czwartek, 31 stycznia 2019


Ps 24  

Oto pokolenie tych, którzy Go szukają,
którzy szukają oblicza Boga Jakuba.

Poszukiwanie Oblicza Boga zdaje się najmocniej intrygować w zmienności czasu i przestrzeni sztukę. „Widzieć Chrystusa to znaczy widzieć Boga i całą ludzkość”-  napisał te słowa H. Nouwen pod wpływem zdumienia jakie w nim wywołał wizerunek Chrystusa Zbawiciela ze Zwieniogrodu- pędzla Rublova. Piśmiennictwo starożytne próbujące zrekonstruować w pamięci wizerunek Chrystusa stało się zapewne intrygującym źródłem dla najwcześniejszej ikonografii. Tak samo pierwsze ikony- szczególnie te utrwalające wizerunek „nie ręką ludzką uczyniony” były kluczowe dla odkrywania twarzy Chrystusa. Elepios Rzymianin w lapidarnym tekście nakreślił nam urokliwy obraz Jezusa. „Był słusznego wzrostu, miał zrastające się brwi, piękne oczy, długi nos, kręcone włosy, zdrową cerę i czarną brodę; twarz jego miała odcień zboża- podobnie jak twarz Jego Matki; o dużych dłoniach, melodyjnym słodkim głosie, niezmiernie łagodny, pobłażliwy, cierpliwy i pełen przymiotów właściwych dla Jego doskonałości...” Piękno Bogaczłowieka wypełniało sztukę po brzegi, poruszało wnikliwie wyobraźnię twórców. Gdybyśmy z dzisiejszej ikonografii wyłączyli repertuar chrześcijańskich przedstawień pozostałyby jedynie do badania dwudziestowieczna artystyczna eksplozja wszelakich „izmów.” Mają rację zatroskani o stan dzisiejszej kultury liczni estetycy: „Dzieła sztuki wykraczają poza materię, w której zostaje coś utrwalone; że malarstwo to nie tlenek chromu i sienna terra; że architektura to coś więcej niż kamień i beton...” (A. Moles). W chrześcijaństwie sztuka oczyszczona modlitwą epiklezy, jest nieustannie epifaniczna w swojej funkcji. Pomimo asymetrii ideowych snuje ciągle opowieść o Pięknie Wcielonym. „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca”- człowieczeństwo zostaje utwierdzone w swojej funkcji ikonograficznej, jako widzialny obraz tego, co niewidzialne. Sztuka może podprowadzać nas pod kontemplację Boga, wprowadzać w przestrzeń osobistego dialogu, wzmacniać poczucie relacji i odtwarzać pragnienie oglądu idealnego świata, który zawiera się ostatecznie w Nim. Uspieński pisał, że „obraz Boga tkwi w każdym człowieku, jest nie do zatarcia, a chrzest odnawia go i oczyszcza. Lecz podobieństwo do Boga może się zwiększać lub zmniejszać. Jako istota wolna człowiek może określić się w Bogu lub przeciwko Bogu; jeżeli chce może stać się „synem zatracenia”. Wówczas zaciemni się w nim obraz Boga, a on sam swoją naturą będzie realizował nędzną odmienność, „karykaturę” Boga. Człowiek jest powołany do poznania, do wewnętrznego pochwycenia przez żywą obecność Chrystusa. „Chrześcijaństwo jest religią obliczy- pisał O.Clement. Być chrześcijaninem to odkrywać, także w sercu nieobecności i śmierci, Oblicze zawsze otwarte, jak brama światłości, to znaczy Chrystusa i wokół Niego, przeniknięte przez Jego światłość, Jego czułość, oblicza rozgrzeszonych grzeszników które nie są już sądzone, ale przygarnięte. To Ewangelia zwiastuje nam tę radość”. Intrygujące słowa Chrystusa ciągle poruszają wewnętrznie tych, którzy noszą w sobie pragnienie zobaczenia Oblicza: „Tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś ?”

wtorek, 29 stycznia 2019


Bóg jest przyczyną wszystkiego, co piękne

Myślę, że sztuka jest swoistym językiem za pomocą którego przekłada się piękno. Sztuka nie tylko wymaga uważnej percepcji, ale również „czytania ze zrozumieniem”- podążania wzrokiem ku przestrzeniom nie zawsze nam znanym i oczywistym w odbiorze. Filozofowie zajmujący się estetyką często porównywali sztukę z językiem. Tam gdzie historycy sztuki  postrzegali dzieła tylko i wyłącznie jako pewną wypadkową ewolucję stylistyki, dziejowych przeobrażeń, czy procesy mniej lub bardziej udanych filiacji lub przenikania w określonych kontekstach; filozofowie postrzegali głębiej na sposób egzystencjalny, a nade wszystko fenomenologiczno- symboliczny. Mitchell twierdził, że obrazy są bytami i nawiązują z nami – odbiorcami zażyłe relacje. „Komunikują się”- a my je czytamy wzrokiem. Barwy na płótnie, desce, ścianie trzeba zestawiać tak jak dopasowuje się do siebie słowa- tworzywa, aby zabrzmiały i poruszyły wewnętrznie; prowokując niekiedy do głębszego namysłu. H. Bergson pisał, że „poetą jest ten, u kogo uczucia rozwijają się w obrazy, a te obrazy- posłuszne rytmowi słowa, mają je tłumaczyć. Widząc te obrazy przesuwające się przed naszymi oczami, doznajemy z kolei uczucia, które stanowi ich odpowiednik emocjonalny.” W dziełach plastyki również dokonuje się taki proces wewnętrznego przeobrażenia, dyskursu i interioryzacji wartości. Patrzę i pogrążam się w wizji; może to być przeżycie afirmatywne, przeobrażające, modelujące. Sztuka wiele razy pełni rolę języka tkającego barwne narracje w celu uzyskania określonego efektu. „Malowidła skalne są poprzednikami piktogramów; witraże czy tympanony katedr opowiadają historię świętą wiernym, którzy umieją patrzeć, ale jeszcze nie nauczyli się czytać; a muzyka czy nie opowiada o emocjach, którzy potrafią je przeżywać, a nie potrafią jednak o nich mówić”- pytał M. Dufrenne. W gruncie rzeczy istnieje jakaś „lingwistyka sztuki.” Otwieramy obrazy i czytamy je, szukając wytchnienia w rozkołysanym i rozedrganym do granic możliwości świecie. Człowiek pozbawiony przeżywania estetycznych uniesień staje się jedynie produktem bezmyślnej masowej kultury, która go niesie niczym fala; narzucając najczęściej tylko to, co jest mierne, płytkie i szybkie do skonsumowania. Kilkanaście dni temu byłem uczestnikiem kilku artystycznych imprez. Coraz częściej powracam z wernisaży rozczarowany lub jakoś estetycznie rozedrgany. Oglądam współczesne malarstwo i mam wrażenie że już je wcześniej widziałem. Nie przeżywam sztuki należycie i poważnie, tak jak być powinno. Zbyt wiele zapożyczeń i dosłownych cytatów. Można wrzucić do jednego pudła Strzemińskiego, Malewicza, Mondriana- wymieszać, uprościć i uzupełnić kolorystyką Rothki, przyłożyć literalny stempel- wypuszczając jako własne indywidualne dekorum artystycznej osobowości. To jeszcze zbyt mało, aby czytanie i przyswajanie sztuki było ponętne, ciekawe i w jakiś sposób filozoficznie głębokie. Takie malarstwo nie budzi mnie w istnieniu. Nie stawia naprzeciw Piękna- które powinno zadrgać posadami mojej duszy. Czy ta redukcja nie jest próbą usprawiedliwienia własnej niemożności stworzenia czegoś naprawdę własnego ? Być może jest to symptom naszych czasów. Wymijające się na autostradzie kultury awangardy jednego sezonu. Hokusai uważał, „że należałoby żyć sto trzydzieści lat, by móc narysować jedną gałąź.” Kiedy histeryczna i pośpiesznie podawana do konsumpcji sztuka trafia na ulicę i salony nowoczesnych przestrzeni, to ja uciekam do sztuki dawnej. Artysta niegdyś przez swoje dzieła stawiał fundamentalne pytania. Dzieła wyrażały nostalgię za wiecznością, wiarą, miłością, uskrzydlonym człowieczeństwem. Dawni mistrzowie- pomimo dzisiejszych głosów o charakterze utylizującym i dekonstrukcyjnym- zawsze są wielcy, a ich wytwory to ciągle „bestsellery.” Tak, jestem konserwatywnym degustatorem sztuki, w której centrum pulsuje piękno. Wyeliminowanie piękna jest atrofią sztuki ! Pewnie dlatego na wizualną kulturę wolę spoglądać oczami filozofa- teologa, a tylko okazjonalnie historyka sztuki. Człowiek w rozmaitych odruchach własnej natury nosi w sobie pragnienie odkrywania piękna, ponieważ jak mówili chrześcijańscy myśliciele z pierwszych wieków, nosi w sobie „ukryty poetycki logos.” Człowiek zostaje wezwany i uzdolniony do odczytywania piękna w naturze i kulturze. „Piękno jest blaskiem prawdy”- mówił poczciwy Platon. Piękno nie może być przeciwstawione bytowi- unicestwione. Jeżeli w sztuce zabraknie piękna to duch ludzki będzie w niewoli brzydoty, bylejakości, niszczących zmysły iwentów antysztuki. „Piękno jest nie tylko celem sztuki, ale także celem życia- pisał M. Bierdiajew- Celem ostatecznym nie jest piękno jako wartość kultury, ale piękno jako byt, to znaczy przemienienie chaotycznej ułomności świata w piękno kosmosu... Piękno jest wielką tajemnicą !” Sztuka musi być profetyczna- pełna ognia, oświecona mądrością, tak aby Piękno mogło wyjść na spotkanie naszego ducha. Misterium fascinosum !  

