poniedziałek, 27 grudnia 2021

Wszystko ma swój czas… W okresie bożonarodzeniowym uświadamiamy sobie prawdę o tym, że nasza historia i tworzący dla niej ramy czas jest święty. Okres przesilenia zimowego, zostaje przeszyty strugą światła- Misterium lucis. Bóg „nam oznajmił tajemnicę swej woli według swego postanowienia, które przedtem w Nim powziął dla dokonania pełni czasów, aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie”(Ef 1,9-10). Cała ta wielka kotłowanina wydarzeń dziejąca się na powierzchni życia, od środka zostaje odkupiona i otwarta na zbawienie. „Bóg stał się czasowy, abyśmy my, ludzie czasowi, stali się wieczni”- pisał św. Ireneusz z Lyonu. Liturgia otwiera naszą percepcję i zaprasza nas do myślenia symbolicznego o tym, co dzieje się w nas i wokół nas. Pytam za poetą: „Czy ciągle jest jeszcze czas, czas dla człowieka i świata ?” Święta przeżywane w gronie rodzinnym dają chwilę oddechu- zatrzymania się, oderwaniu od spraw banalnych- niekoniecznych, stresujących i często obciążających aż nazbyt mocno umysł. Wyłączony telewizor nie atakuje nas pandemicznymi statystykami i rubrykami śmierci. Jedynie smutna jest świadomość, że wielu ludzi nawet w święta, nie potrafi mentalnie opuścić miejsca swojego nieustannego przebywania. Ciągle są w pracy lub wynajdowaniu sobie rozmaitych aktywności, aby tylko nie wejść w jakąś przestrzeń sacrum. Świat tak szczelnie zamknięty, pozbawiony znaczenia i głębi. Ciągle zniecierpliwieni i bez duchowości jutra ! Można żyć pod powierzchnią, choć brzmi to aż nazbyt metaforycznie i dramatycznie. Mistrz Eckhart powtarzał, „że nie ma większej przeszkody w zjednoczeniu z Bogiem niż czas.” Egzystować w „czasie zamkniętym” swego telefonu, pozwalając aby nienasycony Chronos, żywił się ich chwilami; łapczywie pożerając te nieodwracalnie utracone resztki wolności. Egzystujemy w czasie który jakże intensywnie naznacza, a zarazem rzeźbi naszą egzystencję, nadając trajektorii zdarzeń jakieś intensywne odczucie sensu lub jego braku. Ile to razy chcielibyśmy odnaleźć i przywrócić utracony czas- jak u Prousta, rozbijając się myślami o mielizny nieudolności i krótkowzroczności. Czasami jest już za późno na korekty i trzeba wszystko rozpoczynać od nowa, wiedząc że kolejne kaprysy losu, mogą przynieść następujące po sobie i dalekosiężne zmiany- wbrew ogłupiającym ludzi horoskopom. „Uzdrowienie czasu jest wiecznością”- powie Bierdiajew, dostrzegając w różnorodnych aktywnościach człowieka, drogę prowadząca ostatecznie ku przyszłości zamkniętej w dłoni Boga. „Jesteśmy otwarci na nieskończoność światów. Życie jest możliwe”(A. Badiou). Za kilka dni bezsenna i przeszyta hałasem sylwestrowa noc, zapowiadająca nadejście mesnie Hellequina- przewodnika zjaw i umarłych. Świętowanie zmiany roku, przynajmniej dla niektórych, ponoć wyzwala z cieni i widm wczorajszego dnia, przynosząc chwilowe zapomnienie w zadowoleniu, po którym pozostaje jedynie zmęczenie i ból głowy. Dla innych to czas spokojnego i refleksyjnego wejścia w nowy czas. Chwila dziękczynnej modlitwy zamykającej świat w sercu miłosiernego Boga. Nie wiemy, co przyniesie jutrzejszy dzień. Jedno jest pewne. Świadomość przemijalności i zmienności zjawisk wyrażająca się w tym, że po zimie nastanie wiosna- pora stworzenia świata i zmartwychwstania: „Bo oto minęła już zima, deszcz ustał i przeszedł. Na ziemi widać już kwiaty, nadszedł czas przycinania winnic i głos synogarlicy już słychać w naszej krainie”(Pnp 2,11-12). Czas cykliczny- Czas święty !

piątek, 24 grudnia 2021

Dzisiaj Dziewica rodzi Odwiecznie Istniejącego i ziemia udziela groty Niedostępnemu… dla nas bowiem narodziło się Dziecię małe, odwieczny Bóg. Kalendarz liturgiczny Kościoła spinają dwa najważniejsze obchody świąt: Pascha Narodzenia i Pascha Zmartwychwstania. Pomimo wszechobecnej radości emanującej z rodzinnej atmosfery świąt (ziemia przykryta kołdrą śniegu, choinka, prezenty, wieczerza wigilijna, kolędowanie, uśmiechy i życzenia…), antycypacja narodzin Bogaczłowieka, spowita jest elementami dramatycznymi. Odwieczny i Nieogarniony, stając się Dzieckiem przyjmuje wszystkie ograniczenia ludzkiej natury, stając naprzeciw rozmaitych i wrogich determinizmów. Staje się bezradną i skazaną na trudny los istotą. Staje się najbardziej ubogim i bezdomnym z ludzi; ogołoconym ze wszystkiego i zmarginalizowanym. „Pan przyszedł na świat nie wśród złota i srebra, lecz wśród błota” (św. Hieronim). Maryja powiła Go w grocie, pośród zgiełku i unoszącego się w powietrzu zapachu zwierząt. Taka sceneria porusza wyobraźnię, a pozbawione higienicznych warunków miejsce- staje się „królewską komnatą.” Zwierzęta „nieme” i pozornie bezrozumne, stają się pierwszymi z uprzywilejowanych, rozpoznającymi Boga w ludzkim ciele. Ich oddech, spojrzenia i stadnie artykułowane dźwięki, stają się pierwszym wyśpiewanym Gloria przez tych niepozornych- małych braci. Oddają to wymownie słowa proroka Izajasza: „wół rozpoznaje swego pana, i osioł żłób swego właściciela.” Logos- „Bóg z Boga. Światłość ze światłości” zstępuje w ciemność, duszność i grzeszność świata, co niezwykle wymownie podkreśla wnętrze groty (łona śmierci) na ikonach. Owinięte w opaski niemowlę zstępuje w głębiny odrzucenia i rozpoczyna dzieło Odkupienia. „Twarzyczka Dziecięcia rozdarła na zawsze matowość świata, sprawiając, że wytrysnęło w nim światło zmartwychwstania”- pisał O. Clement. Ta pełna zmagań i niepewności noc, zostaje ogrzana światłem gwiazdy- niczym kompasu wskazującego pasterzom wyrwanym ze snu, miejsce największego cudu. Wszystko dokonuje się w ujmującym serce i umysł milczeniu. W tym ewangelicznym obrazie nie ma nic z triumfującej euforii i czegoś na kształt pogodnego filmu przygodowego. Żadne „media- instagramy i tabloidy” nie nagłaśniały tego faktu, tylko aniołowie w napowietrznej i świetlistej łunie, szepcząco adorują niepojętą dla nich drogę uniżenia Odwiecznego. „Bóg przyjmuje ubóstwo mojego ciała po to, żebym ja otrzymał bogactwo Jego Bóstwa”(św. Grzegorz z Nazjanzu). Tutaj radość miesza się ze smutkiem, rozterki duszy z porywem miłości. Maryja i Józef, stają się uchodźcami naznaczonymi cieniem niebezpieczeństwa i śmierci. Pełni szamotaniny myśli i dotknięci tragizmem codzienności, będą pokonywać lęk, siłą pełnej odwagi wiary. Ufność i miłość będzie umacniała ich wybory na drodze piętrzących się wyzwań i dylematów. Współczesny człowiek również czuje się przynaglony do kontemplacji tego wydarzenia; bycia naocznym świadkiem wiary w cud betlejemskiej nocy. „Tylko jeden raz w historii świata dana była możliwość ujrzenia Boga w ludzkiej postaci- powie M. Bierdiajew- a było to cudem historii, jedynym co do znaczenia, cudownym faktem odkupienia i zbawienia.” Dla nas w tę noc pełną łaski- liturgia stanie się miejscem uobecnienia i bliskości Boga. Ołtarz będzie żłobem, a pokarm poddany tchnieniu Ducha- stanie się Ciałem nasycającym Kościół miłością, pokojem i obfitością błogosławieństwa. Pragnę wszystkim moim bliskim, przyjaciołom, znajomym i czytelnikom mojego bloga, złożyć z serca płynące życzenia świąteczne. Niech Chrystus – bezbronne Dziecię, napełnia wasze serca głębią wiary i pokojem. Niech Miłość będzie kochana. Christos rażdajetsia. Sławitie Jeho !

czwartek, 23 grudnia 2021

Literatura starożytna zachowała dla nas tak wiele mitów i legend mówiących o zapłodnieniu kobiety, która ma urodzić dziecko boga. Sprowadzają się one zazwyczaj do dwóch scenariuszy: albo kobieta zostaje wybrana na małżonkę przez boga, który łączy się z nią cieleśnie, albo jakiś przedmiot – opieczętowany aurą cudowności- wnika w ten czy inny sposób w jej ciało. Już u początku kształtowania się cywilizacji i kultur, towarzyszyło ludziom przekonanie, że macierzyństwo jest jakimś bezpośrednim włożeniem dziecka do łona matki. Nie rozumiano procesu poczęcia i etapów kształtowania się życia w łonie kobiety. Śmiertelne kobiety w wielu zachowanych źródłach piśmienniczych, były oddawane bogom lub też były dla nich zastrzeżone, często określano je jako „poświęcone bogom,” stąd nie mogły należeć do żadnego ziemskiego mężczyzny. Wymagano również aby zachowały dziewictwo do momentu „świętej inicjacji.” I tak w mitologii greckiej Zeus połączył się z Danae pod postacią złotego deszczu. W Egipcie tebański Amon oświadczał swojej wybrance: „Ja jestem twoim ojcem... Posiadłem cię.” Owidiusz wspomina o tradycji, według której Mars urodził się z Junony dotkniętej kwiatem, bez współudziału Jowisza. Pentameron ukazuje młodą dziewczynę, która stała się brzemienna po skosztowaniu listka z krzaku różnaego. Nana poczęła Attisa po zjedzeniu jabłka granatu. Takie ciąże wywołane spożyciem czegoś spotykamy również poza światem klasycznym i jego barwnych mitów. Legenda z wyspą Trobrianda opowiada o matce herosa która stała się brzemienna pod wpływem kliku kropel wody spływających ze stalaktytu. Chrześcijaństwo, w którym postać Dziewicy Maryi wiąże się z ideałem dziewictwa, jak i boskiego macierzyństwa, wyróżnia się tym, że nie wyrasta ze sfery mitu, czy barwnego podania, ale z faktu historycznego otulonego cudowną tajemnicą ingerencji Boga. „Wcielenie – powie bizantyjski myśliciel Mikołaj Kabasilas- było nie tylko dziełem Ojca, Jego Mocy i Jego Ducha, ale także dziełem wolności i wiary Dziewicy. Bez zgody Najczystszej, bez Jej wiary, ten plan byłby nie do zrealizowania...” Cała dogmatyczna wykładnia Kościoła przez wieki pochylająca się wybraną przez Boga Kobietą, zawierała się w dwóch istotnych określeniach: Matka Boża i zawsze Dziewica- Theotokos i Aeiparthenos. „Za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy”- takie sformułowanie znajduje się w Credo, a ma swoje źródło w przekazie Nowego Testamentu. „Człowieczeństwo przynosi ofiarę najczystszą – Dziewicę, i Bóg czyni Ją miejscem swoich narodzin i Matką wszystkich żyjących, doskonałą Ewą” (P. Evdokimov). Dlatego Kościół Wschodni w Wigilię Bożego Narodzenia w sposób podniosły wyśpiewuje: „Cóż ofiarujemy Tobie, o Chryste ? Niebo ofiaruje Tobie aniołów, ziemia przynosi Tobie dary, a my ludzie, ofiarujemy Tobie Matkę Dziewicę.” To Jej człowieczeństwo, Jej ciało stało się ciałem Chrystusa. Już św. Grzegorz z Nazjanzu ostrzegał Kledoniusza: „jeśli ktoś nie uznaje Maryi za Theotokos, to staje się obcy Bogu.” Niewiarygodna jest w teologii świadomość przenikającego się macierzyństwa i dziewiczości, jakby tych dwóch elementów nie można było odseparować od siebie. „Teologia zajmuje się sprawami nadprzyrodzonymi i ciągle napotyka na tajemnice- pisał Newman- których rozum nie może wyjaśnić ani do których nie może się przystosować.” Zamieszkanie Boga w ciele Kobiety- Oblubienicy, należy zatem kontemplować w pokornym milczeniu, bez niegrzecznej ciekawości podyktowanej chęcią racjonalnego i absolutnego wyjaśnienia wszystkiego. Żar Ognia- Duch Święty- Miłość, schodzi niczym lawa (nasienie Boga)- napełniając łono Dziewicy Życiem. „Słowo wcielone w komórkę jajową zagnieździ się w całym splendorze materialności kobiecego ciała, które obdarzy Je kojącą łaską łożyska, pępowiny, płynu owodniczego, śluzu. Zacznie mu też tykać biologiczny zegar, który zatrzyma ciało Boga w ciele matki przez około czterdzieści tygodni, a później na mocy tej samej konieczności wymusi urodziny, Świat stanie otworem. Popychany ku niemu skurczami macicy, spiralnym ruchem zacznie przesuwać się w dół, aż Józef, który nie ma o tym wszystkim pojęcia, zobaczy czubek głowy” (R. Koziołek). Jakże brakuje słów aby pisać o tym cudzie, niech to zostanie przesłonięte zasłoną tajemnicy; wydarzenie ciągle fascynujące i popychające w przestrzeń wiary i zdumienia. Bądź błogosławioną Matko Życia i Matko Światłości.

