Historia buzuje natrętnie
na naszych oczach. Gdyby nie obawa przed uogólnieniami to można rzec, iż kołowrotek
czasu powraca do sytuacji newralgicznych poprzedniego stulecia. Konflikty
wojenne, roszady polityczne na scenie europejskiej, niepokoje podsycane przez
ambitne osobowości świata władzy i biznesu. Świat skarłowaciały od naporu
niewiadomych i ciągle co bądź podsycanych lęków. Na ten moment w oczach
przeciętnego przechodnia, wektor historii przesuwa się w kierunku końcowej
katastrofy- jakiekolwiek przybrałaby ona kształty. Niepewność to słowo klucz powtarzane na każdej rozciągłości geograficznej
Europy i poza jej granicami. Pomimo tych przesadnie futurystycznych i przepastnie
paraliżujących kaprysów codzienności, na horyzoncie widać światła nadziei. Jestem
jak ten mężczyzna z obrazu Wasniecowa Zmierzch
dumającego skrycie nad zagadkami świata. Rezonuje we mnie pytanie
postawione przez Eliadego w Micie wiecznego
powrotu: „Jakie pocieszenie znaleźlibyśmy, wiedząc, że cierpienia milionów
ludzi pozwoliłyby na objawienie sytuacji granicznej kondycji ludzkiej, gdyby
poza tą sytuacją graniczną była tylko nicość ?” Trzeba przeniknąć tajemnicę
ducha ludzkiego, aby w całej pełni zrozumieć ten stan szamotaniny i kryzysy
które potrząsają Europą. Jakichkolwiek nie dotkniesz strun, to wydobywa się fałszywe
brzmienie, tak skutecznie zagłuszające prawdę, iż jesteśmy skłonni uwierzyć że
tak już musi być. „Na Zachodzie zagubiono Chrystusa i wskutek tego Zachód upada”-
napisał w liście do Strachowa w 1871 roku Dostojewski. Tylko prorok potrafi z
właściwym dla siebie realizmem sondować grancie ludzkiej wolności i dostrzegać
tych zamiarów dalekosiężne konsekwencje. W pluralizmie wyłaniających się z
odmętów codzienności Lewiatanów, można
poczuć się zdezorientowanym i lękliwie bezradnym. Pomiędzy dwoma biegunowi
irracjonalnej pogardy: Rosji, podejmującej na Zachód pochód śmierci i liberalnych
elit wchodzących na nasze podwórko, próbujących wymodelować człowieka spolegliwego
i nowoczesnego- pozbawionego autorefleksji i moralności. Świat na opak w którym
wszystko można zaprotokołować i w kształcie unijnej ustawy narzucić ogółowi.
Można orzec w jednej chwili, że nie ma mężczyzny i kobiety, a są jedynie bliżej
nieokreślone jednostki- podmioty wszechglobalnego świata. Bez zająknięcia i
mrugnięcia okiem orzec, że abortowane dziecko to tylko zlepek komórek- odpadek
lub paproch, co nam nieproszony wpadł do oka. Obawiam się ludzi szperających w
zakamarkach mojej duszy; modelujących rzeczywistość podłóg własnego i zdegradowanego
wnętrza. Decydentów nakreślających granice mojej wolności i podkopujących niezmącony
stan mojego ducha. Z takim światem przychodzi nam się mocować pomiędzy chwilami
wytchnienia i smakiem spijanej kawy w towarzystwie podobnie myślących i
czujących ludzi których powolne ubywanie sprasza deszcz łez. Zwietrzały od
nieprzyzwoitych zapachów czas, uwiera „prostaczków” i „maluczkich” o których
mądrość Ewangelii zwiastuje iż są najbliżej Królestwa Bożego. Po raz kolejny
przekonuję się, że wiara pozwala odsunąć do siebie niepewności, owe antynomie
duszy świata, bezdroża głupoty i mielizny wyobraźni. „Historyczna droga nie
została jeszcze przebyta- pisał G. Florowski- jeszcze się nie skończyła… Droga
jest otwarta, choć trudna. Surowy wyrok historii powinien przeobrazić się w twórcze
wezwanie, by spełnić to co nieziszczone.” Niech Duch dotyka swym palcem strugi
czasu i przemienia w nim ludzkie plany, ambicje, poczynania, dając tym samym
możliwość nowego kiełkowania życia. Być może pług który przechodzi przez kości umarłych, natrafi na odkupienie
czasu i eksplozję życia ! Świat ogarnie długo wyczekiwany pokój. Kończę to
rozważanie wierszem Jana Polkowskiego: „Jutro wygląda zawsze lepiej jeśli się
wczoraj o nim zapomni. Jeśli los rozpoczęty da się zmylić. Ukryć przed
nienarodzonymi którzy pragną zbudzić się w okowach żeby łzom matek nadać sens.”