Włożyłem
moje słowa w twe usta i w cieniu mej ręki cię skryłem, bym mógł rozciągnąć
niebo i założyć ziemię, i żeby powiedzieć Syjonowi: „Tyś moim ludem !”
(Iz 51, 16).
Czas w którym jesteśmy
obecnie zanurzeni jest szczególny po każdym względem- otwiera zmysły na
obecność Tego, który nadchodzi. Czy w epoce brzęczących telefonów, migotliwych
ekranów komputerów, przyśpieszenia cywilizacyjnego, będziemy potrafili mówić
językiem wiary? Żyjemy w epoce wirtualizacji rzeczywistości i wszechobecnie
rozlegającego się dźwięku- przeraźliwego krzyku istot samotnych i próbujących zwrócić
na siebie uwagę. Taka sytuacja staję źródłem zagubienia i zakłopotania; wewnętrznego
wyjałowienia. „Nasze marzenia o przyszłości są odtąd nierozerwalnie związane z
naszymi lękami”- pesymistycznie i obok chrześcijaństwa spowitego nadzieją- diagnozował
Emil Cioran. Pomimo wszystkiego chcemy usłyszeć szept Obecności. Wielu ludzi
nie potrafi słuchać i dialogować z innymi ponieważ poddali się banalnej
bieganinie za własnym cieniem i sprawami grawitującymi nieustannie ku ziemi. „Ten,
kto nie słucha Boga, nie ma światu nic do powiedzenia”(H. Balthasar). Postęp
zdaje się otępił człowieka, pozbawił czujności i wrażliwości na słowo, które
jest niczym ziarno wkładane do zakiełkowania w sercu. Jaspers twierdził, że „wiara
jest aktem istnienia, w którym człowiek realizuje transcendencję w swojej rzeczywistości.”
Jakże trudne jest wychylenie własnego życia ku temu, co naprawdę ważne i przekraczające
nas samych oraz świat do którego jesteśmy kurczowo przyssani. „Najtrudniej jest
być z Jezusem na co dzień”- rozmyślał ksiądz Twardowski. Odkryć na nowo
bliskość Boga, którego głos przedziera się przez bełkot próżnej codzienności: Pamiętam
o Tobie. Jesteś moim ukochanym dzieckiem !