poniedziałek, 20 grudnia 2021

Na zewnątrz rozpoczął się galeriany szał zakupów. Dla dużej części ludzi święta są jakimś wyimaginowanym- „magicznym czasem” którego celem jest nadmuchana do granic możliwości indywidualnie konsumowana przyjemność. Witryny sklepowe i migotliwe reklamy pobudzają apetyt do uczestniczenia w spektaklu próżności. Egzystencjalna i prawdopodobnie religijna pustka zostaje wypełniona przygotowaniami do obżarstwa i prezentomanii- pogańskimi substytutami, stojącymi naprzeciw chrześcijańskiego przeżywania tajemnicy Wcielenia. Pomimo licznych obostrzeń, hipermarkety pękają w szwach, a gospodarka w zawrotnym tempie nadrabia finansowe straty. Wszystko wokół nęci zmysły i opróżnia zawartość portfeli i bankowych kont. „Dzisiaj wielu popada w prezentowy stres. Nie dają prezentów dlatego, że ktoś czegoś potrzebuje albo ucieszy się z prezentu, lecz żeby zrobić dobre wrażenie. Prezenty stały się wzajemnym obowiązkiem. Jesteśmy pod nieustanną presją, by naszym prezentem przewyższyć innych”(A. Grun). Wielu przed świętami obawia się samotności i rezerwuje turystyczne wycieczki w miejsca gdzie będzie można w hotelowych przestrzeniach przespać lub alkoholowo przebalować ten czas i uleczyć się z nostalgii za wspomnieniami z rodzinnego domu. Ekologiczni aktywiści wybudzają się z zimowej hibernacji i ogłupieni jałowymi ideami miłości do stworzenia, stają w obronie zabijanych karpi oraz zwierząt, stanowiących tradycyjne wiktuały na wielu biesiadnych stołach. Reklamy epatują głupiutkimi Mikołajami, krasnalami, elfami i gnomami ciągnącymi wagony z produktami bez których świętowanie wydaje się skazane na porażkę. Jesteśmy uczestnikami komedii wabiącej zmysły i tworzącej alternatywną rzeczywistość dla tej chrześcijańskiej- wolnej od zbędnych gadżetów i utkanej z tęsknoty za Kimś ważniejszym, niż kolorowa i ulotna powierzchowność. Świat staje na głowie, byle tylko nie wspomnieć o Chrystusie który jest sensem tych świąt i międzyludzkich odniesień. Dla wielu z nas to doskonały pretekst, aby wyjść na scenę i odegrać rolę dobrego człowieka „szlachetnej paczki.” Denerwuje mnie jak kultura pieniądza i podskórnie opakowanego egoizmu, próbuje zepsuć Boże Narodzenie. „A światłość w ciemności świeci”(J 1,5). Cała ta zwariowana pogoń za pozornie rozumianym szczęściem i byciem zauważonym, naznaczona jest pandemią, ale również chorobą duszy o której na chwile wielu chce zapomnieć. Pulsuje we mnie jakże ważka myśl Rimbauda: „Czym stanie się świat gdy z niego zejdziesz ? W każdym razie żadnym z obecnych pozorów.” Wydaje się, że w społeczeństwie konsumpcyjnym- rozbujanym do granic możliwości- wartością laicką jest wszystko, co śmierć nie potrafi zniszczyć. Niestety jest to zmurszałe złudzenie. Czas wszystko obraca w pył i ostatecznie otwiera na oścież drzwi śmierci. Tylko chrześcijanie rozumieją ten mechanizm przygodności i potrafią wychylić się ku temu, co ponadczasowe- transcendentne- spowite przezorną mądrością ludzi wiary; nawet jeśli inni nazywają to irracjonalnym głupstwem i religijnym folklorem. Mądrość islamu powie, że „Bóg nie zesłałby chorób, na które nie dałby lekarstwa.” Wcielenie jest świętem ocalenia od pewności siebie, egoizmu, próżnej i wszechwładnej świadomości panowania nad swym życiem. Bóg nie przychodzi, aby nam było sympatycznie i żeby spełnić nasze wygórowane marzenia. On nie przychodzi abyśmy żyli dostatnio i byli wyzwoleni od grasującej pandemii. Tak czy inaczej jesteśmy wydani śmierci i zmartwychwstaniu. Jedynym i najważniejszym celem Jego obecności jest miłość. Przyszedł, aby objawić nam niewyczerpaną miłość swojego Ojca. Bez tej miłości bylibyśmy jedynie larwami czekającymi wiecznie na przeobrażenie. Bez tej miłości bylibyśmy pyłem historii niesionym przez wiatr ku efemeryczności następnego dnia. „W oczach Tego, który nie brzydzi stać się jednym z nas, jesteśmy biednymi grzesznikami, którzy nawet z Bożego Narodzenia, obok radości płynącej z odkupienia, wynoszą nieskończony smutek, że nie są jeszcze chrześcijanami”- pisał P. Mazzolari. Zachowajmy w tych dniach spokój i nie pozwólmy się poddać temu konsumpcyjnemu szaleństwu. „Czas przemienił się z wiecznego upływu w proces, który z milczącą, jednoznaczną konsekwencją zmierza ku całkowicie określonemu kresowi, u którego my i świat staniemy przed odsłoniętym obliczem Boga”(K. Rahner).Wejść w ciszę, którą w najmniej oczekiwanym momencie przeszyje dźwięk anielskiego śpiewu- zwiastującego, że „nad mieszkańcami kraju mroków światło zabłysło”(Iz 9,1).

niedziela, 19 grudnia 2021

Na to Maryja rzekła do anioła: «Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?» Anioł Jej odpowiedział: «Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego okryje Cię cieniem. dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym (Łk 1,26-38). Ewangeliczny obraz Zwiastowania towarzyszy mi przez cały okres oczekiwania na przyjście Pana. Adwent to liturgia spotkania i życia- rozgrywająca się w najbardziej intymnej, urokliwej scenerii w której onieśmielona i zaskoczona młoda Dziewczyna, spotyka po raz pierwszy w życiu świetlistego posłańca Gabriela. Zwiastowanie rozpoczyna historię całkiem nowych tropów wiary, zaskakujących sytuacji, które dotąd były w jakimś stopniu intuicyjne i trudne do przewidzenia, a od pierwszej Pięćdziesiątnicy w Nazarecie wszystko staje nowe i zaskakujące. Bóg okazuje się niezwykle kreatywny w swoich działaniach i tak bardzo przekonujący, że odpowiedź Dziewicy staje się spontanicznie wypowiedzianym hymnem pochwalnym. Snując refleksję o Maryi można stawiać sobie cały różaniec pytań. Trudno wczuć się w Jej sytuację; takie wydarzenie miało miejsce tylko raz jedyny- zmieniając diametralnie człowiecze losy. „Jaka była reakcja na tę dziwną, szokującą wiadomość- stawiał to pytanie Lev Gilet. Moglibyśmy wyróżnić trzy reakcje. Najpierw reakcja duszy przepełnionej radością i nie powiedziałbym dumą, ale uzasadnioną świadomością, co ten przywilej zawiera jedynego, przepełniona równocześnie uniesieniem wewnętrznym, całkowicie zrozumiałym. Albo reakcja duszy, która w pewien sposób załamała się, pogrążyła w przeżywaniu własnej niegodności i niskości i zdawałaby się uchylać przed łaską tak nadzwyczajną. I wreszcie reakcja duszy, która nie mówiąc otwarcie „nie”, pozwoliłaby się opanować zdumieniu, wątpliwości, zakłopotaniu.” Tak naprawdę żadną z tych reakcji nie można przypisać Maryi. Jej uwielbienie przekracza wszelkie ludzkie przypuszczenia, domysły i możliwe do rozpisania scenariusze. Miłość, która wypełniła Jej łono stała się źródłem największego szczęścia i spełnienia w Bogu. Odtąd będzie nieść i chronić Cud Życia. „W Zwiastowaniu spełniła się tajemnica przewyższająca wszelki rozum- Wcielenie Boga. Druga Osoba Trójcy Świętej, sam Bóg, w niepojęty sposób wcielił się w Dziewicę i z purpury krwi Przeczystej utkał swe odzienie: wziął jednak od Niej nie tylko ciało, lecz także duszę i wszystko, co ludzkie. W Zwiastowaniu zaczyna się tkanie purpury ciała Chrystusa, w tym momencie rodzi się Jego człowieczeństwo: Słowo wciela się przez Ducha posłanego od Ojca” (G. Krug). Potwierdza to piękno prawosławnych ikon, ukazując Maryję w której sanktuarium ciała wlewa się żar Ognia- nasienie Boga. Od tego momentu wszystko staje się Misterium !

