środa, 31 lipca 2019


Zaprawdę powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego (Łk 18, 17).

W czasach Chrystusa dzieci były niedostrzeżone, nieobecne, pomijane i na marginesie świata dorosłych. Nie cieszyły się one specjalnymi przywilejami. Były przyjmowane jako Boże błogosławieństwo dla rodziny ( w kulturze żydowskiej), ale w innych społecznościach były narażone na liczne niebezpieczeństwa, a nawet utratę życia. Współcześnie dziecko jest oczkiem w głowie rodziców- stoi w centrum- dostrzegane przez innych członków rodziny, zaczepiane przez przypadkowe osoby na ulicy. Dziecko wzbudza radość, rozprasza niepokoje, przywraca równowagę ducha. Ten mały człowiek jest symbolem spontaniczności, naturalności, prostoty, braku komplikacji; jego zachowania i sposób postrzegania rzeczywistości nie podlega żadnym schematom, czy wyrachowaniu. On potrafi się bawić z Bogiem w chowanego, a dorośli stali się śmiertelnie poważni i ciągle niezadowoleni z siebie. Tak rozumiana szczerość postępowania- okraszona naturalną radością istnienia- staje się koniecznym warunkiem wejścia do Królestwa Bożego. Dziecko niesie w sobie niczym niezmącony obraz Boga; pełen szczerej tkliwości, namacalności. Jego duże oczy- jak u świętych na ikonach- widzą świat w absolutnej harmonii. Wyciąga dłonie i podejmuje dialog w taki sposób, który nas dorosłych w wierze może zawstydzić. Nawet jeśli się złości, jest w tym „gniewie” szczery odruch zakomunikowania czego naprawdę ważnego. Znam wielu chrześcijan którzy przestali się uśmiechać; zatracili w sobie radość dziecka. Bóg przez dzieci przypomina nam, że nie jest śmiertelnie poważny. Śmieje się śmiechem pokoju, pewności i pogody. Śmiechem który unosi się ponad mrokami ludzkiej ciemności, okrutnych historii, niepokojów i zamętu. „Głównym dowodem istnienia Boga jest dla mnie radość, jaką odczuwam na samą myśl o jego istnieniu”(Rene Le Senne). Przyglądam się mojemu rocznemu synkowi jak zmienia się jego perspektywa widzenia rzeczywistości, jak w czasie modlitwy reaguje radosnymi odruchami serca. Potrafi we wszystkim widzieć miłość, a każda sytuacja jest dla niego świętem spotkania. „Dostąpi zbawienia ten, kto zbawia innych”(W. Sołowjow). Jest w nim przejrzystość Boga. Kiedy raczkuje i podnosi głowę do góry z cudownym uśmiechem, to wiem- że wszystko jest cudem. Człowiek jest cudem wychylonym ku wieczności ! W tej małej istocie objawia się obecność Boga transcendentnego, który działa i promieniuje. Patrząc na niego czuję się autentycznie szczęśliwym- wyjątkowym. Czuję się dzieckiem tęskniącym z przytuleniem Ojca. Bóg pragnie jedynie w człowieku odnaleźć piękne dziecko- uległe, otwarte, zdolne do wejścia w relację miłości, o pięknych oczach które widzą już kontury Raju.

niedziela, 28 lipca 2019


Nie każdy, który mówi Mi: „Panie, Panie !,”wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie (Mt 7, 21).

Wielu chrześcijańskich myślicieli przez wieki pragnęło- radykalnie przyjąć słowa Chrystusa, albo złagodzić ton tej wypowiedzi. Myślę, że autentycznie przeżywane chrześcijaństwo jest naprawdę trudne i wymaga wielkiego duchowego wysiłku. Być człowiekiem Ewangelii, błogosławieństw, człowiekiem napełnionym Duchem i nowym stworzeniem, które przeszło wraz z Chrystusem przez Paschę- jest niezwykle radykalne. Często Ewangelia wzbudza w nas podziw, oczarowanie, piękno i szlachetną pełną prostoty moralnością na pierwszy rzut oka oczarowuje. Jednak pomiędzy jej wierszami jest cały szereg wymagań, nieustannie wypowiadane ludzkie „tak.” Wypływanie codzienne na głębię wymaga determinacji i miłości. Aby odpowiadać na pytania świata, nie wystarczy być jedynie ochrzczonym i elementarnie wyedukowanym religijnie. Wielu chrześcijan wmieszało się w tłum gapiów i stali się niewidoczni, miałcy i lekkostrawni. W 1968 roku na murach paryskiej Sorbony pojawił się napis następującej treści: „Czy wiedzieliście, że istnieją chrześcijanie ?” Prowokacja- a może jakiś wstrząs skierowany do tych, których serca okrzepły w wierze. Bóg się nie zdezaktualizował, a chrześcijaństwo nie jest jedynie reliktem przeszłości ! „Bóg zawsze będzie miał czego nauczyć człowieka, a człowiek zawsze będzie miał coś jeszcze, czego się może nauczyć od Boga” (św. Ireneusz z Lyonu). Trzeba wierzyć i promieniować tajemnicą spotkania z Bogiem ! Powracać ciągle do osobistego aktu wiary; odnawiania życia w Chrystusie. „Chrystianizm to życie w Chrystusie, nie nakazy, a życie, ogień, tworzenie, oświecenie- mówił patriarcha Athenagoras- Poprzez ufność odmienia się serce i tak powoli życie Zmartwychwstałego wlewa się w nas.” Należy zatem porzucić drogę przeciętności, bierności, duchowej stagnacji- rozbudzić w sobie charyzmat świadka i ucznia. „Świadek mówi wszystkim: Królestwo Boże jest wśród was, Bóg jest obecny we wszystkich zdarzeniach świata, ale wy o tym nie wiecie, wy tego nie widzicie. Wzywa ludzi i ogarnia ich w gęstwinie historycznej. Pokazuje że Jezus jest współczesny ludziom wszystkich epok” (P. Evdokimov). Najstarszą nazwą chrześcijaństwa jest droga, na którą trzeba odważnie wejść- kroczyć w zgiełku świata i być przekonanym, że tak naprawdę to Bóg jest Panem każdej sytuacji. Dzisiejszy człowiek jest roztargniony, rozczarowany, zmęczony, obojętny, poruszający się po utartych ścieżkach. Dlatego trzeba dotrzeć do niego ze świadectwem, które z punktu widzenia jego przyzwyczajeń będzie szczególnie skandaliczne- rewolucyjne. „Chrystus powiedział, że mamy być solą ziemi i jak dotąd żadnemu egzegecie nie udało się udowodnić, że „sól” można tłumaczyć jako „miód”, a „zaczyn” jako „środek nasenny”(A. Pronzato). Chrześcijanin konserwujący świat od zepsucia; nadający mu nieprawdopodobną słodycz; zakwaszający go do wyrośnięcia i stania się chlebem do spożycia i w końcu- wprowadzający go w sen, aby przebudził się w świecie już zmartwychwstałym.

