środa, 28 czerwca 2023

 

Dla belfrów i ich uczniów rozpoczął się czas długo wypatrywanych wakacji. Nie ma tu miejsca na marnotrawienie chwil, lecz przygoda do której przynaglają osnute uprzednio w marzeniach miejsca. Wyjść z rozgardiaszu męczącej codzienności. Z tych impertynenckich schematów myślenia i działania. Przy nieustannym rachowaniu wszystkiego, wschodzi we mnie myśl Sofoklesa: „Świat jest pełen cudów, ale nie masz cudu nad człowieka.” Porzucić siebie, aby w pielgrzymce odnaleźć siebie ! „Egzystencja ludzka i wolność są od początki nierozłączne”- tak uważał Fromm. Istnieje tyle szlaków które jeszcze nie zostały przebyte, przestrzeni za których to grzbietem skrywają się tajemnice porośnięte historią i naznaczone obecnością ludzi, których usta napełnione są barwnymi opowieściami. Wędrowiec zawsze jest ciekawy świata. Poruszony kolejnym zakrętem skrywającym splecione drogi na których widnieją odbite ślady stóp- tych innych- będących również w drodze i drogą. To wszystko łączy jakaś wspólna nić, inteligencja życia i mistyka oczu, podekscytowana powabami czasu wschodzącego wraz ze słońcem u brzasku nowego dnia. Nasze zmysły są stworzone do tego oglądu, ponieważ to jedynie przedsmak tego, czym wieczność nas oczaruje. „Ziemia posyła nam tyle światła, że możemy przy jej blasku odbywać podróż bez przerwy”- czytam u Żuławskiego. Nie trzeba być poetą lub malarzem, aby budzić się wraz z ciałami niebieskimi i unosić się ku przestworzom jak ptaki obłaskawione promieniami i muśnięciami przychylnych wiatrów. „Jak przejmujący jest widok pustyni porytej kawernami wygasłych wulkanów, z cienkimi łańcuszkami ludzkich śladów, które przyszły z nieba i do nieba mają powrócić, a które, być może, przetrwają naszą ziemską cywilizację.” Człowiek jest pełen cieni i potrzebuje tych poruszeń, pozwalających się najpełniej przekładać na język wiary. Chrześcijan przenika „radość z obietnicy życia wiecznego i radości tego życia, jej lekkości, jej uroku”(W. Rozanow).  Zdumienie to dziecięca umiejętność odkrywania obecności Boga. Znajdowania Go poza opasłymi dziełami mędrców, za łodygą kwiatów i w kroplach spulchniającego ziemię deszczu (łzach aniołów dających o sobie znać). Spacer pomiędzy tym, co ożywione i pobłogosławione w pierwszym dniu tchnienia, wydaje się najwspanialszym z traktatów które ciągle się piszą i wydaje się, że ich ukończenie nastąpi wraz z apokaliptycznym zerwaniem pieczęci. Droga leczy dusze ze zwątpień i kaprysów zbuntowanego przeciwko innym człowieczeństwa. W samotności kosmicznej, zaczynasz głębiej zasysać powietrze i dostrzegać sprawy zgoła inaczej, niż w pieleszach własnego domu. Dusza słowiańska nie potrafi żyć, bez wymiaru nieskończoności- zawsze jest zbliżaniem się do granicy dwóch naprzeciw siebie wyrosłych światów. Aby zrobić coś sensownego, poza natrętnym gnieceniem telefonu w dłoni i gapieniem się w ekran komputera, to położyć się na ziemi i wlepić oczy w niebo. W tej pieszczotliwym nic nierobieniu zawiera się kwintesencja istnienia w istnieniu- poetyka wieczności ! Nasze życie składa się z niepowtarzalnych chwil, których wartości nie można wyliczyć, zmierzyć, oszacować… Obrzeża stawania się. Nagłe olśnienie dane jest tym, których umysł stał się wolny od balastu konieczności, a przeniknięty głębią wyobraźni muśniętej palcem Boga. Ustawić się plecami do miasta na przydrożnym kamieniu na którym patriarcha Jakub zasnął przygnieciony gwałtownym przynagleniem Miłości.

niedziela, 25 czerwca 2023

 

Jeden z tłumu odpowiedział Mu: «Nauczycielu, przyprowadziłem do Ciebie mojego syna, który ma ducha niemego. Ten, gdziekolwiek go pochwyci, rzuca nim, a on wtedy się pieni, zgrzyta zębami i drętwieje… Na widok Jezusa duch zaraz począł miotać chłopcem, tak że upadł na ziemię i tarzał się z pianą na ustach.  Jezus zapytał ojca: «Od jak dawna to mu się zdarza?» Ten zaś odrzekł: «Od dzieciństwa.  I często wrzucał go nawet w ogień i w wodę, żeby go zgubić. Lecz jeśli coś możesz, zlituj się nad nami i pomóż nam» … (Mk 9,14-29).

Jakże trudno w zgiełku ekscentrycznego świata i psychologicznym racjonalizacjom rozmaitych zjawisk, przebić się z prawdą o duchowych zniewoleniach które mają bezpośredni wpływ na zdrowie i życie człowieka. „Baczcie, aby kto was nie zagarnął w niewolę”(Kol 2,8). Wielu ludzi wypiera prawdę o istnieniu rzeczywistości demonicznej, mającej realny wpływ na życie najbliższego im otoczenia. Egzorcyzmy kojarzą się ze średniowiecznymi zabobonami którymi kościół się posługiwał, aby utrzymywać ludzi w strachu, dyscyplinie i karności przed popełnianiem zła. Tak zbudowana opinia przyczyniła się do porzucenia terapeutycznych rytów, na rzecz poszukiwania innych, alternatywnych i niekiedy wadliwych dróg uzdrowienia. „Ten świat- mówił św. Izaak Syryjczyk- nie jest światem Bożym, lecz złudzeniem ludzi, i powszechnie obejmuje oraz wyraża różne popędy, które nazywają się namiętnościami.” Za tymi pęknięciami, stoją ciche podszepty tego, o którym się mówi, iż nie istnieje. „Gdyby oni mogli wszyscy zobaczyć siebie takimi, jakimi naprawdę są”- rozmyślał o utraconym pięknie w człowieku Merton. Cywilizacja w której ludzi przestają się modlić, staje się łatwą przestrzenią do zamieszkania dla obecności wypartej, wyśmianej, przerysowanej na sposób satyryczny. Ateizm wraz z obojętnością na sprawy religii i proklamacją śmierci Boga, zignorował te inferalne przestrzenie i przysłonił je wydumanymi wyjaśnieniami pseudonaukowymi. „Zło klei się do bytu jak pasożyt, wysysa go i pożera”- pisał P. Evdokimov. Chrystus w Ewangelii wiele razy konfrontował się ze złym duchem i wychodził naprzeciw cierpienia tych, których najbliżsi w swojej bezradności do Niego przyprowadzali. Zatrzymuje się na kamienistej drodze Galilei, spogląda w oczy, wyciąga dłoń i stwarza na nowo. Otwiera byt na tajemnicę miłości ! W każdym z tych ubezwłasnowolnionych istnieje zatarty wizerunek- ikona Boga. „Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło”(łk 19,10). Miłość ta jest wielką mocą Królestwa Niebieskiego. Egzorcyzmował nie tylko samych opętanych, ale uzdrawiał świadomość tych, którzy z powątpiewaniem przyglądali się obrzędom uwolnienia. W Chrystusie Bóg wychodzi do swojego kruchego stworzenia. Podnosi go, dotyka, uzdrawia z niewoli i przywraca na powrót harmonię. W powieści Biedaczyna z Asyżu Kazantzakis wkłada w usta św. Franciszka jakże głęboko wyrażoną nadzieję: „Bóg trzyma w ręku gąbkę, którą zmazuje winy. Nie miecz, ani wagę…Gąbkę ! Gdyby mi przyszło malować obraz Pana, przedstawiłbym Go z gąbką w ręku. Wszystkie grzechy będą zmazane, bracie Leonie, wszyscy grzesznicy będą zbawieni.” Mam przed oczami obraz prawosławnego kapłana wchodzącego do meczetu z krzyżem i uzdrawiającego człowieka nad którym muezini nie mieli władzy i byli zatrwożeni zaistniałą sytuacją. Imię Chrystusa miało tak potężną moc, iż pokonało przeciwnika ! „Modlitwa Jezusowa” staje się doskonałym i najprostszym do wyartykułowania ustami egzorcyzmem. Wzywanie imienia Jezus, jest metodą do przemieniania świata; otwierania go na dar miłosierdzia. Promieniuje ono zbawczą siłą i sprasza obecność Tego, na którego słowo świat przebudza się w milczącym zmartwychwstaniu. Dlatego Pan powiedział starcowi Sylwanowi: „Umieść twego ducha w piekle i nie trać nadziei.”

