wtorek, 30 marca 2021

Przyjdźcie, uwielbiajmy, padnijmy na twarze i zegnijmy kolana przed Panem, który nas stworzył. Albowiem on jest naszym Bogiem, a my ludem Jego pastwiska i owcami w Jego ręku (Ps 95, 6-7). Wszystko w tym czasie jest spowite niepewnością, obawami, grasującym ukradkiem wirusem i śmiercią. „Cierpieniami Pan wybawia nas od jeszcze większych cierpień”(św. Filaret). Całun smutku spowijał ten czas próby, przygniatał wielu ciężarem narzuconego na barki krzyża. Pustynia okazała się kapryśna, a ludzkość została poddana hiobowym próbom. „Wczoraj byłem Chryste pogrzebany, a dzisiaj powstaję z Tobą powstającym, wczoraj z Tobą na krzyżu, a dzisiaj, o Zbawco, uwielbij mnie z sobą w Twym świętym Królestwie”- wyśpiewuje podniośle liturgia. Wszystkie niedostatki i brzemienne doświadczenia były rozświetlone obecnością Ukrzyżowanego Mistrza; współodczuwaniem wraz z Nim bólu osamotnienia i porzucenia. Wśród mnóstwa piętrzących się pytań przenikało światło nadziei. Przypominają mi się w tym momencie słowa poety, napisane w chwili największych duchowych rozterek: „Znam wszystkich Chrystusów, co po muzeach wiszą. Ale w ten wieczór, Panie, idziesz ze mną ulicą”(B. Cendrars). Bóg przechodził ulicami miast, szpitalnych sal, domowych izb i miejsc gdzie ukradkiem spadały na ziemię łzy i gdzie dokonywało się milczące cierpienie. Ostatecznie jednak triumfuje życie i miłość; bliskość Chrystusa przytulającego i ocierającego łzy smutku. Śmierć jest naszym codziennym stanem, ale jednak opromienionym blaskiem wschodzącego Życia. „Nie bójcie się”- powiedział anioł do niewiast, przestraszonych otwarciem grobu i pełnym blasku widzeniem. „Wypowiedziane w grobie, siedlisku śmierci, rozładowują największą z naszych trwóg”(J. Pasierb). Weszliśmy ze smagającym duszę niepokojem w Wielki Tydzień. Pójdziemy śladami Chrystusa i uczniów, przyjaciół i świadków. Doznamy duchowych uniesień i smutku- dotknięci ogromem Chrystusowej miłości staniemy się ponownie ludźmi nadziei; stróżami poranka- pełnymi wielkanocnej euforii szczęścia. Z Jego ran wytryśnie na sposób sakramentalny źródło Życia. Liturgia- choć przeżywana w domowym Wieczerniku, stanie się przestrzenią uobecnienia i przejścia- anamnezą i antycypacją- ze śmierci ku życiu. „Lecz o północy każde ciało nagle zamilknie- jak pisał B. Pasternak- Wiosna rozgłosi wiadomość, że od pierwszego brzasku śmierć będzie w łunie wielkiego wołania Paschy.”

niedziela, 28 marca 2021

Nazajutrz wielki tłum, który przybył na święto, usłyszawszy, że Jezus przybywa do Jerozolimy, wziął gałązki palmowe i wybiegł Mu naprzeciw. Wołali: Hosanna ! Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie !oraz: Król izraelski ! (J 12, 12-13). Niedzielą Palmową- antycypacją uroczystego wjazdu Chrystusa do Jerozolimy, rozpoczynamy celebrację najważniejszych wydarzeń, stanowiących szczyt i źródło liturgicznego obchodu Kościoła. Przez kilka dni poprzedzających Paschę staniemy się „bezpośrednimi” uczestnikami najbardziej podniosłych i przenikniętych duchowymi treściami scen. Przejdziemy ostatnią ziemską drogą Jezusa; wejdziemy w dialog Jego duszy, zmaganie, lęk i osamotnienie. Być może pojawi się dar łez- niczym dar źródła które wytrysnęło dla zmęczonego wędrówką Izraela na pustyni. Zatopimy obumierającego w nas grzesznika w sadzawce chrztu, której woda poruszona niewidzialną dłonią świetlistego Anioła, stanie źródłem wytryskującym ku pełni życia. Dostrzeżemy odważną i pełną akceptacji miłość Maryi- Matki Bolesnej- ufającej do końca i wraz z Ukochanym Synem zbierającej pokłosie ludzkiej niesprawiedliwości i odtrącenia. „Bóg, który nakłada krzyż, pomaga nam go nieść” (Tichon Zadoński). Prześledzimy zmagania apostołów, od ich wewnętrznych dylematów, aż po zdumienie dzięki nowo rozbudzonej nadziei i wierze w Zmartwychwstałego. „Nikt nie rodzi się chrześcijaninem, każdy chrześcijaninem się staje”- twierdził Tertulian. Te kadry złożone w jedną teologiczną opowieść staną się przesłaniem dla nas dzisiejszych ludzi wiary- ciągle dorastających do bycia uczniami Chrystusa. W bliskości Mistrza znajdą się najwierniejsi przyjaciele, jak również i zdrajcy zasklepieni własnym interesem lub tchórzostwem, bezsilną niemożliwością udźwignięcia osobistego krzyża. Pomimo tych ludzkich dylematów, wszystkich tych ludzi obejmą przytwierdzone do krzyża dłonie cierpiącego Baranka. Jego czułe spojrzenie przenika historię świata, stając się potwierdzeniem największej miłości nowego Adama który przyszedł ocalić grzesznika. Liturgia i ikonografia odsłoni przed nami narracje, które staną się naszymi wewnętrznymi odpowiedziami wiary. Wielkopostna droga pokajania musi mieć swój finał w odzyskaniu utraconej przez grzech wolności dzieci Bożych. „Nie wystarczy opuścić Egipt, trzeba jeszcze wejść do ziemi obiecanej”- pisał św. Jan Chryzostom. Nasza Via Crucis przecina się z zawsze z drogą Męża Boleści. Uroczysty wjazd Chrystusa do Jerozolimy wypełniony na pozór radosnym introitem Hosanna, zorientuje chrześcijan w perspektywie Krzyża. „Krzyż objawia przeznaczenie świata, który Chrystus prowadzi do przekształcenia w Bogu.” Bardzo szybko radosne Hosanna- „błagam, zbaw mnie Boże,” zabrzmi zgoła inaczej: „Na krzyż z Nim !” Euforia skandowanej radości przeobrazi się w język niebywałej sadystycznej ludzkiej kaźni. „Gromadzimy się, aby wspominać śmierć naszego Pana- powie św. Augustyn- kiedy celebrujemy to wydarzenie na sposób misterium, nie zadowalamy się przywoływaniem jakiegoś zdarzenia z przeszłości w dniu, w którym miało ono miejsce, lecz przywołujemy je w taki sposób, aby wziąć w nim udział.” Trzymamy w dłoniach palmy, ale one nie tylko wyrażają naszą radość, lecz również symbolizują drzewo na którym jedyny Sprawiedliwy złoży siebie w ofierze „za życie świata” i cud nowego życia które wytryśnie lada chwila z zapieczętowanego szczelnie grobu. Wyrażają to pełne podniosłego nastroju teksty Kościoła Wschodniego: „Ponieważ związałeś nieśmiertelną otchłań i uśmierciłeś śmierć, i świat wskrzesiłeś, dzieci z palmami sławiły Ciebie, Chryste, jak zwycięzcę i wołały do Ciebie: Hosanna Synowi Dawida” (ikos). Patrzymy na oślicę niosącą na swym grzbiecie Króla, ale tak naprawdę to Kościół ma stać się najpokorniejszym dźwigarem i rozdawcą najpokorniejszej miłości. Odkupienie człowieka i świata- wyrażone w bogactwie treści i znaczeń; Chrystus wchodzący w otchłań śmierci i wychodzący jako Zwycięzca, a ludzkość wraz z Nim. „Wszystkie drzwi naraz się otwierają- pisał P. Claudel- wszystkie przeciwieństwa się rozpływają, wszelkie sprzeczności się rozwiewają.” Nie pozwólmy sobie na to, aby pozostać poza tymi wydarzeniami- jako widz lub, co tragiczniejsze- niedowiarek.

