wtorek, 29 listopada 2022

 

Powinniśmy przestać być ludźmi zalęknionymi, lecz błogosławiącymi każdy dzień. Taka szumiąca myśl przebiegła przez mój umysł w porannej wędrówce do pracy. Świat w rozkroku i człowiek zanurzony w szamotaninie narastających zewsząd obaw. W tej litanii powtórzeń ukrywa się niebezpieczeństwo wyparcia i osamotnienia w bólu. „Nasz świat jest taki kruchy i taki kruchy jest każdy z nas !”- czytam w pośpiesznie wertowanym Dzienniku Juliena Greena. Boimy się jutra, ponieważ wspomnienie przeszłości jest bezpieczniejsze i właściwie zinterpretowane w skamieniałej pamięci czasu. Przeszłość idealizujemy z dziecięcą nutą nostalgii, a przyszłość jest niewiadomą- obciążoną ryzykiem natychmiastowych reakcji. „Świat zaczął istnieć w momencie stworzenia, a teraz zbliża się do swego kresu”(T. Spidlik). W moim przekonaniu zwiększa się zagrożenie przetrwania człowieka; porowatość wolności której pragnienie rośnie, wraz z odległością od ukrytego poza nawigacją źródła. Życie jest próbą ! Wyzwaniem rzuconym losowi, oczyszczającym wąwozy serca i hartującym dzieci świtu w tyglu męstwa. „Nic nie jest zamknięte- pisał M. Bierdiajew- Świat jest półprzejrzysty, nie zna on nieprzejrzystości.” W greckiej mitologii Mojry zręcznie przędą historię, „snują wokół człowieka wszelkie zdarzenia jego życia, obracając nim jak wrzecionem…” Tylko rześkość świadomości z impetem podpowiada, że gdzieś jest początek i koniec tej włóczki. W tym zaplątaniu i odplątaniu „wiemy, że jesteśmy zarazem najwięksi i najnędzniejsi, ziemscy i niebiescy, docześni i śmiertelni, dziedzińce światła i ognia, albo też ciemności, zależnie do czego się skłonimy”(św. Grzegorz z Nazjanzu). Adwent skłania nasze spojrzenie ku perspektywie końca. Estetyka wieczności i poetyka spotkania z Obecnością, roztrząsana w otchłaniach duszy mistyków i porywach odwagi świadków, zmiażdżonych instrumentarium zła. „W miarę naszego poruszania się w historii, idziemy na Jego spotkanie, a promienie jaśniejące z Jego powtórnego przyjścia na świat stają się odczuwalne. Być może, przed nami stoi nowa epoka w życiu Kościoła, oświecona tymi promieniami”(S. Bułgakow). Spoglądam na zdjęcie malowniczej rumuńskiej cerkwi w Arbore, której kształt przypomina łódź (arkę) dryfującą w zieleni ku wieczności. Czuję się jej pasażerem. Moją twarz otula bryza Raju !

niedziela, 27 listopada 2022

 

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Czuwajcie, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. A to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o której porze nocy złodziej ma przyjść, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby się włamać do swego domu. Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie…(Mt 24,42-51).

Chrystus tak wiele razy na kartach Ewangelii zaprasza swoich uczniów do czuwania. W chwilach ważnych decyzji i kluczowych wydarzeń, czuwanie i modlitwa Mistrza przenika sen spowitego ciemnościami świata. Czujność pozwala odkryć przestrzenie spotkania- miejsca naznaczone intensywnością miłosnego zachwytu. Potrzeba czujności w egzystencji którą sprzęgają tytaniczne siły zła, aby proklamować na agorach miast że „Boga nigdzie nie ma”(M. Stirner). Czujność jest jednocześnie pewnego rodzaju orężem do walki ze światem i grzechem. Noc jest królestwem demona, a przeciwstawienie się jej, zwiastuje świt i ostateczny triumf Boga. Ten dzień- to dzień Chrystusa wschodzącego słońca- wydarzenie ostatecznego triumfu życia i światła: Wcielenie, Zmartwychwstanie i Paruzja to wydarzenia których ciemność nocy zostaje przepruta światłem i ogniem. „Pogodna światłości świętej chwały, nieśmiertelnego Ojca niebios, Świętego, Błogosławionego, Jezu Chryste”- słyszymy w hymnie wieczornym świętego Sofroniusza. Chrześcijanin wychodzi ku tej rzeczywistości, podtrzymując w glinianym naczyniu serca płomień wiary. Stąd ta pedagogia nadziei i tęsknoty, gdzie „otchłań serca dąży ku otchłani Boga”(A. Silesius). Wyjście na obrzeża świata, aby odnaleźć schronienie i osiągnąć wewnętrzny spokój. Tylko w takim usposobieniu można cierpliwie wyglądać dnia jutrzenki. Zatem życie chrześcijanina jest czuwaniem i świętą tęsknotą; miłosnym wyczekiwaniem Oblubieńca przychodzącego do swej Oblubienicy- Kościoła. „Przeminą rzeczy widzialne i przyjdzie to, na co czekamy i co jest piękniejsze”( Cyryl Jerozolimski). Brak czujności sprawia, że  jesteśmy zaspani i duchowo niezdolni do otwarcia naszego wnętrza na dar łaski. Rzeczywistość nas rozprasza i dokonuje inwazji na nasze zmysły. Krzyk świata próbuje zagłuszyć szept Boga nieustannie szukającego i wołającego Adama. Przypominają mi się słowa francuskiego filozofa i mistyka Gustawa Thibona: „Czujesz, że ci ciasno. Marzysz o ucieczce. Wystrzegaj się jednak miraży. Nie biegnij, by uciec, nie uciekaj od siebie; raczej drąż to ciasne miejsce, które zostało ci dane: znajdziesz tu Boga i wszystko. Bóg nie unosi się na twoim horyzoncie, ale śpi w głębi ciebie. Różność biegnie, a miłość drąży. Jeśli uciekniesz od siebie, twoje więzienie biec będzie z tobą i na wietrze towarzyszącym twojemu biegowi będzie się stawało coraz ciaśniejsze. Jeśli zgłębisz się w sobie, rozszerzy się ono w raj”. W czasie Adwentu wkraczamy po raz kolejny w Chrystusowe misterium. Święty Jan Chryzostom w swojej homilii wskazywał chrześcijanom istotę czuwania i modlitwy: „Niech twój dom będzie kościołem; wstań w środku nocy. W nocy dusza jest czystsza, lżejsza. Zachwycaj się swoim Mistrzem. Jeśli masz dzieci obudź je i niech przyłączą się do ciebie we wspólnej modlitwie.” Jest w tym świeżość myślenia i odczuwania, połączone z pragnieniem wewnętrznej odnowy. Nadejście Królestwa jest ciągle nową i zstępującą rzeczywistością, przenikającą i rozszerzającą od wewnątrz granice naszego świata. „Teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas niż wtedy, gdyśmy uwierzyli”(Rz 13, 11). Pan jest blisko ! Nasłuchujemy Jego kroków z oddali; wyostrzamy zmysły; szukamy przestrzeni ciszy, aby w anamnezie liturgii Żyjący, objawił się w całej pełni. „W owym bezpośrednim spotkaniu z Tym, który nadchodzi, człowiek staje się ostatecznie taki, w jakiego przemienia go Boska wieczność”- pisał P. Evdokimov. Niech każdy dzień tego wyjątkowego czasu, przemienia w nas pośpiech w zatrzymanie, niecierpliwość w tęsknotę, smutek w radość, zwątpienie w wiarę- zdolną uchwycić pejzaż wieczności.

