czwartek, 31 sierpnia 2017


Ps 90

Naucz nas liczyć dni nasze,
byśmy zdobyli mądrość serca.
 

W ukrytych głębiach serca znajduje się nienaruszony, niczym nieprzesłonięty czy zafałszowany obraz człowieka. „Serce to prawdziwy człowiek- twierdził Skoworoda- wygląd zewnętrzny jest tylko maską.” Nad wejściem do świątyni w Delfach znajdowała się wykuta sentencja: Gnóthi sautón- poznaj samego siebie. Człowiek ujrzawszy ten napis przywdziewa szatę pokory i małości wobec ukrytych tajemnic, które zostały zdeponowane nigdzie indziej jak w ośrodku jakim jest serce. Newman pisał, że „prawdziwą pomocą w poznaniu Boga nie jest zwykły sylogizm, ale zbiór wielu myśli, które spotykają się w jednym punkcie, który jest właśnie Bogiem.” Te styczne poznania przechodzą przez niezbadany i fascynujący obszar człowieczego serca. „Serce jest ogniskiem, którego energia promieniuje i przenika całego człowieka, a zarazem jest ono najbardziej ukryte w jego głębi. „Poznaj samego siebie” odnosi się przede wszystkim do tej głębi: „wejdź w siebie, a znajdziesz tam Boga, aniołów i Królestwo niebieskie.” Nie jesteśmy wstanie sondować serca: „Gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje” (Mt 6,21). „Zbawienie jest ściśle związane z odpowiedzią”- mówił D. Staniloae; myślał o tej odpowiedzi którą człowiek musi w sobie udzielić Bogu. Ojcowie Kościoła postrzegają często serce w ujęciu platońskim, jako pewien rodzaj „naczynia”- przestrzeni w którą się wchodzi. „Serce jest więc na skrzyżowaniu- powie K. Ware- w samym środku kosmicznego konfliktu miedzy dobrem i złem. Serce wyznacza nasze wieczne przeznaczenie.” To tak transparentna przestrzeń dla Bożego oglądu, iż stanowi absolutne centrum spotkania- miejsce zamieszkania Boga w nas. W sercu dokonuje się nieustanna anamneza wiary, święta świadomość do kogo się ostatecznie należy. Tam słyszymy prośbę Chrystusa: Daj mi swe serce !

wtorek, 29 sierpnia 2017


Jr 1,17-19

Pan skierował do mnie następujące słowa: „Przepasz swoje biodra, wstań i mów wszystko, co ci rozkażę. Nie lękaj się ich, bym cię czasem nie napełnił lękiem przed nimi. A oto Ja czynię cię dzisiaj twierdzą warowną, kolumną ze stali i murem spiżowym przeciw całej ziemi, przeciw królom judzkim i ich przywódcom, ich kapłanom i ludowi tej ziemi. Będą walczyć przeciw tobie, ale nie zdołają cię zwyciężyć, gdyż Ja jestem z tobą, mówi Pan, by cię ochraniać”.

Nieodłącznym elementem chrześcijańskiego życia jest przepowiadanie Ewangelii i świadectwo. „Bez Boga człowiek pozostaje biednym, racjonalnym i mówiącym zwierzęciem, pochodzącym z nikąd i idącym gdziekolwiek...”(P. Tutea). Chrześcijanin doskonale rozumie sens swojej misji; egzystencja choćby przeciętna, ale zanurzona w Bogu. Tylko autentyczny świadek ma odwagę wyjścia z wygodnej i beztroskiej przestrzeni na zewnątrz, mówiąc wszystkim: „Królestwo Boże jest pośród was, Bóg jest obecny we wszystkich zdarzeniach świata, ale wy o tym nie wiecie, wy tego nie widzicie. Wzywa ludzi i ogarnia ich w gęstwinie ich sytuacji historycznej. Pokazuje, że Jezus jest współczesny ludziom ze wszystkich epok”(P. Evdokimov). Bóg nie jest kimś, kto przespał nasz dzisiejszy poranek, nasze zmagania, czy dylematy wiary. Stoi naprzeciw i patrzy nam w oczy, tak jak spoglądał na Piotra który wahał się iść po wodzie, postawił krok i zaczął tonąć- ale to nie był moment jego porażki, a jedynie próba. Każdy z nas ma swój dzień wyjścia w przygodę wiary; przepasania bioder, wkroczenia na nowy szlak, bez jakiegokolwiek szemrania i ociągania się. „Wiara jest instynktem działania”- pisał peta Fernando Pessoa. W tym zwariowanym - podekscytowanym duchowym nihilizmem i negacją świecie, tylko szaleniec wiary może przebić się przez mur nieobyczajności i kontestacji religii. „Jestem głęboko wierzącym człowiekiem”- to ogólnik, którym posługują się wszyscy zadufani w sobie, ograniczeni i małej wiary ludzie- zakreślił w swoich notatkach o. A. Jelczaninow- Apostołowie widząc Chrystusa, starając się dotknąć Jego szaty, mówili: „Przymnóż nam wiary !” W Ewangeliach dokładnie określone są przymioty ludzi wierzących: Tym, którzy uwierzą, znaki towarzyszyć będą, w imię moje złe duchy będą wyrzucać..., na chorych ręce kłaść będą, i co odzyskają zdrowie; nic nie możliwego nie będzie dla was... otrzymacie wszystko, o co z wiarą prosić będziecie.” Czy przypominamy tych ludzi- naszą oziębłością, bezradnością i niemocą duchową ?” To pytanie nie może pozostać bez odpowiedzi, musi nami wstrząsnąć, przestawić wektor myślenia, zmotywować do działania.  

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Ps 149

Niech święci cieszą się w chwale,
niech się weselą przy uczcie niebieskiej.
Chwała Boża niech będzie w ich ustach;
to jest chwałą wszystkich Jego świętych.