czwartek, 25 marca 2021

Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami”(Łk 1,26-38). Wielu chrześcijan przeżywa zaskoczenie odkrywając, że w wielkopostnym kalendarzu przypada Święto Zwiastowania. Niekiedy Zwiastowanie jeszcze głębiej wybrzmiewa w swoich treściach będąc w bliskości tajemnicy Krzyża. Historia chrześcijaństwa rozpoczyna się wbrew pozorom w pierwszym- najbardziej intymnym Nazaretańskim Wieczerniku. Tam dokonuje się pierwsze przyjęcie Boga przez człowieka; przyjęcie przez Kobietę- nową Ewę. To również nasza izdebka przyjęcia Boga. Jak pisał w swoim poemacie Gerard Hopkins: „Nowy Nazaret w nas, gdzie Ona dopiero ma począć, Jego poranek, południe i wieczór..” Intymność i niezwykłą głębię momentu zwiastowania oddaje nawet werset Koranu: „I oto powiedzieli aniołowie: „O Mario ! Zaprawdę, Bóg wybrał ciebie i uczynił czystą, i wybrał ciebie ponad kobietami światów.” Chrześcijanie poszli w swojej refleksji jeszcze dalej, bowiem teologiczne treści tego wydarzenia zawsze wiązali z cudem Wcielenia. Główne znaczenie tego obchodu i duchowych treści wybrzmiewających w liturgicznych celebracjach chrześcijańskiego Wschodu i Zachodu było umocowane w przesłaniu Ewangelii św. Jana: Słowo stało się Ciałem (J 1,14), i stało się w chwili, w której jak powie św. Paweł: „Bóg posłał swojego Syna, zrodzonego z Niewiasty” (Ga 4,4). Maryja sama będąc stworzeniem, została wybrana na Tą, przez którą Logos Stworzyciel zjednoczył się z ludzką naturą. Bóg wybierając Maryję nie tylko przeciwstawił ją edenicznej Ewie, ale nade wszystko dostrzegając Jej wiarę i miłość uczynił ją „Naczyniem Łaski” prezentującym grzesznemu światu Zbawiciela- nowego Adama. Wyrażają to słowa św. Grzegorza z Nyssy: „…za pierwszym razem Bóg Logos wziął proch z ziemi i ukształtował człowieka, ale tym razem wziął proch z Dziewicy, i nie tylko ukształtował człowieka, ale ukształtował człowieka wokół siebie samego”. Chrystus zatem przyszedł przez ciało Dziewicy, poczęty w sposób cudowny „z nasienia Ojca”. Syn Boży wszedł w świat, stał się uczestnikiem prawdziwego człowieczeństwa, samemu zaświadczając, iż został „zrodzony z Niewiasty”. Jeżeli zatem pierwszy człowiek Adam nadał swej żonie imię Życie- Hava, Zoe, to druga Maryja stała się w sposób najpełniejszy Matką wszystkich wierzących, dzięki wierze w Jej Syna. „Dlatego więc słusznie i zgodnie z prawdą nazywamy świętą Maryję Matką Boga- napisze św. Jan z Damaszku- A tytuł ten zawiera całą tajemnicę Wcielenia”. Dlatego chrześcijanie od początku Kościoła odkrywali w Maryi również własną Matkę i Orędowniczkę. Termin Theotokos był pradawnym i zaszczytnym tytułem, używanym by okazać cześć Maryi i dobrze udokumentowanym w najstarszych modlitwach. Wyrażają to słowa ciągle żywej modlitwy pochodzącej z III wieku a powstałej w środowisku koptyjskim: „Pod Twoją obronę uciekamy się, święta Boża Rodzicielko, naszymi prośbami racz nie gardzić w potrzebach naszych, ale od wszelkich złych przygód racz nas wybawiać, Panno chwalebna i błogosławiona”. Zwiastowanie w cieniu Krzyża- ta korespondencja dwóch pozornie przeciwstawnych treści, stanowi jedno wielkie opowiadanie o Odkupieniu człowieka. Koncentruje spojrzenie Kościoła na Oblubienicy i Oblubieńcu- Maryi i Chrystusie. Ona była cichą, dyskretną towarzyszką dzieła swego Syna- „Droga”, którą Zbawiciel pokonywał aby dojść do ludzi. Z oddali brzmi w naszych uszach treść kontakionu Romanosa Melodosa: „Smutek serdeczny dotyka mnie, o Dziecię. I nie mogę znieść myśli o przebywaniu w moich komnatach, gdy Ty jesteś na krzyżu; Ja w domu, gdy Ty w grobie. Pozwól mi iść z Tobą ! Twój widok uśmierza mój ból. Na to odpowiada Chrystus: Porzuć smutek, Matko, porzuć go… Jesteś pośrodku mojej weselnej komnaty”. Ona była pod Krzyżem w największym doświadczeniu wiary i miłości- pełna ufności- widząc historię świata w miłości sączącej się z nabrzmiałych ran Jej Dziecka. „Ona cierpiała wraz z Synem, i doświadczała duchowo Jego śmierci” (H. Balthasar). Otulona blaskiem wielkanocnego poranka przytula Kościół czyniąc go swoim Nazaretem- miejscem Zwiastowania, Wcielenia i Zmartwychwstania.

środa, 24 marca 2021

Nie odrzucę Twojej miłości, bowiem stworzyłeś mnie z prochu, wyciągnąłeś rękę i chronisz mnie- modlił się starożytny mnich Ewagriusz z Pontu. Pandemia do której przywykliśmy i oswoiliśmy się z jej śmiercionośną obecnością, nie odchodzi, lecz jeszcze mocniej zbiera swoje żniwo. Media nabrzmiałe od mało optymistycznych informacji i ilość scenariuszy, których przewidywalność rozbija się o wielość niewiadomych niż pewników. Już nie wiadomo komu dawać wiarę, czy gdzie przykładać ucho, aby usłyszeć brzmienie prawdy i nutę otuchy. „Chcesz uciec z miasta zadżumionych dla szczęścia ? Uciekaj, nikt cię nie zatrzyma”- słyszymy słowa jednego z bohaterów Dżumy Camusa. Idąc tym literackim tropem, należy skonstatować, iż nie ma dokąd uciec- wszędzie jest wirus i co najtragiczniejsze- przyczajona za rogiem śmierć. Wydawało się, że dwudziesty pierwszy wiek będzie czasem spokojnym, stabilnym, refleksyjnie rewidującym dramatyzmy zadyszanej i przenikniętej odorem śmierci historii wieku poprzedniego. Nic bardziej mylnego ! Cień śmierci położył się na cywilizacji pośpiechu, eksploatacji witalnych siły przyrody, na człowieku- uzurpującym sobie boskie prerogatywy; zachłyśniętym pomnażaniem sukcesów i poszerzaniem nieodkrytych dotąd horyzontów. Pomimo tych wyczynów i błyskotliwości umysłu, jesteśmy jedynie opadłymi liśćmi- poddanymi kaprysom sił o wiele większych niż nasze poczucie pewności siebie i wiary w postęp. W obliczu smutku, efemeryczności istnienia i niedostatecznie adekwatnych słów pocieszenia, jedyną mogącą cokolwiek z tego wszystkiego zrozumieć jest wiara. W poezji Achmatowej znalazłem takie słowa: „Panie, widzisz, że jestem zmęczona. Tym, że żyje, konam i zmartwychwstaję.” Jest w tym odczuciu coś na wskroś rezurekcyjnego. Świadomość innego sensu. Odczucie życia przeobrażonego. Wiara nie daje gotowych odpowiedzi, nie chroni przed możliwie spadającymi zewsząd klęskami. Jak podkreślał ojciec D. Staniloae, sama racjonalność świata byłaby nie do wyjaśnienia bez odniesienia do jakiegoś wiecznego przedmiotu- dodam od siebie- Obecności ! Wiara rozświetla drogę w ciemności i budzi nadzieję; opróżnia serce z lęku. Sztuka umierania zostaje opromieniona nadzieją, zdumieniem i wdzięcznością. „Nadzieja nie jest zdana na milczenie. Nadzieja szuka uzasadnień i punktów oparcia”- pisał przed laty W. Hryniewicz. W świadomości ludzi wykarmionych wiarą i spowitych nadzieją, Bóg chroni świat w Chrystusie wydanym śmierci i jednocześnie zrywającym jej pęta. Jesteśmy w bliskości Paschy. Oblubieniec Kościoła za chwilę zdepcze bramy otchłani, a nam napotkanym w drodze wędrowcom powie: „Nie bójcie się, Jam zwyciężył świat !”

poniedziałek, 22 marca 2021

Łazarzu, wyjdź na zewnątrz ! I wyszedł zmarły, mając nogi i ręce powiązane opaskami, a twarz jego była zawinięta chustą. Rzekł do nich Jezus: Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić (J 11, 44). Rozmyślałem wczoraj o tym fragmencie Ewangelii będąc w podróży. Jaka musiała być potężna siła przyjaźni i miłości, że Chrystus swoją boską mocą zawrócił z drogi Łazarza i zerwał pieczecie śmierci ? Wszystko w tym opisie jest przeniknięte życiem. Pieczara oraz szczeliny umysłów i serc gapiów z Betanii zostają zwrócone życiu. „Śmierć jest straszna. Ale myśl o tym, że można umrzeć nie żyjąc, jest nie do zniesienia”- pisał E. Fromm. Ten który jest Zmartwychwstaniem i Życiem niesie najbardziej poruszające przesłanie: Będąc ze Mną, nie umrzecie ! Śmierć jest Paschą, aby już więcej nie umierać. To zmartwychwstanie duchowe i cielesne. Światłość Chrystusa detonuje groby historii; podrywa ludzkie ciała ku przeistoczeniu. Trupi jad zostaje obmyty wodą życia. Tkankę świata przenika drganie wieczności- rezurekcyjny szum wiatru. Przypominam sobie Zbrodnię i karę Dostojewskiego z jej głównym bohaterem jakim był zabójca starej lichwiarki Raskolnikow (raskoł- rozdzielenie, odosobnienie) i prostytutka Sonia- „ucieleśnienie głosu świadomości religijnej” czytająca z podręcznej Ewangelii opowieść o wskrzeszeniu Łazarza. „Mocy niszczącej życie w morderstwie Ewangelia przeciwstawia dar życia, nieśmiertelność. Raskolnikow słucha bez zrozumienia tego, co zostało powiedziane. Lektura wywołuje w nim bunt”(P. Evdokimov). Dopiero po pewnym czasie zrozumie, że łzy ukochanej kobiety, modlitwa i wiara w moc miłości jest wstanie przywrócić go życiu. Światłość chrześcijaństwa Janowego zajaśnieje dla grzesznika i wyrwie go z mroku ciemności; zostaną zerwane bandaże buntu i nienawiści, aby przez nie przedarła się prawda o nowym- odkupionym życiu w Bogu. Niezwykła dramaturgia chwili jest tak bardzo realistyczna, że na widok wychodzącego człowieka widownia na wielu malarskich przedstawieniach zatyka nosy- ponieważ czuć jeszcze odór śmierci i cielesnego rozkładu. „Któż widział, któż słyszał, aby powstał zmarły cuchnący człowiek ? Wstrząsnąłeś bramami i skruszyłeś okowy, rozpadają się więzy martwego na głos mocy Chrystusowej, a otchłań gorzko płacze wzdycha woła do swoich: Biada mi, skąd i jakiż to głos ożywia zmarłych”. Teksty liturgiczne i ikona, opowiadają nam o Chrystusie jako Tym, który nie pozostaje obojętny na przyszły los człowieka. Bóg pełen dobroci i miłości do rodzaju ludzkiego- Człowiekolubiec. „Dla Łazarza także śmierć jest tylko przejściem, jest wydarzeniem, które nie przerywa ciągu życia: światło poza bramami nocy obiecane jest tym, którzy wierzą. Przywołanie do życia Łazarza jest ostatecznym świadectwem bóstwa Chrystusowego, jest także zapowiedzią o ileż większego cudu, zapowiedzią ostatecznego zwycięstwa, jakie odniesie Jezus nad śmiercią”. Tak naprawdę to każdy z nas jest Łazarzem, oczekującym na swój poranek zmartwychwstania. Pan przyjdzie, aby nas obudzić !