czwartek, 24 listopada 2022

 


Wczoraj w berlińskiej Galerii Mistrzów, niezwykle mocno poruszył mnie obraz Luca Giordano przedstawiający świętego Michała Archanioła, poskramiającego demony i godzącego włócznią siedlisko zła. Symbolika tego obrazu zdaje się aż nazbyt oczywista i nasuwa cały szereg przemyśleń, dotykających dziejącej się wokół mnie rzeczywistości. Kolejne zmasowane ataki Putina na Ukrainę. Obłąkany rządzą władzy szaleniec, odbiera prawo do istnienia ludziom w imię tworzenia papierowej- imperialnej hegemonii. Myśli i czyny tego człowieka, stają się nagrobnymi inskrypcjami, wypluwając go tym samym, na margines cywilizowanego świata. „Los jednostki kierowanej przez nieznane potęgi- taka byłaby treść kolejnych zapisków w dzienniku intymnym diabła” (E. Cioran). Oddech staje się męczący, a łzy stają się jedynym środkiem perswazji wobec obojętności odwracających wzrok od zbrodni. Nic nie zapowiada końca tej wojny, a raczej budzi do istnienia głęboko uśpione potwory i plany których rozszyfrowanie przysparza paraliżujący niepokój. Czy jesteśmy na skraju jakieś bezsensownej zagłady ? To pytanie rezonuje pomiędzy złudną nadzieją na koniec tego konfliktu, a trzeźwym realizmem który podpowiada: Si vis pacem, para bellum ! W pejzażu życia jest tyle niewytłumaczalnego cierpienia i bezsensownej nienawiści na którą z mozolnym trudem odpowiada się miłością. „Istoty ludzkie podnoszą wrzawę potężną jak grzmot, podczas gdy ja wzdycham w milczeniu- pisał K. Gibran- bo przekonałem się, że każda szalejąca burza kiedyś ucichnie, że pochłonie ją otchłań czasu, a westchnienie przetrwa taj długo jak Bóg.” Jedynie nadzieja pomnaża okruchy dobra i drobne tąpnięcia wywołując szczelinę w ludzkich sercach; pomnażając pierwociny miłości. „Pewnego dnia wojna się skończy i wszyscy nareszcie odżyjemy ! Zagoimy się jak rany, odrośniemy jak kikuty nóg i rąk, jak ten pusty oczodół, w którym wiecznie ciemno. Zawołamy umarłych. Po imieniu. I wszyscy przyjdą”- tli się we mnie nadzieja poetyki Hałyny Kruk. Za kilkanaście dni wybieram się na Ukrainę. Będę towarzyszył jednemu z ojców z monasteru pod Lwowem. Nie wiem, co przyniesie los i jakie obrazy wyryją się w mojej pamięci. Grad ostrzału lub bezpieczny wąwóz, którym będzie można się przeprawić jak Mojżesz ze swoim ludem przez epicentrum szalejącego żywiołu. Tylko nadzieja przydaje skrzydeł i uśmierza lęk. Boję się, jak każdy w którego uszach brzmi dźwięk syreny nawołującej do ukrycia się w bezpiecznym miejscu. U świętego Bazylego w katechezie chrzcielnej, czytam: „Gdyby Izrael nie przeszedł przez morze, nie uszedłby przed faraonem; jeśli więc nie przejdziesz przez wodę, nie ujdziesz przed okrutną tyranią szatana.” Na końcu tej zawiłej i mrocznej drogi jest Zmartwychwstanie !

poniedziałek, 21 listopada 2022

 

Za oknem prawdziwa zima, a mroźny wiatr chłoszcze skórę odzwyczajoną od tych błogosławionych niedogodności. Wdychane i wydychane powietrze orzeźwia, a zarazem sprawia ból. Biała kołdra przykrywa ziemię, niczym śmierć przenika ludzkie ciało- odbierając mu władzę stanowienia o sobie. Pomimo radości dzieci ze śnieżnych zabaw, umysł przeszywa mnogość niepokojów względem tych którym wojna odebrała radość normalnego egzystowania. „Jak dziwny jest ten świat ! Los bawi się nami w tajemniczy sposób ! Wszystko dzieje się odwrotnie !”(M. Gogol). To najtrudniejszy czas dla naszych sąsiadów za wschodnią granicą. W szalonej rotacji wojny, ludzie będą marznąć w piwnicach i schronach pozbawionych ogrzewania i elektryczności. Natura nie będzie sojusznikiem sprawiedliwych, okaże się dramatycznie selektywna dla najsłabszych. Bezsenne noce i nagłe przebudzenia naznaczone skostnieniem i krystalizacją łez, staną się jeszcze mocniej odczuwalnym piekłem. Ziemia twarda i niegościnna dla zmarłych, pozostawi śmierć uzewnętrznioną i przeraźliwie namacalną. Pisząc te słowa mam przed oczami pełne wzruszającej ekspresji rysunki i litografie Kollwitz. W śnieżnych okopach i wśród ruin domów przyjdzie wielu z nich przeżywać najbardziej wymagający czas oczekiwania na Misterium Narodzenia Pańskiego. U Grudzińskiego odnajduję słowa wzmocnienia: „Pięknie jest wesprzeć ludzi właśnie wtedy, gdy trwoga zakrada się do ich serc, przekonać ich, że są wielcy, gdy przeżywają chwile niepodobne innym…” Moje myślenie o tych rzeczywistościach przeniknięte jest amplitudą wzruszenia i bezradności. Noszę w sobie nieustanne pragnienie, aby odległy bliźni, znalazł w moim sercu schronienie; aby odkrył azyl w pełnym miłości sercu Boga. Krzyczę do świata, wyrzucając mu ospałość. Rozsiewam słowa w eterze niedostatecznej wrażliwości i uśpienia. Tylko wiara przynosi chwilowe wyciszenie. Wobec zła Bóg jest niczym bezbronne dziecko. Ma mniejszą władzę, niż możni tego świata. „Może działać jak struga światła i miłości- tylko wówczas gdy jest przyjęty w królewskiej wolności wiary”- pisał O. Clement. W tej beznadziejnej i szalonej sytuacji wojny, wszystko staje się oczekiwaniem na Cud Życia !

niedziela, 20 listopada 2022

 

W owym czasie wystąpił Jan Chrzciciel i głosił na Pustyni Judzkiej te słowa: «Nawróćcie się, bo bliskie jest królestwo niebieskie». Do niego to odnosi się słowo proroka Izajasza, gdy mówi: Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, Dla Niego prostujcie ścieżki! (Mt 3,1-3).

