i przenikającymi wszelkie działania liturgiczne Kościół powierza siebie opiece Najświętszej. Podążając drogą adwentowego zamyślenia, nie można pominąć osoby Oblubienicy- Tej, która niesie pod swoim sercem Życie. Adwent przenika teologiczna prawda o Zwiastowaniu i Wcieleniu; pięknie kobiecości przez którą Bóg czyni z historii przestrzeń spotkania i łaski. Orantka, Eleusa, Hodegetria, Galactotrofousa, Grande Panaghia, Salve Regina, Maesta- to nie tylko litania pięknie brzmiących określeń i typów ikonograficznych dotyczących wyjątkowej i jedynej kobiety, lecz mistyczny kobierzec odzwierciedlający miłość Kościoła do Matki Życia. „Tobą raduje się, Łaski Pełna, wszelkie stworzenie, aniołów chóry i ludzki ród”- pisał w modlitwie uwielbienia św. Jan z Damaszku. Prawosławie w sposób niezwykle głęboki i subtelny, podkreśla swoją wiarę w szczególną obecność i wstawiennictwo Maryi. Prosząc o pomoc zwraca się do Niej wezwaniem „zbaw nas,” a nie tylko „módl się za nami”- co jest tak charakterystyczne dla chrześcijańskiego Zachodu. Rezultatem tego jest imponująca hymnografia i ikonografia wskazująca na Jej szczególny udział w ekonomii zbawienia. Teksty liturgiczne podkreślają prawdę o tym, że Maryja została dana światu, aby mogło dokonać się Wcielenie- „Ziemio błogosławiona, błogosławiona Oblubienico Boga. Ty, któraś zrodziła ziarno zasiane, Zbawiciela świata.” Licznie zachowane ikony maryjne są potwierdzeniem tej prostodusznej i głębokiej wiary ludu w czułość, macierzyństwo i pomoc Maryi. Ona wyraża Boże miłosierdzie i natychmiastowe współczucie. „Chcąc stworzyć obraz piękna absolutnego i okazać jasno aniołom i ludziom moc swojej sztuki, Bóg zaprawdę uczynił Maryję najpiękniejszą. Połączył w Niej piękno, które rozdzielił innym stworzeniom, i uczynił Ją wspólną ozdobą wszystkich bytów widzialnych i niewidzialnych, a raczej połączył w Niej całą doskonałość boską, anielską i ludzką, delikatne piękno, ozdobę dwóch światów, podnosząc się z ziemi do nieba i zstępując z tego ostatniego”- rozmyślał św. Grzegorz Palamas. W ikonach odzwierciedla się świat przyobleczonej świętości, święta kobiecości- Filokalii- zagarniającej wzrok prostaczków i przynoszącej rozmaitość cudów. „Przez całe wieki wchłania Ona swe potoki żarliwych modłów, błagalnych westchnień ludzi cierpiących i nieszczęśliwych; musiała wypełniać się siłą bijącą od niej i spływającą na wierzących. Stała się żywym narzędziem, miejscem spotkań Stwórcy z ludźmi”- taką relację spotkania ludu z ikoną, opisał w liście Kiriejewski Hercenowi. Ta atmosfera panująca w świątyni, podniosły nastrój i łzy wypisane na twarzach modlących się kobiet, nie pozostały bez znaczenia. „Padłem wówczas na kolana i zacząłem się kornie modlić.”

niedziela, 24 listopada 2019


W owym czasie wystąpił Jan Chrzciciel i głosił na Pustyni Judzkiej te słowa: „Nawróćcie się, bo bliskie jest królestwo niebieskie. Do niego to odnosi się słowo proroka Izajasza, gdy mówi: „Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, Jemu prostujcie ścieżki” (Mt 1,1-3).

