czwartek, 27 października 2022

 

Wczoraj telefonował do mój przyjaciel, informując mnie o trudnej sytuacji swojego ojca który na oddziale intensywnej terapii gaśnie. „Czas jest odległością między Bożym wezwaniem a twoją odpowiedzią”- zakołatała mi w głowie myśl ojca Stăniloae. Takie informacje nie przynoszą łatwych słów pocieszenia. Zdobyłem się na śmiałość spostrzeżenia, iż jego ojciec był dobrym człowiekiem, więcej wierzącym człowiekiem i nie towarzyszy mi niepokój o jego zbawienie. Poczuł się podniesionym na duchu i po chwili milczenia rozłączył się. „Kiedy mówię komuś, że cię kocham, mówię, że nigdy nie umrzesz”(G. Marcel). Śmierć rozrywa granice istnienia i staje się dla wielu ludzi wydarzeniem dramatycznym. Natychmiastowość jej odczucia przeobraża wszystko w sposób radykalny i nieodwracalny z punktu widzenia uchodzącego czasu. Kolejnych urodzin już nie będzie, chyba że te w których przyobleczony w jutrzenkę wieczności, wyjdzie z łona ziemi nowy byt (zdjąć tunikę ze skóry i przyoblec się w szatę światła). Człowiek wobec tego fenomenu okazuje się istotą nieśmiałą, nagą i bezbronną- nieukończoną ikoną; już nic nie można uczynić lub dopisać do gotowego scenariusza. Nieposłuszeństwo ciała, amplituda strachu i agonia, wydają się koniecznością każdego profana. Plany, spekulacje i misternie zapisane karty kalendarza ulegają przedawnieniu i stają pełną śmieszności próbą kontroli własnego życia. „Zmierzać ku niebu, przekraczając ziemię”- to jedna z tych myśli Teilharda, którą sobie przywłaszczam, szukając pociechy i porzucając duchową opieszałość wędrowcy. Porzucić w pełnym dziecięctwa zaufaniu ziemię i rzucić się ku nieskończoności; stanąć przed bramą Nieba- to pełne szczerości i naiwności marzenie chrześcijanina. „Nic nie jest prawdziwe poza tym, co absolutne”(L. Bloy). Coraz częściej uświadamiam sobie prawdę, że ludzie wierzący reanimują rzeczywistość z jej uśpienia i obojętności. Wzniecają światła, aby droga przebyta przez tunel niewytłumaczalności, okazała się spacerem pielgrzyma mającego przed oczami horyzont nadziei. Stróże poranka i córki świtu, odbierają słowu „nicość” i „pustka” moc rezonowania. Człowiek wiary pierwszy wychodzi naprzeciw śmierci, spoglądając jej w oczy i doskonale wiedząc- że ktoś Mocniejszy- odebrał jej władzę i ośmieszył ją przed obywatelami Niebieskiego Jeruzalem. Χριστός ἀνέστη !

poniedziałek, 24 października 2022

 

Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli ? (Ap 7,13).  W niedzielne popołudnie, nie było miejsca aby spokojne zaparkować samochód w bliskości zamieszkania. To znak, że zbliżają się listopadowe dni. Pierzyna zalegających liści zostaje odsłonięta tak, aby mogły wyłonić się poszukiwane, rozpoznane i zapomniane mogiły. Rozbłyska łuna światła. Cmentarz nieopodal naszego domu stał się miejsce gwarnym, uczęszczanym, pozbawionym ujmującej ciszy i wydeptanym przez tych których pamięć o zmarłych jest codzienna, jak również i tych których obecność jest wyrazem jednorocznej troski o przodkach. W gruncie rzeczy to nie ma większego znaczenia. Istotną sprawą jest obecność która orientuje człowieka naprzeciw przemijania i śmierci. „Subtelna sztuka rozpoznawania chwili, w której to, co przeżyte, ma się już za sobą, to znaczy: będzie się bliżej ukochanych istot zmarłych niż żyjących”- rozmyślał Thibon. Uświadomienie sobie faktu, że kiedyś każdy z nas zostanie wydarty temu światu i przesadzony gdzie indziej, może być źródłem niepokoju lub przyszywającego duszę szczęścia. Byłbym naiwnym realistą, gdybym wierzył do końca że tak jest. Nasz świat jest uparcie schizofreniczny w stosunku do życia znajdującego kres w śmierci. Ona jest intruzem ! Nie myślimy już w kategoriach przemijalności, ulotności i temporalności. Wszystko jest tak absolutnie skupione na tym, co dzisiejsze- wolne od przygniatającego balastu przechodzenia na drugi brzeg. Jakiej trzeba delikatności i otwartych oczu duszy, aby powiedzieć za Simone Weil: „Żyć potrafimy wyłącznie w czasie; myśleć potrafimy wyłącznie w wieczności.” W tych słowach zawiera się Ewangelia tęsknoty za światem który nie ma żadnej analogii z tym, co widzą nasze zmysły; co podpowiada nam otępiały lękiem rozum. Poszukujemy naoczności, a zarazem chowamy się przed nią, jak małe dziecko wystraszone od nadmiaru niewiadomych. Myśleć o wieczności. Postrzegać świat podłóg wieczności ! W egzystencji obywającej się bez tajemnic, wiara wydaje się niezawodną przewodniczką po bezbrzeżnych plażach eschatologii. „Co trzeba ludziom powiedzieć ?”- pytał Saint-Exupéry na kilka godzin przed startem w swój ostatni już lot. Być może to, iż za horyzontem naszego niedowierzania i obaw jest życie którego jesteśmy częścią.

