Znam ludzi duszących się
w egoizmie swojej samotności i skończoności. Z trudem zasysających hausty
powietrza i nieprzerwanie kalkulujących, czy coś im się opłaca. Na wszystko
spoglądają w kategoriach ekonomii – zysków lub strat- dookreślających rzekomą
wartość osoby i statusu który trzeba panicznie utrzymać. Poddani
nieprawdopodobnemu tempu i psychicznej niewydolności, stają bliscy otarcia o
śmierć (choć natrętnie ją wypierają ze świadomości). Perfekcyjnie przystosowani
do życia, iż przestają oddychać ! Istoty dramatyczne ze stygmatem destrukcyjnej
woli, poddane ulotnym kaprysom chwili i zmieniających się wiatrów. Nie patrzą
przed siebie, tylko wzrok mają utkwiony w ziemi która jedyna nie skarży się na
ich potężne tąpnięcia i uwierające światu położenie. „Aby być szczęśliwym,
człowiek musi mieć centrum; teraz to centrum jest przede wszystkim pewnością
Jednego. Największym nieszczęściem jest utrata centrum i porzucenie duszy
kaprysom peryferii”- twierdził F. Schuon. Pozbawieni dogłębnych pytań, zakotwiczają
się w rzeczywistości, która z zasady jest już pyłem i wspomnieniem; platońskim
cieniem rozwibrowanym od czasu do czasu-wątłą nitką światła. „Stary świat jest
namacalny, solidny, żyjemy nim i walczymy z nim w każdej chwili, on istnieje.
Świat przyszłości jeszcze się nie narodził, jest nieuchwytny, płynny, stworzony
ze światła, z którego utkane są sny, jest chmurą targaną gwałtownymi wiatrami -
miłością, nienawiścią, wyobraźnią, przypadkiem, Bogiem...”- pisał N.
Kazantzakis. Człowiek wczorajszego dnia potrafił zatrzymać się w pół drogi. Pulsowały
w nim drobne i pozbawione ceny impresje… Przysiadł na kamieniu, przyglądał się
światu z wrażliwością dziecka obłaskawionego najpiękniejszym prezentem. Serce
było przepojone wrażliwością, spokojem i harmonią z wszechobecnością życia. Janusz
Korczak żydowski lekarz i pedagog na zachowanym fragmencie papieru z getta, pozostawił
takie zdanie: „Powinno być współczucie dla dobrych i złych, dla ludzi i dla zwierząt,
nawet dla złamanego drzewka i dla kamyka. Znam chłopca ( a myślał o sobie),
który zbierał z drogi kamyki i zanosił je do lasu: tam ich nikt deptać nie
będzie.” Między tymi słowami, szkicuje nam się świetlista postać człowieka
nadziei i jutra- pięknego człowieka, który wraz z gronem powierzonych mu dzieci
poniósł śmierć w obozie zagłady w Treblince. Pogodzony ze swoim losem, jak
wielu innych, wyszedł ku przygodzie świata wolnego od kalkulacji i ludzkiej
zachłanności władzy. Wiara nie jest krótkowzrocznością, czy dodatkiem do życia,
mniej lub bardziej szlachetnym. To zaufanie, że życie tkane na pajęczynie
czasu, ma swój optymistyczny akord. Ten zdumiewający prymat ducha nad materią,
zbieżny z pokusa posiadania i udawadniania komukolwiek, że coś się znaczy. Wolność
pokonująca mglistość pustki. Być motylem który wylatuje z rozchylonej dłoni
Boga. Początek czegoś nowego jest zawsze spowity cieniem niepewności, a zarazem
otwiera percepcję duszy na nieprawdopodobne zdumienie. Cud wzbudza w nas pragnienie
przekroczenia progu w której sekunda staje się błogosławioną wiecznością, a
zmęczenie ustępuje pod naporem zstępującej nań gwałtownie Miłości. „Pewnego
razu pomyślałem: nie mam ochoty umierać. I powiedziałem: „Panie, widzisz serce
moje, nie chce mi się umierać; zna Ciebie dusza moja, łaskawy Panie, a mimo
wszystko nie mam ochoty umierać”. I słyszę w duszy odpowiedź: „To dlatego, że
mało Mnie kochasz”. Rzeczywiście, mało kocham Pana”- odpowiedział sobie św. Sylwan
z Atosu. Umieranie bez strachu nie jest przywilejem zakochanych mistyków. To ścieżka
zwyczajna, na której odciśnięte są stopy bezimiennych przechodniów, których
historie nie zmieściły się w opasłych od umownej i intrygującej ciekawości
ksiąg. Człowiek jest pergaminem na powierzchni którego, kaligrafia Boga,
odsłania najpiękniejszą ze strof niespisanych dotąd Ewangelii. „Końcowy akt
Boga jest życiodajnym sądem, który przebacza, uzdrawia, oczyszcza i nadaje pełnię,
a stąd także ostateczność ludzkiemu życiu- tę ostateczną tożsamość, dla której zostało
ono stworzone i ku której jest skierowane”(J.R, Sachs). Homo Paschalis odbijający się od ziemi, niczym kuglarz na cyrkowej trampolinie.