środa, 28 września 2022

 

Dwie są drogi, jedna droga życia, a druga śmierci- i wielka jest różnica między nimi- dźwięczy mi w uszach starożytne pouczenie z Didache. Za oknem przyroda opowiada nam o rytuale przechodzenia w stan snu. Cykliczność czasu w którym zawiera się prawda o odejściach i powrotach. Powtarzający się rytm natury, niczym przypływ i odpływ morza którego szum porusza ukrytą krainę duszy. „Czuliśmy się  schwyceni w dawny kołowrót, w życie uplecione z pór roku, wakacji, ślubów i śmierci. Cały ten bezpłodny zamęt tego, co na powierzchni”- pisał Saint-Exupéry. Pora jesiennego zamyślenia i chowania spraw pod powłoką spadających liści. Zatopienia w błogiej poświacie śmierci i rozpadzie materii na drobne pierwiastki które przenosi z miejsca na miejsce taneczny podmuch wiatru. Człowiek jest częścią tego powszechnego obumierania; przejmującej umysł świadomości rozstania i przechodzenia ku tajemnicy innego miejsca. Istnieje jakaś intrygująca ekonomia śmierci, zapisana niczym genotyp w naturze świata. Nie uważam, jak suponował Jankélévitch, że „śmierć jest pustką wdzierającą się w pełnię życia.” Ona nie jest pustką, raczej koniecznością wymagającą oswojenia- progiem za którym jest coś, czego nie sposób oddać najbardziej plastycznym słowem lub wyobrażeniem. „Mogę wyobrazić sobie, że już nie istnieję, nie mogę sobie wyobrazić jednak, że już mnie nie ma”(M. Oraison). Śmierć jest misterium ! Pomimo opasłych publikacji poświęconych przeżyciu mortualnemu, ciągle jesteśmy wobec jej fenomenu bezradni jak zagubione w lesie dzieci. W jakikolwiek sposób będziemy o tej rzeczywistości rozmyślali, będzie to jedynie sfera przeczucia, intuicji, czy cucącego realizmu który należy zachować wobec faktu nieuchronnego odchodzenia. Tylko na moment można odroczyć jej przyjście. Człowiek współczesny boi się przyjąć ideę szczęśliwego końca, ponieważ ciężar tej prawdy wymagałby przemodelowania własnego życia na miarę świata doskonałego. Wielu musiałoby przestać żyć jak poganie i dopuścić „mit” o końcu poddanym całkowitemu przeobrażeniu. Wraz z amplitudą myśli, świadomość musi dojrzewać i wadzić się z mechanizmami obronnymi umysłu który do końca będzie próbował wszystko zracjonalizować i wyprzeć. „Kiedy pierwsze rzeczy przeminą”(Ap 21,4) wszystko zajaśnieje blaskiem prawdy. Dla chrześcijanina wpatrzonego w Chrystusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego nie istnieje pustka, lecz otchłań, którą zwycięski Bóg wypełnia życiem. Wierzącym jest odrobinę łatwiej, bowiem wyzbyci są z  paraliżującego i przygniatającego serce roztargnienia. W swej urzeczywistnionej doskonałości, wielu świętych przetarło szlak ku horyzontowi nadziei i wyczekują nas kosztując in blanco życia niebiańskiego. Jak powie święty Makary: „Wszyscy w Nim żyjemy, albowiem nie ma w Nim śmierci.”

poniedziałek, 26 września 2022

 

Historia buzuje natrętnie na naszych oczach. Gdyby nie obawa przed uogólnieniami to można rzec, iż kołowrotek czasu powraca do sytuacji newralgicznych poprzedniego stulecia. Konflikty wojenne, roszady polityczne na scenie europejskiej, niepokoje podsycane przez ambitne osobowości świata władzy i biznesu. Świat skarłowaciały od naporu niewiadomych i ciągle co bądź podsycanych lęków. Na ten moment w oczach przeciętnego przechodnia, wektor historii przesuwa się w kierunku końcowej katastrofy- jakiekolwiek przybrałaby ona kształty. Niepewność to słowo klucz powtarzane na każdej rozciągłości geograficznej Europy i poza jej granicami. Pomimo tych przesadnie futurystycznych i przepastnie paraliżujących kaprysów codzienności, na horyzoncie widać światła nadziei. Jestem jak ten mężczyzna z obrazu Wasniecowa Zmierzch dumającego skrycie nad zagadkami świata. Rezonuje we mnie pytanie postawione przez Eliadego w Micie wiecznego powrotu: „Jakie pocieszenie znaleźlibyśmy, wiedząc, że cierpienia milionów ludzi pozwoliłyby na objawienie sytuacji granicznej kondycji ludzkiej, gdyby poza tą sytuacją graniczną była tylko nicość ?” Trzeba przeniknąć tajemnicę ducha ludzkiego, aby w całej pełni zrozumieć ten stan szamotaniny i kryzysy które potrząsają Europą. Jakichkolwiek nie dotkniesz strun, to wydobywa się fałszywe brzmienie, tak skutecznie zagłuszające prawdę, iż jesteśmy skłonni uwierzyć że tak już musi być. „Na Zachodzie zagubiono Chrystusa i wskutek tego Zachód upada”- napisał w liście do Strachowa w 1871 roku Dostojewski. Tylko prorok potrafi z właściwym dla siebie realizmem sondować grancie ludzkiej wolności i dostrzegać tych zamiarów dalekosiężne konsekwencje. W pluralizmie wyłaniających się z odmętów codzienności Lewiatanów, można poczuć się zdezorientowanym i lękliwie bezradnym. Pomiędzy dwoma biegunowi irracjonalnej pogardy: Rosji, podejmującej na Zachód pochód śmierci i liberalnych elit wchodzących na nasze podwórko, próbujących wymodelować człowieka spolegliwego i nowoczesnego- pozbawionego autorefleksji i moralności. Świat na opak w którym wszystko można zaprotokołować i w kształcie unijnej ustawy narzucić ogółowi. Można orzec w jednej chwili, że nie ma mężczyzny i kobiety, a są jedynie bliżej nieokreślone jednostki- podmioty wszechglobalnego świata. Bez zająknięcia i mrugnięcia okiem orzec, że abortowane dziecko to tylko zlepek komórek- odpadek lub paproch, co nam nieproszony wpadł do oka. Obawiam się ludzi szperających w zakamarkach mojej duszy; modelujących rzeczywistość podłóg własnego i zdegradowanego wnętrza. Decydentów nakreślających granice mojej wolności i podkopujących niezmącony stan mojego ducha. Z takim światem przychodzi nam się mocować pomiędzy chwilami wytchnienia i smakiem spijanej kawy w towarzystwie podobnie myślących i czujących ludzi których powolne ubywanie sprasza deszcz łez. Zwietrzały od nieprzyzwoitych zapachów czas, uwiera „prostaczków” i „maluczkich” o których mądrość Ewangelii zwiastuje iż są najbliżej Królestwa Bożego. Po raz kolejny przekonuję się, że wiara pozwala odsunąć do siebie niepewności, owe antynomie duszy świata, bezdroża głupoty i mielizny wyobraźni. „Historyczna droga nie została jeszcze przebyta- pisał G. Florowski- jeszcze się nie skończyła… Droga jest otwarta, choć trudna. Surowy wyrok historii powinien przeobrazić się w twórcze wezwanie, by spełnić to co nieziszczone.” Niech Duch dotyka swym palcem strugi czasu i przemienia w nim ludzkie plany, ambicje, poczynania, dając tym samym możliwość nowego kiełkowania życia. Być może pług który przechodzi przez kości umarłych, natrafi na odkupienie czasu i eksplozję życia ! Świat ogarnie długo wyczekiwany pokój. Kończę to rozważanie wierszem Jana Polkowskiego: „Jutro wygląda zawsze lepiej jeśli się wczoraj o nim zapomni. Jeśli los rozpoczęty da się zmylić. Ukryć przed nienarodzonymi którzy pragną zbudzić się w okowach żeby łzom matek nadać sens.”