poniedziałek, 28 stycznia 2019


W Średniowieczu człowiek przemierzał świat zaludniony symbolami, znakami, ukrytymi sensami... Przedzierając się przez gąszcz tych barwnych światów- wytworów duchowej i materialnej kultury, wszystkie ludzkie zmysły otwierały się na horyzont upragnionej i będącej obiektem marzeń wieczności. „Piękno barw syci wzrok, przyjemność melodii cieszy słuch, wonność zapachów- powonienie...” rozmyślał Hugon od św. Wiktora. W tej symfonii doznań chodziło zawsze o percepcję teologiczną subtelność poznania streszczającą się w intuicji Apostoła Pawła: „Teraz widzimy niejasno przez zwierciadło, lecz później twarzą w twarz.” Wszędzie próbowano dostrzec kontury Raju; przejść przez portal krainy szczęśliwości, poczuć i zobaczyć piękno „nowej ziemi”. Sztuki plastyczne poddały się tej wizji, chciały uobecnić tęsknotę, usłyszeć brzmienie głosu Boga podrywającego mistyków do profetyzmu i nakreślającego niczym najwspanialszy iluminator rzeczywistość pełną blasku. Ludzie średniowieczni uznają potęgę Boga- twierdził R. Bultmann- wiedzą że na ziemi są tułaczami, ponieważ prawdziwa ojczyzna chrześcijanina znajduje się w niebie. Boga nie można pojąć na ziemi, lecz zapowiedź oglądania Go kiedyś otwiera perspektywę wieczności. Oczekiwano momentu w którym pękną apokaliptyczne pieczęcie i zstąpi triumfalnie Przedwieczny. Chciałbym słów kilka poświęcić średniowiecznym kodeksom iluminowanym, których główną specjalnością obok licznych scen chrystologicznych była Apokalipsa. „Święta kaligrafia”- wydobyta z pod sprawnych ludzkich dłoni. „I dzieło jaśnieje szlachetne, gdy nowe przenika je światło” (Suger). Estetyka proporcji- teksty powstające w przestrzeniach milczenia i modlitwy. Inicjały, drogerie, dekoracyjnej bordiury marginesowe, miniatury zamieszczone na pergaminowych kartach, często rozświetlone płatkami złota lub srebra. Iluminatorstwo- wywodzące się od iluminacji- oświecenia ludzkiego umysłu przez Boga. Szczególnie tam gdzie ludzie doświadczali jakiegoś ucisku, niepewności jutra, czy wewnętrznego poruszenia; wypadkową tych leków i przeżyć były barwne i fantastyczne interpretacje tej najbardziej enigmatycznej Księgi Nowego Testamentu. Począwszy od VIII wieku pojawiają się ilustrowane rękopisy a wśród nich komentarze do Apokalipsy. Szczególną popularnością cieszyła się Apokalipsa w kręgu kultury mozarabskiej. Ówczesne skryptoria były nabrzmiałe od tematyki eschatologicznej.W Hiszpanii powstał też sławny komentarz do Apokalipsy autorstwa Beatusa z Liebany z 76 ilustracjami, których fantastyka zdradza związki ze wschodnią wyobraźnią; stanowiły one niezwykle inspirujące źródło dla późniejszej ikonografii apokaliptycznej.  W tym komentarzu splatają się egzegetyczne pisma Ojców Kościoła ze szczegółami kosmicznych spekulacji Izydora. Wpływ ilustracji Beatusa odzwierciedli się również we francuskiej rzeźbie i malarstwie freskowym- szczególnie w przedstawieniu Chrystusa na Majestacie w tympanonie portyku w Moisac, oraz na freskach w Saint Savin- gdzie w dwunastu scenach ukazano poruszającą wyobraźnię paruzję Chrystusa. Z tego samego kręgu kulturowego wywodzi się ilustrowany rękopis Apokalipsy w kodeksie Biblioteki w Trewirze (VIII/IX w.) oraz jego odpisy w Cambrai, Valenciensis i Kadyksie oraz Biblia z San Pere de Roda w Katalonii. Do innych i znanych powszechnie kodeksów o bogatych miniaturach należy również rękopis Apokalipsy z Burgo de Osma. W środowisku artystycznym franko- anglo- normandzkim związanym z okresem karolińskim – tzw. Codex aureus. W tym krótkiej refleksji nie sposób wymienić wszystkich tekstów, pozostają jednak one w zasięgu powszechnej literatury badającej dawne wieki. Średniowieczni pisarze znajdą w Apokalipsie św. Jana wiele symboli kosmicznych które tak płodnie zostaną przez całe pokolenia uczonych wielorako interpretowane. Ich uwagę przykują również obrazy światłości, przez które przebijać się będzie pełna fascynującej blasku postać przychodzącego Baranka, czyniąc wszelkie byty świetlistymi- jak twierdził Eriugena. Od tej pory wiara już nie może być ślepa, musi zostać pogłębiona, rozświetlona przez zrozumienie, kontemplowana za pomocą oczu w głębi ludzkiego jestestwa. Wieczność spowita woalem tajemnicy przychodzi przez piękno kaligrafii i iluminacji- korelację tekstu i obrazu. Zostaje rozszerzona źrenica oka, a przez szczelinę serca wlewa się nadzieja na oglądanie wielkiego widowiska Boga. „Każdy, kto całym żarem swego serca zwróci się ku Bogu, przez pokutę jakby zmartwychwstaje, a jeśli zmartwychwstał do życia czynnego, zwraca się ku kontemplowanemu”(Beatus). W średniowiecznych kodeksach „Niewiasta Apokaliptyczna” identyfikowana jest z Kościołem który nieustannie woła” Marana Tha ! Współcześnie wielu ludzi na nowo próbuje zgłębiać tajniki dawnej kaligrafii i iluminatorstwa; nie chodzi bowiem tylko o warsztatową i kunsztownie rekonstruowaną technikę którą można sobie przyswoić. Myślę, że pobudki są również głębsze- natury duchowej. Człowiek szuka sacrum, a kultura tak finezyjnie utrwalona w średniowiecznym rzemiośle jest ku temu inspirującym impulsem. Otrzymałem ostatnio od moich przyjaciół z ośrodka duchowości – Betania zaproszenie na warsztaty kaligrafii. Zamieszczam link ( ://www.centrebethanie.org/2019/01/calligraphie-et-enluminure-d-un-texte-de-l-apocalypse.html ) może ktoś z moich czytelników skusi się na „opisanie wieczności.”

niedziela, 27 stycznia 2019


Mt 8,5-17

Gdy Jezus wszedł do Kafarnaum, zwrócił się do Niego setnik i prosił Go, mówiąc: „Panie, sługa mój leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi”. Rzekł mu Jezus: „Przyjdę i uzdrowię go”. Lecz setnik odpowiedział: „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie... Do setnika zaś Jezus rzekł: „Idź, niech ci się stanie, jak uwierzyłeś”. I o tej godzinie jego sługa odzyskał zdrowie. 

Eucharystia za każdym razem kiedy jest przez nas przeżywana z wiarą, staje się wydarzeniem doświadczenia wielkiego i przenikającego Kościół od wewnątrz miłosierdzia Boga. Mikołaj Kabasilas określa Eucharystię „jako jedyne lekarstwo na choroby naszej natury.” W czasie każdej liturgii stajemy jako potrzebujący uzdrowienia- chorzy- obciążeni dolegliwościami,  przychodzącymi do „lecznicy,” aby przyjąć Ciało Baranka- „lekarstwo uzdrowienia”. Miał niezwykłą intuicję żyjący na początku VIII wieku papież Sergiusz I, wprowadzając do łacińskiej Mszy, słowa wypowiedziane przez setnika- „Agnus Dei, qui tollis peccata mundi, miserere nobis”. Tak sformułowana modlitwa przed najważniejszym momentem celebracji Ofiary Pańskiej, jakim jest przyjęcie konsekrowanych Darów, nie stanowiła tylko próby udramatyzowania świętych czynności w kontekście śmierci Chrystusa, ale nade wszystko zwrócenie uwagi na słabą kondycję człowieka który przychodząc po to, co Najświętsze, uznaje w sobie niegodność proszącego i słabość sługi. Średniowieczny teolog św. Bernard pisał: „Nieskończona miłość Boga do nas stała się widzialna w Chrystusie. Poprzez rany ciała objawia się tajemnicza miłość jego serca, ujawnia się wielka tajemnica miłości, ukazuje się miłosierdzie naszego Boga”. Dlatego wielu współczesnych wypowiadających słowa tego wezwania, bije się w piersi- wskazując tym samym centrum swojego jestestwa, które ma zostać dotknięte miłością przychodzącego Zbawiciela. „Niech moja dusza i ciało staną się w pełni zdrowe”- przedstawiał Chrystusowi to życzenie święty Jan Chryzostom. Jeszcze mocniej akcentują to wydarzenie spotkania kruchego człowieczeństwa z łaską Boga, teksty modlitw odczytywane po Boskiej Liturgii- w Kościołach Wschodnich, wskazując na terapeutyczne działanie: „Ty, który jesteś ogniem pożerającym niegodnych, nie spal mnie, mój Stwórco, ale raczej przeniknij wszystkie moje członki, wszystkie stawy, nerki i serce. Spal ciernie wszystkich grzechów, oczyść moją duszę, uświęć serce, umocnij moje kolana i kości i utwierdź mnie całego w Twej miłości”. Mamy tutaj echo ewangelicznych słów Chrystusa- „Przyjdę i uzdrowię go”.

piątek, 25 stycznia 2019


Dz 9,1-22

Gdy zbliżał się już w swojej podróży do Damaszku, olśniła go nagle światłość z nieba. A gdy upadł na ziemię, usłyszał głos, który mówił: „Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?” Powiedział: „Kto jesteś, Panie?” A On: „Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz. Wstań i wejdź do miasta, tam ci powiedzą, co masz czynić...”

