Kilka dni włóczęgi z moimi
uczniami po królewskim mieście Krakowie. Wydeptane uliczki, nieoczywiste zaułki,
miejsca niecodzienne w swoim historycznym kostiumie i towarzyszącej jej aurze,
podniesionej niczym mgła, ponad koleinami czasu i nawarstwieniami nowoczesności
schlebiającej turystycznej klienteli. Uwrażliwiam uparcie młodzież, aby miała
oczy szeroko otwarte na pulsujące życie miasta – zaklęte w jego detalach i
niepowtarzalnych nigdzie indziej osobliwych niuansach sztuki. Od architektury
po drobne bibeloty, usadowione szczelnie w witrynach przedwojennych lub jeszcze
starszych kamienic Kazimierza, aż po odleglejsze w czasie zakamarki
średniowiecza zatrzymane w romańskich i gotyckich świątyniach i trajektoriach
ulic. Nie sposób pisać o kulturze tego miasta, ponieważ pojemność słów, wydaje
się niewystarczająca i może się okazać jedynie powierzchownie naszkicowaną
opowieścią- jedną z tych, które zalegają w rozchwytywanych przez turystów
przewodnikach. Każde kompendium wiedzy zdaje się być niewystarczającym i zgoła
powierzchownym. „Kto chce poznać duszę Polski – niech jej szuka w Krakowie, zaklętą
w kamienie i obrazy, w melancholię grobów i w dumy garści wybrańców ducha”-
pisał W. Feldman. Potrzebujemy takich miejsc które leczą nas z widm i otwierają
na nieprzedawnione piękno. Akropol Wawelski ze stanisławowską katedrą i erupcją
renesansu w arkadowym dziedzińcu pałacu. Królewska nekropolia i pamięć pokoleń
przemierzających krypty, uświadamiając że początek jest o wiele odleglejszy,
niż płoche wczoraj. Milcząca przesłanka czasu, rzeźbiącego zbiorową pamięć
narodu. Spoglądam na profetyczny obraz Wyspiańskiego Planty o świecie, dostrzegając u końca drogi to samo wątłe światło
latarni które nie zgasło i prowadzi coraz to nowych śmiałków ku wolności bez
której nie sposób żyć. Kraków wczorajszy i dzisiejszy którego tkankę stanowią
ludzie o podobnej jak niegdyś wrażliwości. Rozproszeni po urokliwych
restauracyjkach i kawiarenkach; może bardziej pośpieszni ale równie przejęci
przestrzenią wołająca o namysł
i moment uwagi. Artyści i myśliciele, duchowni i ludzi różnorakich profesji
tworzących świat tak silnie magnetyzujący tych, którzy napływają z zewnątrz i próbują
się tu zadomowić. Miasto wielu kultur i języków brzmiących eterycznie w
powietrzu którego hausty są odświeżeniem po męczących wędrówkach i gwarnych
straganach. Muzea i galerię, ryneczki i wyśmienite smaki wiktuałów których zapach
kusi, przyciąga i schlebia podniebieniu. Tak wiele zaskoczeń i impresji. Idę ulicą
i dobiega mnie śpiew kobiety wykonującej arie przed jezuickim kościołem świętych
Piotra i Pawła. Gromada ludzi przystających na chwilę i oklaski przerywane
ciszą. Przechodzę na ulicę Szpitalną, wejście do niepozornej kamienicy i
cerkiew na piętrze w którym rozbłyskują mym oczom ikony Nowosielskiego. Wszystko
zdaje się wychyleniem ku czemuś nieprawdopodobnemu i niepowtarzalnemu. Zostaję tu
jeszcze na chwilę, przykładając ucho i przecierając oczy.