środa, 24 kwietnia 2024

 

Kilka dni włóczęgi z moimi uczniami po królewskim mieście Krakowie. Wydeptane uliczki, nieoczywiste zaułki, miejsca niecodzienne w swoim historycznym kostiumie i towarzyszącej jej aurze, podniesionej niczym mgła, ponad koleinami czasu i nawarstwieniami nowoczesności schlebiającej turystycznej klienteli. Uwrażliwiam uparcie młodzież, aby miała oczy szeroko otwarte na pulsujące życie miasta – zaklęte w jego detalach i niepowtarzalnych nigdzie indziej osobliwych niuansach sztuki. Od architektury po drobne bibeloty, usadowione szczelnie w witrynach przedwojennych lub jeszcze starszych kamienic Kazimierza, aż po odleglejsze w czasie zakamarki średniowiecza zatrzymane w romańskich i gotyckich świątyniach i trajektoriach ulic. Nie sposób pisać o kulturze tego miasta, ponieważ pojemność słów, wydaje się niewystarczająca i może się okazać jedynie powierzchownie naszkicowaną opowieścią- jedną z tych, które zalegają w rozchwytywanych przez turystów przewodnikach. Każde kompendium wiedzy zdaje się być niewystarczającym i zgoła powierzchownym. „Kto chce poznać duszę Polski – niech jej szuka w Krakowie, zaklętą w kamienie i obrazy, w melancholię grobów i w dumy garści wybrańców ducha”- pisał W. Feldman. Potrzebujemy takich miejsc które leczą nas z widm i otwierają na nieprzedawnione piękno. Akropol Wawelski ze stanisławowską katedrą i erupcją renesansu w arkadowym dziedzińcu pałacu. Królewska nekropolia i pamięć pokoleń przemierzających krypty, uświadamiając że początek jest o wiele odleglejszy, niż płoche wczoraj. Milcząca przesłanka czasu, rzeźbiącego zbiorową pamięć narodu. Spoglądam na profetyczny obraz Wyspiańskiego Planty o świecie, dostrzegając u końca drogi to samo wątłe światło latarni które nie zgasło i prowadzi coraz to nowych śmiałków ku wolności bez której nie sposób żyć. Kraków wczorajszy i dzisiejszy którego tkankę stanowią ludzie o podobnej jak niegdyś wrażliwości. Rozproszeni po urokliwych restauracyjkach i kawiarenkach; może bardziej pośpieszni ale równie przejęci przestrzenią wołająca o namysł
i moment uwagi. Artyści i myśliciele, duchowni i ludzi różnorakich profesji tworzących świat tak silnie magnetyzujący tych, którzy napływają z zewnątrz i próbują się tu zadomowić. Miasto wielu kultur i języków brzmiących eterycznie w powietrzu którego hausty są odświeżeniem po męczących wędrówkach i gwarnych straganach. Muzea i galerię, ryneczki i wyśmienite smaki wiktuałów których zapach kusi, przyciąga i schlebia podniebieniu. Tak wiele zaskoczeń i impresji. Idę ulicą i dobiega mnie śpiew kobiety wykonującej arie przed jezuickim kościołem świętych Piotra i Pawła. Gromada ludzi przystających na chwilę i oklaski przerywane ciszą. Przechodzę na ulicę Szpitalną, wejście do niepozornej kamienicy i cerkiew na piętrze w którym rozbłyskują mym oczom ikony Nowosielskiego. Wszystko zdaje się wychyleniem ku czemuś nieprawdopodobnemu i niepowtarzalnemu. Zostaję tu jeszcze na chwilę, przykładając ucho i przecierając oczy.

niedziela, 21 kwietnia 2024

 

Rzekła do Niego kobieta: „Panie, daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać” (J 4,5-42). Wielokrotnie próbowałem wyobrazić sobie scenę spotkania Chrystusa z Samarytanką. Przesuwa mi się w pamięci wiele obrazów malarskich, których wspólnym wyróżnikiem jest atmosfera niepowtarzalnej intymności i spontaniczności. W Ewangelii większość obrazów wypełniają szczelnie kłębiący się ludzie, którzy z ciekawości lub z chęci zobaczenia cudu cisną się wokół osoby Jezusa. Spotkanie przy studni wskazuje na bardzo indywidualne podejście Boga do człowieka. Samarytanka nic o przypadkowo napotkanym mężczyźnie nie wie, nawet jest zaskoczona i skrepowana Jego obecnością. Nie może się już wycofać i wrócić z niczym do domu. Pokazanie się w innej porze dnia byłoby dla niej niebezpieczne; już nie tylko poszybowałyby przykre słowa z ust innych kobiet, a może nawet kamienie poleciałby w jej kierunku. Chrystus doskonale zna jej historię. Wie czym się zajmuje, jaki jest jej status społeczny, a co najbardziej zaskakujące zna myśli ludzi na jej temat. Jest osaczona i musi skonfrontować się z prawdą. Nie można czerpać wodę ze „studni życia” przy jednoczesnym zakłamywaniu własnego życia. Jest grzeszna i potrzebuje „źródła wody żywej”. Nagle uświadamia sobie że jest w niej ktoś, kto zna ją od wewnątrz. „Skrucha wypływa z poznania prawdy” (T.S. Eliot). To spotkanie uświadamia nam niezwykle uniwersalne przesłanie. „Grzech pokrywa obraz Boga w człowieku nieczystością i zasłania go. Obraz Boga zostaje przykryty innym obrazem, który jest obrazem zwierzęcym, diabelskim. Pokuta oczyszcza i odnawia obraz. Cnota nadaje mu blask i piękno” (T. Spidlik). Chrystus wprowadza nieznajomą i bezimienną niewiastę w nawrócenie; bez tego dyskusja o obecności Boga w tym, czy innym miejscu jest tylko stratą czasu. Tą świątynią jest serce człowieka- miejsce spotkania, nawiedzenia, nasycenia życiem. Już Platon pisał: „Kto dąży do piękna, ten naśladuje tego, kto jest najpiękniejszy. Kto miłuje dobro, ten szuka tego, kto jest dobrem…” Piękno, Dobro, Miłosierdzie stoi przed nią- w bliskości o której mogli sobie pomarzyć Prorocy włóczący się za Bogiem, czy wdrapujący się na wysokie góry, aby choć przez chwilę poczuć obecność Niepoznawalnego. Ile jest dzisiaj takich ludzi, którzy mówią że nie są spragnieni. Czy ich pragnienie Źródła wyschło ? Przy studni czeka Pan także na współczesne samarytanki. One doskonale wiedzą, że źródło istnieje, i szukają je, ale zapomniały, że bije ono z Tego, który nieustannie prosi, aby dać Mu pić. Źródło nie jest czymś urojonym, to człowiek jest zagubiony i zdezorientowany, ciągle przychodząc nie w porę. On ciągle czeka przy studni- Bóg tęskniący za człowiekiem. Dzisiaj Jego studnia jest Kościół- „miejsce pokrzepienia”- locus refrigerii- przedsmak Raju nawodniony miłością Zbawiciela. Kiedy nas swojej drodze życia spotka się Chrystusa, to pozostawia się swój dzban na brzegu studni i biegnie się ile tylko sił w nogach i piersiach, aby wykrzyczeć innym: „Czyż On nie jest Mesjaszem ?” Cerkiew tradycji bizantyjskiej stawia przed nasze oczy jeszcze jedną grzesznicę, której Bóg daje łaskę nawrócenia i świętości. Jest nią prostytutka i opętana przez demony Maria Egipcjanka. Będąc w Jerozolimie, kierowana ciekawością, poszła za wszystkimi do świątyni Zmartwychwstania Pańskiego. Gdy próbowała przekroczyć próg, jakaś niewidzialna siła nie pozwalała jej tego uczynić. Zrozumiała wówczas, iż nie jest godna by wejść do środka. Zapłakała widząc głębię swego upadku. Zrozpaczona podniosła oczy i nad wejściem zobaczyła Maryję. Zawołała do Niej: „Skoro Twój Syn mnie odpycha, Ty mnie przyjmij! Pozwól mi ujrzeć drzewo, na którym dokonało się także moje zabawienie!” Wyrażąjąc skruchę za grzechy młodości, Maria udała się na pustynię, gdzie w samotności, poście, modlitwie i łzach spędziła czterdzieści osiem lat. Pustynia i źródło Wody Życia, zrodziło ją jako amma, czyli duchową matką zagubionych i spragnionych Boga. Mnich Zosima znalazł jej martwe i wyrzeźbione ascezą ciało, które strzegły lwy. Spoczywała z rękami złożonymi na piersiach i z twarzą zwróconą ku wschodowi, a u wezgłowia, na piasku, znajdował się napis: „Pochowaj tu, ojcze Zosimo, ciało pokornej Marii, oddaj proch prochowi. Módl Boga za mnie, zmarłą w miesiącu kwietniu, w pierwszy jego dzień, po przyjęciu Świętych Sakramentów”.

wtorek, 16 kwietnia 2024

 

O prawosławiu tak wiele mówi liturgia i ikona, te dwie jakże estetyczne i mistyczne rzeczywistości dostarczają niezapomnianych przeżyć i stanowią kwintesencję chrześcijaństwa ludycznego, przenikniętego pięknem i drganiem wieczności. „Gdy wychodzi z cerkwi, gdzie we wspólnocie stołu miłości, we wszystkich swych bliźnich widzi braci”- czytam u Gogola w medytacjach nad Boską Liturgią. Prawosławni modląc się zawsze mają skierowany wzrok na ikony- malarstwo modlitwy i świetliste okna, przez które próbują podglądać świat zanurzony w Bogu. To kształtuje zbiorową duszę narodu poderwaną muśnięciem Ducha i wykarmioną przez wieki tęsknotą za wyłaniającym się ikonopu Obliczem Miłości dotykalnej i zbawiającej. „Drewniana deska staje się żywym organem, miejscem spotkania miedzy Stwórcą a ludźmi”- pisał Kiriejewski. Oczy mimowolnie chłoną świętość zstępującą na podobieństwo światła migotliwej lampady lub wotywnej świecy. Dla wiernych ikona, to coś więcej niż tylko pobożne malarstwo, czy jakieś dewocyjne uzupełnienie religijnej tradycji domowej przestrzeni. Ikona to obecność i postrzegalne zmysłami przedstawienie Chrystusa, Bogurodzicy i świętych których bliskość przybiera szczególny wymiar współbytowania i współegzystowania na granicy dwóch światów. W ikonie dokonuje się wyznanie wiary pomiędzy Patrzącym na mnie i mną odpowiadającym na blask zapraszającego do modlitewnej wymiany spojrzeń. „Ogromne, nieruchome oczy widzą świat nadprzyrodzony. Najistotniejsze w twarzy jest spojrzenie rozświetlone od wewnątrz przez Boży płomień, a spoczywający na nas wzrok jest wzrokiem ducha”(P. Evdokimov). Dialog wyłania się z milczącego trwania naprzeciw. Jakże po dziś dzień wydają się urokliwe chłopskie chaty, stanowiące część topografii krain od Grecji po Ruś, gdzie w sercu domowego zacisza znajdują się święte ikony- otulone haftowanymi ręcznikami; przeniknięte wonią kadzidła i wytarte od ust składających na nich pocałunki. Spoglądam na obraz Maksimowa pt. Czerwony zakątek w chacie, gdzie artysta przenosi nas do drewnianej izby, której diagonalną oś perspektywy wyznacza święty kąt. Jakby artysta chciał zaprosić widza do wejścia w przedwieczorny czas modlitwy. „W ciemnych zakątkach izb stoją stare ikony jakby kamienie milowe Pana Boga, a blask małego światełka wychodzi poza ich ramy jak dziecko błąkające się w gwieździstej nocy. Ikony te są jedynym punktem stałym, niezawodnym znakiem na drodze, i żaden dom nie może się bez nich obejść” – pisał w swoich wspomnieniach z Rosji Rilke. Wszystko przenika atmosfera modlitwy i błogosławionego bezruchu w którym jedynie ikony zaczynają żyć swoim życiem. Trzy tygodnie temu otrzymałem ikonę Zmartwychwstania Chrystusa, wydobytą z pod gruzów zbombardowanego domu na Ukrainie. Milczący świadek okrucieństwa i śmierci. Zachowała się cała, stanowiąc opowieść o historii ciągle oczekującej na blask przemienia ludzkich dusz.