sobota, 24 czerwca 2023

 

Nieme malowidła na ścianie potrafią mówić- słyszymy w homilii św. Grzegorza z Nyssy. Cimabue jeden z najwybitniejszych artystów włoskiego średniowiecza w jednym z segmentów mozaikowej dekoracji  kopuły Baptysterium we Florencji, przedstawił żywot świętego Jana Chrzciciela- Poprzednika Pańskiego. Mozaika w której możemy dostrzec splot przenikających z Konstantynopola wpływów sztuki bizantyjskiej oraz ducha średniowiecznego Zachodu, promieniującego z północy, świadczą o oryginalności włoskiego malarstwa i jego wyrafinowanej estetyki. Ten jakże fascynujący malarsko cykl, rozpoczyna scena narodzin i nadania imienia Prorokowi, które kreśli na pergaminie dłoń podeszłego już w latach Zachariasza. „Bóg niczego nie czyni zupełnie sam”(św. Makary). To Bóg przez zatopionego w niemocy słów ojca, wyznacza mu imię i przeznacza do określonego zadania- staje się zwornikiem nowej mesjańskiej historii i nowym Eliaszem. „Tamten został uniesiony do nieba, ten zaś był poprzednikiem Pańskim i umarł przed Nim, aby zstąpiwszy do otchłani przepowiedzieć tam Jego przyjście”- powie Orygenes. Mamy tu również reminiscencję starotestamentalnych wezwań: „Oto kładę moje słowa w twoje usta”(Jr 1,9) Poruszony tchnieniem Ducha Świętego, Zachariasz zapowiada misję własnego syna w następujących słowach: „A i ty, dziecię, prorokiem Najwyższego zwać się będziesz, bo pójdziesz przed Panem torując Mu drogi; Jego ludowi dasz poznać zbawienie.” Jan Chrzciciel- homo viator-  jest wyjątkową postacią na styku Starego i Nowego Testamentu. „Zwiastun Słońca”- opisze go poetycko język teologicznej ekspresji. Przyjaciel i piewca Słońca zstępującego „z wysoka, by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają.” Liturgia nazywa Jana „jasną gwiazdą zaranną,” której wzejście zapowiada jutrzenkę Świtu. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że w liturgii Kościoła przypadają dwa ważne obchody tego Świętego- narodzenie i męczeńska śmierć. Narodzeniu Jana, podobnie jak narodzeniu Chrystusa, towarzyszy wiele cudownych znaków. Jego cudowne poczęcie zostaje oznajmione przez Anioła Maryi, jako znak, że „dla Boga nie ma nic niemożliwego.” Aura tajemniczości spowijająca chłopca który stanie się „głosem wołającym na pustyni” i „największym z ludzi”- usłyszymy w podniosłej pochwale Mistrza z Nazaretu. „Anioł Pustyni” w wielbłądziej skórze i trzepoczącymi skrzydłami jak pokazuje go wymownie ikonografia ruska, którego słowa będą cierpkie i przemieniające na wskroś ludzkie dusze. Prorok który „zapowiada nadejście Chrystusa, czerpie rzeczną wodę w dłonie, by dać zakosztować przedsmaku nieopisanej świeżości, ulewy szarańczej miłości”(Ch. Bobin). Rzucił on z wielką łatwością wyzwanie naturze, czyniąc ją otwartą na przemianę- metanoia. Archetyp doskonałej męskości i ideał anachorety pod którego stopami pustynia rozkwitnie nawróconymi dla Królestwa Bożego duszami- na powrót zwróconymi Bogu. „Niech się oddalą od świata ludzi nieprawych i udadzą na pustynię, by tam prostować Jego ścieżki”- mówi Reguła wspólnoty esseńskiej z Qumran. Asceta wyrywających ludzi z idolatrii samych siebie. Ikona pełna światła i natchnionej samotności. Niekwestionowany autorytet moralny i opatrznościowy burzyciel sumień. Zwycięzca zła i głos przejmującej dogłębnie prawdy. W jednym z troparionów święta słyszymy: „Ponieważ walczyłeś odważnie za prawdę, tobie dane było obwieszczanie z radością tym, którzy stali nad przepaścią, że oto pojawił się w ciele ludzkim Bóg, który usunie grzechy tego świata.” Ludzką historię pełną pokus, upadków, zwątpień, tragicznej bezradności i ucieczki- Asceta pustyni czyni miejscem przeobrażonym; przestrzenią napełnioną Bogiem. Człowiek o spojrzeniu tak przeszywającym i transparentnym, że nic się nie ukryje przed Jego wzrokiem. Piewca świata stworzonego dla wolnych, dla silnych duchem. „Zbawienie świata jest wyparciem zła w sferę niebytu, umocnieniem świata prawdziwego i zniszczeniem świata fałszywego. Zafałszowany, złudny świat jest złem i niebytem; on nie powinien być broniony, jest godzien tylko ognia”- pisał M. Bierdiajew. Buntownik i niestrudzony orędownik tych, dla których droga duchowego ocalenia wydaje się mglista i pozbawiona nadziei. Heros wiary- zapalający ogniem świat i zatwardziałe ludzkie serca. Orędownik wielkiego wstawiennictwa który w towarzystwie Maryi – Deesis- będzie przedstawiał Zbawicielowi modlitewne westchnienia chrześcijańskiego ludu. Służebnica i Przyjaciel stają w blasku i radości triumfującego odwiecznie Pana. Pragnienie miłości Chrystusowej zwyciężyło w nim do końca. Męczennik, którego ścięta na misie głowa, stanie się emblematem heroiczności cnót i nieugiętej postawy wobec zła. Jan naraził się Herodowi, wypominając mu jego nieprawe małżeństwo z Herodiadą; w następstwie obietnicy danej przez króla Salome, córce Herodiady, został ścięty w twierdzy Macheront. „Prawda zrodziła nienawiść… Odpowiedzieli mu złem za dobro. Zasiał pszenicę, ale zebrał ciernie”(św. Augustyn).  Jego grób był czczony w Sebeste, czyli w Samarii. Ojcowie Kościoła często podkreślali, że dzień narodzin Jana Chrzciciela należy do uroczystego święta- magnus dies, które promieniuje dla dzieci wiary obfitością łask. Wspomnienie świętego Jana przypada na okres przesilenia letniego. Zachowało się wiele pięknych i mających swój średniowieczy rodowód tradycji związanych z tym świętym. Takim przykładem zachowanej po dziś dzień obrzędowości jest tradycja błogosławienia wody- jezior i rzek. Innym zwyczajem jest rytuał zapalania ognisk- tzw. Ognie świętojańskie (sobótki) rozniecane w dzień poprzedzający uroczystość świętego Jana. Niegdyś młodzieńcy chcąc popisać się przed urodziwymi dziewczętami, przeskakiwali ogniska, dając asumpt całonocnej zabawie. Było w tym również coś na wskroś inicjacyjnego. Ogień miał również charakter oczyszczający od złych demonów- egzorcyzmujący otaczający człowieka świat. Kończę słowami zapisanymi w Sakramentarzu z Werony: „Boże, daj sercom naszym postępować w prostocie dróg Twoich, której uczył św. Jan Chrzciciel, głos wołający.”