piątek, 19 marca 2021

Via Crucis. Via dolorosa- najbardziej odwołujące się do zmysłów, tak silnie przeżywane wydarzenie ukazujące Boga, który przeszedł przez mękę. „Kenoza krzyża jest blaskiem pośród najgorszego mroku” (J. Corbon). Mąż Boleści- dźwigając na swych ramionach krzyż, wpisał się nie tylko w głęboko medytatywną i naśladowaną praktykę chrześcijaństwa, ale również stał się odzwierciedleniem każdej ludzkiej- osobiście przeżywanej drogi krzyża. „W śmierci Chrystus przebywa z nami jak gdyby na jednej linii ludzkiej bezradności, cierpienia i lęku tych, którzy przebywają w ciemnościach...”(S. Bułgakow). Tradycja Drogi Krzyżowej znamionuje pełną doloryzmu duchowość Zachodu; szczególnie od średniowiecza, stała się z najbardziej emocjonalnie przeżywanym nabożeństwem pasyjnym- tak silnie identyfikującym człowieka z Ukrzyżowanym na Kalwarii Chrystusem. Talmud dość szczegółowo podaje przebieg takiej uciążliwej egzekucji. Skazanego należało prowadzić na miejsce stracenia za dnia, tak aby każdy mógł to widzieć. Chodziło o publiczne zawstydzenie i upokorzenie. Wydaje się, że w egzekucji Jezusa połączyły się obie formy: żydowska i rzymska. Od Plutracha dowiadujemy się, że skazani na ukrzyżowanie sami musieli dźwigać narzędzie swej męki; to potwierdza szczegół zanotowany przez św. Jana: „On sam dźwigając krzyż...”(19,17). „Szedł w asyście ponurych żołnierzy, wraz z dwoma przestępcami, zapewne wspólnikami Barabasza, którzy dzielili z Nim drogę na miejsce kaźni. Każdy miał tabliczkę- titulum- z wypisaną winą... Według okrutnego prawa skazańcy nieśli patibulum, poprzeczne belki krzyży na których ich rozpinano. Jezus szedł powoli. Był udręczony biczowaniem i osłabiony po bezsennej nocy”(A. Mień). Przerażająca i okropna kaźń wyreżyserowana w niezwykle drobiazgowy sposób. Misterium bólu i samotności. Crudelissimum teterrmuque supplicium- powiadał Cycero. Ciało przytwierdzone do krzyża tężało i drętwiało, rany się otwierały, w płucach, głowie i sercu dokonywało się przekrwawieni: człowiek nie mógł oddychać a straszliwy upał był nie do zniesienia. „Jest sam jeden jak Adam, gdy był samotny w Edenie”(P. Claudel). Chrystus przeżywał to, co Wiliam Law określił „bolesnym strachem zagubionej duszy... realnością wiecznej śmierci.” To dramatyczny spektakl którego finalnym akordem jest jednak uwielbienie- zwycięstwo Życia na Krzyżu. Zaczynamy w pełni rozumieć jak odniesione zwycięstwo na drzewie hańby stawia nas przed paradoksem wszechmocy Bożej. „Kochająca pokora jest straszliwą siłą” (F. Dostojewski). Święty Augustyn powie: „Jego słabość była silna.” Dlatego chrześcijanie odtwarzają tę dramatyczną drogę, ponieważ wiedzą, że u jej końca jest zwycięstwo siły miłości nad śmiercią- O crux, ave spes unica ! – śpiewa Kościół Rzymski słowami Fortunata. Po dziś dzień Palestyna przyciąga rzesze pielgrzymów i szukających odległej historii turystów, którzy przemierzają uliczki starej Jerozolimy szukając śladów Mistrza z Nazaretu. „Piąta Ewangelia” jak mówią bibliści czytający święte teksty w miejscach które tradycja powiązała z najważniejszymi zbawczymi wydarzeniami. Ogród Getsemani z porośniętymi od tysięcy lat drzewami oliwkowymi, Golgota, drewno z krzyża na którym został powieszony, płyta namaszczenia- wszystkie te rzeczy, które miały z Nim styczność i zachowują ślad Jego obecności- przyciągają i skłaniają do modlitwy. Nawet kurz unoszący się na wietrze jest święty, ponieważ jest cząstką tego, co uchodzi od zawsze za święte. „Podobnie jak perfumy pozostawiają zapach we flakonie, w którym były przechowywane, tak Bóg pozostawił ślady swego przebywania wśród nas w konkretnych miejscach w Palestynie” (R.L. Wilken). Pomimo dwóch tysięcy lat gwar na krętych i wąskich uliczkach Jerozolimy jest tak samo intensywny jak w dzień przed Paschą kiedy kroczył nimi opluwany i wyszydzany Pan. Już na początku IV wieku pojawili się pielgrzymi z krajów zachodnich przybywający do bazyliki Grobu Świętego. Pobożna pątniczka Egeria zapisała w formie świadectwa, jak pielgrzymi zatrzymywali się przed dwunastoma stacjami drogi krzyżowej, co było połączone z czytaniem Ewangelii. Ta tradycja rozwinęła się i była w późniejszym okresie pielęgnowana przez krzyżowców i franciszkanów otaczających troską miejsca ostatnich chwil Chrystusa. Zmiana budowli, nawarstwienia ziemi i budowli, ulic, powstanie nowych kaplic, kształtowało w dużym stopniu dzisiejszą drogę po której w procesjach z krzyżami w rękach poruszając się chrześcijanie różnych wyznań. „Nie ma tu góry, doliny, równiny, pola, źródła, rzeki, potoku, wioski ani kamienia, którego nie dotknąłby Zbawiciel, wędrując bądź klękając przy modlitwie do Ojca lub kładąc się spać na gołej ziemi”- pisał franciszkanin F. Suriano. Każdy skrawek ziemi, rozsiane kamienie i fragmenty dawnej architektury mogą być zroszone potem i krwią Baranka prowadzonego na ofiarę. Chodziło o rozmyślanie i współuczestniczenie w ostatnich chwilach Jezusa. Każdy piątek jest przypomnieniem największego daru miłości; Kogoś, kto za mnie przyjął śmierć i przemienił ją w zmartwychwstanie. „O Życie, jak możesz umrzeć- rozmyślał O. Clement- Ale ten martwy człowiek nie jest martwy... Jego światłość wnika jeszcze głębiej w skałę grobu. Schodzi do tych granic, gdzie opuszczony przez świat pogrąża się w nicości. Zstępuje i władczymi rękami chwyta mężczyznę i kobietę, wszystkich i odtwarza je w świetle... Chrystus wzbudza umarłych. Wszystko staje się wiecznie żywe.”

