Popatrzcie
na ptaki na niebie: nie sieją, nie żną, nie gromadzą w magazynach, a wasz
Ojciec niebieski je żywi. Czy wy nie więcej znaczycie niż one? (Mt
6, 26). W wytartym łożysku myśli pozostaje chropowaty posmak piasku który
człowiek mimowolnie zbiera reflektując świat na wszelkie możliwe sposoby. Dźwięczą
mi w uchu niegdyś przeczytane słowa: „Bądź cierpliwy. Zadziwienie jest
początkiem wiedzy.” W przestrzeni natarczywych odpowiedzi podsuwanych
automatycznie przez sztuczne inteligencje, bardzo łatwo można przestać się
dziwić- delektować światem w jego przepastnych wymiarach życia. By uderzyła nas
cudowność świata, najpierw musimy do niego wejść, porzucając komfort leniwego
zatrzymania w miejscu. Jedni podążają za marzeniami, a inni wędrują aż do
utraty tchu, do zdarcia stóp które od nadmiaru drogi zaczynają pękać i krwawić.
Bułgakow twierdził, że przez „człowieka świat powinien być humanizowany i
stawać się przejrzysty.” Jakże to trudne zadanie do wykonania. Pomimo odczuwalnego
bólu, wędrowcy towarzyszy uczucie spełnienia i szczęście z obficie przeżytego
czasu. Każdego dnia telefonuję do mojej mamy, dźwigającej na swoich barkach
trud starzenia się i samotności. W jej oczach zapisana jest moja historia, od
pierwszego okrzyku – po dorosłość i symboliczne odcięcie pępowiny. Jak scalić
ze sobą dwa miło brzmiące słowa: „dzisiaj” i „do jutra” ? Być może pomiędzy
jednym i drugim jest nieuchwytna granica, tylko na chwilę muśnięta przeźroczystością
czasu. Aż nazbyt mocno poślubiamy świat, nie dostrzegając za jego progiem
wschodów słońca, zwiastujących nasze larwalnie pojęte zmartwychwstanie. Odczucie
przemijania i strachu przed byciem zapomnianym i porzuconym w miłości. Tylko
bliskość przywraca równowagę, pozwala mozolnie przekraczać determinizmy
zachłannego losu. Człowiek chciałby nauczyć się maskować swój ból. Chować go
szczelnie, kamuflować przez innymi, a szczególnie tymi na których twarzach
intensywnie się tli płomień życia. Przeszłość, zapętlona w teraźniejszości i ogrzana
światłem tego, co przyszłe- w domniemaniu wieczne- to alternatywa dla rozpaczy
i zwątpienia. „Ale kto wznosi katedrę, choćby ją sto lat budował, sto lat
przeżyje, bogaty w swoim sercu- pisał Exupery- Bo rośniesz tym, co dajesz, i
rośnie nawet twoja zdolność dawania. I jeśli, jak rok długi, wędrujesz, budując
swoje życie, szczęśliwy jesteś, bo szykujesz sobie święto, a nie zbierasz
zapasów. Bo rośniesz tym, co dajesz z myślą o świecie…” Obok tak przedłożonej mądrości,
kiełkuje potężny szept słów Chrystusa w Dialogu
Katarzyny ze Sieny: „Światło mej boskości jest światłem zjednoczonym z
barwą waszego człowieczeństwa.” Intrygująca definicja boskiej harmonii,
zespolonej z kruchością ludzkiego bytu. Perspektywa końca zawsze otwiera na
ocean nadziei i wyzwala z tragizmu śmierci o której z tak plastyczną
wrażliwością szkicował św. Grzegorz z Nazjanzu: „Przy zmartwychwstaniu
odzyskamy pierwotne piękno i za jeden pierwszy kłos rozmnożymy się w tysiące
ziaren.”