sobota, 27 lipca 2019


Spraw łaskawie, abym w dniu ostatecznym, kiedy przyjdziesz w swojej chwale, stał się godny ujrzeć Cię w tym samym ciele i abym Cię objął miłością serca – Nerses Snorhali.

Bardzo wiele miejsca w moich rozważaniach nad sztuką poświęciłem ikonie- wizerunkom lub wielofiguralnym przedstawieniom narracji, splecionych z liturgicznym obchodem świąt; wykonanych najczęściej  na desce za pomocą farb i pieczołowicie przestrzeganej tradycji warsztatowej. Chciałbym również napisać słów kilka o ikonach rzeźbionych, choć Kościół z ogromną rezerwą przez całe wieki podchodził do sztuki rzeźbiarskiej. Myślę, że kolebką tego rodzaju wytwórczości rękodzielniczej jest rozległy i górzysty region na zachód od Morza Kaspijskiego i usytuowany na północ od dawniej historycznie Mezopotamii, a tym miejscem jest Armenia. „Dwie różne siły, dwie przeciwstawne tendencje, przenikające się wzajemnie, łączące się w nowe, twórcze impulsy, rządziły życiem Armenii i kształtowały charakter narodu przez wiele wieków: Wschód i Zachód, duch Azji i duch Europy”- tak lapidarnie opisał dzieje tego obszaru poeta Walery Briusow. To kraj baśniowy z licznymi wzniesieniami, górzystymi pasmami górskimi i wodnymi nizinami wyżłobionymi w strumieniu czasu. To miejsce biblijne gdzie według pradawnej tradycji Noe wraz ze swoją rodziną miał zobaczyć ląd ocalenia i gdzie Bóg miał osadzić na świętej górze Ararat zbudowaną przez niego z drewna arkę. Ta zapierająca dech w piersiach przestrzeń jest kolebką kultury ormiańskiej i gruzińskiej, związanej z działalnością ewangelizacyjną świętego Grzegorza Oświeciciela i jego uczniów. Już Euzebiusz z Cezarei w swojej drobiazgowej „Historii kościelnej” odnotował, że chrześcijaństwo pojawiało się tam już w IV wieku. To, co specyfikuje kulturę materialną tego obszaru to sztuka rzeźbienia w drewnie, kamieniu, kości słoniowej- promieniująca później na rozległe obszary bizantyjskiego świata. „Stańmy z bojaźnią, stańmy z drżeniem, stańmy dobrze i patrzmy z uwagą w górę”- głosi starożytna anafora Kościoła ormiańskiego. Spoglądać w górę ! Znamienne jest to liturgiczne wezwanie podrywające zmysły ku duchowemu widzeniu i estetycznemu przeżyciu dramatu wiary. Sztuka jest emanacją takiego doświadczenia. Architektura ze wspaniałymi kościołami- o rzutach kwiatowych wychylających płatki w różne strony świata- z oktagonalnymi wieżami, które w niczym nie przypominają tych greckich, dekorowane fantastycznymi okładzinami rzeźbiarskimi i licznymi motywami ornamentacyjnymi stanowiącymi konfuzję tak wielu egzotycznych światów, intrygujących nas ludzi Zachodu. To udana synteza wątków syryjskich, perskich i greckich. To kościoły na planie centralnym, jednonawowe w których przestrzeń wnętrza będzie znajdowała swoje zwieńczenie w kopule przez którą sączyć się będzie miarowo światło i śpiew będzie rezonował podnosząc duszę ponad materię murów. Z zewnątrz kubiczne bryły na które został nałożony wyszukany rzeźbiarski kostium. „Bóg istnieje, wystarczy posłuchać kamieni. Wystarczy posłuchać, na przestrzeni tysiącleci, niezliczonych głosicieli niewymawialnego imienia- Nomen innominabile, nomen omniominabile ! – święci, mędrcy, prorocy, pokorni twórcy piękna, ci, którzy przy cielesnym warsztacie bezustannie tkają nić wieczności i niedopuszczaną do rozerwania tej tkaniny”(O. Clement). Na dekorację składają się: ślepe arkady, łamane listwy, w ornamentyce wspominana już wcześniej plecionka, krzyże, palmety sasanidzkie, płaskorzeźby figuralne. Program rzeźbiarski na zewnątrz budowli kościelnych i klasztornych staje się ormiańskim „ikonostasem” prowadzącym wzrok widza ku światu Boga i liturgii niebiańskiej. Te skomplikowane wzory przywodzą na myśl syryjskie, czy iryjskie plecionki barwnych kodeksów iluminowanych lub islamską arabeskę imitującą wijący się w gąszczu przenikania się form – świat bujnej flory i fauny. Ta rzeźba jest ściśle zespolona z architekturą, co czyni ją obcą tradycji prawosławnej Grecji czy Słowiańszczyzny, a zapowiada bardziej repertuar form romańskiego średniowiecza. Wystarczy zobaczyć wspaniałe fasady kościołów czy klasztorów z tympanonami i urokliwie ukształtowanymi wizerunkami Chrystusa na Majestacie. Zatrzymać się wzrokiem na  fotografiach jaskiniowego klasztoru Gergharda, czy fasadzie kościoła Akdamar, aby uświadomić sobie że odkuta z kamienia dłutem- rodzi się ikona. „Umieść mnie także w gałęziach tego drzewa !”- wołał Nerses Snorhali. Centralnym punktem tej orientalnej teologii wizualnej jest krzyż w formie rzeźbionej płyty- chaczkar- interpretowany jako drzewo życia, otoczony finezyjnie wykonanymi i rytowanymi plecionkami, winnymi gronami, czy tarczą słoneczną- postrzegającą Chrystusa jako Solus Invictus. Pośród dzieł sztuki chrześcijańskiej pierwszego tysiąclecia odnaleźć można wiele obrazów teofanii z motywem promieniowania. „Hymn nasz ofiarujmy władcy a Chrystusa Słońce sprawiedliwości- życie powstające dla wszystkich ujrzymy”(św. Jan Damasceński). Krzyż, podobnie jak w tradycji koptyjskiej staje się znakiem rozpoznawczym narodu który był boleśnie doświadczany przez wieki historii i zachował swoje chrześcijańskie korzenie. Wielki myśliciel szkoły w Antiochii Syryjskiej Teodor z Mopsuestii (350- 428) w jednej z homilii chrzcielnych mówił neofitom o konieczności nowego narodzenia: „przez chrzest zmartwychwstajesz z Chrystusem, i otrzymujesz obraz tego oczekiwanego narodzenia, ukazujesz się jako obywatel niebios, gdyż jesteś uczestnikiem królestwa niebieskiego.” Myślę, że te głębokie słowa można przenieść do obszaru sztuki, która ma jeden cel- stać się obrazem przemienionego już świata Boga. Ikona odciśnięta w rzeźbie ! Wydobyta z kamienia lub rytowana w drewnie- zapowiadająca już przedsmak świata przebóstwionego.  