Pustynia dla współczesnego człowieka, usytuowanego w zabieganej egzystencji może wydawać się czymś nazbyt egzotycznym, a nawet przerażającym. Pozbawienie kogoś poczucia bezpieczeństwa, technicznych udogodnień, mogłoby spowodować sytuację newralgiczną pod każdym względem. Bezdomność ! Locus- gdzie nasze poznanie kapituluje pod naporem żywiołów wewnętrznych. To nie jest tylko przestrzeń otoczona usypanymi piachem wydmami i bezkresem, to miejsce gdzie „oddycha się Duchem.” Pustynia rządzi się swoimi prawami, dobrze to rozumieją nomadzi akceptujący jej kaprysy, przywykli do natychmiastowej zmiany aury i miraży nęcących wzrok. Camus twierdził, że jedynym lekarstwem dla ludzi znużonych i wyeksploatowanych życiem jest pustynia. Pustynia przez wieki wydawała ludzi wielkiego formatu, jest „punktem wieczności, który każdy nosi w sobie”(M. Davy).  Przestrzeń gdzie człowiek jest jedynie drobiną piasku, przesuwającą się mimowolnie ku niewiadomemu celowi. Człowiek jest wygnańcem bez domu, pochodzenia i przywilejów. Prestiż i pozycja społeczna rozpływają się w krajobrazie śmierci- siedliska skorpionów i węży. Jest jednak ktoś, kto czyni to miejsce przyjaznym- oazą duchowych narodzin. Mężczyzna odziany w skóry i na pierwszy rzut oka szalony, wyprowadza czytelnika Ewangelii na odludzie. Dopiero na pustyni zaczynamy rozumieć głębiej pewne sprawy; tam zaczynamy potrzebować innych ludzi, a nawet za nimi tęsknić. Widzimy wyraźniej siebie.   Dobrze to rozumieli starożytni mnisi, kiedy całymi tabunami zaludniali pustynię; tam odkrywali topografię Raju i ślady stóp przechadzającego się Boga. Ewagriusz z Pontu- mnich i dogłębny znawca ludzkiej natury, pozostawił zaskakującą definicję: „Mnich to człowiek, który odseparował się od wszystkiego, by być złączonym ze wszystkimi.” Takim „mnichem” był święty Jan Chrzciciel- przyobleczony w skóry prorok który zaprzyjaźnił się z pustynią. Była ona dla niego domem, miejscem przepowiadania, przestrzenią w której doświadczało jego serce muśnięć Ducha Świętego. „Pustynia miłuje ludzi nagich”- twierdził Hieronim. Takim był Prorok którego głos kruszył ludzkie serca i sprawiał, że miejsce niebezpiecznie – siedlisko węży i skorpionów, stawało się przestrzenią nawrócenia i łaski. „Anioł na ziemi” – tak Go wychwala Kościół i utrwala na deskach barwna ikonografia. Przydano mu skrzydła i świetliste oczy, aby podkreślić Jego dar przenikania skamieniałych ludzkich wnętrz. „Albowiem mówić o Janie, to prorokować o Chrystusie” – stwierdza św. Ambroży. Modlitewna litania opiewająca wielkość Poprzednika nazywa go kwiatem pustyni. W Adwencie chrześcijanie wychodzą na pustynię; to duchowa wędrówka w głąb swego serca. To zatrzymanie się w zgiełku miasta i wielokrotne wyszeptanie: Marana Tha ! Niektórym jest dane udać się na prawdziwą pustynię, poczuć wiatr i piasek w oczach. „Bóg jest milczący, a wszystko, co ma na świcie jakiekolwiek wartości, jest nasycone milczeniem”(E, Mounier). Odnaleźć ciszę !  Chodzi o to, by – jak mówią Arabowie- „czytać przy pomocy uszu.” Milczenie przynosi oczyszczenie. Tylko w sercu uspokojonym i przygotowanym Słowo Boga może zrodzić życie według Ducha.