niedziela, 23 października 2022

 

Jezus przechadzał się w świątyni, w portyku Salomona. Otoczyli Go Żydzi i mówili do Niego: «Dokąd będziesz nas trzymał w niepewności? Jeśli ty jesteś Mesjaszem, powiedz nam otwarcie!» Rzekł do nich Jezus: «Powiedziałem wam, a nie wierzycie. Czyny, których dokonuję w imię mojego Ojca, świadczą o Mnie. Ale wy nie wierzycie, bo nie jesteście z moich owiec. Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną, a Ja daję im życie wieczne. Nie zginą na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. i nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy» (J 10, 23- 30).

Nie wiem, czy w świecie naglących potrzeb i niezaspokojonych pragnień jest miejsce dla Jezusa: rozpoznanego, przyjętego, wokół którego koncentruje się życie człowieka ? „Każda kolejna epoka- twierdził Schweitzer- odnajdywała swoje myśli w Jezusie, co było niewątpliwie jedyną drogą, by mógł On żyć.” Nasz świat zaludnia się bogami którzy mają zatrzeć pamięć o Mesjaszu, Pasterzu i Bogu który w akcie największej miłości stał się jednym z nas, aby podnieść kilka pięter wyżej naszą grzeszną naturę. Ta prawda ulega zapomnieniu pod naporem nowoczesnego ateizmu. „Mówić o Bogu jest zawsze ryzykowne”- miał powiedzieć pewien stary chrześcijanin do Orygenesa. Dzisiaj wierzyć w Boga jest aktem nie tyle odwagi, co męczeństwa ! W wielu ludziach istnieją bariery, światopoglądy, wyrosłe mury i rosochate uprzedzenia które nie pozwalają im odkryć własnego życia w Tym, który jest „wczoraj i dziś, ten sam także na wieki.” Pośród nas istnieją ludzie którzy próbują udowadniać inne prawdy, demonstrować niekończące się dowody i fabrykować wyobrażenia rzeczywistości w której Boży Syn zostaje wygnany na peryferia życia i nikomu do niczego jest niepotrzebny. „Smutna to filozofia, która nie chce zrozumieć, że wieczność sięga już teraz w życie sprawiedliwe, w życie, którego wzorem jest Syn Człowieczy”(P. Czaadajew). Ludzkie dłonie ciągle cisną kamienie, którymi chcieliby ugodzić twarz nieskazitelnego Piękna i Prawdy. „Człowiek nigdy nie jest ofiarą Boga, Bóg zawsze jest ofiarą człowieka”- pisał R. Girard. W tej całej plątaninie życia chodzi zwyczajnie o zatrzymanie się i pozbawioną kalkulacji refleksję: „Między nami a Bogiem jest nieporozumienie. Wynika to być może z faktu, że szukamy go zbyt wysoko nad nami. Gdybyśmy wiedzieli, jak prościej kłaniać się ziemi i dzielić niewinność drzew i ptaków, znaleźlibyśmy niebo w tym lustrze. Ale trudno nam zaakceptować bycie tylko stworzeniami; zawsze chcemy trochę stworzyć siebie.” Chrześcijanie doskonale wiedzą, czym jest symfonia stada; myślenie i sens przeżywanej wspólnotowo wiary. Pierwsi wyznawcy poddani uciskowi świata na ścianach katakumb, a później pokrywając ściany świątyń mozaikami wyobrażającymi Dobrego Pasterza na którym ogniskowało się miłosne spojrzenie Owczarni. Święty Ignacy z Antiochii, męczennik i świadek starożytnego Kościoła, miał powiedzieć cesarzowi Trajanowi prosto w twarz: „Chrystus, Król niebios jest we mnie… obym teraz znalazł się w Jego królestwie.”