Z pustyni- miejsca z miejsca naznaczonego tremendum et fascinans, rozbrzmiewa tektoniczne przesłanie, że „Bóg jest oszałamiająco bogatą rzeczywistością”(F. Hügel). Na ziemi błogosławieństwa i przekleństwa rezonuje nawoływanie Anioła Pustyni, jakim jest święty Jan Chrzciciel. Intrygujący mężczyzna, pierwowzór pustelnika i ulubiony bohater sztuki, która tak chętnie próbowała unaocznić jego pełne szaleństwa i bezkompromisowości życie. Szelest jego skrzydeł przenika karawanę czasu i zaprasza do wyjścia ku Źródłu. Jego katecheza wstrząsa ludzką obojętnością, wycofaniem i zatrzymaniem się w świecie pozorów, ponieważ z niewiarygodną siła przyciągania nakreśla obraz Boga ukrytego i nadchodzącego: „Boga najczulszych spotkań i Boga, który doświadcza ukrzyżowaną samotnością”(A. Pronzato). Miejsce odludne staje się gościnne dla grzeszników których wiedzie nadzieja na odkupienie win i szansa na przemianę własnego życia. Istnieją jakże budujące świadectwa starożytnych mnichów, mówiące o tym jak dzięki modlitwie, pustynia stawała się miejscem zstępującej strugi światła. „Boska Światłość jest darem przeżycia mistycznego. Jest widzialnym znamieniem boskości, mocami, przez które Bóg się udziela i objawia tym, którzy oczyścili swe serca”(W. Łosski). Przemienienie i tęsknota- dwa słowa klucze stojące u początki adwentowej drogi łaski. Pandemia i wojna na Ukrainie, naznaczyła człowieka „stygmatem izolacji”- zaś liturgiczne oczekiwanie Kościoła- staje się błogosławioną samotnością pośród zgiełku świata. Dopóki człowiek nie osiągnie wewnętrznego pokoju, to będzie smagany piaskiem i wiatrem pustyni. Miał rację święty Hieronim: „Pustynia miłuje ludzi nagich.” Być ogołoconym ze wszystkiego i gotowym na zwiastowanie jak Maryja w zaciszu nazaretańskiego domu. Trzeba przyłożyć ucho „do ziemi, by móc usłyszeć szmer ukrytych źródeł i niewidocznego kiełkowania”(J. Maritain). Dopiero wtedy pustynia otworzy swoje spękane szczeliny i stanie się krainą pragnienia; oazą kroczących po śladach Zbawiciela. „Nadejdzie znów świat i światło dzienne. Słoneczne ciepło jak krew zacznie krążyć w ciałach. Nawet przymykając oczy, będziecie wiedzieli, że was zamieszkało…”(A. Exupery). Potrzebujemy światła które wschodzi na horyzoncie pustyni. Pan, którego zwiastuje Prorok w wielbłądziej skórze, przychodzi z mocą życia, aby otworzyć nasze zaryglowane od środka twierdze i uczynić wszystko nowym. Człowiek ma stać się, jak powie Claudel „nową świątynią, której lamp nie zgasi, ni diamentowych sklepień nie rozdzieli gniew szatana.”

czwartek, 17 listopada 2022

 

A gdy was poprowadzą, żeby was wydać, nie martwcie się przedtem, co macie mówić; ale mówcie to, co wam w owej chwili będzie dane. Bo nie wy będziecie mówić, ale Duch Święty. Brat wyda brata na śmierć i ojciec swoje dziecko; powstaną dzieci przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. I będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mojego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony (Mk 13,11-13).

Obraz apokaliptycznego poronienia i odkupienia, staje się treścią przesłania Chrystusa. „Gwałtowna cisza. Wszystko się stało, co stać się miało, między człowiekiem a Bogiem” (W. Kruszewski). Czas dobiega kresu, a świat zostaje zaludniony niewiernością i zdradą. Miejsca fałszywych sakralizacji stały się jałową pustynią. Ile w tym zwiastunie przyszłości jest realnej okropności i zwyrodnienia? Deszcz pocisków wrytych w ziemię, których ugodzenie odsłania wąwóz niedowierzania i rozpaczy. Ziemia staje się cmentarzem dla ciał o których już nikt nie pamięta; bo wymazano ich nienawiścią z księgi żyjących. Spektakl sprzeniewierzenia miłości i humanistycznej negacji, która rykoszetem dewastuje wszystko, co napotka na swojej drodze. „Komu ufać a kogo się bać”- uniwersalność pytania odnalezionego w poezji Stachury. Paroksyzm grozy, wydobywający się ze zrujnowanych miejsc na których wczoraj kładło swój uśmiech światło rozwleczonego poranka. Enigmatyczne zdanie Hegla: „Wolność, czyli zbrodnia,” odnajduje tu swoje demoniczne ucieleśnienie w odrzuceniu komunii i egoistycznemu zwrotowi ku sobie. Droga Judasza wymykającego się w noc zdrady, staje się udziałem dzieci buntu. Początek piekielnego kręgu rozpaczy, zaczyna się od konwulsyjnej próby ratowania siebie, kosztem innych. „Dzień ostatni” staje się wielkim dniem próby- sprawdzianem z boskiego pierwiastka żarzącego się w głębinach niknącego człowieczeństwa. Konfrontacja z przyszłością okazuje się bolesna dla tych, na których sercach odcisnął się stygmat bestii- pieczęć niemożliwości kochania, połączona z absolutną pogardą wobec życia.  Ewangelia jest przeniknięta symboliczną gęstością w której sens dosłowny rzuca cień na krainę ducha w której trzeba dokonać ostatecznego wyboru między dobrem a złem. „Trzeba więc, żeby sam Bóg zstąpił w głąb tej wolności, w jej bezdenną ciemność i wziął na siebie skutki zrodzonego przez wolność zła i cierpienia”- pisał M. Bierdiajew. Miłość będzie legitymować wolność i promieniowanie życia wiecznego. To ewangeliczna etyka świadków, którzy okazali się wolni i odkryli tajemnicę Jego miłości. „Przekląłeś nas, a później pobłogosławiłeś. Wygnałeś z raju i z powrotem do niego przyprowadziłeś. Ubrałeś nas w zwyczajne liście figowe- ubrania naszej nędzy, a później narzuciłeś nam na ramiona płaszcz ozdobny, Ty otwarłeś więzienie i uwolniłeś skazańców. Ty nas pokropiłeś wodą czystą i obmyłeś brudy nasze. Odtąd Adam nie będzie się już wstydził, jeśli go zawołasz”- czytam przeniknięte natchnioną nadzieją słowa św. Grzegorza z Nyssy.

