wtorek, 30 czerwca 2020


 Powiedział też do nich: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo (Łk 10, 2).

W powołującym Chrystusie odkrywamy poczucie spokoju połączone z natychmiastowością działania. Te dwie przeplatające się cechy mogą wydawać się wzajemnie przeciwstawne, ale tylko Bóg potrafi działać w tak nieprawdopodobny sposób, posiadając umiejętność aby je scalić. Człowieka kształtują treści jego serca i autentyczna głębia ducha- poruszona niewidzialnym palcem Boga. „Miejsce w którym materia świata staje się w największym stopniu przejrzysta dla osoby jest twarz, a w twarzy spojrzenie”- mówił św. Makary Wielki. Chrystus potrafił czytać ludzkie twarze i spojrzenia. Spoglądał w oczy i serce; wtedy nic nie umknęło Jego uwadze. Trudno jest pisać o powołaniu, choć nawet to opisane w Ewangeliach jest przeniknięte tajemnicą duszy każdego z tych na których się zatrzymało spojrzenie Chrystusa. Miał rację Guardini, kiedy pisał, że los człowieka jest zawsze losem Boga. Te dwie drogi splatają się ze sobą. Kiedy młodzi mężczyźni pytają mnie w jaki sposób rozpoznać drogę osobistego powołania, to zawsze ich odsyłam do wnętrza serca- tam dokonuje się pochwycenie, zauważenie, wybranie, dialog duszy- a nade wszystko zakochanie pełne mistycznego szaleństwa. „Jeżeli chcesz być pewny swojej drogi, to zamknij oczy i idź w ciemność”- pisał św. Jan od Krzyża. Nie ma ludzi gotowych- w pełni uformowanych do kapłaństwa; są tylko słabi, wątli niczym kwiat na wietrze ludzie. Silnymi ich czyni dopiero Bóg. Tak naprawdę tylko pokora jest jakimś wyznacznikiem tego, czy ktoś wyruszy w drogę za Panem. Tajemnica kapłaństwa zrodziła się ze spojrzenia Jezusa- tam na jeziorem Galilejskim, jak również komorze celnej, szynku, czy ulicy w samym centrum grzesznego świata. Pan potrzebował uczniów- kapłanów, świadków i prowodyrów świętego zamieszania które nieprzerwanie trwa. Jego wybory są intrygujące, dla wielu nie zrozumiałe, a nawet czasami gorszące. Jak pisał św. Mikołaj Welimirowić: „Moc jest więc w łasce Bożej, która umacnia człowieka, uświęca go… Kapłan jest więc naczyniem tej niewyrażalnej, niesamowitej i wszystko wypełniającej mocy łaski.”

niedziela, 28 czerwca 2020


Łk 5,1-11

Gdy tłum cisnął się do Jezusa, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret, zobaczył dwie łodzie stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy. Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: „Wypłyń na głębie i zarzuć sieci na połów”. A Szymon odpowiedział: „Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci”. Skoro to uczynił, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać… Lecz Jezus rzekł do Szymona: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił”. I przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim.

Brzeg jeziora Genezaret- słońce rzuca refleksy światła na spokojną toń wody. W kadrze wyobraźni zatrzymują się dwie łodzie. Niewyraźna twarz nieznajomego człowieka stojącego na brzegu; kontury twarzy niewidoczne, oczy lśniące i pełne zaufania, ledwo zauważalne z daleka- otulone promieniami. Za plecami wyjątkowej postaci kłębiący się tłum, interesanci ze spółki rybackiej, ciekawscy przechodnie, zwyczajni ludzie czekający na świeżo ułowione ryby, które będzie można nabyć po przyzwoitej i niewygórowanej cenie. W łodziach spracowani rybacy, o oczach zaropiałych i znużonych, mało rozmowni, lekko podenerwowani, utrudzeni całonocnym i pozbawionym sukcesu połowem ryb. Łodzie rybackie wydają się stare, trzeszczące, trudne do określenia kolorystyczne-wyraźnie zbutwiałe i wyeksploatowane, skropione potem i zroszone krwią od przecinających dłonie sieci rybackich. Dwóch z nich tradycyjnie płucze sieci, aby następnie nawinąć je na drewniany kołowrotek. Taką scenerię odsłania przed nami Ewangelia. „Dramat wyreżyserowany przez Syna Bożego. To nie był przypadek, że przyszedł, aby nauczać, na ten brzeg. Nie był przypadek, że zastał tam tych ludzi. Nie był to przypadek, że wsiadł do tej, a nie innej łodzi. Uczynił cud: obfity połów ryb”- pisał M. Maliński. Pomiędzy wierszami przywołanego wydarzenia istnieje pewna doza intymności- Mistrz i Szymon. Wydaje się, że każde słowo wypowiedziane przez Chrystusa ociepla atmosferę niepowodzenia i zawodowego rozgoryczenia. Jednak zrezygnowanie i marzenie o zacienionym domu z łóżkiem, nie bierze góry nad intrygującym przynagleniem- „Wypłyń na głębię i zarzuć sieci na połów”. W tych słowach zawiera się cała, jeszcze tak słabo uchwytna przez spracowanych mężczyzn, przygoda wiary. W tych słowach zostaje zawarta najbardziej zapierająca dech w piersiach misja do przekroczenia siebie, swojego życia, czy osobistych planów. Z tego zawierzenia słowom i ryzyka, pomimo lęku oraz niedowierzania dokona się cud- tak wielkie mnóstwo ryb wypełniło sieci, tak mocno, iż zaczęły się rwać. Na twarzach mężczyzn wypisuje się dawno zagubiony uśmiech; jak to wytłumaczyć, zmierzyć się z tym, ogarnąć rozumem- nie sposób. „Władaj mym sercem...Boże żywiołów, abyś był mą miłością, abym mógł pełnić Twą wolę”- czytamy w średniowiecznej irlandzkiej modlitwie. Tutaj potrzeba wiary. To wydarzenie zmieniło tych ludzi, zmieniło Szymona- późniejszego biskupa i  męczennika Rzymu. „Nie bój się ludzi będziesz łowić”- będą rozbrzmiewać te słowa, przez całe wieki Kościoła w posłudze rybaków porzucających dobrze im znany brzeg i płynących na oślep przygody wiary. Nad brzegiem jeziora Galilejskiego mała grupa uczniów otrzymała impuls do przemiany własnego życia- do wyruszenia w drogę świadectwa o życiu i cudach Nauczyciela z Nazaretu. Ewangelia niesie przesłanie również nam- współczesnym i stawia ważne pytanie: Czy potrafisz wyjść ku przygodzie wiary ?