 

czwartek, 22 czerwca 2023

 

Obcowanie ze sztuką od wielu lat przysparza mi ogromnie wiele przyjemności. Nie wynika to z racji ukończonych w tej materii studiów, ale z pasji przeżywania i czytania świata możliwie jak najintensywniej w dziełach tych, którzy jakże często są oszczędni w słowach, a rozmowni w obrazach. Choćby w malarstwie zawiera się tak wiele przestrzeni przez które można percepcją oka przebyć i dotrzeć do genialnych intuicji autora: jego samotności, zmagania, niepowodzeń, radości i peryferii duszy, które wytryskują w teksturze zespolonych ze sobą barw. Pomimo wielowiekowego podpatrywania, naśladownictwa i obopólnych zadziwień, każdy twórca jest jedyny i niepowtarzalny. „Prawdziwy malarz przez napięcie uwagi jest tym, na co patrzy”(S. Weil). Nie ma dobrej i złej sztuki, jest jedynie droga którą musi mozolnie przebyć artysta, ocierając się o piękno lub je świadomie porzucając w imię jemu tylko wiadomych przesłanek. „Piękno jest wielorakie”(G. Bruno). Przez umysł przepływają mi setki płócien które widziałem po rozsianych muzeach i galeriach Europy. Jedne mnie onieśmielały, inne prowokowały do różnych reakcji, a jeszcze inne powalały na kolana- pozostając opatrzonymi lapidarnym stwierdzeniem – mistrzowskie. „Każda sztuka jest nam współczesna, jeśli jest wielką sztuką”- przekonywał Pasierb. Sztuka mimetyczna, czy abstrakcyjna stają się jedynie różnymi stróżkami poszukiwań i zmagań z tajemnicą świata, którego absolutny nakaz przekroczenia pulsuje z tyłu głowy twórcy. Odczytywanie znaczeń, ukrytych sensów, naszpikowanych pod warstwami krosna przemalowań, kształtuje osobistą bystrość postrzegania. W jednych podrywała mnie kompozycja i rozmieszczenie postaci, czy elementów sztafażowych, a w jeszcze innych precyzja kompozycji, czy nietuzinkowe umiejętności w oddaniu szczegółów- zbudowaniu pełnej namacalności aury odmiennego od tego, który znam świata. Wirtuozeria pędzla, niczym batuta w dłoni dyrygenta. Dla jednych kolor buduje formę, a dla innych jest zupełnie zbędny, aż nazbyt natrętny- emocjonalnie inwazyjny. Kiedy czytam obrazy, nie kieruję się osobistą sympatią lub antypatią do twórcy. To przeszkadza w uchwyceniu istoty rzeczy, tej fenomenologicznej głębi spojrzenia, wolnej od balastu epoki, czy opinii przybocznych, zakradających się z gotową opinią dyletantów. „Malarz, który doprowadził swoją inteligencję i wrażliwość do szczytu, ujrzał na koniec- jak trafnie to uchwycić Przyboś- własne widzenie.” To „własne widzenie” potrzebuje również odbiorca, recenzent, kulturalny smakosz wędrujący przez muzealne sale w poszukiwaniu rarytasów, smaczków, tzw. obszarów „sztuki wielkiej i nieprzedawnionej.” Ponoć Matisse w jesieni życia, przykuty do inwalidzkiego wózka malował nożyczkami, niczym dziecko tkające bajowy świat kolorów bezwiednie rzuconych na kartkę białego papieru. Umierając można ciągle malować ! Czy to nie sygnał w stronę wieczności ? Maluję drzwi przez które chcę wejść. W tej przygodzie widzenia i bycia zawłaszczonym, potrzebna jest doza pokory i wolności na który zdobywa się niewielu śmiałków estetycznej konsumpcji. „Nie wystarczy być genialnym artystą, jeśli język plastyczny własnej epoki, w którego obrębie porusza się tworzący artysta, chlubiąc się wiernym odtwarzaniem rzeczywistości widzialnej, zatracił umiejętność wyrażania tego, co niewidzialne”(A. Olędzka- Frybesowa). Najważniejsze jest to, co ukryte, będące poza- na marginesie malarskiej wizji- możliwej do rozszyfrowania dla tych, którzy już nie tyle widzą wzrokiem, co drganiem struny duszy.

środa, 21 czerwca 2023

 

Za kilka dni rozpoczną się wakacje. Ostatnie dni naznaczone rozwleczonym czasem, czekającym na świeżość wyprażonych w słońcu przygód. Doskwiera mi nieśmiałość przed klawiaturą komputera i paraliżująca świadomość opóźnionych spotkań w pożółkłym kalendarzu. Po mozolnie wykonywanej pracy, przychodzi moment na poszukiwanie nowych miejsc, zakamarków globu i ludzi z którymi można nawiązać nowe i regenerujące serce przyjaźnie. „Czasami jesteśmy zaskoczeni odkryciem siebie w innych”(J. Green). Stąpasz po ziemi i nie musisz skrupulatnie odmierzać czasu na drogę, której punkt do celowy przesuwa się w miarę intensywności przeżyć i wydarzeń, które tka niewidzialny Towarzysz podróży. „Najistotniejszym darem dla człowieka jest droga, którą idzie, aby dość do świata”- kreślił słowami Exupéry w Twierdzy. Zatapiasz się w przestrzeń kamienistych ścieżek, szeleszczących lasów, tętniących wód, naprężonych gór i śladów naszej cywilizacji szukającej potwierdzenia w racjonalności ujarzmiania materii i co paradoksalne, przeciwstawnia się jej. „Ludzie epoki przedcywilizacyjnej każdemu fragmentowi natury nadawali tak głęboki sens, iż naturalne stawało się ponadnaturalnym- pisał Z. Żakiewicz- Przyroda była wielką księgą mówiącą o nieskończonej i nieograniczonej naturze Bóstwa. Wszystko stawało się mitem, tajemnicą. Wszystko było groźbą, chroniono więc rzeczywistość natury pieczęcią tabu, ażeby to co, co dziś uważamy za zbędne, nie przemówiło tym jednym głosem, którym przemawia Nieznane i Nieskończone.” Brakuje nam dzisiaj śmiałości i prostoduszności człowieka odległego nam w czasie, aby pochwycić to, co nieuchwytne- ów ślad wiecznie trwałego piękna. „Czy piękno może pozostać w ukryciu- pytam za H. Corbinem- Bo wszystko, co nazywa się pięknem, charakteryzuje się tendencją do ukazywania się innym.” Noszę w swojej pamięci tak intensywne odczucia natury. Młodzieńcze klisze odkurzane w momentach zwątpień i pokusy pójścia na skróty. Jest w nich szlachetność odczuć, transpozycja symboli naznaczająca dziewiczością krajobrazy duszy. Przeźroczysty woal mgły nad polami, gdzie skoro świt spacerowałem, aby nic nie utracić z kolejnej symfonii stworzenia; wielkiego pocałunku Boga, wobec wybudzonego z objęć śmierci świata. Kropelki rosy spadające na twarz i dłonie ozłocenie światłem którego błogosławieństwa może doświadczyć człowiek natychmiastowego poderwania z posłania i czujności. „Ziarna Królestwa Niebieskiego”- jak miał w zwyczaju mówić święty Franciszek pochylony nad kwiatami lub stojący na palcach- złakniony świętości ptaka wzbijającego się ku słońcu. Wyostrzone spojrzenie i wyobraźnia tak pojemna, iż pozwala się uchwycić tęsknoty za tym, co niejasne, niewyraźne, niewytłumaczalne, w pełni obezwładniające zmysły. Zdumienie to przywilej ludzi o czystych sercach i niezmąconych umysłach. „Żadna filozofia na świecie nie zbliża się nawet do jednej stokrotki, jednej jeżyny, jednego kamyka rozmawiającego jak ogolony mnich twarzą w twarz ze słońcem i śmiejąc się, śmiejąc się, śmiejąc się…”(Ch. Bobin). Świat ma tak wiele nam do zakomunikowania, a nade wszystko opowiada o wielkim tchnieniu Boga. „Ciało świata ma stać się w człowieku, pod palącą pieczęcią Bożego obrazu, prawdziwym obliczem, czystą różnicą w przejrzystości, czyli ikoną- pisał O. Clement- W Obliczu Chrystusa i świętych następuje przejście od symbolu do rzeczywistości. Świat zapłonie od świętego Oblicza, od konstelacji przemienionych twarzy.”

