środa, 2 listopada 2022

 

Bracia: Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc, i w śmierci należymy do Pana (Rz 14,7). Wczoraj pochyliłem się nad zagadnieniem świętości i nakreśliłem jej chrześcijańskie perspektywy. „Istnieje tylko jeden smutek, nie być świętym” (L. Bloy). Pierwsze dni listopada w tradycji polskiej są naznaczone nutą melicznej refleksji nad życiem i śmiercią. Cmentarze stają się miejscami przebudzonymi i gwarnymi. Rozbłyskają światłem i ciepłem bliskich gromadzących się tłumnie przy grobach tych którzy zasnęli. Stają się przestrzenią pamięci i modlitwy; spotkania wierzących i tych dla których religia jest jedynie sentymentalną i utrzymaną w dobrym tonie otoczką wielowiekowo nawarstwionej kultury funeralnej. To, co łączy wszystkich- to pamięć o tych, którzy nie ulegli zapomnieniu i powracają w mglistych wspomnieniach. „Nikt nie może dotrzeć do świtu, nie przechodząc przez ścieżkę nocy”(K. Gibran). Dwa dni temu byłem na pogrzebie ojca moich przyjaciół. Dźwigałem wraz z nimi ich ból straty i umacniałem ich serca w poczuciu nadziei. Przekonywałem, że chrześcijanin jest ziarnem włożonym w ziemię, aby w sposobnym czasie zakwitnąć i być podniesionym dłonią Boga ku rzeczywistości zmartwychwstania. Natychmiastowa i paraliżująca ciało chwila odejścia, a później odrodzenie ! W tym samym czasie dotarła do mnie wiadomość o moim siostrzeńcu który zasłabł i znalazł się w szpitalu, gdzie zdiagnozowano u niego niewydolność jednej strony serca. Rozpoczął się wyścig z czasem i dramatyczna walka o życie. W jednym momencie tak wiele nakładających się spraw, stanowiących jakże wymowny i przejmujący obraz balansowania życia pośród rozpaczy śmierci; samotnego przekraczania niewiadomych dróg. To ciężka i po ludzku niezrozumiała katecheza życia. „Jedynie śmierć oświetla życie. A człowiek nie rozpoznaje swych korzeni aż do chwili, kiedy zostaną wyrwane”- pisał G. Thibon. Rzeczywistość w której jest nam dane egzystować, przenika poczucie brzemiennej bezradności która ujście znajduje w oceanie spokoju i zawierzenia Bogu. Te dni są ważne i zapewne mogą się przebić do świadomości ogłupiałego od pośpiechu, konsumpcjonizmu i cielesności społeczeństwa. Nauczyć się żyć i umierać. Dbać o królestwo wnętrza ! Kochać życie bez perwersyjnego przeżywania istnienia, bez zapatrzenia w siebie i próby oszukiwania czasu. Iść przed siebie z oczami szeroko otwartymi, nasyconymi światłem i miłością. Iść przed siebie, aby druzgoczącą samotność istnienia wypełnić pragnieniem komunii ze światem który znajduje się za horyzontem naszego niedowierzania lub rozpaczy.