środa, 15 grudnia 2021

Adwent jest czasem retrospektywnym, stawia nas w samym sercu wydarzeń zmierzających do odsłonięcia w całej okazałości Misterium Wcielenia. Nawet przez nachalną, płytką i zawłaszczającą zmysły kulturę masową, przebija się półtonem prawda o cudownym Dziecku schodzącym z zaświatów przez łono Dziewicy, aby zamieszkać pośród zabieganych i zajętych swoimi sprawami ludzi. Mimo upływu ponad dwóch tysięcy lat, wielu z ludzi nie zdaje sobie sprawy, jaki jest głębszy sens tego świętowania. To wydarzenie przygniecione infantylnymi mitami współczesności, potrzebuje wyostrzonego spojrzenia i drgania posadami serca. Pokusa banalności i powierzchowności jest tak silna, że może z tak ważnego przesłania, uczynić coś na kształt humorystycznej opowiastki dla naiwnych prostaczków. Stąd sztuka, literatura i film, zdolne poruszać wyobraźnię i wzbudzać obrazy – stają się niczym milczący przewodnicy, prowadząc nas drogą oczarowania aurą świetlistej nocy; ku historii ogniskującej się na miejscu nędzy i ubóstwa w które schodzi nieogarniony w swojej miłości Bóg. W brzemiennej Maryi każda oczekująca na życie kobieta, dojrzewa do macierzyństwa opromienionego światłem wiary. Fizjonomia staje się usakramentalniem bytu. Matka zaczyna rozumieć, że również jej historia jest święta, a jej ciało staje się „grotą obecności” i „urodzajną glebą” już nie należącą jedynie do niej samej, lecz do Boga. „Ciesz się Ziemio obiecana, Pole żyzne, Żniwo hojne, ponieważ ty kwitniesz jak łączka bujna.” Biblia prowadzi nas od zarania dziejów śladem wspaniałych matek: Naama, żona Noego, Sara, małżonka Abrahama, Rebeka, żona Izaaka, czy Rachela, żona Jakuba, Eliżbieta, żona Zachariasza- niewiasty których łona Bóg otwiera i dotyka swoim błogosławieństwem, obdarowuje szczególnym wejrzeniem miłości. Kobieta- „dom” i „świątynia”- schronienie dla dziecka którego pierwsze ruchy stają się znakiem zadomowienia i bezpieczeństwa. „Bóg zesłał Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem”(Ga 4,4)- w tym lapidarnym opisie św. Pawła zawiera się cała synteza nowotestamentalnego wydarzenia przyjścia Mesjasza, Króla i Pana. Jak napisał Eliade, „teologia maryjna stanowi transfigurację najstarszego i najbardziej znaczącego hołdu, jaki od prehistorii składano religijnej tajemnicy kobiecości.” Literatura kreśli nam intrygujące postacie kobiet: Beatrycze prowadząca Dantego do doskonałego szczęścia. Małgorzata ratująca Fausta, sprzedającego swą duszę diabłu. Sonia, ukazująca drogę ku zmartwychwstaniu mordercy jakim był Raskolnikow. Pojawia się jeszcze jedna kobieta, przekracza wszystkie inne postacie- prawdziwe lub literacko wskrzeszone, której fiat wyrywa świat z pod władzy śmierci i otwiera egzystencję każdemu z ludzi na wielki triumf Życia. „ W spotkaniu oczekiwania Boga, oddechu stworzenia, świętości Izraela, ukazała się Maryja. Głosiły Ją obłok, krzak gorejący, Święte Świętych”(O. Clement). Mój umysł w tych dniach wypełnia po brzegi pytanie: Jaki jest Bóg mojej adwentowej tęsknoty ? To Bóg w ciele małego i bezbronnego Dziecka. Bóg uchodźców, wykluczonych, pozbawionych domu i czekających na przytulenie do policzka kochającej matki. Paradoksalnie Bóg naszego świętowania jest Tym najbardziej wzgardzonym i bezdomnym którego szerokie i milczące spojrzenie, próbuje zakryć rozdarty i kloaczny świat. Miota moją duszą to same przeświadczenie, które wykrzyczał święty Franciszek z Asyżu: „Miłość nie jest kochana !”

niedziela, 12 grudnia 2021

Głos się rozlega: „Drogę Panu przygotujcie na pustyni, wyrównajcie na pustkowiu gościniec dla naszego Boga ! Niech się podniosą wszystkie doliny, a wszystkie góry i pagórki obniżą; równiną niechaj się staną urwiska, a strome zbocza niziną (Iz 40, 3-4). Po raz kolejny przekonujemy się, że pustynia nie jest miejscem turystycznej przygody, czy miłosnej egzaltacji. Miejsce rozciągniętych cieni i chwiejnej świadomości samotników „pękającej pod naporem rozszerzającej się nicości”(G. Flaubert). To przestrzeń halucynacji, samotności i śmierci- zawiły labirynt tańczących piasków w którym można się zagubić i zatracić. Pomimo tych niebezpieczeństw, pomiędzy człowiekiem a tak dramatyczną w odbiorze rzeczywistością rodzi się jakiś ulotny dialog, który przeszywa niczym płomień słowo Proroka. Mistyk nie gardzi taką scenerią, ponieważ zdaje sobie sprawę z mającej lada chwila nastąpić poetyki daru i nawiedzenia. „Słuchać słowa- to wystawiać żagle na wiatr Ducha, nie wiedząc, do jakich brzegów człowiek dobije”(św. Hieronim). Wiatr wprawdzie sypie piaskiem w oczy, ale złakniona świeżości źródła dusza, otwiera swoje przedsionki na doświadczenie czegoś nieprzewidzianego i zaskakującego. „W rzeczywistości bowiem serce jest miejscem, gdzie odczuwa się miłość kogoś innego i gdzie można dać na nią odpowiedź. W nieskończoności owej nie zatracamy się, gdyż jest to nieskończoność osobowa, której miłość napełnia nas radością”(D. Staniloae). Stąd świat ten, cały utkany ze śmierci, oczekuje na przyjście Boga z którego opuszków palców wytryśnie jak w Genesis życie i tworzywo miłości. Spękana i wydarta śmierci ziemia oczekuje przeobrażenia. Izajasz, a za nim rozpięty na krośnie czasu święty Jan Chrzciciel- niczym artysta szkicuje drobiazgowo krajobraz, czekając na ostateczne spełnienie i wypełnienie tej wizji- paletą najszlachetniejszych barw. Dotyk pędzla zmieniający bruzdy i wertepy ziemi w ogrzaną promieniami słońca drogę. „To nie ja maluję, to anioł na końcach moich rąk”- pisał Bissiere tworząc swoje poetyckie Katedry i Słońca. „Głos jest głosem Jana- pisał św. Efrem- ale Słowo, które podaje głos, to Pan nasz. Głos ich rozbudził, głos nawoływał i gromadził, ale Słowo rozdzielało dary.” Adwent prowadzi nas bezpośrednio do odczytania znaków i darów Epifanii. Świat o którym zwiastuje Anachoreta w wielbłądziej skórze, nie jest światem równoległym; to świat Boga w sercu naszego dzisiaj- tu i teraz. „Bóg i ludzkość- czytam w Świadomości nadprzyrodzonej Weil- jak para zakochanych, która pomyliła się co do miejsca spotkania.” Dar zbliżającego się liturgicznie Bożego Narodzenia, zawiera się w ponadczasowych słowach obecności: „Oto jestem.” Anamneza największego obdarowania ! To wewnątrz Kościoła dokonuje się przygotowanie drogi i duchowa receptywność, aby Oblubienica przychodzącego Baranka, obmyła się z brudu grzechu i przywdziała szatę wesela. Miał rację św. Ireneusz z Lyonu: „Chwałą Boga jest żyjący człowiek, zaś życiem człowieka jest oglądanie Boga.” Przygotowanie na spotkanie zaczyna się od ludzkiego serca, tam droga staje się wyrównana i tam pustynia staje się Rajem Wcielenia – szukanym po omacku i mozolnie Betlejem.

czwartek, 9 grudnia 2021

Wobec najświeższych pomysłów Komisji Europejskiej ogarnia mnie poczucie indolencji i rozgoryczenia. Biurokratyczni „mędrcy” szykują się do opublikowania tzw. przewodnika „komunikacji inkluzywnej” w którym pojawi się zakaz używania w przestrzeni publicznej słowa „Boże Narodzenie.” To kolejny przejaw ideologicznego idiotyzmu i spychania wartości chrześcijańskich na peryferie europejskiej przestrzeni kulturowej i historycznej. „Mówi się, że język jest poetyckim tworzywem, tym czym dla rzeźbiarza kamień, a dla muzyka dźwięk- pisał Z. Herbert- To podobieństwo można rozwinąć i powiedzieć dalej, że z kamienia nie tylko rzeźbi się herosów, ale także robi się kostki brukowe...” Jak widać tej elementarnej wiedzy brakuje kosmopolitycznym decydentom, bawiącym się słowami- próbując wykreować nową- wydestylowaną rzeczywistość wolną od religii i jej ikonograficznej obecności w przestrzeni publicznej. Religia to „mit który obciąża inteligencję i postęp”- powie prześmiewczo materialista i sceptyk M. Onfray. Mam nieodparte wrażenie, że ci panowie z lukratywnych salonów polityki, trącą intelektualną i duchową pustką. Negacja Boga zawsze będzie wzmacniać afirmację człowieka, jego wolę samostanowienia o sobie. Bez Obecności można się udusić w oparach własnej, niepochamowanej pychy i postępującej nieodwracalnie erozji duszy. Spróbujmy wyobrazić sobie świat Orientu bez buddyzmu lub arabskich- pustynnych wędrowców bez koranicznej mądrości która scalała przez wieki ich rodzinne tradycje i obyczaje ? Nie każdy musi zanurzać się w wodach Gangesu, aby doświadczyć czegoś na kształt katharsis, ale nie powinien kontestować tego aktu, który dla innych jest elementem uświęcenia i hierofanii. Za pomocą zręcznie spreparowanych słów, można kpić ze wszystkiego: czystości, dziewictwa, wiary, świętości, integralności płciowej, czy w ich przekonaniu Boga który powinien być jedynie częścią obumarłego skansenu zamierzchłych już wyobrażeń. Od wielu już lat próbuje się w sposób odgórny i jurydyczny walczyć z religią. Wyeliminować pamięć o Bogu z książek, sztuki, moralności- postępowej i pędzącej zawrotnie na oślep cywilizacji. Czy chodzi o ideę, że skoro nie ma Boga, wszystko jest dozwolone ? Świat stał się powtórnie miejscem głupiego sceptycyzmu i relatywizmu, ateistycznej ekspozycji i zaprzeczenia. To kolejna próba pogardzania wierzącymi; bezpardonowego naigrywania się z prawd które stanową fundamenty chrześcijańskiego Credo i ufundowanych na nim wartości ogólnoludzkich. W poezji Jastruna odnalazłem niezwykle wymowne słowa: „Boże ! Zasłoń nas przed historią. Zbaw nas. Ty, który płaczesz w psalmach nagich rzek”- bez wątpienia pisał te słowa człowiek poszukiwania i rozdroża. Jakże trzeba posiadać wyostrzone spojrzenie, aby nie poddać się tym miałkim- pseudointelektualnym ekscesom mniejszości, próbującej narzucić innym swój zepsuty smak i neomarksistowską optykę myślenia. Wierzącemu bardzo często pozostaje tylko wiara, ale ona jest niezniszczalna, ponieważ wymyka się wszelkiej racjonalizacji: „wierzę, bo jest to absurdalne.” Zamiast Chrystusa w zdesakralizowanej Europie stawia się pomniki architektom zbrodniczych systemów totalitarnych, takich jak Marks i spowinowaceni z nim jałowi liderzy światowego lewactwa. Ostatecznie i bezsprzecznie „Miłość jest bramą gnozy”- powie mistrz ludzkiej duszy Ewagriusz z Pontu. Jakże niebezpieczne jest Wcielenie Boga dla tych, którzy przestrzeń serca opróżnili z miłości, a rozum poddali kuszącemu złudzeniu świata wolnego od Misterium ! Według bizantyjskiego myśliciela Mikołaja Kabasilasa, Wcielenie jest „wylaniem się Boga poza siebie.” To rzeczywistość największego daru i co najbardziej zdumiewające, wyniesienie ludzkiej natury do granic transcendencji. W Krótkiej opowieści o Antychryście Sołowjow u kresu swego życia, dokonuje ekumenicznego wyznania wiary: „Najdroższy jest dla nas w chrześcijaństwie sam Chrystus.” Myślę, że wielu ludzi nosi w sobie pełne ciepła i dziecinnego resentymentu wyobrażenia związane z Bożym Narodzeniem. Wiele cudownych wspomnień i aura rodzinnego domu w którym wykluwał się etos człowieka daru, pokoju i miłości. Nie można pozwolić na to, aby zsekularyzowany i obojętny świat odebrał nam radość świętowania z faktu, że „Stwórca stał się sercem swojego stworzenia.”