niedziela, 14 kwietnia 2024

 

Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce (J 10,11). W Ewangelii wszystko dojrzewa do przyjęcia i przeżywania miłosierdzia. Wbrew pragmatycznej logice naszego świata, Bóg zwraca uwagę na detale-  zagubienie owieczki za na pustyni i egzystującej na peryferiach owczarni. Duchowa wiosna i pękanie pączków duszy, to krajobraz poszukiwania i odnalezienia. Dotykam wyobraźnią kamienistego urwiska trapionego gorączką. „Człowiek chce uciec przed dręczącym problemem zła w sferę neutralną i tym zamaskować swoją zdradę Boga”(M. Bierdiajew). Otwieram oczy i widzę w ciemnej szczelinie, przerażoną owcę i pasterza uspokajająco kładącego dłoń na jej nerwowo rozkojarzoną głowę. Przerażenie, a po chwili zstępująca nań łaską i czułość, przenikają się, tworząc jakże wymowny obraz losu zamkniętego w sercu miłującego Boga. Ciepło Jego dotyku uspokaja i zdejmuje szatę lęku. „Nie mów, że jesteś słaby, powiedz że jesteś grzesznikiem !”- przekonywał św. Jan Chryzostom. Każdy jest dla Niego ważny, nawet wtedy kiedy roztrwonił nadzieje i naraził się na niebezpieczeństwo utraty życia. „Jakże tajemniczym chrztem są te łzy, które z trudem powstrzymujemy, kiedy twarz miłości pojawia się w naszym spojrzeniu, odsłaniając nam świat, o którym myśleliśmy, że być może został zniesiony, i do którego teraz czujemy, że należymy wszystkimi włóknami naszej istoty. Świat ducha i jakości, ciszy i jasności”(M. Zundel). Nawrócenie i radość Boga, porzucenie rozpaczy i droga powrotu, stanowią sens i najważniejsze przesłanie tej przypowieści. „Bracia nie bójcie się grzechu ludzkiego, miłujcie człowieka i w grzechu jego, albowiem jest to podobieństwo Bożej miłości i szczyt miłości na ziemi”- powie Dostojewski ustami starca Zosimy. Człowiek istota wolna i paradoksalnie dramatyczna, uwikłana w pokusie ucieczki i grzechu, zawsze jednak może odnaleźć ścieżkę do domu. „Pokuta człowieka jest ukoronowaniem nadziei Boga- pisał Ch. Péguy – Oczekiwanie na tę pokutę stało się źródłem nadziei w Bożym sercu, sprawiło, że narodziło się nowe uczucie, uczucie nie znane dotąd sercu samego Boga, Boga odwiecznie młodego. Ta pokuta była dla Niego, w Nim, ukoronowaniem nadziei. Ponieważ wszystkich innych Bóg kocha miłością. Tę jedną owieczkę Jezus umiłował także nadzieją.” To również parabola naszego życia i przewrotności; przesuwania granic wolności i testowania cierpliwości Tego, który domaga się od nas rozważnej i odpowiedzialnej wiary.  

czwartek, 11 kwietnia 2024

 

Człowiek szczyci się znajomością tak ogromnej ilości przeczytanych książek, naukowych rozpraw,  zdigitalizowanych dzieł kultury, zapisanych na setkach stron cytatów -  fragmentów myśli wykradzionych genialnym umysłom, których dociekliwość wyznaczała intelektualne granice przekraczanych ukradkiem historycznych epok i przestrzeni intelektu; gdzie wobec ich rozpiętości i ciężaru, przeciętni kapitulowali w ułamku sekundy. „Ziemia jest pokryta nową rasą ludzi, którzy są zarówno wykształceni, jak i analfabetami, opanowali komputery i nie rozumieją już nic o duszach, a nawet zapominają, co kiedyś oznaczało takie słowo.” Inteligencja opakowana wiedzą, może być samotna w zgiełku napęczniałych spraw i konfrontacji z prawdami wobec których intelekt staje się bezradny i wygnany na rubieże. Ale to nie zaludnienie umysłu ideami i mądrością opasłych woluminów, czyni wytwornie pięknym, lecz spotkania z ludźmi pozostawiającymi jakiś niemożliwy do sprecyzowania niedosyt i niezmywalny ślad na duszy. „Nie wolno rezygnować z niczego, co przypadkowe” – zwykł mawiać malarz przyprószonych mgłą i światłem pejzaży Turner. Najbardziej rzeźbią moje odczucie świata ludzie przypadkowi i prostolinijni, napotkani na skraju dróg, zwolnieni z przymusu nakładania masek i podtrzymywania sztucznych konwenansów, które wydają się dzisiaj w cennie kapryśnych konsumentów błazenady oraz cukierkowatego pochlebstwa. Ewangeliczni prostaczkowie i żebracy miłości – utalentowani w nasłuchiwaniu szeptów aniołów. Wolni od krzyku i buntu, transparentni w każdym centymetrze swojej cielesności przeistoczonej światłem porannego przebudzenia w słońcu. Ludzie wyłaniający się z ciszy i niewidoczności, wydają się najbardziej uprzywilejowanymi obywatelami ziemi i wdzięcznymi przyjaciółmi Boga. Towarzyszy im świetlista aura wędrowców przemierzających ukwiecone peryferia Raju. Ich odczucia nie poddają się prawu materii i nie są płytkim towarem na sprzedaż. Obywatele nieba, budzący z marazmu i nicości zagubionych na bezdrożach egzystencji. Bezimienni z uśmiechem na ustach i żarem ognia w oczach, nie pozwalających minąć ich niezauważenie. Piękne istoty o wyrazistych twarzach, stojące twardo i nieporuszenie naprzeciw wulgarności życia. „Życie duszy – pisała H. Arendt – z całą swoją intensywnością znacznie lepiej wyraża się w spojrzeniu, westchnieniu i geście niż w mowie.” W tumulcie egoistycznego gatunku poruszają się istoty subtelne, delikatne, a zarazem zdolne dźwigać na ramionach ciężary innych – pozostawione na rozwidlonych drogach życia. Z urodzenia grzesznicy, a z łaski Bożej utalentowani powiernicy miłości. Ikony odsyłające ku tajemnicy świata, wyrywające z oparów lenistwa, rezygnacji i brzydoty. Święci puszczający latawce i przypatrujący się roztańczonym na wietrze kwiatom, wbrew napuszonej trywialności spojrzeń i sądów ogłupiałych przeciętnością i biegnących na oślep mas. Arystokraci ducha i niedoścignione wzory o których można śmiało powiedzieć, iż są równie piękni jak Bóg który ich utkał w ósmego dniu stworzenia. Spoglądam na nich zazdrośnie i ukradkiem. Przenika mnie mądre pouczenie pewnego starca „Nie da się latać na cudzych skrzydłach. Musisz wyhodować własne.”

niedziela, 7 kwietnia 2024

 

Powiedział mu Jezus: „Uwierzyłeś dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś. Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”( J 20, 29).

Wiele razy próbowałem sobie wyobrazić przerażonych, zrezygnowanych uczniów zabarykadowanych przed światem. Poczuli się naprawdę osieroceni i samotni. Mistrz był dla nich wszystkim; dopiero teraz sobie to uświadomili w całej pełni. Roztrzaskane serca i rozproszone nadzieje. Ostatnie chwile bycia z Jezusem przemykały przez ich myśli w setkach różnych odsłon i skojarzeń; pewnie właśnie teraz coś do nich zaczęło docierać. Jednak pozostał paraliżujący serce strach. Marzyli o spokoju i pytali siebie jeden przez drugiego: Co z nami będzie dalej ? W to napięcie wchodzi zmartwychwstały Pan. Pokazuje im swoje rany i pozwala się nawet dotknąć. Wyprowadza ich z lęku, tak jak wtedy kiedy sparaliżowani siedzieli w łodzi bojąc się rozszalałego żywiołu wody. Dlatego Ewangelista- umiłowany uczeń Jan, a zanim napełniony entuzjazmem Wielkanocy Kościół wyzna: dotykaliśmy Go własnymi rękoma ! Ciało, które było martwe, złożone w grobie, owinięte całunami- jawi się przed nimi zmartwychwstałe- ożywione tchnieniem Ojca. Często czytamy ten paschalny fragment Ewangelii przez pryzmat „szkiełka i oka”. Wielu teologów w wątpliwościach Tomasza i chęci zobaczenia Chrystusowych ran, wyprowadzało dowód przeciwko sceptykom i rozgadanym krytykom chrześcijańskiej doktryny.  Ale Tomasz nie był niedowiarkiem, był w stu procentach wierzącym tak samo jak pozostali uczniowie którym dane było spotkać Mistrza. On zareagował w taki sposób jak każdy inny człowiek- chcę Go ujrzeć ! Czy to tak wiele ? Te rany są potrzebne Kościołowi, zabezpieczają pobożną teologię przed zapomnieniem o odkupieńczym akcie Chrystusa. Nietzsche przeklinał Krzyż jako „najgorsze ze wszystkich drzew”, ale to drzewo odcisnęło niezatarte ślady na ciele ukrzyżowanego Bogaczłowieka. Do niego był przytwierdzony bezradny i osamotniony Baranek. Z Krzyża nie przeklinał swoich oprawców, lecz błogosławił. Ostatnie słowa były potwierdzeniem miłości i przebaczenia. Rany pozostały ! To, co budzi wstręt, najgorsze skojarzenia i ból- stało się stygmatami miłości i światła. Kościół musi nieustannie wkładać palce w miejsce ran Chrystusa, aby móc zrozumieć ogrom Jego miłości i wielkość Zmartwychwstania. Dzięki tym ranom odniesionym w boju, rozpoznamy Pana kiedy przyjdzie w Paruzji. Na końcu czasów otworzą się rany Zbawiciela-Sędziego i wytryśnie z nich miłość; dla jednych źródło życia wiecznego, dla innych niewyobrażalnego cierpienia. Chrystusowe rany są odpowiedzią na ludzką obojętność i pogardę. Rany są znakiem miłości, nawet wtedy kiedy tego nie rozumiemy i wydaje nam się to tak tragiczne, iż nie możliwe do przyjęcia. W tych znakach, podpierając się słowami starca Siluana z Athosu: „Bóg kocha wszystkich nieskończoną miłością”.

sobota, 6 kwietnia 2024

 