piątek, 22 listopada 2019


W środę miałem w Muzeum Narodowym wykład poświęcony ikonie i początkach chrześcijańskiej ikonografii. „Ikona bizantyjska przetrwała do naszych czasów jako niemy świadek ogromnego bogactwa ludzkich uczuć i doświadczeń. W ciągu wieków była przedmiotem modlitwy, kontemplacji i medytacji, uczestnicząc w chwilach nieskończonego cierpienia i radości. Czasami w chwilach największej intensywności uczuć, ikony potrafiły „działać”, kiedy indziej stawały się subtelnym wezwaniem do przeżyć estetycznych”(R. Cormac). Zaskoczyła mnie liczna obecność słuchaczy i żywe zainteresowanie tą problematyką. Wykład w którym przenika się żwawo teologia i ikonografia; słowo i obraz- staje się urokliwym spacerem w odległą, a zarazem mi bliską historię wizerunków Boga i promieniowania świętości utrwalonej na twarzach Jego przyjaciół. „Artystyczną ojczyzną ikony jest starożytny Egipt (zwłaszcza portrety pogrzebowe). Bizancjum dziedzic i kontynuator Hellady, jest ojczyzną chrześcijańskiej sztuki ikony, to tutaj malarstwo ikony przeżywało kilka okresów rozkwitu. Stąd też sztuka przeszła na Bałkany i do Rosji, gdzie osiągnęła wyżyny rozwoju w XV wieku w Moskwie i Nowogrodzie”- pisał lapidarnie S. Bułgakow. Zawsze widzę u moich słuchaczy poruszenie, kiedy przypominam prawdę o tym, że ikony przez ponad tysiąc lat zdobiły kościoły Wschodu i Zachodu, że były teologicznym traktatem wiary- liturgiczną symfonią barw przełożoną w materialną płaszczyznę obrazu. Ikony były wyrazem nie tylko ortodoksji i rozważanych dyskursywnie dogmatów, ale nade wszystko autentycznej ekumenii- wyrażonej za pomocą piękna otwierającego zmysły na inny świat. „Ikona jest doskonałą ilustracją paradoksów języka mistyki, gdzie wszelkie słowo i opis muszą ustąpić wobec własnej bezsilności. To, co materialne, wydaje się w zamyśleniu oczekiwać przesłania; tylko spojrzenie wyraża całe napięcie działających energii Bożych” (P. Evdokimov). Ikona ukazuje świat skąpany w pięknie, rozszerzający przestrzeń bytu erupcją świętości emanującej z ciał już przebóstwionych i zastygłych w oczekiwaniu pełni. „Świat na ikonie wydaje się być odwróconym, to nie my patrzymy na niego, lecz on nas otacza, spojrzenie nie jest skierowane na zewnątrz, ale jakby od wewnątrz”(I. Jazykowa). Postacie do nas frontalnie wychodzą i zapraszają nas do milczącego zamyślenia i dialogu wiary. Ich twarze są nasycone światłością, stają się lustrem ogniskującym strugę Bożych energii. Ikona wymaga szczególnej przestrzeni w której może być oglądana wzrokiem i duszą. Świątynia wypełniona migotliwymi płomieniami oliwnych kaganków, woskowych świec i woni kadzideł, stanowi jakże ważną oprawę dla percepcji tych unikatowych- sakralnych dzieł sztuki. W ikonie istnieje świat prostodusznej szlachetności i bezpośredniej bliskości tych, których przywołują chropowate i nadgryzione zębem czasu deski, czy mozaikowe dekoracje. W ikonie świat nakreślony konturem uszlachetnionego i wyciszonego wewnętrznie artysty jest już początkiem nowego zarysu świata- Epifanii- hipostatycznej Obecności i Piękna- niweczącego brzydotę i niedostatek otaczającego nas świata. „Chrześcijanin czuje swoją odpowiedzialność wobec widzialnego świata- pisał T. Spidlik- Wydaje mu się, że powinien go oczyszczać, uświecać i w pewnym sensie tworzyć, humanizować, przenikać Chrystusem.” Stąd tak silna w prawosławnej kulturze rola świętych wizerunków, których obecność podnosi, pobudza i otwiera na ciągle nowe zachwyty- mistyczne przeżycia.   

wtorek, 19 listopada 2019


Kiedy więc usłyszycie o wojnach i pogłoskach wojennych, nie trwóżcie się. To się musi stać, ale to jeszcze nie koniec. Powstanie bowiem naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu; będą miejscami trzęsienia ziemi, będą klęski głodu. To jest początek boleści (Mk 13, 7-8).