wtorek, 7 grudnia 2021

Chrześcijaństwo bez wątpienia jest przeobrażonym humanizmem, odpowiadającym odczuciem nadziei wobec ludzkiego cierpienia i śmierci. Nie jesteśmy fragmentami pozbawionymi znaczenia które niesie gwałtowny podmuch historii. Pesymistyczny, choć nie pozbawiony wyobraźni Cioran, rozmyślał o cywilizacji śmiertelnej i galopującej na oślep ku horyzontom grozy. Obok tych ludzkich rozczarowań i żałosnych tonów, przebija się niczym szept, mądrość ludzi wiary- poderwanych z miejsca do przekraczania siebie. Ewangelia nieustannie sonduje głębiny ludzkiego ducha i daje siłę do zmagania się trudnościami codzienności która zostaje wrzucona w otchłań zwątpienia i rozpaczy. Ewangelia zwiastuje jutro nowego świata i sprawia, że czas staje się drobiną odkupionej rzeczywistości. Przyszłość przynosi nam w darze nie możliwy do ogarnięcia wyobraźnią ciężar niepewności, której jedynym pewnikiem jest bliskość śmierci. Staje ona w centrum ludzkich rozmyślań i asekuracji tak, aby jak najbardziej optymalnie dryfować na fali życia. Pandemia wydobyła świat od zapomnienia o śmierci. Społeczności stały się rozczłonkowanymi zbiorowościami lęków; sumą narastających emocji zmieniających trajektorię zdarzeń. Próbujemy transcendować jej obecność odwołując się do religii lub szukając pocieszenia w ekstremum zabawy- stanowiącej szczególnie u młodych ludzi- pewnego rodzaju chwilowy reset. Delirium wynalazków stymulujących umysł do ucieczki w sfery kolorowych- ulotnych imaginacji. Ten drugi wariant ucieczki wydaje się destruktywny i równie niebezpieczny, co szalejący wirus. Ostatecznie przebija się prawda naznaczająca uporczywie przygnieciony balastem racjonalizowania umysł: „Żaden człowiek nie lubi wyobrażać sobie śmierci, a w szczególności własnego zniknięcia”(E. Morin). Nasze „dzisiaj” musi odejść w przeszłość, aby mogło nastąpić „jutro.” Ludzkie istnienie jest poddane przemijaniu i determinantom które mogą przyśpieszyć lub zatrzymać ów proces życia. „Gdzie jesteśmy w tej chwili, tej ulotnej chwili, w tej rzece, która jest oceanem- pytał C.H. Rocquet- Tak, naprawdę, czy jest człowiek z natury, na świecie, w czasie ? Jesteśmy nicością względem nieskończoności, środkiem między niczym a wszystkim.” W ten sposób dokonuje się owocowanie czasu w człowieku i codzienności którą dźwiga na swoich ramionach niczym mityczny Syzyf. Jakże trudne jest twórcze przeniesienie teraźniejszości w przyszłość; poddania chwili obecnej promieniowaniu zmartwychwstania- pełnej wolności i ocalenia filantropii Boga. Życie zostało raz na zawsze wydarte niewoli śmierci. Odczucie kruchej ziemskości, zostaje poddane wskrzeszeniu i nieśmiertelności. Dostojewski włożył w usta starca Zosimy pełną ostrości syntezę eschatologii: „Bóg wziął nasiona z innych światów, aby rozrzucić je tutaj… wszystko żyje dzięki uczestnictwu w tamtym świecie...”

niedziela, 5 grudnia 2021

Poszerz przestrzeń twego namiotu, rozciągnij płótna twego mieszkania, nie krępuj się, wydłuż twe sznury, wbij mocno twe paliki ! Bo się rozprzestrzenisz na prawo i lewo, twoje potomstwo posiądzie narody oraz zaludni opuszczone miasta (Iz 54, 2-3). Dla chrześcijanina otaczająca go przestrzeń ma nie tyle wymiar materialny i egzystencjalny, ale nade wszystko teofaniczny. Na stronach Boskiej komedii Dante opowiada o „Miłości, co wprawia w ruch słońce i gwiazdy.” Miłością tą jest sam Bóg, udzielający tchnienia życia wszystkiemu o czym pomyśli i co kształtują Jego dłonie. Zatem świat materialny jawi się jako miejsce zdolne do zamieszkania. Domem jest kosmos w swoim stawaniu i przeistaczaniu się. Niebo jest namiotem, a ziemia „podnóżkiem stóp Jego”- wyśpiewa podniośle Psalmista. Natura oczekuje w rozkwicie nasienia i bólach rodzenia się na Wcielenie i Zmartwychwstanie. Stary Testament opowiada o pięknie kosmicznej liturgii w której pustynia, morze, drzewa i zwierzęta wznoszą swoją modlitwę uwielbienia ku źródło wszelkiego istnienia. „W tej świątyni człowiek nie jest przede wszystkim u siebie, lecz u Boga- pisał J. Danielou- Dlatego właśnie jest winien szacunek stworzeniom, które nie należą do niego, i że niczego nie może dotknąć bez pozwolenia: wszystko jest święte; pełne sakramentalnych tajemnic.” Los przyrody spleciony jest z losem ludzi. Świat jest domem w którym człowiek odnajduje sacrum, a to wydarzenie diametralnie zmienia jego życie. „Przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował”(Ef 2,4). Na każdym etapie zapętlonej historii powstają namioty nomadów, które Bóg zamieszkuje i w tak pojętą przestrzeń zaprasza utrudzonych drogą wędrowców. „Tworzenie Kościoła jest stwarzaniem nowego kosmosu, którego ten pierwotny był tylko przygotowaniem i obrazem.” Ewangelia w Adwencie zwiastuje nam prawdę o Bogu który „porzuca" niebiańskie przestrzenie i schodzi na ziemię, stając się uczestnikiem ludzkiej drogi zbawienia. Przychodzi aby wypić kielich naszej śmierci i otworzyć swój bok, aby z niego mógł wytrysnąć dar Zmartwychwstania i wylania Ducha. W Nim na nowo rozkwita Raj i wznosi się nowy namiot spotkania. Słowo Boga „zamieszkało” (eskenosen) pośród nas, a dokładnie mówiąc: wzniosło swój przybytek na ziemi „rozstawiło namiot”(skene). Zstąpienie Miłości inicjuje Bóg poprzez wolność Kobiety. Ciało Dziewicy staje się namiotem. Grota narodzenia staje się namiotem i zapowiedzią Kościoła w którym człowiek, czas i przestrzeń stają się tęsknotą za urzeczywistnieniem Królestwa Bożego. Ecclesia peccatrix- miejscem w którym kamienie ludzkich grzechów, spalają się w ogniu miłości. Kościół kaleki, choć niepozbawiony łaski nawiedzenia i miłości. Odnajdujemy tę prawdę w patrystycznej mądrości: „Patrz na wielką i głęboką tajemnicę ! Zawsze On mieszka w tym namiocie. Przywdział bowiem nasze ciało nie po to, by je opuścić, lecz aby zawsze w nim zamieszkać”(św. Jan Chryzostom). „Bóg stał się człowiekiem, żebyśmy zostali przebóstwieni”(św. Atanazy). „Stał się człowiekiem, Bogiem na ziemi, abym ja stał się o tyle Bogiem, o ile On człowiekiem”(św. Grzegorz z Nazjanzu). „Bóg staje się człowiekiem, aby zbawić utraconego człowieka” (Maksym Wyznawca). Człowieczeństwo Chrystusa staje się Namiotem Nowego Przymierza- miejscem ocalenia i przebóstwienia rodzaju ludzkiego. „Liturgia jest więc prorocza- pisał O. Clement- Objawia nam słowo, które nie będzie wymądrzaniem się, propagandą czy reklamą, lecz będzie nadawać się do spożycia, jako Słowo, które stało się ciałem.” Każda Eucharystia jest mistyczną przestrzenią Namiotu i Domem Chleba; Darem i Misterium nad którym pochylają się milcząco aniołowie i święci. Jedyne, co nam pozostaje to wejść do wnętrza i uczestniczyć w „arcydziełach stworzenia.” Kościół jawi się zatem jako mistagogiczny, pokornie i agapicznie wprowadza swoje dzieci w rzeczywistość cudu i obecności: "Zjednoczeni w Twojej świątyni widzimy już siebie w świetle Twojej chwały niebieskiej."

środa, 1 grudnia 2021

Moją codzienność naznacza twórcza i towarzysząca obecność ludzi sztuki. To szczególnie wrażliwa, momentami zagubiona i wzbraniająca się przed świętością grupa ludzi. Kotłuje się w nich prometejski bunt wobec zastanej sytuacji i nieustanna próba przekraczania tego, co wydaje się natychmiast- od tak- niemożliwe do zmienienia. „Żaden artysta nie godzi się na realność”- sugerował Nietzsche. Z drugiej strony każda, nawet ta najbardziej gęsta od deficytu wolności realność, staje się przestrzenią to tworzenia i wypowiadania w sposób mnie lub bardziej zakamuflowany swoich racji. „Coraz bardziej wierzę, że nie trzeba sądzić Pana Boga wedle tego świata. To jego nieudany szkic”- pisał z dozą wewnętrznego rozczarowania Van Gogh. Iluż to śmiałków ludzi sztuki próbowało ten szkic poprawiać sprzęgając w to siłę pędzla, dłuta, pióra, czy instrumentu muzycznego.Ten rzekomo nieudany szkic ma jednak innych winowajców. „Bóg jest przyczyną wszystkiego, co piękne”- konstatuje opozycyjnie Klemens z Aleksandrii. Tak naprawdę to świat jest udany, kompletny i piękny w zamyśle Boga, tylko człowiek do tej doskonałości, nigdy nie potrafił dorosnąć; niejednokrotnie próbując go ulepszać, paradoksalnie zacierając kontury jego piękna. Bardzo często sam artysta przez swoją sztukę, okalecza rzeczywistość- odbierając jej uprzednio udzielone tchnienie życia, stając się na drugim biegunie plagiatorem głupoty i brzydoty. Nie chce w tym miejscu generalizować, dywagując nad istotą twórczości i odpryskami jej emanującej siły. Sztuka przygnieciona jakąkolwiek formą przymusu, zawsze wiła się w bólu niemożliwości ostatecznego wypowiedzenia się. Stąd w zgiełku ujmującego szaleństwa pulsującej historii, artysta będzie czuł się wyobcowanym- samotnikiem balansującym nad przepaścią, prowadzącym głuchy i skazany na ulotność monolog. Nawet jeśli dekonstruuje i krzyczy na całe gardło, to dźwięk który wydaje jakże często staje się bełkotem szaleństwa rezonującym w uszach jedynie tych dla których anarchia staje się utopią i pozornością ocalenia. Antidotum na ten stan rzeczy jest duchowość, otwierająca przepastne perspektywy wolności. Spoglądam na twarze artystów, dostrzegam w nich pejzaż wahań i nawarstwionych latami lęków zręcznie tuszowanych zewnętrznym językiem gestów i słów. Miał rację pewien buddyjski mędrzec: „Najważniejsza prawda jest bez obrazu. Ale gdyby nie było obrazu, prawda nie mogłaby się manifestować.” Jakże trudno ludziom wielkim żyć w pięknie i prawdzie ! Dlatego Bóg- wcielone Piękno przychodzi szukać to, co zagubione, niezdarne i wyzbyte wstydu. Twórcza Obecność przyciągająca niczym magnes ku duchowemu przeobrażeniu- ku wolności i transparentności której szlachetność tak wielu przeraża. Sztuka rozwija wyobraźnię i kształtuje gusta tego świata, ale wiara potrafi dokonywać tego, co niemożliwe. Tam gdzie umiera sacrum, tam jest również agonia artysty i jego sztuki. W świecie, gdzie wszystko wydaje się na sprzedaż i zdaje się być kaprysem ludzkiej obojętności na sprawy ducha, artysta zostaje powołany do bycia prorokiem piękna i modlitwy. Zakończę to rozważanie charyzmatycznym wyznaniem Dostojewskiego: „Nie ma i nie może być nic piękniejszego i doskonalszego niż Chrystus.”