niedziela, 25 września 2022

Potem opowiedział zaproszonym przypowieść, gdy zauważył, jak sobie pierwsze miejsca wybierali. Tak mówił do nich: «Jeśli cię kto zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca, by czasem ktoś znakomitszy od ciebie nie był zaproszony przez niego. Wówczas przyjdzie ten, kto was obu zaprosił, i powie ci: "Ustąp temu miejsca!"; i musiałbyś ze wstydem zająć ostatnie miejsce. Lecz gdy będziesz zaproszony, idź i usiądź na ostatnim miejscu. Wtedy przyjdzie gospodarz i powie ci: "Przyjacielu, przesiądź się wyżej!"; i spotka cię zaszczyt wobec wszystkich współbiesiadników. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony» (Łk 14, 7-11). Dzisiejsza Ewangelia ogniskuje naszą uwagę wokół sztuki pokory. To najtrudniejsza z cnót do udźwignięcia dla człowieka współczesnego, tak silnie uwikłanego w pokusę bycia na pierwszym miejscu. „Sługa nieużyteczny prosi: Panie spraw żeby ostatnie słowo nie należało do mnie”(W. Wencel). Świat tak silnie przynagla nas do idolatrii samego siebie, iż bycie ostatnim i pominiętym- wydaje się oznaką największej słabości i tchórzostwa; bycia niezauważonym i pominiętym na drodze społecznego awansu. Kariera, pieniądze i władza nad innymi mogą deprawować duszę ! „Panie, moje serce się nie pyszni i oczy moje nie są wyniosłe. Nie gonię za tym, co wielkie, albo co przerasta moje siły… Przeciwnie: wprowadziłem spokój i ład do mojej duszy”(Ps 131). To rozważanie o pokorze przybiera realne kształty w przypowieści którą Chrystus przedkłada swoim słuchaczom. Nie chodzi tu o etykietę, czy prawidła hierarchicznego porządku. Uczta którą odmalowuje tworzywem słowa ma sens eschatologiczny. Jest w tym pewna ikonograficzna wizja końca- Sądu Ostatecznego- powszechnej wspólnoty zasiadającej przy stole biesiadnym z Bogiem. „Uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem”(Mt 11,29). Tak prosta, a zarazem wymagająca postawa z innego fragmentu Ewangelii, wskazuje gdzie leży źródło pokory i jak należy postępować aby stała się urzeczywistnioną. Pokora to nie tyle ustępowanie miejsca innym, to całkowite wywłaszczenie z pychy, poklasku, bycia zauważonym i docenionym. „Bo jeden chce zająć miejsce drugiego”- powie mądrość rabinacka. Pokora jest uniżeniem, pochyleniem się ku innym z postawą bezinteresownego sługi. Bóg wymyślił pokorę, aby ratować świat o napompowania egoizmem i pokusą rozpychania się pośród innych. Bycie pokornym przygniata inteligencję popychającą człowieka do nieustannego przesuwania granic władzy nad słabszymi. Ona zakłada naszą przemianę wewnętrzną połączoną z uzdrowieniem. „Jeśli chcesz być prawdziwie pokornym, to uważaj siebie za najnędzniejszego z ludzi”- pouczał św. Jan Kronsztadzki. W tym pragnieniu bycia mniejszym od innych wyraża się idea komunii, przenikniętej miłością współodpowiedzialności za wspólnotę tworzącą świat, który oczyszczony w strumieniu łaski zostaje wprowadzony do wnętrza Kościoła. „Nie kupujcie dla mnie trumny z drzewa dębowego, lecz zamiast trumny kupcie za te pieniądze białe chleby i rozdzielajcie je między ubogich. Mnie zaś owińcie w korę drzewa, wykopcie dół i złóżcie w nim”- napisał w swoim testamencie pewien średniowieczny mnich. Pokora to brama do miłości i wieczności !

