Błogosławcie
ludy naszemu Bogu i rozgłaszajcie Jego chwałę, bo On obdarzył życiem naszą
duszę... (Ps 66, 8-9).
Wchodzimy już prawie w
czas wakacyjny. Za oknem słoneczna pogoda nastraja do odpoczynku na łonie
natury. W szkołach ostatnie egzaminy i oddech wolności który będzie bezwiednie muskał
twarze młodych ludzi. Izolacja nauczyła nas tęsknić za pięknem otaczającego świata
(świeżym powietrzem wyczuwalnym w nozdrzach), a nade wszystko wzmocniła
tęsknotę za innymi ludźmi; wymianą spojrzeń, słowem, drobnym gestem. Przez ten
pandemiczny czas oddałem się na powrót uważnej i wnikliwej lekturze dzieł
rosyjskiego filozofa Mikołaja Bierdiajewa. Jeżeli miałbym wskazać trzech
wybitnych ludzi intelektu którzy wywarli na mnie znaczący wpływ, to na pewno
będzie to Bierdiajew ze swoją filozofią wolności i optymizmem eschatologicznym.
W wolnym czasie spacerowałem wirtualnie po europejskich muzeach- przywilej
nowoczesności- aby choć na chwilę nie utracić z horyzontu kluczowych dla
kultury dzieł ludzkiego geniuszu. Sztuka pozwala lepiej rozumieć człowieka i otaczającą
go rzeczywistość, jest kalką na której zatrzymują się wszelkie możliwe porywy
ducha, wewnętrzna szamotanina i ostatecznie eksplozja szczęścia. Dzięki sztuce
łatwiej pokonuje się przeciwności losu i otwiera się na to, co niepoznane-
transcendentne. „Sztuka jest najszlachetniejszym wyrazem geniuszu ludzkości”-
nie bez przesady twierdził J.M. Bernard. Bez kultury piękna, bylibyśmy jedynie marionetkami
porywanymi przez siły ciążące ku ziemi; istotami zmuszonymi do egzystowania na
powierzchni tego cudownego świata. „Artysta odsłania głębię”(K.G. Durckheim).
Bez tej głębimy, postrzegalibyśmy siebie jedynie jako mniej istotny element
świata biologii. Człowiek niesie w sobie tajemnicę, przez którą przechodzi struga
Bożego dotknięcia. Gdzieś kiedyś przeczytałem takie zapadające w pamięci
zdanie: „Tylko artyści i dzieci widzą życie takim, jakie jest.” Więcej nawet,
widzą esencję tego życia, horyzont na którym można dostrzec Obecność. Bóg jest misterium
fascinosum absolutnie i na wieczność. Ten teologiczny walor sztuki od wielu
lat jest motywem przewodnim moich nieudolnych refleksji. Czekam również z niecierpliwością
i podekscytowaniem na świeżo wydrukowane eseje dotyczące śmierci i
zmartwychwstania- Mikoroeschatologie.
Na dniach mają przyjść z drukarni. To kolejna próba zapoznania moich
czytelników z tematem kluczowym, naprawdę ważnym, pozwalającym zrewidować
dotychczasowe spojrzenie na życie i przechodzenie na drugi brzeg. „W każdym słowie
jest ptak ze złożonymi skrzydłami, który czeka na oddech czytelnika”- powie
poetycko E. Levinas. Śmierć współistnieje z człowiekiem, jest towarzyszką
niedoli- Siostrą cielesną zamykającą obolałe powieki i otwierającą oczy ducha.
Każde chwile które przechodzą w niepamięć, są drobnymi- ale jednak śmierciami.
Natura nie zna śmierci osobistej- indywidualnej, przenikniętej chłodem
rozstania z najbliższymi kochanymi osobami. Tylko człowiek wyraźnie wyczuwa jej
cień i czuje przenikające duszę drganie wieczności- sączące się z Domu Ojca rozproszone
światło. Zmartwychwstanie jest udziałem tych, których tęsknota stała się
płomieniem lampy- której blasku nic nie przyćmiło.