W kalendarzu liturgicznym Kościoła Rzymskiego, przypada dzisiaj wspomnienie św. Augustyna z Hippony (354- 430). Nie będę nakreślał bujnego i skądinąd niezwykle ciekawego życia tego Ojca Kościoła, odsyłam czytelników do najbardziej poczytnego autobiograficznego dzieła w historii chrześcijaństwa- Wyznań. O Augustynie napisano tak wiele książek i komentarzy do dzieł, że z pewnością prywatna biblioteczka nie byłaby wstanie pomieścić tych woluminów. Imponująca jest nade wszystko mądrość tego człowieka, przenikliwy intelekt i odkrywanie piękna chrześcijaństwa świeżo i intensywnie. Moim uczniom powtarzam, że św. Augustyn był najwybitniejszym myślicielem świata antycznego; już jak młodzieniec pisał dialogi filozoficzne i przyprawiał o zawrót głowy tęgie umysły swego czasu. „Augustyn góruje nad nimi wszystkimi- pisał Robert Wilken- Od czasów Platona i Arystotelesa, wielkich filozofów starożytnej Grecji, przez ponad piętnaście późniejszych stuleci- do czasów Tomasza z Akwinu w okresie dojrzałego średniowiecza nie miał sobie równych. Augustyn wykraczał poza granicę swoich czasów. Bardziej niż jakikolwiek inny wczesnochrześcijański myśliciel opisał całościowo świat z perspektywy chrześcijańskiej. Żył bardzo długo- siedemdziesiąt sześć lat- pozostawił po sobie obfity dorobek. Sięgał myślą głębiej niż ktokolwiek przed nim, a jego żywa inteligencja i płodna wyobraźnia poruszały się po olbrzymim obszarze treści i zagadnień.” Dzieła Augustyna zawsze pozostawały słupem granicznym w historii myśli chrześcijańskiej. Anzelm z Canterbury będzie dumny z tego, że nie mówi niczego, czego by nie powiedział Augustyn. Wielu współczesnych intelektualistów będzie czerpać z kopalni Jego mądrości i obfitymi garściami posługiwać się jego cytatami. Przy ogromnym talencie do erudycji i przelewania słów na pergamin, był nade wszystko człowiekiem głębokiej wiary. „W życiu codziennym,” mówił Augustyn, „nie rozumiem, jak ktoś mógłby nie wierzyć.” Aby zilustrować swoje stwierdzenie, myśliciel posługuje się następującym przykładem wyjętym z życia rodzinnego. Dziecko nie może wiedzieć z absolutną pewnością, kim jest jego ojciec, dopóki nie uwierzy w to, co matka mu powie. Taka informacja nie może być uzyskana w wyniku logicznego myślenia lub oceny dowodu. Jedynym sposobem na pewne poznanie ojca jest „wiara autorytetowi matki.” Tylko matka wie kim jest ojciec, więc dziecko musi polegać na słowie matki, to znaczy uwierzyć jej. Augustyn mówi o autorytecie której jest fundamentalny w przekazie wiary. Nabywanie wiedzy religijnej jest podobne do zdobywania umiejętności i jest zwiane z dyscypliną i podporządkowaniem w miłości. Wiara to Bóg poznany w Jezusie Chrystusie. Wiara przekazywana przez Matkę- to jest Kościół i rodzinę- naturalne środowisko duchowego wzrostu. Matka, która opowiada swemu dziecku o Chrystusie, nie przekazuje tego, co zasłyszane na zasadzie jakiegoś reportażu. Przekazuje treści wiary, o Słowie Życie. Świadkowie zmartwychwstania Chrystusa opowiadali ludziom nie o tym, co zobaczyli, lecz także o tym, co stało się z nimi pod wpływem tego, co widzieli. Mówili o Chrystusie który był w nich, którego pokochali i przyjęli. W Traktacie do Ewangelii św. Jana Augustyn pisał, że ‘posłuszeństwo wierze” umożliwiło zrozumienie. „Przez wiarę kochamy Go, przez wiarę poważamy Boga, przez wiarę przystępujemy do Niego i dołączamy do Jego wspólnoty. Dlatego Bóg wymaga od nas wiary.” Zatem wiara otwiera wszystkie- nawet najbardziej zaryglowane furtki do poznania Boga. „Obym poznał siebie i ciebie.”  Wiara wymaga poznania- to droga rozumu który oświecony łaską, wzniesie się ku poznaniu prawdy. W jednym z licznych kazań Augustyn napisał: „Wierzcie, wierzmy w Chrystusa, jeśli jednocześnie pokładamy w Nim nadzieję i miłujemy Go. Jeśli wierzysz, nie mając nadziei i miłości, wierzysz jedynie, że jest On Chrystusem, lecz nie wierzysz w Chrystusa. Zatem jeśli wierzysz w Chrystusa, przez twą wiarę Chrystus przychodzi do ciebie i w taki czy inny sposób jednoczysz się z nim i stajesz się członkiem jego ciała. Lecz to nie może się stać, jeśli wierze nie towarzyszy nadzieja i miłość.”

sobota, 26 sierpnia 2017


Ga 4,4-7

Bracia: Gdy nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg swojego Syna, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo...

Tyle wspaniałych książek napisano o cnotach Maryi. Opiewano Jej kobiecość, akcentowano walory bezgranicznego oddania i głębię wiary. Czy ktoś napisał o Jej twarzy ? A przecież jak mówił Terrien „Syn Boży uczynił Kościół na obraz swej Matki.” Ikona Czarnej Madonny ma najpiękniejszą twarz matki. Twarz jest wyrazistym traktatem teologicznym- który należy czytać, wzrokiem i sercem. Belting w Historii twarzy, pisał o twarzy jako najbardziej indywidualnej części ciała i elemencie tożsamości człowieka. W Jasnogórskim wizerunku całe pokolenia przyglądały się twarzy Matki; dostrzegając objawienie piękna, czułości, macierzyństwa, spokoju, ufności... Nie zabrakło tam również cienia strapienia i bólu. „Matka Boża to czarna ziemia nasza, i wielka w tym radość człowieka” (F. Dostojewski). Żadna inna ikona nie wyraża lepiej duchowych przeżyć jakie zatrzymują się na twarzy Maryi, wypisanej w kolorze ziemi. Tu zdają się szczególnie wybrzmiewać słowa św. Grzegorza Palamasa: „Chcąc stworzyć obraz piękna absolutnego i okazać jasno aniołom i ludziom moc swojej sztuki, Bóg zaprawdę uczynił Maryję najpiękniejszą. Połączył w Niej piękno, które rozdzielił innym stworzeniom, i uczynił Ją wspólną ozdobą wszystkich bytów widzialnych i niewidzialnych, a raczej połączył w Niej całą doskonałość boską, anielską i ludzką, delikatne piękno, ozdobę dwóch światów...” Dziewica typu Hodegetria, „Ta, która wskazuje drogę”, o „twarzy czarnej jak namioty patriarchów”- piastująca na rękach Zbawiciela świata, ogarniająca spojrzeniem ludzkie historie i troski. Oblicze Matki- oczy ciemne jak węgle, przenikliwe i wypełnione miłością, można w nich dostrzec wieczność. Usta delikatne i wąskie jakby szeptające Ewangelię nadziei adresowaną wprost dla prostaczków i potłuczonych przez życie. Na twarzy dwie blizny- stygmat ludzkiej bezmyślności i niewiary. Maryja uczestniczy w tej liturgii uwielbienia w milczeniu: zachowuje dokładnie w pamięci to, co Jej się wydarzyło, i stara się zrozumieć znaczenie tych wydarzeń. Tego wizerunku nie sposób zapomnieć, utrwala się w zbiorowej pamięci narodu i indywidualnych osób. „Znam na pamięć jasnogórskie rysy..., wiem po ciemku, gdzie twarz Twoja i koral, gdzie Twa rana, Dzieciątko i berło. Ręką farby sukni odgadnę- złote ramy, cyprysowe drewno- lecz dopiero gdzieś za swym obrazem żywa jesteś i milczysz ze mną”- wzdychał poetycko ks. Twardowski. Z twarzy tak wiele możemy powiedzieć o kimś innym- nawet nieznanym, jeszcze nieobarczonym społeczną projekcja stereotypów. Z twarzy Maryi można wyczytać tak wiele, a nade wszystko ciepło matczyne zagarniającego tak silnie wszystkich, którzy znajdą się w promieniu Jej bliskości. Matka każdego z nas, mówiąca przyciszonym głosem, miarowo: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie.”

piątek, 25 sierpnia 2017


Ps 146 

Bóg wiary dochowuje na wieki,
uciśnionym wymierza sprawiedliwość,
chlebem karmi głodnych,
wypuszcza na wolność uwięzionych.

Pan przywraca wzrok ociemniałym,
Pan dźwiga poniżonych.
Pan kocha sprawiedliwych,
Pan strzeże przybyszów.

