Zapytałem kiedyś
sąsiadkę w spontanicznym przypływie szczerości, ilu spotkała dzisiaj ludzi
szczęśliwych ? Poczuła się zakłopotana tym nagłym pytaniem i oznajmiła mi, że
niewielu. Jakie to paradoksalne, kiedy włączamy telewizję to rysuje się przed
nami wizja świata ludzi wiecznie młodych, bogatych, atletycznych i tryskających
szczęściem.Wyczuwamy podskórnie że coś tu nie gra. Nie trzeba czytać traktatu
Tatarkiewicza „O szczęściu” żeby na własny użytek wykuć w miarę spójną i na
własny użytek pożyteczną definicję szczęścia. Catherine Rambert w książce pt. Mała filozofia wewnętrznego pokoju, zdefiniowała
szczęście jako posiadanie niematerialnych rzeczy: miłości, przyjaźni,
duchowości, których nie można nabyć za żadne pieniądze. Dla wielu współczesnych
ludzi szczęście to jedynie nawyk pomnażania pieniędzy lub kolekcjonowania
rzeczy- nawet tych niepotrzebnych- od których się uginają szafy na strychu. Tak
rozumiane szczęście zdaje się być wyrazem pozorności, samolubnego zbieractwa i
fałszywego uśpienia sumienia. Czasami wystarczy spotkać się na ulicy ze
spojrzeniem drugiego człowieka i można poczuć się autentycznie szczęśliwym; w
mimowolny sposób obdarowanym. Szczęście rodzące się w czasie który jest nam
dany jako sposobność błogosławionych chwil, przez które może przeniknąć dobro i
wewnętrzny pokój „Szczęście nazywa się kombinacją okoliczności, które pozwalają
na radość”- pisał A.Gide. Istnieją ludzie którzy promieniują szczęściem, oraz
tacy którzy postrzegają siebie w cieniu innych słońc- co gorsza pesymistycznie,
upatrując swój brak szczęścia w jakimś irracjonalnym i alegorycznie pojmowanym
fatum. „To, co jest przyczyną twoich największych cierpień, jest zarazem
źródłem twoich największych radości”(A. Exupery). Byłem kiedyś w pewnym odseparowanym od świata
klasztorze. Urzekło mnie w spotkanych tam kobietach, emanujące z ich twarzy
szczęście. Pomimo wieloletniej izolacji od świata zewnętrznego, zdradzały
obecność już innego świata, którego
pojąć można tylko głębią serca i horyzontem wiary. Ich twarze były dziecięco
szczęśliwe i niezmącone żadnymi okruchami trosk. Miały w sobie wewnętrzny pokój
i rysujący się blask autentyczności. Im starsza była mniszka, tym piękniej zachowana
twarz na której malowały się krajobrazy uczuć, których można jedynie
zazdrościć. „Szczęście to zapach duszy, harmonia śpiewającego serca”(R. Rolland).
Zawsze mnie zdumiewał w Ewangeliach obraz Chrystusa po zmartwychwstaniu. Pomimo
cierpienia które przeszedł- ludzkiej niesprawiedliwości, to rozsiewał wszędzie
szczęście, niczym zapach kwiatów. Pierwsze spotkania z kobietami po
zmartwychwstaniu są wypełnione euforią szczęścia, podekscytowaniem, tańcem oblubienic
do których dusz zstąpiło niebo. Warto odkrywać w sobie szczęście. Niezmącony
niczym stan duszy który przemienia smutek świata i nadaje wszystkiemu sens.
Szczęście przez całe życie- nie jest przygnębiającym i nudnym piekłem na ziemi-
jak o tym rozmyślał G.B. Shaw. Szczęście jest antycypacją wieczności w której
miłość, radość i pokój nigdy się nie wyczerpią i nie z powszednieją.