poniedziałek, 29 listopada 2021

Istnieją sytuacje graniczne, podszyte niepokojem i konstelacją obaw, które paraliżują umysł- nie pozwalając ludziom normalnie żyć. Spojrzenie na chorobę i śmierć wydaje się polifoniczne, zważywszy na to, jak biologia potrafi zaskakiwać naukę. Omikron- kolejne przepotwarzanie wirusa z błyskawiczną szybkością rzuciło blady strach na dużą część świata, utrwalając go w poczuciu bezradności. Pomimo ustawianych tam, żywioł pandemii płynie swoim niszczycielskim nurtem. „Smutek stanowi bez wątpienia źródło wszelkiego zła. Gdy nas opanowuje, wywołuje poczucie braku perspektyw”(Nil Sorski). Niepokój o jutro zaczyna się tam, gdzie pytania stają się uwierające, a odpowiedzi przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Przypomina mi się myśl Wiliama Blake’a: „Człowiek, który pragnie lecz nie działa, wywołuje dżumę.” Tą właśnie jest zainfekowana duża część ludzkich społeczności. Jakże absurdalne wydaje się napięcie, między chęcią działania i jednoczesną odmową zrobienia czegokolwiek. „Są ludzie, którzy rozsiewają światło, i są ludzie, którzy wszystko zaciemniają”- pisał Phil Bosmans. Bezradność- słowo wyczerpujące ów stan rzeczy. Tylko codzienność przyjmowana jak dar, pozwala żyć normalnie i nie zadręczać się myślami o kształt jutra. Nadzieja potrafi chronić przed śmiercią i zręcznie usuwa jej oścień. Niepokój o los świata wpisuje się w czas tęsknoty i duchowego przeobrażenia. Eschatologiczne wezwanie Marana Tha jest modlitwą o nadejście Królestwa Bożego i przeobrażenie wszystkiego w ogniu nowej Pięćdziesiątnicy. „Skąd pochodzi człowiek i dokąd idzie ?” Pytanie Pascala zakreśla punkt docelowy- miejsce wolne od cierpienia i śmierci.” Wiara staje się nadzieją rzeczy przyszłych, a „miłość przewyższa wszelki strach.” Za tych ludzi na których życiu położył się cień śmierci i odeszli udręczeni covidem, Kościół zanosi pełną nadziei modlitwę: „Umieść ich, Panie w siedzibach światła i wesela, w namiotach cień dających i wypoczynek, wśród skarbów rozkoszy… tam, gdzie dusze czekają bez cierpień na początek nowego życia i gdzie wszystkie myśli sprawiedliwych zwrócone są ku nagrodzie, która jest im obiecana. Umieść ich w tym regionie, gdzie robotnicy zmęczeni podziwiają raj i gdzie goście weselni czekają na przyjście niebiańskiego Oblubieńca”(Liturgia syryjskich jakobitów).

niedziela, 28 listopada 2021

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Czuwajcie, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. A to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o której porze nocy złodziej ma przyjść, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby się włamać do swego domu. Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie…(Mt 24,42-51). Chrystus tak wiele razy na kartach Ewangelii zaprasza swoich uczniów do czuwania. W chwilach ważnych decyzji i kluczowych wydarzeń, czuwanie i modlitwa Mistrza przenika sen spowitego ciemnościami świata. Czujność pozwala odkryć przestrzenie spotkania- miejsca naznaczone intensywnością miłosnego zachwytu. Potrzeba czujności w egzystencji którą sprzęgają tytaniczne siły zła, aby proklamować na agorach miast że „Boga nigdzie nie ma”(M. Stirner). Czujność jest jednocześnie pewnego rodzaju orężem do walki ze światem i grzechem. Noc jest królestwem demona, a przeciwstawienie się jej, zwiastuje świt i ostateczny triumf Boga. Ten dzień- to dzień Chrystusa wschodzącego słońca- wydarzenie ostatecznego triumfu życia i światła: Wcielenie, Zmartwychwstanie i Paruzja to wydarzenia których ciemność nocy zostaje przepruta światłem i ogniem. „Pogodna światłości świętej chwały, nieśmiertelnego Ojca niebios, Świętego, Błogosławionego, Jezu Chryste”- słyszymy w hymnie wieczornym świętego Sofroniusza. Chrześcijanin wychodzi ku tej rzeczywistości, podtrzymując w glinianym naczyniu serca płomień wiary. Stąd ta pedagogia nadziei i tęsknoty, gdzie „otchłań serca dąży ku otchłani Boga”(A. Silesius). Wyjście na obrzeża świata, aby odnaleźć schronienie i osiągnąć wewnętrzny spokój. Tylko w takim usposobieniu można cierpliwie wyglądać dnia jutrzenki. Zatem życie chrześcijanina jest czuwaniem i świętą tęsknotą; miłosnym wyczekiwaniem Oblubieńca przychodzącego do swej Oblubienicy- Kościoła. „Przeminą rzeczy widzialne i przyjdzie to, na co czekamy i co jest piękniejsze”( Cyryl Jerozolimski). Brak czujności sprawia, że jesteśmy zaspani i duchowo niezdolni do otwarcia naszego wnętrza na dar łaski. Rzeczywistość nas rozprasza i dokonuje inwazji na nasze zmysły. Krzyk świata próbuje zagłuszyć szept Boga nieustannie szukającego i wołającego Adama. Przypominają mi się słowa francuskiego filozofa i mistyka Gustawa Thibona: „Czujesz, że ci ciasno. Marzysz o ucieczce. Wystrzegaj się jednak miraży. Nie biegnij, by uciec, nie uciekaj od siebie; raczej drąż to ciasne miejsce, które zostało ci dane: znajdziesz tu Boga i wszystko. Bóg nie unosi się na twoim horyzoncie, ale śpi w głębi ciebie. Różność biegnie, a miłość drąży. Jeśli uciekniesz od siebie, twoje więzienie biec będzie z tobą i na wietrze towarzyszącym twojemu biegowi będzie się stawało coraz ciaśniejsze. Jeśli zgłębisz się w sobie, rozszerzy się ono w raj”. W czasie Adwentu wkraczamy po raz kolejny w Chrystusowe misterium. Święty Jan Chryzostom w swojej homilii wskazywał chrześcijanom istotę czuwania i modlitwy: „Niech twój dom będzie kościołem; wstań w środku nocy. W nocy dusza jest czystsza, lżejsza. Zachwycaj się swoim Mistrzem. Jeśli masz dzieci obudź je i niech przyłączą się do ciebie we wspólnej modlitwie.” Jest w tym świeżość myślenia i odczuwania, połączone z pragnieniem wewnętrznej odnowy. Nadejście Królestwa jest ciągle nową i zstępującą rzeczywistością, przenikającą i rozszerzającą od wewnątrz granice naszego świata. „Teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas niż wtedy, gdyśmy uwierzyli”(Rz 13, 11). Pan jest blisko ! Nasłuchujemy Jego kroków z oddali; wyostrzamy zmysły; szukamy przestrzeni ciszy, aby w anamnezie liturgii Żyjący, objawił się w całej pełni. „W owym bezpośrednim spotkaniu z Tym, który nadchodzi, człowiek staje się ostatecznie taki, w jakiego przemienia go Boska wieczność”- pisał P. Evdokimov. Niech każdy dzień tego wyjątkowego czasu, przemienia w nas pośpiech w zatrzymanie, niecierpliwość w tęsknotę, smutek w radość, zwątpienie w wiarę- zdolną uchwycić pejzaż wieczności.

piątek, 26 listopada 2021

Historia dziejąca się na naszych oczach jest napęczniała od cichej i zabierającej beztrosko ludzkie istnienia śmierci. Pobrzmiewa tu z oddali pesymistyczny to Schopenhauera: „…wszystko powołane do życia skazane zostało na niezawinione cierpienie.” Pandemia z licznymi mutacjami stygmatyzuje egzystencję wielu społeczności, rozkruszając różnorakie wentyle bezpieczeństwa. Na najbardziej realistyczne scenariusze kładzie się cień jałowych spekulacji i mało optymistycznych diagnoz. Media karmią masy pustymi złudzeniami, brnąc w kanałach kłamstw i mglistych obietnic, doprowadzając do jeszcze większych rozdarć. Joseph de Maistre twierdził, że „człowieka wzmacnia to, co go krępuje.” Czasami czuję się, aż nazbyt skrępowanym tym stanem rzeczy; po ludzku przelewa się we mnie fala rozgoryczenia i wewnętrznego buntu wobec tak dynamicznej rzeczywistości. Skarżę się i szukam pocieszenia w wierze. „Drżenie jest w tym, co w człowieku najlepsze”- mówił Goethe. Świat stał się wielkim szpitalem czekającym na przyjście Boga. Cóż znaczy kruchość życia, jeśli nie towarzyszy człowiekowi perspektywa wieczności ? Cząstka tego ukrytego za zasłoną świata przedziera się podświadomie i próbuje odwrócić uwagę od ciężaru ziemi- ciężaru codziennych trosk. Adwent jest wyjściem na spotkanie wieczności. Przekroczeniem progu niepoznania i odnowieniem świadomości eschatologicznej. Poczuć w sobie drżenie nieśmiertelności, powiew Ducha ożywiający dolinę martwych kości i przemieniający fetor śmierci w cudowny zapach Raju. Jaką trzeba mieć pojemną wyobraźnię, aby ogarnąć wolny od balastu cierpień świat Boga ? Coincidentia oppositorum, czyli tajemnica całości, wyrażona w sakramentalnych aktach Kościoła i tęsknocie przeistoczonej w modlitwę pragnienia. Jakże ponadczasowe zdają się intuicje Bierdiajewa: „Doświadczenie cierpienia prowadzi do religii, ale doświadczenie religijne to już przezwyciężenie cierpienia… Cierpienie nie jest tym, co w świecie najpiękniejsze, albowiem jeszcze piękniejsza będzie twórcza szczęśliwość.” Owo „dziś” Boga żywego, w które człowiek może wejść bez paraliżującego lęku. Jego Pascha staje się wydarzeniem, które przenika czas i przestrzeń. Jakże podrywają mnie słowa starożytnej Homilii paschalnej: „Oto błyszczą święte promienie Chrystusowej światłości…; głęboka i ciemna noc pochłonięta została przez światło, mglista ciemność utonęła w światłości, a ponury cień śmierci sam został przesłonięty cieniem. Życie rozszerzyło się na wszystkie istoty i wszystkie byty napełniły się wszechogarniającym światłem…”

wtorek, 23 listopada 2021

Wśród zgiełku i szaleństw naszej pandemicznej egzystencji, pozostaje margines na twórczy namysł nad drobnymi promykami szczęścia, które przynosi nam wiara. „Tak, życie to rzecz trudna !- czytam u Dostojewskiego- Są w nim chwile, które należy przeżyć w sposób właściwy,
a to jest o wiele ważniejsze niż spóźnienie na spotkanie.” Tak bardzo się śpieszymy i boimy w swojej paraliżującej bezczynności. Pytam za Andre Gide: „Czy ocalenie zależy od usunięcia się w cień ?” Wielu ludzi z powodu namacalności choroby i śmierci, utraciło zdolność do uśmiechu i zdumień pozwalających się wzbijać powyżej trapiącego ich bólu; zwątpienia i podszytego wyrzutem pytania: Dlaczego ? Pośród piętrzących się zewsząd pytań, każdego dnia słońce ukazuje nam przyjście, paruzję, wzejście blasku światła wiekuistego- o czym z taką intensywnością przekonuje nas liturgia. Adwent ze swoją barwną teologią, roztacza w umysłach dzieci Kościoła pełne nadziei przesłanie: Natale solis invicti – Chrystus jest naszym duchowym słońcem ku któremu z tęsknotą spoglądamy. Światło prawdziwe i intensywniejsze niż słońca które zagarniają nasz mętny i rozproszony wzrok. „Obleczenie w słońce można rozumieć jako nadzieję zmartwychwstania”- pisał w Objaśnieniu Apokalipsy Cezary z Arles. Miejsce wschodów i kraina przemienienia w której konglomerat ludzkich obaw zostaje rozświetlony mocą Wcielenia, Zmartwychwstania i Paruzji. Brzmią mi w uszach słowa świętego Pawła: „Teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu. Teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas, niż wtedy, gdyśmy uwierzyli. Noc się posunęła, a przybliżył się dzień”(Rz 13,11). Adwent to przebudzenie, aby nie przegapić świtu. Pomimo rozterek otaczającej nas egzystencji, uobecnia się Jego zbawienie i światło epifanii: „Jesteś pełen światła- potężniejszy niż góry odwieczne. Na widok tego wszyscy głupcy wpadają w zamęt”(Ps 76,5).