czwartek, 18 marca 2021

Pamiętaj na wszystkie drogi, którymi Cię prowadził Pan, Bóg Twój, przez te czterdzieści lat na pustyni, aby Cię utrapić, wypróbować i poznać, co jest w Twym sercu; czy strzeżesz Jego nakazu, czy też nie (Pwt 8, 22) W tym tygodniu przypadają moje czterdzieste urodziny. „Mierzymy czas jak się rzekło, w trakcie jego przebiegania”- pisał św. Augustyn. To nie tylko powód do radosnego świętowania, ale również do wnikliwej refleksji nad własną przeszłością. Zagłębianie się w nią, na sposób anamnetyczny lub retrospektywny. Przywołanie z pamięci dzieciństwa i dorastania, aury rodzinnego domu, czy wchodzenia w dorosłość, staje się przyczynkiem do wdzięczności za dar życia. „Poprzez pamięć odtwarzamy minioną przeszłość, umarłą, oddaloną od nas, która, jak się wydaje, odeszła w jakąś ciemną otchłań” (M. Bierdiajew). Te wspomnienia wewnętrznie cieszą, pomimo tego że są jedynie cieniami. Z drugiej strony dokonuje się mimowolnie jakieś rozstanie z młodością i wejście w wiek mozolnego dorastania do bycia mędrcem- kimś przeobrażonym w sensie dosłownym i metaforycznym. Być może traci się formę zewnętrzną, ale rozkwita to, co jest wewnątrz- odczuwając pulsujący świat Boga w sobie. Przypominam sobie słowa Prousta: „Istniejemy przez to, co posiadamy, posiadamy to, co mamy przed sobą, jak wiele naszych wspomnień, następnie myśli, opuszcza nas, udając się w wielką podróż, gdy je tracimy z oczu. Nie możemy ich wówczas zaliczyć do sumy stanowiącej nasze istnienie. Mają one wszelako tajemne drogi, którymi do nas wracają.” Czas zaczyna jakoś przyśpieszać a nieodwracalny proces utraty włosów i lekkiej zadyszki, sugeruje moment jakiegoś nieuniknionego przeobrażania. Czuję się po trosze jak ten romański dźwigar na zamieszczonej powyżej ilustracji. Mocuję się z życiem; znam jego ciężar, blaski i cienie. Spoglądam w lustro i dostrzegam efemeryczność czasu. „Czterdzieści lat minęło jak jeden dzień”- słyszymy w znanej piosence, akcentującej owo tempus fugit. Człowiek staje się częścią splotu wydarzeń w których trzeba zacząć szanować czas- rachując go w taki sposób, aby coś pozostało na zaś- możliwy moment nagłego pożegnania. Dla ludzi starożytnych liczby były „zasadami rzeczy,” podstawą każdego porządku- świat był rzeczywistością policzalną, dobrze skomponowaną muzyką. „Aleś Ty wszystko urządził według miary, liczby i wagi”(Mdr 11,20). Lubowano się w gematrii- przedkładając litery na wartości liczbowe oraz przypisując cyfrom ukryte znaczenia symboliczne. Już średniowiecznym myślicielom towarzyszyło przekonanie, że świat jest uporządkowany- ordo numenorum przez Boga który wszystko starannie wyliczył, niczym najbardziej utalentowany matematyczny umysł. Zerknąłem do Biblii, próbując odnaleźć wydarzenia powiązane z liczbą czterdzieści: czterdzieści dni potopu; czterdzieści lat wędrówki Izraela po pustyni, aby odnaleźć Ziemię Obiecaną; Elisz czterdzieści dni i nocy szedł do Bożej góry Horeb; czterdzieści dni przebywania Mojżesza z Bogiem na górze Synaj; czterdziestodniowy post Chrystusa na pustyni; czterdzieści dni Zmartwychwstały Chrystus ukazywał się uczniom za nim poszedł do Ojca; czterdzieści lat mojego życia opromienionego światłem wiary. Historia jest święta ! Te karkołomne próby poszukiwania symbolicznego znaczenia liczby czterdzieści, dowodzą tylko jednego- jestem istotą zanurzoną w historii i czasie. Pozostaje mi błogosławić każdy dzień i nie poddawać się narzekaniu. Być wdzięcznym i otwartym na coraz to nowe zdumienia. W Opowieściach Chasydów Bubera odkryłem niezwykle budująca myśl: „Człowiek powinien być jak naczynie, które chętnie przyjmuje w siebie to, co w nie wlewa jego właściciel, obojętnie czy to będzie wino, czy ocet.”

środa, 17 marca 2021

Jezus przechodząc ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia… Jak długo jestem na świecie, jestem światłością świata. To powiedziawszy splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i nałożył je na oczy niewidomego, i rzekł do niego: „Idź, obmyj się w sadzawce Siloe”- co się tłumaczy: Posłany. On więc odszedł, obmył się i wrócił widząc (J 9,1-41). Ewangelia opowiada nam o niewidomym od urodzenia. My też jesteśmy „niewidomi” jeśli nie fizycznie to przynajmniej duchowo. Potrzebujemy bliskości Jezusa- delikatnego muśnięcia duszy i błota na oczach - które zadziała niczym lekarstwo. Od pierwszego dnia Wielkiego Postu Jezus kładzie błoto na nasze zmysły, abyśmy dostrzegli własną ograniczoność i kruchość. Tak wielu ludzi jest jeszcze w mroku, nie pozwala się zagarnąć uzdrawiającej miłości Boga. Bo z patrzeniem jest tak, jak to powiedział lis Małemu Księciu: "Widzi się dobrze tylko sercem, najważniejsze jest niewidoczne dla oczu". Ewangelia przynosi nam przesłanie radości i światłości- orientuje nas ku Słońcu które niebawem wzejdzie w wielkanocny poranek. Wyraża to antyfona liturgiczna: „Raduj się Jerozolimo, zbierzcie się wszyscy, którzy ją kochacie. Cieszcie się, wy, którzy byliście smutni, weselcie się i nasycajcie u źródła waszej pociechy”. Połowa drogi za nami- tak blisko jest Pascha ! Nie bójmy się wejść w Chrystusową światłość- zaniewidzieć od nadmiaru światła. Poczuć na twarzy i duszy dotyk Jezusa. „Niech moje łzy będą mi sadzawką Siloe, abym mógł w niej obmyć niewidome oko mojej duszy ! Wówczas ujrzę, Panie, Ciebie, światłości przedwieczna”- wyśpiewuje Kościół w Kanonie pokutnym św. Andrzeja z Krety. Wybiegnijmy pełni wdzięczności ku naszemu Panu, mówiąc: „Wierzę, Panie !” Na tym etapie naszej drogi jesteśmy już w pełni przekonani, że wiara w Chrystusa przywraca światu zmysł duchowego widzenia i pełnię życia. „Chrześcijaństwo- powie Sołowjow- nie jest tylko wiarą w Boga, lecz również wiarą w człowieka, w możliwość realizacji bóstwa w człowieku”. Dlatego na końcu ziemskiej drogi może nastąpić już tylko uchrystusowienie człowieka; spotkanie ze Zmartwychwstałym Panem. Kończę to rozważanie modlitwą pragnienia, słowami św. Dymitra z Rostowa: „O miłości czysta, szczera, doskonała ! O światło substancjalne ! Użycz mi światła, ażebym w nim poznał Twoją światłość. Oświeć mnie, żebym zobaczył Twoje ojcowskie serce. Daj mi serce, abym Cię kochał… Ty jesteś moim jedynym pragnieniem, moją pociechą, kresem wszystkich moich udręk i cierpień. Szukam tylko Ciebie, w Tobie jedynym jest moja radość i moje szczęście. Teraz, i mam nadzieję- na wieki”.

niedziela, 14 marca 2021

A Jezus, ucząc w świątyni, zawołał tymi słowami: «I Mnie znacie, i wiecie, skąd jestem. Ja jednak nie przyszedłem sam od siebie; lecz prawdziwy jest Ten, który Mnie posłał, którego wy nie znacie. Ja Go znam, bo od Niego jestem i On Mnie posłał». (J 7, 28-29). Przeszliśmy już więcej niż połowę wielkopostnej drogi nawrócenia. Nauczyliśmy się iść drogą która milczy. Napoiliśmy miejsce samotni i śmierci modlitwą pragnienia; skropiliśmy pustynię Adamowymi łzami pokuty. Szczeliny duszy napełniły się oddechem wieczności ! W drodze pomimo naporów i rezygnacji, karmiliśmy się Dobrą Nowiną i spoglądaliśmy na Jezusa, aby Go naśladować z całą stanowczością powziętych postanowień. Zaintrygowani i podekscytowani intensywnością wiary, kopaliśmy studnie, aby w ich tafli wody dostrzec niczym niezmącone oblicze Boga. Podnieśliśmy nasze głowy i usta zanurzone w prochu (Lm 3, 29); aby przeniknięci nadzieją, dostrzec na horyzoncie naszej niewytłumaczalności, bliskość nadchodzącej Paschy. „Poznaj siebie”- tę maksymę wyryto na świątyni wyroczni delfickiej. Na pustyni odsłoniliśmy przed Bogiem twarze i zobaczyliśmy siebie w prawdzie Jego twórczego Słowa. „Boga widzą ci, którzy Go potrafią widzieć, to znaczy ci, co mają otwarte oczy duszy”(św. Teofil z Antiochii). Ewangelia Krzyża i darmowej miłości druzgocze otchłanie ludzkiego serca; rozrywa więzy niewoli i czyni świetlistym to, co nasyca jeszcze ciemność. Bezpośredniość doświadczenia Boga w akcie darmowej miłości. Kościół jest prostytutką którą obmywa Baranek miłością z Krzyża- rezonuje z całym ekspiacyjnym realizmem przesłanie starożytnych Ojców. W tej pedagogii miłości, bezbożny człowiek otrzymuje szansę bycia świętym ! „Siłą boskiej miłości Chrystus przywraca światu i ludzkości utraconą w grzechu wolność- pisał M. Bierdiajew- przywraca idealny plan stworzenia, usynawia człowieka w Bogu, utwierdza zasadę bogoczłowieczości…” Chrystus posłany przez Ojca, proklamuje piękno nowego świata- piękno ocalonego człowieka- przyoblekającego się w szaty godowe chrztu. „Ludzką świadomość Jezusa wypełnia całkowicie Jego posłannictwo: otrzymał od Ojca polecenie objawienia człowiekowi istoty Boga i jego nastawienia wobec człowieka” (H.U. Balthasar). Światło Ewangelii rozjaśnia przesłanie Starego Testamentu, ukazuje Boga jako Wspólnotę w miłosnym ruchu ku zagubionemu człowiekowi. Ojciec spełnia swoje zamiary przez Syna i przez Ducha, który zapładnia Kościół i wyrywa go z marazmu, skostnienia i niemocy. „Czy może nas spotkać coś piękniejszego, czy może nas spotkać coś większego- pyta św. Augustyn- jak zostać przyjaciółmi Boga ? Ta godność przekracza granice ludzkiej natury. Wszystkie rzeczy służą Stwórcy. Tymczasem Pan wynosi swoje sługi, które zachowują Jego przykazania, do chwały nadprzyrodzonej: nie nazywa ich już sługami, ale przyjaciółmi. Traktuje ich wszystkich jak przyjaciół.” Przeobrażenie się w Chrystusa, czyni z nas dzieci Ojca, a dokonuje się to przez powiew Ducha wewnątrz naszego zdruzgotanego przez grzech jestestwa.