piątek, 26 czerwca 2020


Rozpoczął się dla wielu czas wakacyjny. Podróżowanie jest domeną tych których męczy siedzenie w czterech ścianach domu, a umysł wypełniają jeszcze nieodkryte i fascynujące miejsca. Świat jest zapewne zbyt rozległy, aby starczyło życia na zobaczenie wszystkiego; nasycenie innością horyzontów i spotkań z ludźmi których odmienność jest ubogacająca i intrygująca poznawczo. Ktoś kiedyś napisał słusznie, „że podróżować to żyć.” Istnieją ludzie którzy obumierają w jednym miejscu, potrzebują zmian, ruchu i nowych wyzwań. Podróże zawsze ubogacają intelektualnie i duchowo; oczy są pełne obrazów które zachowują się w pamięci na długi czas. „Ktokolwiek przechodzi przez życie, widzi wiele rzeczy. Kto podróżuje, widzi znacznie więcej”- powie mądre arabskie przysłowie. Chrześcijaństwo jest religią drogi. Świętego wędrowania po którym na stopach wędrowców zatrzymuje się kurz z przebytych ścieżek i starte kolana od modlitwy „mieszkamy w namiotach, a nie w domach, albowiem w sensie duchowym zawsze jesteśmy w ruchu. Podróżujemy po wewnętrznej przestrzeni serca, a podróży tej nie da się zmierzyć godzinami zegara czy dniami kalendarza, gdyż jest to ponadczasowa podróż do wieczności”- pisał K. Ware. Wiele razy dane mi było oczami wyobraźni dotykać miejsc które znałem jedynie z literatury lub różnych ilustrowanych przewodników. Marzenie o jakimś miejscu jest już początkiem drogi ! Wyjściem ku... Zawsze staram się zakreślać na mapie mojej wyobraźni miejsca w których można otrzeć się o tajemnicę; przestrzenie w których mury opowiadają o pięknie Boga- Jego milczącej obecności i ludzkich zachwytach nad tym, co zmusza umysł do posłusznej uległości. Myślę, że właśnie takim miejscem jest Mont Saint Michel. Wyspa z fantastyczną średniowieczną architekturą- dyfuzja romanizmu z gotykiem- wyłaniającą się niczym objawienie innego świata z żywiołu rozstępującego się morza. Skały wyginają się pod naporem żywiołu, ale mu się opierają. Rosną ku niebu, stając się świętą górą na której przysiadł Archanioł z trzepoczącymi skrzydłami- Wojownik światłości ! Bóg posługuje się elementami żywiołów aby rozmawiać z człowiekiem. Podczas odpływu morze cofa się o kilkanaście kilometrów od brzegu, a oczom wędrowców pojawia się w całej okazałości wspaniała zabudowa klasztornego miasta, otwierającego swoje bramy tym, którzy pragną zobaczyć brzeg z innej perspektywy. „Ważne jest, aby nie wspinać się na górę- pisał F. Lenoir- ale iść ścieżką. Robić to z uwagą, wytrwałością, z otwartym sercem i czujnym umysłem. To nie nazwa szczytu na który się wspinaliśmy przemienia nas, ale obecność i miłość, którą włożyliśmy w marsz... Życie duchowe jest piękne dzięki różnorodności swoich ścieżek.” Miejsce starożytne naznaczone obecnością mnichów już w VI wieku. Z tym miejscem wiąże się również piękna i poruszająca wyobraźnię opowieść o biskupie Aubercie, któremu przyśnił się w nocy archanioł Michał, który polecił, aby w tym miejscu wznieść dla niego kościół. Legenda mówi, że biskup zlekceważył to objawienie dwukrotnie, stąd archanioł dotknął go palcem w głowę i wypalił w niej dziurę. Ten bolesny znak utwierdził go, że sprawa jest poważana i trzeba wykonać prośbę Michała. Wznosząc kościół, Aubert wzorował się na sanktuarium z Monte Gargano, skąd otrzymał kawałek czerwonego płaszcza, który archanioł miał rzekomo nosić podczas jednego z objawień w Apulii, oraz fragment skały, na której miała się odcisnąć jego stopa. Miejsce to bardzo szybko stało się celem licznych pielgrzymek i po dziś dzień gromadzi w ciągu roku rzesze pątników i turystów. W X wieku zawiązała się tam wspólnota benedyktyńska, wznosząc preromański klasztor wraz z niewielkim kościółkiem Notre Dame Sous Terre, który był pod kanoniczną jurysdykcją Cluny. W XI wieku rozpoczęto rewitalizację tego wnętrza i liczne przebudowy; powstało nowe opactwo, a w miejscu dawnych budynków, wzniesiono nową romańską bazylikę z trzema kryptami. Kontynuacją tych budów był kostium gotycki który niczym szata przykrył romańskie- pierwotne założenie. Wzniesiono też liczne fortyfikacje i budynki które obrosły klasztorne mury i tworzyły coś na wzór mniszego miasta otulonego z każdej strony falami wody. W moim odczuciu najbardziej urzekający jest ten wczesny- romański charakter tego miejsca; odbija się w nim przejrzystość, harmonia i piękno niczym niezmąconego świata ducha. Akustyka wieczności, która tkają kamienne ciosy. „Do kościoła zbudowanego z kamieni wprowadza dziękczynienie stworzonej natury. Zapewnia jej podporządkowanie wobec najwyższego Twórcy Ładu, a pieśń serca, harmonia sfer, staje się poematem żywych kamieni”- pisała M. D. Davy. Kiedy wkroczymy w to miejsce, nie spotkamy już benedyktyńskich mnichów, lecz nową wspólnotę zakonną karmiącą się bogactwem duchowości Zachodu i Wschodu. Wspólnoty Jerozolimskie, których liturgia staje się ekumenicznym powiewem jedności- filokalią- uwielbieniem Boga u szczytu góry, gdzie rozciąga się horyzont wiecznie zstępujacego Piękna.

wtorek, 23 czerwca 2020


Łk 1,57-66.80

Dla Elżbiety nadszedł czas rozwiązania i urodziła syna. Gdy jej sąsiedzi i krewni usłyszeli, że Pan okazał tak wielkie miłosierdzie nad nią, cieszyli się z nią razem. Ósmego dnia przyszli, aby obrzezać dziecię, i chcieli mu dać imię ojca jego, Zachariasza. Jednakże matka jego odpowiedziała: „Nie, lecz ma otrzymać imię Jan”. Odrzekli jej: „Nie ma nikogo w twoim rodzie, kto by nosił to imię”. Pytali więc znakami jego ojca, jak by go chciał nazwać. On zażądał tabliczki i napisał: „Jan będzie mu na imię”. I wszyscy się dziwili. A natychmiast otworzyły się jego usta, język się rozwiązał i mówił wielbiąc Boga. I padł strach na wszystkich ich sąsiadów. W całej górskiej krainie Judei rozpowiadano o tym wszystkim, co się. zdarzyło. A wszyscy, którzy o tym słyszeli, brali to sobie do serca i pytali: „Kimże będzie to dziecię?” Bo istotnie ręka Pańska była z nim. Chłopiec zaś rósł i wzmacniał się duchem; a żył na pustkowiu aż do dnia ukazania się przed Izraelem.