piątek, 23 września 2022

Oglądana z bliska rzeczywistość wydaje się aż nazbyt wyraźna i ociężała, aby mogła unieść ciężar istnienia tych na których każdego dnia spadają bomby i świat do którego się przywykło, obraca się w ruiny. Simphonia lacrimosa ! Wszystko znika w oddali płochych i przeraźliwie uwierających wspomnień. Cząstka mrocznego świata do którego nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby wejść nawet na chwilę. Mądrość chasydów powie: „Człowiek nie może być wybawiony, póki nie dostrzeże szkód, jakie poniósł na duszy, i za nim nie podejmie ich naprawy… W takiej mierze możemy być wybawieni, w jakiej poznamy siebie.” Współczesny świat rozdzielają nowe demony nienawiści popychające ludzki egoizm ku niszczącej sile śmierci, odsłaniając civitate diaboli. Przygniatający realizm czasu „małej apokalipsy,” wobec którego inni stają w postawie przeczekania i jednocześnie obarczonego niedowierzaniem wyczekiwania na jutro, które ostatecznie może nie nadejść. Z otchłani ludzkiego cierpienia wyłania się wołanie o Boga rozdającego w nadmiarze prawo do gospodarowania wolnością. To prawda, On rozrzutnie udziela wolności, nawet jeśli człowiek użytkując ją przykłada rękę do demonicznych i miażdżących czynów, skierowanych wobec innych- najbardziej bezbronnych. Bóg nie ponosi odpowiedzialności za tragedie ludzkiej zapętlonej rzeczywistości. „Nie odbierze wolności, która stanowi o naszym człowieczeństwie”(W. Hryniewicz). Jakże nieodgadnione są te ścieżki darmowej wolności na których krańcach musi ostatecznie stawić stopy Odkupiciel, aby na ludzką grzeszną chropowatość istnienia położyć błoto oczyszczenia i rozszerzyć szczelinę swego boku; dla grzeszników zasklepionych w grzechu i wyświechtanej wolności. „Zbliż mnie do ust, Panie. Tchnij na mnie: Niech się upewnią, że żyjesz”- powie poeta Sergiusz Krugłow. Jednak dramat cierpienia wpisany jest w świetlisty Krzyż Baranka i Jego milczącą zgodę na zmiażdżenie ludzkim grzechem. To jednak nie jest koniec, lecz jedynie początek. Oddają to z poruszającą ekspresją teksty święta Paschy: „Gdy do grobu zstąpiłeś, o Nieśmiertelny, wtedy zniszczyłeś moc otchłani i powstałeś jako zwycięzca, Chryste Boże.”

środa, 21 września 2022

Po przesuniętym w czasie wystąpieniu rosyjskiego przywódcy o powszechnej mobilizacji wojennej, świat Internetu zadrżał w posadach. Żyjemy poddani konieczności czasu który wiedzie nas ku śmierci. Starożytny poeta powie, że „czas świata dzieckiem jest, które się nim bawi w kamyczki…” Nasza rzeczywistość jest pełna fanatycznych zbrodniarzy rozmyślających skrycie o położeniu kciuka na przycisku inicjującym masową eksterminację atomową. W Rosji zadrżało, ponieważ wielu zwyczajnych i żyjących poza ledwie docierającym medialnym szumem, nagle zdało sobie sprawę, iż świat stoi przededniu światowej katastrofy za którą jest odpowiedzialny jeden nieobliczalny w swych autorytatywnych decyzjach człowiek. Nie jest bezpiecznie- ten lapidarny komunikat przenika również świat Zachodu próbujący mniej lub bardziej dyplomatycznie lawirować pomiędzy koniecznością zbrojnej reakcji, a możliwością jej uniknięcia. Nowy kontekst wojenny na Ukrainie i kilka mniejszych punktów zapalnych w Europie, przyczynił się bez wątpienia do zburzenia świata monolitu kształtowanego mozolnie po dwóch wielkich wojnach XX wieku. Czy ze świata który znamy będzie jałowa ponuklearna pustnia ? Nie można bagatelizować tych komunikatów, ani też do końca dawać im wiary. Wszystko jest niestabilne i zasiane nachalnie na rozstaju dróg. Skuteczny opór Ukraińców wydawało się, że na jakiś czas zatrzyma nawałnicę okrucieństwa i śmierci. A to jedynie cisza przed burzą której konsekwencje mogą mieć o wiele większą siłę rezonowania. Próg wrażliwości Rosjan się nie zmniejszył i wielu z nich po raz kolejny i przymusowo będzie wysłanych na front aby rabować, gwałcić i dokonywać czystek na ludności cywilnej. Ziemia narzyźniona ciałami zamordowanych i poległych żołnierzy- często bezimiennych- przeniknięta jest milczeniem którego siła obezwładnia i rzuca na kolana. Dusza narodu który wydał tak wielu świadków wiary i męczenników „przemarzła, skurczyła się, być może już na zawsze”(A. Szałamow). Wielka Święta Rosja zatruta jadem Antychrysta- niezaspokojonego demona podziału, karmionego nienawiścią której zasadności nikt nie potrafi zrozumieć. „Zło jest ogniem pożerającym- pisał Edyta Stein- Gdyby zostało u siebie, musiałby siebie zniszczyć.” Odraza do życia prowadzi do urzeczywistnienia piekła. Gdy świat przestaje wsłuchiwać się w głos Boga, to wybuchają bratobójcze wojny. Ironia prawdy której brzmienie zagłusza ludzka desperacja i chęć odwetu. Monopol okrucieństwa służy jedynie tym których wewnętrznie przeszywa lęk o własne życie. W tym zawiera się tragizm panowania i przetrwania za wszelką cenę. Mamy tu moralne źródło przemocy kompletnie niezrozumiałej dla ludzi których serca przenika idea pokoju. W tym tyglu niepewności chrześcijaństwo proklamuje nadzieję, której siła rodzi się z lekarstwa modlitwy. Dobro musi ostatecznie zatriumfować nad złem „ponieważ chrześcijaństwo jest religią zmartwychwstania, które nie godzi się ze śmiercią i znikaniem, dąży do wskrzeszenia wszystkiego, co autentycznie istnieje.”