Psalmista w jakimś urzekającym- wewnętrznie fascynującym uniesieniu serca, opowiada o Bogu zatroskanym o los człowieka. Tylko człowiek doświadczający bezpośrednio i namacalnie Jego obecności, może utkać tak słowny podziw. Trzeba nam twórczo kalkować ten podziw człowieka wiary; otwierać szeroko bramę serca i wytężać spojrzenie poza to, co z gruntu pozorne i banalne. Bóg jest fascynującym towarzyszem na drodze naszego życia- i nie jest to truizm, ale pewnik. On staje w środku naszych wydarzeń- dobrych, spajających nas w poczuciu rozlewającego się bez miary szczęścia oraz tych trudnych potrafiących rozsypać nas na drobne kawałeczki, niczym rozbita tafla szkła. Kiedy zabraknie nam jakichkolwiek argumentów i serce zostanie wypłukane z poczucia sensu- pozostaje jedynie wiara. „Wiara nie jest olśniewającą pewnością; ma swoje ciemne noce, a także wielkie przestrzenie światła” (Y. Chauffin). To świadomość, że nie jestem sam; On wraz ze mną zstępuje w otchłanie i niepewności, rozświetla nieznane szlaki, zasklepia rany miłością, jak będzie trzeba przytuli i włoży na ramiona- to antropomorfizmy, ale tylko one oddają w całym bogatym wachlarzu, unaoczniają wychodzenie Boga ku człowiekowi. „Ze mną byłeś, a ja nie byłem z Tobą”- napisze w szczerym wyznaniu św. Augustyn odkrywając, że nigdy nie był sam w swoim duchowym zmaganiu. Bóg, który się nie potrafi zmęczyć człowiekiem, znudzić nim, czy wzgardzić..., jedynie potrafi dawać miłość w nadmiarze. Nie ma piękniejszego obrazu Boga niż w chrześcijaństwie. „To przejście od sekretu do tajemnicy, od ambiwalencji do krzyża ożywiającego pozwala świadomości duchowej rozszyfrować istnienie rzeczy jako radość i cud”- pisał O. Clement. Chrześcijaństwo jest nieustannym świętem piękna i podniosłej radości; kontemplacją Miłości, wobec której milknie całe stworzenie. Chrześcijaństwo jest religią mówiącą o człowieku jako bycie wolnym i nieustannie otwartym na łaskę. Dlatego Hezychiusz z Synaju- dojrzały w wierze mnich, pozostawia nam subtelną wskazówkę: „Obszary naszego serca zawsze powinno przenikać Imię Jezusa Chrystusa, niczym błyskawica przenikająca sklepienie podczas nadchodzącego deszczu. Wołajmy wytrwale, jak Dawid, mówiąc: „Panie Jezu Chryste !” Niech ochrypnie nam głos, a nasze duchowe oczy niech nie przestaną pokładać nadziei w Panu Bogu naszym.”

czwartek, 24 sierpnia 2017


J 1,45-50

Filip spotkał Natanaela i powiedział do niego: „Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy, Jezusa, syna Józefa, z Nazaretu”. Rzekł do niego Natanael: „Czyż może być co dobrego z Nazaretu?” Odpowiedział mu Filip: „Chodź i zobacz”. Jezus ujrzał, jak Natanael zbliżał się do Niego, i powiedział o nim: „Patrz, to prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu”. Powiedział do Niego Natanael: „Skąd mnie znasz?” Odrzekł mu Jezus: „Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod drzewem figowym”. Odpowiedział Mu Natanael: „Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś królem Izraela!”

Znaleźliśmy Chrystusa ! Przychodzi taki moment w życiu człowieka, że musi się wydobyć na zewnątrz podobne wyznanie, pełne duchowej intensywności i pozbawione jakiejkolwiek wątpliwości która mogłaby zmącić pewność serca. Mam takie nieodparte wrażenie że świat w którym się zręcznie poruszamy wydłuża dystans pomiędzy człowiekiem a Bogiem. Ta ciągła szamotanina, rozkładanie rzeczywistości na części niczym cebulę w niecierpliwym poszukiwaniu świata duchowego. Tak wiele zagrabiających wnętrze spraw i rzeczy próbuje zahamować nasze wędrowanie ku Bogu. „Człowiek może widzieć siebie jako sumę nieudanych, może nie znaleźć zrozumienia, może oddalić się od ludzi, do których tęskni, z którymi pragnąłby dzielić swoje kłopoty i swoją radość, może nie odczuwać bliskości Boga. Przegrywa, ponieważ zaufał odczuciom, własnemu przeżyciu. Zaczyna tracić wiarę w siebie, w ludzi, w Boga. Tymczasem niezależnie od takiego odczuwania może rzeczywiście rosnąć w nas dobro, możemy zyskiwać zaufanie i miłość ludzi, możemy być pełni Boga” (M. Gogacz). Ewangelia nam mówi dzisiaj: „Choć i zobacz.” Nie potrzeba tu rozrywającego intelekt komentarza; wystarczy zmobilizować się do wyjścia. „Jest to potrzeba całego naszego wieku, który zagubił bezpośrednią obecność tego co święte- pisał filozof L. Dupre- i który transcendencję zastąpił transcendowaniem samego siebie...” Nie można zrozumieć samego siebie bez Chrystusa- przekonywało o tym wielu mistyków i teologów naszych czasów. Ostatecznie wiara każdego z nas musi zostać potwierdzona naszym osobistym wyznaniem: wierzę w Ciebie !

