niedziela, 7 kwietnia 2024

 

Powiedział mu Jezus: „Uwierzyłeś dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś. Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”( J 20, 29).

Wiele razy próbowałem sobie wyobrazić przerażonych, zrezygnowanych uczniów zabarykadowanych przed światem. Poczuli się naprawdę osieroceni i samotni. Mistrz był dla nich wszystkim; dopiero teraz sobie to uświadomili w całej pełni. Roztrzaskane serca i rozproszone nadzieje. Ostatnie chwile bycia z Jezusem przemykały przez ich myśli w setkach różnych odsłon i skojarzeń; pewnie właśnie teraz coś do nich zaczęło docierać. Jednak pozostał paraliżujący serce strach. Marzyli o spokoju i pytali siebie jeden przez drugiego: Co z nami będzie dalej ? W to napięcie wchodzi zmartwychwstały Pan. Pokazuje im swoje rany i pozwala się nawet dotknąć. Wyprowadza ich z lęku, tak jak wtedy kiedy sparaliżowani siedzieli w łodzi bojąc się rozszalałego żywiołu wody. Dlatego Ewangelista- umiłowany uczeń Jan, a zanim napełniony entuzjazmem Wielkanocy Kościół wyzna: dotykaliśmy Go własnymi rękoma ! Ciało, które było martwe, złożone w grobie, owinięte całunami- jawi się przed nimi zmartwychwstałe- ożywione tchnieniem Ojca. Często czytamy ten paschalny fragment Ewangelii przez pryzmat „szkiełka i oka”. Wielu teologów w wątpliwościach Tomasza i chęci zobaczenia Chrystusowych ran, wyprowadzało dowód przeciwko sceptykom i rozgadanym krytykom chrześcijańskiej doktryny.  Ale Tomasz nie był niedowiarkiem, był w stu procentach wierzącym tak samo jak pozostali uczniowie którym dane było spotkać Mistrza. On zareagował w taki sposób jak każdy inny człowiek- chcę Go ujrzeć ! Czy to tak wiele ? Te rany są potrzebne Kościołowi, zabezpieczają pobożną teologię przed zapomnieniem o odkupieńczym akcie Chrystusa. Nietzsche przeklinał Krzyż jako „najgorsze ze wszystkich drzew”, ale to drzewo odcisnęło niezatarte ślady na ciele ukrzyżowanego Bogaczłowieka. Do niego był przytwierdzony bezradny i osamotniony Baranek. Z Krzyża nie przeklinał swoich oprawców, lecz błogosławił. Ostatnie słowa były potwierdzeniem miłości i przebaczenia. Rany pozostały ! To, co budzi wstręt, najgorsze skojarzenia i ból- stało się stygmatami miłości i światła. Kościół musi nieustannie wkładać palce w miejsce ran Chrystusa, aby móc zrozumieć ogrom Jego miłości i wielkość Zmartwychwstania. Dzięki tym ranom odniesionym w boju, rozpoznamy Pana kiedy przyjdzie w Paruzji. Na końcu czasów otworzą się rany Zbawiciela-Sędziego i wytryśnie z nich miłość; dla jednych źródło życia wiecznego, dla innych niewyobrażalnego cierpienia. Chrystusowe rany są odpowiedzią na ludzką obojętność i pogardę. Rany są znakiem miłości, nawet wtedy kiedy tego nie rozumiemy i wydaje nam się to tak tragiczne, iż nie możliwe do przyjęcia. W tych znakach, podpierając się słowami starca Siluana z Athosu: „Bóg kocha wszystkich nieskończoną miłością”.