wtorek, 13 czerwca 2023

 

Znam ludzi duszących się w egoizmie swojej samotności i skończoności. Z trudem zasysających hausty powietrza i nieprzerwanie kalkulujących, czy coś im się opłaca. Na wszystko spoglądają w kategoriach ekonomii – zysków lub strat- dookreślających rzekomą wartość osoby i statusu który trzeba panicznie utrzymać. Poddani nieprawdopodobnemu tempu i psychicznej niewydolności, stają bliscy otarcia o śmierć (choć natrętnie ją wypierają ze świadomości). Perfekcyjnie przystosowani do życia, iż przestają oddychać ! Istoty dramatyczne ze stygmatem destrukcyjnej woli, poddane ulotnym kaprysom chwili i zmieniających się wiatrów. Nie patrzą przed siebie, tylko wzrok mają utkwiony w ziemi która jedyna nie skarży się na ich potężne tąpnięcia i uwierające światu położenie. „Aby być szczęśliwym, człowiek musi mieć centrum; teraz to centrum jest przede wszystkim pewnością Jednego. Największym nieszczęściem jest utrata centrum i porzucenie duszy kaprysom peryferii”- twierdził F. Schuon. Pozbawieni dogłębnych pytań, zakotwiczają się w rzeczywistości, która z zasady jest już pyłem i wspomnieniem; platońskim cieniem rozwibrowanym od czasu do czasu-wątłą nitką światła. „Stary świat jest namacalny, solidny, żyjemy nim i walczymy z nim w każdej chwili, on istnieje. Świat przyszłości jeszcze się nie narodził, jest nieuchwytny, płynny, stworzony ze światła, z którego utkane są sny, jest chmurą targaną gwałtownymi wiatrami - miłością, nienawiścią, wyobraźnią, przypadkiem, Bogiem...”- pisał N. Kazantzakis. Człowiek wczorajszego dnia potrafił zatrzymać się w pół drogi. Pulsowały w nim drobne i pozbawione ceny impresje… Przysiadł na kamieniu, przyglądał się światu z wrażliwością dziecka obłaskawionego najpiękniejszym prezentem. Serce było przepojone wrażliwością, spokojem i harmonią z wszechobecnością życia. Janusz Korczak żydowski lekarz i pedagog na zachowanym fragmencie papieru z getta, pozostawił takie zdanie: „Powinno być współczucie dla dobrych i złych, dla ludzi i dla zwierząt, nawet dla złamanego drzewka i dla kamyka. Znam chłopca ( a myślał o sobie), który zbierał z drogi kamyki i zanosił je do lasu: tam ich nikt deptać nie będzie.” Między tymi słowami, szkicuje nam się świetlista postać człowieka nadziei i jutra- pięknego człowieka, który wraz z gronem powierzonych mu dzieci poniósł śmierć w obozie zagłady w Treblince. Pogodzony ze swoim losem, jak wielu innych, wyszedł ku przygodzie świata wolnego od kalkulacji i ludzkiej zachłanności władzy. Wiara nie jest krótkowzrocznością, czy dodatkiem do życia, mniej lub bardziej szlachetnym. To zaufanie, że życie tkane na pajęczynie czasu, ma swój optymistyczny akord. Ten zdumiewający prymat ducha nad materią, zbieżny z pokusa posiadania i udawadniania komukolwiek, że coś się znaczy. Wolność pokonująca mglistość pustki. Być motylem który wylatuje z rozchylonej dłoni Boga. Początek czegoś nowego jest zawsze spowity cieniem niepewności, a zarazem otwiera percepcję duszy na nieprawdopodobne zdumienie. Cud wzbudza w nas pragnienie przekroczenia progu w której sekunda staje się błogosławioną wiecznością, a zmęczenie ustępuje pod naporem zstępującej nań gwałtownie Miłości. „Pewnego razu pomyślałem: nie mam ochoty umierać. I powiedziałem: „Panie, widzisz serce moje, nie chce mi się umierać; zna Ciebie dusza moja, łaskawy Panie, a mimo wszystko nie mam ochoty umierać”. I słyszę w duszy odpowiedź: „To dlatego, że mało Mnie kochasz”. Rzeczywiście, mało kocham Pana”- odpowiedział sobie św. Sylwan z Atosu. Umieranie bez strachu nie jest przywilejem zakochanych mistyków. To ścieżka zwyczajna, na której odciśnięte są stopy bezimiennych przechodniów, których historie nie zmieściły się w opasłych od umownej i intrygującej ciekawości ksiąg. Człowiek jest pergaminem na powierzchni którego, kaligrafia Boga, odsłania najpiękniejszą ze strof niespisanych dotąd Ewangelii. „Końcowy akt Boga jest życiodajnym sądem, który przebacza, uzdrawia, oczyszcza i nadaje pełnię, a stąd także ostateczność ludzkiemu życiu- tę ostateczną tożsamość, dla której zostało ono stworzone i ku której jest skierowane”(J.R, Sachs). Homo Paschalis odbijający się od ziemi, niczym kuglarz na cyrkowej trampolinie.