czwartek, 11 lipca 2019


Wakacje to czas naznaczony licznymi wędrówkami, odkrywaniem miejsc niezwykłych i takich o których wyobrażenia nosimy jedynie dzięki przeczytanej pośpiesznie literaturze. Moi znajomi wrócili kilka dni temu z Włoch. Przemierzając nasycone słońcem obszary zawitali również do Ravenny – adriatyckiego miasteczka- miejsca gdzie bizantyjska sztuka zadomowiła się w cudownych i podziwianych przez wielu podróżników mozaikach. Jeżeli szukamy miejsca gdzie zachowały się ślady justyniańskiego splendoru dawnego Konstantynopola to Ravenna zdaje się być właśnie tym miejscem. Po licznych moich opowieściach o mozaikowych „dywanach” pokrywających panele kościoła San Vitale, moi znajomi zboczyli mocno z trasy i zajechali do miejsca gdzie nawet niewierzący lub wadzący się z Bogiem artyści stawali w zachwycie wobec tych malarskich cudów. Zobaczyć mieniące się milionami błysków drobno i misternie złożone kawałeczki kolorowych oraz pozłacanych kamieni, szkła, ceramiki, które osadzone w odpowiednim podłożu zaprawy wapiennej tworzą wibrujący w oku widza bajkowy świat barw. „Mozaika unicestwia przestrzeń, jaką sugerują nam zmysły”- twierdził A. Malraux. Budzi odczucie innego już świata. Można się zdumieć i zawiesić na chwilę ! Kamienie, których formy i kąty „tworzą frazy i melodie tłumaczące temat” (A. Grabar). Program ikonograficzny jest nadzwyczaj obszerny, a rozmieszczone postacie patrzą na nas w tak przenikliwy sposób, jakbyśmy mieli bezpośredni kontakt z kimś kto rzeczywiście jest blisko. Każda z postaci ujęta w hieratycznej konwencji patrzy wprost na widza, który staje w przestrzeni świętej- jakże innej niż ta, z której przychodzimy. W bizantyjskiej sztuce bliskość świata przemienionego wydaje się być na wyciągnięcie dłoni; ikony uwodzą duszę i roztapiają włókna naszej zmysłowości w pięknie przekraczającym granice odmierzanego czasu. Największe zainteresowanie ciekawskich gapiów wzbudzają pasowo ukazane orszaki pary cesarskiej Justyniana i Teodory. „Mozaiki te wprowadzają wschodniego cesarza i jego żonę na ściany szóstowiecznego kościoła w Ravennie, mimo że nigdy nie postawili oni stopy w Italii... Ponieważ Justynian zbudował i przyozdobił tyle innych kościołów w różnych częściach imperium, niewykluczone, że i tu sfinansował ostatnie etapy budowy i dekoracje mozaikowe”(J. Herrin). Możliwe jest również przypuszczenie, że to biskup Maksymian postanowił uwiecznić parę cesarską, wskazując tym samym na twórczy rozkwit bizantyjskiej oikumeny. W każdym bądź razie dekoracje zdają się być unikatowym przykładem trawestacji wielkich religijnych i monarszych idei przeszczepionych na grunt Zachodu, ambicji cesarskich, jak również egzegezy teologicznej sztuki której blask rozjaśniał w prowincji bizantyjskiej jaką była Italia. „Zwyciężyłem cię, Salomonie !”- czyż nie tak wołał dumny ze swoich fundacji Justynian ? Niech przemówi z oddali historii do nas obraz, a blask złota zasugeruje nam utracony zgiełk świata duchowego, ubranego w ziemski kostium. „W absydzie ośmielono się ukazać obok postaci świętych panującego ówcześnie władcę Justyniana wraz z jego świtą... Justynian w aureoli wokół głowy, w ręku trzyma wotum, ma na sobie brunatną szatę z widniejącą na niej złotą stułą, a na nogach bizantyjskie purpurowe trzewiki. Kształt głowy Justyniana jest owalny, oblicze młodzieńcze, postać krzepka i smukła. Nosi wąsy, gdy postacie wojowników stojących obok niego i zbrojnych w znaczone monogramem Chrystusa włócznie i tarcze są, rzecz uderzające, bezbrode. Obok kroczy ku niemu święty Maksymian z dwoma duchownymi. Pełen widać czci dla majestatu cesarza, wyzbył się aureoli, co jest wielce znamienne dla bizantyjskiego dogmatu o majestacie i boskości władzy cesarskiej” (F. Gregorovius). Równie poruszający w odbiorze jest portret Teodory. Sama cesarzowa była tematem rozlicznych plotek i nieprzyzwoitych epitetów odnośnie jej pochodzenia, profesji i moralności, której nie szczędziły jej pióra uszczypliwych kronikarzy. Jej siła kobiecości i przeogromny wpływ na władcę, jak również zdolności mediacyjne i miłość do sztuki są stanie wybaczyć jej wiele w oczach historii. Ukazana została w monarszych- purpurowych szatach. Scena ta koresponduje z ukazaniem trzech Królów przynoszących Dzieciątku Jezus swe dary. Cesarzowa również przynosi dary, nie będąc gorszą od tych którzy ofiarowali swe kosztowności Królowi królów. Składa ona swój dar- wielką misę w której brzęczą monety- rozrzutnej donatorki. Jawi się na niczym biblijna strojna oblubienica, której szaty wysadzane są klejnotami, a głowę spowija wysadzana perłami i szlachetnymi kamieniami korona. Filigranowe i pieczołowicie wykonane bogactwo ozdób, czyni z niej chrześcijańską monarchinię, której dawne- grzeszne życie, zostało obmyte w źródle wody żywej wytryskującej ku życiu wiecznemu. Choć historycy i skrupulatni badacze tego okresu kultury przyzwyczaili nas do skupiania się na ziemskim splendorze władzy, to jednak sztuka tak mocno gloryfikująca świat doczesny, próbowała go roztopić w naturze przyszłego Raju- świata przebóstwionego w którym każdy z władców tego świata, jest jedynie skromnym i najętym na chwilę sługą. Chrześcijaństwo z jego obfitującym od środka życiem charyzmatycznym i eschatologicznym ciągle pulsuje w historii, tęskniąc za utraconym rajem. Miał racje Bierdiajew, mówiąc: „Chrześcijaństwu przyszło zanurzyć się w pyle i błocie ziemskiej historii.” Tak naprawdę cała bizantyjska sztuka jest wielkim opowiadaniem o Chrystusie- wiecznie młodym władcy na którego obliczu wypisuje się miłosierdzie i sprawiedliwość; blask prawdy, podłóg którego rozjaśnione zostaną twarze synów Adama. „Sztuka Kościoła to uwielbienie- pisał Christos Jannaras- nie jest jedynie dekoracyjna, ale manifestuje i podkreśla racjonalne możliwości materii, harmonię uwielbienia uformowaną przez słowa... które prowadzą ku eucharystycznemu wydarzeniu komunii.”   Przedstawia jedynie świętą historię, w której zmarszczki i ludzkie braki, zostają zretuszowane pięknem nadchodzącego Królestwa Bożego.