środa, 24 lipca 2019


O Matko przychodzę wiec do Ciebie. Matko mojej ziemi, ciemnobrązowa jak powszedni chleb. Chciałbym kiedyś móc zamknąć tutaj zapach, który, bardziej niż wszystko, do głębi karmi moją dumną i trzeźwą duszę

Modlitwa na stepie. (ok. 1890)- obraz Józefa Brandta do którego często powracam, dostrzegając w nim opowieść o duszy prostego ludu który przychodzi do Chrystusa- osuwa się na kolana, powierzając się wstawiennictwu Jego Matki. Zresztą obraz ma przypisanych jeszcze kilka innych tytułów, akcentujących szczególną rolę Maryi: Matka Boska Ormiańska lub Matka Boska Poczajewska. „Najprawdopodobniej obraz nawiązuje do legendy o cudownym obrazie przechowywanym w katedrze ormiańskiej w Kamieńcu Podolskim, wywiezionym przez wiernych 1672 w obliczu zbliżającej się nawały tureckiej. Z jednej strony to ilustracja bolesnej historii Ukrainy, a z drugiej postawy ludu który w obliczu zagrożenia pada w największej postawie pokory przed cudowną ikoną Matki i prosi o wybawienie. Mieczysław Treter w „Przewodniku po Muzeum imienia książąt Lubomirskich we Lwowie”- opowiada o samym obrazie, jak również o wyproszonym cudzie. „Naraz na stepie stanęły woły. I niepodobna ich było zmusić do dalszej drogi. Uznano wtem wolę Bożą; wszyscy co towarzyszyli obrazowi, przyklękli i poczęli śpiewać pieśni przy świetle kaganków. Tę właśnie chwilę obrał sobie artysta na temat obrazu.” Artysta uchwycił z wielką duchową wrażliwością, nostalgiczną chwilę modlitwy ludu. Oświetlony blaskiem księżyca step, przeszywający wszystko duchowy spokój przez którym można usłyszeć cicho szeptaną modlitwę. Maryja łaskawie opiekująca się Bogiem- małym dzieckiem, zwraca się ku ludziom pocieszając ich serca i zbiera ich łzy niedoli. „Ona jest ziemią, bo jest z ziemi, ale jest nową ziemią i stoi na czele nowego rodzaju ludzki”(Mikołaj Kabasilas). Bogurodzica wyraża całe piękno ziemi, które łączy się z pięknem Boga. Troparion ze święta Przemienienia wskazuje na rolę Maryi w przemianie ludzkiego życia: „Przemieniłeś się na górze, Chryste Boże nasz... Niechaj więc i nam grzesznym zajaśnieje wieczna Twoja światłość, za wstawiennictwem Bogarodzicy...” Z ikony emanuje światło, ogniskując na sobie każde ludzkie spojrzenie. „Bo trysną zdroje wód na pustyni- wykrzyczy prorok Izajasz- i strumienie na stepie; spieczona ziemia zmieni się w pojezierze, spragniony kraj w krynice wód...”(Iz 25,6-7). To symboliczne słowa tak pięknie korespondujące z ludzkim błaganiem o przywrócenie spokoju, harmonii, normalności życia. „W Maryi kontemplujemy tę samą tajemnicę jako biegnącą od człowieka do Boga- od każdego człowieka spragnionego łaski i przyjmującego ją bez oporu”(P. Floreński). Wybrzmiewa z tym obrazem jedna z modlitw Kościoła Wschodniego: „Ale Ty, Matko daj nam siłę według naszej gorliwości”, ponieważ „Nie mamy poza Tobą żadnej opieki, o Pani świata, Pocieszenie i Obrono wiernych”.  

 