Peguy w Przedsionku tajemnicy drugiej cnoty stwierdził, że święci rekrutują się ze sprawiedliwych i tych którzy pochodzą od grzeszników. U Szawła „święta sprawiedliwość” rodziła grzechy przeciw miłości braci. Sprawiedliwy grzesznik ! Dyszał rządzą prześladowania uczniów Chrystusa, aż do dnia gdzie dokonało się powalenie na ziemię. Spotkanie, doświadczenie, zdumienie, ogołocenie i zachwyt w ukazaniu się Boga jest największą tajemnicą w jaką może wejść zagubiony- przepełniony pytaniami i wątpliwościami człowiek. „Gdy człowiek przyjmuje miłość Bożą, rozpłomienia ona jego serce i ciało. Człowiek wstępuje w obecność całkowicie Innego, w nieustanny dialog” (O. Clement). Są chwile i godziny, które nagle znajdują nas w szczególnym stanie, w którym Istota dotyka nas, nawet jeśli tego nie wiemy, nagle czujemy się w dziwnej atmosferze, jesteśmy całkowicie „obecni”, całkowicie „tam”... czujemy się gładko i harmonijnie w sobie, a jednocześnie otwarci i przepełnieni życiem. Szaweł wszedł w światłość- przemienienie- ujarzmiające jego wzrok i unoszące duszę ku poznaniu Prawdy, którą tak bardzo lekceważył, odrzucał oraz prześladował. To, co do tej pory wydawało się jasno sprecyzowanym celem inteligentnego- gorliwego faryzeusza, przeszło przez moment oczyszczenia- wypalenia, ciemności, metamorfozy, z której utkany został „nowy człowiek.” Teofan Zatwornik pisał: „Bóg jest Światłością, i ci, których czyni on godnymi oglądania Go, widzą Go jako Światłość; ci, którzy Go otrzymali, otrzymali Go jako światłość. Światło bowiem Jego chwały poprzedza Jego oblicze i nie może On ukazać się inaczej jak tylko w świetle.” Dumny i przekonany o słuszności swoich czynów człowiek z pod Damaszku wszedł w ogień łaski rozpalony przez Ducha Świętego, aby następnie być spowitym mrokiem bezradności, niepoznania, niewiedzy. „Wszedłszy w ciemność ponad wszelkie pojęcie, poczujemy nie tylko własny brak słów, ale absolutną ciszę i niewiedzę. Opróżniony z wszelkiej wiedzy, człowiek zostaje połączony z Tym, kto w sumie jest niepoznawalny i nie wiedząc nic, wie w sposób przekraczający wszelkie pojęcie” (Dionizy Areopagita). Łuski opadły mu z oczu. Od tego momentu Bóg wszedł w środek jego życia, transcendując wszelkie poznanie, wiedzę, oczywistości; stał się Pawłem- człowiekiem posłanym, naznaczonym płomienną bliskością Boga. Od tej pory przeszłość staje cieniem, czymś na wskroś iluzorycznym, przeobrażonym, nasyconym sensem. Rozważanie kończę pouczeniem św. Jana z Kronsztadu: „Zawsze myśl o tym, że bez Boga jesteś biedny, nędzny, ślepy i nagi duchem. Bóg jest bowiem dla ciebie wszystkim: twoją prawdą, twym oświeceniem, bogactwem, odzieniem, twoim życiem i oddechem. Wszystkim !”

środa, 23 stycznia 2019


Ps 110  

Rzekł Pan do Pana mego: «Siądź po mojej prawicy,
aż uczynię Twych wrogów podnóżkiem stóp Twoich».
Pan rozciągnie moc Twego berła z Syjonu:
«Panuj wśród swych nieprzyjaciół!

Przedwieczny zasiadający na tronie- to tak transcendentne wydarzenie, że przyprawia czytelnika o zawrót głowy. Można poczuć się zakłopotanym niczym Abraham który pod dębami w  Mamre przyjął przychodzącego w trzech tajemniczych wędrowcach Boga. Biblia wymaga od nas przenikliwości na Misterium. Człowiek zastanawia się nieprzerwanie jak to się wszystko dzieje. Zazdroszczę tym, dla których wiara jest oczywistym, zwykłym, zatrzymanym w prostodusznym spojrzeniu zachwycie. Mój intelekt musi się szamotać z sercem, unosić się ponad wyuczone reguły i bezpiecznie wydeptane ścieżki. „Bóg z Boga. Światłość ze Światłości...”- jak wyznaję w liturgicznym Credo, współistotny z Ojcem zajmuje należne mu miejsce w bliskości Tego, który Go odwiecznie rodzi w miłości. Jest w tym coś emocjonującego. Już przy zwiastowaniu narodzin Chrystusa zostało oznajmione, że „Jego panowaniu nie będzie końca” (Łk 1,33). Dotykamy tutaj kluczowego aspektu jakim jest wspólnota- Bóg to komunia Osób. Syn przegląda się w Ojcu niczym w zwierciadle, czyniąc wokół rzeczywistość ikoną obecności Tego, który jest ! Nieprzerwanie dokonujący się dialog, twórcze zamyślenie nad światem którego ostatecznym akordem jest Sąd. Chrystus jako Bóg jest wiecznością. Być może dlatego z tak wielką pieczołowitością utrwala Go ikonografia- umieszczając Kyriosa w konchach, absydach, sklepieniach czy kopułach świątyń. Święta harmonia barw „tworzy frazy i melodie tłumaczące temat” (A. Grabar). Kontemplujemy w Apokaliptycznym Mężu Chwały przyszłą rzeczywistość; eschatologiczną pełnię- przemienienie świata, świetlistość dnia w którym zło zostanie ostatecznie zdruzgotane. Sztuka pozwala nam z jakąś większą przejrzystością rozwikłać trudne meandry teologicznej niepoznawalności. W obrazach utrwalają się ukryte ślady wieczności, wdzierające się korytarzem piękna w nasz ułomny i często zagmatwany świat. „Dzieło sztuki zanurzone jest w zmienności czasu i należy do wieczności. Jest czymś szczegółowym, związanym z określonym jednostkowym miejscem, a zarazem jest znakiem uniwersalnym”- pisał H. Focillon. Kiedy wchodzę do świątyni w której należne miejsce zajmuje ikona- „kolorowa kontemplacja” – linie i barwy zakreślające kontury wieczności opowiadają mi o bliskości Tego, który jest przyjacielem człowieka. „Widz zostaje przez dzieło sztuki objęty niczym płaszczem... sam patrzy i czuje, że ktoś patrzy na niego” (C. Stewart). Takie wstrząsające wrażenie robi na mnie malarskie przedstawienie Pantokratora w cerkwii grekokatolickiej w Lourdes pędzla Jerzego Nowosielskiego. W oktagonalnej kopule- wypełnionej czystością bieli jaśnieje utkany w oranżu Chrystus o przenikliwym czułym spojrzeniu. Jakże gościnna jest sztuka Nowosielskiego czyniąc przestrzeń apokaliptyczną- wyrywając świat z zaklętego kręgu chaosu i brzydoty. „Chodzi o to, by po katastrofie indywidualnej, którą nazywamy śmiercią- powie artysta- czy po katastrofie zbiorowej, którą nazywamy końcem świata, mogło z nich zostać zrekonstruowane- w zupełnie innych warunkach bytu duchowego- ciało zmartwychwstałe.”

wtorek, 22 stycznia 2019


1 Kor 1, 10-13

Upominam was, bracia, w imię Pana naszego, Jezusa Chrystusa, abyście żyli w zgodzie i by nie było wśród was rozłamów; abyście byli jednego ducha i jednej myśli...