Adwent nie jest jedynie oczekiwaniem na Boże Narodzenie. Już rozmyślał wnikliwie nad tymi sprawami święty Augustyn: „Najpierw przybył ukryty (Chrystus), bo przybył pokorny, to czy później, będąc w najwyższej chwale, nie ukaże się jawnie ? Objawi się wszystkim, nawet tym, którzy w Niego nie wierzą.” Adwent jest nade wszystko oczekiwaniem na drugie przyjście Chrystusa w Paruzji. „Czas się wypełnił w tych ostatnich dniach- te i inne sądy pierwszych pokoleń chrześcijan pokazują jasno, że w procesie formowania języka, który udźwignąłby ciężar znaczeń, jakie niosło ze sobą przyjście Chrystusa, musieli stworzyć gramatykę historii” (J. Pelikan). W Ewangelii jest wiele takich miejsc w których przesłanie wstrząsa głęboko czytelnikiem, ma ono charakter prorocki a w ustach Jezusa staje się wyraźnie ostrzeżeniem eschatologicznym. „Pan na każdym kroku nawołuje do pamięci o końcu wszystkiego” (Klemens Aleksandryjski). Pokolenia żyjące przed nami z równie silnie, a może nawet bardziej wzmożonym przejęciem czytały słowa o katastroficznych zjawiskach, wojnach, czy chorobach przynoszących śmierć. Historia ma tragiczny charakter i kładzie się na niej cień śmierci i niepewności na ludzkich losach. Historia pełna jest śmierci i napięć potęgujących cierpienie. Ludzie już wiele razy interpretowali wydarzenia których byli częścią i stawiali sobie pytanie: Czy ten dantejski czas już nastał ? Poczucie lęku zdaje się nie opuszczać nawet współczesnych wierzących- przywiązanych do słupów milowych tego świata. Jak słusznie zauważają liczni myśliciele chrześcijańscy, lęk ten nie odbiera pokoju ducha, a oszołomienie nie pozbawia poczucia pewności. „Nigdy nie jesteśmy bezbronni. Z modlitwą oczekujemy trąby anioła”(Tertulian). Wznosić się na  skrzydłach tęsknoty, której sens zawiera się w pełnym nadziei przesłaniu Ewangelii. Dobra Nowina otwiera oczy na inny poranek, którego centralnym punktem będzie nadejście Pana. Szczytem mistycznej drogi jest podniosła chwila nasycenia Bogiem. „Oto wszystko nowym czynię”- rozbrzmiewa apokaliptyczne przesłanie Syna Człowieczego, niczym ostatni akord Biblii. „Odnowienie wszystkiego.” Na tym polega dynamizm eschatologii- drgania nadziei wewnątrz Kościoła i świata. „Nocna godzin rzeka płynie od swego źródła, którym jest wieczne jutro”- pisał Miguel de Unamuno. „Przemija postać tego świata”(1 Kor 7, 31). Jest coś, co wchodzi w unicestwienie- niebyt, aby później zrodzić się na nowo. Przyjście ostateczne będzie jawne dla wszystkich. Poprzedzą je liczne znaki wskazujące koniec czasu i tej rzeczywistości. Czas i materia zostaną zatopione w nurcie wieczności wypełniającej szczelnie granice jedynego świata który znamy. Miejsce naszej udręczonej myślami ciekawości, powinna zająć czujność i żar wiary. Palącym problemem każdego wierzącego, powinna być nieustanna świadomość Paruzji. „Powinniśmy żyć ze świadomością, iż każda istota może być zbawiona, może odkupić grzech, może powrócić do Boga i że nie do nas należy sąd ostateczny, lecz tylko do samego Boga”(M. Bierdiajew). Mamy jedynie nasłuchiwać kroków Boga i podtrzymywać kaganek płonącej wiary. „Ale czy znajdzie wiarę na ziemi Syn Człowieczy, gdy przybędzie ?”(Łk 18,8).

niedziela, 17 listopada 2019


Głosimy przyjście Chrystusa - nie tylko pierwsze, ale i drugie, o wiele wspanialsze od pierwszego. Pierwsze zwiastowało cierpienie, drugie zaś przyniesie królewski diadem Bożego panowania. Albowiem to, co dotyczy naszego Pana, Jezusa Chrystusa, jest zarazem Boskie i ludzkie. I tak, dwojakie jest Jego narodzenie: jedno z Boga, przed początkiem czasów; drugie z Dziewicy, gdy dopełniły się czasy. Dwojakie też i przyjście: pierwsze - ukryte, jak rosy na runo; drugie - jawne, to, które nastąpi. Za pierwszym przyjściem został owinięty w pieluszki i złożony w żłobie; za drugim oblecze się światłem jak szatą. Przyszedł i przecierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę, ale przyjdzie raz jeszcze, pełen chwały, otoczony zastępami aniołów. Dlatego nie poprzestajemy na pierwszym Jego przyjściu, lecz wyczekujemy także i drugiego. Za pierwszym mówiliśmy: "Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie". To samo powiemy i za drugim, a wychodząc z aniołami naprzeciw Panu, oddamy Mu hołd, wołając: "Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie"- Katecheza św. Cyryla Jerozolimskiego.

