Wakacje to czas naznaczony
licznymi wędrówkami, odkrywaniem miejsc niezwykłych i takich o których
wyobrażenia nosimy jedynie dzięki przeczytanej pośpiesznie literaturze. Moi
znajomi wrócili kilka dni temu z Włoch. Przemierzając nasycone słońcem obszary
zawitali również do Ravenny – adriatyckiego miasteczka- miejsca gdzie
bizantyjska sztuka zadomowiła się w cudownych i podziwianych przez wielu podróżników
mozaikach. Jeżeli szukamy miejsca gdzie zachowały się ślady justyniańskiego splendoru
dawnego Konstantynopola to Ravenna zdaje się być właśnie tym miejscem. Po
licznych moich opowieściach o mozaikowych „dywanach” pokrywających panele
kościoła San Vitale, moi znajomi zboczyli mocno z trasy i zajechali do miejsca
gdzie nawet niewierzący lub wadzący się z Bogiem artyści stawali w zachwycie
wobec tych malarskich cudów. Zobaczyć mieniące się milionami błysków drobno i
misternie złożone kawałeczki kolorowych oraz pozłacanych kamieni, szkła,
ceramiki, które osadzone w odpowiednim podłożu zaprawy wapiennej tworzą
wibrujący w oku widza bajkowy świat barw. „Mozaika unicestwia przestrzeń, jaką
sugerują nam zmysły”- twierdził A. Malraux. Budzi odczucie innego już świata. Można
się zdumieć i zawiesić na chwilę ! Kamienie, których formy i kąty „tworzą frazy
i melodie tłumaczące temat” (A. Grabar). Program ikonograficzny jest nadzwyczaj
obszerny, a rozmieszczone postacie patrzą na nas w tak przenikliwy sposób,
jakbyśmy mieli bezpośredni kontakt z kimś kto rzeczywiście jest blisko. Każda z
postaci ujęta w hieratycznej konwencji patrzy wprost na widza, który staje w
przestrzeni świętej- jakże innej niż ta, z której przychodzimy. W bizantyjskiej
sztuce bliskość świata przemienionego wydaje się być na wyciągnięcie dłoni;
ikony uwodzą duszę i roztapiają włókna naszej zmysłowości w pięknie przekraczającym
granice odmierzanego czasu. Największe zainteresowanie ciekawskich gapiów
wzbudzają pasowo ukazane orszaki pary cesarskiej Justyniana i Teodory. „Mozaiki
te wprowadzają wschodniego cesarza i jego żonę na ściany szóstowiecznego
kościoła w Ravennie, mimo że nigdy nie postawili oni stopy w Italii... Ponieważ
Justynian zbudował i przyozdobił tyle innych kościołów w różnych częściach
imperium, niewykluczone, że i tu sfinansował ostatnie etapy budowy i dekoracje
mozaikowe”(J. Herrin). Możliwe jest również przypuszczenie, że to biskup
Maksymian postanowił uwiecznić parę cesarską, wskazując tym samym na twórczy rozkwit
bizantyjskiej oikumeny. W każdym bądź razie dekoracje zdają się być unikatowym
przykładem trawestacji wielkich religijnych i monarszych idei przeszczepionych
na grunt Zachodu, ambicji cesarskich, jak również egzegezy teologicznej sztuki
której blask rozjaśniał w prowincji bizantyjskiej jaką była Italia. „Zwyciężyłem
cię, Salomonie !”- czyż nie tak wołał dumny ze swoich fundacji Justynian ?
Niech przemówi z oddali historii do nas obraz, a blask złota zasugeruje nam utracony
zgiełk świata duchowego, ubranego w ziemski kostium. „W absydzie ośmielono się
ukazać obok postaci świętych panującego ówcześnie władcę Justyniana wraz z jego
świtą... Justynian w aureoli wokół głowy, w ręku trzyma wotum, ma na sobie
brunatną szatę z widniejącą na niej złotą stułą, a na nogach bizantyjskie
purpurowe trzewiki. Kształt głowy Justyniana jest owalny, oblicze młodzieńcze,
postać krzepka i smukła. Nosi wąsy, gdy postacie wojowników stojących obok
niego i zbrojnych w znaczone monogramem Chrystusa włócznie i tarcze są, rzecz uderzające,
bezbrode. Obok kroczy ku niemu święty Maksymian z dwoma duchownymi. Pełen widać
czci dla majestatu cesarza, wyzbył się aureoli, co jest wielce znamienne dla
bizantyjskiego dogmatu o majestacie i boskości władzy cesarskiej” (F.
Gregorovius). Równie poruszający w odbiorze jest portret Teodory. Sama cesarzowa
była tematem rozlicznych plotek i nieprzyzwoitych epitetów odnośnie jej
pochodzenia, profesji i moralności, której nie szczędziły jej pióra
uszczypliwych kronikarzy. Jej siła kobiecości i przeogromny wpływ na władcę,
jak również zdolności mediacyjne i miłość do sztuki są stanie wybaczyć jej
wiele w oczach historii. Ukazana została w monarszych- purpurowych szatach.
Scena ta koresponduje z ukazaniem trzech Królów przynoszących Dzieciątku Jezus
swe dary. Cesarzowa również przynosi dary, nie będąc gorszą od tych którzy
ofiarowali swe kosztowności Królowi królów. Składa ona swój dar- wielką misę w
której brzęczą monety- rozrzutnej donatorki. Jawi się na niczym biblijna
strojna oblubienica, której szaty wysadzane są klejnotami, a głowę spowija wysadzana
perłami i szlachetnymi kamieniami korona. Filigranowe i pieczołowicie wykonane bogactwo
ozdób, czyni z niej chrześcijańską monarchinię, której dawne- grzeszne życie,
zostało obmyte w źródle wody żywej wytryskującej ku życiu wiecznemu. Choć historycy
i skrupulatni badacze tego okresu kultury przyzwyczaili nas do skupiania się na
ziemskim splendorze władzy, to jednak sztuka tak mocno gloryfikująca świat
doczesny, próbowała go roztopić w naturze przyszłego Raju- świata
przebóstwionego w którym każdy z władców tego świata, jest jedynie skromnym i
najętym na chwilę sługą. Chrześcijaństwo z jego obfitującym od środka życiem
charyzmatycznym i eschatologicznym ciągle pulsuje w historii, tęskniąc za
utraconym rajem. Miał racje Bierdiajew, mówiąc: „Chrześcijaństwu przyszło
zanurzyć się w pyle i błocie ziemskiej historii.” Tak naprawdę cała bizantyjska
sztuka jest wielkim opowiadaniem o Chrystusie- wiecznie młodym władcy na
którego obliczu wypisuje się miłosierdzie i sprawiedliwość; blask prawdy,
podłóg którego rozjaśnione zostaną twarze synów Adama. „Sztuka Kościoła to
uwielbienie- pisał Christos Jannaras- nie jest jedynie dekoracyjna, ale manifestuje
i podkreśla racjonalne możliwości materii, harmonię uwielbienia uformowaną
przez słowa... które prowadzą ku eucharystycznemu wydarzeniu komunii.” Przedstawia jedynie świętą historię, w której
zmarszczki i ludzkie braki, zostają zretuszowane pięknem nadchodzącego
Królestwa Bożego.