czwartek, 12 grudnia 2019


Włożyłem moje słowa w twe usta i w cieniu mej ręki cię skryłem, bym mógł rozciągnąć niebo i założyć ziemię, i żeby powiedzieć Syjonowi: „Tyś moim ludem !” (Iz 51, 16).

Czas w którym jesteśmy obecnie zanurzeni jest szczególny po każdym względem- otwiera zmysły na obecność Tego, który nadchodzi. Czy w epoce brzęczących telefonów, migotliwych ekranów komputerów, przyśpieszenia cywilizacyjnego, będziemy potrafili mówić językiem wiary? Żyjemy w epoce wirtualizacji rzeczywistości i wszechobecnie rozlegającego się dźwięku- przeraźliwego krzyku istot samotnych i próbujących zwrócić na siebie uwagę. Taka sytuacja staję źródłem zagubienia i zakłopotania; wewnętrznego wyjałowienia. „Nasze marzenia o przyszłości są odtąd nierozerwalnie związane z naszymi lękami”- pesymistycznie i obok chrześcijaństwa spowitego nadzieją- diagnozował Emil Cioran. Pomimo wszystkiego chcemy usłyszeć szept Obecności. Wielu ludzi nie potrafi słuchać i dialogować z innymi ponieważ poddali się banalnej bieganinie za własnym cieniem i sprawami grawitującymi nieustannie ku ziemi. „Ten, kto nie słucha Boga, nie ma światu nic do powiedzenia”(H. Balthasar). Postęp zdaje się otępił człowieka, pozbawił czujności i wrażliwości na słowo, które jest niczym ziarno wkładane do zakiełkowania w sercu. Jaspers twierdził, że „wiara jest aktem istnienia, w którym człowiek realizuje transcendencję w swojej rzeczywistości.” Jakże trudne jest wychylenie własnego życia ku temu, co naprawdę ważne i przekraczające nas samych oraz świat do którego jesteśmy kurczowo przyssani. „Najtrudniej jest być z Jezusem na co dzień”- rozmyślał ksiądz Twardowski. Odkryć na nowo bliskość Boga, którego głos przedziera się przez bełkot próżnej codzienności: Pamiętam o Tobie. Jesteś moim ukochanym dzieckiem !