Powiedział mu Jezus: „Uwierzyłeś
dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś. Błogosławieni, którzy nie widzieli, a
uwierzyli”( J 20, 29).
Wiele razy próbowałem sobie
wyobrazić przerażonych, zrezygnowanych uczniów zabarykadowanych przed światem.
Poczuli się naprawdę osieroceni i samotni. Mistrz był dla nich wszystkim;
dopiero teraz sobie to uświadomili w całej pełni. Roztrzaskane serca i
rozproszone nadzieje. Ostatnie chwile bycia z Jezusem przemykały przez ich
myśli w setkach różnych odsłon i skojarzeń; pewnie właśnie teraz coś do nich
zaczęło docierać. Jednak pozostał paraliżujący serce strach. Marzyli o spokoju
i pytali siebie jeden przez drugiego: Co z nami będzie dalej ? W to napięcie
wchodzi zmartwychwstały Pan. Pokazuje im swoje rany i pozwala się nawet
dotknąć. Wyprowadza ich z lęku, tak jak wtedy kiedy sparaliżowani siedzieli w
łodzi bojąc się rozszalałego żywiołu wody. Dlatego Ewangelista- umiłowany uczeń
Jan, a zanim napełniony entuzjazmem Wielkanocy Kościół wyzna: dotykaliśmy Go
własnymi rękoma ! Ciało, które było martwe, złożone w grobie, owinięte
całunami- jawi się przed nimi zmartwychwstałe- ożywione tchnieniem Ojca. Często
czytamy ten paschalny fragment Ewangelii przez pryzmat „szkiełka i oka”. Wielu
teologów w wątpliwościach Tomasza i chęci zobaczenia Chrystusowych ran, wyprowadzało
dowód przeciwko sceptykom i rozgadanym krytykom chrześcijańskiej doktryny. Ale Tomasz nie był niedowiarkiem, był w stu procentach
wierzącym tak samo jak pozostali uczniowie którym dane było spotkać Mistrza. On
zareagował w taki sposób jak każdy inny człowiek- chcę Go ujrzeć ! Czy to tak
wiele ? Te rany są potrzebne Kościołowi, zabezpieczają pobożną teologię przed
zapomnieniem o odkupieńczym akcie Chrystusa. Nietzsche przeklinał Krzyż jako „najgorsze
ze wszystkich drzew”, ale to drzewo odcisnęło niezatarte ślady na ciele
ukrzyżowanego Bogaczłowieka. Do niego był przytwierdzony bezradny i osamotniony
Baranek. Z Krzyża nie przeklinał swoich oprawców, lecz błogosławił. Ostatnie
słowa były potwierdzeniem miłości i przebaczenia. Rany pozostały ! To, co budzi
wstręt, najgorsze skojarzenia i ból- stało się stygmatami miłości i światła.
Kościół musi nieustannie wkładać palce w miejsce ran Chrystusa, aby móc
zrozumieć ogrom Jego miłości i wielkość Zmartwychwstania. Dzięki tym ranom
odniesionym w boju, rozpoznamy Pana kiedy przyjdzie w Paruzji. Na końcu czasów
otworzą się rany Zbawiciela-Sędziego i wytryśnie z nich miłość; dla jednych źródło
życia wiecznego, dla innych niewyobrażalnego cierpienia. Chrystusowe rany są
odpowiedzią na ludzką obojętność i pogardę. Rany są znakiem miłości, nawet
wtedy kiedy tego nie rozumiemy i wydaje nam się to tak tragiczne, iż nie
możliwe do przyjęcia. W tych znakach, podpierając się słowami starca Siluana z
Athosu: „Bóg kocha wszystkich nieskończoną miłością”.