wtorek, 26 października 2021

Jestem przekonany, że człowiek naznaczony objęciem śmierci, ukazuje najbardziej szczerą i autentyczną twarz „oniemiałą od długiego milczenia”- posługując językiem Dantego wyruszającego w podróż po zaświatach. Twarze zmarłych, choć papierowe i blade, niejednokrotnie mogą nam mówić więcej, niż za życia. Stają się „lustrem prawdy”- zwierciadlanym odbiciem zrealizowanej historii i imperatywem dla żyjących; emanuje z nich jakaś intrygująca i niepozostawiająca miejsca na obojętność egzegeza śmierci. Przejrzyste spojrzenie wolne od pasma negatywnych uczuć. „Jesteś biały i oślepiasz moje oczy. Chcę pochylić się bezlitośnie i pozwolić mojej duszy przejść z tobą i wypalić zmarszczki na twojej duszy. Chcę przelać twoje serce krwią zranionych i niepocieszonych nadziei i nieuleczalną łzą rozpaczliwych myśli” (N. Kazantzakis). Unieruchomiona chwila, wydana oczom tych którzy stawiają pytanie o człowieka. „Twarz mówi”- powie lapidarnie Levians i zaprasza do milczącego dialogu. Być może tak często nasza współczesna cywilizacja separuje zmarłych, przykrywa lub retuszuje do granic możliwości ich twarze, nadając im groteskowy uśmiech- pastelową i tragikomiczną aurę, odpychającą myśli od nieuniknionego stadium rozpadu. „Śmierć jest najgłębszym i najbardziej znaczącym faktem życia, wynoszącym ostatniego z ostatnich śmiertelników ponad powszedniość i banalność życia. I tylko fakt śmierci wyznacza głębię pytania o sens życia”- pisał. M. Bierdiajew. Starożytni Rzymianie o tym stanie rzeczy mówili: fatum mortale. Lacan sugerował, że człowiek „zawsze staje się postacią we własnej historii.” Nawet najbardziej skamieniała i pozbawiona emocji twarz jest przestrzenią w której odnajdujemy prawdę o drugim człowieku. Nie bez przyczyny pozostaje fakt, że w kulturze egipskiej pieczołowicie wykonywano malowane portrety, czy późniejsze i bliższe naszej kulturze- urnowe twarze. Są one werystycznym ekwiwalentem zmarłej osoby (przedłużeniem jej egzystencji) i bez wątpienia dość powszechnym świadectwem intensywnego pragnienia posiada ponadczasowej podobizny oraz drogi którą trzeba przebyć zachowując wątłą, ale jednak obecną więź z materią ciała. O portrecie człowieka można powiedzieć słowami Pseudo-Dionizego Areopafity, że „ikona jest widzialnością niewidzialnego,” ponieważ w niej zostaje przedstawiony żyjący w ciele ludzki duch. Pewien mnich z Tebaidy pokusił się o niezwykle przejmującą definicję piekła: „Tam, gdzie nie można nikogo zobaczyć twarzą w twarz.” Eschatologia chrześcijańska jest pełna nadziei na spotkanie w wieczności z tymi którzy odeszli- „twarzą w twarz.” Za kilka dni staniemy nad grobami naszych bliskich, przypominamy sobie ich oblicza- rozedrgane światłem słońca twarze. Nawet w najbardziej mętnej, czy półmrocznej pamięci zachowują się zarysy postaci z ich bagażem emocji. Nie sposób zapomnieć osób które powołały nas do życia; wyrwały z zaklętego kręgu śmierci, otworzyły na zmartwychwstanie przez miłość. Nie można zapomnieć również tych, których spojrzenia wzięły nas w posiadanie, objawiając mądrość której głębia jest największym darem.