 

niedziela, 18 czerwca 2023

 

Był wśród faryzeuszów pewien człowiek, imieniem Nikodem, dostojnik żydowski. Ten przyszedł do Jezusa nocą i powiedział Mu: „Rabbi, wiemy, że od Boga przyszedłeś jako nauczyciel. Nikt bowiem nie mógłby czynić takich znaków, jakie Ty czynisz, gdyby Bóg nie był z nim”. W odpowiedzi rzekł do niego Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego”(J 3, 3).

Wydarzenie nikodemowej nocy, spowija trudne do opisania słowami misterium spotkania, którego mroczność i nasycenie lękiem, rozprasza dialog z Chrystusem. Kamieniem filozoficznym jest dotykalność Obecności ! Osłona nocy to scenografia na którą nakłada się dramaturgia wnętrza człowieka- zbawcze pulsowanie słów, pozwalające się narodzić istocie wolnej- opromienionej blaskiem wiary. „Poryw duszy ku Bogu nierozerwalnie wiąże się z zejściem w głąb siebie”(R. Girard). To zdumiewające wahanie na progu blasku. Ciszę przenika szept Boga i przyśpiesza puls stworzenia otwierającego się na komunię. Tu po raz pierwszy mamy wyłożony czytelny zarys nauki Mistrza z Nazaretu, wyrażony w słowach: „Narodzić się powtórnie” – więcej, narodzić się z Ducha „Podmuchu wiatru” – rozmiatającego „człowieka gliny” ku ekspresji przemienienia i scalenia istoty obdarowania. Z tej intymności spotkania wyłania się coś o wiele większego, naznaczonego w przyszłości „uderzeniem gwałtownego wiatru” i napełnieniem Życiem. Komentuje ten fragment w swojej homilii Chromacjusz z Akwilei: „A więc cielesne narodzenie pochodzi od człowieka, duchowe narodzenie od Boga. Pierwsze przeto od człowieka, drugie od Boga, tamto rodzi dla świata, to zaś dla Boga rodzi. Tamto wydaje płód ziemi, to przynosi do nieba. Tamto zaczyna życie czasowe, to zaś wieczne. Wreszcie pierwsze wydaje dzieci ludzkie, drugie czyni dziećmi Bożymi.” Jezus tłumaczy swoją Ewangelię w długim monologu, jakby chciał podać kwintesencję tego, co najważniejsze i ostatecznie zbawcze. Dostojewski w Idiocie słowami prostej kobiety, wyraża prostoduszny zachwyt człowieka wiary: „cała istota chrześcijaństwa, czyli całe pojęcie o Bogu jako naszym Ojcu i o radości, jaką Bogu sprawia człowiek, podobnie jak Ojcu sprawia radość narodzone dziecko.” Prawda rozbłyska wtedy, kiedy człowiek w wolności ją przyjmuje i zaczyna za nią bezwarunkowo podążać. Następuje rozwarcie bram duszy i przez niewidzialną pępowinę zaczyna płynąć pokarm nieśmiertelnego nasycenia. „Znajdź drzwi do swego serca, a zobaczysz, że są to drzwi do Królestwa Bożego” (św. Jan Chryzostom). Nikodem ugina się pod naporem tchnienia, a jego ręce przyjmą ze szczytu Golgoty, ukrzyżowane ciało Boga, a następnie umysł i serce, pozwoli obdarować się wieścią o Tym, który prawdziwie zmartwychwstał i Jest. Grób wytrysnął iluminacją, a szczelina kamienna urwiska stała się sadzawką oświeconych. „Krzyż wznosi się na progu vita nova, a woda chrztu czerpie sakramentalną wartość krwi Chrystusa”(P. Evdokimov). Najstarsza tradycja Kościoła, przechowująca pamięć o Nikodemie, zwiąże go z osobą apostoła Piotra od którego przyjmie chrzest i następnie potwierdzi swoją wiarę męczeństwem. „Ciało musi zatem przejść przez oczyszczającą próbę wody, przez kąpiel oczyszczającą, zanurzyć się w tej wodzie, i zginąć w niej, umrzeć w sposób symbolicznie dosłowny, a potem wynurzając się z niej, zmartwychwstać… i dopiero wtedy wypełnione jest Panem o podwójnym obliczu Ducha i Wiatru, podniosłym Bytem, Prawdą, Życiem”- pisał R. Brandstaetter. Twarz Nikodema, nie jest już spowita łuną strachu, lecz światłem łaski; przebóstwieniem synów świtu.

czwartek, 15 czerwca 2023

 

Popatrzcie na ptaki na niebie: nie sieją, nie żną, nie gromadzą w magazynach, a wasz Ojciec niebieski je żywi. Czy wy nie więcej znaczycie niż one? (Mt 6, 26). W wytartym łożysku myśli pozostaje chropowaty posmak piasku który człowiek mimowolnie zbiera reflektując świat na wszelkie możliwe sposoby. Dźwięczą mi w uchu niegdyś przeczytane słowa: „Bądź cierpliwy. Zadziwienie jest początkiem wiedzy.” W przestrzeni natarczywych odpowiedzi podsuwanych automatycznie przez sztuczne inteligencje, bardzo łatwo można przestać się dziwić- delektować światem w jego przepastnych wymiarach życia. By uderzyła nas cudowność świata, najpierw musimy do niego wejść, porzucając komfort leniwego zatrzymania w miejscu. Jedni podążają za marzeniami, a inni wędrują aż do utraty tchu, do zdarcia stóp które od nadmiaru drogi zaczynają pękać i krwawić. Bułgakow twierdził, że przez „człowieka świat powinien być humanizowany i stawać się przejrzysty.” Jakże to trudne zadanie do wykonania. Pomimo odczuwalnego bólu, wędrowcy towarzyszy uczucie spełnienia i szczęście z obficie przeżytego czasu. Każdego dnia telefonuję do mojej mamy, dźwigającej na swoich barkach trud starzenia się i samotności. W jej oczach zapisana jest moja historia, od pierwszego okrzyku – po dorosłość i symboliczne odcięcie pępowiny. Jak scalić ze sobą dwa miło brzmiące słowa: „dzisiaj” i „do jutra” ? Być może pomiędzy jednym i drugim jest nieuchwytna granica, tylko na chwilę muśnięta przeźroczystością czasu. Aż nazbyt mocno poślubiamy świat, nie dostrzegając za jego progiem wschodów słońca, zwiastujących nasze larwalnie pojęte zmartwychwstanie. Odczucie przemijania i strachu przed byciem zapomnianym i porzuconym w miłości. Tylko bliskość przywraca równowagę, pozwala mozolnie przekraczać determinizmy zachłannego losu. Człowiek chciałby nauczyć się maskować swój ból. Chować go szczelnie, kamuflować przez innymi, a szczególnie tymi na których twarzach intensywnie się tli płomień życia. Przeszłość, zapętlona w teraźniejszości i ogrzana światłem tego, co przyszłe- w domniemaniu wieczne- to alternatywa dla rozpaczy i zwątpienia. „Ale kto wznosi katedrę, choćby ją sto lat budował, sto lat przeżyje, bogaty w swoim sercu- pisał Exupery- Bo rośniesz tym, co dajesz, i rośnie nawet twoja zdolność dawania. I jeśli, jak rok długi, wędrujesz, budując swoje życie, szczęśliwy jesteś, bo szykujesz sobie święto, a nie zbierasz zapasów. Bo rośniesz tym, co dajesz z myślą o świecie…” Obok tak przedłożonej mądrości, kiełkuje potężny szept słów Chrystusa w Dialogu Katarzyny ze Sieny: „Światło mej boskości jest światłem zjednoczonym z barwą waszego człowieczeństwa.” Intrygująca definicja boskiej harmonii, zespolonej z kruchością ludzkiego bytu. Perspektywa końca zawsze otwiera na ocean nadziei i wyzwala z tragizmu śmierci o której z tak plastyczną wrażliwością szkicował św. Grzegorz z Nazjanzu: „Przy zmartwychwstaniu odzyskamy pierwotne piękno i za jeden pierwszy kłos rozmnożymy się w tysiące ziaren.”