Obchodzimy dzisiaj wigilię uroczystości św. Jana Chrzciciela, to szczególna postać której chrześcijaństwo w swoim kalendarzu liturgicznym poświęca osobne wspomnienie w tak wielkiej randze. W powołaniu Proroka wszystko wydaje się niezwykłe. Już Chrystus wydaje o Nim świadectwo przed zgromadzonym tłumem, wskazując na jego głęboką tajemnicę: „jest więcej niż prorokiem” (Mt 11,9). Ten którego narodzenie Kościół celebruje w liturgii, stał się mężem przewidzianym w zamysłach Boga. Święty Jan stanie się świadkiem, który potwierdza wydarzenie nadejścia Syna Człowieczego. Jest więcej niż prorokiem, ponieważ jego świadectwo w płaszczyźnie ludzkiej jest jednym z warunków spełnienia misji Chrystusa” „godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe” (Mt 3,15). Narodzenie Jana było pełne cudów. Przed narodzeniem, a nawet przed poczęciem, Jego imię zostało zapowiedziane podczas zwiastowania Zachariaszowi i oznacza: „Jahwe zbawia”. Jak podaje Ewangelia: „Już w łonie matki napełniony będzie Duchem Świętym”. Wybór imienia „Jan”, po długim milczeniu Jego ojca, podkreśla to, że Bóg poznał go tak, jak poznał innego proroka o imieniu Jeremiasz. Można doszukać się tu podobieństwa. „Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię” (Jr 1,5). „On sam pójdzie wobec Chrystusa w duchu i mocy Eliasza. Duch więc, który był w Eliaszu, przyszedł do Jana, i moc, która w nim była, w tym także się objawiła. Tamten został uniesiony do nieba, ten zaś był poprzednikiem Pańskim i umarł przed Nim, aby zstąpiwszy do otchłani przepowiadać tam Jego przyjście”- pisał Orygenes. Jan to najważniejsza postać na styku Starego i Nowego Testamentu, a jednocześnie niezwykle mocno wpisująca się w polską obrzędowość, kulturę; ślady tego możemy dostrzec w ciągle żywych tradycjach ludowych. Jego dzień przypada wtedy, kiedy najdłuższy jest dzień a noc najkrótsza. Jak również wraz z Jego osobą, zaczyna się dokonywać przesilenie i dzień staje się krótszy, a noc osiąga swoje apogeum w momencie kiedy misterium liturgii będzie obwieszczać narodziny Boga- Człowieka. W okresie pogańskim dzień 23 czerwca i 24 czerwca był związany z kultem ognia. „Ognie świętojańskie były rozpalane wieczorem, a zatem w wigilię właściwego święta. Stos układano na ogół wokół drzewka z obciętymi gałęziami..., przybierano go wieńcami z kwiatów, które następnie miały chronić domostwa przed piorunem. Podpalenie stosu przypominało niekiedy ceremonię liturgiczną: wychodząca z kościoła procesja kierowała się w stronę stosu, który kapłan błogosławił, a następnie popalał. Niemniej ów obrzęd zachowywał najczęściej świecki charakter”(P. Walter). Stąd w niektórych regionach do dzisiaj chłopcy próbując wykazać się odwagą męstwa przeskakiwali przez ułożone ogniska. Jak opowiada jeden ze średniowiecznych tekstów: „po trzykroć z wielką brawurą skakali przez płomienie.” Najzręczniejsi skakali przez dogasające ognisko, co miało im zapewnić pomyślność i zdrowie przez cały rok, jak również spotkać tę jedyną wybrankę serca. W nocy dziewczęta wychodziły na łono natury poszukując ziół i kwiatów, którym przypisywano magiczną moc leczniczą. Dziewczęta oświetlone blaskiem świec, wypuszczały wianki na wodę; to wszystko byłe przepełnione intensywnością szczęścia, dobrych wróżb, a nade wszystko tęsknotą za miłością życia. Wianek to symbol dziewictwa, czystości, piękna przechowywanego w cielesności czekającej na zjednoczenie z ukochanym. Dlatego wianki mogły puszczać tylko panny, mając nadzieję na szybkie i dobre zamążpójście. Jest jeszcze jeden zwyczaj który jest znany każdemu; od dziecka po dorosłego. Kiedyś bardzo przestrzegano aby do uroczystości narodzin św. Jana Chrzciciela nie kąpać się w wodzie. Dopiero kiedy kapłan poświęcił wodę- jezioro, rzekę, był to symboliczny znak i można korzystać z tak długo wyczekiwanych uciech.  Ma to pewnie odwołanie do wydarzenia z nad Jordanu, gdzie Chrystus przyjął chrzest z rąk Proroka i tym samym uświęcił wody.  Pragnę zakończyć to rozważanie tekstem modlitwy zapisanym w Sakramentarzu z Werony: „Wszechmogący Boże, daj sercom naszym postępować w prostocie dróg Twoich, której uczył św. Jan Chrzciciel, głos wołający”.

niedziela, 21 czerwca 2020


Zbliżali się do Niego wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: «Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi». Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: «Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie?A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: "Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła". Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia (Łk 15,1-10).

Niedzielna perykopa Ewangelii potwierdza niezwykle ważną prawdę, że człowiek i świat jest przedmiotem troski Boga. „Bóg umiłował świat, że Syna Swego Jednorodzonego dał” (J 3,16)- w tajemnicy Wcielenia uobecnia się filantropia- miłość do każdego człowieka, wyrażona w cierpliwym poszukiwaniu zagubionej owcy. Bóg szuka człowieka; pragnie ocalić, uzdrowić, podnieść, wskrzesić na powrót do nowego życia. On potrafi „stracić wiele”, jest rozrzutny w miłości i zdeterminowany do końca- przyjmując ostatniego jako pierwszego, potrafiąc grzesznika zawrócić i postawić na drodze ku doskonałości. Dobrze to rozumieli pierwsi chrześcijanie, kiedy na ścianach katakumb tworzyli spójną i najsilniej oddziaływującą na przeżywanie wiary wizualną katechezę. Dobry Pasterz, Piękny Młodzieniec- to nie tylko alegoria szczęścia, której osnową było antyczne wyobrażenie pełnego witalności mężczyzny o cechach boskich. Chrześcijanie interpretowali ten obraz zgoła inaczej- „zmienili sens tej alegorii; przez postać niosącą ratunek zagubionej owieczce sięgając wstecz do psalmów i przypowieści ewangelicznych odnieśli ją w końcu do Zbawiciela Jezusa Chrystusa, od zbawienia- soteria do Zbawiciela- soter. Słusznie zatem uznano w pasterzu niosącym owcę chrześcijańskie zobrazowanie szczęśliwości w zaświatach; dotyczy to oczywiście najstarszego przykładu w rzymskich katakumbach Kaliksta”(F. Deichmann). Najbardziej poruszająca serce jest determinacja Pasterza- szuka do momentu, aż znajdzie. Dlatego opuszcza niebo i zstępuje na ziemię. Dlatego wybiera towarzystwo najbardziej pogardzanych, wykluczonych i zmarginalizowanych- przygniecionych ciężarem grzechu i cierpienia. W tym rozproszonych na bezdrożach, odnajduje bowiem samego siebie. Opuszczając zagubioną owcę, w jakimś sensie Bóg zdradziłby samego siebie; zaprzeczył bezgranicznej miłości. Człowiek również potrzebuje tego, aby być poszukiwanym i ocalonym- wyjętym z otchłani beznadziei i paraliżującego lęku przed samym sobą oraz własną wolnością. „Poza Chrystusem człowiek nie jest ani prawdziwie, ani w pełni człowiekiem. Jest on poniżej swej natury, żyje odcięty od części samego siebie, jest wyalienowany. Tylko stając się bogiem przez usynowienie w Chrystusie, człowiek staje się człowiekiem integralnym, człowiekiem doskonałym, całkowicie zgodnym ze swą prawdziwą naturą. Albowiem nie ma doskonalszej natury ludzkiej jak tylko przez zjednoczenie z naturą boską, co spełniło się w osobie Chrystusa i co każdy człowiek może zrealizować przez upodobnienie się do niej” (J.C. Larchet). Pragnę zakończyć to rozważanie słowami modlitwy pragnienia br. Rogera: „Jezu Chryste, Zbawco wszelkiego życia. Ty cierpisz z tymi, którzy przechodzą ciężkie próby i zawsze przygarniasz tych, którzy na Ciebie zrzucają własne ciężary. Boże, który przynosisz pocieszenie, nawet jeśli zupełnie nie odczuwamy Twojej obecności, Ty jesteś przez Twojego Ducha Świętego- choć niewidzialny, zawsze jesteś z nami”.

czwartek, 18 czerwca 2020


Radość serca jest życiem człowieka... (Syr 30, 22).