W trakcie trwania tygodnia ekumenicznego z nową świeżością wybrzmiewają słowa św. Pawła Apostoła. Jedność o której przypomina i do której nawołuje Apostoł jest nieustannym zadaniem z którego żaden chrześcijanin nie powinien czuć się zwolniony. Warto zatrzymać się nad tymi słowami, wskazują one bowiem na realizację najważniejszego pragnienia Chrystusa  - miłości uczniów- „aby byli jedno”. Dla wielu kościołów przynaglenie do jedności stanowi bardzo trudną drogę nawrócenia. Jeszcze nie zabliźniły się dobrze rany historii, doktrynalnych sporów, stąd wizja ekumenicznego scalenia pozostaje ciągle „marzycielskim dążeniem”. Świadomość ekumeniczna powinna być naznaczona osobistym pragnieniem i dojrzałą relacją do Chrystusa. „Czyż Chrystus jest podzielony ?” To chrześcijanie są podzieleni i rozdzierają Ewangelię na strzępy, szukając w niej uzasadnienia swojego własnego stanowiska. „Tym, co powinno łączyć wszystkie wyznania chrześcijańskie, jest poczucie duchowego niedorastania do chrześcijaństwa. Wszystkie Kościoły skazane są na przyzywanie Bożego Ducha, aby zastąpił obszary wewnętrznego ubóstwa poszczególnych wiernych i całej wspólnoty. Samo przyzywanie Ducha jest wyrazem przyznania się do tego, czego nam nie dostaje.” (W. Hryniewicz). Wzrastanie w jedności musi być epikletyczne- przyzywające nieustannie mocy Ducha Świętego. „Nie ulega wątpliwości, że Kościół nie może być podzielony; mimo pozorów tajemnicza, niepodzielna jedność żyje; w przeciwnym razie należałoby powiedzieć, że poza kanoniczną granicą rozpoczyna się pustynia i że używanie słowa Kościół w liczbie mnogiej nie ma sensu” (P. Evdokimv). Ile trzeba wewnętrznej determinacji, aby przyśpieszyć o krok w przywracaniu utraconej jedności. Ile potrzeba pokory żeby nabrzmiałą od sporów teologię napełnić żarem miłości Chrystusa. W pełni się zgadzam z teologami prawosławnymi, że „zanim nastąpi powrót do jedności chrześcijan, musi dojść do pełnej zgodności w wierze”. Kompromisy i uchylanie moralnych drzwi ewakuacyjnych, nie mają  nic wspólnego z duchem niepodzielonego Kościoła. W moim odczuciu trzeba powracać do pierwszego tysiąclecia chrześcijaństwa- szukać u fundamentów sposobu zakreślania eklezjalnych granic. Wspólnota uczniów budująca wzajemną postawę na wzór Trójcy Świętej i nakarmiona przy stole Eucharystii, staje się komunią z Panem i ze sobą wzajemnie. „Cały Kościół jest z natury sakramentalny- pisał Congar- Jest on w Chrystusie i przez Chrystusa wielkim i pierwszym sakramentem zbawienia”. Wierzący winni żyć w poczuciu i bliskości tajemnicy zbawienia. Wyraża to każda sprawowana liturgia, urzeczywistniając Królestwo Boże. „Tam jest sakrament, gdzie Duch Święty za pomocą ziemskich elementów pozwala ludziom tu i teraz żyć dziełem Chrystusa, przyszłym, obecnym i przyszłym, gdzie pozwala On im żyć zbawieniem.”(J. Allmen). W sercu Chrystusa, przeżywanego eucharystycznie, łatwiej będzie można odnaleźć warunki jedności, cud może okazać się bliski. Być jednym w Chrystusie, to ciągle tylko niezrealizowane marzenie !

niedziela, 20 stycznia 2019


„W Kanie Galilejskiej objawił swoją chwałę” (J 2,1-11). Liturgia Epifanii wskazuje na trzykrotne objawienie się Bożej Chwały w Jezusie: wobec trzech Mędrców ze Wschodu, w teofanii nad brzegiem Jordanu, oraz w czasie pierwszego cudu Jezusa w Kefr Kanna. Cóż za subtelność działania Bogaczłowieka, zostaje zaproszony wraz ze swoją matką na weselne zaślubiny i przyjecie młodych ludzi, pomnażając na prośbę Maryi radość świętowania przez obfitość smacznego wina. Dzieję się to dzięki prośbie Maryi- kobiecie o pięknym i przenikliwym spojrzeniu. Gody te są w rzeczywistości zaślubinami małżonków z Chrystusem- sakramentem miłości antycypującym radość Królestwa Bożego. Święty Jan Chryzostom pisał, że „Małżeństwo jest tajemniczą ikoną Kościoła.” Już u samego początku Kościoła możemy dostrzec twórczą i wstawienniczą rolę Kobiety- Matki. „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie.” Stągwie za chwilę staną się pełne. „Pierwszy i jakżeż miły cud- twierdził łagodny Alosza z Braci Karamazow- gdy Chrystus nawiedza ludzką radość, a nie ludzkie cierpienie.” Apostoł umieszcza ten cud na progu swojej Ewangelii. Wydarzenie ważne, uprzedzające czas mesjański- pełnię istnienia w Bogu. Według świętego Augustyna „był nie tylko faktem rzeczywistym a nadzwyczajnym, symbolem przemiany innej, wyższej.” Ze względu na materię- woda i wino- jest zapowiedzią wydarzenia przesuwającego radość od chwili smutku i osamotnienia- ku wydaniu siebie za „życie świata.” U Jana „godzina Jezusa” ma konkretne znaczenie- wskazuje na mękę, śmierć i zmartwychwstanie- Pascha. Ostatecznym akordem dramatu stanie się obfita radość. Krew i woda wytrysną z przebitego boku Baranka na Golgocie, czyniąc Kościół eucharystycznym miejscem cudu- miejscem biesiadnym, salą godową, przestrzenią gdzie Oblubieniec bierze w posiadanie miłości Oblubienicę. W domu pierwszej małżeńskiej pary pije się nowe wino- Ducha Świętego- Żar Miłości ! Ewangelia zdradza nam, że Jego uczniowie uwierzyli w Niego. My również błagamy usilnie: Przemień nas Panie, uczyń cud jak niegdyś w Kanie.

sobota, 19 stycznia 2019


„Dąż do sprawiedliwości” – to hasło tegorocznego tygodnia modlitw o jedność chrześcijan. Na kanwie tego fragmentu podzielone chrześcijaństwo na liczne kościoły i wspólnoty winny czynić każdego dnia osobisty rachunek sumienia. Jakże często w zarzewiu doktrynalnych czy historycznych debat umyka chrześcijanom z horyzontu obraz Chrystusa w którym nie ma podziału. Limes podziału przechodzi przez skłócone społeczności które prześcigają się walce o depozyt prawdziwej wiary. Istnieje tyle przeróżnych dróg, przetartych szlaków, które ostatecznie prowadzą do tego samego celu. Skąd w chrześcijanach lęk przed sobą lub innością ? „Po tym wszyscy poznają, że jesteście moimi uczniami, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali” (J 13,35). Te słowa powinny być wyryte w portalu każdej świątyni. Pomimo różnic teologicznych, konfesyjnych, zawsze powinno powracać przeświadczenie że pragnieniem Jezusa jest nieustanne pragnienie jedności pośród Jego uczniów. Chomiakow mówił: „Kościół jest życiem w Bogu, we wzajemnym okazywaniu miłości”. Nie ma drugiego tak często powtarzającego się w literaturze wczesnochrześcijańskiej jak słowo „bracia”. Ono wyraża cały szereg odniesień- tych ludzkich przenikniętych miłością i wzajemną odpowiedzialnością za siebie. Dynamika tej miłości przykrywała liczne wady i podnosiła ku urzeczywistnianiu woli Zbawiciela. W takich ludzkich- choć nie pozbawionych mankamentów postawach uwiarygodniała się tęsknota za Królestwem- pełnią harmonii, miłości i pokoju. „Chrystus stanowi centrum w którym zbiegają się wszystkie linie” (św. Maksym Wyznawca). Pierwsze wspólnoty chrześcijańskie nie traciły czasu na dyskredytowanie innych wyznawców, pomniejszanie ich roli, czy duchowego zaangażowania. „Pierwsze wspólnoty składa się z mężczyzn i kobiet, którzy znali Jezusa i byli „świadkami” Jego zmartwychwstania. Słowo „świadek” w tym wypadku nie oznacza przypadkowego widza, kogoś kto za sprawą okoliczności ujrzał wypadek samochodowy lub obserwował przemarsz parady. Odnosi się ono do kogoś, kto znał Jezusa, słuchał Jego nauki, był Jego uczniem i widział Go żywego po śmierci… Świadkowie ci poznali wówczas Jezusa w nowy sposób, nie jako zwyczajnego nauczyciela czy uzdrowiciela, który żył pośród nich, lecz jako zmartwychwstałego Pana” (R.L. Wilken). Następni którzy po nich się pojawili zachowali pamięć o Chrystusie, mieli Jego życie w sobie. Istnieje jakaś nieprawdopodobna przepaść dzieląca dzisiejszych chrześcijan od tych z dawnych wieków. Im mniej intensywne życie duchowe, tym mocniej gaśnie duch braterstwa i poczucia odpowiedzialności za siebie. Lata ekumenicznych spotkań, polemik, kurtuazyjnych gestów, nic nie przyniosło. Pogłębiło się tylko poczucie tolerancji- choć jest ona bardziej produktem współczesności, niż rzeczywistego bycia naprzeciw siebie. Co z tego, że na zachodzie Europy czyta się licznie tłumaczą literaturę o chrześcijaństwie wschodnim, skoro nigdy nie będzie się uważało tych treści jako część czegoś własnego. I na odwrót Kościół Wschodni będzie patrzył na Zachód z dystansem i lękiem przed naruszeniem skostniałej niekiedy tradycji. Może trzeba powrócić „do pierwotnego pokrewieństwa, niszcząc zamknięte ekonomie wyznaniowe”. Każdego dnia Chrystus wchodzi do „Wieczernika” niepodzielonego Kościoła i mówi: „Pokój wam !” A uczniowie milkną lub odwracają się każdy w swoją stronę, wertując bezmyślnie wykładnie swoich katechizmów. Nierozważna jest próba kształtowania innych według własnego modelu myślenia, odczuwania i nabrzmiałych historycznych pewników. Nie chodzi również o teologiczne kompromisy rozwadniające najbardziej fundamentalną wykładnię wiary. Zgadzam się z protestanckim męczennikiem Bonhoefferem również w jeszcze innej kwestii, myśląc intensywnie o naszych braciach na peryferiach Kościoła. „Kościół wtedy staje się Kościołem, kiedy istnieje dla tych, którzy pozostają poza nim”. Chodzi bowiem o powrót do Chrystusa i radykalizmu miłości- „sakramentu brata”.