niedziela, 18 września 2022

W dniu wczorajszym podróżując z rodziną, rozmyślałem nad opisanym w Ewangelii wydarzeniem wskrzeszenia syna wdowy z Nain. Nie tyle zatrzymuję się nad warstwą historyczną tego tekstu, co nad jego przesłaniem duchowym. Rozrzewnia mnie ten opis w swoją głębią emocjonalną. Matka i wdowa traci swojego jedynego syna- ostatni promyk szczęścia który nadawał sens jej życiu. Nasuwa mi się mimowolnie mit o Niobe, która po śmierci dzieci nieruchomieje i kamienieje. W tym przypadku milczący ból zostaje przekuty w modlitwę zauważenia i pragnienia. Całun przygniatającego duszę smutku zostaje natychmiast zerwany. Chrystus nie pozostaje obojętny wobec tak ujmującej serce sytuacji. „Pan zlitował się nad nią i rzekł do niej: „Nie płacz.” Potem przystąpił, dotknął się mar- a ci, którzy je nieśli, przystanęli- i rzekł: „Młodzieńcze, tobie mówię, wstań !”(Łk 7, 13-14). Martwe ciało otulone chłodem i zroszone bólem najbliższych osób, może zostać jedynie położone na ołtarzu splecionych dłoni Boga. Nadzieja polega na oczekiwaniu, że dokona się cud. Potok łez może sprosić łaskę uzdrowienia, pozwalając przezwyciężyć w sobie stan ludzkiej rozpaczy. Gest wzruszonego Jezusa jest ikoną miłosierdzia, bowiem dramatyczny los człowieka, natychmiastowo splata się z losem współczującego Boga. On „wziął na siebie nasze słabości i nosił nasze choroby”(Iz 53,4). Stając wobec współczesnego człowieka- bezsilnego, zagubionego i wydanego śmierci, powtarza nieustannie to samo, pełne mocy wezwanie: „Tobie, mówię, wstań !” Podnosi z łoża duchowej obojętności, otwiera oczy i uszy, udrażnia arterie serce i wydobywa ostatecznie z grobu śmierci, przenikając wszystko dynamizmem zmartwychwstania. Ten poryw życia zamknięty w milczącym geście dotknięcia mar, wyraża ekonomię zbawienia w którą zostaje wpisana ludzka kruchość istnienia „uczestnicząc w jego powszechnym zbawieniu na drodze historii, zbawiając ciało od śmierci”(M. Bierdiajew). Chrystus dotyka „możliwego w niemożliwym i nadziei tam, gdzie nie ma już nadziei”(św. Grzegorz z Nyssy). W tej ujmującej historii żałobnego konduktu jest również miejsce na moją nadzieję. Istnieje przestrzeń życia w którą się wkracza z serce przepełnionym wiarą. Jestem „dzieckiem” wdowy z Nain, wskrzeszonym synem wdowy z Sarepty i Łazarzem- przyjacielem Mistrza.

czwartek, 15 września 2022

Wieczna niech będzie twoja pamięć, godny wiecznej szczęśliwości…Przychodzą takie chwile w życiu, gdzie na wiele spraw kładzie się cień śmierci. Pogrzeb osób bliskich jest nie tylko powodem do wnikliwej refleksji na zatrzymaniem rytmu biologii, ale nade wszystko ma wymiar głębszy- symboliczny i eschatologiczny. Dla wielu śmierć jest czymś tajemniczym, odseparowanym, czymś niewymawialnym, wypieranym nieudolnie ze świadomości. W przekonaniu niektórych śmierć zagląda szeroko w oczy tym, w których próbuje uchwycić okruchy prawdy. A przecież w tej „niewiadomej” zawiera się już kiełkowanie życia za progiem doświadczalności cierpienia, opłakiwania i straty. „Oddajcie zmarłemu ostatni pożegnalny pocałunek.” Trzy dni temu dowiedziałem się o odejściu mojego wujka Henryka. To drugi z braci mojego taty który przetarł szlak do wieczności. Goethe twierdził, że śmierć kogoś bliskiego jest zawsze „niewiarygodna i paradoksalna.” Poznanie tego traumatycznego stanu rzeczy, może stać się czymś budującym i pełnym nadziei wyglądaniem poza próg obarczonego bagażami przygodności istnienia. Czyż nie jesteśmy częścią krętej historii w której ludzkie twarze stanowią wielki ikonostas opieczętowanych miłością przyjaciół Baranka ? Jestem przekonany, że trzech braci zasiada teraz przy przeobfitym stole miłości, niczym symboliczne anioły z Trójcy Świętej pędzla Rublova. Komunia miłości ! To pozwala przybliżyć się do prawdy, iż chrześcijanin jest człowiekiem świtu i tęsknoty ! Pierwsi chrześcijanie w indywidualnej śmierci wyznawcy, dostrzegali już jego egzystencję na sposób nowych narodzin. Dlatego takim szacunkiem otaczali ciało zmarłego i zwracali się do niego jak do żywego: „Wstań, bracie, ucałujmy się.” Z przygotowaniem zmarłego wiązał się również rytuał zapalania lampek oliwnych lub świec. Et lux perpetua luceat eis. Spalająca się świeca była symbolem ulotności życia, a jej światło przypominało żyjącym o Światłości- „pachnącej jasności”- która wzeszła w poranek wielkanocny. Zdumiewające rytuały przygotowujące zmarłego do przejścia nie są jedynie wspomnieniem anachronicznych tradycji lecz również przenikają nasze- osobliwie nowoczesne podejście do towarzyszenia zmarłym. „Odwracamy trumnę na wschód, przewidując tym położeniem zmartwychwstanie tego, który w trumnie spoczywa”- pisał św. Jan Chryzostom. „Ziemio, rozwarłszy się, przyjmij co z ciebie stworzone”- to katecheza o przemijalności wchodzącej w „nieustanne Boskie światło”(Dionizy Areopagita). Wszyscy rodzimy się i umieramy w Chrystusie, to wielka prawda przeżywana na sposób liturgiczny. Wielki krąg życia w którego centrum jest przemieniony i zmartwychwstały Pan. Przed nami jest Pascha- przejście do wieczności i radość przebywania z Bogiem. Zrozumie to jedynie ten kto potrafi w drganiu duszy, poczuć intensywność życia pochłaniającego czas i poddana jej objęciom kruchości natury. „Wieczność jest tak samo w czasie, jak ponad nim”- pisał D. Staniloae. Na każdym z rodzinnych pogrzebów na których dane jest mi być, powtarzam słowa: Nie mówię żegnaj, lecz do zobaczenia po drugiej stronie Raju !