piątek, 12 marca 2021

On wyrósł przed nami jak młode drzewo i jakby korzeń z uschniętej ziemi (Iz 53,20.W każdy piątek Wielkiego Postu przemierzam wzrokiem malarską wizję Pasji którą zatrzymała dla nas tradycja ikonograficzna chrześcijaństwa. Sztuka bizantyjskiego Wschodu równie ekspresyjnie i głęboko potrafi ukazywać wymiar cierpienia jak utkwiony wzrokiem w cierpiącym Chrystusie Zachód. Miał rację Roger Scruton mówiąc że „sztuka ma zdolność odkupienia naszego życia poprzez znalezienie piękna w najgorszym aspekcie rzeczy.” Liturgia śmierci ! Opowiada o tym samym, ale rozkłada inaczej akcenty. Można powiedzieć że większość motywów pasyjnych bardzo silnie ciąży w kierunku Paschy- owego świetlistego przeobrażenia i triumfu Życia. Kiedy byłem u początku fascynacji „sztuką prawosławną” to najmocniejsze wrażenie wywołał we mnie fresk z kościoła Matki Boskiej w Studenicy, ukazujący scenę Ukrzyżowania (I poł XIII). Przedstawienie skąpane w ferii cudownej chromatyki niosącej ponad powiewem czasu bogactwo bizantyjskiej symboliki. Człowieczeństwo naznaczone dramatem opuszczenia- a z drugiej strony emanujące siłą przemienionej obecności zatopionego w śnie śmierci Odkupiciela. W kontekście tego wyobrażenia niezwykle wymownie brzmią słowa hymnu Teofanesa „Gdy Kościół zobaczył Ciebie na krzyżu, Ciebie, Syna Sprawiedliwego, to spełnił swoje zadanie i zawołał jak należało: Chwała Ci, o Panie, chwała Twojej mocy.” Z tych szeroko rozpostartych ramion Ukrzyżowanego uderza odbiorcę jakaś niewyobrażalna siła przyciągania; błogosławiona czułość Boga zagarniająca świat w akcie heroicznej miłości. Świadkami tej sceny zatopionej w gwieździstym błękicie nieba są: Matka i Przyjaciel- Oblubienica i Uczeń- powierzeni sobie nawzajem, w ogromnej komunii, czyniącej Kościół miejscem obmytym z brudu i zmartwychwstałym. Maryja i Jan- zatopieni w ciszy odkrywają granice wyniszczenia i triumfu. Twarz Maryi liryczna i dramatyczna utrwala niczym pergamin wszystkie cierpienia matek które musiały udźwignąć wydanie własnych dzieci objęciom śmierci. Głowa Apostoła pełna od wezbranych emocji, ciąży ku dłoni, niczym naczyniu w którym można zamknąć, czy schować swój bój bezradności i rozstania. Sama postać Chrystusa poddana urokliwej stylizacji. Ciało obnażone i wydłużone, poddane esowatemu wygięciu- niczym tanecznemu rozwibrowaniu. Głowa opada na ramiona, a kaligraficznie oddane pukle włosów rozdzielają się podwójnie, dając wrażenie czegoś na kształt ornamentu. Oczy zamknięte sugerują, że poddany śmierci Bóg wszedł w zbawienny sen śmierci. O Życie jak możesz umrzeć ? On czeka na przebudzenie w strudze światła przeszywającego kamienną komorę grobową- post factum crucis. Biodra okrywa piękne i ciążące ku dołowi perizonium- tkanina nie pozwalająca uczynić do końca z Chrystusa – „niewolnika bez twarzy”- poddanego wstydliwym i odzierającym z godności spojrzeniom tłumu. „Jego cień okrywa góry a ziemia pełna jest Jego chwały”- powie św. Augustyn. Krew sącząca się z Jego ran zrasza kamień Golgoty i budzi ze snu Adama, pierwszego wydanego władzy śmierci. Chcemy wraz z Klemensem z Aleksandrii wołać: „Bądź pochwalone światło ! Dla nas, którzy byliśmy pogrzebani w ciemności i uwięzieni w cieniu śmierci, zajaśniało światło z nieba, jaśniejsze od słońca i słodsze od życia.”

czwartek, 11 marca 2021

Ukaż mi swą twarz, daj mi usłyszeć swój głos ! (Pnp 2, 14). Po kilkunastu latach od pierwszej i zdaje się jeszcze powierzchownej lektury książki Ikonostas i inne szkice wybitnego uczonego ojca Pawła Floreńskiego, zajrzałem do niej na nowo- w sposób bardziej wyostrzony i w moim skromnym przekonaniu bogatszy w gromadzoną przez lata wiedzę. Pisarstwo Floreńskiego nie jest łatwe i nie przysparza natychmiastowej satysfakcji z lektury przedkładanych przez niego tekstów. Jest tam konglomerat tylu przenikających się wątków, dygresji i interdyscyplinarnych odniesień oraz błyskotliwych, pełnych erudycji skojarzeń, wymagających od obytego z materią słowa czytelnia i depozytu sztuki - pewnego rodzaju fragmentaryzacji- aby ostatecznie dotrzeć do finalnego i kluczowego przesłania. Jest to myśliciel który w sposób znaczący wpłynął na studia poświęcone badaniom ikonografii cerkiewnej, jak również na pewnego rodzaju estetykę teologiczną obrazu. „Dopiero Ikonostas otwiera całą epokę pisarstwa na temat ikony, tak bardzo dziś obszernego- twierdził J. Nowosielski- Więcej, Ikonostas, w aspekcie teologicznym, otwiera możliwości- najpierw prawosławiu, a poprzez prawosławie całemu chrześcijaństwu- przyswojenia sobie i uświadomienia dogmatycznej zawartości ikony w życiu charyzmatycznym i sakralnym Kościoła.” Kontynuatorami tego studium będą późniejsi myśliciele tacy jak: Uspieński, Zernow, Evdokimov, czy Clement. Pojęcie ikony; piękna; programu ikonograficznego; rola kanonu w sztuce prawosławnej; świątynia jako miejsce symboliczne; filozofia kultu; symbolika liturgiczna- stają się tylko kilkoma z wielu problemów które rozwijał z nieprawdopodobną pasją Floreński. Jego szeroka w pełni humanistyczna wiedza połączona z empiryczną dociekliwością badacza z obszaru nauk szczegółowych, pozwoliły na stworzenie wielu intrygujących syntez teologicznych. Nie bez przyczyny ojciec Sergiusz Bułgakow napisze o nim: „Ojciec Paweł był dla mnie nie tylko przejawem genialności, lecz również dziełem sztuki: tak niezwykle harmonijna i piękna była jego postać… Przywodził na myśl tytaniczne postacie Odrodzenia z Leonardem da Vinci na czele. Być może było w nim również coś z Pascala.” Jego studia, można śmiało powiedzieć zrodziły się in situ z obcowaniem a arcydziełami ikonografii rosyjskiej. Przez kilka lat Floreński pracował w Komisji ochrony Zabytków Sztuki i Historii Ławry troicko- sergiejewskiej. Ów myśliciel utwierdza nas w przekonaniu, że ci którzy pragną odszyfrowywać świat ikony, wymaga się od nich ogromnej dojrzałości duchowej i ostrości intelektu. W prawdzie ikona jest częścią wielkiej kultury europejskiej, ale ten rodzaj sztuki zdaje się przekraczać wiele dzieł wydobytych w przestrzeni czasu i z pod duktu pędzla. „Fundamentalne tezy Floreńskiego- pisał W. Panas- są zarazem są zarazem podstawą całej metafizyki prawosławnej sztuki. Są one podporządkowane ostatecznej funkcji wypowiedzi, która czasami może być sztuką. Rzecz jasna, przy tym podejściu muszą zniknąć autonomiczne funkcje sztuki. Jeśli jest rozdarcie i przepaść, należy dążyć do połączenia, a przynajmniej do zbliżenia. Pojawia się więc problem łącznika, jakiegoś medium pośredniczącego.” Mamy do czynienia z ontologią sztuki, której fundamentalną i najbardziej świetlistą częścią jest ikona. „Bez ikony i odczucia piękna nie da się żyć”- parafrazując jednego z pisarzy. Floreński wprowadza pewnego rodzaju rozróżnienie między portretem, twarzą a ikoną. Twarz- jego zdaniem- odzwierciedla powierzchowne wrażenie, jakie mamy o danej osobie przy pierwszym z nią kontakcie. Portret stanowi próbę oddania całego wyrazu twarzy. Ikona zatem ukazuje człowieka jako obraz Boga, jego charakter bosko- ludzki, dlatego cechy czysto ludzkie są w niej przytłumione, ale nie stają się abstrakcyjne. „W ikonach sami- już my sami- dostrzegamy błogosławione i natchnione wyobrażenia świętych, a w nich, w owych wyobrażeniach, objawiony obraz Boży i samego Boga.” W innym miejscu Floreński pisze: „A więc ikona zawsze uświadamia nam jakiś fakt z obszaru Boskiej rzeczywistości. Ikona może być najwspanialszym dziełem sztuki, może też nim nie być, lecz u jej podstaw leży rzeczywisty odbiór świata niewidzialnego, rzeczywiste doświadczenie duchowe.” Równie intersujące są jego przemyślenia na temat genezy, funkcji i symbolicznej roli ikonostasu w przestrzeni prawosławnej świątyni. Nieodzownego elementu, zatrzymującego ludzką percepcję i stawiającego jakby przed „przegrodą Misterium”- wyrazem innego, zgoła przeobrażonego wewnętrznie postrzegania. „Ikonostas przebija w nim okna, a przez ich szyby widzimy, w każdym razie możemy zobaczyć to, co się za owym murem dzieje- żywych świadków Bożych. Zniszczenie ikon oznacza zamurowanie owych okien. Natomiast wyjęcie szkieł osłabiających duchowe światło dla tych, którzy zdolni są do obcowania z nim bezpośrednio, mówiąc obrazowo, w przeźroczystej próżni- to opanowanie oddychania eterem i życia w świetle chwały Bożej. Gdy to nastąpi, materialny ikonostas nabierze cech świętości wraz z uświęceniem całego obrazu świata tego, z uświęceniem nawet wiary i nadziei, z kontemplowaniem w czystej miłości wiecznej chwały Bożej.” Zatem ikonostas pełni nie tylko funkcję dydaktyczną, lecz ukazuje w przestrzeni tętniącej życiem liturgii- więź między sakramentem i obrazem, przebóstwione Ciało Chrystusa przedstawione na desce ikony. W ten sposób konkluduje myśliciel, „ikonostas nie ukrywa niczego przed wiernymi- żadnej wielkiej tajemnicy…, lecz wskazuje im, na wpół ślepym, tajemnicę sanktuarium, odsłaniając przed nimi, ułomnymi i kalekami, wejście do innego świata, uwięzionym we własnej niemocy i głuchym krzyczy do ucha nowinę o Królestwie niebieskim.”