poniedziałek, 22 lipca 2019


Myślę, że w życiu każdego z nas przepływa taki czas, który pozwala nam otrzeć się o wieczność. „Bezwzględny rzeźbiarz ludzi.” Czas święty i zwyczajny, twórczo przeżywany i przepracowany co do sekundy; marnotrawiony i uśmiercany banalnością i przeciętnością egzystencjalnych zachcianek. Człowiek zanurzony w nurcie czasu- odmierzanego przez zegarki i tego niezauważalnego w ustępach przesypywanego w klepsydrze nieustannego „teraz”- drgania wieczności w sercu Boga. „Czas płynie bez przerwy wartkim prądem, zagrania nas i unosi ze sobą do otchłani zapomnienia wszystko, co się dzieje, zarówno zdarzenia błahe, nie warte uwagi, jak i wielkie, godne pamięci. Sprawia, że rzeczy ukryte stają się jawne, zakrywa natomiast, to co było widoczne”- pisała bizantyjska księżniczka Anna Komnena. Chyba najbardziej świadomie chrześcijaństwo rozumie efemeryczność wydarzeń i licznych dokonań człowieka; przygodność bytu dryfującego po rozkołysanym oceanie historii.  Orfizm grecki podkreślał prawdę o tym, że życie zatacza koło, w przeciwieństwie do czasu który biegnie swoimi własnymi torami. Cykliczność którą ozdabiają zmieniające się pory roku i zewnętrzność aury tak mocno wyczuwalną w ludzkich nozdrzach. Dobrze to rozumieli pisarze i artyści: „Przetrzyjcie tarcze waszych zegarków ! One są spóźnione... nawet nie podejrzewacie że już świta”(A. Sołżenicyn). Tylko sztuka pozwala przezwyciężać czas. Rozkłada go na drobne „atomy,” zagrania dla siebie- znajduje w nim przestrzenie w których może dokonać się objawienie piękna. „Na ten świat Miłość zstąpiła z miłości a przybrała kształt piękna”- twierdziła S. Weil. Dzięki sztuce, czas powraca do swojego edenicznego matecznika, zauważając iż w kręgu wieczności jest Bóg, nie jako wielki – obojętny zegarmistrz, ale artysta, nadający kształt rzeczom. „Piękno, będąc przejrzystością, przepuszczalnością, osiągnie poziom doskonałości w dniu, w którym dojrzy we wszystkim Boga”(T. Spidlik). Istotą doświadczenia czasu w sztuce jest to, że uczymy się odkrywać krajobrazy które na pierwszy rzut oka nie zauważamy. Oczy zaczynają dostrzegać daleki horyzont, tkany w słowach eschatologicznej tęsknoty. „W sztuce człowiek żyje poza sobą, poza swoją ociężałością, ciężarem życia... Percepcja świata w pięknie jest wyrywaniem się z ułomności tego świata do świata innego” (M. Bierdiajew). Wychodzimy z platońskiej jaskini cieni i kierujemy się ku oglądowi spraw na tyle fascynujących, że wszystkie zmysły zaczynają szaleć. Jesteśmy czasowi i wieczni zarazem. Wędrowcy poruszający się niepewnie i mozolnie, choć zbierający odpryski piękna skapujące z wielkiej palety Boga. „Niech twoja wizja będzie nowa w każdej chwili”- przekonywał A. Gide. Istnieje czas święty w którym każda chwila i działanie, otwiera nas na „wieczną teraźniejszość i wieczne piękno.” Otworzyć się na to, co starożytni Grecy nazywali thambos, straszliwe zadziwienie i upojenie istnieniem.  Egzystencja w całej rozciągłości przeistoczona łaską, harmonijnie zespolona z wiecznym być Boga.  

niedziela, 21 lipca 2019


A wziąwszy siedem chlebów odmówił dziękczynienie, połamał i dawał uczniom, aby je rozdzielali tłumowi (Mk 8, 6).

Kefr-Nahum, czyli Kafarnaum było miejscem kilku ważnych cudów Jezusa. Malownicze miejsce położne w bliskości Jeziora Galilejskiego porośniętego licznie drzewami palmowymi. Nawet na dzisiejszych pielgrzymach ten skrawek Palestyny robi niezwykłe wrażenie i czyni z nich zasłuchanymi i głodnymi Boga wędrowcami. Do dzisiaj cud nakarmienia przez Chrystusa rzeszy ludzi przypomina niewielki kościół na którego posadzce znajduje się przedstawienie kosza z chlebami i rybami. Ten symbol w licznych wariantach ikonograficznych będzie podejmować sztuka wczesnochrześcijańska. Ta plastyczna dekoracja przypomina o wielkiej hojności Boga. Kosze wypełnione smacznym pokarmem i zdumienie bezradnych wobec głodnych tłumów apostołów. Święto rozmnożenia chlebów i ryb- zapowiedź Eucharystycznej uczty Baranka. Chrystus jest chlebem i rybą ! „To jest skarb bogaty- pisał św. Ambroży- jego chleb jest obfity i to bardzo obfity. Kto go będzie pożywał, nie będzie mógł łaknąć. Ten chleb dał apostołom, aby go rozdzielali ludowi wierzącemu, a dziś daje nam ten chleb, który kapłan  codziennie konsekruje swoimi słowami. Ten chleb jest pokarmem świętych.” Jadłodajnia Miłości. Szczodra hojność Boga ! „Kto żywi wszechświat- zapytuje św. Augustyn- jeżeli nie Ten, który z kilku ziaren wyprowadza żniwo ?” Jezus dokonał tego, czego mógł dokonać tylko Bóg” (D. Rops). Cud ten stanowi zapowiedź pokarmu, który nie może się równać z żadnym innym, choćby najsmaczniejszym pokarmem- Chleb Życia Wiecznego- Ciało Boga wydane do spożycia. „Tylko wiara pozwala przeniknąć nadprzyrodzone światło tajemnicy. Bóg bowiem nie wyjawia nam swoich prawd inaczej, jak tylko pokazując sam ich zarys, kiedy widzimy wszystko zakryte pewnego rodzaju zasłoną, która ma chronić zbyt słabe oczy naszej duszy przed oślepieniem. Bóg, nie chce oślepić tych, których oświeca. Nie możemy kontemplować Jego blasku twarzą w twarz, dopóki nasze nadprzyrodzone spojrzenie nie będzie wystarczająco przygotowane do postrzegania Go. Oczekując na to, Pan ukrywa się przed nami, ziemskimi „podróżnikami”, pod postacią znaków, jakim jest Najświętszy Sakrament”(J. Ladame). Obecność Chrystusa w Eucharystii rozpoznajemy dzięki duchowej percepcji- widzeniu bardziej sercem, niż rozumem. Ile człowiek musi mieć pokory, aby przybliżyć się do takiego wielkiego Misterium. Trzeba przyjść i stanąć naprzeciw Boskiego Pokarmu, pozwolić się ogarnąć całkowicie synergii miłości w której Bóg staje się wszystkim we wszystkich. „Kościół to Eucharystia” (Patriarcha Athenagoras). Ten cud spotkania próbują również oddać ekstatyczne słowa św. Symeona Nowego Teologa: „Jest ze mną całkowicie spleciony, całuje mnie całego i całkowicie mi się oddaje, a ja niegodny, napełniam się Jego miłością i pięknem, nasycam Jego radością i Boską słodyczą. Biorę udział w światłości…, wszystkie części mojego ciała stają się nośnikami radości.” Odczuwać własne życie i otaczający świat w eucharystycznym Bogu. „Tajemnica tajemnic.” Kończę to rozważanie jednym z najpiękniejszych tekstów liturgicznych starożytnego Kościoła: „Jak ten chleb łamany, rozrzucony po górach. Został w jedno zebrany. Tak niech Kościół Twój aż po najdalsze krańce ziemi. Zbierze się w jednym królestwie Twoim” (Didache).   

czwartek, 18 lipca 2019


Ale Ty, Panie, jesteś Bogiem miłosiernym i łaskawym, nieskorym do gniewu i bardzo łagodnym (Ps 85, 15).