Zapytałem kiedyś sąsiadkę w spontanicznym przypływie szczerości, ilu spotkała dzisiaj ludzi szczęśliwych ? Poczuła się zakłopotana tym nagłym pytaniem i oznajmiła mi, że niewielu. Jakie to paradoksalne, kiedy włączamy telewizję to rysuje się przed nami wizja świata ludzi wiecznie młodych, bogatych, atletycznych i tryskających szczęściem.Wyczuwamy podskórnie że coś tu nie gra. Nie trzeba czytać traktatu Tatarkiewicza „O szczęściu” żeby na własny użytek wykuć w miarę spójną i na własny użytek pożyteczną definicję szczęścia. Catherine Rambert w książce pt. Mała filozofia wewnętrznego pokoju, zdefiniowała szczęście jako posiadanie niematerialnych rzeczy: miłości, przyjaźni, duchowości, których nie można nabyć za żadne pieniądze. Dla wielu współczesnych ludzi szczęście to jedynie nawyk pomnażania pieniędzy lub kolekcjonowania rzeczy- nawet tych niepotrzebnych- od których się uginają szafy na strychu. Tak rozumiane szczęście zdaje się być wyrazem pozorności, samolubnego zbieractwa i fałszywego uśpienia sumienia. Czasami wystarczy spotkać się na ulicy ze spojrzeniem drugiego człowieka i można poczuć się autentycznie szczęśliwym; w mimowolny sposób obdarowanym. Szczęście rodzące się w czasie który jest nam dany jako sposobność błogosławionych chwil, przez które może przeniknąć dobro i wewnętrzny pokój „Szczęście nazywa się kombinacją okoliczności, które pozwalają na radość”- pisał A.Gide. Istnieją ludzie którzy promieniują szczęściem, oraz tacy którzy postrzegają siebie w cieniu innych słońc- co gorsza pesymistycznie, upatrując swój brak szczęścia w jakimś irracjonalnym i alegorycznie pojmowanym fatum. „To, co jest przyczyną twoich największych cierpień, jest zarazem źródłem twoich największych radości”(A. Exupery).  Byłem kiedyś w pewnym odseparowanym od świata klasztorze. Urzekło mnie w spotkanych tam kobietach, emanujące z ich twarzy szczęście. Pomimo wieloletniej izolacji od świata zewnętrznego, zdradzały obecność  już innego świata, którego pojąć można tylko głębią serca i horyzontem wiary. Ich twarze były dziecięco szczęśliwe i niezmącone żadnymi okruchami trosk. Miały w sobie wewnętrzny pokój i rysujący się blask autentyczności. Im starsza była mniszka, tym piękniej zachowana twarz na której malowały się krajobrazy uczuć, których można jedynie zazdrościć. „Szczęście to zapach duszy, harmonia śpiewającego serca”(R. Rolland). Zawsze mnie zdumiewał w Ewangeliach obraz Chrystusa po zmartwychwstaniu. Pomimo cierpienia które przeszedł- ludzkiej niesprawiedliwości, to rozsiewał wszędzie szczęście, niczym zapach kwiatów. Pierwsze spotkania z kobietami po zmartwychwstaniu są wypełnione euforią szczęścia, podekscytowaniem, tańcem oblubienic do których dusz zstąpiło niebo. Warto odkrywać w sobie szczęście. Niezmącony niczym stan duszy który przemienia smutek świata i nadaje wszystkiemu sens. Szczęście przez całe życie- nie jest przygnębiającym i nudnym piekłem na ziemi- jak o tym rozmyślał G.B. Shaw. Szczęście jest antycypacją wieczności w której miłość, radość i pokój nigdy się nie wyczerpią i nie z powszednieją.

wtorek, 16 czerwca 2020


Błogosławcie ludy naszemu Bogu i rozgłaszajcie Jego chwałę, bo On obdarzył życiem naszą duszę... (Ps 66, 8-9).

Wchodzimy już prawie w czas wakacyjny. Za oknem słoneczna pogoda nastraja do odpoczynku na łonie natury. W szkołach ostatnie egzaminy i oddech wolności który będzie bezwiednie muskał twarze młodych ludzi. Izolacja nauczyła nas tęsknić za pięknem otaczającego świata (świeżym powietrzem wyczuwalnym w nozdrzach), a nade wszystko wzmocniła tęsknotę za innymi ludźmi; wymianą spojrzeń, słowem, drobnym gestem. Przez ten pandemiczny czas oddałem się na powrót uważnej i wnikliwej lekturze dzieł rosyjskiego filozofa Mikołaja Bierdiajewa. Jeżeli miałbym wskazać trzech wybitnych ludzi intelektu którzy wywarli na mnie znaczący wpływ, to na pewno będzie to Bierdiajew ze swoją filozofią wolności i optymizmem eschatologicznym. W wolnym czasie spacerowałem wirtualnie po europejskich muzeach- przywilej nowoczesności- aby choć na chwilę nie utracić z horyzontu kluczowych dla kultury dzieł ludzkiego geniuszu. Sztuka pozwala lepiej rozumieć człowieka i otaczającą go rzeczywistość, jest kalką na której zatrzymują się wszelkie możliwe porywy ducha, wewnętrzna szamotanina i ostatecznie eksplozja szczęścia. Dzięki sztuce łatwiej pokonuje się przeciwności losu i otwiera się na to, co niepoznane- transcendentne. „Sztuka jest najszlachetniejszym wyrazem geniuszu ludzkości”- nie bez przesady twierdził J.M. Bernard. Bez kultury piękna, bylibyśmy jedynie marionetkami porywanymi przez siły ciążące ku ziemi; istotami zmuszonymi do egzystowania na powierzchni tego cudownego świata. „Artysta odsłania głębię”(K.G. Durckheim). Bez tej głębimy, postrzegalibyśmy siebie jedynie jako mniej istotny element świata biologii. Człowiek niesie w sobie tajemnicę, przez którą przechodzi struga Bożego dotknięcia. Gdzieś kiedyś przeczytałem takie zapadające w pamięci zdanie: „Tylko artyści i dzieci widzą życie takim, jakie jest.” Więcej nawet, widzą esencję tego życia, horyzont na którym można dostrzec Obecność.  Bóg jest misterium fascinosum absolutnie i na wieczność. Ten teologiczny walor sztuki od wielu lat jest motywem przewodnim moich nieudolnych refleksji. Czekam również z niecierpliwością i podekscytowaniem na świeżo wydrukowane eseje dotyczące śmierci i zmartwychwstania- Mikoroeschatologie. Na dniach mają przyjść z drukarni. To kolejna próba zapoznania moich czytelników z tematem kluczowym, naprawdę ważnym, pozwalającym zrewidować dotychczasowe spojrzenie na życie i przechodzenie na drugi brzeg. „W każdym słowie jest ptak ze złożonymi skrzydłami, który czeka na oddech czytelnika”- powie poetycko E. Levinas. Śmierć współistnieje z człowiekiem, jest towarzyszką niedoli- Siostrą cielesną zamykającą obolałe powieki i otwierającą oczy ducha. Każde chwile które przechodzą w niepamięć, są drobnymi- ale jednak śmierciami. Natura nie zna śmierci osobistej- indywidualnej, przenikniętej chłodem rozstania z najbliższymi kochanymi osobami. Tylko człowiek wyraźnie wyczuwa jej cień i czuje przenikające duszę drganie wieczności- sączące się z Domu Ojca rozproszone światło. Zmartwychwstanie jest udziałem tych, których tęsknota stała się płomieniem lampy- której blasku nic nie przyćmiło.