czwartek, 17 stycznia 2019


Antoni Pustelnik- najbardziej intrygująca postać z pierwszych stron historii chrześcijańskiego monastycyzmu, jak również ciągle podsycający ciekawość tych, którzy na sposób malarski próbowali penetrować rozległe obszary ludzkiej duszy. Mnich- monachos- oznacza tyle co samotnik, pojedynczy lub oddzielony od innych. Święci samotnicy i szaleńcy z miłości dla wyższych spraw zawsze pozostawali pod uważną obserwacją zabieganego i skoncentrowanego na sobie świata. Stanowili poniekąd przyczółek fascynacji- intrygującego pójścia pod prąd.  Historia chrześcijaństwa z jakimś emocjonalnym resentymentem będzie przypominać, że to co ważne, głębokie i bliskie Bogu, narodziło się na pustyni. Miejsca bezludne, naznaczone cieniem śmierci- stawały się oazami świętości i autentycznego radykalizmu wiary. W każdej relacji na temat źródeł życia monastycznego na pierwszy plan wysuwa się postać świętego Antoniego, charyzmatycznego Egipcjanina, którego żywot tak barwnie przechował dla nas biskup Aleksandrii Atanazy. Zawsze mnie porusza ów powszechnie znany epizod z życia świętego, gdy w czasie liturgii usłyszał słowa Ewangelii wprost do siebie, a te tak mocno zapadły mu w serce. „Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie” (Mt 19,21). Natychmiast rozdał majątek i wyruszył na pustynię. „Ten, kto posiadł prawdziwe słowo Jezusa, może słuchać także jego milczenia”- przekonywał św. Ignacy z Antiochii. Miejsce niegościnne- siedlisko demonów i przygniatającej pustki, stało się przestrzenią duchowych narodzin tysięcy kobiet i mężczyzn poszukujących na przepastnych połaciach piachu Oblubieńca swej duszy. Antoni odkrył prawdę słów Chrystusa, że najbardziej śmiertelne pokusy nie atakują na zewnątrz, ale rodzą się we wnętrzu człowieka. „Był- pisał Atanazy- jakby lekarzem zesłanym przez Boga Egiptowi.” Wiele pokoleń mnichów będzie się powoływać na przykład Antoniego, który dokonał rzeczy niemożliwych w konfrontacji z pokusami; który przez skupienie na Bogu, skrzydłach modlitwy i pokorze zmiażdżył w zarodku piętrzące się zewsząd niebezpieczeństwa. Asceza ta nie ogranicza się tylko do aspektu wewnętrznego, psychologicznego. Samotnik- „atleta wygnania”- udaje się na pustynię, aby tam stawić czoła siłą zła, i to dokładnie określonym: demonowi, jego pokusom, jego atakom; stąd w Żywocie Antoniego takie szczególne miejsce zajmują owe diabelskie sztuczki, które zawładną wyobraźnią takich artystów jak choćby Hieronim Bosch wielokrotnie szukający inspiracji w osobie Ojca Mnichów poddanego nawałnicy zła. „Asceza pustyni jest ogromną psychoanalizą, za którą idzie psychosynteza uniwersalnej duszy ludzkiej... Pustynia z całym swym arsenałem fantasmagorii jest teatrem cieni, grającym przedstawienie ludziom i aniołom, tyle że cienie nie odbijają rzeczywistości na zewnątrz- ak jak w jaskini platońskiej, lecz są projekcją wewnętrznego świata człowieka” (P. Evdokimov). Często kiedy myślę o świętym Antonim to pamięcią powracam do obrazu Kuszenie świętego Antoniego pędzla przywołanego już Boscha. „Sfera świątobliwości dawała artyście sposobność ukazania intymnej pobożności w połączeniu z nierozsądną ofiarnością ziemskiej miłości i próżności świata. Natomiast obcowanie ze światem diabelskim pobudzało zwierzęcy strach, grozę i wyrzuty sumienia” (J.A. Romein). Nawet najbardziej ekscentryczni artyści poruszający się pod powierzchnią ludzkich lęków, potrafili odsłonić mimowolnie coś teologicznego- przejrzystego ewangelicznie. Przychylam się do opinii J. Siguenca na temat obrazów Boscha: „...on miał odwagę malować ludzi, takimi jakimi są wewnętrznie.”  Nawet infernalna przestrzeń zatracenia, może zostać wypełniona świetlistością stojącego obok  na krawędzi doświadczanego zła człowieka. „Zachowaj swego ducha w piekle, ale nie rozpaczaj” (Sylwan z Atosu). Wielu stawiało sobie pytanie czy niderlandzki malarz tworzył swoje fantasmagoryjne wizje, aby uzewnętrznić swój strach, czy też w celach moralizatorskich, aby podprowadzić widza ku dobru ? Wiele wieków dzieli nas od św. Antoniego, a przynajmniej cztery od Boscha którego język malarski jest ciągle aż nazbyt dla nas enigmatyczny. Świat jego wyobraźni był klaustrofobicznie wypełniony widziadłami i lękami, które czekały na wojownika jakim był Antoni. Po wielu wiekach surrealistyczni malarze zachwyceni wizjami Niderlandczyka, wejdą w głąb siebie, próbując rozświetlić miejsca ukryte, dokonać „wiecznej przechadzki pośrodku strefy zakazanej” (A. Breton). Makabryczni dręczyciele siedzącego pod ugryzionym zębem czasu Antoniego, zdają się być tylko ulotnymi widziadłami które topnieją pod siłą niewzruszonej niczym modlitwy. Strach ustępuje miejsca nadziei i duchowemu przebudzeniu. Powaby rozkoszy ziemskich przelatujące przez umysł Bożego mędrca zostają w zarodku unicestwione, a dziwaczne potwory- rodem z horroru- symbolicznie toną w wodzie ustępując wierze świętego. Może artysta znudzony szarością i przeciętnością ubrudzonego grzechem świata, podpowiada nam jedno wartościowe przesłanie, że raj rozkwita w sercu człowieka który nie spuścił wzroku z Boga.

wtorek, 15 stycznia 2019


Ps 8

O Panie, nasz Panie,
jak przedziwne jest Twoje imię po całej ziemi.
Czym jest człowiek, że o nim pamiętasz,
czym syn człowieczy, że troszczysz się o niego?

W kalendarzu liturgicznym przypada dzisiaj wspomnienie jednego z najbardziej popularnych świętych Kościoła Wschodniego- św. Serafina z Sarowa (Prochor Izdorowicz Masznin 1759- 1833). Wstępując do monasteru otrzymał prorocze imię Serafin- co się tłumaczy jako „płomienny.” Całe jego życie było opromienione blaskiem paschalnego zwycięstwa Chrystusa. Promieniował na zewnątrz wiarą w zwycięstwo Chrystusa nad złem, demonem i śmiercią. Człowiek paschalny- „naczynie” wypełnione po brzegi łaską Ducha Świętego. „Ten niezwykły święty: krzepki, mężny, tryskający duchową pięknością i niezmiennie pogodny, miał w sobie coś anielskiego. Już od czasu dzieciństwa, wydawał się jakby przeniknięty Duchem Świętym” (O. Clement).  Łączy go niezwykle głębokie podobieństwo ze średniowiecznym Biedaczyną z Asyżu- prostodusznym, ubogim, wychylonym ku miłości Boga i stworzenia. Serafin podobnie jak św. Franciszek nosił w sobie cierpienia świata, przeżywał je i przemieniał świat siłą modlitwy oraz pięknego- anielskiego człowieczeństwa. W 1794 Serafin rozpoczął życie pustelnika, osiedlając się w bliskości monasteru pustelni sarowskiej. Żył pośród przyrody i zwierząt, oddając się kontemplacji i ascezie. „Jego pustelnię otaczały niedźwiedzie, wilki, zające i lisy, a także jaszczurki oraz wszelkiego rodzaju gady. Kiedy kończył modlitwę wychodził przed swą celę, aby karmić je z ręki, i wydaje się, że wtedy Bóg mnożył ten suchy kawałek chleba, którego miał przecież tak niewiele, aby starczyło go dla wszystkich stworzeń cierpiących głód na pustelni sarowskiej... Tym, co najbardziej uderzało wszystkich mających z nim kontakt, była promieniująca z ojca Serafina radość” (I. Gorainov). Toczył walkę z demonami wewnętrznymi i nieprzychylnymi ludźmi którzy uprzykrzali mu życie. Raz nawet został niezwykle dotkliwie pobity. Ktoś napisał o Nim, że w Chrystusie „zstąpił od do piekieł ludzkiej doli, jednocząc w sobie to, co ziemskie i boskie; niebo i piekło.” Tak jak apostołowie widzieli światłość Bożą oczyma ciała na górze Tabor, tak również w przemieniającej światłości uczestniczył w całej pełni bytu Serafin. „Ten, kto uczestniczy w energii Boskiej... w pewnym sensie sam staje się światłem; zjednoczony jest ze światłem i, wraz ze światłem, widzi w pełni świadomie to, co pozostaje ukryte dla tych, którzy tej łaski nie mają.” Ten święty Ojciec odczuwał w sobie radość, pokój, wewnętrzne ciepło, światło- emanujące tak zdumiewająco na zewnątrz. „Właśnie ten wewnętrzny spokój przyciągał do ascetów całe rzesze ludzi, jak to ukazują między innymi opowiadania o życiu Serafina z Sarowa” (T. Spidlik). Przeobrażenie „ubogiego Serafina” było epifanią, uzewnętrznieniem potęgi Ducha Świętego- odsłaniającego w człowieku zadatek wieczności. W  roku 1831, na dwa lata przed śmiercią Świętego Starca, miało miejsce słynne przeobrażenie. Świadkiem tego wydarzenia w dniu przypadającym na wigilię Zwiastowania był Mikołaj Motowiłow. Człowiek ten poczuł namacalnie działanie łaski- światło, ciepło i wszechogarniającą radość. Zobaczył twarz Serafina jaśniejszą od słońca, a jego oczy były niczym błyskawice. „Nie bój się pobożny bracie- usłyszał ów poruszony człowiek- Pan stał się tak samo świetlisty jak i ja. Teraz pan jest w pełni Ducha Bożego, inaczej nie mógłby mnie zobaczyć w tym stanie.” Święty wyjawił Mikołajowi niezwykle poruszającą tajemnicę: „Celem życia chrześcijańskiego jest nabywanie Ducha Świętego.” Tego dnia w sposób szczególny polecam przez wstawiennictwo Ojca Serafina mojego synka który nosi imię tego świętego. Dzień liturgicznego wspomnienia świętego patrona jest dniem imienin- świętowania i wdzięczności za błogosławieństwo które sprasza ów orędownik. „My zaś powinniśmy nieustannie składać Bogu dzięki, przez Pana bracia, że Bóg wybrał nas pierwszych do zbawienia przez Ducha Świętego i wierność prawdzie...” (Tes 2,13-14).

