Za kilka dni rozpoczną
się wakacje. Ostatnie dni naznaczone rozwleczonym czasem, czekającym na
świeżość wyprażonych w słońcu przygód. Doskwiera mi nieśmiałość przed
klawiaturą komputera i paraliżująca świadomość opóźnionych spotkań w pożółkłym
kalendarzu. Po mozolnie wykonywanej pracy, przychodzi moment na poszukiwanie
nowych miejsc, zakamarków globu i ludzi z którymi można nawiązać nowe i
regenerujące serce przyjaźnie. „Czasami jesteśmy zaskoczeni odkryciem siebie w
innych”(J. Green). Stąpasz po ziemi i nie musisz skrupulatnie odmierzać czasu
na drogę, której punkt do celowy przesuwa się w miarę intensywności przeżyć i wydarzeń,
które tka niewidzialny Towarzysz podróży. „Najistotniejszym darem dla człowieka
jest droga, którą idzie, aby dość do świata”- kreślił słowami Exupéry w Twierdzy. Zatapiasz się w przestrzeń
kamienistych ścieżek, szeleszczących lasów, tętniących wód, naprężonych gór i
śladów naszej cywilizacji szukającej potwierdzenia w racjonalności ujarzmiania
materii i co paradoksalne, przeciwstawnia się jej. „Ludzie epoki
przedcywilizacyjnej każdemu fragmentowi natury nadawali tak głęboki sens, iż
naturalne stawało się ponadnaturalnym- pisał Z. Żakiewicz- Przyroda była wielką
księgą mówiącą o nieskończonej i nieograniczonej naturze Bóstwa. Wszystko
stawało się mitem, tajemnicą. Wszystko było groźbą, chroniono więc
rzeczywistość natury pieczęcią tabu, ażeby to co, co dziś uważamy za zbędne,
nie przemówiło tym jednym głosem, którym przemawia Nieznane i Nieskończone.”
Brakuje nam dzisiaj śmiałości i prostoduszności człowieka odległego nam w
czasie, aby pochwycić to, co nieuchwytne- ów ślad wiecznie trwałego piękna. „Czy
piękno może pozostać w ukryciu- pytam za H. Corbinem- Bo wszystko, co nazywa
się pięknem, charakteryzuje się tendencją do ukazywania się innym.” Noszę w
swojej pamięci tak intensywne odczucia natury. Młodzieńcze klisze odkurzane w
momentach zwątpień i pokusy pójścia na skróty. Jest w nich szlachetność odczuć,
transpozycja symboli naznaczająca dziewiczością krajobrazy duszy. Przeźroczysty
woal mgły nad polami, gdzie skoro świt spacerowałem, aby nic nie utracić z
kolejnej symfonii stworzenia; wielkiego pocałunku Boga, wobec wybudzonego z
objęć śmierci świata. Kropelki rosy spadające na twarz i dłonie ozłocenie
światłem którego błogosławieństwa może doświadczyć człowiek natychmiastowego
poderwania z posłania i czujności. „Ziarna Królestwa Niebieskiego”- jak miał w
zwyczaju mówić święty Franciszek pochylony nad kwiatami lub stojący na palcach-
złakniony świętości ptaka wzbijającego się ku słońcu. Wyostrzone spojrzenie i
wyobraźnia tak pojemna, iż pozwala się uchwycić tęsknoty za tym, co niejasne,
niewyraźne, niewytłumaczalne, w pełni obezwładniające zmysły. Zdumienie to
przywilej ludzi o czystych sercach i niezmąconych umysłach. „Żadna filozofia na
świecie nie zbliża się nawet do jednej stokrotki, jednej jeżyny, jednego kamyka
rozmawiającego jak ogolony mnich twarzą w twarz ze słońcem i śmiejąc się,
śmiejąc się, śmiejąc się…”(Ch. Bobin). Świat ma tak wiele nam do
zakomunikowania, a nade wszystko opowiada o wielkim tchnieniu Boga. „Ciało
świata ma stać się w człowieku, pod palącą pieczęcią Bożego obrazu, prawdziwym
obliczem, czystą różnicą w przejrzystości, czyli ikoną- pisał O. Clement- W
Obliczu Chrystusa i świętych następuje przejście od symbolu do rzeczywistości.
Świat zapłonie od świętego Oblicza, od konstelacji przemienionych twarzy.”