Ostatnie kilkanaście dni wzniosło w moim wnętrzu silne przeświadczenie, iż życie wymaga nieustannych korekt, twardych decyzji, porzucenia miejsca w którym się osiadło i poczuło pozornie bezpiecznie. To przynaglenie było nieobce biblijnym patriarchom, prorokom i gwałtownikom proklamującym na dachach zaryglowanych domów, że Bóg jest prawdą, sensem, miłością i największym z możliwie upragnionych bogactw. Czasami dobrze opuścić oswojone przez siebie miejsce, aby wejść w przestrzenie w których rysują się przepastne tajemnice Obecności. Każdy ma prawo do samotności, aby pod jej naporem porzucić zbędne balasty przyzwyczajeń i zmurszałych schematów myślenia i działania. „Człowiek nie rodzi się dla szczęścia. Człowiek może zasłużyć na szczęście cierpieniem. Tylko cierpieniem. Takie jest prawo naszej planety”- kreślił drżącą dłonią Dostojewski. Czasami trzeba obrać nową ścieżkę, przekroczyć próg domu i poszukać nowych studni przy których orzeźwienie staje się na powrót świętem. Kiedy przekraczasz pewien rubikon, przyciszasz głos, aby usłyszeć kroki Tego, który w danej chwili niesie ciebie na swoich ramionach. „Im bardziej zbliżasz się do światła, tym bardziej wiesz, że jesteś pełen cieni” – pisał Ch. Bobin. Niezakorzenienie to słowo oddające coś z twórczego niepokoju który mi towarzyszy pod wpływem dziejących się obok i zarazem przetrącających mnie wewnętrznie wydarzeń. Mocuję się jak Jakub z Aniołem i dźwigam na sobie brzemię którego hiobowy ciężar i próba, jest błogosławionym stanem duchowego oprzytomnienia i łaski. Wobec tak piętrzących się doświadczeń jedna rzecz wydaje się najbardziej realistyczną z rozwiązań; przezwyciężyć je bądź mieć w nich swój udział. Filozofia Bierdiajewia nauczyła mnie otwartości na wolność i delikatne muśnięcia Ducha: „Chrystus zapragnął dobrowolnej miłości ze strony człowieka. Nie może nigdy do niczego zmuszać, a Jego Oblicze zawsze jest zwrócone ku naszej wolności. Bóg przyjmuje do siebie wyłącznie ludzi wolnych. Oczekuje od człowieka miłości dobrowolnej.” To genialne przesłanie roztoczyła przede mną mądrość prawosławia w której to odbiór tajemnicy Boga dokonuje się w głębi osobowego jestestwa człowieka, szarpanego przez zewnętrzne przeciwności losu. Pełne nadziei wydaje się przynaglenie, aby rozsiąść się na stromym szczycie wieczności i czekać na świetliste Oblicze Mistrza, wobec którego święty Piotr zaczął się jąkać i chciał pośpiesznie stawiać namioty. Modlę się słowami Psalmisty: „Ześlij mi Twoją światłość i Twoją prawdę: one mnie powiodą i zaprowadzą mnie na Twoją świętą górę.”

poniedziałek, 1 kwietnia 2024

 

Zobaczyć i uwierzyć ! Trwamy w radości zmartwychwstania Pańskiego, a lektura fragmentów Ewangelii umacnia naszą pewność, że On żyje ! Kobiety przepełnione wiarą w obecność żywego Chrystusa stają się pierwszymi apostołkami- głosicielami radosnej nowiny. Kościół przeniknięty blaskiem poranka wielkanocnego podejmie to pełne duchowej eksplozji przesłanie: „Pascha piękna, Pascha, Pascha Pańska ! Pascha najczcigodniejsza nam zajaśniała ! Pascha, radośnie obejmijmy jeden drugiego... Bowiem dzisiaj z grobu, jak z pałacu, zajaśniał Chrystus. Niewiasty radością napełnił, mówiąc: „Głoście apostołom !” Pan zostawia niewiastom dwa kluczowe słowa przesłania: radość i proklamacja. Pascha jest „wybuchem radości... Jest to eksplozja kosmicznej radości wywołanej triumfem życia po wszechogarniającym żalu po śmierci- śmierci, którą Pan życia musiał przecierpieć, kiedy stał się człowiekiem...” (D. Staniloae). Ale nawet dzisiaj – podobnie jak dwa tysiące lat temu, radość z bliskości Żyjącego, może zostać przesłonięta kłamstwem, niedowierzaniem, sceptycyzmem, pogardą, a nawet ideologiczną przemocą. Tak jak niegdyś faryzeusze próbowali sfabrykować i zaciemnić fakt nieobecności Chrystusa w zapieczętowanym, tak również i dzisiaj nie brakuje ludzi których oczy spowite są niepoznaniem, ciemnością i przekupstwem. Świat chciałby uczynić z Kościoła socjologicznie poprawną dystrybucję dóbr, ale bez opowiadania o Bogu. „Pozbawcie chrześcijaństwo tej paschalnej radości, zabierzcie mu Paschę – pisał A. Schmemann- i co pozostanie ? Pozostanie dręczące wspomnienie o dziwnym Nauczycielu, pozostaną Jego słowa o miłości i pokorze, pozostanie smutna historia jeszcze jednego tragicznego niepowodzenia. Pozostanie cyniczna myśl: Co może to kazanie miłości i braterstwa w świecie, gdzie mimo wszystko triumfują piłaci, judasze, faryzeusze i naczelnicy, gdzie wszystko zbudowane jest na sile, na strachu, na przymusie ? I prawdę mówiąc właśnie to chcą udowodnić od niepamiętnych czasów wszyscy wrogowie Chrystusa i chrześcijaństwa.” Pomimo tych ludzkich sprzeciwów, naigrywania się i perfidnego śmiechu zwątpienia, radość detonuje twardą skamielinę wielopokoleniowej krótkowzroczności. My jesteśmy świadkami Jego Zmartwychwstania. Nie pozwólmy żeby ktoś nam zamknął usta, aby prawda o największym cudzie została zagłuszona pomrukiem bezbożności. Największą bronią chrześcijaństwa jest odważna wiara i życie w „stanie szczęśliwości paschalnej.” 

 

niedziela, 31 marca 2024

 

Wzeszło na horyzoncie Słońce Nieśmiertelności; Jego blask uświęca oczy niedowiarków i budzi zmarłych na cmentarzach świata. „Oto dzień, który Pan uczynił. Jakże inny od tych dni, które się zaczęły wraz z początkiem świata i które odmierzamy biegiem czasu. Dzień Pana jest początkiem nowego stworzenia...” (św. Grzegorz z Nyssy). Wydarzenie Zmartwychwstania Chrystusa jest sercem całej teologii, liturgicznego uniesienia, piękna utrwalonego w sztuce, energii życia poruszającej ciało- Kościół otulony światłem rezurekcyjnego poranka. „Święto świąt i uroczystość nad uroczystościami.” To przyjęcie przez każdego wierzącego paschalnej radości, którą w całej głębi oddają słowa podniosłej antyfony: Christos anesti ek nekron... wyraża się w nich epicentrum radości całego stworzenia od nadmiaru życia i łaski. Tej podniosłej chwili nic i nikt, nie jest wstanie zdyskredytować lub w jakikolwiek sposób pomniejszyć. „Zmartwychwstanie- pisze N. Chatzinikolaou – przeobraziło krzyż i śmierć Chrystusa w symbol zwycięstwa i życia. Ale nie tylko dla Niego, lecz także dla nas. Chrystus nie zmartwychwstał po to, aby zmusić nas do uznania Jego boskości, ale żeby dać nam życie wieczne.” Jego zmartwychwstanie jest zapowiedzią naszego powstania martwych i zniszczenia zamykającej ciało grobowej płyty. „Zmienia się porządek rzeczy: grób pochłania śmierć, a nie zmarłego, dom śmierci staje się mieszkaniem życia” (św. Piotr Chryzolog). Jesteśmy poderwani w przypływie radości i niewzruszonej wiary do oznajmienia światu najpiękniejszego i najpotężniejszego przesłania wiary: Chrystus żyje, a śmierć traci swoją moc zniszczenia. Trzeba z głęboką wiarą kontemplować to Święto Życia; otwiera się ono bowiem dla tych, których oczy i serca są przemienione. „Zmartwychwstanie nie narzuca się- pisał O. Clement- Nie ukazuje się władcom tego świata, objawia się tylko tym, którzy przyjmują Go w wierze i miłości. To nie Zmartwychwstanie wzbudza wiarę, to wiara pozwala przejawić się Zmartwychwstaniu. Jezus woła nas delikatnie, jak zawołał Marię Magdalenę- a ona dopiero wtedy obróciła się, jej serce się poruszyło, rozpoznało Go.” Kościół jest ciągle w drodze na której spotyka Żyjącego, który zachował znaki swojej męki. Kroczy zwycięski rozpromieniając ludzkie przygnębione twarze; czyniąc je świetlistymi. W tym szczególnym dniu- pełnym łaski, pragnę złożyć wszystkim szczere życzenia. Przede wszystkim odwagi wiary i wychylenia ku cudownemu światu Boga. Pozdrawiam wszystkich ludzi dobrej woli słowami św. Serafina z Sarowa: „Chrystus Zmartwychwstał radości moja !”

sobota, 30 marca 2024

 

Pascha Pana ! Jeszcze raz powiem: Pascha, ku czci Trójcy. Dla nas jest to święto świąt, uroczystość uroczystości, która przyćmiewa wszystkie święta- nie tylko ludzkie i doczesne, lecz także święta samego Chrystusa, które obchodzi się ku Jego czci- tak jak słońce zaćmiewa gwiazdy (św. Grzegorz z Nazjanzu).

Wielka Sobota- dzień uroczystego Szabatu Boga. Milczenie spowija grób i ludzkie serca; święty bezruch który za chwilę przemieni się w pełną splendoru i radości liturgię Wigilii Paschalnej. Kościół zatopiony w kontemplacji, oczekuje chwili w której otworzą się „bramy Raju,” kiedy drzwi kościoła i carskie wrota ikonostasu zostaną rozpostarte dla tych którzy oczekują zstąpienia Słońca. „Głęboka cisza ogarnia stworzenie w spoczynku- pisała M. Vres - Lecz Bóg Ojciec, współczujący, działa dalej. Życie zstępuje w otchłań śmierci wypełniając swym blaskiem najciemniejsze jej dno. Owocowanie ziarna wrzuconego w ziemię, które obumiera w swej pierwotnej postaci, by powstać do życia nowego i wiecznego.” Chrystus złożony w grobie odpoczywa, po tak wielkim boju, który dokonał się na drzewie kaźni. Zranione Jego dłonie, bok i nogi, są świadectwem dramatu, który zgotowała mu ludzkość; odciśnięte niczym pieczęć w pamięci Kościoła, staną się znakami chwalebnego zwycięstwa nad śmiercią i królestwem demona. „Dzisiaj grób ogarnął Tego, który w swojej dłoni trzyma całe stworzenie, kamień okrywa Tego, który niebo okrywa pięknością, śpi życie i drży otchłań.” W sobotę dokonuje się jedynie to, co wyrażają słowa chrześcijańskiego Credo- „zstąpił do piekieł”. Zstąpienie do piekieł widziane oczyma wiary, stanowi jedno, powiązane i komplementarne wydarzenie: męki, śmierci krzyżowej i zwycięskiego zmartwychwstania. „Nie można zmienić świata. Można jedynie zejść wraz z nim do piekieł. Jeśli jednak to miłość schodzi do piekła, wnosi weń nadzieję, przekracza stan całkowitej samotności”(F. Dostojewski). To właśnie czyni Chrystus, przekraczając granicę Otchłani. Krzyż i zmartwychwstanie ukazują się w tej perspektywie jako dwa oblicza tego samego Misterium. Tę właśnie jedność Chrystusowej Paschy wyraża ikonografia chrześcijańskiego Wschodu, przedstawiając Anastasis jako zstąpienie i wyjście z Otchłani: Chrystus kruszy bramy krainy zmarłych, dźwiga Adama i Ewę za rękę i wprowadza wszystkich oczekujących Go do królestwa życia. Słowa radosnego Troparionu powtarzane wiele razy, oddają podniosłość tego misterium wiary: „Chrystus powstał z martwych, śmiercią podeptał śmierć, i będących w grobach życie dał”. W ten sposób każdy wierzący może z właściwą dla siebie wrażliwością, kontemplować tajemnicę zbawienia, która stanowi jakże ważną prawdę o ostatecznej perspektywie życia w Bogu. Tu ciemność zostaje ostatecznie pokonana, ponieważ grzech został ugodzony w samo serce. Bunt Adama który stał się przyczyną strącenia w ciemność, teraz zostaje rozświetlony obecnością zstępującego Życia. W apokryficznej Ewangelii Nikodema czytamy: „I ujrzałem, że Pan Jezus Chrystus nadchodzi w chwale światła, w pokorze, wielki, a jednak skromny, trzymając w dłoni łańcuch pętający szyję Szatana i jego związane plecami ręce, i wtrąca go na powrót do Tartaru, a wsparłwszy świętą stopę na jego szyję, rzecze: Dziś skazuję cię na wieczny ogień.” Wielka Sobota stanowi już antycypację wydarzenia wielkanocnego – centrum chrześcijańskiego obchodu- Nocy triumfu- w czasie której w Paruzji może nadejść Pan. Otchłań napełnia się światłem i chwałą zmartwychwstania. „I samo piekło staje się Kościołem” (H. Balthasar). Wszystko zostanie zapłodnione życiem i światłością. Tak jak od światła świat zaczął istnieć jako przygotowany do wejścia w relację z Bogiem, tak światło Chrystusa Zmartwychwstałego oświeca ciemności ludzkich serc, i pozwala na nowo uchwycić oczom duszy, wielką eksplozję życia, które rozsadzi kamienny grób. „Oczyśćmy zmysły, a ujrzymy Chrystusa Jaśniejącego- będą opowiadać o tym apofatycznym wydarzeniu teksty liturgii wschodniej- w niedostępnym świetle swego Zmartwychwstania. I usłyszymy wyraźnie jak mówi: Witajcie !”

