Na zewnątrz mróz i przyprószone
śniegiem kontury miasta który przemierzając powolnym krokiem, półsennie w
odmętach migotliwej aury, zmienia się wraz z ociężałością stawianych stóp i
nachalnych muśnięć wiatru. Heidegger słusznie zauważył: „Tylko tam, gdzie jest
widmo trwogi, jest szczęśliwość zadziwienia.” Zima posiada swoją niepowtarzalną
atmosferę i wyostrza zmysły na inne odczucie świata, towarzyszących mu zapachów
i kulcie ojczystego krajobrazu przechowywanego szczelnie w kapsule pamięci i
serca. Zimno zamyka ludzi w kokonie domu, wypatrywanych źródeł ciepła i
światła, obłaskawiających przytuleń bliskich, smaku herbaty której korzenny
posmak pozostaje na długo po tym, jak następuje ciepło i cudowność błogostanu
na kącikach ust, oraz wnętrza - przyśpieszającego natychmiastowość snu. To czas,
kiedy wszystko spowalnia i poddaje się drobiazgowemu przeżywaniu chwil które
odwlekane pośpiesznością i nerwowością, powracają w spokojnie przeżywanych pauzach.
„Lecz słuchaj wielkiego powiewu, tej nieprzerwanej wieści, która kształtuje się
z ciszy” – Rilke upominał swoje serce by słuchało Boga. Mechanizm wyobraźni
zatrzymuje na delektacji rzeczywistości z której dopiero wybudzi się wieczność.
„Uczynię miejsce dla siebie. Z tego krajobrazu”- wzdycham za poetą. Spoglądam na
zimowy obraz Fałata i chciałbym się wznieść jak ów ptak nad pejzażem skutym
śmiercią, po której rzeka, zapewne przeistoczy się w żywioł tętniącego życia i
spulchni porowatą skórę ziemi. Wystarczy obudzić wyobraźnię; przemierzyć brodem
rzekę, prężnymi krokami, przechodząc przez zmierzch ku nastaniu skąpanemu w
słońcu świtu. Dzieci kochają zimę, przestrzenie puszystej bieli przepruwanej
sankami, nartami, czy szklistości łyżew po skutych lodem jeziorach. Bezmiar
radości przecinanej troskliwymi spojrzeniami rodziców, limitem czasu i
przemoczeniem, po którym radość z doświadczenia ciepła, pozostawia najtrwalsze
z kolekcjonowanych wspomnień dzieciństwa. Na powierzchni wymalowanego bielą
świata, serce spowalnia, a oczy nasyca bezkres nieprzemierzonych dotychczas
dróg i miejsc. „Musimy stać się dorośli, aby zrozumieć, że dorośli nie istnieją
i że zostaliśmy wychowani przez dzieci, których zbroja naszego śmiechu uczyniła
je fałszywie nietykalnymi”- pisał Ch. Bobin. Tylko dziecko potrafi dostrzegać
poza zasłoną niepoznania i dorosłej racjonalności Boga, posyłającego uśmiechy i
roztaczającego dźwięki na które zamknięte są uszy dorosłych. Znalazłem Boga w ornamentach
lodu, szczelnie wypełniającego starą szybę witryny. Dostrzec Go w płatkach
śniegu, opadających na głowy zamyślonych poważnie mędrców. Odkryć Go w
uśmiechach innych dzieci których autentyczność spojrzeń jest najbliższa
pierwszym zapatrzeniom w pięknie. Radość okaże się kruchą, jeśli o niej nie
opowiemy dalej, jeśli nie postaramy się jej przekazać innym.