niedziela, 14 czerwca 2020


On zaś mu powiedział: «Pewien człowiek wyprawił wielką ucztę i zaprosił wielu. Kiedy nadeszła pora uczty, posłał swego sługę, aby powiedział zaproszonym: „Przyjdźcie, bo już jest gotowe”. Wtedy zaczęli się wszyscy jednomyślnie wymawiać... Sługa powrócił i oznajmił to swemu panu. Wtedy rozgniewany gospodarz nakazał swemu słudze: „Wyjdź co prędzej na ulice i w zaułki miasta i sprowadź tu ubogich, ułomnych, niewidomych i chromych!” Sługa oznajmił: „Panie, stało się, jak rozkazałeś, a jeszcze jest miejsce”. Na to pan rzekł do sługi: „Wyjdź na drogi i między opłotki i przynaglaj do wejścia, aby mój dom był zapełniony. Albowiem powiadam wam: Żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty”» (Łk 14,16-24).

Przypowieść o uroczystej wieczerzy przygotowanej przez Pana z wielką pieczołowitością i splendorem jest wezwaniem do przyjęcia zaproszenia, które Bóg skierował do ludzi. Jednocześnie jest przestrogą, aby znajdując różne wymówki, nie lekceważyć tego zaproszenia. Jakże trudno jest zrozumieć, że ludzie zaproszeni tak wystawną wieczerzę okazali się tak bardzo lekkomyślni i zawiedli. Uczestniczenie w takim wydarzeniu z dzisiejszej perspektywy byłoby przywilejem, prestiżem, nobilitacją społeczną. Ponadto wszystko jest za darmo, a stoły uginają się od nadmiaru wiktuałów. Wystarczy tylko być i kosztować obfitej hojności gospodarza. Jakże zdumiewająca jest logika Boga. Uczta adresowana na pierwszy rzut oka dla uprzywilejowanych- imiennie zaproszonych, staje się jednak ucztą dla wielu- nawet dla tych z marginesu. „Panie, biednych jest tak wielu ! Na szczęście pod sklepieniem Twojego domu jest niebo. A Ty nie powołujesz biednych dlatego, że bogaci zrezygnowali z zaproszenia, lecz dlatego, iż chcesz nam powiedzieć, ze również bogaty, który pragnie wejść, powinien stać się ubogi, powinien założyć weselną szatę miłości...”(D.M. Turoldo). Zostają zatarte różnice społeczne. „Model święta przemienia się w model codzienności”(C.M. Martini). Dom wypełnia się ludźmi którzy w spontanicznym odruchu, w przypływie chwili, bez żadnego ale, zapełniają dom gospodarza. „Bóg nie lubi, po ludzku mówiąc, pustych miejsc przy stole swej dobroci, życzliwości i przyjaźni względem ludzi- pisał W. Hryniewicz- Jest przecież jak niestrudzenie głosi tradycja wschodniego chrześcijaństwa, przyjacielem i miłośnikiem ludzi.” Jest to mesjańska Uczta Wieczności- Liturgia Królestwa Bożego, Komunia Miłości ! Również każda celebrowana tu na ziemi liturgia gromadzi nas wokół ołtarza- symbolu Boskiej gościnności, stołu uczy do którego wszyscy są zaproszeni- jak na ikonie Trójcy Rublova. „Ikona gościnności Bożej, gdzie ołtarz świata jest przyjęty do serca Trójcy Świętej. To na ołtarzu ubogich gorąca miłość Boża staje się współczuciem Jego Kościoła dla ludzi”(J. Corbon). Jest jeszcze jeden ważny aspekt. Przypowieść ma nie tylko wymiar eschatologiczny, ale również opowiada o ludzkiej wolności; o konieczności dokonania wyboru- być z Bogiem lub poza Nim. Człowiek w swojej samowoli i buncie może sprawy ważne- ostateczne- przekreślić lub zbagatelizować. Samowola i autoafirmacja zawsze kończy się na manowcach i przenika ją przepastna pustka. Ten, kto autentycznie kocha, staje się uczestnikiem wolności- biesiadnikiem uczty Baranka. „Chrystus powinien objawiać się człowiekowi na drogach jego wolności jako wolność ostateczna, wolność w Prawdzie”(M. Bierdiajew). W wolności rodzą się synowie Królestwa, stróże poranka, gwałtownicy forsujący bramy wieczności, szturmujący niebo siłą miłości i bezwarunkowej odpowiedzi wiary.

czwartek, 11 czerwca 2020


W tradycji polskiego katolicyzmu uroczystość Bożego Ciała jest najbardziej malowniczym świętem w kalendarzu liturgicznym. „Naucz się dziwić w kościele, że Hostia Najświętsza tak mała, że w dłonie by ją schowała najniższa dziewczynka w bieli, a rzesza przed nią upada...”(J. Twardowski). To wydarzenie potwierdzające wiarę w obecność Chrystusa w sakramentalnych znakach materii ziemi. Antycypuje się tajemnicę Wieczernika- gdzie Chrystus wydaje siebie uczniom i staje się sakramentem Miłości. W Eucharystii, Bóg wcielony, ukrzyżowany i zmartwychwstały staje się pokarmem nasycającym swoje dzieci w drodze do Królestwa Niebieskiego.  W liturgii człowiek zostaje przebóstwiony- staje się tym, kogo przyjmuje w siebie. W katolickiej tradycji eucharystyczne postacie wynosi się ze świątyni w podniosłej procesji, aby przejście Chrystusa ulicami miast i wsi, konsekrowało czas i miejsce- czyniło przestrzeń napełnioną Bogiem. Złota monstrancja-rezerwuar Życia- staje się wędrownym domem dla Chrystusa- Słońca wstającego na horyzoncie matowego świata.  „My, błędni pielgrzymi, niesiemy już przecież w dłoniach Tego, który sam jest Kresem i Celem- pisał K. Rahner- Wznosimy w górę Ciało, w którym bóstwo i człowieczeństwo już się nierozerwalnie zespoliły, niesiemy Ciało uwielbione- choć ukryte jeszcze pod zasłonami tego świata, w którym świat w wiecznie przynależącej do siebie cząstce już się zaczął przemieniać i wstępować w krąg odwiecznej, niedostępnej światłości samego Boga.” Podobnie prawosławie w swojej ekspresji liturgicznej wyraża głęboką wiarę w Tego, który staje w sercu swojego Kościoła- Baranka wydanego, zabitego i uwielbionego- „Chleb Niebiański na życie wieczne.” Jednak prawosławie w inny sposób kładzie akcenty rozważając wielkie misterium Bożej Obecności. „Cała liturgia jest manifestacją Królestwa Bożego na ziemi”(P. LeMasters).  Dla katolików adoracja Hostii jest spożywaniem przez patrzenie- duchową komunią, zaś prawosławni czują się niegodni, aby podnosić wzrok na Święte Świętych. Dla prawosławia Eucharystia jest pokarmem do spożycia, nasyceniem ciała i duszy- uchrystusowieniem i przyjęciem Ognia Ducha. „Nas zaś wszystkich komunikujących się z jednego chleba i kielicha. Zjednocz razem we wspólnocie jednego Ducha Świętego”(Liturgia św. Bazylego). Nikt z nas przystępujących do przyjęcia Komunii, nie jest jej godny. Nikt nie zasłużył na ten pokarm, a jednak Bóg w swojej wielkiej dobroci, wydaje się nam i przenika włókno naszego grzesznego człowieczeństwa. „To nie przypadek, że Kościół nadał Eucharystii nazwę Komunii, ponieważ w Eucharystii odnajdujemy wszystkie wymiary społeczeństwa: Bóg przekazuje się nam, wchodzimy z Nim w komunię, wchodzimy w komunię ze sobą, a przez to całe stworzenie wchodzi przez człowieka w komunię z Bogiem. Wszystko to dokonuje się w Chrystusie i Duchu Świętym, otwierając historię na dar Królestwa” (I. Zizioulas). To, co łączy katolików i prawosławnych to wiara w sakramentalną obecność Chrystusa- Miłość jednoczącą rozproszone dzieci w jedno !

