wtorek, 16 czerwca 2020


Błogosławcie ludy naszemu Bogu i rozgłaszajcie Jego chwałę, bo On obdarzył życiem naszą duszę... (Ps 66, 8-9).

Wchodzimy już prawie w czas wakacyjny. Za oknem słoneczna pogoda nastraja do odpoczynku na łonie natury. W szkołach ostatnie egzaminy i oddech wolności który będzie bezwiednie muskał twarze młodych ludzi. Izolacja nauczyła nas tęsknić za pięknem otaczającego świata (świeżym powietrzem wyczuwalnym w nozdrzach), a nade wszystko wzmocniła tęsknotę za innymi ludźmi; wymianą spojrzeń, słowem, drobnym gestem. Przez ten pandemiczny czas oddałem się na powrót uważnej i wnikliwej lekturze dzieł rosyjskiego filozofa Mikołaja Bierdiajewa. Jeżeli miałbym wskazać trzech wybitnych ludzi intelektu którzy wywarli na mnie znaczący wpływ, to na pewno będzie to Bierdiajew ze swoją filozofią wolności i optymizmem eschatologicznym. W wolnym czasie spacerowałem wirtualnie po europejskich muzeach- przywilej nowoczesności- aby choć na chwilę nie utracić z horyzontu kluczowych dla kultury dzieł ludzkiego geniuszu. Sztuka pozwala lepiej rozumieć człowieka i otaczającą go rzeczywistość, jest kalką na której zatrzymują się wszelkie możliwe porywy ducha, wewnętrzna szamotanina i ostatecznie eksplozja szczęścia. Dzięki sztuce łatwiej pokonuje się przeciwności losu i otwiera się na to, co niepoznane- transcendentne. „Sztuka jest najszlachetniejszym wyrazem geniuszu ludzkości”- nie bez przesady twierdził J.M. Bernard. Bez kultury piękna, bylibyśmy jedynie marionetkami porywanymi przez siły ciążące ku ziemi; istotami zmuszonymi do egzystowania na powierzchni tego cudownego świata. „Artysta odsłania głębię”(K.G. Durckheim). Bez tej głębimy, postrzegalibyśmy siebie jedynie jako mniej istotny element świata biologii. Człowiek niesie w sobie tajemnicę, przez którą przechodzi struga Bożego dotknięcia. Gdzieś kiedyś przeczytałem takie zapadające w pamięci zdanie: „Tylko artyści i dzieci widzą życie takim, jakie jest.” Więcej nawet, widzą esencję tego życia, horyzont na którym można dostrzec Obecność.  Bóg jest misterium fascinosum absolutnie i na wieczność. Ten teologiczny walor sztuki od wielu lat jest motywem przewodnim moich nieudolnych refleksji. Czekam również z niecierpliwością i podekscytowaniem na świeżo wydrukowane eseje dotyczące śmierci i zmartwychwstania- Mikoroeschatologie. Na dniach mają przyjść z drukarni. To kolejna próba zapoznania moich czytelników z tematem kluczowym, naprawdę ważnym, pozwalającym zrewidować dotychczasowe spojrzenie na życie i przechodzenie na drugi brzeg. „W każdym słowie jest ptak ze złożonymi skrzydłami, który czeka na oddech czytelnika”- powie poetycko E. Levinas. Śmierć współistnieje z człowiekiem, jest towarzyszką niedoli- Siostrą cielesną zamykającą obolałe powieki i otwierającą oczy ducha. Każde chwile które przechodzą w niepamięć, są drobnymi- ale jednak śmierciami. Natura nie zna śmierci osobistej- indywidualnej, przenikniętej chłodem rozstania z najbliższymi kochanymi osobami. Tylko człowiek wyraźnie wyczuwa jej cień i czuje przenikające duszę drganie wieczności- sączące się z Domu Ojca rozproszone światło. Zmartwychwstanie jest udziałem tych, których tęsknota stała się płomieniem lampy- której blasku nic nie przyćmiło.