poniedziałek, 26 września 2022

 

Historia buzuje natrętnie na naszych oczach. Gdyby nie obawa przed uogólnieniami to można rzec, iż kołowrotek czasu powraca do sytuacji newralgicznych poprzedniego stulecia. Konflikty wojenne, roszady polityczne na scenie europejskiej, niepokoje podsycane przez ambitne osobowości świata władzy i biznesu. Świat skarłowaciały od naporu niewiadomych i ciągle co bądź podsycanych lęków. Na ten moment w oczach przeciętnego przechodnia, wektor historii przesuwa się w kierunku końcowej katastrofy- jakiekolwiek przybrałaby ona kształty. Niepewność to słowo klucz powtarzane na każdej rozciągłości geograficznej Europy i poza jej granicami. Pomimo tych przesadnie futurystycznych i przepastnie paraliżujących kaprysów codzienności, na horyzoncie widać światła nadziei. Jestem jak ten mężczyzna z obrazu Wasniecowa Zmierzch dumającego skrycie nad zagadkami świata. Rezonuje we mnie pytanie postawione przez Eliadego w Micie wiecznego powrotu: „Jakie pocieszenie znaleźlibyśmy, wiedząc, że cierpienia milionów ludzi pozwoliłyby na objawienie sytuacji granicznej kondycji ludzkiej, gdyby poza tą sytuacją graniczną była tylko nicość ?” Trzeba przeniknąć tajemnicę ducha ludzkiego, aby w całej pełni zrozumieć ten stan szamotaniny i kryzysy które potrząsają Europą. Jakichkolwiek nie dotkniesz strun, to wydobywa się fałszywe brzmienie, tak skutecznie zagłuszające prawdę, iż jesteśmy skłonni uwierzyć że tak już musi być. „Na Zachodzie zagubiono Chrystusa i wskutek tego Zachód upada”- napisał w liście do Strachowa w 1871 roku Dostojewski. Tylko prorok potrafi z właściwym dla siebie realizmem sondować grancie ludzkiej wolności i dostrzegać tych zamiarów dalekosiężne konsekwencje. W pluralizmie wyłaniających się z odmętów codzienności Lewiatanów, można poczuć się zdezorientowanym i lękliwie bezradnym. Pomiędzy dwoma biegunowi irracjonalnej pogardy: Rosji, podejmującej na Zachód pochód śmierci i liberalnych elit wchodzących na nasze podwórko, próbujących wymodelować człowieka spolegliwego i nowoczesnego- pozbawionego autorefleksji i moralności. Świat na opak w którym wszystko można zaprotokołować i w kształcie unijnej ustawy narzucić ogółowi. Można orzec w jednej chwili, że nie ma mężczyzny i kobiety, a są jedynie bliżej nieokreślone jednostki- podmioty wszechglobalnego świata. Bez zająknięcia i mrugnięcia okiem orzec, że abortowane dziecko to tylko zlepek komórek- odpadek lub paproch, co nam nieproszony wpadł do oka. Obawiam się ludzi szperających w zakamarkach mojej duszy; modelujących rzeczywistość podłóg własnego i zdegradowanego wnętrza. Decydentów nakreślających granice mojej wolności i podkopujących niezmącony stan mojego ducha. Z takim światem przychodzi nam się mocować pomiędzy chwilami wytchnienia i smakiem spijanej kawy w towarzystwie podobnie myślących i czujących ludzi których powolne ubywanie sprasza deszcz łez. Zwietrzały od nieprzyzwoitych zapachów czas, uwiera „prostaczków” i „maluczkich” o których mądrość Ewangelii zwiastuje iż są najbliżej Królestwa Bożego. Po raz kolejny przekonuję się, że wiara pozwala odsunąć do siebie niepewności, owe antynomie duszy świata, bezdroża głupoty i mielizny wyobraźni. „Historyczna droga nie została jeszcze przebyta- pisał G. Florowski- jeszcze się nie skończyła… Droga jest otwarta, choć trudna. Surowy wyrok historii powinien przeobrazić się w twórcze wezwanie, by spełnić to co nieziszczone.” Niech Duch dotyka swym palcem strugi czasu i przemienia w nim ludzkie plany, ambicje, poczynania, dając tym samym możliwość nowego kiełkowania życia. Być może pług który przechodzi przez kości umarłych, natrafi na odkupienie czasu i eksplozję życia ! Świat ogarnie długo wyczekiwany pokój. Kończę to rozważanie wierszem Jana Polkowskiego: „Jutro wygląda zawsze lepiej jeśli się wczoraj o nim zapomni. Jeśli los rozpoczęty da się zmylić. Ukryć przed nienarodzonymi którzy pragną zbudzić się w okowach żeby łzom matek nadać sens.”