 

wtorek, 9 czerwca 2020


Kontemplacja Boga jest życiem duszy- wyzna św. Grzegorz z Nyssy. Najtrudniejszym tematem który od wieków musiała udźwignąć ikonografia chrześcijańska był motyw Trójcy Świętej. „Ta Boża natura jest Jednością w trzech Osobach. Jest jednym Królestwem, Boskość zaś i Moc są Jednością w Triadzie i Triada w jedności. Bóg jest jeden, a nie ich trzech, lecz jeden On w trzech Osobach”(św. Symeon Nowy Teolog).  Jak oddać złożoność tajemnicy Boga w religii monoteistycznej, który jest jednocześnie jeden i zarazem wspólnotą Osób- Komunią. Jakimi symbolami, czy atrybucjami trzeba się posłużyć, aby nie utracić coś istoty z głębi tego Misterium- zastanawiali się artyści, wczytując się w zawiłe i pełne nieostrych przesłań traktaty teologiczne. Trójca poznawczo wymykała się teologii, a tym bardziej sztuce. Jednak pod naporem tych trudności artystyczna wyobraźnia nie skapitulowała. Biblia i teksty Ojców Kościoła były źródłami inspirującymi, jednak niewystarczającymi, aby słowo przełożyć na Obraz, czy odkuć w kamieniu. Aby wyrazić jedność, a zarazem odrębność Osób Boskich odwołano się do rozbudowanej symboliki. „Symbol mówi, że sens tego świata znajduje się w świecie innym... jest mostem pomiędzy dwoma światami, ich połączeniem, bo nie są one rozdzielone ostatecznie. Symbol rozgranicza dwa światy i jednocześnie łączy je”- wyjaśniał P. Evdokimov. Symbolami trynitarnymi stały się figury geometryczne: trójkąt i okrąg. Trójkąt ma szczyt skierowany ku górze, jest równoboczny, co wskazuje na równość Trzech Osób Boskich; niekiedy w jego środku pojawia się wszystko widzące oko. Dość sceptycznie do tej formy obrazu odnosili się myśliciele wczesnochrześcijańscy, zakazując ich wykonywania i przypisując im znamiona przedstawień nieortodoksyjnych- podszytych błędnymi naukami manicheizmu. Forma koła przyjęła się z większą przychylnością. Już dla starożytnych myślicieli okrąg kojarzył się z tym, co duchowe, wszechobecne, doskonałe i nieskończone. Kolistość była wyrazem pełni bytu. Ta figura doskonale odzwierciedlała teologiczne refleksje jedności osób wpisanych w wirujący ruch koła. Czasami te dwie figury geometryczne pojawiały się razem, stając się plastycznym obrazem mistycznej Wspólnoty. Możemy to dostrzec na przykładzie dekoracji starochrześcijańskiej chrzcielnicy z wyspy Seeland, gdzie trzy ryby tworzą trójką zamknięty w spiralnym okręgu. W średniowieczu trzy zające wpisane w koło, których uszy tworzyły trójkąt, miały- podobnie jak trzy ryby lub trzy lwy- ilustrować Boga w Trójcy lub nieunikniony upływ ludzkiego czasu. Takie „zajęcze okno” możemy dostrzec w północnej części krużganków katedry w Padeborn. Posługiwano się również innym symbolicznymi wariantami- chociażby powtarzającymi się potrójnymi emblematami: trójlistek koniczyny św. Patryka, trzy okna wyprute w kościelnych ścianach, orzeł który na szyi dźwiga trzy identyczne wieńce z literami A i Q zachowane na jednym z egipskich malowideł w Bawit. Jednocześnie obok różnorodnej symboliki, pojawiały się formy antropomorficzne, rzadziej zaś abstrakcyjne. W zachodnich wariantach trzy Osoby zadają się być identyczne, a rozpoznawalne w swojej odrębności za pomocą atrybutów: korona, berło i tiara- będą przyporządkowane Ojcu; kula ziemska z krzyżem, czy rany na ciele- będą znamionować Syna, a skrzydła lub otwarta księga – opiszą zaś Ducha Świętego. Trójosobowe- trójgłowe przedstawienia będą miały swoją genezę w starożytnej pogańskiej mitologii i bardzo szybo staną się nie dogmatycznym ujęciem prawdy; zacierającym teologiczny sens chrześcijańskiego przepowiadania. Wdzięcznym i jednocześnie niezwykle mocno inspirującym sztukę, będzie biblijna scena Gościnności Abrahama- Filoksenii (Rz 18). Ten opis został przez Ojców Kościoła odniesiony do Trójcy Świętej. Już słynny historyk kościoła Euzebiusz z Cezarei podaje, że w czasach przedkonstantyńskich na świętym miejscu w Mamre istniał malowany obraz trzech gości Abrahama. Najstarszą znaną chrześcijańską ilustracją malarską tego tematu jest zachowany fresk w katakumbach w Rzymie przy Via Latina (IVw.). „Ukazuje on brodatego Abrahama, siedzącego przed Terebiniem, przed nim, na prawo, trzech młodzieńców w białych szatach, stojących na kolistym podwyższeniu”(G. Bunge). Na mozaikach z Santa Maggiore (V w.) znowu pojawiają się trzej młodzieńcy, których Abraham pozdrawia przyjmując postawę klęczącą. Jeszcze wyraźniej rozwój teologii tego przedstawienia widzimy na mozaikach z San Vitale w Ravennie. Kilka scen łączy się w jeden komplementarny w swojej wymowie obraz spotkania człowieka z tajemniczymi Wędrowcami. Spotkanie- Uczta- Ofiara z baranka- stają się motywami typologicznymi. Do tego tematu powróci malarstwo ikonowe Teofana Greka i największego z artystów ruskich Andrzeja Rublova. „Trójcę można nazwać natchnioną modlitwą artysty; nigdy nie podważalnym symbolem wiary. Tajemnica ikony kryje się w niej samej, a także w analogicznych dziełach”- pisał M. Ałpatow. O tym arcydziele sztuki sakralnej powstała cała bogata literatura. Na koniec krótki opis Józefa z Wołocka: „Bóg przyszedł w czasie odwiedzin u Abrahama dwa kolejne przeobrażenia aniołów, a ponieważ są one bezcielesne, musiały przybrać wygląd człowieczy...Trony, na których zasiadają anioły, otaczają ich królewskie, panujące pozycje, nimby oznaczają boskość..., skrzydła symbolizują ich przynależenie do wszystkiego, co ziemskie, ich lekkość- samoporuszającą się i wznoszącą naturę. Berła w rękach aniołów wskazują na moc, władzę i skuteczność... Wszystko to objawia boskie, królewskie i anielskie podobieństwo i tak należy wyobrażać Trójcę.”