środa, 23 sierpnia 2017


Wakacje szybkimi krokami dobiegają już końca. Ciężko jest po urlopowej włóczędze wrócić do codziennych obowiązków. Jak zawsze odwiedziłem ciekawe miejsca- Polska jest naprawdę urokliwa. W tamtym roku zjechaliśmy dziewicze i wielobarwne kulturowo Podlasie. Tym razem były Kaszuby i Trójmiasto. Nawet nawałnice nie przeszkodziły nam w poszukiwaniu ciekawych zakątków i znajdujących się poza marginesem mapy fascynujących perełek sztuki „piękno jest wielorakie”- na peryferiach usytuowane. Frosard pisał o świecie istniejącym poza horyzontem naszej krótkowzroczności: „Istnieje bowiem inny świat. Mówię o nim nie na podstawie hipotezy, wniosku rozumowego albo słyszenia. Mówię o nim z doświadczenia.” Przepraszam moich stałych czytelników za brak systematyczności w umieszczaniu rozważań do Ewangelii. Czasami komputer zamykałem w bagażniku samochodu i przez kilka dni do niego nie zaglądałem. By autentycznie odpocząć trzeba wyłączyć laptopa i komórkę; jaka to higiena dla duszy ! „Oddalam się, odchodzę w górę”- jak mówili anachoreci z pierwszych wieków chrześcijaństwa. Starzec Paisjusz Hagioryta mówił o nieustannym byciu naprzeciw Boga: „W każdym miejscu czuć się trzeba jednakowo: czy to w pociągu, czy w grocie, czy w drodze, Bóg uczynił każdego człowieka jako małą świątynię, którą można zabrać ze sobą wszędzie.” Moja turystyczna włóczęga była jednocześnie swoistymi rekolekcjami w drodze; chwytaniem świeżego powietrza w płuca i drganiami duszy. Powracały te same pytania: o sens życia, powierzonej przez Boga misji, intensywności wiary, żaru miłości- w środku mnie- mikro świątyni. Trochę jak ten rosyjski- ubogi pielgrzym odkrywający Boga w przyrodzie, ludziach, zwierzętach i świętych miejscach, a nade wszystko w ciszy: „Długo wędrowałem po różnych miejscach, a towarzyszyła mi Jezusowa modlitwa, krzepiąc mnie i przynosząc mi pociechę na wszystkich tych drogach, przy wszystkich spotkaniach i zdarzeniach.” Zakończyliśmy naszą wakacyjną drogę kolekcjonowania wrażeń na Świętej Górze Polanowskiej u mojego przyjaciela o. Janusza Jędryszka. Zawsze do Niego zjeżdżam w wakacje; nigdzie indziej jak tam, nie czuję się tak bardzo szczęśliwy. Tam uzyskuję zawsze odpowiedzi na trudne pytania, czuję zapach Nieba; tam w ikonie Maryi Bramy Niebios odnajduję spokój, wewnętrzną radość... Nawet kawa spijana w glinianym pustelniczym kubku smakuje inaczej niż na dole. Lubię te nasze rozmowy o ikonach, duchowości, codziennych troskach..., ubogacają mnie.  Nasze spotkanie splotło się z drobną uroczystością rodziną i poświęceniem ikony Zaśnięcia Matki Bożej, o której od lat marzył o. Janusz. Otrzymał ikonę w prezencie z Ukrainy i mało się nie posiadał z radości. Wróciłem do domu. Za kilka dni rozpocznie się szkoła, a później uczelniane obowiązki. Nowi uczniowie, nowe wyzwania, sytuacje i nieudolne w mozole przekazywanie mądrości. Znajomi nauczyciele- ci bardziej bliscy- przyjacielscy i również tacy nieprzychylni, którym wiecznie za ciasno w szkole i uwierająco. Proza życia... W tym miejscu przypominają mi się słowa Herberta: „więcej dalej, będziemy uprawiali nasz kwadrat ziemi, nasz kwadrat kamienia, z lekką głową z papierosem za uchem i bez kropli nadziei w sercu.”

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Mt 19, 16-22

Pewien człowiek podszedł do Jezusa i zapytał: «Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?» Odpowiedział mu: «Dlaczego Mnie pytasz o dobro? Jeden tylko jest Dobry. A jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowuj przykazania». Zapytał Go: «Które?» Jezus odpowiedział: «Oto te: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, czcij ojca i matkę oraz miłuj swego bliźniego jak siebie samego». Odrzekł Mu młodzieniec: «Przestrzegałem tego wszystkiego, czego mi jeszcze brakuje?» Jezus mu odpowiedział: «Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i daj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!» Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości.

 Ewangeliczna opowieść o bogatym młodzieńcu, poszukującym jakiegoś wyższego ideału życia, zdaje się być mocno nie na rękę dzisiejszym piewcom „szczęśliwego” i opływającego w luksusowe rzeczy życia. Współczesność z tak wielką determinacją i permanentną skutecznością wdrukowuje nam w głowy przekonanie, że aby coś znaczyć trzeba wiele posiadać. Nie masz pieniędzy jesteś nikim; nic nie znaczysz w świecie nieustannego przepływu pieniądza i towaru. „Jeszcze dzisiaj w mentalności wielu ludzi obraz człowieka bogatego kojarzy się instynktownie z obrazem radości- pisał A. Pronzato- Bajkowe pałace, luksusowe hotele, najprzeróżniejsze i najbardziej wytworne przyjemności. I to wszystko nazywa się szczęściem.” Tymczasem jest to tylko chwilowy miraż, parodia szczęścia trwająca dopóki są środki potrzebne na podtrzymywanie tego stanu rzeczy. Żyjemy w zachłannym świecie obrzydliwie bogatych ludzi, ostentacyjnie podbijających pragnienia tych szarych, często ciężko pracujących zwyczajnych ludzi. Różnica między jednymi i drugimi jest tylko w przeżywaniu szczęścia. Tymczasem większość będąca na dole potrafi pomimo braku i niemożliwości ufundowania sobie luksusu przeżywać tego iluzorycznie ufundowanego szczęścia. Często ludzie bogaci są tak bardzo sfrustrowani pomnażaniem swojego bogactwa i pilnowania majętności, że nie potrafią nikogo dopuścić do własnego życia. Stają się zasklepionymi w sobie samotnikami, których życie przerywa nagła śmierć. „Życie zwrócone ku pieniądzom jest śmiercią”(A. Camus). Posiadając tak wiele można zapomnieć czym właściwie jest szczęście ! Młodzieniec który przychodzi do Chrystusa wychodzi ze środowiska posiadaczy; ewenementem jest to, że ów chłopak marzy o czymś więcej. Jest tak bardzo nieszczęśliwy, ponieważ nic nie może zaspokoić go do końca- nasycić jego serca. „Bóg nie potępia bogactwa ale tych, którzy w bogactwach pokładają swoje serce” (św. Albert Wielki). Ten kto potrafi zrezygnować z wygodnego i beztroskiego życia, potrafi być w pełni przyjacielem Jezusa i „biednym bratem wszystkich”. Młodzieniec nie był wstanie udźwignąć wezwania Chrystusa do porzucenia wygodnego i poukładanego świata. Odszedł zrezygnowany i smutny... Ten świat o nowych horyzontach, bycia ubogim, który nakreślił mu Mistrz, przerósł jego możliwości. Myślę, że wielu chrześcijan jest dzisiaj wezwanych do rewizji własnego stosunku do posiadanych rzeczy. Być może potrzeba duchowego ubóstwa- jak mówiono na Wschodzie christopodrażatielnoje, czyli naśladowania Chrystusa ubogiego. Rzeczywistość ludzka oszalała o pokusy posiadania i konsumowania. Niech mądrym przesłaniem będą dla nas słowa św. Augustyna: „Dobra tymczasowe satysfakcjonują jedynie tych, którzy nigdy nie zaznali nawet pragnienia dóbr wiecznych.”

 

niedziela, 20 sierpnia 2017

Mt 15, 21-28

Jezus podążył w okolice Tyru i Sydonu. A oto kobieta kananejska, wyszedłszy z tamtych stron, wołała: «Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko nękana przez złego ducha». Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem. Na to podeszli Jego uczniowie i prosili Go: «Odpraw ją, bo krzyczy za nami». Lecz On odpowiedział: «Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela». A ona przyszła, padła Mu do nóg i prosiła: «Panie, dopomóż mi». On jednak odparł: «Niedobrze jest zabierać chleb dzieciom, a rzucać szczeniętom». A ona odrzekła: «Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą okruchy, które spadają ze stołu ich panów». Wtedy Jezus jej odpowiedział: «O niewiasto, wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak pragniesz!» Od tej chwili jej córka była zdrowa.