środa, 14 września 2022

Świat mający cztery krańce dzisiaj uświęca się przez podniesienie mającego cztery końce krzyża Twego, Chryste Boże nasz, a wraz tym podnosi się moc wiernego ludu twego- tak stichera dzisiejszego dnia wychwala najważniejszy znak chrześcijaństwa; trofeum życiodajnego Krzyża. „Gdy wywyższycie Syna człowieczego poznacie, że ja Jestem” (J 8,28). Chrześcijaństwo przez kręte wieki historii spogląda na Krzyż i kontempluje na nim swego Pana- Baranka, Wojownika i Zbawcę. W krzyżu niczym w kadrze błony fotograficznej zostaje zatrzymana głębia miłości Boga, oddającego w ręce ludzi własnego umiłowanego i współistotnego Syna. „Jednakże ten, kto zna misterium Krzyża i Grobu- pisał Maksym Wyznawca- zna również podstawową rację wszystkich rzeczy.” Jakże uświęcone zostało drzewo kaźni, rozkwitając niczym edeniczne drzewo poznania. Rozłożyło swoje gałęzie, czyniąc z nich tron dla Króla. Dlatego chrześcijanie Zachodu utkali nabożeństwo Męki Pańskiej takimi oto słowami wezwania: „Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Ciebie. Żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.” Ile jest w tym westchnieniu religijnego żaru i współodczuwania wraz Nim trudnej, niejednokrotnie osobistej drogi bólu. Na drzewie tortury zawisł Ten, którego ręce udzielały błogosławieństw, uzdrawiały i przywracały wzrok niewidomym, wymazywały trąd z ludzkich twarzy i pisały na piasku kiedy „bezgrzeszni” próbowali cisnąć kamieniami w cudzołożną kobietę. Te dłonie połamały chleb, który stał się najdrogocenniejszym skarbem poranionego przez grzechy Kościoła. W końce te dłonie zostały przytwierdzone do drzewa i pozostają ciągle rozpostarte dla tych których świat uznał za niepotrzebnych i za biednych na miłość. Gwoździe przebijające nogi, które pewnego wieczoru namaściła kobieta olejkiem o zapachu nieba; na którą syczeli sprawiedliwi puryści żydowskiego prawa. Kościół dzisiaj w liturgii podnosi do góry Krzyż, a na Nim ukrzyżowaną Miłość. To mistagogiczny kadr z Golgoty lub powtórzony gest świętej Heleny, która z szacunkiem podniosła z ziemi najcenniejszą relikwię i kazała jej partykuły rozesłać w różne strony świata. To symboliczne wejście w otchłań ciemności- opuszczenia i triumf Zmartwychwstania. Patriarcha Bartłomiej I w swojej medytacji do Drogi Krzyżowej w Koloseum napisał: „O Jezu z ramionami na zawsze otwartymi, z Twego przebitego boku tryskają wody chrztu i krew Eucharystii. Niech krople krwi odnawiają cały świat, jutrzenka Ducha podnosi się z torturowanego ciała. Potrzebowaliśmy wcielenia i śmierci Boga, abyśmy mieli moc odradzania się. Drzewo hańby stało się Drzewem Życia, osią świata, która gromadzi wszystkie nasze bóle, by oddać je ogniowi Ducha. To drzewo wznosi się z ziemi do nieba. Drabina Jakuba, droga aniołów, jego owoc kryje w sobie całe życie, my go spożywamy, a spożywając nie umrzemy.”