Nawet przy filiżance kawy zabarwionej mlekiem z prawie nieznajomymi ludźmi można zejść ku tematom wymagającym większej intensywności umysłu i czasu. Już dawno z nikim nie rozmawiałem o piekle. „Czy jest tam kto ? Zapytał podróżnik. Pukając do drzwi księżycowej poświaty.” Zdawać się może że tak zawiły problem jest jedynie cieniem dawnych epok lub obszarem peryferyjnej szkolnej teologii. Filozofowie mówią, że po okropnościach XX wieku już nikt nie chce przechadzać się krętymi ścieżkami „świata okropności”- gdzie zęby zgrzytają, a demony popychają nieszczęśników w paszczę Lewiatana. Piekło w przekonaniu bardziej radykalnych chrześcijan zaludnione jest sodomitami, islamskimi terrorystami, czy liberałami ciągle w kuluarach majstrującymi nad stoczeniem świata w dół. W dobie kina grozy i namacalności licznych okropności wojny, przyzwyczailiśmy się do śmierci, cierpienia i medialnych statystyk wyliczających ofiary tragicznych zamachów, militarnych starć, morderstw i samobójstw. Nastąpiło zobojętnienie w wymiarze okrucieństwa, a cień śmierci położył się na ludzkie wrażliwe dusze. Wygłodzone dzieci z krajów trzeciego świata- piekło kapitalistycznej egzystencji- nie wywołuje już wstrząsu, a demon skrywający się za niewiarą ludzi „inteligentnych,” naigrywa się z braku współczucia i ludzkich odruchów. Świat jest nazbyt dyplomatyczny, aby myśleć o innych- gdzieś tam dziejących się piekłach, a co dopiero pławić się w teologicznych dyskursach o tym, co przez całe wieki rodziło aż nazbyt wiele lęku i przerażenia. W świecie tętniącego życia i zapomnienia o śmierci, wiecznej młodości i witalności życia, śmierć i to, co po niej nastąpi jest aż nazbyt dalekie dla tych którzy żyją w złudzeniu bycia wiecznymi kurosami.  Tylko odrobinę bardziej przejęci duchowym wymiarem człowieka i jego zagmatwanej historii, uchylą rąbek tajemnicy mówiąc: „Piekło to miejsce bez miłości.” Ojcowie Kościoła powiedzą: „To cierpienie, ze nie można już bardziej kochać.” Oto piekło i lęk tego, kto się izoluje. Jak również piekło codziennego obcowania z ludźmi- znoszenia ich spojrzeń, słów, werbalnych upokorzeń. „Piekło to inni”- wzdychał aż nazbyt pesymistycznie Sartre. Rozmyślał o klaustrofobicznym świecie ludzi o skostniałych sercach i zagarniających wszystko dla siebie spojrzeniach. Do takiego miejsca Dante nie posłałby swoich bohaterów, aż nazbyt nudno i hermetycznie byłoby poruszanie się w zaświatach egoistycznych istot. „Wrota piekieł zamknięte od wewnątrz”(C.S. Lewis). Wbrew pozorom obojętności wobec zaświatów jakie buduje w swoich opiniach i dogmatycznych dywagacjach religia, „nasz świat w istocie toczy się niczym kołowrót strachu... Znajdujemy się na rozdrożu pomiędzy autodestrukcją a ewolucją... Nieprzypadkowo człowiek po raz pierwszy w dziejach człowiek dysponuje środkami, dzięki którym może przeistaczać ludzi, zmieniając ich zaprogramowanie genetyczne. Stanęliśmy w ten sposób nad samą granicą magicznego źródła Rzeczywistości, z niebezpieczeństwem autodestrukcji, jakie się w nim skrywa... Nieprzypadkowo coraz bardziej zdegustowani patrzymy bezradnie, jak każdego dnia wnika w nasze życie przemoc”(B. Nicolescu). Uważny czytelnik powie, że poruszam się jedynie po powierzchni- rysuję, czy stawiam akcenty na „piekło” w wymiarze ludzkiej egzystencji, wyborów, aktów i podskórnej demonstracji zła. A co z piekłem teologicznym ? Staniem opuszczenia, rozpaczy, niemożliwości oglądania oblicza Boga ? „Mroczny cień bytu” o którym z wielką delikatnością i bez przemądrzałej dogmatyczności opowiada teologia prawosławna. Człowiek zanurzony w rzece ognia, niebyt, metafizyczny proces umierania, izolacja, rozdarcie i tak wielkie pragnienie, które w przypowieści Chrystusa czuł strącony w otchłań cierpienia bogacz. Te odczucia wstrząsają odrobinę umysłem nawet tych, którzy ciągle słyszą pełne nadziei słowa Ukrzyżowanego z Golgoty: „Jeszcze dziś będziesz ze Mną w Raju.”Nawet największa pewność może rozkruszyć się o rzeczywistości niewytłumaczalne, wobec stanu w którym Boże spojrzenie jest jak miecz obosieczny. Konfrontacja z prawdą o sobie zdawać się może momentem największej próby- intensywności, temperatury miłości emanującej ze sprawiedliwego spojrzenia Bogaczłowieka. Zawsze mnie intrygowały obrazy piekła w kulturze, ta płodność ludzkiej wyobraźni zdolna do penetrowania miejsc zakazanych- burzących krew w żyłach. W średniowieczu mnożą się malowidła, iluminacje, freski i rzeźby wyobrażające piekło. Często ekstrapolują fabułę literacką tekstów apokaliptycznych i płodnych wizji mistycznych tak charakterystycznych dla tego czasu. Plastyka buduje napięcie strachu, tortur, makabrycznych narracji służących naprawie moralnej człowieka- skierowania jego spojrzenia ku pragnieniu nieba. „Olbrzymi włochaty Lucyfer- pisał o jednej z miniatur G. Minois- wygięty w łuk na rozżarzonych węglach, zionie płomieniami i dymem, w którym wirują drobne figurki potępieńców; w każdej garści ściska on wiele ciał, inne zaś miażdży stopami; wokół niego rogate diabły o błotnistych, nietoperzach skrzydłach miotają ciałami, dręczą je, policzkują grzeszników; wokół tej sceny na urwiskach górskich, błyskają płomienie ognisk, w których prażą się potępieni.” Te motywy odcisną się również na licznych portalach w których kamienne ciosy odkute dłonią anonimowych mistrzów będą snuć wielką dramaturgię losu człowieka. Wystarczy spojrzeć na zachodni portal słynnej katedry St. Lazare w Autun i przeczytać sobie doskonałą interpretację zawiłej eschatologii dokonaną przez historyka A. Guriewicza. Również na ikonach możemy dostrzec purpurową rzekę ognia w której zanurzeni są grzesznicy błagający o ocalenie.Nie można się dziwić że te zaludniony od nagich istot świat Sądu Ostatecznego i tego, co po nim nastanie, stał się inspiracją dla fantasmagoryjnych obrazów Boscha, czy Goyi przedstawiającego krwiożerczego Saturna pożerającego własne dzieci. Poeta Louis Eunius przyglądając się tym płodom ludzkiej wyobraźni pisał: „Lucyfer, owo monstrum rozciągnięte na ziemi, zionął ogniem i płomieniami, znaczna liczba ludzi wchodziła do jego gardzieli. I w tym samym czasie Lucyfer wyrzygiwał ich, inne zaś diabły zmuszały ludzi, by wstępowali w gardziel po raz wtóry.” Mamy zatem do czynienia z teatrem strachu którego poszczególne akty będą wracać w licznych nawiązaniach malarskich. Ten mało terapeutyczny, choć artystycznie ciekawy popis umiejętności, nie wpłynął zbyt dobrze na wiernych zacierając w ich duszach ocean Bożego miłosierdzia i piękna świata, które zdominowały szkaradne otchłanie lęku i ludzkich projekcji duszy, świadczącej o chrześcijaństwie jako o religii winy- a nie zdruzgotanych bram otchłani. Chrześcijaństwo nigdy nie przestało mówić o piekle, nawet jeśli było ono niepopularne lub niewygodne dla współczesnych kaznodziejów. Współcześnie obraz piekła jest przeniknięty paschalną nadzieją. Nie można zbyt łatwo dać się wprowadzić w logikę sądu i następującej po niej kary. „Piekło zgorzkniało, spotkawszy się Cię w otchłani. Zgorzkniało bo zostało puste. Zgorzkniało, bo zostało oszukane. Zgorzkniało, bo umarło. Zgorzkniało, bo zostało obalone”- głosi w katechezie św. Jan Chryzostom. „Nie oznacza to, że po Zmartwychwstaniu Chrystusa otchłań już nie istnieje. Istnieje, lecz została już skazana na śmierć” (H. Ałfiejew). Bóg jest blisko cierpiących, można to wyczytać na stronnicach Biblii i u świętych. Święty Sylwan odwołuje się do współczucia Boga: „Miłość by tego nie zniosła.” W zmartwychwstaniu „Chrystus śmiercią podeptał śmierć” a w swoim przemienieniu rozjaśnił i napełnił nadzieją przyszłość ludzkiej historii. „Niesłuszne jest twierdzić, że grzesznicy w piekle są pozbawieni miłości Boga..., miłość jednak działa na dwa różne sposoby, staje się cierpieniem w ludziach dotkniętych ciężkimi doświadczeniami i radością błogosławionych”(św. Izaak Syryjczyk). Dlatego przez miłosierdzie Kościoła i jego modlitwę dokonuje się urzeczywistnienie nadziei na zbawienie wszystkich. Każdego roku w czasie Wigilii Paschalnej słyszymy znamienne słowa: „Dzisiaj wszystko jasności jest pełne, niebo i ziemia, i otchłań cała.”