wtorek, 9 marca 2021

Ku mojej mądrości zwróć się, mój synu, ku mojej rozwadze nakłoń swe ucho; abyś zachował roztropność, twe usta niech strzegą rozsądku (Prz 5, 1-2). Chciałbym nakreślić kilka refleksji o kondycji współczesnej młodzieży. W każdym pokoleniu uwiera dręczące przekonanie- więcej- narzekanie jaka to młodzież nie jest zła. Domeną części starszego pokolenia jest zbyt łatwa pokusa wydawania sądów o młodych ludziach na podstawie bardzo często obserwacji wybiórczych- zewnętrznych. W jesieni życia człowiek zaczyna idealizować swoją młodość; jego retrospektywność jest pozbawiona ostrości widzenia; równie wybiórcza, jak natychmiastowy sąd, że młode pokolenie jest do cna zepsute i wyzbyte kultury, czy zasad moralnych. Trzeba ogromnej dozy realizmu i obiektywizmu aby się konfrontować z własną historią życia, widząc jej blaski i cienie; momenty błądzeń, poruszeń natury, buntów i przeobrażeń które przychodzą wraz upływającym nieuchronnie czasem. Od wielu lat pracuję z młodymi ludźmi. Towarzyszę im na wielu drogach osobistego rozwoju: duchowego, pedagogicznego, intelektualnego- komplementarnego, skierowanemu ku odkrywaniu dojrzałego człowieczeństwa. Młodzi ludzie są zagadkowi, fascynujący, nieprzewidywalni w swoich zachowaniach, intrygujący w wyrażanych sądach. Jednym słowem zaskakujący i nieopisywalni. Niekiedy falują na powierzchni- rozbijając się o przeciwstawne idee, aby ostatecznie zacumować w czymś swoim- własnym i bliskim. Przeżywają rozdarcia pomiędzy rozumem i sercem, targanie do cna poruszeniami i kłębiącymi się w nich uczuciami. Wielu z nich spogląda na świat przez kolorowe okulary, widząc sprawy w zupełnie innym kształcie niż obciążeni determinantami pośpiesznej egzystencji dorośli. Są tacy którzy płyną na fali, odnosząc nieustanne sukcesy. Dla innych życie, szkoła i konieczność dokonywania wyborów jest dżunglą- miejscem zagubienia, ucieczki, izolacji, rozterek, zamykania się w szczelnym i niedostępnym dla innych kokonie. Świat pełen zgiełku jest potwornie męczący. Znam młodych ludzi nie potrafiących poradzić sobie z najprostszymi zadaniami jakie stawia przed nimi wyłaniająca się na horyzoncie dorosłość. Wchodzenie w nią jest źródłem nieuniknionych lęków, gwałtownych reakcji gniewu, a co najbardziej bolesne poczucia bezsensowności i niezadowolenia z życia. Nie wiem czy miał rację Sokrates twierdząc, że „nic nie jest zbyt trudne dla młodzieży.” Młodość posiada wiele witalnych sił, ale również one spalają się niczym wosk świecy. Rzeczywistość dzisiejsza w której żyją młodzi ludzi wydaje się być o wiele bardziej wyczerpującą niż miało to miejsce dwadzieścia lat temu. Poddani są rygorowi postępu i nieustannemu dostosowywaniu się do struktur pędzącego świata w jego wymiarze technicznym, mentalnym, ideowym. Wymaga to od nich umiejętności natychmiastowego dostosowywania się, albo balansowania, przynajmniej na jakiś czas, aby utrzymać się na powierzchni. Są polem licznych eksperymentów których to rezonowania nie są wstanie na dziś obiektywnie zdiagnozować, czy poddać rzetelnej i trzeźwej ocenie. Wbrew temu co się dzieje na zewnątrz, młodzi- tak jak każde pokolenie wcześniej- stara się bawić życiem, będąc przekonanymi że ma nad nim pełną kontrolę, lub świadomie rezygnuje z tej kontroli- aby ponieść się niewiadomej przygodzie, wyrywającej w sposób natychmiastowy z krepujących ją społecznych ograniczeń. Młodzi ludzie bardzo szybko przekonują się, że są samotni pośród samotnych. Istnieją takie domy i rodziny w których mieszkańcy jedynie mijają się drodze, a rodzice komunikują się ze swoimi dziećmi w sposób lapidarny i pozbawiony zabarwienia emocjonalnego. Rodzice już dawno przestali towarzyszyć swoim dzieciom; przestali ich słuchać; wprowadzać dojrzale w arkana życia. Pozostawiają pieniądze na biurku i szybko ewakuują się swojego umeblowanego świata. Swoją niekompetentność i wyjałowioną uczuciowość, tłumaczą powszechnym brakiem czasu i pogonią za pieniądzem- tzw.„lepszym życiem.” Większość zadań scedowali na szkołę, upatrując w niej źródło ocalenia i przestrzeń najbezpieczniejszego odziaływania wychowawczego. Jakie to naiwne przekonanie ! Wynajdując coraz to nowe aktywności dla swoich dzieci, pozornie wygospodarowali więcej czasu dla siebie, a tym samym stracili kontakt z własnym dzieckiem- które w momencie napięć i buntów już nie będzie chciało ich słuchać. Znam takie osoby które prosiły aby je przytulić, ponieważ ojciec i matka, nigdy tego nie zrobili. Głód zauważenia, akceptacji, miłości- ciepła które powinno emanować od najbliższym młodemu człowiekowi osób. „Zabijam się, bo życie nie ma sensu”- piszą często licealiści i studenci stojący nad wąwozem totalnego rozczarowania życiem. To rozdarcie bierze się z niepewności, narastających trudności i przeźroczystości w oczach najbliższych. Ten nihilizm popycha ich w narkotyki, alkohol, czy eksperymentowanie z seksualnością. „Żyjemy w kulturze, która faworyzuje umysł, pożądanie, czasem również pasję, przemoc w zachowaniach grupowych, bardzo rzadko jednak wybiera serce w znaczeniu najbardziej istotnego elementu człowieka”- pisał O. Clement. Trzeba tę pustkę czymś wypełnić, stłamsić w sobie narastający głód i odrzucenie. „Im bardziej człowiek jest wolny, tym bardziej jest samotny i obcy w świecie.” W tłumie samotnych imprezowiczów można poczuć się na chwilę kimś innym- odrobinę zauważonym, choć finał tej drogi- wydaje się w skutkach dramatyczny. Młodzież potrzebuje zauważenia i poświęcenia im czasu. Nawet jeśli nie nadają na tych samych falach co ludzie dojrzali wiekiem, potrzebują towarzyszenia- pięknego i mądrego. Potrzebują przytulenia gdzie dach otaczającego ich świata i wyzwań wali im się na głowę. Potrzebują również świata wewnętrznego duchowego, który zbyt często z taką łatwością kontestują i odrzucają Boga (widząc w Nim jedynie policjanta liczącego ich upadki ). Przed wielu laty w Metafizycznej pauzie Czesław Miłosz pisał: „…jeżeli silna jest u ludzi nadal potrzeba wiary, jest to zwłaszcza u młodych pokoleń, wiara bezdomna, poszukująca, jednak niekończenie zwracająca się ku chrześcijaństwu.” Jest to pewnego rodzaju zablokowanie na sprawy ducha. W wielu domach przestało się mówić o Bogu interesująco i twórczo. Wiara stała się dodatkiem do pędzącej rzeczywistości, której chwilowe spowolnienia następuje w czasie świąt chrześcijańskich które na chwilę pozwalają przebijać się jakimś duchowym treściom. Pamiętam jak kiedyś pokazywałem slajdy z ikonografią chrześcijańską i komentowałem warstwę teologiczną obrazów. Po chwili jedna z uczennic miała łzy w oczach. Po kilku dniach zaczepiłem ją i zapytałem, co ją tak poruszyło ? Odparła, że nikt w sposób tak przekonujący nie opowiadał jej o wierze i Bogu. Jeden impuls, a może wywołać taką gradację uczuć. „Największe wzruszenie, jakiego możemy doświadczyć, to wzruszenie mistyczne. Jest to zalążek wszelkiej prawdziwej wiedzy”- przekonywał L. de Broglie. Ostatecznie przekonuję się, że młodzież jest wrażliwa, cudowna, otwarta na nowe horyzonty. Nawet w sferze duchowości, pozwalająca się przekonać to podjęcia trudu pytania i poszukiwania w których to, jak powie poeta Angelus Silesius: „Otchłań serca dąży ku otchłani Boga.”