niedziela, 11 września 2022

Nie możecie służyć Bogu i Mamonie! Dlatego powiadam wam: Nie martwcie się o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać… (Mt 6, 24-34). Świat uwikłanych w siłę pieniądza ludzi dojmująco oddaje ponadczasowość przepowiadania Chrystusa. Jakże wielu chciałoby zagłuszyć rezonowanie Ewangelii i uczynić człowieka, pędzącym na oślep ciułaczem dóbr. Jakże uwodząca a zarazem niszcząca jest perspektywa posiadania; to daje władzę nad innymi i pozwala wynieść ego na piedestał próżności. „Podle jest być szczęśliwym samemu… Życie zwrócone ku pieniądzom jest śmiercią”- twierdził A. Camus. Przepastna wielkość, a zarazem uśmiercająca duszę samotność człowieka dla którego pieniądz stał się bogiem. „Zaiste, bogactwo czyni ludzi nierozumnymi i szalonymi”(św. Jan Chryzostom). Codzienność naznaczona pośpiechem, kolejne cele i strategie egzystencjalnego budowania szczęścia pozbawiły nasze zmysły postawy zadziwienia oraz kontemplacji. Żyjemy w społecznościach zakupoholików, ciułaczy, manipulatorów i szybko wykolejonych od nadmiaru pieniędzy bankrutów. Martwimy się o każdy dzień zerkając na prognozy pogody, sytuację na giełdzie, spadek lub wzrost walut. Wszystko jest kalkulowane według zasady straty lub zysku. W tej gonitwie opartej na zagarnianiu materii tego świata, podbijaniu i podporządkowaniu, zatraciła się owa zdolność do dostrzeżenia pewnej subtelnej zależności- Bóg podtrzymuje świat w istnieniu, dba o życie swoich stworzeń, uobecnia piękno Królestwa Bożego. Jedynym antidotum na zachłanność, jest próba rewizji swojego życia; dystans i wolność w racjonalnym reagowaniu, aby nie zostać zawłaszczonym przez pokusę posiadania. „Pamiętaj o twojej godności chrześcijaninie”- przypominał św. Leon Wielki. Potrzeba na nowo zaślubić panią biedę i odkryć wolność wobec rzeczy tego świata, tak jak to rozumiał św. Franciszek z Asyżu i wielu innych charyzmatycznych ludzi potrafiących przejść na paluszkach ponad głodem wygodnictwa i próżnej wielkości. „Przestrzeń bezinteresownej wolności między duchem a rzeczami przywraca zdolność kochania ich jako daru Bożego. Żyć w tym, co „dane jest jako naddatek,” to żyć pomiędzy nędzą a zbytkiem”(P. Evdokimov). Ten, kto nic nie posiada, staje się jak św. Franciszek, św. Serafin z Sarowa, św. Sylwan z Atosu, bł. Karol de Foucould- biednym bratem wszystkim, rozdającym w nadmiarze miłość. Merton pisał: „Żyjemy w „pełni czasu” i wszystko zostało „złożone” w nasze ręce. Wyobraźmy sobie, że zmierzmy ku końcowi, który ma nadejść, i w pewnym sensie to prawda. Chrześcijaństwo zmierza w najgłębszym wymiarze historycznym ku „odnowieniu wszystkich rzeczy w Chrystusie.” Jednak z chwilą gdy Chrystus pokonał śmierć i zesłał Ducha Świętego, to odnowienie już nastąpiło. Pozostaje nam jedynie zadbać by dla wszystkich było widoczne… Mówiąc słowami pierwszych chrześcijan, oznacza to chwalić Boga i spożywać swój chleb „w prostocie serca”. Prostota oznacza rezygnację z podboju świata, zabezpieczeń finansowych które będą spędzały nam sen z powiek. Nie chodzi o upłynnienie swojego majątku, czy wyrzucenie przez okno kosztownych rzeczy. Chodzi o rewolucję serca i umysłu- wolność ducha i piękne serce zbudowane na zaufaniu Bogu. Nie pokładać ufności w dobrach tego świata… Co z tego, że zdeponujemy mnóstwo pieniędzy, rozsławimy siebie w blasku medialnych kamer i poklasku tłumów…. To tylko marność, jak mawiał przygnieciony błogosławionym nieszczęściem Kohelet. Człowiek wykarmiony mądrością Ewangelii wie, że nie jest wstanie dodać sobie kolejnego dnia do własnego kalendarza. Zdaje sobie sprawę, że wieko trumny nie domknie się od zbieranych obsesyjnie majętności. Zdecydowanie lepiej być roztropnym i pełnym zaufania pielgrzymem, czującym chropowatość ziemi, przy jednoczesnym gromadzeniu dóbr u góry.

piątek, 9 września 2022

Jestem głęboko przekonany, że człowiek XXI wieku jest istotą niebywale tragiczną i rozdartą. Choć egzystuje w świecie, gdzie wszystko wydaje się na wyciągnięci dłoni, to skutecznie kamufluje odczucie przygniatającej go pustki i samotności. Pozornie jest wstanie załatwić wszystko, nie potrafiąc przy tym odnaleźć głęboko zagubionych po drodze sensów i ukrytych znaczeń. Potrafi kliknąć przycisk wybranej aplikacji w mobilnym nośniku i bez trudu załatwić wiele spraw, a zarazem lekceważy przepastne horyzonty które wyznaczają głębię jego duszy. Pomimo wielkiego skoku technicznego, dalekosiężnie przekraczającego granice wrażliwości humanistycznej, człowiek pozostaje sam ze swoimi lękami i niepewnościami które zdają się być jedynie odroczonymi na chwilę w czasie. „Technika wymaga mocy ducha, aby człowiek nie został zniszczony”- pisał M. Bierdiajew. Nie umiemy już żyć, chorować i umierać na sposób poważny i głęboko przeżyty. Z rzeczy naprawdę ważnych wielu uczyniło farsę i widowisko, którego sekwencyjność mogą podglądać inni i pozostawać przy tym głupio rozbawionymi. Posthumanistyczna cywilizacja neptyków zajętych chirurgią estetyczną, korektą płci, seksualnością odartą z tajemnicy intymności i miłości, ingerencjami w rozrodczość i inżynierią biotechnologiczną. Nowa eugenika programowo zacierająca linie papilarne Boga. „Ludzkie sumienie i wola powinny „regulować” naturę, szanując jej rytmy, płodność i piękno”(O. Clement). Milcząca halucynacja drzemiąca w umysłach nielicznych, stała się czymś nad wyraz doświadczalnym przez ogół. Świat zredukowany do ciała z którego wydestylowało się duszę i zapomniało o Stwórcy. Świat „plastikowych” Narcyzów wychodowanych na sztucznie pojmowalnej filozofii piękna i wpajanej uparcie nieśmiertelności. Imaginarium mas zajętych sobą i jedynie sobą. Kolekcjonowanie pragnień i wrażeń stało się bolączką nie tyle wirtualnej rzeczywistości, co tej dzisiejszej za której kotarą schował się zagubiony- a zarazem przystający i akceptujący tak ułożone reguły świata człowiek. Wszystko jest na opak, a co najgorsze taki stan rzeczy w nawyku przyzwyczajenia i wdrukowania, staje się „normalnością” serwowaną niczym codzienna kawa z mlekiem. Lękam się o takie oblicze świata w którym wszystko jest poddane kolektywnej poprawności i wyświechtanej na ustach tolerancji- wobec której nikt nie ma odwagi postawić znaku stopu. To świat „tragedii ducha” w której wielu rezygnuje z odwagi zobaczenia siebie oczami Boga. Świat znudzony Chrystusem i chrześcijaństwem, nie znajdzie kamienia filozoficznego, ani innej strawy która nasyci jego wnętrze. Wszystko, co się dzieje poza- na zewnątrz- wydaje się jedynie nęcącą umysł utopią. W tym świecie, który przemija, pojawiają się ostatecznie prorocy, zdolni wykrzyczeć swój głos sprzeciwu. Tylko modlitwa świadków i stróżów prawdy ratuje od antropologicznej katastrofy i podnosi ku ostatecznej przemianie.