piątek, 29 marca 2024

 

Wielki Piątek. Wszystko jest spowite ciszą która przeszywa tkankę zaganianej codzienności. Osie teologii są odwrócone. „Świat zaczyna wyobrażać sobie siebie w ludzkiej zadumie”(G. Bachelard). Perspektywa bólu i śmierci, wbrew tragizmowi rozmyślań, spowita jest nadzieją i światłem przebijającym zlegający mrok. Śmiech szyderstwa i przeraźliwy rechot demona zostaje zmiażdżony triumfem miłości; pęknięciem ludzkich serc i rozdarciem zasłony świątynnego Przybytku. „Trzeba nam było, aby Bóg wcielił się i umarł, abyśmy mogli ożyć”- twierdził św. Grzegorz Teolog. Miniatury z których buduje się ewangeliczny obraz Pasji, stają się częścią większej całości- darem chwili i ekonomią miłości- odsłaniającym trudną do zrozumienia pedagogię Odkupienia i Zbawienia. „Milknie sakrament ustępując miejsca zdarzeniu, które dało początek wszystkim sakramentom”(R. Cantalamessa). Liturgia poprowadzi nas przez urwisko cierpienia. „Smutna jest moja dusza aż do śmierci”(Mk 14,34). W dramatycznym rozproszeniu myśli i paraliżującym wolność strachu uczniów, chowających się po kątach z obawy o własne życie- egzamin z płochej lojalności jest jedną z wielu prób przez które chrześcijaństwo będzie musiało przejść, aby rozpoznać dowody wiary za pomocą przepełnionego ogniem serca. Trzeba pójść pod prąd racjonalności, aby stanąć naprzeciw Jezusa ugiętego pod ciężarem krzyża. „Ukrzyżuj Go !” Ten wściekły krzyk tłumu nie przestał rezonować ani na moment. Jego wulgarność i determinacja w uśmiercaniu Boga, spowija umysły wielu nam współczesnych. „Bolesny pesymizm przeżera korzenie życia i to jest właśnie piekło serca, serca walczącego z nieistniejącym Bogiem, ku któremu człowiek krzyczy w swojej rozpaczy”(P. Evdokimov). W ferworze spragnionego krwi motłochu i grze kłamstw, zapada wyrok skazujący. Getsemani i Golgota- teatr powtórnej pogardy, rozgrywa się na naszych oczach w wyszydzeniu i wdeptaniu Go w niepamięć historii. „Stwórca świata wydany w ręce nieprawych. Przyjaciel człowieka podniesiony na drzewie, aby uwolnić więźniów znajdujących się w otchłani i wołających: Wielce cierpliwy Panie, chwała Tobie”(Stichera). Ciało Ptaka rozciągniętego na przestworzach, wygiętego w konwulsyjnym ruchu zstępującej nań miłości. „Rozpostarł swe opiekuńcze skrzydła, aby pod nimi zgromadzić w pokoju wszystkie narody obu części świata”(Laktancjusz).  Jest to jedyny dzień w ciągu roku, gdzie nasze oczy zostają zawłaszczone przez narzędzie tortury, a usta zostają przynaglone porywem uczuć, aby złożyć na nim swój pocałunek. „Krzyż uzupełnia fragmentaryczny sens tego świata, który ma znaczenie, gdy jest postrzegany jako dar posiadający swą wartość, ale jedynie relatywną i nie absolutną. Krzyż objawia przeznaczenie świata, który Chrystus prowadzi do przekształcenia w Bogu… Cały świat jest darem Boga i przez krzyż cały świat musi być przekraczany w Bogu. Tylko w Chrystusie to znaczenie krzyża jest w pełni objawione”(D. Staniloae). Później On jest oddany w nasze ręce, przytulony i obmyty łzami. Ciało wydane kochającej Matce i w dłonie grzesznego Kościoła, który na ołtarzach świata będzie antycypował Jego śmierć, zstąpienie do Otchłani i triumfalne Zmartwychwstanie. Piękno wzgardzone i oszpecone, stanie się wstępującym Słońcem.

czwartek, 28 marca 2024

 


Liturgia Wieczernika utkana jest z drgania czasu, rytów, figur i symboli -  które stopniowo będzie Chrystus odsłaniał swoim uczniom w ten wyjątkowy wieczór sederu. „On jednoczy nas ze sobą, prowadząc do Ojca- pisał J. Corbon- aż będziemy żyć Jego życiem.” Kościół po wielkopostnej wędrówce przychodzi do źródła, aby się pokrzepić, nasycić i nakarmić Bogiem. Przenosimy się w czasie do przestrzeni, gdzie powietrze przenikał zapach wypieczonych chlebów, korzennych potraw i wina czekającego na rozlanie do glinianych kubków. Podniosłość tej chwili jest niewyrażalna w słowach i jej nieprzeniknione trwanie, może jedynie oddać pośpieszność bicia serca dziecka, czekającego na upragniony prezent. Teologia obłaskawiona Obecnością pokornieje przywołując spojrzenia, gesty i słowa Mistrza. „Cisza zaległa wieczernik. Nastrój panujący w izbie daleki był od radosnego uniesienia, które powinno być w ten wieczór udziałem biesiadników- pisał Brandstaetter w Jezusie z Nazaretu- Smutne były twarze apostołów czekających znużoną cierpliwością na znak rozpoczęcia wieczerzy, smutnie szeleściła zasłona poddająca się bezsilnie ciepłym uderzeniom wiatru…Smutnie kołysały się płomyki lamp, napełniające izbę zapachem oliwy, zmieszane z zapachem wody miętowej, którą skropiono podłogę.” Jezus trwał w milczącej modlitwie. Następnie wstał i niczym niewolnik, obmył swoim uczniom nogi: „On, który obłokami przyodziewa niebo, przepasuje się ręcznikiem i klęka, aby sługom umyć nogi. On, w którego ręce oddech wszystkich żyjących- słyszymy w liturgicznym hirmosie. Konsternacja i zdumienie rysowało się na twarzy Piotra i pozostałych. Gest miłości który uczyni chrześcijaństwo rewolucyjnym wobec zasklepionego w egoizmie świata. Po zachodzie słońca, co najbardziej paradoksalne, rozpoczyna się czas łaski i zdrady- Sakramentu i zaparcia Judasza. „Co oznacza ten ryt który będziemy tej nocy celebrować ?”(Wj 12,26). Dlaczego ten wieczór jest inny od pozostałych ? Zapewne takie pytania postawił święty Jan (spoczywający na piersi Mistrza)- dając zadość uświęconej tradycji przodków, pozwalając tym samym zrozumieć późniejszym wyznawcom Chrystusa, że „to co robimy, jest anamnezą lub liturgią historii. Jest sakramentem, który aktualizuje wydarzenie”(św. Augustyn). Pascha rozpoczyna się w miejscu tęsknoty, gdzie rozsiadli na matach w Sali na górze Apostołowie, staną się świadkami Misterium Nowego Przymierza. Oni wezmą w dłonie najbardziej kruchą materię świata, a ona stanie się świetlistą Obecnością - Ciałem i Krwią Boga. Owoc zdjęty z krzyża stanie się „Pokarmem nieśmiertelności,” a  czasza napełniona winem - Krwią wytryskującą z boku ugodzonego Baranka; pokrzepieniem wędrowców w drodze do Królestwa Niebieskiego. Po uświadomieniu sobie mocy tak niesamowitego wydarzenia, można dopiero odśpiewać radosny Hallel. Sakrament Miłości przekraczający hermetyczność czasu i miejsca, wyraz nieprawdopodobnej hojności Boga. Manna uśmierzająca ból istnienia i napój, którego „kilka kropel krwi odnawia cały świat”(św. Grzegorz z Nazjanzu). Misterium daru i nasycenia, zaspokajający największy z ludzkich głodów. „W Eucharystii Bóg zaspokaja najbardziej podstawowe pragnienie człowieka, jego pociąg do życia silniejszego niż śmierć..”(O. Clement). Z Wieczernika można wyjść jako człowiek nasycony i przebóstwiony, lub ukradkiem pod osłoną ciemności wejść w ciemność zdrady, zwątpienia, pokusy i porzucenia Miłości. Największym powodem do smutku jest przygniatająca serce świadomość, że nawet dzisiaj, wielu z uczniów Chrystusa, potrafi zwątpić w moc tak wielkiego Daru i Tajemnicy.

wtorek, 26 marca 2024

 