wtorek, 13 czerwca 2023

 

Znam ludzi duszących się w egoizmie swojej samotności i skończoności. Z trudem zasysających hausty powietrza i nieprzerwanie kalkulujących, czy coś im się opłaca. Na wszystko spoglądają w kategoriach ekonomii – zysków lub strat- dookreślających rzekomą wartość osoby i statusu który trzeba panicznie utrzymać. Poddani nieprawdopodobnemu tempu i psychicznej niewydolności, stają bliscy otarcia o śmierć (choć natrętnie ją wypierają ze świadomości). Perfekcyjnie przystosowani do życia, iż przestają oddychać ! Istoty dramatyczne ze stygmatem destrukcyjnej woli, poddane ulotnym kaprysom chwili i zmieniających się wiatrów. Nie patrzą przed siebie, tylko wzrok mają utkwiony w ziemi która jedyna nie skarży się na ich potężne tąpnięcia i uwierające światu położenie. „Aby być szczęśliwym, człowiek musi mieć centrum; teraz to centrum jest przede wszystkim pewnością Jednego. Największym nieszczęściem jest utrata centrum i porzucenie duszy kaprysom peryferii”- twierdził F. Schuon. Pozbawieni dogłębnych pytań, zakotwiczają się w rzeczywistości, która z zasady jest już pyłem i wspomnieniem; platońskim cieniem rozwibrowanym od czasu do czasu-wątłą nitką światła. „Stary świat jest namacalny, solidny, żyjemy nim i walczymy z nim w każdej chwili, on istnieje. Świat przyszłości jeszcze się nie narodził, jest nieuchwytny, płynny, stworzony ze światła, z którego utkane są sny, jest chmurą targaną gwałtownymi wiatrami - miłością, nienawiścią, wyobraźnią, przypadkiem, Bogiem...”- pisał N. Kazantzakis. Człowiek wczorajszego dnia potrafił zatrzymać się w pół drogi. Pulsowały w nim drobne i pozbawione ceny impresje… Przysiadł na kamieniu, przyglądał się światu z wrażliwością dziecka obłaskawionego najpiękniejszym prezentem. Serce było przepojone wrażliwością, spokojem i harmonią z wszechobecnością życia. Janusz Korczak żydowski lekarz i pedagog na zachowanym fragmencie papieru z getta, pozostawił takie zdanie: „Powinno być współczucie dla dobrych i złych, dla ludzi i dla zwierząt, nawet dla złamanego drzewka i dla kamyka. Znam chłopca ( a myślał o sobie), który zbierał z drogi kamyki i zanosił je do lasu: tam ich nikt deptać nie będzie.” Między tymi słowami, szkicuje nam się świetlista postać człowieka nadziei i jutra- pięknego człowieka, który wraz z gronem powierzonych mu dzieci poniósł śmierć w obozie zagłady w Treblince. Pogodzony ze swoim losem, jak wielu innych, wyszedł ku przygodzie świata wolnego od kalkulacji i ludzkiej zachłanności władzy. Wiara nie jest krótkowzrocznością, czy dodatkiem do życia, mniej lub bardziej szlachetnym. To zaufanie, że życie tkane na pajęczynie czasu, ma swój optymistyczny akord. Ten zdumiewający prymat ducha nad materią, zbieżny z pokusa posiadania i udawadniania komukolwiek, że coś się znaczy. Wolność pokonująca mglistość pustki. Być motylem który wylatuje z rozchylonej dłoni Boga. Początek czegoś nowego jest zawsze spowity cieniem niepewności, a zarazem otwiera percepcję duszy na nieprawdopodobne zdumienie. Cud wzbudza w nas pragnienie przekroczenia progu w której sekunda staje się błogosławioną wiecznością, a zmęczenie ustępuje pod naporem zstępującej nań gwałtownie Miłości. „Pewnego razu pomyślałem: nie mam ochoty umierać. I powiedziałem: „Panie, widzisz serce moje, nie chce mi się umierać; zna Ciebie dusza moja, łaskawy Panie, a mimo wszystko nie mam ochoty umierać”. I słyszę w duszy odpowiedź: „To dlatego, że mało Mnie kochasz”. Rzeczywiście, mało kocham Pana”- odpowiedział sobie św. Sylwan z Atosu. Umieranie bez strachu nie jest przywilejem zakochanych mistyków. To ścieżka zwyczajna, na której odciśnięte są stopy bezimiennych przechodniów, których historie nie zmieściły się w opasłych od umownej i intrygującej ciekawości ksiąg. Człowiek jest pergaminem na powierzchni którego, kaligrafia Boga, odsłania najpiękniejszą ze strof niespisanych dotąd Ewangelii. „Końcowy akt Boga jest życiodajnym sądem, który przebacza, uzdrawia, oczyszcza i nadaje pełnię, a stąd także ostateczność ludzkiemu życiu- tę ostateczną tożsamość, dla której zostało ono stworzone i ku której jest skierowane”(J.R, Sachs). Homo Paschalis odbijający się od ziemi, niczym kuglarz na cyrkowej trampolinie.

niedziela, 11 czerwca 2023

 

Następnie przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch. Dał im też władzę nad duchami nieczystymi  i przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie. «Ale idźcie obuci w sandały i nie wdziewajcie dwóch sukien!» I mówił do nich: «Gdy do jakiego domu wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie. Jeśli w jakim miejscu was nie przyjmą i nie będą słuchać, wychodząc stamtąd strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich!» Oni więc wyszli i wzywali do nawrócenia. Wyrzucali też wiele złych duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali (Mk 6, 7-13).