niedziela, 13 stycznia 2019


Chrzest Pański- Święto Jordanu- kieruje naszą uwagę na jeden z ważnych elementów stworzenia jakim jest woda. Uświadamia nam prawdę o tym że Bóg objawił się nie tylko w  ludzkiej naturze, lecz także w żywiołach stworzenia. „Wodo, ty jesteś źródłem każdej rzeczy i wszelkiego istnienia”- głosi stara indyjska sentencja. Woda jest symbolem kosmogonicznym. Chrystus wchodząc w wody Jordanu uświęcił całe stworzenie, wyrażając tym samy prawdę o pięknie i przeznaczeniu stworzenia do powszechnego przemieniania świata. W wodzie jako najbardziej pierwotnym elemencie zostają dotknięte przez Boga wszystkie stworzenia świata, bowiem sam świat staje się śladem obecności Tego, który powołał go z niczego  do istnienia. Bóg zstępuje  w swoje stworzenie, tym samym wchodząc w krwiobieg tętniącego życia natury. Aby właściwie uchwycić symbolikę wody, należy przywołać biblijne opowiadanie o dziele stworzenia. Już na początku Księgi Rodzaju czytamy: „Duch Boży unosił się na wodami” (Rdz 1,2). Były to wody  Chaosu. Te wzburzone wody Biblia przedstawia w pewnym poetyckim dualizmie: „Kiedy w dzikim szumie i wzburzeniu wznoszą się fale nieomal    do tronu Bożego, stają się symbolem potęg nieprzyjaznych Bogu (por. Ps 93,3 ) Jednak właśnie przez to ukazuje się najwyraźniej wszechmoc Boga, że wszystkie potęgi równe potędze potopu poskramia przez Ducha, który unosi się nad wodami”.  W Ps 24,2 jest mowa o tym, że Bóg całą ziemię osadził na morzach i utwierdził ponad rzekami. Kiedy został pokonany potwór Rahab, ustąpiły też wody bezkresnych oceanów, a głębiny morza ustąpiły, aby ocaleni mogli przejść bezpiecznie (Iz 51, 9). Sucha powierzchnia ziemi ukazała się dopiero wtedy, „kiedy wody spod nieba zebrały się w jedno miejsce” (Rdz 1,9n).  Owa woda pierwotna stała się wodą życia. „Z Edenu wypływała rzeka, aby nawadniać ogród i stamtąd rozdzielała się dając początek czterem rajskim rzekom” (Rdz 2,10-14). Stare Przymierze obfituje w typy wody przynoszącej zbawienie. Cztery wspomniane rzeki raju interpretuje się jako symbole czterech Ewangelii, które płyną w cztery strony świata. Wody potopu spłukują występki grzesznego świata i są typem naszego ponownego narodzenia. Podobnie należy rozumieć wydarzenia nad Morzem Czerwonym: w falach giną Egipcjanie, natomiast dzieci Izraela przechodzą suchą nogą. Cud wyprowadzenia przez Mojżesza wody ze skały (Wj 17,1-8) wskazuje na wszystkie sakramentalne źródła zbawienia, które otworzył dla nas Chrystus. Także studnie patriarchów mają głębokie znaczenie symboliczne wskazujące na niewyczerpane głębiny świętych tajemnic, a liczne ryty obmycia wodą i pokropienia nią w liturgii żydowskiej przygotowują na to, co przyniesie Nowe Przymierze w zakresie łaski i wewnętrznej czystości. Do radosnego czerpania wody w czasie Święta Namiotów- również typiczny ryt- nawiązuje później sam Chrystus, mówiąc: „Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie- niech przyjdzie do Mnie i pije ! Jak rzekło Pismo: Strumienie wody żywej popłyną z jego wnętrza. A powiedział to o Duchu, którego mieli otrzymać wszyscy wierzący w Niego” (J 7,37-39). Od wody służącej do obmyć fizycznych w sposób bardzo płynne można przejść w wymiar duchowy, obrzędowy- sakralny. W połączeniu z działaniem Ducha Świętego zwykłą wodą można dokonywać cudów. Za radą proroka Elizeusza przywódca aramejski Naaman zanurzył się siedem razy w Jordanie i tak został uleczony z choroby trądu (2 Krl 5,10-14).  Woda która wypływała z spod progu świątyni, kierowała się ku wschodowi, czyli w stronę światła, tzn. słońca, którym miał być Chrystus, ze strony przeciwnej wypływał strumyk otaczający świątynie, do którego wchodząc można było zostać również uzdrowionym. Gdy Jan Chrzciciel, obywał tłumy w Jordanie, jego działalność była przygotowaniem na niezwykłe wydarzenie, które miało nastąpić wraz z pojawieniem się Syna Człowieczego. „Kiedy cały lud przystępował do chrztu, Jezus także przyjął chrzest. A gdy się modlił, otworzyło się niebo i Duch Święty zstąpił na Niego, w postaci cielesnej niby gołębica, a z nieba odezwał się głos: Tyś jest mój Syn umiłowany w Tobie mam upodobanie” (Łk 3,21-22). Po raz drugi więc Duch unosił się nad wodami. Pierwszy raz stało się to przy powołaniu świata natury do istnienia; teraz zaś dokonuje się to przy udziale „nadnatury” –cudu  dla zbawienia ludzkości.  Tutaj nieskalana gołębica, będąca postacią Ducha Bożego, ukazuje się nad Synem Bożym, który przez swoje wejście do Jordanu uświecił wszystkie wody mające służyć ponownemu narodzeniu się ludzi. „Lecz nie w Jordanie szukamy obmycia- czytamy w jednym z hymnów- ale w krynicy paschalnej kąpieli. Bo w niej zawarta jest moc odkupienia przez krew Chrystusa.” Dzięki temu żywiołowi stajemy się wierzącymi, przybranymi dziećmi Boga. „Chrzest uświadamia nam śmierć, pogrzebanie i zmartwychwstanie... Z wody wynurza się nowy człowiek”- powie św. Jan Chryzostom. Tak woda staje się bogatym symbolem i ożywczą materią sakramentalną, za pośrednictwem której dostępujemy łaski. Jezus sam mówił do Samarytanki napotkanej przy studni Jakubowej o cudownych i uzdrawiających właściwościach wody: „Kto zaś będzie pił wodę, którą ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskującej ku życiu wiecznemu” (J 4,14).  Zakończę słowami starożytnej modlitwy utrwalonej na chrześcijańskim nagrobku. Niech te słowa będą życzeniem dla ludzi wierzących: „Niech Chrystus zaprowadzi cie na miejsce ochłody, gdzie płynie żywa woda”.