niedziela, 14 lipca 2019


Na koniec zaś bądźcie wszyscy jednomyślni, współczujący, pełni braterskiej miłości, miłosierni, pokorni. Nie oddawajcie złem za złe ani złorzeczeniem za złorzeczenie. Przeciwnie zaś błogosławcie (1P 3, 8-9).

W świecie zapętlonych i zabieganych ludzi dążących do samorealizacji i sukcesu, człowiek wiary staje jako ktoś inny- przeniknięty duchem pokory i miłości- odwracający uwagę od siebie, a kierujący spojrzenie innych ją ku Bogu. Błogosławiąc humanizuje i teologizuje rzeczywistość, czyniąc ją przenikniętą Bogiem. Człowiek zintegrowany, pełen wewnętrznego bogactwa i spokoju. Tylko ludzie wewnętrznie scalenie są zdolni do promieniowania miłością. Ludzie duchowi pozwalają innym odkryć świat który przesycony miłością potrafi rozkruszyć skorupę nienawiści, egoizmu, obojętności, narcyzmu; potrafi zajaśnieć świetlistością nowego życia. „Niebo osiąga tylko ten, kto kocha, gdyż tam mieszka tylko miłość”(J. Tołmaczew). Nawet jeśli inni wokół nich będą się licytować na słowa, czy wymachiwać przed nosem pięściami, to cierpliwa i pełna współczucia miłość odniesie ostatecznie zwycięstwo. Chrześcijanin czerpie pełnymi garściami ze Źródła Miłości- Boga udzielającego się obficie jak dar. Jego miłość jest twórcza- stwarzająca, zdolna podnieść świat i człowieka z błota grzechu - ku przeobrażającemu zmartwychwstaniu. Posiłkując się słowami Mistrza Eckharta: „On tak bardzo potrzebuje naszej przyjaźni, że nie może czekać, aż będziemy Go prosić; wychodzi naprzeciw i prosi, żebyśmy byli Jego przyjaciółmi”. Podobnie jest z miłością- daje miłość w nadmiarze i w zamian pragnie miłości. Chrystus jest wstrząsającym i pewnie do końca przez nas niezgłębionym objawieniem miłości, która wyraża się przez Jego naznaczone stygmatami cierpienia człowieczeństwo. Miłość triumfująca, objawiająca się najpełniej w tajemnicy Odkupienia i Zbawienia. „Chrystus dlatego zwyciężył śmierć, że był wcieleniem uniwersalnej miłości Bożej- twierdził Bierdiajew- Ten, kto prawdziwie kocha jest zwycięzcą śmierci”. Wobec tego faktu człowiek może jedynie wypowiadać swoje uwielbienie: „Wyrwij ciernie wszystkich moich grzechów, oczyść moją duszę, uświęć moje serce, wzmocnij moje kolana i wyprostuj kości, oświeć moje zmysły i utwierdź mnie całego w Twojej miłości”- wyraża to prawosławna modlitwa po przyjęciu Eucharystii. Bóg w swoim Synu wskrzesił świat z bezczynności i niemocy kochania- siłą Ofiary Miłości. „Pragnął on osiągnąć najwyższy punkt nadziei- pisał św. Cyryl Jerozolimski- zniszczenie śmierci. Nie mogło się to stać inaczej, jak przez przebycie śmierci na rzecz wszystkich ludzi, aby w Nim mogli mieć życie.” Krzyż jest absolutnym potwierdzeniem tego daru. Zdaniem Sołowjowa „sens miłości polega na uznaniu drugiej osoby za mającą wartość absolutną”- zatem ostatecznym celem jest uchrystusowienie człowieka i zanurzenie w miłości Ojca, którą rozlewa życiodajnie Duch Święty. Człowiek potrzebuje miłości- która nie byłaby skazana na zapomnienie, czy unicestwienie. „Bóg jest mi potrzebny chociażby dlatego, że jest to jedyna istota, którą kochać można wiecznie”- twierdził Dostojewski. Dzięki takiej świadomości, człowiek odkrywa to, co najcenniejsze- macierzyńską i ojcowską miłość Przedwiecznego. Czym jest zatem Królestwo Boże ? Jest powrotem do matczynego łona Boga; do punku wyjścia- Omega- świata zanurzonego w wiecznej Miłości.

czwartek, 11 lipca 2019


Wakacje to czas naznaczony licznymi wędrówkami, odkrywaniem miejsc niezwykłych i takich o których wyobrażenia nosimy jedynie dzięki przeczytanej pośpiesznie literaturze. Moi znajomi wrócili kilka dni temu z Włoch. Przemierzając nasycone słońcem obszary zawitali również do Ravenny – adriatyckiego miasteczka- miejsca gdzie bizantyjska sztuka zadomowiła się w cudownych i podziwianych przez wielu podróżników mozaikach. Jeżeli szukamy miejsca gdzie zachowały się ślady justyniańskiego splendoru dawnego Konstantynopola to Ravenna zdaje się być właśnie tym miejscem. Po licznych moich opowieściach o mozaikowych „dywanach” pokrywających panele kościoła San Vitale, moi znajomi zboczyli mocno z trasy i zajechali do miejsca gdzie nawet niewierzący lub wadzący się z Bogiem artyści stawali w zachwycie wobec tych malarskich cudów. Zobaczyć mieniące się milionami błysków drobno i misternie złożone kawałeczki kolorowych oraz pozłacanych kamieni, szkła, ceramiki, które osadzone w odpowiednim podłożu zaprawy wapiennej tworzą wibrujący w oku widza bajkowy świat barw. „Mozaika unicestwia przestrzeń, jaką sugerują nam zmysły”- twierdził A. Malraux. Budzi odczucie innego już świata. Można się zdumieć i zawiesić na chwilę ! Kamienie, których formy i kąty „tworzą frazy i melodie tłumaczące