Osobliwy świat Hieronima Boscha – to dokumentalny film na który wczorajszego wieczoru powędrowałem do kina. Bez popcornu i kalorycznych napojów, usadowiony w fotelu czekałem na jakiś nieuchwycony do tej pory wzrokiem detal. Pomyślałem, że poza ucztą estetyczną obcowania na dużym ekranie z arcydziełami niderlandzkiego mistrza, pojawią się treści które będą miały wydźwięk teologiczny w tych szczególnych dniach Wielkiego Tygodnia. Bez wątpienia Bosch był gorliwym chrześcijaninem i genialnym artystą wnikliwie studiującym zagadki ludzkiej natury. Napisano o nim tak wiele tekstów, przedłożono tak wiele wnikliwych interpretacji i dywagacji, to pomimo tej obfitości spojrzeń i ukradkowych zbliżeń, wydaje się człowiekiem ciągle tajemniczym i nieprzeniknionym przez wyjątkowość sztuki, która jak mniemam posiadała ówcześnie najpotężniejszą siłę przyciągania ludzkiego wzroku. Wysublimowana i ezoteryczna erudycja promieniuje z dzieł kogoś, kto na poważnie przejął się ludzkim losem i kondycją zbawienia jednostki zatopionej w społeczności pełnej wewnętrznych napięć, naporów i burz. „Toteż nic dziwnego, że obrazy tego malarza są jednym wielkim lamentem nad deprawacją chrześcijańskiego świata, który wpadł w kolejne bezwstydne szaleństwo. Nic dziwnego, że problem pokrętnych zależności miedzy pokusą zła a zbawieniem nurtował go przez całe życie” (R. Przybylski). Jego dzieła pozwalają uzewnętrznić najbardziej skryte zakamarki ludzkiej duszy, ujrzeć wepchnięte w otchłanie podświadomości myśli i pragnienia, zmierzyć się z demonami pasożytniczo konsumującymi skrawki nadwyrężonej wolności. Rebus Phantasia – nadaje obrazom Boscha szczególny wymiar kreowania i intepretowania historii oraz osadzonego w niej cieleśnie człowieka. W jednym fragmencie dzieła potrafi widza doprowadzić do moralnej rozterki, a za chwilę rozbawić do rozpuku. Przemierzam wzrokiem jego płótna i wzmaga się w moim umyśle jakże trafna myśl świętego Antoniego: „Zabierz pokusy, a nikt nie będzie zbawiony.” Bez walki duchowej, żaden człowiek nie stanie się atletą po którego wychyli się Chrystus z laurem zwycięstwa. Topografia płócien jest zagadkowa i pełna dwoistości. Rosochate i spróchniałe drzewa, pęknięte dzbany, kakofonia i diabelska muzyka instrumentów, poszarpane krajobrazy i ruiny architektury, monstrualne elementy flory i fauny, pokraczne hybrydalne istoty, opętańcze wrzaski, upiorne cienie i wszechobecna nagość ludzi – stanowią pejzaż fantasmagoryjengo szaleństwa świata, dręczonego przez głupotę i egoistyczny bunt zachłannych nieograniczonej wolności jednostek. Ten świat wciąga, ale po chwili przechodzą ciało dreszcze i chce się wziąć nogi za pas i uciekać. Już Sołowjow spostrzegł: „Nigdy twarz ludzka nie ma tego wyrazu głębokiego lęku i beznadziejności, jak ten, który czasem zaciemnia twarz zwierzęcia.” Ciągle  szukamy nowych kluczy, aby otwierać tak zakamuflowane przestrzenie szkaradnych o obezwładnionych złem istot. Aktualność tematów i towarzyszących im rozterek, zaskakuje natychmiastowo. „Talent Boscha – pisał P. Evdokimov – polegał na malowaniu ludzkiej rzeczywistości w tym stanie, w jakim ukazywała się artyście. W momencie konwulsji końca średniowiecza, przez otwarte wyłomy wdzierało się tchnienie siarki, niosąc zgiełk uwolnionych pragnień wiecznego bredzenia i majaczenia o prymitywnych rządzach. Moce, które próbuje egzorcyzmować w imię rozumu, wychodząc z ich irracjonalności i demoniczności. Człowiek Boscha jest to droga nabierająca formy długiego, nieskończonego tunelu, którym będą się inspirować Kafka i Freud. Droga jest ciemna i duszna, toteż budzi niepewność co do swego końca.” Pełna dramatycznych napięć sztuka Boscha wydaje się na wskroś aktualną. Pożar trawiący wnętrze przenika na zewnątrz świata. Do tej rozciągniętej poza czasem wizji, możemy przetransponować z łatwością dziwactwa naszego świata, odstępstwa ludzkiej natury, beztroską samowolę w eksplorowaniu granic seksualnego rozpasania i towarzyszącej jej pustki – aż po zmęczenie i krańcowy moment rozczarowania światem - samobójstwo. Pomimo nachalności zła i zmęczenia piekielnymi konwulsjami, końcowy akord jest pełen nadziei. Światłość świeci w ciemności ! Bilans leży w rękach Boga i łzach nawróconego człowieka. „Ducha swego trzymaj w piekle, lecz nie trać nadziei”- zwykł mawiać święty Sylwan z Atosu. Wzniesienie do Raju, jedna z czterech wizji z tamtego świata, ze świetlistym, cylindrycznym tunelem, przez który przechodzą nasyceni światłem i proklamujący triumfalny śpiew zbawionych: „Chwała Tobie, który objawiłeś nam Światłość.”

niedziela, 24 marca 2024

 

Świat poszedł za Nim (J 12,19).

Wielu ludzi stoi na skraju świata i jest jak gałązka palmy szeleszcząca pod naporem euforii lub zwątpienia. „Sprawiedliwy zakwitnie jak palma”(Ps 91,13). Przestaliśmy już skandować imię żywego Boga na placach miast, bo tak jest łatwiej i wygodniej- wbrew nachalności i głębi sumienia, przypominającej, że jesteśmy utkani z miłosnego oddechu Ukrzyżowanego Króla- wydanego z nas, wbrew logice świętego spokoju i obojętności. Rzeczywistość dotknięta duchową schizofrenią i odrętwieniem czynów. Ochrzczeni poganie kierujący się statystykami, wymaganiami i roszczeniami. PRAWDA stoi przed światem, ale on nie jest nią zainteresowany jak Piłat. Wybiera dla niej drogę powtórnego odtrącenia i śmierci. „Ukrzyżowany Bóg jest największym zgorszeniem dla Żydów. Bóg może być jedynie wielkim i potężnym. Kenoza była bluźnierstwem, zdradą dawnej wiary w wielkość i chwałę Boga. Taka jest żydowska religia, z której wyrosło odrzucenie Chrystusa”(M. Bierdiajew). Jedni patrzą na twarz mężczyzny, widząc w niej wszystkie prerogatywy władcy, a jeszcze inni – skazańca, niewolnika, uzurpatora, politycznego wichrzyciela, bluźniercę- uważającego siebie za JA JESTEM. „Rozciągnęli Cię na ołtarzu krzyża jakby ofiarę. Przybito Cię, jakbyś był złoczyńcą… Ciebie, który jesteś wielkością nietykalną”(Grzegorz z Nareku). Oszpecona ludzką nienawiścią i ślepotą Twarz pokornej Miłości, odbita na poszarpanej tkaninie ludzkich dusz. Tylko oślica niosąca Go na swoich ramionach, nie zwątpiła i stała się pomimo zwierzęco wrodzonej upartości, dyspozycyjnym narzędziem w drodze do wypełnienia powziętego planu zbawienia. Entuzjazm tłumu szybko zamienia się w posiedzenie sądowe. „Złorzeczą Bogu, a potem nuży ich złorzeczenie Mu. Obierają sobie innego, bardziej schlebiającego ich gustom… Prawda nigdy nie jest tak wielka jak w poniżeniu Tego, kto ją głosi”(Ch. Bobin). Im głębiej uczestniczymy w wydarzeniu Niewinnego i skazanego na Krzyż, tym wyraźniej dostrzegamy przestrzeń naszej wolności. Nie chodzi wcale, aby się ugiąć pod straszliwym brzemieniem moralnego udręczenia, ale doświadczyć opamiętania i nawrócenia. Możemy nakładać „maskę bestii” lub „naśladować Chrystusa, to znaczy przekształcać się w Chrystusa całkowicie, a następnie zstąpić do otchłani naszego świata”(P. Evdokimov). Satanistyczna teologia rozkrzyczana na dachach miast, próbuje wyrwać historii osobę Mistrza z Nazaretu i „czyni Go tak niemożliwie pięknym, że musi On pozostawać niezmiernie daleko od nędzy naszego bytowania”(T. Merton). Bóg zohydzony, wygnany i urojony- postrzegany jako projekcja maluczkich, prostaczków, sentymentalnych słabeuszy i wsteczników- pariasów anachronicznego zabobonu. Pomimo tytanicznej pracy tych którzy próbują wygnać na peryferia zapomnienia Boga i wymazać Jego imię, Sprawiedliwy otwiera ranę swego boku i miłosiernie przebacza. Prawosławni tradycji bizantyjskiej przeżywają dzisiaj Niedzielę Triumfu Ortodoksji. Chrześcijanie z osobna powracają do pytania: Czy jestem z Chrystusem, czy Go porzucam ? Wbrew zakusom zła, On nieustannie zmartwychwstaje i przypomina: „Jam jest Pierwszy i Ostatni, i żyjący”(Ap 1,17-18).

środa, 20 marca 2024

 

Dlaczego Bóg czyni wiarę tak trudną ?- pyta człowiek wobec piętrzących się wewnątrz duszy wątpliwości. Bez wątpienia wiara zakłada wolność i dialog. Jednak dla Boga ten dialog może być milczeniem rozciągniętym w czasie; pulsowaniem słów które składają się na odpowiedź wtedy, kiedy przyjdzie na to sposobna chwila. W momencie kiedy człowiek zaniecha już pytań, wtedy przychodzą odpowiedzi- niczym strumień światła przedzierający się przez szczelinę zatopionej w mroku przestrzeni. „Biegnę nieustannie w miejsca, z których uchodzisz, i nie widzę jak na mojej drodze albo w sercu śmiejesz się bezgłośnie…”(J. Grosjean). Pozwól Bogu mówić ! Ojciec pustyni Amon, powiedział: „Spójrzcie umiłowani moi, ukazałem wam, jak potężne jest milczenie, jak całkowicie uzdrawia i jak e pełni jest miłe Bogu.” Kto nie potrafi milczeć, nie potrafi też i słuchać- a tym samym nie jest wstanie udźwignąć rozmowy z Tym, który wychodzi naprzeciw niepostrzeżenie. Jakże często nie pozwalamy przedrzeć się ciszy- modlitwie wydzierającej świat od nadmiaru hałasu i roztargnienia. „Prawdziwie Pan jest na tym miejscu, a ja nie wiedziałem”(Rdz 28, 16). Odkryć Obecność ! „Dzień mojego duchowego przebudzenia był dniem, w którym zobaczyłam że wszystko jest w Bogu i Bóg jest we wszystkim”- pisała zatopiona w negotiosum silentium mistyczka Mechtylda z Magdeburga. Milczenie wyrwa z bezsilności ociężałość naszego umysłu rozbijającego się o ścianę mnożących się w nim aporii. „Panie, nie pozwól mi zapomnieć- pisał Kierkegaard- że Ty mówisz również wtedy, kiedy milczysz.” Milczenie jest „powrotem do siebie” i odkryciem w granicach własnego człowieczeństwa zstępującego nagle Królestwa Bożego „symbolem świata, który nadchodzi”(św. Izaak z Niniwy). Twórcze milczenie rodzi modlitwę- liturgię w głębinach serca- w której rozbrzmiewa już muzyka wieczności, szum wezbranego od nadmiaru pełni morza, a największy ikonograf jakim jest Duch Święty, urzeczywistnia kulturę piękna ukrytego we wszystkich bytach. „Milcząca miłość” którą w nas inicjuje Paraklet. W apokaliptycznym milczeniu zamykającym czas historii i czasu, świetlisty Posłaniec szepta do ucha świętemu Janowi Teologowi: „Widziałeś Oblubienicę Baranka ? Zobaczyłeś Ducha !”

niedziela, 17 marca 2024

 

Łazarz, przyjaciel nasz, zasnął, lecz idę, aby go obudzić (J 11, 11).