„O niewiasto, wielka jest twoja wiara.” Nasycone pochwalnym tonem słowa Chrystusa wskazują nam na osobisty akt wiary. Wiara to bycie naprzeciw Boga z własną nędzą, niedostatkiem, egzystencjalnym bólem. „Ulituj się nade mną Panie.” To wołanie, a właściwie krzyk przejdzie do pokutnego wymiaru liturgii. Wiara to odwaga przedarcia się przez tłum i przyniesienia własnego ciężko chorego dziecka w objęcia Kogoś kto może wszystko. To ryzyko narażenia się na śmieszność, niezrozumienie i sprzeciw. „Czym jest człowiek- pytał teolog Balthasar- Żebrakiem przed bramą wieczności.” Kobieta kananejska żebrała o życie dziecka, o własne „szczenię” które również zasługuje na okruchy miłości. Wiara zatem jawi się jako przekroczenie wszystkiemu, bezgraniczne zaufanie połączone z odrobiną szaleństwa i spontaniczności. Kobieta z Ewangelii jest gotowa na wszystko, byle tylko uratować własne dziecko. Doskonale zdaje sobie sprawę że traci najważniejszą cząstkę własnego życia, tylko wiara podtrzymuje ją w istnieniu. Upada przed Nim na kolana. Czasownik upaść w języku greckim oznacza „zachowywać się jak pies, który kładzie się na ziemię.” To postawa całkowitego uniżenia... Przyznaje że jest grzeszniczką, lecz nie błaga o miłosierdzie dla siebie. „Bóg wymaga od człowieka nie tylko pokory, ale i odwagi” (M. Bierdiajew). Jezus nie pozostaje obojętny na wołanie jej udręczonej duszy, „chleb miłosierdzia” zostaje udzielony tej która prawdziwie wierzy.

wtorek, 15 sierpnia 2017


Ps 45, 14-15

Córa królewska wchodzi pełna chwały,
odziana w złotogłów.
W szacie wzorzystej prowadzą ją do króla,
za nią prowadzą do ciebie dziewice, jej druhny.

W wigilię uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny nawiedziłem monaster sióstr Betlejemitek w Grabowcu. Trwały przygotowania do liturgii. Siostry zręcznie i z wielką pieczołowitością dekorowały świątynię świeżymi gałązkami drzew i kwiatów. Wszystko miało opowiadać o pięknie, tak jak piękna była Maryja przed którą Niebo uchyliło swoje wrota. Na pulpicie obok paschału umieszczono ikonę Zaśnięcia Bogurodzicy, to nie tylko ilustracja święta, ale nade wszystko spajający przestrzeń, czas i wspólnotę kolorowy teologiczny komentarz- umożliwiający głębsze przeżycie Misterium. Liturgia i ikona czynią przestrzeń napełnioną Bogiem. „Ponieważ Kościół jest dla ludzi, więc i on potrzebuje obrzędów..., obrzęd pobudza do życia” (Ch. Delhez). Przedstawienie sceny Zaśnięcia Maryi Panny, stanowi w tradycji wschodniej ostatnią uroczystość w rytmie roku liturgicznego. Wydarzenie to celebrowane w liturgii i przeniesione w artystycznej wizji na ikonografię sięga starożytności chrześcijańskiej. Jest to wydarzenie na które splata się wiele przekazów i tradycji naznaczonej zmysłem pierwotnego Kościoła  ukazując życie  Tej, której łono stało się świątynią dla Przedwiecznego. Niewiasta która została napełniona łaską Ducha Świętego i przebóstwiona w swoim człowieczeństwie. Jak powie teolog bizantyjski Mikołaj Kabasilas: "Ona okryła sobą całe ludzkie zepsucie i uczyniła ludzi godnymi tego, żeby z Nimi był Bóg, i uczyniła ziemię miejscem godnym przebywania Zbawiciela [....] Dlatego ze wszystkich ludzi od początku świata, Ona jedyna zamieszkiwała Święte Świętych, jako wstępna i oczyszczająca ofiara, złożona za cały rodzaj ludzki, przed następstwem wielkiej  Ofiary Chrystusa, i to zaprawdę za nas do Świętego Świętych wstąpił Jezus, Błogosławiona zaś przed Zbawicielem wszędłwszy najbardziej wewnętrznego pomieszczenia za zasłoną, sama siebie ofiarowała Ojcu. On umierając na krzyżu  pojednał w sposób doskonały Ojca z ludźmi; Błogosławiona zaś Dziewica ofiarowawszy siebie Bogu, tak uczestniczyła w dziele pojednania, że stała się orędowniczką ludzi i współuczyniła Orędownika, Pana naszego Jezusa Chrystusa, Brata ludzi, dla których miał On przyjść, tak że On uznaje ich za równych sobie krewnych..." Ikona Zaśnięcia jest złożona z dwóch teologicznych planów. Na ikonie widzimy bowiem Maryję leżącą na łożu, obok niej postacie Apostołów, aniołów którzy zstępują z uchylonego nad Nią nieba. Widzimy w centrum przychodzącego Chrystusa, to Kyrios w majestacie chwały, biją od Niego energie które są wyrazem boskości i nieśmiertelności. Wejdźmy trochę w szczegóły ikony: Maryja leży na łożu śmierci, ubrana jest maphorion i ma zamknięte oczy, nad Nią stoi Chrystus Ten, który jest Życiem, bierze w dłonie duszę Tej, która spoczęła bez życia, oczekując ręki  która Ją podniesie. Widzimy tu odwołanie do wielu ikon Maryjnych, takie odwrócenie sytuacji. Na ikonach Maryja trzyma Emmanuela jest dla Niego tronem, daje światu Bogaczłowieka aby każdy mógł wziąć Go do swojego życia. Tutaj Owoc Jej łona wyciąga po Nią swoje święte dłonie, Theotokos wybrane naczynie Wcielenia spoczywa jak noworodek niesiona przez Syna. To symbol nowych narodzin, wywyższenia do Nieba, przyjęcia do Królestwa Miłości i Pokoju. Dusza Theotokos jest przedstawiana w dwóch formach. Pierwszy raz w ramionach Zmartwychwstałego, który stoi przy Jej wezgłowiu . Następnie może być przedstawiona jako niesiona przez aniołów ku górze. Wysławia cudownie to wydarzenie przejścia liturgia Oficjum Zaśnięcia Matki Bożej: "W sławnym Twym zaśnięciu radują się niebiosa i weselą się anielskie zastępy, cała ziemia weseli się, głosząc Tobie pieśń pożegnalną, Matko Władcy wszystkich, nie znająca męża  najświętsza Dziewico, która wybawiłaś  ludzki rodzaj pradawnego osądzenia. Od krańców ziemi zbiegli się najlepsi z apostołów, na polecenie Pana, aby pogrzebać Ciebie, i widząc Ciebie zabraną z ziemi na wysokości, powtarzając radośnie słowa Gabriela: Raduj się Nosicielko Bóstwa, raduj się Jedyna, która połączyłaś w Twym   zrodzeniu   ziemię i niebo ! Ty, która zrodziłaś Życie, do życia przeszłaś przez swoje czcigodne zaśnięcie, Nieśmiertelna. Otaczają Cię zastępy aniołów, Potęg i Mocy, apostołowie i prorocy, i całe stworzenie, Twój niezniszczalnymi rękami przyjmuje Twoją nieskalaną duszę, Dziewicza Matko, Boża Niewiasto." Święty Jan Damasceński napisze w swojej homilii: "Wprowadził Cię Król do mieszkania swego, otaczają Cię moce, błogosławią Księstwa, wysławiają Trony, cieszą się Cherubini, chwalą Serafini, Ciebie w prawdziwej ekonomii będącą według natury Matką ich Pana.” Ikona świadczy o dwóch faktach. Po pierwsze dusza Matki Bożej nie zstąpiła do Otchłani. Po drugie Jej ciało nie zostało podległe zniszczeniu. Liturgia tego dnia oddaje chwałę ciału, Maryi, wezwanemu jak wszyscy ludzie do przemienienia i przemienionej tego samego dnia".  Tu warto usłyszeć na nowo słowa Mistrza które rozbrzmiewają z jeszcze większą siłą- proklamują nadzieję unoszącą ponad objęcia śmierci: "Ja Jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze mnie." (J 14,6-7).