środa, 16 listopada 2022

 

Spośród wielu nieszczęść które trapią naszą zagmatwaną rzeczywistość, jedno jest szczególnie dojmujące- tlący się na dnie ludzkiego serca lęk o jutro. Hiobowe milczenie pośród zgiełku świata. Na ekranach widzimy umarłych zaludniających mnogość programów informacyjnych, a za chwilę na naszym podwórku spada pocisk i pozbawia życia dwoje niewinnych ludzi. Zabawa w wojnę jest okrutna dla przypadkowych przechodniów na podwórku własnego domu; okrutnie odsuwających od siebie myśl o niebezpieczeństwie następującego po sobie dnia. Sekunda i miejsce pozornie bezpieczne, staje się przestrzenią żałoby i fermentu narastającej paniki. „Fatalizm szuka swojego odpoczynku, przekreślając znaki zapytania w księdze przeznaczenia.” Od dłuższego czasu literatura i prasa pochyla się nad demistyfikowaniem zła, napędzającego wojnę za naszym płotem. Zachodzimy w głowę, gdzie leży źródło tego kłamstwa i wyrafinowanego zła ? Być może w „tyrańskiej władzy namiętności” jednego zakompleksionego człowieka z Kremla. Nikczemna przemoc jakże często podszyta jest wolą przejęcia kontroli nad wolnością, największą siłą człowieka. Pozbawić ludzi samodzielnego myślenia, to pierwsza tama którą trzeba rozryglować. Później to już efekt domina… Etyka natychmiast odsyła nas mechanizmów ludzkiego ducha- zdruzgotanego egoistyczną pokusą pomnażania i podporządkowania. „Cel uświęca środki” to hasło nie zdezaktualizowało się w postsowieckiej mentalności i ciągle rezonuje w coraz bardziej wyszukanych narzędziach terroryzowania mas. „Rosja w swoim geopolitycznym oraz sakralno-geograficznym rozwoju nie jest zainteresowana w istnieniu niepodległego państwa polskiego w żadnej formie. Nie jest też zainteresowana istnieniem Ukrainy. Nie dlatego, że nie lubimy Polaków czy Ukraińców, ale dlatego, że takie są prawa geografii sakralnej i geopolityki”- pisał ideolog demonicznego imperializmu Dugin. Wobec tak artykułowanego zła, stajemy z dozą niepewności i rozczarowania jednostką szafująca tak skrajnie nieodpowiedzialnymi hasłami. „Tylko w owych okresach gwałtu dzieje rzeczywiście ukazują swą prawdziwą twarz i rozwiewają mgłę ideologicznego obłudnego gadania”(H. Arendt). Ukraina robi co może, bohatersko stawiając opór. Chyba zdołaliśmy się zorientować, że „przedstawienie przestaje być miejscem narodzin i pierwotnym siedliskiem prawdy istot żywych, potrzeb i słów”(M. Foucault). Wiele krajów w prawdzie potępiających mruczącym głosem wojnę, ciągle cicho i bezszelestnie na paluszkach krąży wokół niedźwiedzia, aby go tylko nie zbudzić. Ten kołowrotek podszytej lękiem obojętności musi się skończyć. Pomimo niemożliwości uczynienia czegokolwiek, pozostaje nam modlitwa i słowa- które jak krople będą drążyły skałę. „Wojna na Ukrainie jest tragedią i hańbą, która na zawsze napiętnuje jej sprawców, ludzi bez bojaźni Bożej”- powie patriarcha Bartłomiej.To jedyne oręże tych, których głos jest nieusłyszanym lub przemilczanym. Już nie możemy powiedzieć, to nas nie dotyczy. Za chwilę pośród trupów, znajdą się twarze naszych bliskich. Jutro zaczyna się od nas !

niedziela, 13 listopada 2022

 

Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś, odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: «Czego szukacie?» Oni powiedzieli do Niego: «Rabbi! – to znaczy: Nauczycielu – gdzie mieszkasz?» Odpowiedział im: «Chodźcie, a zobaczycie». Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego
(J 1, 37-39).

Dzisiejszą niedzielą prawosławie zachodnie rozpoczyna coroczną wędrówkę ku Misterium Wcielenia.  Prorocy widzą przychodzącego Wybawcę i proklamują Jego nadejście: „Widzę go, lecz jeszcze nie teraz, dostrzegam go, ale nie z bliska: wschodzi Gwiazda z Jakuba, a z Izraela podnosi się berło”(Lb 24,17). Ewangelia zaprasza nas do spotkania Boga i zamieszkania w Nim. „Od Abrahama do Maryi Duch Święty cierpliwie przygotowuje preliturgię Słowa, Jego ukrytą prothesis”(J. Corbon). Oto rozpoczyna się Adwent, sześć tygodni prowadzących w stronę spotkania z Obecnością ! „Czemu nie dowieść, że Bóg jest tym, który nadejdzie, który przez całą wieczność ma nadejść, że jest czasem przyszłym, dojrzałym owocem drzewa, którego my jesteśmy liśćmi. Czy nie sądzicie, że wszystko, co się dzieje, jest jakimś początkiem ? Czy nie jest też początkiem Boga ?”(R.M. Rilke). Życie człowieka rozpina się na cięciwie czasu i przechodzi na sposób młodzieńczy ku dynamizmowi przyjścia i nawiedzenia- ciszę Betlejemskiej Nocy i grobowej groty w której szczelnie spowijające ciemności, zostają przeprute eksplozją światła- triumfem Apokaliptycznego Baranka. Odnawia się czas i historia napełniając porowate bukłaki upojenia, winem Królestwa Niebieskiego, zwiastując tym samym radość obecności Oblubieńca. Kościół przygotowuje się na spotkanie Tego, który wypełnia świat podmuchem swojej miłości i wznieca w głębi ludzkiego jestestwa „rozpaczliwe przyciąganie.” Tak lapidarnie sformułowana tajemnica jest zawsze „stara i nowa zarazem, stara w figurze, nowa w rzeczywistości”(Meliton z Sardes). Adwent to również świt Paruzji którą chrześcijanie wypatrują i której podniosłość, próbują zgłębić rozległością umysłu i odnową serca. Jak twierdził Pasierb: „Bóg zbliża się często do ludzi poddanych próbie pustyni” i żywiołowi codzienności uwikłanej w nieustannym utrudzeniu pośpiechem i negacją. Adwent to czas zbawienia; scalenia glinianych i zmurszałych od obojętności naczyń duszy. „Teraz bowiem bliższe jest nasze zbawienie niż wówczas, gdy uwierzyliśmy”(Rz 13,11). To przestrzeń fides de non visis, aby na powrót stać się dzieckiem wiary- którego beztroskie i malownicze wzruszenie wyraża się w gościnnym okrzyku ust: Marana tha !

piątek, 11 listopada 2022

 