środa, 7 września 2022

Żyjąc w świecie naglących potrzeb i biegnącego w sposób zawrotny czasu, człowiek odkrywa w sobie kogoś zdezorientowanego- zmuszonego do nieustannej konfrontacji i adaptacji do nowych- zaskakujących ciągle sytuacji. W tej trajektorii zdarzeń i mniej lub bardziej korzystnych okoliczności, w każdym gdzieś drzemie głęboko pragnące wytchnienia dziecko, którego spojrzenie i myśli uciekają poza pośpieszność nachalnej, wręcz natarczywej egzystencji. „Istnieją ludzie, którym nie przeszkadza buczenie odkurzacza, hałas samochodów czy kulawe albo niewygodne krzesła, na których nie da się siedzieć- pisał E. Ionesco- istnieją też ludzie nieodróżniający domów ładnych od brzydkich, obojętni na zimno i upał czy temperaturę w ogóle; istnieją ludzie, którym świat zewnętrzny jest obojętny, przyzwyczają się do niego, czy też raczej ani przyzwyczajają, ani nie przyzwyczają.” W tym świecie nie możliwym do zgrabnego i wyczerpującego opisania, żyją i odczuwają w sobie jego tętno chrześcijanie. Ich wrażliwość przeniknięta jest dalekowzrocznością i troską, której nawarstwienie dokonuje się przy każdym możliwym tąpnięciu. „Śpiesz się z wyryciem Twojego Oblicza na mojej twarzy, abym nie znalazła się bezkształtna w twojej obecności”- wzdychała uduchowiona poetka Raissa Maritain. Modlitwa rozkrusza szczeliny świata, a świętość wdziera się nieproszona tylnymi drzwiami, stając się największym darem dla zagubionych i pozbawionych celu. Kościół pomimo uwierających go grzechów jest „pełen Trójcy”(Orygenes). Tylko liturgia posiada niebywałą moc „odwracania czasu”- przejścia od stanu zagubienia ku poznawalności świetlistej i pełnej nadziei drogi. W sercu chrześcijańskiego przesłania zawiera się nadzieja pokonująca marazm, niepewność i poczucie presji. Chrześcijaństwo to nie religia „zbuntowanych niewolników”(F. Nietzsche), lecz religia „bogów, synów Najwyższego,” tych którzy w Chrystusie przyoblekli szaty świetliste, a porzucili tunikę smutku, rozpaczy i poddaństwa. „Błogosławione niech będzie wejście świętych Twoich” – wypowiada kapłan w czasie liturgii bizantyjskiej. Wejście Świętych i ludzi, którzy poprzez chrzest i poryw Ducha, stali się charyzmatykami, wizjonerami piękna, prorokami i kapłanami w służbie Królestwa Bożego. Euzezbiusz z Cezarei w dziele Demonstratio evangelica napisał: „Palimy proroczą wonność w każdym miejscu i Jemu składamy w ofierze wonny owoc praktycznej teologii.” To doskonała rekomendacja tych, którzy oddychają i żyją w Chrystusie, a przeniknięci od środka tęsknotą wyczekują w pokorze i wolności świtu Paruzji.

niedziela, 4 września 2022

Tylko jeden z dziesięciu trędowatych uzdrowionych, o których wspomina niedzielna Ewangelia, wyraził wdzięczność i podziękowanie Chrystusowi. Pozostali poszli swoją drogą i nie zdobyli się na gest wdzięczności za cud który przywrócił ich życiu normalność. Można uratować kogoś przed nadchodzącą śmiercią, a on wzruszy ramionami i zbędzie to ignorancją milczenia. Jakże bardzo były pyszne i ociężałe ich serca, aby zdobyć się na dziękczynienie. To, ci jak powie święty Maksym którzy „kochają jedynie siebie wbrew sobie samym.” W tych ludziach nie było ekonomii pragnienia, miłości, stanowiącej odpowiedź swoim życiem Bogu. Pozostaje jedynie narcyzm i odrętwienie duszy. Diadoch z Fotyki twierdził, że „doskonała miłość należy do tych, którzy się oczyścili.” Trzeba nadmienić- oczyścili i przemienili wewnętrznie. Również w naszej codzienności dokonują się cuda, wobec których jedni stają dotknięci zdumieniem, a jeszcze inni reagują aroganckim powątpiewaniem. Cud uobecnia nam rzeczywistość o którą rozbija się nasz intelekt i poczucie samostanowienia o sobie. Tylko namacalność choroby lub innego nieszczęścia, może dokonać takiego wyłomu w życiu człowieka, że nagle stanie w miejscu dwóch przeciwstawnych dróg: Bezradności i rozpaczy. Odwagi i nadziei. Wczoraj pewna znajoma kobieta dzieliła się ze mną doświadczeniem swojej choroby nowotworowej. Kiedy dowiedziała się po mammografii o spadającej nagle i druzgocząco chorobie, nogi jej się ugięły; jej oczy przeniknęła zasłona śmierci. Pomyślała, skapitulować lub oddać wszystko Chrystusowi. Zawierzyła Bogu i żyje, stając się jedną z najbardziej promiennych osób na swojej ulicy. Istnieje również trąd wojny, którego stygmat pozostaje na tych którym dane jest jej doświadczyć. Znamy to z nieodległej nam historii XX wieku. Groza Hiroszimy, przeszywające zimno gułagów i przemysłowa eksterminacja nazistowskich obozów śmierci. Ludobójstwa w Afryce, kocioł na Bałkanach i obecna wojna na Ukrainie, pokazuje jak silna choroba fanatyzmu i okrucieństwa toczy ludzkie dusze. Wczoraj jechałem tramwajem do szkoły na spotkanie z rodzicami. Młoda dziewczyna wciśnięta w siedzenie, zamknięta w kokonie przejmującego bólu płakała. Cały makijaż rozpłynął się na twarz. Podałem jej chusteczkę i zapytałem „czy coś się stało ?” Odparła, że dostała wiadomość sms o śmierci męża na Ukrainie. Jakże trudno oddać słowami dramat ludzkiego istnienia. Osobisty tragizm istoty wyczekującej nadziei. Jakże trudno wejść w czyjś ból i go współprzeżywać. Kolejne potrzaskane życie, czekające na cud ! Wierzę, że Bóg osuszy jej łzy i wskrzesi na powrót w miłości. „Ujrzyjmy w tym świecie dzieła uzdrowienia”(św. Grzegorz z Nazjanzu), aby wypowiedzieć Bogu płynące wprost z serca Hosanna- Zbaw mnie ponieważ ja też jestem trędowatym !