niedziela, 21 listopada 2021

W owym czasie wystąpił Jan Chrzciciel i głosił na Pustyni Judzkiej te słowa: «Nawróćcie się, bo bliskie jest królestwo niebieskie». Do niego to odnosi się słowo proroka Izajasza, gdy mówi: Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, Dla Niego prostujcie ścieżki! (Mt 3,1-3). Z pustyni- miejsca z miejsca naznaczonego tremendum et fascinans rozbrzmiewa tektoniczne przesłanie, że „Bóg jest oszałamiająco bogatą rzeczywistością”(F. Hügel). Na ziemi błogosławieństwa i przekleństwa rezonuje nawoływanie Anioła Pustyni, jakim jest święty Jan Chrzciciel. Intrygujący mężczyzna, pierwowzór pustelnika i ulubiony bohater sztuki, która tak chętnie próbowała unaocznić jego pełne szaleństwa i bezkompromisowości życie. Szelest jego skrzydeł przenika karawanę czasu i zaprasza do wyjścia ku Źródłu. Jego katecheza wstrząsa ludzką obojętnością, wycofaniem i zatrzymaniem się w świecie pozorów, ponieważ z niewiarygodną siła przyciągania nakreśla obraz Boga ukrytego i nadchodzącego: „Boga najczulszych spotkań i Boga, który doświadcza ukrzyżowaną samotnością”(A. Pronzato). Miejsce odludne staje się gościnne dla grzeszników których wiedzie nadzieja na odkupienie win i szansa na przemianę własnego życia. Istnieją jakże budujące świadectwa starożytnych mnichów, mówiące o tym jak dzięki modlitwie, pustynia stawała się miejscem zstępującej strugi światła. „Boska Światłość jest darem przeżycia mistycznego. Jest widzialnym znamieniem boskości, mocami, przez które Bóg się udziela i objawia tym, którzy oczyścili swe serca”(W. Łosski). Przemienienie i tęsknota- dwa słowa klucze stojące u początki adwentowej drogi łaski. Pandemia naznaczyła człowieka „stygmatem izolacji,” zaś liturgiczne oczekiwanie Kościoła, staje się błogosławioną samotnością pośród zgiełku świata. Dopóki człowiek nie osiągnie wewnętrznego pokoju, to będzie smagany piaskiem i wiatrem pustyni. Miał rację święty Hieronim: „Pustynia miłuje ludzi nagich.” Być ogołoconym ze wszystkiego i gotowym na zwiastowanie jak Maryja w zaciszu nazaretańskiego domu. Trzeba przyłożyć ucho „do ziemi, by móc usłyszeć szmer ukrytych źródeł i niewidocznego kiełkowania”(J. Maritain). Dopiero wtedy pustynia otworzy swoje spękane szczeliny i stanie się krainą pragnienia; oazą kroczących po śladach Zbawiciela. „Nadejdzie znów świat i światło dzienne. Słoneczne ciepło jak krew zacznie krążyć w ciałach. Nawet przymykając oczy, będziecie wiedzieli, że was zamieszkało…”(A. Exupery). Potrzebujemy światła które wschodzi na horyzoncie pustyni. Pan, którego zwiastuje Prorok w wielbłądziej skórze, przychodzi z mocą życia, aby otworzyć nasze zaryglowane od środka twierdze i uczynić wszystko nowym. Człowiek ma stać się, jak powie Claudel „nową świątynią, której lamp nie zgasi, ni diamentowych sklepień nie rozdzieli gniew szatana.”

środa, 17 listopada 2021

Pewien mędrzec w swoich modlitwach nieustannie prosił Boga, by zachował go od życia w interesującej epoce. Nie wiem, czy jego westchnienia spotkały się z satysfakcjonującą odpowiedzią, ale bez wątpienia nasza epoka jest nie tyle intersująca, co intrygująca. „Na odwrót, w świecie pozbawionym nagle złudzeń i świateł człowiek czuje się obcy”- pisał A. Camus. Historia dziejąca się na naszych oczach pęcznieje od nadmiaru wrażeń i niepokojących dywagacji. Paradoksalnie historia nigdy nie jest nudna, zawsze coś w jej wnętrzu poddaje się fermentacji czasu i tętniących w nim wydarzeń. Wczesnochrześcijański apologeta Laktancjusz snuł pesymistyczną refleksję o „czasach gdy sprawiedliwość będzie odrzucona, a niewinność uznana za występek, gdy źli powstaną przeciwko dobrym…” Odnajdujemy tu nutę apokaliptyczną i jakże obecną w tekstach liturgii adwentowej. Człowiek przyszłości, którego los stanie się losem Boga. Taką perspektywę nadziei szkicuje również odległy, lecz nie przedawniony w mądrości Orygenes: „Wkraczajmy w nowe życie i wobec Tego, który nas wskrzesił wraz z Chrystusem, ukazujmy się codziennie nowi i, że tak powiem, piękniejsi, gromadząc piękno naszego oblicza w Chrystusie jak w zwierciadle i w Nim oglądając chwałę Pana, przemieniajmy się w ten obraz…” Chrześcijaństwo w czasie Adwentu wyzwala się z przeciętności, letargu i lęku. „Kochać niewidzialnego Boga- to znaczy pasywnie otwierać przed Nim swoje serce i czekać na Jego aktywne objawienie tak, żeby w serce wstępowała energia Bożej miłości”(P. Floreński). Kościół przyobleczony w szatę miłości, staje w postawie wyprostowanej i wygląda nadejścia Pana. „Jak w słowie stwórczym odnajdujemy to, co nadaje stabilność naszej egzystencji, tak w Słowie odkupieńczym my, napiętnowani przez grzech, zostajemy całkowicie odnowieni, stajemy się na nowo istotami poświęconymi, obrazowi w nas zostaje przywrócony pierwotny wygląd, stajemy się na nowo obrazem Słowa, które jest obrazem Ojca”(J. Danielou). Adwent to również czas próby- udźwignięcia otaczającej nas codzienności, którą trzeba otworzyć na powiew Ducha. Życie staje się świętą tęsknotą- epiklezą, aby móc ostatecznie na sposób duchowy począć Boga w sobie. Stać się Miłością- to znaczy odpowiedzią na niepokój spowijający nadchodzące jutro.

poniedziałek, 15 listopada 2021

Powróciłem z rodziną i przyjaciółmi z Francji. Dane nam było w ośrodku duchowości prawosławnej Betania przeżyć kilka cudownych dni, które bez wątpienia można określić czasem duchowych ćwiczeń. Życie liturgiczne skupione wokół Biskupa i we wspólnocie Kościoła uświadamia jak bardzo- pomimo różnorodności języków, tradycji i historii- jesteśmy jedno w miłości Chrystusa i Ewangelii. Człowiek zostaje wzbogacony o nowych przyjaciół, których modlitwa, niczym na orlich skrzydłach, pozwala odkrywać świat głębi i tęsknoty za Bogiem spotkanym i przeżywanym w liturgii „najbardziej ukrytym i najbardziej obecnym”- jak powie św. Augustyn. Jeszcze teraz brzmią mi w uszach słowa hymnu świętego Nektariusza z Eginy, których siła ekspresji otwiera na świt przychodzącego przez łono Maryi Zbawiciela: Agní Parthéne Déspina, Áhrante Theotóke, Hére Nímfi Anímfefte Parthéne Mítir Ánassa, Panéndrosé te póke. Hére Nímfi Anímfefte. W tym miejscu szczególnego promieniowania wiary, rozpoczęliśmy czas oczekiwania i tęsknoty- Adwentu. To, że Pan jest blisko, napełnia twarze jego dzieci i rozpromienia je radością. Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się ! Pan jest blisko ! (Flp 4,4). W świecie zamętu, niepewności i ciągle obecnej pandemii, w sercach rodzi się tęsknota za Tym, który siła miłości potrafi przemienić ten świat; dać pokój i wzniecić żar miłości. Nadstawiamy uszy i słyszymy rezonowanie starotestamentowych proroctw, które obwieszczają misterium przychodzącego Boga. Jahwe szama- Pan jest tam (Ez 48,35) w sercu wspólnoty zgromadzonej wokół ołtarza na którym Ciało wydanego Baranka staje się Pokarmem uzdrowienia i miłości. Przeniknięci pokorą i receptywnością człowieka wiary, pragniemy wołać wraz z „Dziewicą Znaku” wyrażoną na ikonie, noszącą Dziecko w medalionie, wołać z głębin naszego jestestwa: Marana Tha ! https://www.youtube.com/watch?v=4nxiV1UAMbA

niedziela, 7 listopada 2021

Każe wytrysnąć strumieniom na nagich wzgórzach i źródłom wód pośrodku nizin. Zamienię pustynię w pojezierze, a wyschniętą ziemię w wodotryski (Iz 41,18). W kalendarzu liturgicznym zachodniego prawosławia, ostatni tydzień przed rozpoczęciem czasu Adwentu i locus theologicus człowieka naznaczonego napięciem i tęsknotą za pięknem innego świata. „Wieczna godzin rzeka płynie od swego źródła, którym jest wieczne jutro…”- przeczytałem u Migulela de Unamuno. Tylko ludzie wierzący potrafią z właściwą sobie wrażliwością spoglądać na świat, nie będąc przygniecionymi jego ciężarem i stając się uzdolnionymi do odkrywania drzemiących w nim sekretów Boga. „Historia staje się odtąd historią ognia, który Chrystus przyszedł rzucić na ziemię, a który nie przestaje rozpalać dusz; jest historią światłości, ekonomią Ducha Świętego”(O. Clement). Droga nieustannych oddaleń i powrotów w których to dokonuje się tempus operando redimentes. Kiedy Anioł Apokalipsy obwieszcza, że „czasu już więcej nie będzie-” to ma na myśli, że chwile odmierzane naszymi ziemskimi zegarami- odnajdą swój najgłębszy sens i spełnienie w tajemnicy wieczności. Tym, co nadaje temu przekonaniu moc, jest niewzruszona wiara. Stopy chrześcijanina mocno stąpają po ziemi, ale dusza, wyrywa się ku niebiańskim przestworzom. Stąd jakiekolwiek niepokoje i nieprzychylne wiatry współczesności, nie są wstanie zmącić tej świętej tęsknoty. „Prawdziwe chrześcijaństwo ma zbyt głębokie korzenie, aby mogło obawiać się wstrząsów czy likwidacji”- diagnozował w ubiegłym wieku Eliade. Chrześcijanie są obywatelami nieba, uświęcając czas i przestrzeń, otwierając powierzchowność na głębię istnienia która drga w Bogu. Pewna pustelniczka z Tebaidy, odpowiedziała świętemu Serapionowi: „Nie siedzę, jestem w podróży.” Te słowa są ciągle aktualne i wyrażają praktyczny charakter chrześcijaństwa. W niezwykle plastyczny sposób urzeczywistniają ową podróż w nieskończoność in sole „z jasności w jasność”(2 Kor 3,18), aby jak przewidywał Makary z Młokosa: „umrzeć w pełnym świetle swego ducha.” Być wiernym Chrystusowi, modląc się słowami starożytnego tekstu Didache: „Niech przyjdzie łaska i przeminie ten świat !”

piątek, 5 listopada 2021

Powstańmy więc ze snu o szarym świtaniu… Od trzech dni dość obficie pada deszcz. Melancholia i tęsknota za promieniami słońca jest aż nazbyt dojmująca. Na parapecie błyskawicznie znikają okruchy chleba o które rywalizują gołębie w szybowaniu ku źródłom pożywienia. Zamykając szczelnie okna zauważyłem biedronki chroniące się w ciepłych i zacisznych zakamarkach mieszkania. Przyroda zapada powolnie w sen, ewokując tym samym nieuchronny proces wchodzenia w śmierć. Descensus ad inferos- zejście w otchłań nieistnienia, gdzie odczuwasz zalegającą zewsząd ciszę. Śniłem kiedyś o momencie mojego odejścia z tego świata. Leżąc bezwładnie pochylali się nade mną obcy ludzie, szeptając mi coś do ucha i zaciągając na moje nagie ciało biały lniany całun. Byłem nieruchomy i pozbawiony władzy nad moim ciałem, a jedynym pokrzepiającym odczuciem było przemieszczające się ciepło- od stóp do głowy. Poruszające przeżycie i stygmatyzujące świadomość przemijania. Aż boje się pomyśleć jak ów sen zinterpretowałby Jung. Człowiek wielokrotnie i mimowolnie wyobraża sobie różne warianty opuszczenia tego świata. „W życiu jedyną pewną rzeczą jest śmierć- pisał w Dzienniku Kierkegaard- czyli jedyna rzecz, o której nie można nic wiedzieć na pewno.” Podświadomość buzuje od zagęszczenia obrazów i symboli. To rodzaj podświadomej asekuracji- budowania w sobie poczucia bezpieczeństwa; otwieranie ostrożnie i po omacku drzwi wiodących do innego świata. Życie wpisane w tętniącą od niespodzianek i kaprysów historię, nabiera zupełnie nowego sensu i znaczenia. Heidegger przekonywał, aby uczynić śmierć częścią życia, stawić jej czoła porzucając szarpiące umysł udręki; aby być w pełni wolnym. Tak intensywnie nagromadzone przemyślenia nie są oderwane od tego, co dzieje się na zewnątrz- pandemii- nienasyconego „Molocha” pochłaniającego tchnienie życia. „Tkwimy w otchłaniach piekła, w których każda chwila jest cudem”(E. Cioran). Zagadka śmierci wymagająca natychmiastowego rozsupłania, przy której to czynności uświadamiamy sobie prawdę, że „śmierć pachnie zmartwychwstaniem.” Znowu słupki umieralności skoczyły, a jedynym wytłumaczeniem tego stanu rzeczy jest ludzka głupota i przewrotnie zbawienna wiara w moc szczepionki. Dotykamy śmierci i jednocześnie wyrywamy się ku życiu. Instynkt samozachowawczy ! Matta el Meskin zapytany przez swojego przyjaciela: „Kim jest nowy człowiek ?” Odpowiedział: „Zmartwychwstanie.”