temat” (A. Grabar). Program ikonograficzny jest nadzwyczaj obszerny, a rozmieszczone postacie patrzą na nas w tak przenikliwy sposób, jakbyśmy mieli bezpośredni kontakt z kimś kto rzeczywiście jest blisko. Każda z postaci ujęta w hieratycznej konwencji patrzy wprost na widza, który staje w przestrzeni świętej- jakże innej niż ta, z której przychodzimy. W bizantyjskiej sztuce bliskość świata przemienionego wydaje się być na wyciągnięcie dłoni; ikony uwodzą duszę i roztapiają włókna naszej zmysłowości w pięknie przekraczającym granice odmierzanego czasu. Największe zainteresowanie ciekawskich gapiów wzbudzają pasowo ukazane orszaki pary cesarskiej Justyniana i Teodory. „Mozaiki te wprowadzają wschodniego cesarza i jego żonę na ściany szóstowiecznego kościoła w Ravennie, mimo że nigdy nie postawili oni stopy w Italii... Ponieważ Justynian zbudował i przyozdobił tyle innych kościołów w różnych częściach imperium, niewykluczone, że i tu sfinansował ostatnie etapy budowy i dekoracje mozaikowe”(J. Herrin). Możliwe jest również przypuszczenie, że to biskup Maksymian postanowił uwiecznić parę cesarską, wskazując tym samym na twórczy rozkwit bizantyjskiej oikumeny. W każdym bądź razie dekoracje zdają się być unikatowym przykładem trawestacji wielkich religijnych i monarszych idei przeszczepionych na grunt Zachodu, ambicji cesarskich, jak również egzegezy teologicznej sztuki której blask rozjaśniał w prowincji bizantyjskiej jaką była Italia. „Zwyciężyłem cię, Salomonie !”- czyż nie tak wołał dumny ze swoich fundacji Justynian ? Niech przemówi z oddali historii do nas obraz, a blask złota zasugeruje nam utracony zgiełk świata duchowego, ubranego w ziemski kostium. „W absydzie ośmielono się ukazać obok postaci świętych panującego ówcześnie władcę Justyniana wraz z jego świtą... Justynian w aureoli wokół głowy, w ręku trzyma wotum, ma na sobie brunatną szatę z widniejącą na niej złotą stułą, a na nogach bizantyjskie purpurowe trzewiki. Kształt głowy Justyniana jest owalny, oblicze młodzieńcze, postać krzepka i smukła. Nosi wąsy, gdy postacie wojowników stojących obok niego i zbrojnych w znaczone monogramem Chrystusa włócznie i tarcze są, rzecz uderzające, bezbrode. Obok kroczy ku niemu święty Maksymian z dwoma duchownymi. Pełen widać czci dla majestatu cesarza, wyzbył się aureoli, co jest wielce znamienne dla bizantyjskiego dogmatu o majestacie i boskości władzy cesarskiej” (F. Gregorovius). Równie poruszający w odbiorze jest portret Teodory. Sama cesarzowa była tematem rozlicznych plotek i nieprzyzwoitych epitetów odnośnie jej pochodzenia, profesji i moralności, której nie szczędziły jej pióra uszczypliwych kronikarzy. Jej siła kobiecości i przeogromny wpływ na władcę, jak również zdolności mediacyjne i miłość do sztuki są stanie wybaczyć jej wiele w oczach historii. Ukazana została w monarszych- purpurowych szatach. Scena ta koresponduje z ukazaniem trzech Królów przynoszących Dzieciątku Jezus swe dary. Cesarzowa również przynosi dary, nie będąc gorszą od tych którzy ofiarowali swe kosztowności Królowi królów. Składa ona swój dar- wielką misę w której brzęczą monety- rozrzutnej donatorki. Jawi się na niczym biblijna strojna oblubienica, której szaty wysadzane są klejnotami, a głowę spowija wysadzana perłami i szlachetnymi kamieniami korona. Filigranowe i pieczołowicie wykonane bogactwo ozdób, czyni z niej chrześcijańską monarchinię, której dawne- grzeszne życie, zostało obmyte w źródle wody żywej wytryskującej ku życiu wiecznemu. Choć historycy i skrupulatni badacze tego okresu kultury przyzwyczaili nas do skupiania się na ziemskim splendorze władzy, to jednak sztuka tak mocno gloryfikująca świat doczesny, próbowała go roztopić w naturze przyszłego Raju- świata przebóstwionego w którym każdy z władców tego świata, jest jedynie skromnym i najętym na chwilę sługą. Chrześcijaństwo z jego obfitującym od środka życiem charyzmatycznym i eschatologicznym ciągle pulsuje w historii, tęskniąc za utraconym rajem. Miał racje Bierdiajew, mówiąc: „Chrześcijaństwu przyszło zanurzyć się w pyle i błocie ziemskiej historii.” Tak naprawdę cała bizantyjska sztuka jest wielkim opowiadaniem o Chrystusie- wiecznie młodym władcy na którego obliczu wypisuje się miłosierdzie i sprawiedliwość; blask prawdy, podłóg którego rozjaśnione zostaną twarze synów Adama. „Sztuka Kościoła to uwielbienie- pisał Christos Jannaras- nie jest jedynie dekoracyjna, ale manifestuje i podkreśla racjonalne możliwości materii, harmonię uwielbienia uformowaną przez słowa... które prowadzą ku eucharystycznemu wydarzeniu komunii.”   Przedstawia jedynie świętą historię, w której zmarszczki i ludzkie braki, zostają zretuszowane pięknem nadchodzącego Królestwa Bożego.