sobota, 12 stycznia 2019


Przeddzień Święta Teofanii pragnę się pochylić na teologią i ikonografią Chrztu Pańskiego. Jest to jeden z najstarszych ikonograficznych śladów które Kościół przechowywał w swoim duchowym skarbcu i który tak mocno był związany z liturgiczną celebracją sakramentu inicjacji chrześcijańskiej. Freski z katakumb, sarkofagi, pielgrzymie ampułki, księgi liturgiczne, witraże, miniatury i mozaiki będą z upodobaniem wizualizować nam objawienie się Boga w Betabara- będące znakiem wieczności i obietnicą przebaczenia. Tak jak liturgia która dotyka ludzkich zmysłów i prowadzi je do innego wymiaru rzeczywistości, tak ikona- odsłania piękno obmytego i przemienionego świata który wraz zstąpieniem Chrystusa w wody Jordanu- wprowadza czas i przestrzeń w świt eschatologicznej pełni. „Potrzeba ikony wypływa z konkretności uczucia religijnego, któremu nie wystarczy tylko sama kontemplacja duchowa- pisał S. Bułgakow- ale poszukiwanie, bezpośredniej, namacalnej obecności.” W liturgii antycypujemy ewangeliczne wydarzenie Jordanu, a przez ikonę stajemy się naocznymi świadkami misterium odrodzenia i uświecenia. „W swoim Narodzeniu- twierdził św. Hieronim- Syn Boży przychodzi na świat w sposób ukryty, a w swoim Chrzcie ukazuje się na sposób widzialny.” Trójca Święta objawia się nad brzegiem Jordanu, tak uobecnia się Jej działanie na sposób sakramentalny i charyzmatyczny wypełniając obficie serce Mistycznego Ciała- jakim jest Kościół. „Gdy chrzciłeś się Panie, w wodach Jordanu, objawiła się Trójca najgodniejsza pokłonu. Rodzica bowiem głos dał o Tobie świadectwo, nazywając Ciebie ukochanym Synem, Duch zaś w postaci gołębicy świadczył o prawdziwości słowa Ojca. Objawiłeś się, Chryste Boże, i świat oświeciłeś, chwała Tobie” (Troparion). Zstąpienie Ducha Świętego pod postacią gołębicy wyraża ruch Ojca, który zwraca się ku swojemu Synowi. Kościół wynurzył się z wody, stając się paschalnym i trynitarnym znakiem miłości Boga. „Woda jest źródłem życia, Jordan źródłem wody Ewangelii”- napisał św. Cyryl Jerozolimski. Przez swoje zstąpienie do rzeki Bóg- Człowiek odnowił świat i człowieka, antycypując tym samym śmierć i chwalebne zmartwychwstanie. Teofania- Święto Światłości- ciało Najczystszego zanurza się całkowicie w żywiole śmierci, rozpromieniając ciemność blaskiem swojej boskiej mocy. „Odtąd w Chrystusie przestrzeń śmierci zmienia się w przestrzeń Ducha, ciężar lęku staje się brzemieniem wiary, a przez wiarę Boże światło napełnia człowieka” (O. Clement). Święty Ambroży wyjaśniał katechumenom, że Chrystus wszedł do Jordanu nie po to, aby się uświęcić, jak gdyby potrzebował sakramentu odrodzenia, ale by uświecić wody.” Niezwykle wymownie to wydarzenie przybliża ikonograficzna wizja. Kiedy wzrok przybysza przywyknie do półmroku  weneckiej bazyliki, spojrzenie podąży ku ścianom i sklepieniom rojącym się od barwnych przedstawień. Na mozaice Chrystus ukazany zostaje w pozycji stojącej- otulony zewsząd zalegającymi falami wody; akwen staje się płynnym grobem. Jan Chrzciciel kładzie dłoń na głowie Zbawiciela, a aniołowie asystują tej podniosłej i skąpanej w złocie chwili. Kosmos zatrzymuje się w zadziwieniu nad tym cudem. Na twarzy Oblubieńca rysuje się czułość, miłosierdzie i współczucie. Światło staje się duszą tego przedstawienia, a świat staje na powrót Edenem. „Dzisiaj wody Jordanu zamieniają się w lekarstwo dla ludzi przez pojawienie się Boga naszego. Dzisiaj strumieniami wody, na które tchnął ogniem, napawa się całe stworzenie” (św. Sofroniusz). Uczestniczymy duchowo w strumieniu tego wydarzenia. Chrystus błogosławi wodę, czyniąc z niej materię sakramentalną- czyniąc wspólnotę wierzących „źródeł wody żywej” (Ap 21,6).  Komentuje to dla nas św. Grzegorz z Nazjanzu: „Bądźmy pogrzebani wraz z Nim, aby i z Nim zmartwychwstać, zstąpmy  razem z Nim, aby i z Nim wstąpić, bądźmy wyniesieni wraz z Nim, aby i z Nim być wyniesionymi do chwały.”

środa, 9 stycznia 2019


Każdy przeżyty dzień uświadamia mi jak bardzo zdumiewający jest Bóg w swojej miłości i działaniu. Bóg uchylający swoje miłosierne serce i przygarniający do siebie człowieka w chwilach niepewności, niepokoju, lęku czy bezradności. Odkrywam jak wielka jest siła Jego miłości wypływająca z pulsującego życia modlitwy- liturgii- ołtarza na którym zostaje złożona ludzka kruchość i podniesiona zostaje wraz z materią tego świata ku przemienieniu. Miał rację święty Jan z Kronsztadu mówiąc, że „Pan w Najświętszym Ciele i Krwi swojej przebacza i oczyszcza nas z grzechów; daje oświecenie i spokój wewnętrzny, uzdrowienie i zdrowie duszy i ciała, oraz wszelką łaskę- jedynie ze względu na naszą wiarę.” Otwiera się rana Jego boku, dłoni i stóp, rozlewając miłość niczym balsam na spękaną w bólu egzystencję. Eucharystia- nasycenie pokarmem uzdrowienia i nieśmiertelności ! „Misterium, które rekapituluje pełnię Bożego rozdawania” (Teodor Studyta). To w najpełniejszej modlitwie Kościoła zostają przedłożone Wspólnocie Boskich Osób najbardziej skryte i trudne sprawy. „Twoja ręka trzyma świat. I kosmos spoczywa w Twoje miłości. Twoje ciało życia trwa w sercu Twego Kościoła. Twoja święta krew chroni Oblubienicę.” Lekarstwo par excellence, podnoszące ku życiu i przebóstwiajace. Odkrywamy cud sakramentu dynamizującego życie tych których dotykają choroby duszy i ciała. W ostatnich dniach ogarniałem modlitwą wielu bliskich mi ludzi. Osoby dotknięte chorobą zostały napełnione błogosławieństwem i łaską zdrowia. Cuda – sejsmiczna siła modlitwy poruszająca w posadach czułe serce Boga. Przebudzenie ze śpiączki, brak oznak choroby nowotworowej, odkrycie sensu i wartości życia- to tylko kilka z wielu przypadków które naznaczyła obecność przechadzającego się między tymi sprawami Chrystusa. Wystarczyło tylko „dotknąć się Jego szaty.” Człowiek modlitwy rozumie- jak powie ów prosty wędrowiec z Opowieści Pielgrzyma- „że wszystko się modli, wszystko wyśpiewuje chwałę Bogu.”

wtorek, 8 stycznia 2019


Bracia: My wszyscy, którzy otrzymaliśmy chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć. Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my postępowali w nowym życiu – jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca...   (Rz 6, 3-4. 8-11).

Chrzest jest najbardziej wyraźnym znakiem Paschy Chrystusa i pentakostalnego wymiaru Kościoła. Tertulian pisze: „Chrystus nigdy nie rozstawał się z wodą. On sam przyjął chrzest w wodzie; kiedy został zaproszony na wesele, rozpoczął prezentację swej siły poprzez wodę; kiedy głosił kazania, zaprasza spragnionych do uczestniczenia w jego wiecznej wodzie; kiedy naucza o miłosierdziu, wśród uczynków miłości wymienia zaoferowanie kubka wody sąsiadowi; wzmacnia swą siłę przy studni; chodzi po wodzie… Świadectwo chrztu kontynuowane jest aż do dnia Pasji. Kiedy zostanie skazany na ukrzyżowanie, znów pojawi się woda; a kiedy jego bok zostanie przebity, z rany wypływa woda.” Chrześcijanin rodzi się w tej materii. Wydarzenie chrztu w życiu każdego człowieka wierzącego jest wydarzeniem zbawczym w którym dynamiczna obecność Chrystusa i Ducha Świętego współtworzą nowego człowieka. „Właśnie w tej percepcji wody jako życia, śmierci i jako narodzenia na nowo tkwi jej sens w sakramencie chrztu- pisał A. Schmemann- Stojąc wokół chrzcielnicy, uczestnicząc w pobłogosławieniu wody, stajemy się świadkami nowego aktu jej przygotowania do nowego życia, do nowego stworzenia.” Katechumen wchodzi do basenu chrzcielnego jak do „płynnego grobu”- następuje antycypacja Paschy wraz z Chrystusem. Święty Jan Chryzostom w swojej katechezie mówi wyraźnie: „Czynność zejścia w wodę, a następnie wynurzenia się z niej symbolizuje zstąpienie do piekieł i wyjście stamtąd.” Chrzest zatem jest odrodzeniem, narodzinami i zmartwychwstaniem- partycypacją w wieczności Boga. Niezwykle ujmujące są wczesnochrześcijańskie opisy praktyki udzielania tego sakramentu. Katechumeni podchodzili do sadzawki chrzcielnej, która mogła mieć od dwóch do trzech metrów długości, metr do dwóch szerokości i około metra głębokości. Do dzisiaj zachowały się baptysteria w kształcie greckiego krzyża, gdzie po bokach były schody prowadzące do wody, a w wielu miejscach przestrzeń oddzielały kotary. Katechumeni wchodzili do basenu nago i zanurzali się w wodzie, podczas gdy biskup wypowiadał donośnie imię każdej osoby i recytował formułę chrzcielną: „Chrzczę cię w imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego.” Po czym ochrzczeni- christianitas- już należący do Chrystusa wychodzili z wody i byli namaszczani olejkiem i ubierani w białe szaty. Pięknie referuje dla nas sens duchowy tego rytu św. Grzegorz z Nyssy. Mówi o człowieku przed chrztem- przyodzianym niczym rajski i grzeszny Adam w tunikę ze skóry oraz zeschłych liści. Po chrzcie zmienia się wygląd człowieka, bowiem przyoblekł się w światłość, nieśmiertelność i niezniszczalność. „Czymś wielkim jest Chrzest- powie św. Cyryl Jerozolimski do katechumenów- jest okupem dla jeńców, odpuszczeniem grzechów, śmiercią winy, odrodzeniem duszy, świetlaną szatą, świętą i nienaruszalną pieczęcią, powozem do nieba, rozkoszą raju, prawem obywatelstwa w królestwie, darem dziecięctwa”. Kościół w swoim łonie rodzi „nowe ryby” i  daje nieustannie to, czym sam żyje- życie z Boga !

niedziela, 6 stycznia 2019


Mt 2,1-12

Gdy Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: „Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem Jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać Mu pokłon”… A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. Gdy ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę. A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do ojczyzny.