Święto Niepodległości. „Historyk nie jest powołany do prorokowania. Powinien jednak rozumieć rytm i sens dziejących się wydarzeń. A zdarza się, że wydarzenia mają charakter proroczy”(G. Florowski).Trzepotanie biało czerwonych flag, pełne patosu dywagacje o historii, deklamowane w aulach uniwersyteckich i szkolnych wierszy, organizowane marsze- zbiorowo i z przytupem manifestowana duma narodowa. Kotyliony w czepione w klapę marynarki i polifonia odczuć szargająca sercami mniej lub bardziej uświadomionych przechodniów. Żonglowanie nazwiskami (Piłsudski, Dmowski i wielu innych…) które przyprószył kurz indywidualnej imaginacji.  Patriotyzm, słowo nie schodzące z ust, tak silnie nabrzmiałe od znaczeń iż właściwe jego znaczenie rozmywa się w tyglu bulgocących komentarzy. Każdy Polak jest „patriotą” i z właściwą dla siebie wrażliwością czuje się odpowiedzialny za duże lub małe ojczyźniane środowisko życia. Wbrew utartym definicjom historyków i socjologów, patriotyzm zaczyna się od liczenia umarłych poległych w podmuchach bitewnego zgiełku. Czas i krew wsiąknięta w ziemię, rodzi bohaterów którym przypisujemy heroiczne czyny i dalekosiężne w skutkach zwycięstwa- rzutujące na kształt obecnej historii. Trzeba jak w archeologii przepuścić przez sito piasek czasu, aby zauważyć w nim diamenty które po mozolnym oszlifowaniu cieszą oczy. W czasach podkopanej gruntownie rzeczywistości i zachwianych autorytetów, szukamy drogocennych kamieni które jaśnieją w mule społecznych podziałów i prawd do których uczepiają się bojownicy skrajnie odmiennych frakcji politycznych. Do tych mniej lub bardziej spektakularnych akordów historii, przyznaje się bez wątpienia wielu- nie dlatego, że jest to dzień wolny od pracy- lecz z poczucia dumy i etosu bohaterstwa. Odczucie patriotyzmu i troska o dzisiejszy kształt życia potrafi również burzyć krew w żyłach i dzielić. Powietrze gęstnie od indywidualnych opinii i zakulisowych rewolucji stanowiących odbicie niezadowolenia. W moim miejscu pracy imiona polityków są wymieniane przez wszystkie przypadki. Przypisuje się im zasługi, a najczęściej pomija milczeniem kompromitujące powagę sprawowanego urzędu porażki. Pan Tusk cieszy się uwielbieniem które wręcz graniczy z bałwochwalczą idolatrią. Znowu Pan Kaczyński to upostaciowanie wszelkiej maści zła, odpowiedzialnego za biedny los nauczyciela i narodu który rzekomo przestał być demokratycznym. Pewnie w innym miejscu jest na odwrót. Jako społeczeństwo ciągle myślimy fragmentarycznie, dając asumpt naszym głęboko zakorzenionym uprzedzeniom które jakże często mogą mijać się z prawdą. Wielu ludzi chciałoby patriotyzm, niczym zimowe palto zamienić na kosmopolityzm w imię świętego spokoju i brzmiącego miło w uszach i kieszeni euro. „Niezależnie od tego, czy te dwie grupy konfrontują się ze sobą jako rywale w meczu, czy też jako poważne zagrożenie dla siebie, widok lub po prostu potężny obraz drugiego tłumu zapobiega rozpadowi pierwszego. Dopóki wszystkie oczy są skierowane w przeciwną stronę, kolano pozostaje zablokowane przez kolano. Dopóki wszystkie uszy nasłuchują oczekiwanego krzyku z drugiej strony, ramiona będą poruszać się we wspólnym rytmie”- pisał Elias Canetti. Życzeniem dzisiejszego święta jest odwaga wyjścia poza barykady własnego bastionu. Wyjście naprzeciw i próba myślenia wspólnie o tym, co dla każdego jest skarbem. Bóg, Honor, Ojczyzna- lapidarnie wyartykułowana przez przeszłe pokolenia triada najważniejszych wartości w których zakorzenieniu można czuć się absolutnie wolnym. Sekularyzacja tych pojęć, nieuchronnie wyprowadza duszę polską na manowce nihilizmu. „Świat odwróconego Dekalogu. Świat odwróconych ludzkich wartości, świat bez nadziei, bez litości dla innych, świat życia w pancerzu obojętności. Oto na czym polega inność”(B. Skarga). Tragedią naszego narodu jest pieniactwo i egoizm przedkładany nad dobro ogółu. To wymaga nieustannej korekty. Trzeba z nową i przeobrażającą serce świeżością wsłuchać się w proroków pędzla i pióra:  „Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie dla darów nieba, Tęskno mi, Panie. Do kraju tego, gdzie pierwsze ukłony są jak odwieczne Chrystusa wyznanie: „Bądź pochwalony!” Tęskno mi, Panie.

środa, 9 listopada 2022

 

Europa stała się terenem mniej lub bardziej wyniszczających wojen i zapomnienia o Bogu. „Jestem przekonany, że jesteśmy obecnie na krawędzi zagłady naszej cywilizacji”- profetycznie przekonywał przed laty Andriej Tarkovski. Tyglem wewnętrznych rewolucji- niezadowolenia i rozproszonych buntów mas przeciwko władzom różnej maści. „Wystarczy nam ten jeden (świat) a już się nim dławimy”- pisał w Solaris Lem.  Takie przewroty nasilają się w momencie kiedy człowiek odczuwa lęk przed niepewnością jutra i na dodatek wyczuwa, że jest programowo i z premedytacją okłamywany. Jakże często katastrofy społeczne są wypadkową wad i błędów władzy, a niekiedy szaleństwa jednego człowieka pretendującego ślepo i naiwnie do demonstrowania gwałtu nad światem. „Cywilizacja nie upada jak budynek, wydaje się o wiele dokładniej, że stopniowo opróżnia się ze swojej substancji, aż pozostanie tylko kora”(G. Bernanos). Historia to konglomerat racjonalnie przewidywalnego nieuporządkowania i gwałtownego zrywu niszczącej wszystko głupoty. To drugie zjawisko jest o wiele bardziej niebezpieczne i zaskakujące. Promieniowanie zła jest wielowektorowe i budzi nie od dzisiaj niepokój. Ktoś wrośnięty w ziemię, przeżywa obawę przed natychmiastową koniecznością przesadzenia; wyrwania z korzeniami i wpadnięciem w egzystencjalny niebyt. Posiadający materialne dobra, może w jednym momencie stać się wykolejonym włóczęgą z mglistym wspomnieniem luksusowego domu i dobrze prosperującej koroporacji. Obecna historia Ukrainy otrzeźwia nasze poczucie realizmu. Jesteśmy przygodni ! W tym wyziewie niemocy uczynienia czegokolwiek, rodzi się pokusa wyparcia i wycofania, choć zagrożenie przemocą jest aż nazbyt realne i względnie przewidywalne. Jeszcze kilkanaście lat temu ludzie wskrzeszali w sobie odwagę poznawania świata, zamykania wczorajszego życia i udawania się w zapierającą dech w piersiach podróż w nieznane. Nasz dzisiejszy świat się skurczył i na każdym jego skrawku istnieje zlepek problemów, które mogą okazać się paraliżujące i z dozą okrutnego realizmu, odmitologizują nasze wyobrażenia szczęśliwego i w miarę bezpiecznego miejsca na ziemi (pandemia, katastrofy…) Wszędzie podskórnie wrze i nie wiadomo kiedy i jaki zasięg będzie miała gwałtowna erupcja. „Czujecie, że trzeba mieć dużą odporność, aby nie akceptować rzeczy dnia, uwielbiać Baala, to znaczy nie brać iluzji za realność”- przekonuje Dostojewski. Uciekamy, choć tak naprawdę nie mamy się gdzie schronić- to trzeźwa i druzgocąca diagnoza tego stanu rzeczy. Homo viator stał się osaczoną  sierotą bez domu, obyczajów, moralności i duchowych wartości. „Żyjemy w epoce zamętu i pragnienia, w których zalety komunikacji są większe niż tajemnica”(F. Schunon). Człowiek w pokusie wolności i chronicznej agitacji, stał się niczyim i odseparowanym od innych. Tym, co mnie niepokoi wewnętrznie to „jałowa pustynia” na której rozbiegnięci w różnych kierunkach ślepcy szukają studni, aby zwilżyć spękane gardła i wydrzeć przeszłości kolejną sekundę życia. Jeśli rzeczywistość nie zostanie przemieniona, ulga powolnej agonii. Nasze upojenie racjonalizmem tak bardzo triumfuje, iż nie potrafimy zauważyć, że jesteśmy na krawędzi- w sytuacji delikatnie mówiąc niekomfortowej. „Z krzywego sękatego drzewa człowieczeństwa nikt nie wyciosał prostej i równej rzeczy”(I. Kant). Dziś posuwamy się wstecz, kurczowo trzymając się strzępów materialnych zabezpieczeń i płochych zapewnień medialnych tub. Nie wyleczyliśmy się i nie wyzwoliliśmy z paraliżujących wolność, struktur „grzechu pierworodnego.” Mit człowieka nowoczesnego i reżyserującego własne życie, wydaje się czymś eterycznym i nie mającym potwierdzenia w korowodzie galopującej ku przepaści jednostkowej historii „tracącej ulotny cień tajemnicy.” Pośród natarczywości niewiadomych i wahania nastrojów, pocieszają mnie słowa Simone Weil: „W czasach, kiedy wszystko ulega zatracie, wszystko również jest do odzyskania.”