Naszą cywilizację znamionuje zmęczenie i nicość połączona z panicznym wypieraniem śmierci ze świadomości i horyzontu ludzkiego wzroku. O wartości człowieka świadczy jego postawa do przemijania i śmierci- umiejętności mądrego rozstania z tym światem. Ewangelia próbuje rzucić światło na okowy frustracji, przerażenia i próżni którą może jedynie wypełnić struga światła detonująca szczeliny zaryglowanych grobów. Orygenes przekonywał w homilii, aby chrześcijanie spoglądali na Słońce – Chrystusa, „żeby w twoje wnętrze nie wśliznęła się noc i mgła, lecz byś zawsze przebywał w blasku mądrości, zawsze miał w sobie dzień wiary i zawsze był w posiadaniu światła miłości i pokoju.” Z tego zasklepienia w egzystencjalnej pustce, z tych pomyłek i ucieczek, może wyprowadzić człowieka jedynie Ten, którego miłość i łzy, są wstanie zawrócić przyjaciela z wędrówki przez bramę śmierci. „Oto otwieram wasze groby i wydobywam was z grobów, ludu mój… Udzielam wam mego ducha po to, byście ożyli”(Ez 37, 12-14). Pieczara i odór rozkładu drażniący trzewia, może stać się najszlachetniejszą wonnością- symfonią przebudzonych przez słońce eterycznych kwiatów i ziół- czyniące z pieczary miejsce drugich narodzin. „Konieczne było przywrócenie zmarłemu ciału uczestnictwa w ożywczej sile Boga. Otóż ożywczą siłą Boga jest Słowo, jedyny Syn”- objaśnia nam św. Cyryl z Aleksandrii. Chrystus wydobył Łazarza z przestrzeni chłodu, osamotnienia i ciemności, obwieszczając tym samym moc zmartwychwstania. Przyczynkiem wszystkiego jest miłość Boga do człowieka, poruszenie inicjujące akt boskiej ingerencji. „Miłość nie może nie zwyciężyć śmierci. Ten, kto prawdziwie kocha, jest zwycięzcą śmierci”(M. Bierdiajew). Wyjdź na zewnątrz ! - słowo mocy i wskrzeszenia skierowane do mnie. Wyjdź na zewnątrz rozpaczy i grobu własnych grzechów. „Czyż nie zmieszał się Chrystus nad grobem Łazarza- pyta św. Augustyn- również po to, aby i ciebie nauczyć, że i ty musisz zadrżeć, gdy widzisz siebie zgnębionego i miażdżonego ogromem grzechów ? Przyjrzałeś się sobie, uznałeś się za winnego i powiedziałeś sobie: Zgrzeszyłem, ale Bóg mi przebaczył… To drżenie daje nadzieję na zmartwychwstanie.” Sonia pełna miłosierdzia i wiary prostytutka dokonała duchowego wstrząsu w duszy mordercy Raskolnikowa. Przeczytała mu o wskrzeszeniu Łazarza, aby chorobliwą wolność mordercy przeobraziła łaska Boga w pokutę i uznanie swojej winy. Nie ma tu naiwnego sentymentalizmu, lecz jedynie droga ku nowemu życiu. „Bóg nie ma słowa, którym mógł powiedzieć istocie przez siebie stworzonej: nienawidzę cię”(S. Weil). Władza miłości jest większa niż objęcia śmierci. „Z otchłani moich nieprawości przyzywam otchłań niezgłębionego Twego miłosierdzia.” Ten który jest Życiem przekracza ludzką sprawiedliwość i pozwala, aby Zmartwychwstanie zwyciężyło nawet w duszach największych grzeszników !

piątek, 15 marca 2024

 

Ubita pod nogami droga i przypadkowo napotkany na jej skraju porośnięty warstwą mchu krzyż. Milczące zaproszenie do dialogu i dotyku. To tylko materia – ktoś sceptycznie odburknie - w której streszczała się pobożność istot z wyludnionej wioski, czy usadowionego za grzbietem horyzontu miasta. Fragment świata na przecięciu szlaków na którym przygwożdżony do drzewa Chrystus, spotyka utrudzonych pracą przechodniów, wędrowców, przybłędów szukających celu i sensu życia. Zasiane krzyże żłobią krajobraz mniej lub bardziej ludnych arterii, przy których staruszki powtarzają swój codzienny rytuał zawierzenia i wypraszają sobie przepustkę do Raju. Młodzi mijają krzyże obojętnie, zerkając ukradkiem w stronę Tego, którego bezładne ciało rozłożyło się na przecięciu chropowatych belek, stając się dla zaprzątanych umysłów, jedynie historią w której trudno im odnaleźć siebie. Tylko dziecko w natychmiastowości wzruszenia pyta: „Dlaczego On tak wisi, cierpi, przerażająco broczy krwią… Czy gwoździe przeszywające dłonie, bok i nogi sprawiają ból ?” W każdy piątek Wielkiego Postu powracam do tych dziecięcych pytań. Chwil przenikniętych cieniem drzewa pod którym ojciec próbował mi karkołomnie tłumaczyć miłość Golgoty. Brzmią mi w uszach przeczytane wiele lat później słowa Mauriaca: „Potykam się o grzech Adama, o tajemnicę zła, o całe dzieło stworzenia, którego prawem zdaje się być wzajemne „współpożeranie.” Nic nie próbuję rozstrzygać. Przenikam poprzez mur, jak zmartwychwstały Chrystus. Zdaje się na Słowo, na obietnicę Tego, który przyszedł i mnie ukochał.” Dopiero prawosławie otworzy źrenice moich oczu na światło które będzie emanować z ciała Skazańca który wbrew logice świata i niesprawiedliwego procesu, stanie się Zwycięzcą. „Pozorna bezsilność Chrystusa i chrześcijaństwa świadczy za Chrystusem, za Jego boskością, a nie przeciw Niemu” (M. Bierdiajew). Z Jego ran światło promieniuje tak intensywnie, że staje się źródłem odkupienia. Wbrew wszelkim podszeptom racjonalnego rozumu – narzędzie hańby, staje się instrumentem łaski. „Krzyż jest konkretnym wyrażeniem zwycięstwa przez upadek, chwały przez pokorę, życia przez śmierć – pisał W. Łosski – Krzyż więc stał się symbolem Boga wszechmogącego, która zechciał stać się człowiekiem i umrzeć jako niewolnik, aby zbawić swoje stworzenie.” Jeszcze dwa tygodnie i Oblubienica Kościół wyśpiewa z głębin jestestwa: „Kłaniamy się cierpieniom Twoim, Chryste i świętemu Twemu zmartwychwstaniu.”

wtorek, 12 marca 2024

 

Bez wątpienia jedną z cech znamionujących naszą epokę jest to, że uporczywie eksploruje przestrzenie ludzkiej wolności. To, co uchodziło jeszcze pół wieku temu, za groteskowe, skandaliczne, dziwne, a nawet społecznie nieakceptowalne, stało się normą nad którą nikt już nie marnotrawi swojego czasu. Według Marquarda, gorączkowym pryncypium nowoczesności jest „odbieranie złu znamion zła.” Moralność dotknięta paraliżem i milczącą obojętnością. Nie jest to lament nad deprawacją współczesnego świata, lecz jedynie przenikliwy niepokój, wobec piętrzących się zewsząd niebezpieczeństw. W mediach się mówi o prawie do aborcji, jak by to było wyrwanie z ziemi małego drzewa którego pąki nie wychyliły się jeszcze ku światłu, choć ciągle drży życiem w łonie gleby. Bezbronne dziecko o kształcie rozwiniętego kłosa zboża, nie potrafi się obronić przed histerycznym krzykiem kobiet broniących prawa do swojego brzucha. Łono przestaje być miejsce schronienia, a eksterminacji. Takich problemów można mnożyć bez liku. Alla rhysai hemas apo tou ponerau. Sumienie zaryglowane na cztery spusty. Spętany koniecznościami człowiek nie potrafi wyhamować i spostrzec się, że droga którą wybrał prowadzi na rubieże piekła. Tak wiele spraw przyjmuje się bezrefleksyjnie, nie obarczając ich ważkimi pytaniami. Boimy się stawiać pytania, ponieważ mogłyby uruchomić lawinę uwierających prawd, wobec których człowiek zbiorowej akceptowalności, zderzyłby się z bolesną prawdą o sobie i własnych preferencjach które kiełkują pod presją ślepego i ogłupiałego ogółu. „Szczęśliwy ten, kto może śmiało patrzeć na prawdę swojego życia i cieszyć się nią; szczęśliwy kto może ją wyczytać z twarzy przyjaciół” – to intrygująca myśl, którą pamiętam z Mandarynów Simone de Beauvoir. Jakże bolesne wydaje się przeświadczenie o prawdzie na którą przymyka się oczy, którą zasklepiony w sobie świat wypędza na peryferia. „Prawda nigdy nie jest tak wielka jak w poniżeniu tego, kto ją głosi”(Ch. Bobin). Czasami czuję się jak osamotniony na pustyni wędrowiec który chciałby zgłębić mądrość proroka i zaspokoić pragnienie wodą ze studni. Wyciągam dłoń ku Bogu i pragnę, aby ją zatrzymał w swojej. Dochodzi do mnie, iż „nikt na tym świecie – jak pisała Simone Weil – nie jest prawdziwym centrum, ponieważ prawdziwe centrum znajduje się poza tym światem, i nikt nie ma prawa mówić ja.” Przykładam ucho do kamieni, aby nie słyszeć kakofonii próżnych i wszędobylskich ja. Czytam świat przenikliwie, ale nie jestem wstanie się z nim oswoić w jego karykaturalnych przepotwarzeniach i kryjącego się pod tak często serwowanym słowem „tolerancja” tak wiele płynącego szlamu. Nawet najbardziej świetlisty werniks, nie jest wstanie przykryć powierzchni na której zło i imaginacja wypisuje swój arcygenialny pejzaż. „Korzyść z grzechu bywa natychmiastowa, a plon, chociaż zatruty, bywa obfity”- szkicuje w bezmiarze słów rzuconych na wiatr Turczyński. Kocham otaczającą mnie rzeczywistość, choć tak wiele spraw i ludzkich postaw druzgocze posadami mojej duszy i umysłu. Wołam w błagalnym tonie ślepca spod Jerycha: „Jezu, Synu Dawida, zmiłuj się nade mną !”(Łk 18,13). Dopowiadając po kolejnym zassanym hauście powietrza: „i za świat który mnie przygniata ogromem niepokojących poruszeń !” Otuchy dodały mi słowa przeczytane wczoraj u Antoniego Blooma: „Są pewne rzeczy w nas, które należą już, chociaż w zalążku, do królestwa Bożego. Inne są wciąż chaosem, pustkowiem, dziką krainą… Musimy wierzyć, że chaos jest brzemienny pięknem i harmonią. Musimy spojrzeć na siebie oczyma artysty – trzeźwo, a zarazem z natchnioną wizją – jak na surowy materiał, który Bóg wziął w swoje ręce, aby zeń uczynić dzieło sztuki, integralna część harmonii i piękna, prawdy i życia w swoim królestwie.”

sobota, 9 marca 2024

 

A Jezus, ucząc w świątyni, zawołał tymi słowami: «I Mnie znacie, i wiecie, skąd jestem. Ja jednak nie przyszedłem sam od siebie; lecz prawdziwy jest Ten, który Mnie posłał, którego wy nie znacie. Ja Go znam, bo od Niego jestem i On Mnie posłał».   (J 7, 28-29).