Jakże ciężko jest spoglądać na świat oczami Chrystusa i rozpalać w sobie charyzmat ucznia którego słowa będą ogniem, a nie jedynie wątłym płomykiem. Ciężko jest wchodzić w świat na opak i czuć na plecach oddech odtrącenia, niedowierzania lub wzniesionego ze słów  i postaw muru niedostępności. Pośród tak nieudolnie nakreślonych zakrętów apostoła, rysuje się perspektywa serca, gdzie jawią się scenariusze na które świat nie potrafi znaleźć uników lub gwałtownie porzucić ważkie pytania- potrafiące zmienić mentalnie wszystko. Z Chrystusem Ewangelii nie ma co się targować. Trzeba w tej szamotaninie zbutwiałego narzędzia- proroka i świadka- spakować pośpiesznie torbę, porzucić lenistwo i wygodnictwo, tak aby nie minąć się w drodze z drugim człowiekiem. „Bóg może wszystko poza zmuszeniem człowieka do tego, by go kochał”- powie patrystyczna mądrość. Życie tych innych: zużytych, roztargnionych, szemrzących, wątpiących i kontestujących przestrzenie wiary, wymaga odwagi wyjścia- nawet za cenę obłaskawienia przekleństwem, czy pięścią wymierzoną wprost między szeroko otwarte oczy. Nie można skapitulować po nieudanej próbie. Schować się wśród towarzystwa kościelnie cukierkowatego i obłaskawiającego pięknie brzmiącymi pochwałami. „Dostąpi zbawienia ten, kto zbawia innych”(W. Sołowjow). Iść tam, gdzie światu brakuje tchu, a w otchłani wzbierają się studnie łez. Iść tam, gdzie Bóg jest przeklinany i mielony w przywykłych codziennością przekleństwach i złorzeczeniach. Otrzeć się o świat śmierdzący grzechem – ludzką stęchlizną, do której nie dociera zapach prawdy i miłości zrodzonej ze świadomości bycia naprzeciw Tego, któremu historia również nie oszczędziła bólu odrzucenia i pogardy. Być „wezwanym przez to, co jeszcze nie istnieje”- jak pisał R. Guardini. Chrześcijaństwo sterylne, hermetyczne, samozadowolone z siebie, nigdy nie przemieni świata peryferii i nie zabandażuje jego ran. Nie podniesie go ku przemienieniu. „Współczesne chrześcijaństwo grzeszy dobrym wychowaniem. Martwi się jedynie o to, by się nie zabrudzić, by nie być niedelikatnym, boi się błota, prostactwa, szczerości, przedkładając pedantyczną miernotę nad wszystko inne. Jak daleko odeszliśmy tak postępując – pyta A. Sinjavskij – Tymczasem chrześcijaństwo musi być odważne w nazywaniu rzeczy po imieniu. Nadszedł czas, by zrezygnować z aniołków otoczonych girlandami, aby mogły stać się aniołami silniejszymi i sprawniejszymi niż samoloty. Ale nie po, to by małpować świat współczesny, ale by go przewyższyć.” Tylko tak intrygująca postawa człowieka wiary, może ze szczytów rozpaczy sprowadzić tych, których życie rozpadało się na kawałki, a w każdym z nich zatrzymał się pyłek tęsknoty za Obecnością. Jakże profetyczne wydaje się pragnienie Simone Weil: „Dzisiejszy świat potrzebuje świętych, nowych świętych, świętych obdarzonych geniuszem.” Będąc w drodze przeczytałem wiadomość na skrzynce email. Przysłała ją znajoma z którą straciłem kontakt wiele lat temu, a która to odnalazła w strzępach moich słów jakiś osobisty, życiowy sens. „Dzisiaj serce ponownie mi zadrżało czytając wnikliwiej Twojego bloga.” Droga ucznia na której pośród chwastów, rozkwitają pachnące kwiaty.

 

czwartek, 8 czerwca 2023

 

Radując się i drżąc jednocześnie. Ja, który źdźbłem jestem, przyjmuję Ogień. O przedziwny cudzie ! W mozaice wyznań chrześcijańskich to właśnie prawosławie zdaje się najbardziej liturgiczne- eucharystyczne w dynamice proklamowania obecności Chrystusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego. Moc Królestwa i drganie życia dokonuje się przez misteria. „Przez nie jak przez okna, zmartwychwstały Chrystus wkracza w ciemny świat, aby unicestwić grzech i zepsucie oraz podarować nieśmiertelne życie”(A.C. Calivas).  Eucharystia „zawsze jest aktem powszechnym. Nie możemy przyjmować Komunii Świętej, nie stając się Kościołem”- pisał Maurice Zundel. Jeżeli prawosławie dla ludzi będących na peryferiach chrześcijaństwa staje się fascynującym wydarzeniem- poetyką światła, ekspresją form i estetyką w palecie rozedrganych na wskroś mistycznym nasyceniem zmysłów- dzieje się tak, ponieważ porusza całego człowieka w jego wymiarze duchowym, psychicznym i cielesnym. Nawet rzeczy niezrozumiałe i zamknięte w anachronicznych rytuałach i symbolach, otwierają na świeży powiew wiary, czyniąc to, co niewyjaśnione i nie możliwe do udźwignięcia dla rozumu- Misterium Obecności ! Święty Jan Chryzostom mówi: „Eucharystia była tylko raz ofiarowana i nigdy nie może być wyczerpana. Baranek Boży jest zawsze spożywany i nigdy nie spożyty.” Pokarm dla prostaczków i wątpiących. Pokarm dla zagubionych na pustyni życia. Deszcz Manny deponowany w złotych kielichach dla błogosławionych, ukształtowanych nauką Ewangelii. „Chleb ten- nauczał starożytny Kościół św. Augustyn- ukazuje wam, jak podtrzymać miłość. Ten chleb nie powstał z jednego ziarna; składa się z wielu pszenicznych ziaren, zanim jednak stały się one chlebem, jedne od drugich były oddzielone; zostały zaczynione wodą po uprzednim zmieleniu. Wy również zostaliście jakby zmieleni w przeszłości poprzez post i ukorzenie się; do tego doszła woda chrztu świętego: zostaliście nią pokropieni, żebyście mogli przybrać kształt chleba. Ale nie ma prawdziwego chleba bez ognia. Co symbolizuje ogień ? Naszym ogniem jest krzyżmo, olej symbolizujący Ducha Świętego. Tak więc do wód chrzcielnych dołączył ogień Ducha Świętego i dzięki temu staliście się chlebem, to znaczy Ciałem Chrystusa.” Mikołaj Kabasilas pogłębi ten komentarz słowami: „Chleb staje się Barankiem” a my jesteśmy uprzywilejowanymi przyjaciółmi Baranka. Przenajświętsze Dary stają się materią przeistaczającą grzeszników w miłość, czyniąc ich poprzez usakramentalnienie „nowymi stworzeniami” i uczestnikami Nieba. „Niewidzialne dla nas niebiańskie działanie zbawcze staje się widzialne w sakramentach”(E. Schillebeeckx). To zbawcza moc duchowego piękna, uświęca partykuły materii, podnosząc je do rzeczywistości epifanicznej; czyniąc Kościół w akcie celebracji- Mistycznym Ciałem Chrystusa „sercem eucharystycznym Zbawiciela” !  Tu Bóg staje się odpowiedzią człowieka. Nieogarniony staje się nasyceniem człowieka. Przez to, że Mistrz z Nazaretu jest w pełni ludzki, nas czyni w pełni boskimi w miłosnym zjednoczeniu. „Tylko Żyjący- pisał O. Clement- bo On jest jedynym Żyjącym, może uczynić wyłom we wszystkich determinizmach, może przekształcić Nieobecność w Miłość. Nie tylko nie zmusza człowieka, ale staje się Tchnieniem, które ożywia nieskończoną przestrzeń jego wolności.” Życie wieczne zaczyna się tu i teraz, a tchnienie Ducha podrywa zdesakralizowany świat ku autentycznemu spotkaniu z Drogą, Prawdą i Życiem.

wtorek, 6 czerwca 2023

 

