środa, 9 listopada 2022

 

Europa stała się terenem mniej lub bardziej wyniszczających wojen i zapomnienia o Bogu. „Jestem przekonany, że jesteśmy obecnie na krawędzi zagłady naszej cywilizacji”- profetycznie przekonywał przed laty Andriej Tarkovski. Tyglem wewnętrznych rewolucji- niezadowolenia i rozproszonych buntów mas przeciwko władzom różnej maści. „Wystarczy nam ten jeden (świat) a już się nim dławimy”- pisał w Solaris Lem.  Takie przewroty nasilają się w momencie kiedy człowiek odczuwa lęk przed niepewnością jutra i na dodatek wyczuwa, że jest programowo i z premedytacją okłamywany. Jakże często katastrofy społeczne są wypadkową wad i błędów władzy, a niekiedy szaleństwa jednego człowieka pretendującego ślepo i naiwnie do demonstrowania gwałtu nad światem. „Cywilizacja nie upada jak budynek, wydaje się o wiele dokładniej, że stopniowo opróżnia się ze swojej substancji, aż pozostanie tylko kora”(G. Bernanos). Historia to konglomerat racjonalnie przewidywalnego nieuporządkowania i gwałtownego zrywu niszczącej wszystko głupoty. To drugie zjawisko jest o wiele bardziej niebezpieczne i zaskakujące. Promieniowanie zła jest wielowektorowe i budzi nie od dzisiaj niepokój. Ktoś wrośnięty w ziemię, przeżywa obawę przed natychmiastową koniecznością przesadzenia; wyrwania z korzeniami i wpadnięciem w egzystencjalny niebyt. Posiadający materialne dobra, może w jednym momencie stać się wykolejonym włóczęgą z mglistym wspomnieniem luksusowego domu i dobrze prosperującej koroporacji. Obecna historia Ukrainy otrzeźwia nasze poczucie realizmu. Jesteśmy przygodni ! W tym wyziewie niemocy uczynienia czegokolwiek, rodzi się pokusa wyparcia i wycofania, choć zagrożenie przemocą jest aż nazbyt realne i względnie przewidywalne. Jeszcze kilkanaście lat temu ludzie wskrzeszali w sobie odwagę poznawania świata, zamykania wczorajszego życia i udawania się w zapierającą dech w piersiach podróż w nieznane. Nasz dzisiejszy świat się skurczył i na każdym jego skrawku istnieje zlepek problemów, które mogą okazać się paraliżujące i z dozą okrutnego realizmu, odmitologizują nasze wyobrażenia szczęśliwego i w miarę bezpiecznego miejsca na ziemi (pandemia, katastrofy…) Wszędzie podskórnie wrze i nie wiadomo kiedy i jaki zasięg będzie miała gwałtowna erupcja. „Czujecie, że trzeba mieć dużą odporność, aby nie akceptować rzeczy dnia, uwielbiać Baala, to znaczy nie brać iluzji za realność”- przekonuje Dostojewski. Uciekamy, choć tak naprawdę nie mamy się gdzie schronić- to trzeźwa i druzgocąca diagnoza tego stanu rzeczy. Homo viator stał się osaczoną  sierotą bez domu, obyczajów, moralności i duchowych wartości. „Żyjemy w epoce zamętu i pragnienia, w których zalety komunikacji są większe niż tajemnica”(F. Schunon). Człowiek w pokusie wolności i chronicznej agitacji, stał się niczyim i odseparowanym od innych. Tym, co mnie niepokoi wewnętrznie to „jałowa pustynia” na której rozbiegnięci w różnych kierunkach ślepcy szukają studni, aby zwilżyć spękane gardła i wydrzeć przeszłości kolejną sekundę życia. Jeśli rzeczywistość nie zostanie przemieniona, ulga powolnej agonii. Nasze upojenie racjonalizmem tak bardzo triumfuje, iż nie potrafimy zauważyć, że jesteśmy na krawędzi- w sytuacji delikatnie mówiąc niekomfortowej. „Z krzywego sękatego drzewa człowieczeństwa nikt nie wyciosał prostej i równej rzeczy”(I. Kant). Dziś posuwamy się wstecz, kurczowo trzymając się strzępów materialnych zabezpieczeń i płochych zapewnień medialnych tub. Nie wyleczyliśmy się i nie wyzwoliliśmy z paraliżujących wolność, struktur „grzechu pierworodnego.” Mit człowieka nowoczesnego i reżyserującego własne życie, wydaje się czymś eterycznym i nie mającym potwierdzenia w korowodzie galopującej ku przepaści jednostkowej historii „tracącej ulotny cień tajemnicy.” Pośród natarczywości niewiadomych i wahania nastrojów, pocieszają mnie słowa Simone Weil: „W czasach, kiedy wszystko ulega zatracie, wszystko również jest do odzyskania.”