 

sobota, 12 sierpnia 2017


 Mt 14, 22-33

Gdy tłum został nasycony, zaraz Jezus przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była już o wiele stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się, myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli. Jezus zaraz przemówił do nich: «Odwagi! To Ja jestem, nie bójcie się!» Na to odezwał się Piotr: «Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!» A On rzekł: «Przyjdź!» Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, podszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: «Panie, ratuj mnie!»

Chrystus po nakarmieniu tłumów rozmnożonymi cudownie chlebami i rybami, przynagla apostołów do pozostawienia kłębiących się rzesz ludzi i udania się na drugi brzeg jeziora. Apostołowie pewnie byli zadowoleni z siebie, widzieli dobre owoce swojej działalności. Teraz muszą pozostawić za sobą poklask tłumów, miłe spojrzenia, garście dobrych słów... Pod wieczór wsiadają do łodzi nie przewidując że może zmienić się aura i będą w poważnym niebezpieczeństwie. Wielu z nich jest oswojonych z łodziami, wodą i kaprysami pogody. Ale nawet wytrawnych i zaprawionych w licznych połowach rybaków, coś może jednak zaskoczyć; tak się stało tej nocy. Wody zaczynają przelewać się przez burtę wątłej i nadwyrężonej przez ząb czasu łodzi. Opuszcza ich entuzjazm i pojawia się na twarzach przerażenie. Spostrzegają się, że są sami i zdani tylko na siebie. Ich przerażenie potęguje widok kroczącej ku nim postaci. Myślą, że to zjawa wytworzona przez poruszony strachem umysł. Naglę słyszą słowa: „odwagi ! Ja jestem, nie bójcie się !” Piotr zdobywa się jako jedyny aby wyjść z łodzi i próbować przejść po wodzie. To istne szaleństwo. Reszta bije się z myślami i przyodziewa się w kostium lęku. Piotr idzie, ale po chwili spuszcza wzrok z Jezusa i zaczyna tonąć. Jezus chwyta go za dłoń. Po chwili burza zostaje uciszona i nastaje spokój. Zapewne odebrało mowę przemoczonym do szpiku kości uczniom. „Piotr jest figurą Kościoła- twierdził św. Augustyn pochylając się nad tym fragmentem Ewangelii- Imię Piotr nadał mu Pan i miało ono znaczenie symboliczne, wyobrażało Kościół. W istocie skałą był Chrystus, Piotr przedstawiał lud chrześcijański. Popatrzcie na tego wielkiego Apostoła, jakim był Piotr, który był wtedy symboliczną zapowiedzią nas: raz jest ufny, raz chwiejny. Konieczne zatem było, aby w jednym apostole czyli Piotrze, ukazany był Kościół, został ukazany jeden i drugi rodzaj wiernych, to znaczy silni i słabi, gdyż Kościół nie może istnieć bez jednych ani bez drugich.”  W ten sposób Kościół staje się żywym paradoksem; pozostaje samotnie na górze zanurzając się w modlitwie, a niekiedy żegluje wśród wzburzonych fal- przeciwieństw, prześladowań. Jednocześnie ten słaby i kruchy „okręt” jest „opoką” w którą na próżno biją fale chcąc ją roztrzaskać.

niedziela, 6 sierpnia 2017

Mt 17,1-9

Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego, Jana, zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich: Twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło...

Wydarzenie przemienienia Chrystusa na Taborze niesie ogromny ładunek duchowych treści. Kontakion Święta w streszcza duchową głębię: „Na górze Przemieniłeś się, na ile mogli pojąć uczniowie chwałę Twoją i chwałę Twoją, Chryste oglądali, by gdy mieli ujrzeć Cię krzyżowanym, mękę mogli pojąć dobrowolną i całemu światu głosić potem, że Ty jesteś prawdziwym Chrystusem, Światłością Ojca.” Za teologiczną wrażliwością podąża również sztuka próbująca uczynić to wydarzenie bliższym. „Scena ta ma w sobie jakąś dziwną i niesamowitą wielkość. Wszyscy artyści na przestrzeni wieków czerpiący z niej natchnienie- czy będzie to florencki Fra Angelico, czy bizantyjski twórca mozaik z Dafni, czy romański rzeźbiarz La Charite- sur- Loire, czy miniaturzysta królowej Ingeborgi- podkreślają zawsze przerażone osłupienie i niezwykłe zmieszanie tych trzech nieszczęsnych ludzi, którzy wyrwani ze snu widzą nagle, że stoją w obecności Boga” (D. Rops). Tak skonstruowany duchowy obraz, widziany oczami i wyobraźnią późniejszych pokoleń, stanowi próbę przybliżenia się do tajemnicy, która całkowicie nas przekracza. Lęk i zdumienie, którego konsekwencją jest nasycająca serca uczniów radość- widzieliśmy Pana, który się objawił w całej pełni- Teofania. Doświadczenie prostych apostołów jest czymś w rodzaju epignozy- charyzmatycznej wiedzy uzyskanej przez boskie oświecenie (illuminatio). Ponadracjonalna i pozapojęciowa intuicja uzyskana na drodze mistycznego doświadczenia bliskości Boga. Po raz pierwszy w historii zbawienia, Bóg stał się tak niewiarygodnie bliskim i uchwytnym ludzkim oczom. „Jeśli widzieć światłość oznacza być w światłości i uczestniczyć w Jego blasku, który ożywia”- napisze św. Ireneusz z Lyonu. Bóg jest światłością i daje siebie poznać poprzez emanującą z Jego boskiego ciała- światłość. A chrześcijanie skąpani w tym cudzie prześwietlającego wszystko daru, stają się dziećmi światłości- teomorficzność- uformowanie człowieka na „podobieństwo” Boga, zgodnie z patrystyczną zasadą: „Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek stał się bogiem dzięki łasce”. Ta ekstatyczna chwila zanurzenia w boskiej światłości, przez całe wieki chrześcijaństwa- stanie się udziałem wielu świętych. Symeon Nowy Teolog, próbował w nieporadnych słowach dotknąć tej tajemnicy, kiedy pewnej nocy zalał go Boży blask. Kiedy odkrył, ze w światłości jest Chrystus, powiedział: „Zatem po raz pierwszy uznałeś mnie, marnotrawnego, za godnego, by słuchać Twojego głosu”. Wiele wieków później, podobne doświadczenie światłości stało się udziałem rosyjskiego starca- był nim św. Serafin Sarowski. Pewnego dnia Serafin wyjawił jednemu z przyjaciół, że w nim, w jego ciele, zamieszkuje dar Ducha Świętego. Motowiłow, bo tak nazywał się człowiek rozmawiający ze świętym ojcem, dowiedział się, że celem życia chrześcijańskiego jest zdobywanie Ducha Świętego. „Ale co to znaczy ?”- nalegał Motowiłow. „Popatrz na mnie”- odparł mu po prostu Serafin. Wtedy Motowiłow ujrzał stojącego w lesie na śniegu małego człowieka; jego twarz jaśniała jak słońce. Chrystus, nie tylko objawił się tylko tym trzem uprzywilejowanym uczniom- objawia się i będzie objawił tym, w których odkryje otwarte oczy serca i pokorę przyjęcia daru łaski. „My wszyscy z odsłoniętą twarzą wpatrujemy się w jasność Pańską…, upodobniamy się do Jego obrazu”. Potrzebne jest nam takie osobiste dotknięcie faktu, który miał miejsce na górze Tabor. Ono przywraca duchową równowagę i odnawia wiarę w to, co nadprzyrodzone i metalogiczne. Papież Leon Wielki komentując tę scenę, napisał coś szalenie ważnego również dla nas współczesnych uczniów. Wspomniał, że celem przemienienia było wyrwanie z duszy uczniów „zgorszenia krzyża”. Kiedy zderzymy się z krzyżem- spadającym na nas w postaci niezrozumienia, choroby, lęku przed śmiercią…, to wtedy przypomnijmy sobie przemienione oblicze Pana. Ten obraz jest niczym innym, jak zapowiedzią naszego zmartwychwstania i radości uczestnictwa w Światłości nieznającej zachodu- metamorfoza świata i ludzkości. „W dzień Zmartwychwstania chwała Ducha Świętego wychodzi z wnętrza, pokrywając ciała świętych- to chwała, którą posiadali wcześniej, ale skrytą w tych duszach. To, czym człowiek dysponuje teraz, ujawni się wówczas zewnętrznie w ciele.” Teraz pozostaje nam wypatrywać i nasłuchiwać kroków Pana. Zobaczymy Go z daleka odzianego w szatę światłości i niewiarygodnie pięknego. Język nam się będzie plątał jak Piotrowi, ale serce będzie opowiadało o człowieczej tęsknocie i miłości. „Dobrze, że tu jesteśmy !”