poniedziałek, 7 listopada 2022

 

Życie wielu ludzi gubi się w rozproszeniu. Są zajęci tak wieloma sprawami, iż nie dostrzegają pulsujących wokół siebie źródeł. Człowiek osadzony w gąszczu codziennych spraw, równie mocno potrzebuje duchowości, co nasycającego głód ciała chleba. Kiedy wchodzisz do księgarni i robisz szybki rekonesans wystawionych na półkach publikacji, to pierwsza błyskawiczna myśl jest taka: ktoś chce opowiedzieć mi o życiu i dać na nie receptę. Psychologiczne przewodniki mnożą się w nieskończoność, stając się nużącym bajdurzeniem o sukcesie który zdaje się udziałem nielicznych jednostek, gotowych na mocowanie się z brutalną rzeczywistością w konwulsyjnym wyścigu po laur zwycięstwa. Już nas nie męczą nachalni akwizytorzy, lecz etatowi kołczerzy z groteskowym uśmiechem na twarzy i szablonową motywacją, mającą na celu obudzić w nas gigantów własnego życia. Człowiek boi się dzielić swoim lękiem, a jeśli to czyni przybiera to formę ekshibicjonizmu w stylu talk show. „Gdybym był ogniem spaliłbym świat”- wzdychał za inną, zrodzoną z pożogi rzeczywistością Campanella. Utopia wiecznie niezaspokojonych i nieustannie stymulowanych ku pochwyceniu szczęścia marionetkowych ludzi. Staliśmy się społecznością obarczoną nieustanną autokorektą- ciągłym dopasowywaniem się do panujących trendów w życiu prywatnym i zawodowym. Stosując tu klucz orwellowski, ktoś chce nam szeptać do ucha i sterować naszym życiem, aby być dopasowanym- niczym puzzel do uprzednio wyrysowanej układanki. Mistrzowie podejrzeń i manipulacji ! Człowiek rozbija się o ciągłe wymagania którym ostatecznie nie potrafi sprostać. Przestaje myśleć samodzielnie i czuje się zagubionym. Ludzie silą się na oryginalność, a wystarczy być sobą i emanować pięknem swego wnętrza. Wielu idzie przez życie jak buldożer. Wszystko taranując po drodze, bez sentymentów i pobłażliwości dla tej słabszej- raczej wrażliwszej strony świata. Tak naprawdę to człowiek jest sam w swojej absolutnej wolności; ceremonialnym pochodzie ku sławie. „Największe niebezpieczeństwo, które grozi człowiekowi, kryje się w nim samym. Wczoraj była nim ignorancja, dzisiaj jest to zakłamanie.” Osiąganie ciągłych rekordów w życiu intelektualnym, zawodowym i rodzinnym. Obsesja bycia jak najsprawniejszym i doskonalszym od innych. „Żal z powodu porażki jest oznaką pospolitości”- pisał Nietzsche. Wydaje się, iż idea nadczłowieka tak silnie jest obecna w naszej zagmatwanej i próżnej rzeczywistości. Porażka to przywilej słabych i prostodusznych nienadążających za naglącymi potrzebami chwili. Spektakl próżności i nicości, bagatelizujący i wykpiwający wartości najcenniejsze i nieprzedawnione. Chrześcijaństwo jako jedyne próbuje się przeciwstawić temu stanowi rzeczy. Głosi wolność na antypodach świata i uczy mądrości w której słabość, może być drogą do osiągnięcia spokoju wewnętrznego i równowagi. Trzeba przeciwstawić świat korporacji, katedrze ducha, gdzie Chrystus czeka na przyjęcie ze strony człowieka. „Moje ręce są dłońmi nieszczęśnika, a stopy stopami Chrystusa- słyszę w hymnie św. Symeona Nowego Teologa- Ja, niegodny, jestem ręką i nogą Chrystusa. Poruszam ręką i moja ręka jest cała Chrystusem, albowiem boskość Boga nierozdzielnie złączyła się ze mną.”

niedziela, 6 listopada 2022

 

Będzie bowiem wówczas wielki ucisk, jakiego nie było od początku świata aż dotąd i nigdy nie będzie. Gdyby ów czas nie został skrócony, nikt by nie ocalał. Lecz z powodu wybranych ów czas zostanie skrócony… Zaraz też po ucisku owych dni słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku; gwiazdy zaczną padać z nieba i moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wówczas ukaże się na niebie znak Syna Człowieczego, i wtedy będą narzekać wszystkie narody ziemi; i ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego na obłokach niebieskich z wielką mocą i chwałą. Pośle On swoich aniołów z trąbą o głosie potężnym, i zgromadzą Jego wybranych z czterech stron świata, od jednego krańca nieba aż do drugiego (Mt 24,15-35).