 

niedziela, 7 lipca 2019


Łk 5,1-11

Gdy tłum cisnął się do Jezusa, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret, zobaczył dwie łodzie stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy. Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: „Wypłyń na głębie i zarzuć sieci na połów”. A Szymon odpowiedział: „Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci”. Skoro to uczynił, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać… Lecz Jezus rzekł do Szymona: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił”. I przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim.

Brzeg jeziora Genezaret- słońce rzuca refleksy światła na spokojną toń wody. W kadrze wyobraźni zatrzymują się dwie łodzie. Niewyraźna twarz nieznajomego człowieka stojącego na brzegu; kontury twarzy niewidoczne, oczy lśniące i pełne zaufania, ledwo zauważalne z daleka- otulone promieniami. Za plecami wyjątkowej postaci kłębiący się tłum, interesanci ze spółki rybackiej, ciekawscy przechodnie, zwyczajni ludzie czekający na świeżo ułowione ryby, które będzie można nabyć po przyzwoitej i niewygórowanej cenie. W łodziach spracowani rybacy, o oczach zaropiałych i znużonych, mało rozmowni, lekko podenerwowani, utrudzeni całonocnym i pozbawionym sukcesu połowem ryb. Łodzie rybackie wydają się stare, trzeszczące, trudne do określenia kolorystyczne- lekko zbutwiałe i wyeksploatowane, skropione potem i zroszone krwią od przecinających dłonie sieci rybackich. Taką scenerię odsłania przed nami Ewangelia. Pomiędzy wierszami istnieje pewna doza intymności- Mistrz i Szymon. Wydaje się, że każde słowo wypowiedziane przez Chrystusa ociepla atmosferę niepowodzenia i zawodowego rozgoryczenia. Jednak zrezygnowanie i marzenie o zacienionym domu z łóżkiem, nie bierze góry nad intrygującym przynagleniem- „Wypłyń na głębię i zarzuć sieci na połów”. W tych słowach zawiera się cała, jeszcze tak słabo uchwytna przez spracowanych mężczyzn, przygoda wiary. W tych słowach zostaje zawarta najbardziej zapierająca dech w piersiach misja do przekroczenia siebie, swojego życia, osobistych planów. Z tego zawierzenia słowom i ryzyka, pomimo lęku oraz niedowierzania dokona się cud- tak wielkie mnóstwo ryb wypełniło sieci, tak mocno, iż zaczęły się rwać. Na twarzach mężczyzn wypisuje się dawno zagubiony uśmiech; jak to wytłumaczyć, zmierzyć się z tym, ogarnąć rozumem- nie sposób. Tutaj potrzeba wiary. To wydarzenie zmieniło tych ludzi, zmieniło Szymona- późniejszego biskupa Rzymu. „Nie bój się ludzi będziesz łowić”- będą rozbrzmiewać te słowa, przez całe wieki Kościoła w posłudze Piotrów i każdego biskupa, który z odwagą będzie strzegł depozytu wiary.