środa, 3 listopada 2021

Listopadowe zamyślenia skłaniają do uchwycenia się motywu ludzkiej drogi życia. Choć to oczywista prawda, ale każdy człowiek w jakiś sposób jest wędrowcem w znaczeniu dosłownym lub metaforycznym. „Najistotniejszym darem dla człowieka jest droga, którą idzie, aby dość do świata”- malował słowami Exupéry w Twierdzy. Widmo konieczności stygmatyzuje cywilizację wykorzenienia i migracji ! Zmierzamy ku jakimś celom, albo rzeczywistości której namiary nakreśliliśmy na niewidzialnej mapie naszych pragnień i wyobrażeń. Literatura od najdawniejszych czasów przywołuje temat drogi. Człowiek jest mitycznym Ulissesem w drodze do Itaki, a egzystencja naznaczona pasmem sukcesów i niepowodzeń odtwarza Odyseję. W pielgrzymie drzemią rozterki biblijnego Abrahama, który odczytuje jedynie zarys obietnicy i rusza nie bez oporów ku nakreślonej palcem Boga przygodzie wiary. Patriarcha nie jest wolny od pytań, wątpliwości i rozterek. Jego dusza jest spowita lękami. Dzieje Abrahama są jakże odmienne od wędrówki Odyseusza, który ostatecznie dociera do rodzinnej Itaki. „Odyseusz jest archetypem powrotu do siebie, do tego, co własne i znane. Patriarcha jest symbolem bezpowrotnej drogi w nieznane. Tu tkwi przyczyna dramatyzmu jego całego życia- powtarzających się wydarzeń wyjścia, tułaczki, osiedlenia się na pewien czas i ponownego wyruszenia w drogę”- pisał W. Hryniewicz. Błądzenie i odnajdywanie drogi staje się jakże rozpoznawalnym etapem ludzi szczególnie predysponowanych do odmieniającej losy świata misji. Odczytywanie ukrytych znaczeń, poleceń i symboli, staje się domeną tych, którzy mają wyostrzone zmysły i widzą znacznie dalej, niż horyzont za którym pustynia śpiewa pieśń pochwalną śmierci. Szekspir ustami Makbeta do nas mówi: „W drodze do śmierci. Zgaśnij wątłe światło ! Życie jest wędrującym cieniem.” Święty Augustyn określił człowieka jak homo viator, czyli wędrowca zmierzającego ku innemu światu, niosącego w umyśle okruchy wiedzy o pięknie które posiądzie na końcu znojnej wędrówki. Historia dostarcza nam ważnej lekcji. Jesteśmy przygodni i na ziemi obecni tylko przez moment. Wszystko, co naprawdę ważne- dzieje się poza granicą pytań, spojrzeń i myśli. „A wieczność w grzesznym świecie jest bojaźnią i tęsknotą”- pisał Bierdiajew. Paradoksalnie najbardziej intrygujący świat, rozpościera się po drugiej stronie, gdzie pękają wszystkie rozdarcia i obawy; nie jest on powtórzeniem Raju, ale już czymś znaczniej więcej- fenomenem życia promieniującego z ciała przebóstwionego Chrystusa. „Ziemia Obiecana” i „Kraina światłości” do której docierają ci, którzy znaleźli w sobie odwagę do podjęcia mozolnej wędrówki. „Najpiękniejszym uczuciem, jakiego możemy doświadczyć, jest uczucie mistyczne. Jest ono zalążkiem wszelkiej wiarygodnej wiedzy” twierdził Einstein. Gwiaździsta noc- to tytuł jednego z ostatnich obrazów przenikniętych religijną atmosferą, będący projekcją umysłu zatopionego w kontemplacji innego świata który pozostawił Vincent van Gogh. To dzieło ekspresyjne i otwierające przed odbiorcą fantastyczną drogę w zaświaty. Jest w nim wyczuwalna tęsknota za wiecznością. Większą część płaszczyzny obrazu zajmuje niebo na którym układają się spiralne ciała niebieskie- niczym wirującego ognie z romańskiego portalu w Moisac. Badacz sztuki Meyer Schapiro zwrócił uwagę, że obraz ten jest wyrazem „tęsknoty malarza za mistycznym zespoleniem z kosmosem i zbawieniem.” Niewidzialna moc wiary, oddana gwałtownymi pociągnięciami pędzla „rozsiewa już blask życia wiecznego.”

wtorek, 2 listopada 2021

W krainie życia będę widział Boga. Początek listopada naznacza ludzkie myślenie o egzystencji toposem świętości, przemijania i śmierci. Wczoraj stałem przez kilkanaście minut milcząco nad grobem mojego ojca. Słowa wydawały się zbędne, bowiem w umyśle i duszy rozbrzmiewał mi pełen radości troparion Paschy: Χριστὸς ἀνέστη ἐκ νεκρῶν,θανάτῳ θάνατον πατήσας,καὶ τοῖς ἐν τοῖς μνήμασι,ζωὴν χαρισάμενος ! Uczepiłem się nadziei którą tak odważnie proklamuje liturgia. Spacerujemy na cmentarzach przykrytych kołdrą spadających martwych liści i mimowolnie przebija się do nas przesłanie które spowalnia naszą brzemienną od aktywności codzienność. „I pamiętaj, będę tam. Będę w powietrzu. Więc od czasu do czasu, jeśli chcesz ze mną porozmawiać, stój z boku, zamknij oczy i szukaj mnie. Rozmawiajmy ze sobą, ale nie w języku słów”- pisał Terzani w książce Koniec jest moim początkiem. Kategoria czasu i przestrzeni zostaje podporządkowana czemuś na wskroś intuicyjnemu- co wiara określa niezwykle cennie- nadzieja nieśmiertelności ! Fascynujące jest, że chrześcijańska eschatologia utrzymuje się jeszcze i drga w posadach duszy człowieka nowoczesnego, który bardzo często porzucił już sacrum i tęsknotę za miejscem wiecznego odpocznienia. Dla wielu ludzi śmierć i to, co po niej następuje, jest czymś w rodzaju jakiegoś regresu biologicznego- przeobrażenia w materię, a następnie nicość. Dla wielu ludzi śmierć jest czymś natrętnym, deprymującym, odbierającym bez zbędnych pytań wszystko to, do czego człowiek przywykł i co było jego życiowym zabezpieczeniem. U poety Czechowa pojawia się ulotna i pełna realizmu diagnoza nad przemijalnością tego, co cielesne i zdeterminowane światem rzeczy: „Pogardzam wszelką mądrością i błogosławieństwami tego świata. Wszystko jest nieistotne, zmienne, iluzoryczne i zwodnicze, jak miraż. Możesz być dumny, mądry i piękny, ale śmierć zerwie cię z powierzchni ziemi dokładnie tak, jakbyś był szczurem ukrywającym się pod podłogą, a twoje potomstwo, twoja historia, twoje nieśmiertelne geny spłoną lub zamarzną.” W ten pesymistyczny ton ludzi zdanych na projekcje i wyparcia własnego umysłu, wchodzi religia z wizją przyszłości; wyrywa istoty z demonicznego lęku przed pustką, unicestwieniem i zapomnieniem. Chrześcijaństwo jest religią anamnezy- twórczej i świętej pamięci, niosąc swoje dzieci w strumieniu modlitwy i pełnym nadziei forsowaniu bram wieczności. U świętego Jana Maksymowicza odnalazłem słowa które stanowią pewnego rodzaju syntezę rozmyślań o nadziei większej niż śmierć i grób: „Nasz żal z powodu śmierci naszych bliskich byłby niepocieszony i bezgraniczny, gdyby Pan nie dał nam życia wiecznego. Nasze życie nie miałoby sensu, gdyby skończyło się śmiercią… Ale człowiek został stworzony dla nieśmiertelności.”

sobota, 30 października 2021

Spacerowałem po cmentarzu, niebo było nasycone światłem słońca, a mogiły schowane za ścianami bukszpanów i różnokolorowych chryzantem były tak melancholijne, iż nie sposób nie rozmyślać o przemijaniu, śmierci i schowanej za kurtyną tajemnicy wieczności. Uświadamiam sobie za Claudelem, że „czas jest sensem życia…, zmysłem powonienia.” Świat obiektywny nie potrafi udźwignąć mojego czasu i towarzyszących mi przeżyć oraz splotów wspomnień. Aura jesieni nastraja do rozpamiętywania historii i poszukiwania w niej śladów tych, którzy odeszli do innego wymiaru bytowania. „Zatrzymać się w słońcu i pozwolić, aby zegar biegł”(P. Bosmans). Siedząc na ławce dotarły do mnie przeczytane dzień wcześniej słowa zapisane w kieszonkowym tomiku przez Borgesa: „Jak głosi islam, w nieodwołalny dzień Sądu każdy, kto stworzył obraz żywej istoty, zmartwychwstanie ze swym dziełem i otrzyma rozkaz ożywienia go, co mu się nie uda, i wraz z nim zostanie wtrącony w piekielne ognie.” W pierwszym momencie zmroziły mnie te słowa i potrzebowałem natychmiast uczepić moje myśli ku nadziei jaką jest miłosierny Bóg chrześcijaństwa. Niczym w kalejdoskopie przenikały w mojej pamięci najpiękniejsze wyobrażenia Chrystusa. Nakreślony podświadomie świat partycypacji w pięknie. Mnogość wizerunków w których twarz przeniknięta energiami światła i życia, zaprasza do uczestniczenia w radości zmartwychwstania i powszechnego przeobrażenia w miłości. Uśmiecham się i zaczynam po chwili głęboko oddychać. Odczuwać szczęście na myśl o obcowaniu z Bogiem- który przychodził do mnie przez sztukę- w natychmiastowych chwilach zdumień. Jakże odmienna jest ta pełna spokoju wizja obrazu, od tej którą reprezentuje anikoniczność Koranu i wzdryganie się na myśl o spojrzeniu na twarz miłosiernego Boga. Nagle się spostrzegam, że być może otaczający mnie świat jest aż nazbyt iluzoryczny, a wieczność wychodzi naprzeciw w Tym którego miłość zakreśla jej nieodgadnione dla intelektu granice. Rezonują we mnie słowa wczesnochrześcijańskiego pisarza Tertuliana, „aby zmartwychwstać, trzeba umrzeć.”

