Rozpoczął się dla wielu
czas wakacyjny. Podróżowanie jest domeną tych których męczy siedzenie w
czterech ścianach domu, a umysł wypełniają jeszcze nieodkryte i fascynujące
miejsca. Świat jest zapewne zbyt rozległy, aby starczyło życia na zobaczenie
wszystkiego; nasycenie innością horyzontów i spotkań z ludźmi których
odmienność jest ubogacająca i intrygująca poznawczo. Ktoś kiedyś napisał
słusznie, „że podróżować to żyć.” Istnieją ludzie którzy obumierają w jednym
miejscu, potrzebują zmian, ruchu i nowych wyzwań. Podróże zawsze ubogacają
intelektualnie i duchowo; oczy są pełne obrazów które zachowują się w pamięci
na długi czas. „Ktokolwiek przechodzi przez życie, widzi wiele rzeczy. Kto
podróżuje, widzi znacznie więcej”- powie mądre arabskie przysłowie. Chrześcijaństwo
jest religią drogi. Świętego wędrowania po którym na stopach wędrowców
zatrzymuje się kurz z przebytych ścieżek i starte kolana od modlitwy „mieszkamy
w namiotach, a nie w domach, albowiem w sensie duchowym zawsze jesteśmy w
ruchu. Podróżujemy po wewnętrznej przestrzeni serca, a podróży tej nie da się
zmierzyć godzinami zegara czy dniami kalendarza, gdyż jest to ponadczasowa
podróż do wieczności”- pisał K. Ware. Wiele razy dane mi było oczami wyobraźni
dotykać miejsc które znałem jedynie z literatury lub różnych ilustrowanych przewodników.
Marzenie o jakimś miejscu jest już początkiem drogi ! Wyjściem ku... Zawsze staram
się zakreślać na mapie mojej wyobraźni miejsca w których można otrzeć się o
tajemnicę; przestrzenie w których mury opowiadają o pięknie Boga- Jego
milczącej obecności i ludzkich zachwytach nad tym, co zmusza umysł do posłusznej
uległości. Myślę, że właśnie takim miejscem jest Mont Saint Michel. Wyspa z
fantastyczną średniowieczną architekturą- dyfuzja romanizmu z gotykiem-
wyłaniającą się niczym objawienie innego świata z żywiołu rozstępującego się
morza. Skały wyginają się pod naporem żywiołu, ale mu się opierają. Rosną ku
niebu, stając się świętą górą na której przysiadł Archanioł z trzepoczącymi skrzydłami-
Wojownik światłości ! Bóg posługuje się elementami żywiołów aby rozmawiać z
człowiekiem. Podczas odpływu morze cofa się o kilkanaście kilometrów od brzegu,
a oczom wędrowców pojawia się w całej okazałości wspaniała zabudowa
klasztornego miasta, otwierającego swoje bramy tym, którzy pragną zobaczyć
brzeg z innej perspektywy. „Ważne jest, aby nie wspinać się na górę- pisał F. Lenoir-
ale iść ścieżką. Robić to z uwagą, wytrwałością, z otwartym sercem i czujnym
umysłem. To nie nazwa szczytu na który się wspinaliśmy przemienia nas, ale
obecność i miłość, którą włożyliśmy w marsz... Życie duchowe jest piękne dzięki
różnorodności swoich ścieżek.” Miejsce starożytne naznaczone obecnością mnichów
już w VI wieku. Z tym miejscem wiąże się również piękna i poruszająca
wyobraźnię opowieść o biskupie Aubercie, któremu przyśnił się w nocy archanioł
Michał, który polecił, aby w tym miejscu wznieść dla niego kościół. Legenda mówi,
że biskup zlekceważył to objawienie dwukrotnie, stąd archanioł dotknął go
palcem w głowę i wypalił w niej dziurę. Ten bolesny znak utwierdził go, że
sprawa jest poważana i trzeba wykonać prośbę Michała. Wznosząc kościół, Aubert
wzorował się na sanktuarium z Monte Gargano, skąd otrzymał kawałek czerwonego
płaszcza, który archanioł miał rzekomo nosić podczas jednego z objawień w
Apulii, oraz fragment skały, na której miała się odcisnąć jego stopa. Miejsce
to bardzo szybko stało się celem licznych pielgrzymek i po dziś dzień gromadzi
w ciągu roku rzesze pątników i turystów. W X wieku zawiązała się tam wspólnota
benedyktyńska, wznosząc preromański klasztor wraz z niewielkim kościółkiem
Notre Dame Sous Terre, który był pod kanoniczną jurysdykcją Cluny. W XI wieku rozpoczęto
rewitalizację tego wnętrza i liczne przebudowy; powstało nowe opactwo, a w
miejscu dawnych budynków, wzniesiono nową romańską bazylikę z trzema kryptami. Kontynuacją
tych budów był kostium gotycki który niczym szata przykrył romańskie- pierwotne
założenie. Wzniesiono też liczne fortyfikacje i budynki które obrosły
klasztorne mury i tworzyły coś na wzór mniszego miasta otulonego z każdej strony
falami wody. W moim odczuciu najbardziej urzekający jest ten wczesny- romański
charakter tego miejsca; odbija się w nim przejrzystość, harmonia i piękno
niczym niezmąconego świata ducha. Akustyka wieczności, która tkają kamienne
ciosy. „Do kościoła zbudowanego z kamieni wprowadza dziękczynienie stworzonej
natury. Zapewnia jej podporządkowanie wobec najwyższego Twórcy Ładu, a pieśń
serca, harmonia sfer, staje się poematem żywych kamieni”- pisała M. D. Davy.
Kiedy wkroczymy w to miejsce, nie spotkamy już benedyktyńskich mnichów, lecz
nową wspólnotę zakonną karmiącą się bogactwem duchowości Zachodu i Wschodu. Wspólnoty Jerozolimskie, których
liturgia staje się ekumenicznym powiewem jedności- filokalią- uwielbieniem Boga
u szczytu góry, gdzie rozciąga się horyzont wiecznie zstępujacego Piękna.