sobota, 5 sierpnia 2017

Ps 67  

Niech Bóg się zmiłuje nad nami i nam błogosławi;
niech nam ukaże pogodne oblicze.
Aby na ziemi znano Jego drogę,
Jego zbawienie wśród wszystkich narodów.

W przeddzień święta Przemienienia Pańskiego słyszymy żarliwe wołanie Psalmisty o to, aby nieuchwytny dla ludzkiego spojrzenia Bóg zechciał ukazać pełne piękna i blasku oblicze. Wcielenie Bożego Syna i wejście w ludzką historię zdaje się być spełnieniem tego pragnienia. „Światłość ze Światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego, zrodzony, a nie stworzony, współistotny Ojcu, przez którego wszystko się stało...” W wypowiadanym w czasie każdej liturgii Credo, wyraża się wiara Kościoła wobec Tego, który zechciał zerwać zasłonę niepoznawalności i stać się bliskim człowiekowi. Wyznanie wiary nie tylko potwierdza bóstwo Chrystusa, stanowiąc syntezę nowotestamenatlnego przepowiadania, ale nad wszystko prawdę o Bogoczłowieku stającym vis a vis ludzkości nieustannie poszukującej Boga. Wyrażają to słowa ks. Pasierba: „Teraz wiem że musisz być przeraźliwie doskonały wieczny i nieśmiertelny, nierozpoczęty, nieskończony, zbawiający bo umiejący słuchać skoro nie lękałeś się umrzeć z miłości...” Piękno wcielone, przemienione, oszpecone w ramionach śmierci i zmartwychwstałe- Chrystus bliżej człowieka, niż człowiek sam siebie. „Na górze przemieniłeś się, Chryste, i jak mogli pojąć uczniowie chwałę Twoją, która widzieli, aby, gdy zobaczą Cię krzyżowanym, zrozumieli dobrowolną mękę i głosili światu, że Ty zaprawdę jesteś jasnością Ojca.” Każde świadome przeżycie istnienia staje się spojrzeniem skierowanym ku Niemu, myślą o Nim; pragnieniem bliskości. Balthasar pisał, że „kontemplacja rozpoczyna się wtedy, gdy w otchłani tajemnicy zabłyśnie światło, które oświeca wierzącego i ukazuje mu głębię tajemnicy. Nie ogarnia nas wtedy zwątpienie, ani nie naruszamy granic nietykalnych sformułowań dogmatycznych, nie chcemy ich też uczynić bardziej elastycznymi, ale przeżywamy wstrząs, poruszający nas do głębi naszego bytu.” Okazuje się że wiara z łatwością może oglądać to co boskie w tym co materialne i ograniczone. „Filipie- mówił Chrystus- kto mnie widzi, widzi Ojca.” Widzieć Go oczyma wiary, widzieć prawdziwie i bez lęku. Są to nasze oczy- organ niezwykle subtelny, które stały się wewnętrznie widzącymi dzięki uzdalniającemu nas Duchowi Świętemu. „Bóg teraz pragnie być dla grzeszników widzialnym- powie św. Symeon Nowy Teolog- Do tych, którzy widzą przybywa jak światło pośród światła. W świetlistym blasku wszyscy Go postrzegają. Patrzący bowiem widzą w świetle Ducha Świętego. A kto ujrzał Ducha, widzi również Syna. A kto Syna ujrzał, i Ojca dostrzega.”

 

środa, 2 sierpnia 2017


Wj 34, 29-35

Gdy Mojżesz zstępował z góry Synaj z dwiema tablicami Świadectwa w ręku, nie wiedział, że skóra na jego twarzy promieniała na skutek rozmowy z Panem. Gdy Aaron i Izraelici zobaczyli Mojżesza z dala i ujrzeli, że skóra na jego twarzy promienieje, bali się zbliżyć do niego. A gdy Mojżesz ich przywołał, Aaron i wszyscy przywódcy zgromadzenia przyszli do niego, i Mojżesz rozmawiał z nimi. Potem przyszli także Izraelici, a on nakazał im wszystko, co Pan mu powiedział na górze Synaj. Gdy Mojżesz zakończył z nimi rozmowę, nałożył zasłonę na twarz. Ilekroć Mojżesz wchodził przed oblicze Pana na rozmowę z Nim, zdejmował zasłonę aż do wyjścia. Gdy zaś wychodził, mówił Izraelitom to, co mu Pan rozkazał. I wtedy to Izraelici mogli widzieć twarz Mojżesza, że promienieje skóra na twarzy Mojżesza. A Mojżesz znów nakładał zasłonę na twarz, póki nie wszedł na rozmowę z Panem.