Przeszliśmy już więcej niż połowę wielkopostnej drogi nawrócenia. Nauczyliśmy się iść drogą która milczy. „Jeżeli człowiek nie założy sobie w sercu, że tylko on sam i Bóg jest na tym świecie, nie znajdzie pokoju”- twierdził abba Alonios. Napoiliśmy miejsce samotni i śmierci modlitwą pragnienia; skropiliśmy pustynię Adamowymi łzami pokuty: „Otwórz drzwi pokuty, daj mi łzy do obmycia nieczystości mego serca, o Chryste.” Szczeliny duszy napełniły się oddechem wieczności ! W drodze pomimo naporów i rezygnacji, karmiliśmy się Dobrą Nowiną i spoglądaliśmy na Jezusa, aby Go naśladować z całą stanowczością powziętych postanowień. Zaintrygowani i podekscytowani intensywnością wiary, kopaliśmy studnie, aby w ich tafli wody dostrzec niczym niezmącone oblicze Boga. Podnieśliśmy nasze głowy i usta zanurzone w prochu (Lm  3, 29); aby przeniknięci nadzieją, dostrzec na horyzoncie naszej niewytłumaczalności, bliskość nadchodzącej Paschy. „Poznaj siebie”- tę maksymę wyryto na świątyni wyroczni delfickiej. Na pustyni odsłoniliśmy przed Bogiem twarze i zobaczyliśmy siebie w prawdzie Jego twórczego Słowa. „Boga widzą ci, którzy Go potrafią widzieć, to znaczy ci, co mają otwarte oczy duszy”(św. Teofil z Antiochii). Ewangelia Krzyża i darmowej miłości druzgocze otchłanie ludzkiego serca; rozrywa więzy niewoli i czyni świetlistym to, co nasyca jeszcze ciemność. Bezpośredniość doświadczenia Boga w akcie darmowej miłości. Kościół jest prostytutką którą obmywa Baranek miłością z Krzyża- rezonuje z całym ekspiacyjnym realizmem przesłanie starożytnych Ojców. W tej pedagogii miłości, bezbożny człowiek otrzymuje szansę bycia świętym ! „Siłą boskiej miłości Chrystus przywraca światu i ludzkości utraconą w grzechu wolność- pisał M. Bierdiajew- przywraca idealny plan stworzenia, usynawia człowieka w Bogu, utwierdza zasadę bogoczłowieczości…” Chrystus posłany przez Ojca, proklamuje piękno nowego świata- piękno ocalonego człowieka- przyoblekającego się w szaty godowe chrztu. „Ludzką świadomość Jezusa wypełnia całkowicie Jego posłannictwo: otrzymał od Ojca polecenie objawienia człowiekowi istoty Boga i jego nastawienia wobec człowieka” (H.U. Balthasar). Światło Ewangelii rozjaśnia przesłanie Starego Testamentu, ukazuje Boga jako Wspólnotę w miłosnym ruchu ku zagubionemu człowiekowi. Ojciec spełnia swoje zamiary przez Syna i przez Ducha, który zapładnia Kościół i wyrywa go z marazmu, skostnienia i niemocy. „Czy może nas spotkać coś piękniejszego, czy może nas spotkać coś większego- pyta św. Augustyn- jak zostać przyjaciółmi Boga ? Ta godność przekracza granice ludzkiej natury. Wszystkie rzeczy służą Stwórcy. Tymczasem Pan wynosi swoje sługi, które zachowują Jego przykazania, do chwały nadprzyrodzonej: nie nazywa ich już sługami, ale przyjaciółmi. Traktuje ich wszystkich jak przyjaciół.”  Przeobrażenie się w Chrystusa, czyni z nas dzieci Ojca, a dokonuje się to przez powiew Ducha wewnątrz naszego zdruzgotanego przez grzech jestestwa.  

poniedziałek, 4 marca 2024

 

Współczesne media pozbawiły młodych ludzi potrzeby bezpośredniego, zbudowanego z tworzywa słowa dialogu. Zewnętrzny świat stał się poniekąd iluzoryczny wobec tej rzeczywistości która rozgrywa się na ekranie telefonu, komputera, czy jakiegokolwiek innego elektronicznego nośnika. Relacje bez konsystencji i smaku. „Główną sceną komunikacji internetowej stały się „sieci społecznościowe”, arcydzieła obłudy komunikacyjnej, gdzie każdy może się publicznie obnażyć i ufa, że tym striptizem mentalnym znalazł sposób nawiązywania więzi z ludźmi i ucieczki przed samotnością” (G. Minois). Przebywanie w świecie stało się ucieczką od prozaicznych wyzwań codzienności; pozorną podróżą w krainę bez jakiegokolwiek przymusu, czy wymagania – naiwnie interpretowanej wolności w której mowa budująca relacje społeczne, została sprowadzona do lapidarnych haseł (sms) za którymi pobrzmiewa przerażająca pustka. Ślepe i głuche ogłupienie cywilizacją Internetu i odpryskami jej rzekomego dobrodziejstwa. „Bo kiedy człowiek przestaje mówić do bliźniego i ginie w sobie, zapada w nim noc i słowa zmieniają się w stado nietoperzy” – pisał R. Przybylski. Wolność zatopiona w obcym świecie techniki, prowadząca ostatecznie do alienacji i paraliżującego umysł lęku. Przypomina mi się, choć pesymistyczna ale nie pozbawiona realizmu, myśl Sartra: „Jesteśmy więźniami w klatce bez krat.” Obserwuję kątem oka uczennicę zerkającą na leżący nieopodal niej telefon. To jedyny punkt odniesienia w chwili w której próbuję przekonać świat o erupcji piękna w konkretnym dziele sztuki. Nie ma jej, została pochłonięta przez magnetyzm przedmiotu mieszczącego w sobie wszystkie punkty odniesienia. Mentalnie egzystuje już w efemerycznej zbiorowości Tik Toka. Myślę o intelektualnej porażce z przedmiotem pożerającym poznawczy entuzjazm młodości. „Nowe elektroniczne media stają się naszym bezpośrednim otoczeniem, mającym dostęp do intymnej rzeczywistości naszych wnętrz i stanowiącymi pomost do świata zewnętrznego. Wykonują pewien rodzaj społecznej mediacji w pojedynczym, ciągłym przedłużeniu naszych osobistych zdolności wyobraźni, koncentracji i działania. Działają jak nasz drugi umysł – umysł, który w krótce zostanie wyposażony w większą autonomię niż moglibyśmy chcieć”(Kerckhove). W moim przekonaniu to utopia, ograbiająca człowieka z jego mocy twórczych i skupienia na sprawach naprawdę fundamentalnych dla zdrowia fizycznego i psychicznego. Cywilizacja zaślepiona nowinkami techniki umrze w powolnej konwulsji, zaciskając kurczowo w dłoni ipfona. Gdzie jest niesamowita kształtność słowa, poetyka duszy, wyzwalająca ukryte światy, przesiewająca piaski, budząca otulone światłem poranki, opisująca żywioły uczuć przelewające się w jednostkach szukających spotkania z drugim człowiekiem. Pogarda wobec słowa stwarzającego obrazy, stała się bolączką naszego klaustrofobicznego, zamkniętego w interfejsie świata. W szkole istnieją kolorowe dni poświęcone ekologii, ale nikt nie ma odwagi zaproponować dnia bez przenośnych komunikatorów – czas dla twórczego bycia ze sobą. Dostrzeżenia drugiego człowieka, którego twarz można będzie odkryć i zatopić się w niej bez nerwowego wibrato w kieszeni spodni, czy przynaglonej do nieustannego zaciskania dłoni. Orygenes, starożytny mistrz przenikliwej obserwacji przekonuje nas: „Świat musi być zawsze zmienny i różnorodny, tego zaś żadną miarą nie można dokonać poza sferą materii cielesnej.” Trzeba palec odczepić od klawiatury i pozwolić mu dyrygować – niczym batutą, dając upust muzyce śpiewającego zewsząd świata. Wolność to najmocniejsze przesłanie Wielkiego Postu !

niedziela, 3 marca 2024

 

Jam jest chleb życia. Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. To jest chleb, który z nieba zstępuje: kto go spożywa, nie umrze. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata» (J 6, 49-51).

W sercu pustyni można autentycznie zatęsknić za chlebem podtrzymującym substancję naszego ciała. „Otwórz szeroko usta, abym je napełnił”(Ps 81,11). Można zatęsknić za spichlerzem, którego ziarna wyprażone w słońcu i następnie zmielone w żarnach dają czystą mąkę z której wyrośnie ciasto na chleb. Zapach wypieku wyrzeźbionego w temperaturze Ognia. Ewangeliczny bochen jest wyzwaniem rzuconym rozumowi, strawą przekraczającą przenikliwość zmysłów. „Kto żywi wszechświat- pyta św. Augustyn- jeżeli nie Ten, który z kilku ziaren wyprowadza żniwo.” My dzieci nowoczesności, jesteśmy aż nazbyt racjonalni, aby łaknie zaprowadziło nas do Wieczernika, aby wiara rozświetliła pośród zalegających mroków twarz Chrystusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego. Wierzymy w siłę pieniądza, sprytu, władzy, seksu, w protekcję możniejszych od nas, ale w okruchy chleba w których zawiera się synteza wieczności i miłości ? „Cud tworzy w nas wołanie o powietrze. Wieczność zostaje tam pochłonięta z prędkością światła w przestrzeni nagle opróżnionej ze wszystkiego.” Kiedy Bóg łamie w dłoniach chleb, to spękane od pragnienia ludzkie usta szeptają: „Panie, dawaj nam zawsze tego chleba.” Kościół potrzebuje nasycenia Życiem. Świat go potrzebuje jak nigdy dotąd, stąd erupcja Życia - Eucharystia. „Liturgia jest kultycznym misterium Chrystusa i Kościoła”(O. Casel). Baranek wywyższony, połamany, ale niepodzielony, daje życie tym, którzy przychodzą Go spożywać. „Chodźcie do nas- tutaj są prawdziwe Misteria !” – przekonywali pogan Ojcowie Kościoła. Orygenes napisał: „Pascha trwa do dziś”, a wtórując mu św. Jan Chryzostom głosi „Chrystus nie dał nam bowiem nic zmysłowego, lecz duchowe w rzeczach dostrzegalnych zmysłami.” Tutaj pustynia staje się miejscem obdarowania- Ucztą prostaczków i Oazą Miłosierdzia. Przemianą w Tego, którego się z wiarą spożywa. „Pożywamy Cię, Panie, i pijemy nie po to, aby Cię spożyć, lecz aby żyć dzięki Tobie”(św. Efrem). W tym posiłku Królestwa dokonuje się przebóstwienie każdego włókna naszego bytu. „Od tej pory mój grzech, moja śmierć, moja pustka rozpaczliwie tęskniąca za miłością, to nieprzeniknione serce, ów obraz, który powinien promieniować blaskiem Jego oblicza… Ten głód Boga żywego, szukającego człowieka w pierwszym raju, zaspokaja Komunia”(J. Corbon). To nakarmienie otwiera na wieczność. Ciało staje się świątynią przenikniętą w każdej szczelinie światłem i miłością. Oblubienicą w radosnym uścisku z Umiłowanym swej duszy ! Kończę to rozważanie przepiękną modlitwą Cyryllonasa: „Twoja ręka trzyma świat. I kosmos spoczywa w Twojej miłości. Twoje ciało życia trwa w sercu Twego Kościoła.”

wtorek, 27 lutego 2024

 