Noszę w sobie głębokie pragnienia, aby słowa mogły posiąść siłę podążania za głosem serca. Za gwałtownością żywiołów, które wielkimi haustami zasysa wnętrze spragnione natychmiastowego nasycenia. Stajesz w miejscu, gdzie wszystko wydaje się banalne, oczywiste i powtarzalne. Zmysły szukają uspokojenia od nieustannego spracowania i czujności której zahibernowanie wydaje się odrobinę zgubne i ryzykowne. Czujność i dyspozycyjność znamionuje tych,  na których wybudzenie długo nie trzeba czekać. Stają natychmiast – już- sprężyści i gotowi do wykonania litanii powinności. „Ziemia jest pokryta nową rasą ludzi, którzy są zarówno wykształceni, jak i analfabetami, opanowali komputery i nie rozumieją już nic o duszach, a nawet zapominają, co kiedyś oznaczało takie słowo”(Ch. Bobin).  Antychryst z Legendy Sołowjowa nadciąga jako wielki manipulator i dobroczyńca ludzkości, superinteligentny perfekcjonista, zamieniający wolność na uwodzącą niewolę rzeczy. Na zewnątrz zgiełk i gąszcz zapachów zbieranych do wielkiej amfory osamotnienia. Ulica spracowanego miasta dudni od biegnących na przełaj ludzi, ich zagmatwanych rozmów, ciężarów i dramatów, których obecności każdy chciałby uniknąć. Pomiędzy biegunami tak dobrze znanego i możliwie przewidywalnego świata, rozciąga się naprężona cięciwa na której jak na pięciolinii wypisuje się niewidzialna i stłumiona muzyka odległej od naszej odysei. Brzmią mi w uszach prowokujące do namysłu słowa Chantal Desol: „Ten, kto odmawia wpisania się w skończoność, wyprowadza się z ludzkiej historii. Ostatni buntownicy mogą porzucić pisma, ale nie zostawią żadnego płomienia.” Paskudnie urządzony świat, nie może unicestwić ducha wolności, zatrzeć przepastnych perspektyw, pozbawić zakorzenienia w pięknie jutrzejszego poranka- świetlistości zmartwychwstania i zamieszkałych w jego przestrzeni zmartwychwstałych. „W kosmicznym cudzie Zmartwychwstania sens zwyciężył bezsens”- powie Bierdiajew. Platoński Fajdaros roztacza wizję bogów, którzy na skrzydlatych rydwanach przemierzają przez niebo ku Istocie Istotnie Istniejącej. Pociągnięci ich przykładem, podążają po ich śladach ludzie. Prawosławiu bliska jest wizja wspinaczki- Rajskiej drobiny- po której śmiertelnicy wstępują ku wychylającego się przez okno wieczności Chrystusowi. Ikoniczność człowieka otwarta na bliskość intrygująco przyciągającego oblicza Boga. Jakże uroczo koresponduje z tą myślą modlitewne westchnienie św. Teresy od Jezusa: „Niech nic cię nie niepokoi, niech cię nic nie przeraża. Wszystko mija, Bóg się nie zmienia. Cierpliwość osiąga wszystko. Temu, kto ma Boga, nie brakuje niczego. Bóg sam wystarcza.” Ile w tych słowach jest zachwytu i nadziei; promiennej radości forsującej bastiony zniechęcenia i rozpaczy. Słowa pęczniejące pod naporem cierpienia, przeistoczonego się w promienną miłość wobec Oblubieńca, poza którym świat jest złudzeniem i nic nieznaczącym epizodem, a nawet fałszywie brzmiącym akordem źle zinterpretowanego dzieła. Ostatecznie, w przypływie szczerości wyznam, podążając za Thibonem: „Fascynują mnie wyłącznie prawdy niesprawdzalne: piękno, miłość, Bóg na samym szczycie i we wszystkich śladach swej tajemnicy, odciśniętych na każdym poziomie stworzenia…”

niedziela, 4 czerwca 2023

 

Kontemplacja Boga jest życiem duszy- wyzna św. Grzegorz z Nyssy. Najtrudniejszym tematem który od wieków musiała udźwignąć ikonografia chrześcijańska był motyw Trójcy Świętej. „Ta Boża natura jest Jednością w trzech Osobach. Jest jednym Królestwem, Boskość zaś i Moc są Jednością w Triadzie i Triada w jedności. Bóg jest jeden, a nie ich trzech, lecz jeden On w trzech Osobach”(św. Symeon Nowy Teolog). Jak oddać złożoność tajemnicy Boga w religii monoteistycznej, który jest jednocześnie jeden i zarazem wspólnotą Osób- Komunią. Jakimi symbolami, czy atrybucjami trzeba się posłużyć, aby nie utracić coś istoty z głębi tego Misterium- zastanawiali się artyści, wczytując się w zawiłe i pełne nieostrych przesłań traktaty teologiczne. Trójca poznawczo wymykała się teologii, a tym bardziej sztuce. Jednak pod naporem tych trudności artystyczna wyobraźnia nie skapitulowała. Biblia i teksty Ojców Kościoła były źródłami inspirującymi, jednak niewystarczającymi, aby słowo przełożyć na Obraz, czy odkuć w kamieniu. „Światłem jest Ojciec, światłem jest Słowo (Chrystus). Światłem jest Duch Święty, który zstąpił na Apostołów w ognistych językach. I przez Niego cały świat napełni się chwałą Trójcy Świętej”( Exapositilarion Pięćdziesiątnicy). Aby wyrazić jedność, a zarazem odrębność Osób Boskich odwołano się do rozbudowanej symboliki. Symbolami trynitarnymi stały się figury geometryczne: trójkąt i okrąg. Trójkąt ma szczyt skierowany ku górze, jest równoboczny, co wskazuje na równość Trzech Osób Boskich; niekiedy w jego środku pojawia się wszystko widzące oko. Dość sceptycznie do tej formy obrazu odnosili się myśliciele wczesnochrześcijańscy, zakazując ich wykonywania i przypisując im znamiona przedstawień nieortodoksyjnych- podszytych błędnymi naukami manicheizmu. Forma koła przyjęła się z większą przychylnością. Już dla starożytnych myślicieli okrąg kojarzył się z tym, co duchowe, wszechobecne, doskonałe i nieskończone. Kolistość była wyrazem pełni bytu. Ta figura doskonale odzwierciedlała teologiczne refleksje jedności osób wpisanych w wirujący ruch koła. Czasami te dwie figury geometryczne pojawiały się razem, stając się plastycznym obrazem mistycznej Wspólnoty. Wdzięcznym i jednocześnie niezwykle mocno inspirującym sztukę, będzie biblijna scena Gościnności Abrahama- Filoksenii (Rz 18). Ten opis został przez Ojców Kościoła odniesiony do Trójcy Świętej. Już historyk starożytnego kościoła Euzebiusz z Cezarei podaje, że w czasach przedkonstantyńskich na świętym miejscu w Mamre istniał malowany obraz trzech gości Abrahama. Najstarszą znaną chrześcijańską ilustracją malarską tego tematu jest zachowany fresk w katakumbach w Rzymie przy Via Latina (IVw.). „Ukazuje on brodatego Abrahama, siedzącego przed Terebiniem, przed nim, na prawo, trzech młodzieńców w białych szatach, stojących na kolistym podwyższeniu”(G. Bunge). Na mozaikach z Santa Maggiore (V w.) znowu pojawiają się trzej młodzieńcy, których Abraham pozdrawia przyjmując postawę klęczącą. Jeszcze wyraźniej rozwój teologii tego przedstawienia widzimy na mozaikach z San Vitale w Ravennie. Kilka scen łączy się w jeden komplementarny w swojej wymowie obraz spotkania człowieka z tajemniczymi Wędrowcami. Spotkanie- Uczta- Ofiara z baranka- stają się motywami typologicznymi. Twórczą reminiscencję tego motywu odnajdziemy w malarstwie ikonowym Teofana Greka i największego z artystów ruskich Andrzeja Rublova. „Czekam chwili, aby Pan mi się ukazał w obrazie”- wyznaje ikonnik w powieści Turczyńskiego. Łaska i światło spływa w odpowiednim czasie. „W siedemnaście lat po śmierci świętego Sergiusza jego uczeń św. Nikon zlecił wybitnemu ikonografowi Andrzejowi Rublowowi namalowanie ikony Trójcy Świętej na pamiątkę świętego Sergiusza… Artysta odtwarza rytm życia Trójcy Świętej, jego jedyną różnorodność i nurt miłości, który utożsamia Osoby nie mieszając ich… Oto całe przesłanie świętego Sergiusza, jawi się jako żywa modlitwa, wypowiedziana barwami i światłem. Sięga modlitwy kapłańskiej Chrystusa, która niewidocznie emanują trzej Aniołowie z ikony”(P. Evodkimov). O tym arcydziele sztuki sakralnej powstała cała bogata literatura która zwróciła oczy świata Zachodu ku mistyce i głębi słowiańskiego prawosławia. Stąd w takim zachwycie Paweł Floreński wyzna: „Istnieje Trójca Rublowa, więc istnieje Bóg !” Na koniec krótki opis wspomnianej ikony, pozostawiony przez Józefa z Wołocka: „Bóg przyszedł w czasie odwiedzin u Abrahama dwa kolejne przeobrażenia aniołów, a ponieważ są one bezcielesne, musiały przybrać wygląd człowieczy...Trony, na których zasiadają anioły, otaczają ich królewskie, panujące pozycje, nimby oznaczają boskość..., skrzydła symbolizują ich przynależenie do wszystkiego, co ziemskie, ich lekkość- samoporuszającą się i wznoszącą naturę. Berła w rękach aniołów wskazują na moc, władzę i skuteczność... Wszystko to objawia boskie, królewskie i anielskie podobieństwo i tak należy wyobrażać Trójcę.” Uczestnicząc w niedzielnej Liturgii ponawiamy ustami i sercem to potężne wyznanie wiary. Przyjmując Pokarm Nieśmiertelności wołamy: „Ujrzeliśmy prawdziwe światło Chrystusa, otrzymaliśmy niebieskiego Ducha, otrzymaliśmy prawdziwą wiarę w Ojca, oddając cześć niepodzielnej Trójcy albowiem Ona nas zbawiła.”