poniedziałek, 8 marca 2021

Jezus wędrował przez miasta i wsie, nauczając i głosząc Ewangelię o królestwie Bożym. A było z Nim Dwunastu oraz kilka kobiet, które zostały uwolnione od złych duchów i od chorób, Maria, zwana Magdaleną, którą opuściło siedem złych duchów; Joanna, żona Chuzy, rządcy Heroda; Zuzanna i wiele innych, które im usługiwały, udzielając ze swego mienia (Łk 8,1-3). W semickim świecie męskocentrycznym, wstrząsanym licznymi rywalizacjami i napięciami pojawia się Chrystus i w gąszczu męskiej dominacji zauważa kobietę. Czy zostaje w ten sposób przełamana obojętność, a nawet wrogość wobec inności płci. Do tej pory żydowski antyfeminizm opierał się męskiej dominacji nad kobietą- uważanej jako kogoś słabszego, wydobytego z żebra Adama człowieka drugiej kategorii. W modlitwach osiemnastu błogosławieństw odmawianych do dzisiaj przez chasydów pobrzmiewa nuta obojętności a nawet pogardy wobec towarzyszki mężczyzny: „błogosławiony bądź, Panie, że nie stworzyłeś mnie kobietą.” Lekceważenie „słabszej płci” przejawia się choćby w umiarkowanej radości głowy domu na wieść, że Bóg obdarował go córką a nie synem. Nawet święty Paweł, ukształtowany w tradycji rabinackiej, wydaje się ulegać tej tradycji, kiedy poucza o całkowitej zależności kobiety wobec mężczyzny. Nawet egzegeza starotestamentalna podejmująca na warsztat opis stworzenia przez Boga pierwszych ludzi, naznaczona jest typowo męską perspektywą; kobieta zostaje stworzona dla mężczyzny- służebnica sprowadzona do kategorii przedmiotu, bezwzględnie podporządkowana... Odkrywamy tutaj niezwykle bolesną diagnozę która w ustach Simone de Beauvoir po wielu wiekach stanie się wielkim wyrzutem sumienia: „Kobieta staje się całym światem dla mężczyzny w chwili, gdy mu służy jako wypełnienie upragnionej wizji, aby zaraz potem, spełniwszy swoją rolę, stać się niczym.” Również antyczna tradycja pogańska będzie z niedowierzaniem i podejrzliwością spoglądać na kobiety- męskocentrycznie: „Nigdy nie wierz kobiecie, nawet jeśli mówi prawdę”(Eurypides). W ten nierówny i pozbawiony głębszego znaczenia dialog pomiędzy mężczyzną i kobietą wchodzi Chrystus. Dla Niego kobieta nie jest antyczną Lukrecją, którą można wziąć w posiadanie, czy „nadliczbową kością, nieistotną częścią Adama, gatunkiem podrzędnym”- jak mawiał Bossuet. W oczach Chrystusa kobieta jest bardzo ważna, zrównana z mężczyzną- towarzyszka; a nawet wyeksponowaną na pierwszym planie, co powoduje niejednokrotnie kręcenie nosem samych uczniów. Kobieta zostaje postawiona w centrum ekonomii zbawienia, jako Oblubienica, Matka, Gołębica nieskalana, przedłużenie życia... Faktem jest że do grona apostołów, nie została wybrana żadna kobieta, lecz wiele za nim podążało i zraszało drogę Jego wędrówki łzami i miłością. Po wielu wiekach Kościół zdobędzie się na odwagę orzeczenia o nawróconej grzesznicy Marii Magdalenie jako o równiej Apostołom. Kiedy Mesjasz będzie nawiązywał relacje z kobietami będzie miał w pamięci najbliższą Mu kobietę- Maryję- ucieleśnienie piękna i świętości. „Raj leży u stóp matki”- powie poetycko jedna z sur Koranu. Bierdiajew pisał, że „Kobieta jest bardziej niż mężczyzna związana z początkiem świata, z pierwszymi siłami elementarnymi; mężczyzna styka się ze światem przez kobietę..., przeznaczeniem kobiet jest, by były, jak w Ewangelii, tymi które przynoszą wonności. Nie kobieta wyemancypowana i podobna mężczyźnie, lecz wieczna kobiecość będzie miała do odegrania wielką rolę w nadchodzącym okresie historii.” Ton rosyjskiego filozofa jest profetyczny i wskazuje na twórczą rolę tej która ma do odegrania ważną, jeśli nie najważniejszą rolę w historii świata. „Kobiety otrzymują jako pierwsze wielkie objawienia: o Wcieleniu Boga, o tym, że Jezus jest Mesjaszem, o Zmartwychwstaniu- one przed wszystkimi ludźmi. Tylko one zobaczą aniołów przy grobie Zmartwychwstałego. Nie mężczyźni: ich wiara w triumf Jezusa nad śmiercią oparta jest na logicznej analizie stanu grobu. Kobiety nie zastanawiają się nad całunem i and płótnami. Włączają się natychmiast w to, co niewidzialne. Kobiety współcierpią z Jezusem, stojąc pod krzyżem. Jedna z nich namaszcza Go żyjącego, wyprzedzając dzień pogrzebu; inna ociera chustą zakrwawioną twarz Człowieka- Boga; jeszcze inna pozostawia usługiwanie Mu siostrze, by słuchać Jego słów i adorować Go. I tylko jedna osoba wystąpiła w obronie Jezusa: kobieta, żona Piłata, która próbuje Go ratować, gdy wrze przeciw Niemu gniew mężczyzn” (J.P. Roux). Nie bez przyczyny, artysta i twórca ikon- Jerzy Nowosielski określał kobiety pojęciem „bytów subtelnych”- jakby odgadując ich „anielską” strukturę bytu i posłannictwa. Aż trudno pojąć dlaczego w pewnych momentach dziejów chrześcijaństwo marginalizowało kobiety. On są duszą świata, najpiękniejszym kwiatem w ogrodzie Boga; bohaterki wiary i naczynia w których spoczywa życie świata; nosicielki pokoju i ideał dobroci.