W fundamentalnym dziele Włodzimierza Łosskiego Teologia mistyczna Kościoła Wschodniego, znajdujemy obszerny rozdział zatytułowany Boskie Światło. Już na samym wstępie autor snuje następującą refleksję: „Zjednoczenie z Bogiem jest tajemnicą, która dokonuje się w osobach ludzkich.” Pierwszym akordem jest tajemnica spotkania- czyli wejścia w światłość; od razu mamy skojarzenie z dzisiejszym biblijnym opisem dialogu Boga z Mojżeszem (Jego twarz spowita intensywnością światła). Autor wspomnianego dzieła nadaje przebóstwieniu szczególne znaczenie i próbuje je opisać: „Zjednoczenie do którego zostaliśmy powołani, nie jest ani hipostatyczne jak w przypadku ludzkiej natury Chrystusa, ani substancjalne jak w przypadku trzech Osób Boskich: jest to zjednoczenie z Bogiem w Jego energiach albo zjednoczenie przez łaskę, które pozwala uczestniczyć w naturze Boskiej, bez przemiany naszej istoty w istotę Boską.” Mówiąc innymi słowy theosis oznacza spotkanie. Przebóstwienie jest wewnętrznym spotkaniem człowieka z Bogiem, w którym człowiek- niczym naczynie, zostaje napełniony Bożą obecnością. „Oblicze Chrystusa jaśnieje dla duszy chrześcijańskiej i wskazuje jej drogę życia- pisał S. Bułgakow- W chrześcijaństwie nie może być innej drogi, innego ideału życia, jak tylko stać się podobnymi Chrystusowi, „aż Chrystus w was się ukształtuje.” Przebóstwienie to nade wszystko partycypowanie w życiu Trójcy Świętej. „Chrystus przyjmuje świat i przemienia go w soma pneumatikon, „ciało duchowe”, swoją materię... „W Kościele człowiek wezwany jest do tego, by zrozumieć czym jest i czym być powinien, uczestnicząc w komunii trynitarnej... Stawać się tym, czym sakramentalnie człowiek jest w Chrystusie, pod wpływem płomieni Ducha Świętego”- pisał O. Clement. To przemienienie świata dokonuje się przez Chrystusa i w Chrystusie, matowość i nieprzejrzystość świata na skutek grzesznej kondycji ludzkiej, zostaje na nowo otwarta na przyjęcie Ducha Świętego i wejście w sposób odnowiony w wydarzenie eschatologiczne. Dlatego uczestnictwo w wiecznym życiu oznacza dla chrześcijan wschodnich przebóstwieniem. Święty Atanazy oraz inni pisarze starożytnego Kościoła interpretowali w tym pryzmacie opis przeobrażenia z 2 Listu św. Piotra Apostoła o „staniu się uczestnikami Bożej natury.” Ten podniosły i optymistyczny obraz udzielonej łaski jako uczestnictwa w naturze Boga, który stał u podstaw ukształtowania się koncepcji ostatecznego szczęścia odkupionych mogących wiedzieć Boga „twarzą w twarz.” Finał tej teologicznej parenezy jest niezwykle optymistyczny, przejmujący, wsparty na nadziei. Marzę, że ten happy end tak właśnie będzie wyglądał. Oddaję ostanie słowo rosyjskiemu filozofowi Bierdiajewowi: „Epoka końca jest nie tylko epoką zniszczenia, ale także Bogoczłowieczą epoką tworzenia nowego życia i nowego świata. Kościół Nowego Testamentu był symbolicznym obrazem wiecznego Królestwa Ducha... Kiedy zbliżymy się do wiecznego królestwa Ducha, wtedy dręczące antynomie życie zostaną przezwyciężone, a cierpienia, które nasilą się pod koniec, przejdą swoje przeciwieństwo, w radość; dokona się to nie tylko dla przyszłości, ale także dla przeszłości, czas zostanie odnaleziony i wszyscy żyjący będą uczestniczyć w końcu eonu.”

wtorek, 1 sierpnia 2017

Wj 33, 7-11; 34, 5-9. 28

Mojżesz wziął namiot i rozbił go za obozem, i nazwał go Namiotem Spotkania. A ktokolwiek chciał się zwrócić do Pana, szedł do Namiotu Spotkania, który był poza obozem. Ile zaś razy Mojżesz szedł do namiotu, cały lud stawał u wejścia do swych namiotów i patrzał na Mojżesza, aż wszedł do namiotu. Ile zaś razy Mojżesz wszedł do namiotu, zstępował słup obłoku i stawał u wejścia do namiotu, i wtedy Pan rozmawiał z Mojżeszem. Cały lud widział, że słup obłoku stawał u wejścia do namiotu. Cały lud stawał i każdy oddawał pokłon u wejścia do swego namiotu. A Pan rozmawiał z Mojżeszem twarzą w twarz, jak się rozmawia z przyjacielem... A Pan zstąpił w obłoku, i Mojżesz zatrzymał się koło Niego, i wypowiedział imię Jahwe.

Życie duchowe rodzi się w obszarze serca, dialogu i poznania krok po kroku. Trzeba przy tym ogromnej pokory, otwartości i spontaniczności, niczym małe- gotowe na ryzyko dziecko. Droga kontemplatywna którą przechodzi Mojżesz, a której błogosławionym momentem jest przebywanie w Bogiem w Namiocie Spotkania staje się drogą każdego człowieka wiary. Komentuje to w jednej z homilii dla nas św. Grzegorz z Nyssy. „Wizja Boga, jakiej doświadcza Mojżesz, zaczyna się od światła; następnie Bóg przemawiał do niego w obłoku. Kiedy jednakże Mojżesz wznosi się wyżej i staje się doskonalszy, ogląda Boga w ciemności. Nauka płynąca stąd dla nas jest następująca. Nasze początkowe odejście od fałszywych i błędnych idei o Bogu jest przejście z ciemności w światło. Z kolei przychodzi dokładniejsza świadomość rzeczy ukrytych i dzięki niej dusza prowadzona jest przez zjawiska zmysłowe do światła rzeczy niewidzialnych. Świadomość ta zaś jest rodzajem obłoku, który zaciemnia wszystko, co ukazuje się wzrokowi i powoli prowadzi duszę ku temu, co ukryte i przyzwyczaja ją patrzeć w tę stronę.” W tej przestrzeni irracjonalnego zdumienia i bliskości, Bóg zwraca oblicze ku człowiekowi, mówiąc: „Jestem, Który Jestem.” W tym imieniu zawiera się pedagogia bliskości i usunięcie zasłony niepoznawalności. „Objawienie oznacza uchylenie zasłony, ale Wcielenie jeszcze bardziej zasłania oblicze Boga” (B. Pascal). Z tej autoprezentacji Boga i zachwytu Mojżesza rodzi się teognozja, czyli teologia mistyczna opowiadająca o etapach drogi zjednoczenia z Bogiem. „Boskie „Ja” przemówiło do człowieczego „ty.” To On jest inicjatorem spotkania, rozmowy, otwarcia wzroku duszy. Ewagriusz z Pontu powie: „Kto trwa na modlitwie zostaje obleczony w ponadpostaciową światłość, jest miejscem przebywania Boga.” W chrześcijaństwie miejscem teofanicznym jest serce człowieka i przestrzeń jaką jest Kościół. Ojcowie Kościoła wyrażą to w następujący sposób: „Człowiek jest mistycznym Kościołem. Przez nawę swego ciała wyjawia on swoje możliwości twórcze; przez prezbiterium duszy ofiarowuje Bogu duchową istotę rzeczy..., przez ołtarz ducha przywołuje w swe serce Słowa Bożego ciszę, będącą pełnym mocy głosem przekraczającym wszelkie poznanie. W Kościele człowiek jednoczy się z Bóstwem w tej mierze, w jakiej jest to dostępne człowiekowi i otrzymuje pieczęć oślepiającej jasności.” Przemierzając zawiłe ścieżki poszukiwania Boga człowiek zostaje przez Niego zauważony i zaproszony do wejścia w relację miłości. Miłość tak rozumiana rodzi wzajemność. Miłość to potwierdzenie „Jestem”- wiecznej pamięci i afirmacji Kochającego. Posiłkując się słowami św. Pawła życie Boga staje się naszym życiem, a odpowiedzią na ten stan jest pełne wiary wyznanie „już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus.”