sobota, 3 czerwca 2023

 

Nie można zbyt długo przebywać w jednym miejscu. Bowiem jak pisał Kavafis „miasto dostrzeże cię z tyłu.” Wałęsać się w przyzwyczajeniu codzienności i oddychać powietrzem zadyszanego polis, ignorując wewnętrzne przynaglenie do wyruszenia na jakiś czas w drogę. „Od pierwszych pięknych dni zaczynamy się dusić w tych kamiennych trumnach, jakimi są wielkie miasta.” Człowiek potrzebuje oderwania- ucieczek w miejsca nieznane, zaskakujące, pozbawione prasowego zachwytu turysty i zgiełku ciekawskich – nastawionych jedynie na konsumowanie przelotnych wrażeń i szeleszczących kart opadających bezwiednie na wysuwane terminale z płatnością. „Wędrówką jedną życie jest człowieka”(E. Stachura). Przed wakacjami nie przeglądam uparcie przewodników, czy promocyjnych ofert biur podróży, podsycających leniwą wegetację w luksusowych hotelach, czy „bajkowych” kurortach, wznoszonych dla uatrakcyjnienia na wyraz pretensjonalnego życia bogaczy. Sukcesywnie usuwam z poczty spam i nie tracę czasu na promocyjne wabiki biur podróży. Ekosystem przepychu niech zostanie dla złaknionych zauważenia i dopieszczenia. Prości i zwyczajni ludzie kalkulują inaczej, postrzegają zgoła odwrotnie i nieceremonialnie, wyglądają przez okno pragnień i potrzeb inaczej. Spoglądają w głębie portfela i z figlarnym uśmiechem wybierają niestandardowe formy odpoczynku. Nie planują i nie rachują zysków oraz możliwie zaskakujących strat. Wyruszają w podmuchu chwili, obłaskawieni promieniami słońca lub strugą deszczu kształtującymi krajobrazy wnętrza. Podążać przed siebie drogą której mapy nie wykreślają, a nawigacje się plączą w chaosie niemożliwości określenia docelowego miejsca. Zawiera się w tym akcie radość biblijnego pielgrzyma, zdanego na kaprysy czasu, pogody i podszeptów Boga – milcząco wytyczającego zapętlony szlak przygody. Dźwięczy mi w głowie pełne poetyckiego żaru, pouczenie Herberta: „Jeżeli wybierasz się w podróż niech będzie to podróż długa. Wędrowanie pozornie bez celu błądzenie po omacku. Żebyś nie tylko oczami ale także dotykiem poznał szorstkość ziemi i abyś całą skórą zmierzył się ze światem.” W czasach gdy wszystko jest podsycone reklamą i nudną rekomendacją ciągle młócących słowa ust, wyjście w drogę z plecakiem spakowanym pośpiesznie, staje się jedną najcudowniejszych euforii istoty prawdziwie wolnej. Mieć odwagę pozostawienia telefonu i komputera na dnie szczelnie zbitej szuflady z której nie wyłoni się żaden dźwięk, czy nachalne przynaglenie do sprawdzenia, czy świat jest ciągle na swoim miejscu i wykrzykuje swój ogłupiały bunt przeciwko Stwórcy. „Dramatyczna walka z produktami własnego geniuszu”(G. Friedmann). Mieć odwagę narazić się na zagubienie. Przerwać fabrykowanie świata. Pozostawić na chwilę przestrzeń rzeczy i przekonanie, że bez nich nie można już żyć. Wyzwolić się z presji nieustannego komunikowania się z innymi, tej natychmiastowości odebrania i odesłania wiadomości.  Myślę, że wielu chętnie utożsami się z tak radośnie i odważnie artykułowanymi marzeniami: O ciszy lasu kołysanego przytuleniami wiatru. Schowanych na peryferiach szlaków wzniesieniach, po których to urwistych zboczach i kamiennym podłożu, stąpa człowiek zagubionego w świecie rzeczy Raju. Poczuć na twarzy bryzę powietrza której nie przeszywają kłęby spalin i hałas samochodów usadowionych w wielokilometrowych korkach. Zanurzyć się w rzece, niczym Chrystus w wodach Jordanu lub jogini szukający oczyszczenia w Gangesie. Człowiek szuka miejsc w których może śpiewać z ptakami ich odwieczną pieśń uwielbienia, tulić się do ziemi i przykrywać piaskiem, którym na pustyni Beduini myją twarz i dłonie. Uciec od przestrzeni w których człowiek się psuje- degraduje duchowo- poprzez nieustaną presję dopasowywania się do świata w którym wolność popycha ludzi do duchowej śmierci. „W czasach kiedy wszystko ulega zatracie, wszystko również jest do odzyskania”- pisała S. Weil. Bycie w drodze przywraca równowagę, pozwala z dystansem spojrzeć na sprawy trudne o które ludzie roztrzaskują się jak statki o rafy w czasie sztormowej nocy. „Kiedy doświadczenie Boga jest żywe, człowiek delektuje się tym spotkaniem; jeśli Bóg wydaje się nieobecny, człowiek szuka znaków i śladów, aby go odnaleźć”(M.M. Davy). Pątnik z Opowieści pielgrzyma zapytany, dokąd idzie, odpowiada bez namysłu: do Nieba. Ziemska droga staje się metaforą tej niebiańskiej, po której następuje wyjaśnienie wszystkiego i blask  prawdy. Odpoczynek w Nim !