niedziela, 7 marca 2021

Który za życia często karmiłeś się Eucharystią, w niebiosach ujrzysz Chrystusa, który ci da sam siebie- czytamy na wczesnochrześcijańskim epitafium z Katakumb świętego Sebastiana w Rzymie. Jakże wymownie ten tekst koresponduje ze słowami z Ewangelii przewidzianej na Trzecią Niedzielę Wielkiego Postu: „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam jest moje ciało za życie świata”(J 6, 51). W czasach niewiary, piętrzących się wątpliwości i kruchości ludzkiego życia- Eucharystia staje się przestrzenią spotkania z Obecnością. Chrystus obecny w Eucharystii pod postacią pokarmu. „Chleb i wino są znakami Jego oddania i obecności”(W. Hryniewicz). Wiatykiem dla strudzonego wędrowcy, lekarstwem i pokarmem nieśmiertelności. „Liturgia to wieczny powrót dzieł wielkiej miłości Boga do nas”- rozmyślał M. Gogol. Nieustannie pulsujące źródło życia, dokonujące transfuzji miłości na życie w nas i wokół nas. „Jeden bowiem Chrystus jest dla nas nadzieją, wiarą i miłością: nadzieją w zmartwychwstaniu, wiarą w obmyciu, miłością w sakramencie”(św. Ambroży). Pragnienie Chrystusa abyśmy pozostali blisko Niego, nawet jeśli nasze zmysły szaleją i nie są zdolne przełamać bariery niewytłumaczalności tego, co postrzegają. Ignacy z Antiochii pisał do wspólnoty w Efezie: „Łamiemy się chlebem: niechże to będzie umocnieniem ku nieśmiertelności.” Ciało Chrystusa- utkane z materii ziaren i wypalone w ogniu zstępującego Ducha. Ciało Boga- które można położyć na dłoni i pozwolić mu wejść przez usta w sanktuarium naszego grzesznego ciała. Boska komunia dla każdego który szuka źródła życia pośród świata który przykrywa całun śmierci. „Pożywamy Cię, Panie i pijemy, nie po to, aby Cię tylko spożyć, lecz aby żyć dzięki Tobie”(św. Efrem).Chrześcijan staje się istotą przyjmującą i przemienioną. „W Eucharystii Bóg zaspokaja najbardziej podstawowe pragnienie człowieka, jego pociąg do życia silniejszego niż śmierć…”- pisał O. Clement. Eucharystyczna obecność Pana, staje się dla nas najpełniejszym dotknięciem świata- który już nie należy do nas- lecz do Boga. „Życie rozszerzyło się na wszystkie istoty i wszystkie byty napełniły się wszechogarniającym światłem”- proklamuje świat dotknięty eksplozją zstępującego Życia- Homilia Paschalna. To antycypacja Królestwa Miłości i Pokoju. Nakarmieni Bogiem możemy jedynie pokornie dziękować i trwać w zachwycie obdarowania, oczekując spełnienia wszystkiego w Nim. To nasz Bóg, który w sakramentalnej namacalności łączy się ze wszystkimi członkami Kościoła i sprawia, że drżą one ze wzruszenia. „Albowiem Jego miłość trwa na wieki !”

piątek, 5 marca 2021

Już wielokrotnie na stronie mojego bloga podkreślałem mój sentyment do kultury średniowiecza bizantyjskiego i łacińskiego. „Kultura żyje i umiera, podobnie jak żyje i umiera człowiek. Śmierć dla niej nie jest czymś ostatecznym, nie oznacza, iżby wszystko rozsypać się miało w proch, nie pozostawiając śladu ani spuścizny. Podobnie jak człowiek żyje w swoich dziełach, tak samo kultura przekazuje potomnym jako spuściznę duchową to, co stworzyła przez stulecia swego istnienia, i oddziaływanie jej trwa przechodząc z pokolenia na pokolenie”- pisał H.W. Hausing. Jako historyk sztuki, a przede wszystkim teolog, powracam do dzieł których siła rezonowania estetycznego i duchowego jest nieustannie przyciągająca- uwodząca duszę przez zmył wzroku. Miał rację Bierdiajew mówiąc, że „kultura jest obiektywizowaniem mistycznych przeżyć. Cała kultura rozwija się z kultu…” Nie jest to jedynie pobożna archeologia, lecz transfer uniwersalnych wartości, ubogacających intelektualnie i religijnie. Mam takie osobiste postanowienie w Wielkim Poście, aby w każdy piątek przyglądać się różnym dziełom kultury materialnej w których wybrzmiewa temat pasyjny. „Krzyż to powstanie z martwych, to nadzieja chrześcijan…Krzyż to siła bezsilnych, lekarz zdrowych… Krzyż to oczyszczenie trędowatych, uzdrowienie paralityków… Krzyż to chleb głodnych, źródło spragnionych”- jakże wymownie brzmią te słowa św. Efrema Syryjczyka w czasie obecnej pandemii. Spoglądam z dziecięcą wnikliwością na dzieło Mistrza Niebieskich Krzyży. Bezimienny umbryjski artysta którego rozpoznawalną sygnaturą jest błękitna chromatyka. Błękit symbolizuje ludzką naturę -cielesność przywdzianą przez Boga- utrwalającą prawdę o Wcieleniu. „W tej materii wyzwolony z materii, ciałem nie objęty”- podkreślał św. Grzegorz Teolog. W jego pracach linia i kolor zdają się być czymś jednym w procesie malarskiej osmozy. Po mistrzowsku i kaligraficznie oddany krucyfiks, na którym wygięte i poddane niewyobrażalnemu cierpieniu ciało Chrystusa wchodzi w błogi sen śmierci. „Śmierć jest na łasce wielkiego wołania Paschy”(B. Pasternak). Ornamentacyjnie oddane strugi krwi z pięciu zadanych ran, stają się deszczem przeobficie ofiarowanej światu miłości. Dłoń Maryi staje się drogocennym naczyniem zbierającym miłość wytryskującą z otwartego boku. Z boku Adama rodzi się Ewa- obmyty miłością Kościół. Twarz Chrystusa o karnacji ziemi robi piorunujące wrażenie. Zaciśnięta jakby w masce bólu. Ogromne i nieruchome oczy zostają przesłonięte ciemnością, które uchyli na nowo w noc Paschy tchnienie Boga Ojca. Twarz Bogaczłowieka staje się wstrząsającą podobizną „niewolnika”- „Cierpiącego Sługi Jahwe.” W tym dramacie opuszczenia i wewnętrznego dialogu, przygnieciony cierpieniem nie przestaje kochać zagubionej i wydanej w ręce parodiującej i profanującej wszystko bliskości demona . Miłość pożera wieczność i przeistacza inferalne obszary rzeczywistości. Jest to Bóg, który płaci przerażającą cenę własną krwią i dlatego „miłość i przebaczenie Baranka nie mają granic.” Kompozycja jest dynamiczna i podporządkowana architekturze krzyża, wtopionego w złote tło. Wygięte ciało wzmacnia ową ekspresję form i przyciąga oko widza, zapraszając je do adoracji; przyjmując rolę świadka męki. Patrząc na każdy szczegół tej ikonograficznej wizji, chcemy wyśpiewać w liturgicznym uniesieniu: „Przez Krzyż radość przenika cały świat.”

środa, 3 marca 2021

On odpuszcza wszystkie twoje winy i leczy wszystkie choroby. On twoje życie ratuje od zguby, obdarza cię łaską i zmiłowaniem (Ps 103). Wielkopostna droga człowieka jest naznaczona pokutą. Jeden z rosyjskich mistyków mówił, że pokuta jest miastem w którym chrześcijanin znajduje schronienie. Greckim słowem określającym ten niezwykle intensywny proces wewnętrznej przemiany jest słowo metanoia, ma znaczenie sięgające o wiele głębiej. W pokucie nie chodzi tylko o zmianę zachowania lub przewartościowania wielu życiowych spraw. „Ty nieustannie wzywasz grzeszników do odnowy w Twoim Duchu i najpełniej objawiasz swą wszechmoc w łasce przebaczenia”- słyszymy w modlitwie rzymskiej, mówiącej o tajemnicy pojednania. Chodzi tu o zmianę sposobu myślenia i oderwanie się od grzechu. Metanoein tłumaczy się tyle, co spojrzeć na świat przemienionym wzrokiem. Może dlatego Chrystus zabrał ze sobą uczniów na Górę Tabor, aby zobaczyli swoje życie w nowym świetle. Od tego momentu będą podążać za Światłem. Najważniejszą częścią pokuty jest doświadczenie przebaczającej miłości Boga. To lekarstwo miłości jest udzielane w sakramentach Kościoła. Odsłania się tu niezwykle ważne zadanie Kościoła, który staje się niczym „duchowe laboratorium, w którym przygotowane są lekarstwa, byśmy mogli znaleźć środki do uleczenia ran, które zadaje nam świat” (św. J. Chryzostom). Najmocniej ten terapeutyczny wymiar uzdrowienia odkrywamy w sakramencie pojednania i powrotu. Chrześcijański Wschód określa pojednanie jako misterium pokajania- pokajanije lub ispowiedanije, jako wyznanie duszy i wydobycie na zewnątrz tego, co odbiera radość istnienia i nie pozwala być oświeconym światłem Chrystusa. Spowiedź to również „drugi chrzest”, gdzie muszą pęknąć katarakty duszy i rozlać się na zewnątrz wodą oczyszczenia. To łzy duchowych narodzin, zmartwychwstania, odkrycia w sobie pięknego człowieka- którego Miłosierny Bóg wziął w ramiona, ponieważ „syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”. Miłość Boga jest wskrzeszająca, ten kto zginął odnajduje się. Chrześcijaństwo ukazuje grzech jako zagubienie, nędzę i degradację człowieka. Pokuta zatem jest łaską u darem, zerwaniem krępujących więzów, pocieszeniem i radością- nową drogą odkupionego człowieka. Dostojewski wołał: „Bracia, nie bójcie się grzechu ludzkiego, miłujcie człowieka i w grzechu jego, albowiem to jest podobieństwo Bożej miłości i szczyt miłości na ziemi”. W tym wyznaniu zaznacza się silna perspektywa paschalna- spojrzeć na siebie, drugiego człowieka- przez miłujące oczy Boga. Ten sam pisarz penetrujący wewnętrzny świat człowieka napisał przed śmiercią słowa pouczenia, skierowane do swoich najbliższych. To przesłanie dla każdego chrześcijanina: „Strzeżcie bezgranicznej wiary w Pana i nigdy nie zwątpcie w Jego przebaczenie. Gdyby nawet zdarzyło się wam w ciągu waszego życia popełnić przestępstwo, mimo to nie traćcie nadziei w Bogu. Jesteście Jego dziećmi. Korzcie się przed Nim jak przed waszym Ojcem, proście Go o przebaczenie, a On będzie radować się z waszej skruchy, jak radował się z powrotu marnotrwanego syna”.