czwartek, 1 września 2022

Na początku września wszystko wrze od nadmiaru aktywności. Rzeczywistość pęcznieje od pośpiesznego powrotu z wakacji i rozpoczęcia nauki w szkołach. „Oddech dzieci śpieszących do szkoły podtrzymuje świat”- powie mądrość Talmudu. Młodzież i dzieci wybudzają się w dwumiesięcznego lenistwa i zasiadają na powrót w ławkach, aby zdobywać mądrość. Dla wielu to stresujący moment i konieczność adaptacji do nowej sytuacji oraz towarzyszących jej wyzwań. Pomimo zręcznego warsztatu i licznych narzędzi również nauczyciele rozmyślają o nowych strategiach i uatrakcyjnianiu przekazywanej wiedzy. Kontakt z młodymi ludźmi nie może być przeżarty przez rutynę, nonszalancję intelektualną, czy fałszywie pojmowany autorytet. Być przyjacielem i mądrym przewodnikiem po ścieżkach mądrości to nie lada wyzwanie dla przyprószonych przewidywalnością i schematycznością belfrów. Mówić tak aby nie tyle być słyszanym, co usłyszanym. Wiedza która nie powoduje umysłowego fermentu jest jedynie płochym uśmiercaniem czasu i wyrazem bylejakości doskonale odczuwalnej przez tych którzy stają się jej adresatami. Szeroko otwarte oczy i usta rozwarte w potencjalności zapytania to najdoskonalszy sprawdzian, że mądrość zaczyna kiełkować w glebie umysłu. Również pierwszego września z inicjatywy Patriarchy Bartłomieja od wielu już lat obchodzone jest Święto Stworzenia. Tradycyjnie Kościół modli się o to, aby ludzkość została zachowana od klęsk żywiołowych i jednocześnie była głęboko przeniknięta świadomością i wrażliwością wobec tematu ekologii. To nawoływanie do odkrycia współodpowiedzialności za świat natury, który poddany jest niejednokrotnie dewastacji ze strony człowieka. Najmniejsze źdźbło trawy, gleba, drzewa i wszystko, co przenika drżenie życia, aby było postrzegane w kategoriach trzeźwej, racjonalnej i odpowiedzialnej postawy. Miłości do świata który jest człowiekowi powierzony. Dostrzec tchnienie życia które przenika całe stworzenie i pozwala „żyć w stanie szczęśliwości paschalnej.” Ochrona środowiska to zdecydowanie zbyt mało. Za nią musi pójść trzeźwa i pełna rozwagi medytacja- teologia materii i dalekosiężna refleksja mówiąca o tym, że nasza planeta ma w sobie pierwociny utraconego Raju, który co zatrważające, przeniknięty jest cierpieniem. Dalekowzroczna czułość i pokora dla ziemi po której się stąpa, oraz nieba które próbuje sforsować ludzki wzrok w akcie naukowej ciekawości. „Nastawienie współczesnej cywilizacji na ekspansję, eksploatację i podbój przyrody przynosi smutne żniwo zniszczenia i zagłady życia. Postęp staje się narzędziem śmierci. Jakże daleko jesteśmy od szacunku dla przyrody jako stworzenia Bożego”- pytał W. Hryniewicz. W tej jakże delikatnej materii chrześcijanie powinni mówić jednym głosem, stając się wielkim krzykiem opamiętania i przeszytego na wskroś sumienia. „Oświecony już tu na ziemi, człowiek staje się cudem. Z siłami niebieskimi uczestniczy w nieustannym śpiewie; pozostając na ziemi, niczym anioł prowadzi do Boga całe stworzenie”(św. Grzegorz Palamas). To wraz z przyrodą każdego dnia wypowiadamy Bogu nasz poemat uwielbienia i nasze sakramentalne fiat. W szumie wiatru i bryzie deszczu, w śpiewie ptaków i owadów- wybrzmiewa wielka symfonia piękna przebijającego się przez industrialny hałas miast. Zbyt łatwo zapominamy, że ocalenie jako wielka obietnica Boga, nie jest skierowana tylko do człowieka, lecz do wszystkiego, co przeniknięte jest pierwiastkiem życia. „Ziemia jak- pisał J. Danielou- jest ośrodkiem teologicznym wszechświata i miejscem decydującego wydarzenia.” Każda najmniejsza drobina świata jest dziełem największego Artysty i stanowi nieodzowną część kosmicznej liturgii, wzdychającej za muśnięciem Ducha który ją zapłodni, przebudzi w istnieniu i przeobrazi. Być może trzeba przyjąć postawę oranta i wyśpiewać jak święty Ambroży zmartwychwstanie Chrystusa jako początek zmartwychwstania całego kosmosu: „Zmartwychwstał w Nim świat. Zmartwychwstało w Nim niebo. Zmartwychwstała w Nim ziemia. Będzie bowiem nowe niebo i ziemia nowa.”