niedziela, 7 czerwca 2020


Mt 28,16-20
Jedenastu uczniów udało się do Galilei na górę, tam gdzie Jezus im polecił. A gdy Go ujrzeli, oddali Mu pokłon. Niektórzy jednak wątpili. Wtedy Jezus zbliżył się do nich i przemówił tymi słowami: „Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”.
 Wielkim kamieniem milowym teologii od wieków była próba zrozumienia i poznania Boga który jest jeden, a jednocześnie jest Wspólnotą Osób- Trójcą. Każda próba zgłębienia rozumem tej wielkiej tajemnicy okazywała się zbyt trudna, głęboka, pełna ograniczeń i zawiłych ścieżek. Jednocześnie przy tak zawiłych próbach, Ten Niepoznawalny i Niezgłębiony zwraca się ku człowiekowi i zaprasza do dialogu miłości: „pośrodku ciebie Ja- Święty”(Oz 11,9). „W każdej dyskusji o Trójcy- twierdzi K. Ware- punktem wyjściowym musi być historia zbawienia, ruch w ramach czasu Bożego samo objawienia. Bóg nie jest jakąś abstrakcją, lecz objawia się w sposób i w określonym czasie poprzez łańcuch spotkań z poszczególnymi mężczyznami i kobietami.” Być może trzeba przyjąć prostoduszną i pełną adoracji postawę Abrahama pod dębami Mamre, który „wtajemniczony w święte sprawy, przyjął kiedyś pod świętymi znakami Stwórcę, Boga i Pana wszystkiego w trzech Osobach, pełen radości i poznał jedyną moc trzech Osób”(Metrofanes). Pozwolić rozumowi zstąpić do serca, aby oczami duszy przez Chrystusa w Duchu Świętym wypowiedzieć uwielbienie Ojcu. Odkryć świat który nosi na sobie pieczęć Boga. W którym odzwierciedla się nieustanny ruch Trójcy Świętej. Czyż nie tak w sposób mistyczny i symboliczny ukazał to Rublov na swojej słynnej ikonie ? Kolorowa kontemplacja Odwiecznej Rady; pulsowanie miłości w głębinach Królestwa Niebieskiego; Liturgia udzielającego się na zewnątrz życia Trzech przez które przepływa wezbrany strumień miłości. „Bóg Ojciec dlatego właśnie tworzy świat, że ma Syna, że znajduje się w Nim nieskończona Miłość: w imię Syna powołuje On stworzenie odwiecznym aktem ze swego wnętrza. Bóg ma syna- Logosa, Syna- Miłość i tworzy On świat, urzeczywistniając pełnię bytu w miłości i sensie... Duch Święty jest nosicielem wspólnotowej boskiej zasady, wspólnotowej miłości, przywracającej jedność duszy świata”- pisał M. Bierdiajew. Jeden z tej wspólnoty schodzi w nasz świat i historię, stając się Odkupicielem Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym- Obliczem, które człowiek może zobaczyć (Ikoną). „Chrystus nigdy nie oddziela się od Ducha Świętego i wszystkie momenty wcielenia Logosu są naznaczone działaniem Ducha. Duch także nie oddziela się od Chrystusa: wszędzie gdzie niewidocznie tchnie Duch, jest obecny Chrystus”(Lew Zander). Zdumiewające jest to, że chrześcijański Bóg nie jest jednostką, lecz zjednoczeniem, nie - po prostu jednością, lecz - wspólnotą. Jest w Bogu coś analogicznego do "społeczeństwa". Nie jest On pojedynczą osobą, kochającą jedynie samego siebie ani samowystarczalną monadą czy "Tym Jedynym". Jest On trójjednością, to jest trzema równymi osobami, z których każda żyje w dwóch pozostałych dzięki nieustannemu ruchowi wzajemnej miłości". Bóg którego czcimy jest Komunią Miłości. Zakończę słowami ojca Pawła Floreńskiego: „We wszystkim, co nas spotyka, tkwią niemożliwe do pogodzenia sprzeczności. By rozwiązać ten problem, pozostaje tylko jedna droga: wybrać to, co proponuje Trójca Przenajświętsza, lub umrzeć jako głupiec.”
 https://www.youtube.com/watch?v=guxul-F7HLE&feature=youtu.be
 
 