wtorek, 26 października 2021

Jestem przekonany, że człowiek naznaczony objęciem śmierci, ukazuje najbardziej szczerą i autentyczną twarz „oniemiałą od długiego milczenia”- posługując językiem Dantego wyruszającego w podróż po zaświatach. Twarze zmarłych, choć papierowe i blade, niejednokrotnie mogą nam mówić więcej, niż za życia. Stają się „lustrem prawdy”- zwierciadlanym odbiciem zrealizowanej historii i imperatywem dla żyjących; emanuje z nich jakaś intrygująca i niepozostawiająca miejsca na obojętność egzegeza śmierci. Przejrzyste spojrzenie wolne od pasma negatywnych uczuć. „Jesteś biały i oślepiasz moje oczy. Chcę pochylić się bezlitośnie i pozwolić mojej duszy przejść z tobą i wypalić zmarszczki na twojej duszy. Chcę przelać twoje serce krwią zranionych i niepocieszonych nadziei i nieuleczalną łzą rozpaczliwych myśli” (N. Kazantzakis). Unieruchomiona chwila, wydana oczom tych którzy stawiają pytanie o człowieka. „Twarz mówi”- powie lapidarnie Levians i zaprasza do milczącego dialogu. Być może tak często nasza współczesna cywilizacja separuje zmarłych, przykrywa lub retuszuje do granic możliwości ich twarze, nadając im groteskowy uśmiech- pastelową i tragikomiczną aurę, odpychającą myśli od nieuniknionego stadium rozpadu. „Śmierć jest najgłębszym i najbardziej znaczącym faktem życia, wynoszącym ostatniego z ostatnich śmiertelników ponad powszedniość i banalność życia. I tylko fakt śmierci wyznacza głębię pytania o sens życia”- pisał. M. Bierdiajew. Starożytni Rzymianie o tym stanie rzeczy mówili: fatum mortale. Lacan sugerował, że człowiek „zawsze staje się postacią we własnej historii.” Nawet najbardziej skamieniała i pozbawiona emocji twarz jest przestrzenią w której odnajdujemy prawdę o drugim człowieku. Nie bez przyczyny pozostaje fakt, że w kulturze egipskiej pieczołowicie wykonywano malowane portrety, czy późniejsze i bliższe naszej kulturze- urnowe twarze. Są one werystycznym ekwiwalentem zmarłej osoby (przedłużeniem jej egzystencji) i bez wątpienia dość powszechnym świadectwem intensywnego pragnienia posiada ponadczasowej podobizny oraz drogi którą trzeba przebyć zachowując wątłą, ale jednak obecną więź z materią ciała. O portrecie człowieka można powiedzieć słowami Pseudo-Dionizego Areopafity, że „ikona jest widzialnością niewidzialnego,” ponieważ w niej zostaje przedstawiony żyjący w ciele ludzki duch. Pewien mnich z Tebaidy pokusił się o niezwykle przejmującą definicję piekła: „Tam, gdzie nie można nikogo zobaczyć twarzą w twarz.” Eschatologia chrześcijańska jest pełna nadziei na spotkanie w wieczności z tymi którzy odeszli- „twarzą w twarz.” Za kilka dni staniemy nad grobami naszych bliskich, przypominamy sobie ich oblicza- rozedrgane światłem słońca twarze. Nawet w najbardziej mętnej, czy półmrocznej pamięci zachowują się zarysy postaci z ich bagażem emocji. Nie sposób zapomnieć osób które powołały nas do życia; wyrwały z zaklętego kręgu śmierci, otworzyły na zmartwychwstanie przez miłość. Nie można zapomnieć również tych, których spojrzenia wzięły nas w posiadanie, objawiając mądrość której głębia jest największym darem.

niedziela, 24 października 2021

Faryzeusze odeszli i naradzali się, jak by podchwycić Jezusa w mowie... Powiedz nam więc, jak ci się zdaje? Czy wolno płacić podatek cezarowi, czy nie?» Jezus przejrzał ich przewrotność i rzekł: «Czemu wystawiacie Mnie na próbę, obłudnicy? Pokażcie Mi monetę podatkową!» Przynieśli Mu denara. On ich zapytał: «Czyj jest ten obraz i napis?» Odpowiedzieli: «Cezara». Wówczas rzekł do nich: «Oddajcie więc cezarowi to, co należy do cezara, a Bogu to, co należy do Boga»(Mt, 15-21). W historii wielokrotnie w wyniku różnych przeobrażeń społecznych i politycznych przywoływane były słowa Chrystusa z dzisiejszej Ewangelii. „Słowo to gest, a jego znaczenie to świat”- pisał M.M. Ponty. Wyprowadzano zręczną argumentację odwołując się do Ewangelii, szczególnie w okresie nowożytnym, konstruując doktrynę o rozdziale dwóch władz – religijnej i świeckiej. W gruncie rzeczy cała późniejsza interpretacyjna otoczka, trochę manipulowała słowami postawionego przed kolejną próbą Chrystusa, który i tak próbował ostatecznie zwrócić uwagę na sprawy duchowe, niż na rozwiązywanie zapętlonych relacji Żydzi a Rzymianie. „Zafałszowalibyśmy myśl Jezusa, gdybyśmy zobaczyli, że to, co jesteśmy winni cezarowi, znajduje się na tej samej płaszczyźnie, co nasze obowiązki wobec Boga, i że ma tę samą absolutną wartość... To, co ziemskie, musi być traktowane zgodnie ze swoją wartością. Trzeba jednak pamiętać, że to, co istotne, jest gdzie indziej i polega na wierności wobec Ojca Niebieskiego” (A. Loisy). Mistrzowi chodzi o sprawiedliwość społeczną, ludzką uczciwość. Udzielona odpowiedź jest refleksją o właściwym balansowaniem pomiędzy tym, co cesarskie a boskie. Na monecie wszyscy dostrzegają wizerunek cezara. A czy w wyniku tej słownej kotłowaniny- kontestacji władzy okupanta, potrafią dostrzec o wiele ważniejszy wizerunek- obraz Boga ? W naszym cynicznym świecie jest tylu ludzi histerycznie zajętych wygarnianiem sobie pieniędzy z portfeli i kont bankowych; kolekcjonowaniem „bożków szczęśliwości”, że zapomnieli o twarzy Boga odbijającej się na ludzkich obliczach. „Tym, co trzeba oddać Bogu, jest Jego odciśnięty w człowieku obraz, który zawsze narażony jest na różnego rodzaju zamachy.” Gromadząc chciwie denary, zbyt szybko zapominamy o największych bogactwach- żyjących obok ludziach (braciach i siostrach) w których odzwierciedla się najwspanialszy pomysł Boga. Człowiek został stworzony betsalemenu kidemoutenu- na obraz i podobieństwo. Jest najcenniejszą odbitką Piękna. Miłość w człowieku powinna silniej działać, niż oglądany w dłoniach pieniądz.

sobota, 23 października 2021

Towarzyszy mi od kilkunastu dni głęboki i twórczy namysł nad otaczającą mnie rzeczywistością. Być może przymusowa izolacja wyostrza spojrzenie na wiele spraw i tematów które zwiewnie naznaczają naszą ulotną egzystencję. Już antyczny myśliciel Plotyn, dostrzegał w człowieku pewnego rodzaju trawiące go napięcie- ostatecznie wyrażone „wielką i ostateczną walką o własną duszę.” Człowiek wadzi się ze sobą, nawet więcej konfrontuje z rzeczywistością w której pozostają pewnego rodzaju „namiastki wolności.” Pomimo różnorodnych determinizmów, towarzyszy mi wewnętrzne przeświadczenie, iż „los człowieka” jest zawsze „losem Boga”(R. Guardini)- który nigdy nie przestaje być obojętnym na bieg dziejących się wokół mnie wydarzeń. Tylko taka perspektywa staje się źródłem nadziei i pokrzepienia; optymizmu zwiastującego świt czegoś absolutnie nowego. Wyglądam przez okno i dostrzegam jak słońce rozkłada swe promienie na wszystkim, co materialne- nietrwałe, ulotne i naznaczone koniecznością przeobrażenia- powolnego zstępowania w śmierć. Nawet morfologia martwego liścia, przez którą przenika światło- staje się czymś w rodzaju witraża, którego osnową jest odczucie tętna życia. Namacalność piękna poprzez kruchość materii. Zaczynasz wtedy rozumieć, że nie jesteś kombinacją atomów, lecz „życiem pośród życia.” Miał rację Pascal mówiąc, że „człowiek jest dla siebie samego najbardziej zadziwiającym przedmiotem w naturze.” Nowy dzień czaruje swoją symfonią kolorów, a przezwyciężona twórczo samotność staje się drogą do innego rodzaju poznania. Czasami trzeba zejść w „otchłań śmierci” aby następnie stając przy „drzewie życia” dostrzec roztaczający się na horyzoncie ocean światła. Stają mi przed oczami luministyczne obrazy Claude Lorraina i drgają w posadach duszy, przeczytane wczoraj słowa Szestowa: „Tylko prawda, do której człowiek sam doszedł może mu przynieść pożytek.” Prawda unosząca człowieka, nie ku „szczytom rozpaczy,” ale światłu przemienienia. „Szukasz prawdy- pytał Lanza del Vesto- Podnieś głowę i otwórz oczy na światło.” Z tej świetlnej impresji nimbu, wyłania się obdarowujący świat uśmiech Boga !

środa, 20 października 2021

W prawosławiu istnieje szczególny i niepowtarzalny element pierwiastka kobiecego. Uwiarygodnieniem tej kobiecej czułości, ciepła i macierzyństwa, jest mnogość licznych ikon maryjnych i nierozerwalnie związany z nimi kult. W centrum chrześcijaństwa uobecnia się owa wrażliwość i misteryjność „duszy kobiecej”- potrafiącej na sposób wyjątkowy, przeżywać czas i przestrzeń w Bogu. Sacrum znajduje swój najdoskonalszy pierwowzór w kobiecie jaką jest Maryja- „Bogurodzica, zawsze Błogosławiona i Najczystsza, Matka Boga, Czcigodniejsza od Cherubinów i Chwalebniejsza nad Serafinów, któraś bez skazy zrodziła Boga Słowo…” Chrześcijaństwo wyniosło piękną Dziewczynę z Nazaretu ponad wszelkie stworzenia, czyniąc ją przedmiotem uwielbienia, podziwu, personifikacji Kościoła i najżarliwszej modlitwy. Orantka i najpokorniejsza służebnica Baranka. „Nie żyłaś dla samej siebie, ale w Bogu, dla którego się urodziłaś, aby służyć tajemnicy zbawienia wszystkich i ażeby się stała wola Boża przez Wcielenie Logosu i przebóstwienie wszystkich”- pisał w Traktacie o wierze prawdziwej św. Jan z Damaszku. To, co najbardziej porusza w lex ornadi, to prostota i wzruszająca bliskość Jej osoby w świadomości ludu, który składa w jej ręce i wstawiennictwo radości i smutki życia. Ludzki byt odnajduje w Jej archetypie tajemnicę swego losu i najskrytsze tajemnice serca. „To, co się zrealizowało cieleśnie w Maryi, ma miejsce na sposób analogiczny w każdej oczyszczonej duszy”(św. Grzegorz z Nyssy). Racjonalny człowiek Zachodu w zetknięciu z duchową kulturą prawosławia, zostaje jakby sparaliżowany głębią ludzkich aktów; spontanicznością w której ciało na zewnątrz odsłania cały- intrygujący koloryt duchowych przeżyć. W tym miejscu przypomina mi się homerycki hymn do ziemi: „Z Ciebie, dostojna, piękne owoce się rodzą i piękne dzieci ludziom śmiertelnym.” Cudowne ikony ukazujące Theotokos, którym przypisuje się duchową siłę promieniowania, których nie materia ogniskuje uwagę szukających cudowności, lecz wizerunek zdolny wzbudzić rzekę łez i wewnętrzne przeobrażenie człowieka. Matka Życia z której ziemia bierze ciało Boga. Mnogość wariantów ikonograficznych Hodegetrii: Smoleńska, Częstochowska, Iwierska, Tychwińska, Gruzińska, Jerozolimska, Trójręczna, Boleściwa, Poręczycielka grzesznych- świadczy nie tyle o polifonii estetycznej, lecz żywej bliskości Tej, przez której spojrzenie, dotyk i matczyne serce, spływa obficie na ludzkość łaska. O cudotwórczej sile ikony czytamy u Hercena w Rzeczach minionych i rozmyślaniach: „Pewnego razu stałem w kaplicy, patrzyłem na cudowny obraz Matki Boskiej i myślałem o dziecinnej wierze ludu, wznoszącego do Niej swe modły; kilka kobiet, chorych, starców klęczało i żegnając się, biło pokłony do ziemi… Tak, nie jest to zwyczajna deska z wizerunkiem… Przez całe wieki wchłaniała ona owe potoki żarliwych modłów, błagalnych westchnień ludzi cierpiących i nieszczęśliwych; musiała wypełnić je siłą bijąca od niej i spływającą na wierzących. Stała się żywym narzędziem, miejscem spotkań Stwórcy z ludźmi. Myśląc o tym, jeszcze raz spojrzałem na leżących w prochu starców i kobiety z dziećmi oraz na obraz święty- a wówczas sam ujrzałem, że rysy Bogarodzicy są uduchowione, że patrzą one na tych prostych ludzi z miłosierdziem i miłością… Padłem wówczas na kolana i zacząłem się kornie modlić.”