Dzisiejszą perykopę Ewangelii przenika apokaliptyczne drżenie i nie pozostaje to bez wpływu na czytelnika tego tekstu. Przejmujący w swojej plastycznej konstrukcji opis, nie tyle jeży włosy na ciele, co potęguje odczucie lęku przed mającą nastąpić katastrofą. Biologiczna harmonia świata zostanie zachwiana, a nieskończoność dokona inwazji na materię, odsłaniając tym samym zarys nowej ziemi i nowego nieba. Czas pod naporem wieczności skurczy się, a człowiek przecierając tarczę zegara spostrzeże się, iż nastała chwila nawiedzenia i pochwycenia. Uwspółcześniając trochę dramaturgię, padnie Internet i nastanie chaos. Duchowa i intelektualna śmierć dotknie szczególnie ludzi młodych- tak silnie zamkniętych w granicach tego świata. Cywilizacja legnie w gruzach, nie pod wpływem wybuchu atomowego, lecz zstępującego ognia miłości ! Jeżeli w przekonaniu Blocha historia jest ruchem, ewolucją, tętniącym życiem społeczeństw w czasie, to władza nad tym wszystkimi uwarunkowaniami zostanie zwrócona Bogu. „Historia nie może trwać przez czas nieokreślony, ani zatrzymać się dowolnie… Wcześniej czy później sztuka, myśl, świadomość moralna czy element społeczny zatrzymują się we własnych granicach i wówczas stają przez nieubłaganym wyborem: czy ustalić się w błędnej i zarazem występnej nieskończoności swej własnej immanencji, upoić się swoją czczością , lub wyjść ponad swe własne duszące jej ograniczenie- i być odbiciem tego, co transcendentne”(P. Evdokimov). Świat się musi zestarzeć, aby dostąpić przemienienia i zbawienia. Gobelin paradoksów: nastanie ciemność i rozbłyśnie światło. Zabrzmi dźwięk Paruzji z wydymanych przez usta posłańców trąb. „W końcu historii ucieleśni się moc zła, kościół diabła… Fałsz stworzenia, mniemającego o sobie, że jest bóstwem, będzie zniszczony, a wywyższone będzie stworzenie, zgodnie z planem Bóstwa, tzn. kosmos”(M. Bierdiajew). Czy będę godnym nieskończoności ? Tak postawione pytanie wzbudza postawę zawierzenia lecz nie lęku; wiary w ostateczną moc miłosierdzia. „Chrześcijanin żyje bowiem w dwóch światach- pisał Casel- Według ciała i swojej historycznej egzystencji żyje on w obecnym eonie, w doczesności naznaczonej jeszcze ciężarem grzechu i wzdychającej do zbawienia. Według Ducha jednak, tzn. według nadprzyrodzonej egzystencji, żyje już w królestwie Chrystusa, w przyszłym świecie pod panowaniem Bożym.” Eschatologia jest nasycona chrystologią. Przesłanie Ewangelii wtajemnicza nas w najwyższą rzeczywistość życia które zaczyna się przy drzewie poznania, a kończy przy „lśniącym krzyżu poprzedzającym przyjście Króla”(Cyryl Jerozolimski). Dzieło Boga odnajduje swoje zwieńczenie w spektakularnym akordzie końca i zarazem początku. W tym naglącym oczekiwaniu Pana pozostaje chrześcijanom nieprzedawnione pouczenie Mistrza Eckharta: „Niech nam wszystkim Bóg dopomoże iść za Nim, tak by On nas doprowadził do siebie, tam gdzie Go poznamy naprawdę.”

piątek, 4 listopada 2022

 

Vidi civitatem sanctam Jerusalem novam descendentem de coelo a domino (Ap 21,2). W przypadkowo wertowanej książce natrafiłem na intrygujące umysł pytanie: „Czy przyszłość jest schwytana w początkach ?” Często słowa pod naporem intensywności myślenia pękają, niczym orzech w spotkaniu z twardym podłożem ziemi. Jakże potrzebna jest umiejętność przenikliwego widzenia i rozumowania na marginesie mimowolnych i utartych już przesłanek. Rozłupanie na dwie części jakże często objawia ukrytą na dnie prawdę o miejscu naszego przebudzenia i przeznaczenia. Tęsknota za którą budzi się świt i zmierzch- zaistnienie i zaśnięcie- ostateczne Zmartwychwstanie ! Myślę, że w człowieku każdej następującej po sobie epoki, istniała tęsknota za światem idealnym: wyjściowym, rozpatrywanym w kategoriach czegoś doskonałego i niczym niezmąconego. „Naszą prawdziwą podróżą jest wnętrze”(T. Merton). Nosimy głęboko na dnie serca tęsknotę za Rajem, jakkolwiek byśmy go nie nazywali; nawet jeśli okaże się płochym snem w którym mogliśmy się na chwilę rozsmakować. „Prawdziwą krainą jest czas”- twierdził Yves Bonnefoy. Czas w którego ramach odnajdujemy schronienie i którego granice przekraczamy wypatrując czegoś absolutnie nowego i zaskakującego. „Oczyma duszy widzę raj”- wzdychał święty Efrem. Szukamy swego miejsca na ziemi, gdzie na policzkach będziemy czuć ciepło słońca, głębię nieba, szum ukrytych źródeł i taniec gór z których prorocy nasłuchiwali melodii wieczności. „Samopoznanie jest narodzinami we własnym świetle, we własnym słońcu. Człowiek, który zna siebie, jest człowiekiem, który żyje”(M.M. Davy). Jeżeli życie jest ścieżką to w moim przekonaniu prowadzi do „krainy początku,” rzeczywistości przebóstwionej w której kiełkują zarodki Edenu i oślepia oczy blask Niebieskiego Jeruzalem. „W czasie wieczności wszystko jest żywe- pisał Schmemann- Granica i pełnia: cały czas, całe życie jest w każdej chwili.” Obok tego przeświadczenia, istnieje rozdzierający wnętrze problem. Jak interpretować wydarzenia złe i dramatyczne ? Straszliwy strach dziewczyny uczepionej parapetu i spadającej z dziesiątego piętra, aby zostać zmiażdżonym na chodniku? Krzyk zauważenia i rozpaczy, wyrażony w sposób krańcowy i kompletnie przed nami zakryty. Nawet tak bolesne doświadczenie zostaje odkupione przez Chrystusa. Odkupiony czas i otchłań ludzkiego serca. Wszystko przeniknięte blaskiem nowego dnia.

 

środa, 2 listopada 2022

 

Bracia: Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc, i w śmierci należymy do Pana (Rz 14,7). Wczoraj pochyliłem się nad zagadnieniem świętości i nakreśliłem jej chrześcijańskie perspektywy. „Istnieje tylko jeden smutek, nie być świętym” (L. Bloy). Pierwsze dni listopada w tradycji polskiej są naznaczone nutą melicznej refleksji nad życiem i śmiercią. Cmentarze stają się miejscami przebudzonymi i gwarnymi. Rozbłyskają światłem i ciepłem bliskich gromadzących się tłumnie przy grobach tych którzy zasnęli. Stają się przestrzenią pamięci i modlitwy; spotkania wierzących i tych dla których religia jest jedynie sentymentalną i utrzymaną w dobrym tonie otoczką wielowiekowo nawarstwionej kultury funeralnej. To, co łączy wszystkich- to pamięć o tych, którzy nie ulegli zapomnieniu i powracają w mglistych wspomnieniach. „Nikt nie może dotrzeć do świtu, nie przechodząc przez ścieżkę nocy”(K. Gibran). Dwa dni temu byłem na pogrzebie ojca moich przyjaciół. Dźwigałem wraz z nimi ich ból straty i umacniałem ich serca w poczuciu nadziei. Przekonywałem, że chrześcijanin jest ziarnem włożonym w ziemię, aby w sposobnym czasie zakwitnąć i być podniesionym dłonią Boga ku rzeczywistości zmartwychwstania. Natychmiastowa i paraliżująca ciało chwila odejścia, a później odrodzenie ! W tym samym czasie dotarła do mnie wiadomość o moim siostrzeńcu który zasłabł i znalazł się w szpitalu, gdzie zdiagnozowano u niego niewydolność jednej strony serca. Rozpoczął się wyścig z czasem i dramatyczna walka o życie. W jednym momencie tak wiele nakładających się spraw, stanowiących jakże wymowny i przejmujący obraz balansowania życia pośród rozpaczy śmierci; samotnego przekraczania niewiadomych dróg. To ciężka i po ludzku niezrozumiała katecheza życia. „Jedynie śmierć oświetla życie. A człowiek nie rozpoznaje swych korzeni aż do chwili, kiedy zostaną wyrwane”- pisał G. Thibon. Rzeczywistość w której jest nam dane egzystować, przenika poczucie brzemiennej bezradności która ujście znajduje w oceanie spokoju i zawierzenia Bogu. Te dni są ważne i zapewne mogą się przebić do świadomości ogłupiałego od pośpiechu, konsumpcjonizmu i cielesności społeczeństwa. Nauczyć się żyć i umierać. Dbać o królestwo wnętrza ! Kochać życie bez perwersyjnego przeżywania istnienia, bez zapatrzenia w siebie i próby oszukiwania czasu. Iść przed siebie z oczami szeroko otwartymi, nasyconymi światłem i miłością. Iść przed siebie, aby druzgoczącą samotność istnienia wypełnić pragnieniem komunii ze światem który znajduje się za horyzontem naszego niedowierzania lub rozpaczy.