piątek, 5 czerwca 2020


Najbardziej charakterystyczne dla średniowiecza romańskiego są rzeźbione portale kościołów. Moi uczniowie w ramach zajęć z historii sztuki, mieli za zadanie wykonać szkic dowolnie wybranego portalu. Była to dla nich w pewnym rodzaju podróż do przeszłości „odkrywając anonimowość boskiej sztuki”(S.Weil). Ku mojemu zadziwieniu powstała imponująca panorama średniowiecznych- rysunkowych bram, które można przekroczyć wzrokiem i powędrować dalej. Wyraża się w tym jakaś paschalna tajemnica sztuki.  „Dom, którego jesteś bramą, to niebo, w którym przebywa Twój Ojciec”(Wilhelm z Saint-Thierry). Na portalach, a zwłaszcza w tympanonach zostały zatrzymane w czasie najbardziej intrygujące opowieści wiary. Emil Male podkreślał, iż sztuka średniowiecza była odbiciem społeczeństwa, jego przeżywania świata duchowego i materialnego, zmysłu wiary, wiedzy, wrażliwości, aspiracji i marzeń. Artysta odsłania głębię. Stawia krok ku temu, co misteryjne- jednak na pierwszy rzut oka zakryte. Jest w tym jakieś pragnienie pokonywania boskich przestrzeni, trudnej codzienności do której przywiera ciało, a dusza ulatuje w stronę Raju. „Sztuka jest krokiem od natury do nieskończoności”(K. Gibran). Te odczucia składały się artystyczny konglomerat symbolicznie utkanych form: tańczących świętych i aniołów w archiwoltach, biblijnych mędrców, czy groteskowego bestiarium wałęsającego się porośniętej roślinnością świata „religijnego mitu.” Kolumny i nadproża przestawały być jedynie elementami architektury, lecz drgającymi życiem elementami przemienionego świata kamiennych obrazów. Portal- brama- drzwi- wnęka- otwór, ewokuje cały szereg skojarzeń z przejściem lub wejściem w inną- transcendentną rzeczywistość. „Wieczność przenika sztukę romańską, jest jej miarą”(M.M. Davy). Na głęboką wartość estetyczną tych kamiennych form, składają się przepastne krajobrazy ludzkiej wyobraźni zapłodnionej poruszeniami wiary. „U podstaw sztuki romańskiej leży niezwykle silne przeżycie obecności, wszechobecności Boskiej i nieustanna potrzeba odnoszenia wszystkiego do Tego, który jest początkiem i końcem, chwalenie Go i wypowiadanie na wszystkie sposoby”- pisała A. Olędzka- Frybesowa. Artysta średniowieczny doskonale zdawał sobie sprawę, że osią dziejów jest osoba Chrystusa, naprzeciw którego trzeba stanąć i uwierzyć. Brama miała zatem sens teologiczny, apokaliptyczny i mistyczny. Czas i przestań miały być przeniknięte obecnością Chrystusa, którego natury boskiej i ludzkiej doświadcza każdy człowiek w „iskierce duszy,” jak by powiedział Mistrz Eckhart. Autorzy romańscy bardzo chętnie wracają do motywu bramy. Wejście do kościoła jest antycypacją uroczystego przejścia w zaświaty, smakowaniu już pierwocin życia wiecznego. Chrystus powiedział: „Ja Jestem bramą. Jeśli kto wejdzie przeze mnie, będzie zbawiony”(J 10,9). Portal jest syntezą średniowiecznego nauczania; religijnej mądrości prostaczków natchnionych przemożnym oczekiwaniem niebiańskich pastwisk. Titus Butckhardt analizując ikonograficzne treści kościelnych bram, mówił o nich jako „miejscach boskiej epifanii,” przestrzeniach w których dokonuje się ruch w dwóch kierunkach: ku górze- wprowadzaniu dusz do Królestwa Bożego, i ku dołowi- zsyłanie duszom licznych pouczeń od Boga. Człowiek XII wieku patrzył na Chrystusa i targała jego umysł następująca myśl: jestem być może nędznym prochem, podłym stworzeniem, ale chcę być blisko mojego Pięknego Boga, który jest moim zbawieniem. „Bóg jest głębiej wewnątrz mnie niż ja sam.” Brama wyraża podskórnie odczuwalną tęsknotę za domem. Utrata miejsca wiecznej szczęśliwości była jednym z najbardziej rozdzielających duszę człowieka lęków. „Utrata miejsca jest jak utrata innego, ostatniego ducha, kiedy wita cię w domu, kiedy wracasz sam”(M.Auge). Myślę, że najważniejszym przesłaniem kamiennej przeszłości jest proklamacja Obecności miłosierdzia i sprawiedliwości, „świata zbawionego przez piękno.” Romano Guardini pisał, że ludzie współcześni powinni na nowo odkryć głębokie znaczenie symboli- chociażby „wejście do kościoła.” Bowiem „przekroczenie progu,” „przejście przez drzwi” jest czynnością sakralną- staje się rytuałem. Wyraża to piękna inskrypcja na bramie kościoła w Mozat: „Który tu wchodzisz, poleć się Niebu.”

 

wtorek, 2 czerwca 2020


Drzewo ma jeszcze nadzieję, bo ścięte, na nowo wyrasta, świeży pęd nie obumrze... lecz wodą zwilżony odrośnie, rozkwitnie jak młoda roslina (Hi 14, 7-9).

Małymi krokami wychodzimy z impasu pandemicznego strachu przed utratą zdrowia lub nawet życia. Wielu z nas przystosowało się dość elastycznie do izolacji i czekania w skryciu na lepsze wieści. Inni szaleli wyrwani ze świata pędu, aktywności i samorealizowania siebie- udowadniania innym potęgi swoich możliwości.  Teraz trzeba żyć odrobinę inaczej, może bardziej refleksyjnie i spokojniej. Wszystko zdaje się powracać do normalności. Historia ludzkości  jest tylko historią „szukającą światła w sercu ciemności” (A. Souzenelle). Strach przed śmiercią został przezwyciężony, a jeśli nie to przynajmniej oswojony. Na ulicach można zobaczyć ludzkie twarze i pojawiający się na nich uśmiech. „Widzieć twarz to mówić o świecie”- pisał E. Levinas. Czy świat będzie już inny po tych trudnych doświadczeniach - pytają myśliciele, dziennikarze, zwyczajni ludzie zatroskani o własne futurum. Piszę o świecie słowami pomiędzy którymi skrywa się mnóstwo niewiadomych; zamyśleń pełnych egzystencjalnego drgania i duchowego napięcia, przytulającego bardziej namacalnie i optymistycznie nadchodzącą przyszłość. Wszystko z perspektywy czasu wydaje się jakimś natarczywym, uwierającym umysł snem o wirusie który zasiewał śmierć. Hiszpanie nazywają śmierć „godziną prawdy.” Myślę, że pandemia odsłoniła wiele ukrytych człowieczych lęków- naszego skupienia na sobie i trosce o posiadanie jakże wygodnego i przygodnego świata rzeczy. Przyssał się człowiek do tego, co posiada i upatrywał w posiadaniu jakieś szczyty szczęścia. Posiadanie- nęcąca zmysły bogini tego świata. Człowiek walczył o ciało, zapominając o pałacu duszy. Jeden z liberalnie skrajnych ruchów głosił hasło następującej treści: „Obyśmy mogli żyć długo i zniknąć !” Jaka to  smutna perspektywa redukująca człowieka do szczelnie umeblowanych granic tego świata. Jest w tym jakaś natarczywa pustka, brak światła oświetlającego przejście na drugi brzeg. Wielu również chrześcijan utraciło perspektywę paschalną i eschatologiczną, bojąc się w myślach i duszy poszybować dalej, niż mogący nadejść natychmiastowy uścisk śmierci. „W śmiertelnej czasowości ciała jedna kropla wieczności daje pełnię chwili, w której nasze żyły napełniają się istnieniem”(O. Clement). Otrząsamy się z tych poruszeń, niepokojów i strachu, którego amplitudę regulowały środki masowego przekazu. Zmierzamy ku życiu ! Widzimy horyzont nad którym rozpościera się tęcza nadziei, podobna do tej którą ujrzał wzrokiem sprawiedliwy Noe. Wczoraj staje się odległe, a dzisiaj stawia już pewnie kroki. Żyją obok nas również ci, którzy za ścianami domów, opłakują odejście bliskich. Im jest najtrudniej przytulać nowy dzień. Czasami okazują się samotni w tym przeżywaniu emocji i traumatycznych zmagań.  Jedna z postaci Sołżenicyna prowadziła  monolog w sercu egzystencjalnego piekła, wyznając: „Czasem czuję jasno, że to, co jest we mnie, to nie jestem tylko ja. Tkwi we mnie coś absolutnie niezniszczalnego i wzniosłego. Jakiś odłamek Ducha Uniwersalnego.” Wiara pozwala przerzucać pomosty nadziei- widzieć dalej i wyraźniej horyzont teraźniejszości i wieczności. Dzięki niej przepływamy „ocean przejrzystości” ku Bogu. Wiara wyzwala z lęku, czyniąc życie świetlistym i uspokojonym. Nie pozwala zrezygnować z nadziei i amortyzuje zlegające duszę poczucie rozpaczy. Przywitać nowy świat modlitwą dziękczynienia.