Europa stała się terenem
mniej lub bardziej wyniszczających wojen i zapomnienia o Bogu. „Jestem
przekonany, że jesteśmy obecnie na krawędzi zagłady naszej cywilizacji”-
profetycznie przekonywał przed laty Andriej Tarkovski. Tyglem wewnętrznych
rewolucji- niezadowolenia i rozproszonych buntów mas przeciwko władzom różnej
maści. „Wystarczy nam ten jeden (świat) a już się nim dławimy”- pisał w Solaris Lem. Takie przewroty nasilają się w momencie kiedy
człowiek odczuwa lęk przed niepewnością jutra i na dodatek wyczuwa, że jest
programowo i z premedytacją okłamywany. Jakże często katastrofy społeczne są
wypadkową wad i błędów władzy, a niekiedy szaleństwa jednego człowieka
pretendującego ślepo i naiwnie do demonstrowania gwałtu nad światem. „Cywilizacja
nie upada jak budynek, wydaje się o wiele dokładniej, że stopniowo opróżnia się
ze swojej substancji, aż pozostanie tylko kora”(G. Bernanos). Historia to
konglomerat racjonalnie przewidywalnego nieuporządkowania i gwałtownego zrywu
niszczącej wszystko głupoty. To drugie zjawisko jest o wiele bardziej
niebezpieczne i zaskakujące. Promieniowanie zła jest wielowektorowe i budzi nie
od dzisiaj niepokój. Ktoś wrośnięty w ziemię, przeżywa obawę przed
natychmiastową koniecznością przesadzenia; wyrwania z korzeniami i wpadnięciem
w egzystencjalny niebyt. Posiadający materialne dobra, może w jednym momencie
stać się wykolejonym włóczęgą z mglistym wspomnieniem luksusowego domu i dobrze
prosperującej koroporacji. Obecna historia Ukrainy otrzeźwia nasze poczucie
realizmu. Jesteśmy przygodni ! W tym wyziewie niemocy uczynienia czegokolwiek,
rodzi się pokusa wyparcia i wycofania, choć zagrożenie przemocą jest aż nazbyt
realne i względnie przewidywalne. Jeszcze kilkanaście lat temu ludzie
wskrzeszali w sobie odwagę poznawania świata, zamykania wczorajszego życia i
udawania się w zapierającą dech w piersiach podróż w nieznane. Nasz dzisiejszy
świat się skurczył i na każdym jego skrawku istnieje zlepek problemów, które
mogą okazać się paraliżujące i z dozą okrutnego realizmu, odmitologizują nasze
wyobrażenia szczęśliwego i w miarę bezpiecznego miejsca na ziemi (pandemia, katastrofy…)
Wszędzie podskórnie wrze i nie wiadomo kiedy i jaki zasięg będzie miała gwałtowna
erupcja. „Czujecie, że trzeba mieć dużą odporność, aby nie akceptować rzeczy
dnia, uwielbiać Baala, to znaczy nie brać iluzji za realność”- przekonuje
Dostojewski. Uciekamy, choć tak naprawdę nie mamy się gdzie schronić- to trzeźwa
i druzgocąca diagnoza tego stanu rzeczy. Homo
viator stał się osaczoną sierotą bez
domu, obyczajów, moralności i duchowych wartości. „Żyjemy w epoce zamętu i
pragnienia, w których zalety komunikacji są większe niż tajemnica”(F. Schunon).
Człowiek w pokusie wolności i chronicznej agitacji, stał się niczyim i
odseparowanym od innych. Tym, co mnie niepokoi wewnętrznie to „jałowa pustynia”
na której rozbiegnięci w różnych kierunkach ślepcy szukają studni, aby zwilżyć
spękane gardła i wydrzeć przeszłości kolejną sekundę życia. Jeśli rzeczywistość
nie zostanie przemieniona, ulga powolnej agonii. Nasze upojenie racjonalizmem
tak bardzo triumfuje, iż nie potrafimy zauważyć, że jesteśmy na krawędzi- w
sytuacji delikatnie mówiąc niekomfortowej. „Z krzywego sękatego drzewa
człowieczeństwa nikt nie wyciosał prostej i równej rzeczy”(I. Kant). Dziś
posuwamy się wstecz, kurczowo trzymając się strzępów materialnych zabezpieczeń
i płochych zapewnień medialnych tub. Nie wyleczyliśmy się i nie wyzwoliliśmy z paraliżujących wolność, struktur „grzechu pierworodnego.” Mit człowieka
nowoczesnego i reżyserującego własne życie, wydaje się czymś eterycznym i nie
mającym potwierdzenia w korowodzie galopującej ku przepaści jednostkowej
historii „tracącej ulotny cień tajemnicy.” Pośród natarczywości niewiadomych i wahania
nastrojów, pocieszają mnie słowa Simone Weil: „W czasach, kiedy wszystko ulega
zatracie, wszystko również jest do odzyskania.”