Objawienie Pańskie- gr. Epiphaneia- można przetłumaczyć, jako ukazanie się, objawienie się Chrystusa podążającym za gwiazdą mędrcom; którzy paradoksalnie są poganami. Wcielony Bóg, daje się poznać najpierw poganom. W poemacie Eliota pt. Podróż Trzech Króli, zostaje postawione intrygujące pytanie, włożone w usta jednego z wędrowców: „Czy droga wiodła nas do Narodzin, czy do śmierci ?” To stwierdzenie oddaje niezwykle wymownie klimat napięcia i niebezpieczeństwa, który towarzyszył Magom wypatrującym miejsca narodzin cudownego Dziecka. Tu nie ma nic z bajkowości, czy sentymentalnej przygody. W trudną wyprawę wpisany jest element indywidualnego dramatu; rozterki, wątpliwości, piętrzące się pytania. To dla nas- sentymentalnie rozczulonych widzów, wszystko wydaje się przesycone intrygującą do szpiku kości tajemniczością- fabułą, której akcja rozpościera się pomiędzy ckliwą fascynacją zobaczenia Mesjasza, a ryzykiem niepowodzenia powziętej misji. Nie można tego wydarzenia opisanego na kartach Ewangelii, czytać powierzchownie i uczuciowo. Tutaj zbyt wiele się dzieje…, tutaj potrzeba spojrzenia z wiarą. Każdy przemierzony odcinek drogi tych ludzi, był zrodzony z tęsknoty. Tu nie chodzi o ciekawość, ale o dotknięcie szczęścia. Kiedy człowiek zobaczy Boga, nawet w tak beznadziejnie niemiłej scenerii, jaką była betlejemska grota- powraca wypełniony miłością. Jak pisał św. Leon Wielki: „Magowie osiągają swój cel upragniony. Za przewodem gwiazdy, odnajdują Dziecię, Pana naszego Jezusa Chrystusa. Adorują Słowo w ciele, Mądrość w dziecinie, Moc w słabości, Pana chwały w prawdziwie ludzkiej naturze. Aby zaś cud wiary i poznania na zewnątrz, zaświadczają darami to, co w sercu uznają za prawdę: Bogu- kadzidło, człowiekowi- mirrę, Królowi- złoto składają w ofierze, głębokim wejrzeniem ducha czcząc boską i ludzką naturę w jednej Osobie”. Dla nich to było święto Narodzin- Życie im się objawiło. Czy my jako ludzie wierzący potrafimy uczestniczyć w Narodzinach ? Uczestniczyć w Narodzinach, czyli uczestniczyć w triumfie miłości samego Boga. Narodziny są wtedy, kiedy w mojej duszy zamiast zniechęcenia, duchowego obumierania, niepokoju- zrodzi się miłość. Aby jak modlił się święty Izaak Syryjczyk „Wobec słonecznego Dziecięcia stać się jak mrówką”. Chodzi tu o nasze nawrócenie, zobaczenie swojego życia oczami Boga, który stał się Miłością. Może potrzeba nam duchowego przebudzenia, tak jak Mędrcy zostali zbudzeni w nocy z głębokiego snu, udać się dalej w drogę- niosąc w swoim sercu i pamięci doświadczenie Cudu. W burgundzkim Autun, gdzie we wczesnym średniowieczu powstała urokliwa katedra Saint- Lazare, znany z imienia mistrz Gislebertus, wyrzeźbił na dwóch kapitelach opowieść o Trzech Królach. Jego działa należą do najbardziej wzruszających wyobrażeń rzeźby romańskiej. Na jednym kapitelu przedstawił scenę ofiarowania darów Małemu Jezusowi. Pełna prostoty i niezwykle radosna scena, w której radość ofiarujących, spotyka się ciepłym spojrzeniem i przyjęciem przez Boga-Człowieka. Od momentu złożenia darów, wędrowcy przestają być ludźmi poszukującymi- stali się wierzącymi, opromienionymi spojrzeniem Dziecka. Na drugim przedstawieniu możemy zaobserwować „Sen Świętych Trzech Króli”. Przeniknięty zmysłem wiary artysta, ukazuje trzy koronowane postacie obok siebie pod wielkim okrągłym przykryciem. Podczas gdy dwaj królowie pogrążeni są w głębokiej fazie snu, trzeciego z nich budzi delikatnym dotknięciem dłoni, pokazując mu gwiazdę. To jest przesłanie również dla każdego z nas. Jesteśmy budzeni w środku nocy, aby poderwać się i zobaczyć wschodzącą gwiazdę. To początek naszych narodzin…

czwartek, 3 stycznia 2019


Ps 27, 8-9

 O Tobie mówi moje serce: Szukaj Jego oblicza. Szukam, o Panie, Twojego oblicza; Twojej twarzy nie zakrywaj przede mną...

Pierwsze dni nowego roku- inspirujące wyzwania, sytuacje i zaskakujące wydarzenia które pisze życie. „Bóg wymaga od człowieka nie tylko pokory ale i odwagi”- pisał M. Bierdiajew. Codzienność zostaje zanurzona w nurcie „nowego czasu”- w mozolnym, szczęśliwym poznawaniu istoty rzeczy i byciu rozpoznawanym. Stają przede mną kolejne szanse wobec których muszę wyjść naprzeciw. Przekroczyć rubikon własnych ograniczeń, wejść w przestrzeń wolności i poznania; przeniknąć inność osób i spraw zewsząd napierających.  Tym, co mnie najmocniej intryguje to otaczająca rzeczywistość- ten przypływ i odpływ myśli- wrażeń które rzeźbą wewnątrz bytu krajobrazy duszy. Najbardziej fascynujące jest poszukiwanie Boga. Odnajdywanie Boga w ludziach. Człowiek wychylony ku wieczności nie może znudzić się nieustannym szamotaniem; zdumieniem rezonującym siłą wdzięczności, uwielbienia i narastającego szczęścia. Myślę, że Bóg potrafi z każdym rozmawiać w jego własnym- najbardziej komunikatywnym języku. Dlatego wiara jest czymś tak intymnym- misterium spotkania- podniesienia ku górze. Osobiście odkrywam Jego obecność w języku piękna. W obrębie triady filozoficznych pryncypiów Piękna, Dobra i Prawdy, które tak chętnie kiełkują w kulturze, to jednak Piękno ma w sobie najintensywniejszą siłę przyciągania. „Późno cię umiłowałem, Piękności tak dawna, a tak nowa, późno cię umiłowałem”- wyzna św. Augustyn. Objawienie Boga objawia się w pięknie i udziela się przez nie w sposób całkowicie przystępny, interesujący i przeobrażający. „Oglądanie Boga polega na tym, że w duszy nigdy nie zamiera pragnienie, by podnieść wzrok ku Bogu”- twierdził św. Grzegorz z Nyssy. Teologia, kultura i wypełniająca ją szczelnie po brzegi sztuka jest wędrowaniem ku Wcielonemu Pięknu. „Bóg jest pięknem absolutnym, ponieważ Jest On absolutnym istnieniem osobowym. Dlatego rodzi pragnienie, wyzwala i zarazem pociąga... Sam będąc ponad wszelkim ruchem i spoczynkiem, daje każdej istocie poczucie tożsamości niczym niezmieszanej, lecz zarazem otwartej i ożywionej dynamizmem miłości” (O. Clement). Sztuka jest dla mnie transferem wiecznie trwałych wartości, pociech i poruszeń. Sztuka zrodziła się z odwiecznie stawianych pytań o piękno absolutne- owo claritas nieprzerwanie Istniejącego. Nawet w Ewangelii wzrok podniesiony ciekawością zmierzał ku nowej jakości percepcji. W pytaniu Filipa rezonuje poszukiwanie Oblicza Boga- Piękna jaśniejącego blaskiem prawdy. „Panie, pokaż nam Ojca i to nam wystarczy. Jezus powiedział mu: Ten, kto Mnie widział, widział Ojca” (J 14,8-9). Sztuka jest teologiczna, choć pewnie większość mi współczesnych będzie się odżegnywać od tego stwierdzenia. Nie oczekuję, że większość ludzi patrzących na wielkie dzieła sztuki doznają jakiegoś duchowej przemiany. Nie można być aż tak naiwnym. W kulturze jednak drzemie witalizm wiary. Uważam że istnieją dzieła niepokojące, dramatyczne- zdolne poruszyć ducha ludzkiego; autentycznie przemieniające oczy i duszę. Często powtarzam moim słuchaczom niepokojącą diagnozę artysty B. Newmana „impulsem sztuki nowoczesnej jest często pragnienie zniszczenia piękna.” Artysta nie powinien ukazywać świata według obrazu własnej wyniszczonej duszy. Powinien podnosić świat ku pięknu, a nie profanować je w imię wyimaginowanej wolności. Podnoszą mnie zawsze na duchu słowa rosyjskiego myśliciela: „Tak jak każdy człowiek stworzony na obraz Boga  jest Jego żywą ikoną, tak ziemska kultura jest ikoną Królestwa Niebieskiego. W chwili wielkiego przejścia Duch Święty „palec Boży” dotknie tej ikony i coś pozostanie z niej na zawsze.” Nowy czas jest oczekiwaniem na dotknięcie- komunię z Pięknem.