 

 

sobota, 16 listopada 2019


Potem powiedział do Niego: „Zaprawdę powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego” (J 1, 51).

Od jutra rozpocznie się nowy czas liturgiczny, jesteśmy uczestnikami pulsującego rytmu życia który przepływa w misterium liturgii i zmierza ku wypełnieniu wszystkiego w Bogu. W ten sposób życie chrześcijanina, nieuchronny upływ czasu, wszystkie wydarzenia które splatają się na dramaturgię życia, są odniesione do jednego, wyraźnie określonego celu jakim jest przyjście Pana. „Bóg jest jeden i objawił się nam przez Jezusa Chrystusa swojego Syna. On to jest Jego Słowem wychodzącym z milczenia”(św. Ireneusz z Lyonu). Już listopadowe zamyślenia przybliżały prawdę o tym, że Chrystus jest A i Q- Zwycięzcą przychodzącym szukać zagubionej ludzkości. „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”- kroczy dostojnie w nurcie czasu i przekracza go, otwierając zaplombowane pieczęcie wieczności. W tradycji prawosławia zachodniego, przez sześć tygodni Kościół będzie dojrzewał do antycypacji narodzin Bogaczłowieka. Wyrażają to słowa wczesnochrześcijańskiego pisarza Nowacjana: „Jak zapowiedział Izajasz: „Oto Panna pocznie i porodzi Syna i nazwie Go imieniem Emmanuel, co się tłumaczy: Bóg z nami”, tak samo Chrystus mówi: „Oto Ja jestem z wami aż do skończenia świata”. Wobec tego On jest Bogiem z nami, a nawet o wiele bardziej: On jest też w nas”. Z niezwykłą sobie subtelnością wyraża istotę tego czasu oczekiwania J. Pasierb: „Adwent to świt. Adwent to daleki tłumny fryz pełen postaci i zdarzeń, nieczytelny i pozbawiony sensu, gdyby w Betlejem za panowania cesarza Augusta w Rzymie i różnych tetrarchów w Palestynie, nie narodziło się dziecko, któremu nadano imię Jezus, a którego matką była Maryja. Adwent to mała izba w domu cieśli, gdzie zjawił się żonie archanioł, którego imię Gabriel znaczy „Zwiastujący człowieka”. Adwent to pustynia, na której widać wyniosłą postać odzianą w skórę wielbłąda. Adwent to liturgia. Adwent to nasze życie. Adwent to nasza śmierć i nasze zmartwychwstanie. Adwent to ostateczne przyjście Chrystusa”. To czas dopełniania się i zbliżania, czas wzrostu i rozwoju, oczekiwania i tęsknoty. Czas przychodzenia Tego, który jest zawsze, znajomy i nieznany. Czas ufności i radości, naszego powrotu, hebrajskiego szub, co znaczy zmienić się, czas proroctwa i świadectwa…” Jesteśmy zaproszeni, aby nieść Jezusa wraz z Maryją. Mamy Go począć duchowo; wejść w kontemplację cudownej bliskości Boga, który w każdej Eucharystii staje naprzeciw nas i w nas- aby przebóstwić umiłowaną Oblubienicę Kościół. „Bóg staje się człowiekiem aby człowiek mógł stać się uczestnikiem boskiej natury”- powtarzają zgodnie Ojcowie Kościoła. Dzisiaj wielu ludzi nie potrafi już czekać. Wykreślili adwent ze swoich kalendarzy, żyją szybko i intensywnie w oczekiwaniu na prezenty i świąteczne promocje. Brakuje nam tęsknoty za Bogiem. Świat oszalał w tej afirmacji siebie. Samotny człowiek przemierza ulice miasta i tęskni za rzeczami które są nie możliwe, dalekie i w gruncie rzeczy frustrujące. Pozwólmy sobie na tęsknotę za Bogiem. Exupery napisał znane słowa: „Jeśli chcesz zbudować statek, naucz ludzi tęsknoty za odległymi morzami”. W tęsknocie znajduje się niewypowiedziana siła, która nas uzdalnia aby skutecznie ominąć te wszystkie fałszywe pragnienia. Niech serce wypełnione tęsknotą drży i woła z całych sił: Marana Tha !