wtorek, 1 listopada 2022

 

Jakże trudno jest scharakteryzować oblicza świętości. Sacrum- sanctus – świętość jest tą rzeczywistością która jednych zawstydza, onieśmiela, a jeszcze innych wprawia w zakłopotanie lub bulwersuje. „Twoje światło, o Chryste, lśni na twarzach Twoich świętych.” Świętość jest maksymalnym człowieczeństwem; transparencją i cudowną opowieścią heroicznych ludzi którzy zakochali się w Bogu do szaleństwa, „oddzieleni od świata całunami śmierci Chrystusa”- pisała Raissa Maritain.  Lustra w których Jego blask, miłość i piękno odbija się w całym bogactwie treści. Święci są wielkim i mieniącym się złotem „ikonostasem świątyni”- obwieszczającym obecność Chrystusa Przyjaciela i Zbawiciela człowieka. Miał rację Rudolf Otto, pisał jakby intuicyjnie (badając wyżyny duchowości) o mistykach których „nieśmiałość staje się oddaniem”- intymnością spotkania, powiewem Ducha w receptywnej, przeistoczonej Ogniem duszy. W starożytnym chrześcijaństwie każda wspólnota była „Kościołem świętych,” komunią przyjaciół Oblubieńca który otworzył ranę swego boku i rozlał obficie miłość. Agape społeczności przechadzającej się w radości paschalnej i obwieszczającej światu, że Pan żyje ! Świętość splatała się z prozą życia, przenikała tkankę rodzin, poszczególnych osób i emanując siłą dobra przemieniała życie tych, których oczy zagarnął blask przemieniającej światłości. „Miłość jest bezgraniczna”- jak powtarzał Mnich Kościoła Wschodniego. Ta bezgraniczność przyciągała rzesze kobiet i mężczyzn do radykalizmu ewangelicznego; wzlotu ponad przeciętność, świadectwa proklamowanego na dachach świata: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus.” Liturgia bizantyjska nazywa „Apostołami Apostołów” kobiety niosące wonności do grobu, pierwsze które spotkały Zmartwychwstałego i obwieściły o tym światu. „Cała teologia żywi się epoką sięgającą od apostołów aż po średniowiecze- pisał H.U. Balthasar- epoką w której wielcy teologowie byli świętymi. Tutaj życie i nauka, ortopraksja i ortodoksja interpretowały się wzajemnie, zapładniały się i rodziły jedna drugą. W nowszych czasach teologia i świętość rozwijały się różnymi torami, z wielką szkodą dla obydwóch.” Tylko męczeństwo- starożytne i współczesne- stało się pierwszą formą świętości nasyconego dynamizmem rezurekcyjnym Kościoła. Pierwsi chrześcijanie zignorowali śmierć, śmiali się jej w oczy. Obłaskawiali swoich prześladowców szaleństwem radości, oddania i przebaczającej miłości. Atleci ducha wymieniający między sobą pocałunek pokoju, aby w objęcia śmierci wejść pojednanymi z Tym, który umiłował ich do końca. Jakże potężne i wzruszające jest świadectwo młodej chrześcijanki Felicyty, która będąc wstanie błogosławionym nie bała się oddać swego życia. Miała być rzucona z rzeszą innych wyznawców na pożarcie dzikich zwierząt. Jakże głębokie są jej słowa świadectwa: „Teraz ja cierpię sama, ale tam będzie we mnie cierpiał ktoś Inny, gdyż ja będę cierpiała za Niego.” Męczennicy stali się ziarnami Kościoła rzuconymi w nieurodzajną glebę świata. Stali się „gronami winnicy Bożej, których winem pijany jest Kościół”(Rabula z Edessy).  W świętych Kościół staje się sakramentalnym wydarzeniem przejścia Boga- Jego obdarowania, charyzmatycznej dyspozycyjności, uzdrawiającej mocy, podniesienia z brudu grzechu. W zlaicyzowanym świecie świętość staje się tematem złośliwych kpin, uśmiechów, wątpliwości i niedowierzania. Patrzymy na świętość szablonowo- a na świętych jako wykadrowanych z ikon- legendarnych herosów, których niesie legenda mitycznej zgoła nadprzyrodzoności. Musimy zdjąć ten kostium pieszczotliwej wyobraźni.  Ponieważ oni byli nami, tak jak my możemy stać się nimi. Ludzie z krwi i kości- pełni słabości i upadków, które pokonywali niczym milowe kamienie w pocie czoła i łez. To ci, którzy ze swoimi brakami i karkołomnymi słowami, weszli w świat Boga i opowiadali o nim tak fascynująco- że życie innych zaczęło mienić się promieniami słońca. „To bardzo ważne, żeby istnieli ludzie, dzieła i miejsca, które pytają o tajemnicę egzystencji, o tajemnicę Boga”(O. Clement). Święci są obok nas, kiedy pokonujemy codzienną drogę do pracy. „Człowiek w innych ludziach”(B. Pasternak). Święci są wśród nas- matki i ojcowie, mnisi, duchowni, młodzi i starzy- pełni mistycznych doznań o twarzach świetlistych i sercach bijących delikatnością. Przed ich spojrzeniem nie można się schronić. Burzyciele sumień wyhartowani w ogniu cierpliwości i pokory. Cudowni ludzie, biegnący ile tchu pod prąd świata, których „życie wewnętrzne stanowi najgłębsze i najczystsze źródło szczęścia”(Edyta Stein). Potrzeba nam dzisiaj takich świadków, których życie będzie roztaczało aurę wieczności. Ludzie modlitwy dźwigający na swoich barakach świat i czyniący z niego wspaniałą katedrę ducha-  proklamujący Dzień Pański.  Uczymy się od nich nieporadnie życia godnego nieba.