W krajobrazy naszych małych ojczyźnianych krain, wpisuje się geometryczny motyw krzyża. Pomimo programowo i ideologicznie uskutecznianego obrzydzania chrześcijaństwa, znak odkupionego człowieka – nieprzerwanie i milcząco przemawia do sumień, prowokując umysł do głębokiego namysłu nad rozerwanymi włóknami świata. Być może minęła era w której wznoszono imponujące stylistycznie katedry, ale najważniejsze ich zwieńczenie, niczym zwornik spina ludzkie pokolenia zanurzone w strumieniu czasu. „Zapominający Boga, lecz stale, zazdrośnie, żądny ubóstwienia, człowiek chciałby zawładnąć ziemią. Przejrzystość rzeczy zmienia w zwierciadło Narcyza” (O. Clement). Nasza epoka zakochana w świeckości i kulcie „złotego cielca,” napotyka niemy znak sprzeciwu który przekierowuje strumień myśli ku sprawom ważkim – szybującym ponad przeciętnością i banalnością egzystencji; ku transcendencji której głód jest ciągle nienasycony. Krzyż „kosmiczny znak wyciśnięty na niebie i na ziemi”(św. Grzegorz z Nyssy), odciśnięty niezmywalnie i nieusuwalnie na duszy chrześcijanina, wpisany w genotyp świata wychylonego ociężale ku wieczności. Historia świata naznaczona jest dialektyką Krzyża na którym nagie Ciało Baranka promieniuje mocą zwycięstwa nad śmiercią. „Przyjrzyjcie się całemu światu, czy mógłby zaistnieć bez krzyża !” – woła męczennik starożytnego Kościoła św. Justyn. Krzyże noszące Ukrzyżowanego, trony na których Wojownik ugodzony w boju odpoczywa po męce, wypowiadając testament swojej miłości. Materialnie sękaty, wygładzony, doszlifowany do perfekcji, dźwigający na sobie śpiącego, nagiego, upokorzonego, zmasakrowanego, czy przebóstwionego i zmartwychwstałego Bogaczłowieka. To wyobrażenie się zmienia, podłóg tradycji która będzie eksponowała odmienny akcent, czy emocjonalny ładunek, wyrastający z autentycznie i zupełnie indywidualnie lub wspólnotowo przeżywanej mistyki chwili. Wierzący w tym czasie duchowej wiosny, powracają do pytania które szamotało umysłami poprzednich pokoleń: Czy Bóg mógłby zbawić świat inaczej i nie poprzez krzyż ? Z pomocą przychodzi mądrość i błyskotliwość świętego Augustyna: „Mógł, ale gdyby tego dokonał, i tak nie zadowoliłoby to ludzkiej ignorancji.” Bułgakow twierdził, że religia bez świadectwa staje się martwa i w konfrontacji z piętrzącymi się wyzwaniami kapituluje. Jakże ważną w tym punkcie wydaje się intuicja rosyjskiego myśliciela jakim był Buchariew, który widział w Chrystusie „Baranka Bożego, który w pełni poniósł na sobie winę wszystkich błędów naszych myśli…” Jednym słowem, odkupił tragizm naszego błędnego przekonania i pychy umysłu. Samouniżenie Boskiego Piękna i Miłości – rozpostartego na ramionach drzewa jest źródłem zbawczej wolności. W kontekście tych przemyśleń rozumiem to, co próbowała wyrazić Simone Weil: „Jesteśmy ukrzyżowaniem Boga.”

niedziela, 25 lutego 2024

 

A gdy jeszcze był daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko, wybiegł naprzeciw niego, rzucił się mu na szyję i ucałował go (Łk 15,20).

Oczami wyobraźni widzi się głębiej, niż utrwalonymi schematami szkolnej egzegezy. Przypowieść Jezusa wymaga spojrzenia, dotyku, zapachu, odtworzenia topografii serc bohaterów, aby wyłuskać ostatecznie najpiękniejsze przesłanie miłosierdzia; przebaczenie poza racjami skrzywdzonej pamięci i roztrzaskanego na kawałki serca. Jakże ważne wydają się elementy sztafażowe tego krajobrazu – konteksty za którymi rozgrywa się dramatyczne napięcie wolności. Pierwiastek dobra i zła, grzechu i miłosierdzia, przenika na powierzchnię słów przytoczonej przez Chrystusa przypowieści. Wiele razy próbowałem odtworzyć w wyobraźni drogę syna, opuszczającego w pośpiechu dom z sakiewką zawieszoną u pasa tuniki i rozmyślającego o powabach tego świata. Próg na którym pozostawił ślad obitego sandała. Wybiegł tak szybko w świat, nie zważając na czyhające na niego niebezpieczeństwa. Blask i pokusa posiadania, utopiona w złudnej wolności tak szybko odsłoni kulisy rynsztoka do którego można się raptownie stoczyć. Wbrew logice przyzwoitości i przewidywalności, wdepnie w koryto ześwinienia i obrzydzenia. Zacznie gnić jak stronki młócone zębami wieprzy. Bezczelny głupiec tułający się pomiędzy kasynami, karczmami, a domami publicznymi- uszczuplającymi wymuszoną- nie słusznie należną mu część majątku. Ewangelia pozwala nam zrozumieć prawdziwą naturę grzechu; życie pełnie cieni i niebezpieczeństwa. Bycie w amoku i eksploatowanie przyjemności, aż do granic duchowego obłędu. Nieprzytomność umysłu i rozpacz duszy. Można stać na skraju świata i mętnie spoglądać, jak życie mija w oddali. Opamiętanie przychodzi dopiero później. Sięgnięcie dna, uruchamia strumień łez i tęsknotę za domem. Powstanie z kolan to nie wszystko. Zagubiony syn stał się mężczyzną dotkniętym stygmatem błędu. Roztrzaskana doszczętnie dusza rozpoczyna monolog- pertraktacje, której przedmiotem jest żyć lub umrzeć: „Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem !” Tak powtarzał setki razy, aż język zastygł mu w gardle. Kiedy okrzepł, natychmiast wyruszył w drogę. Z młodzieńca opuszczającego pielesze domu, stał się śmierdzącym bezdomnym którego się omija z daleka. Dialektyka pychy ustępuje miejsca łasce i kiełkującej świadomości ocalenia. „Skrucha- czytam u św. Tichona- jest to żal po Bogu, który jak mawiał apostoł, skruchę tę zamienia w zbawienie.” Ostateczną konsekwencją skruchy jest motywacja do powrotu i pokajanie. Zobaczyć gest Ojca i jego wypełnione łzami po brzegi oczy, który rozpościera w akcie miłości swoje ramiona, wychodzi na drogę z tęsknotą, wyczekując swojego zagubionego- zniszczonego przez grzechy- dziecka. „Przekreśl księgę moich win i zapisz imię moje w księdze życia i miej litość nad Twoimi stworzeniami i nade mną, tak bardzo grzesznym”- modlił się Nerses Snorhali. Pocałunek, przytulenie, wzruszenie i eksplozja miłości, która czyni chrześcijaństwo wrażliwym na przebaczenie, to wielkość wypływająca z pełnego miłosierdzia serca Boga. Chrześcijaństwo mierzy się otwartymi ramionami, rozległością serca, źródłem łez które przynoszą oczyszczenie i wskrzeszają na nowo do życia. Ile to razy w naszym życiu zranieni jesteśmy grzechem, zagubieni, pełni buntu i wewnętrznej pychy. Przechodząc przez dramat upadku, potykając się o swoje iluzje szczęścia, w pewnym momencie przypominamy sobie, że On nas autentycznie kocha i się nami nie brzydzi. Bóg ciągle wychodzi cierpliwie na drogę i wygląda naszego powrotu, bo wie że jesteśmy poranieni i pełni lęku. Kiedy duma, pycha i egoizm się wyczerpią pozostanie tylko tęsknota za Miłością. Święty Ambroży wypowiedział taki zdumiewający pogląd: „Bóg stworzył człowieka i wówczas odpoczął mając wreszcie kogoś, komu może przebaczyć grzechy". Te słowa stanowią wielką  ekonomię miłosierdzia.  Odnaleźć w sobie marnotrawne dziecko. Odnaleźć dom Ojca !

piątek, 23 lutego 2024

 

Być może zakrzepłe, a nawet cierpkie wydadzą się moje diagnozy o stanie ludzkiej natury. Nawet największy chaos może przepruć uzdrawiające tchnienie Ducha. To przeświadczenie teologa uczepiającego się nadziei. „Jak dobrze jest na świecie! – pomyślał przewrotnie bohater powieści Pasternaka – Ale czemu to zawsze tak boli?” Nasza epoka zakochana jest w narcyzmie i ekshibicjonizmie reprodukowanym na potęgę w różnej maści społecznościowych portali i Instagramów – locus amoenus. Człowiek sprzedaje siebie w imię powierzchownej popularności i częstotliwości podglądactwa podnoszącego słupki oglądalności – zauważalności, rzekomo przynoszącej profity i zazdrosny poklask. Wszechobecna eksplozja obrazów w sieci, przyczyniła się do zatarcia autentyczności ludzkiego ja i obsesji ciała wykreowanego „siebie samego jako innego”(P. Ricoeur). Jakże to dramatyczne i komiczne zarazem, egzystencja uparcie szukająca potwierdzenia i zauważenia. Czas botoksu i operacji plastycznych, korekt wszystkiego, co można ulepszyć, poprawić, perfekcyjnie zastąpić, tak iż można oszukać czas – odwlekając o kilka minut starość i śmierć. Thambos – niszczące upojenie istnieniem. To żałosny powrót do zakładania archaicznych masek, mających skutecznie przykryć zagubionego w sobie człowieka; odwrócić od zalęknionego balastem istnienia poranionego dziecka ! Twarz oglądana nie wyraża już prawdy o kimś, tylko przewrotnie żałosnym „czymś.” Czas płciowych aberracji i odważnych opinii, zdolnych wysadzić w jednym momencie całą humanistyczną refleksję w krainę ośmieszenia i zagłuszenia. Efemerydy rozpasanej nowoczesności i bolesnego rozdwojenia. Materia w stanie konwulsji i upadku, potrzebująca gwałtownego poruszenia z góry. Człowiek rozhuśtany do granic możliwości, na drodze eksperymentalnej ciekawości płci – sromu „bramy rozkoszy” i fallusa przekazującego żar prokreacji. Nastoletnia dziewczyna nie może kupić napoju energetycznego w sklepie, ale bez problemu może nabyć tabletkę wczesnoporonną, aby uniknąć konsekwencji niecierpliwie przeżywanej miłości. W imię ogłupiale artykułowanej wolności eksperymentuje się ze wszystkim, przekraczając to coraz to nowe granice. „Jesteś bowiem istotą społeczną, a właśnie w tym, co społeczne, rodzi się zło”- pisał Przybylski. Ilu to ludzi chciałoby pokonać siłę ciążenia, wychodząc od swojego ciała w kierunku „powłoki” modyfikowanej podłóg zmieniających mód, czy gustów. „W uczestnictwie człowiek urzeczywistnia się albo jako ikona Boża, albo jako demoniczny grymas małpy Boga. Człowiek nie ma swojego własnego oblicza, nie ma po prostu ludzkiej twarzy”(P. Evdokimov). Niewykluczone, że po tych ucieczkach w niebezpieczne przestrzenie, przyjedzie moment zatrzymania, twórczej refleksji, powrotu do punku w którym początek, będzie zapowiadał świetlisty i niczym niezmącony koniec- edeniczną harmonię, przebóstwienie mężczyzny i kobiety w objęciach czułego Boga. „Ty utkałeś mnie w łonie mej matki”- przywołuję onieśmielenie Psalmisty, stającego z nabożnym dystansem do własnego ciała. Po wyczerpanych możliwościach przywdziewania różnych masek, kostiumów i ról, przyjdzie czas na autentyczność, świeżość myśli i zdolność do zaakceptowania siebie i otaczającego świata. „Sztuką jest zatrzymać się, zanim ogranie nas zmęczenie” – czytam Dzienniku Guittona. W ogromie przygniatającego zła, tli się odrobina dobra i nadziei. W przestrzeni zagubienia, odtrąceń, zaprzeczeń i profanacji, staje Krzyż Chrystusa wbity w ziemię którego cień pada ludzką bezradność. Rajski szczep Raju, przesadzony na Golgotę ludzkich grzechów, zaparć i ucieczek na skróty. Pod jego koroną można się schronić i ocalić. Potrzebną na gwałt wydaje się konieczność duchowego uwewnętrznienia; wyjścia poza cielesność gwałtownie przeżywaną i targaną pragnieniami podsycanym przez wiecznie niezaspokojony świat. Zdemistyfikowany Eros zamętu, powraca do miejsca bezpiecznego zachwytu, równowagi uczuć i spokojnego tańca ciał. Czuwać nad sobą i zachować ascezę, to przynaglenie na miarę przeżywanego postu. Zażegnać katastrofę ludzkiego bytu, wychylając się ku Tajemnicy.