piątek, 21 października 2022

 

Kiedy zabieram się do opisywania świata i ulotnych zdumień, to czuję się jak wędrujący włóczęga, marzący o miejscu wytchnienia i zalewającego duszę spokoju. Nie wiem na ile słowa są prawdziwe i szczere kiedy nimi się posługując, oddaję migotliwe postrzeganie osadzone w krainie czasu; niczym energicznie zrzucona barwa ze szczytu pędzla, biegłego w swym warsztacie artysty. Czy życie i jego blask można zamknąć w słowach ? A może to jedynie spacer pomiędzy wyrafinowanymi pojęciami zbudowanymi z dźwięcznych fraz, układających się w ledwo zauważalny dla zmysłów fryz. Odkuty w kamiennych glosach dla potomnych, aby nie być przemilczanym- lub co gorsza zapomnianym. „Zbyt łatwo żonglować ciężarem rzeczy raz zamienionych w słowa”- powie poeta Philippe Jaccottet. Ociężały od balastu słów, szukam wytchnienia w wierze którą z taką łatwością pogardzają zakochani w sobie i zasobności własnego umysłu koryfeusze racjonalności i wyznawcy cywilizacyjnego postępu; konstruktorzy logicznego azylu z pojęć. Dalecy są oni od świadomości, że przed Obecnością nie można się schować. Im bardziej się ukrywamy, tym szybciej jesteśmy odnajdywani i zaskakiwani. „Tajemnica jest natomiast czymś, co objawia się dla naszego zrozumienia, ale czego nigdy nie rozumiemy wyczerpująco, ponieważ prowadzi do głębi lub ciemności Boga. Oczy są zamknięte, ale są też otwarte"- pisał K. Ware. Mocuje się ze światem, choć na dnie duszy wiem, że On już zwyciężył go i swymi wielkimi oczami spogląda na niego z miłością właściwą zwycięzcy. Pomimo dywagacji i dwuznaczności świata na horyzoncie rozbłyska jutrzenka nadziei którą potrafią zauważyć ci, których wzrok poddał się mocy przemienienia- rozbłysku ewangelicznej Epifanii. Na ikonach Chrystus ma wyraziste i piękne oczy- Jego źrenice to lustra w których można dostrzec siebie i przyszłość zarysowaną tak, iż przywodzi wspomnienie rajskiego początku. Poddajesz się uroczemu zdumieniu wieczności i wołasz z pozycji partykuły niesionej przez wiatr: „Daj mi miejsce na słońcu, zagłębienie w kamieniu, gdzie jaszczurka rozgrzała się tak blisko drżenia trawy, że odbija się tam inna przestrzeń.”

czwartek, 20 października 2022

 

O kilku symptomach naszej codzienności. Żyjemy w epoce w której niecierpliwie i fanatycznie inwestuje się w nieśmiertelność. Nie myślę tu o lokowaniu pragnień i działań w urzeczywistnieniu tęsknoty za wiecznością rozumianą na sposób teologiczny, lecz dramatyczną próbą zatrzymania wąwozów i spękań pokrywających krajobraz zręcznie tuszowanych twarzy. Świat iluzorycznej wiary w siłę medycznych innowacji, implementujących fałszywe poczucie nadziei na długowieczność i cofnięcie biologicznego zegara. Jesteśmy jak Syzyf dźwigający na swoich barkach kamień, będąc usilnie przekonani, że już nie spadnie ze szczytu góry i nie podda nas po raz kolejny upokarzającemu prawu grawitacji. Nadmuchana inteligencja i pełna frazesów elokwencja nie czynią z człowieka istotę prawdziwie mądrą i dalekowzroczną. Każdego dnia dokonujemy bolesnego wyboru miedzy otrzeźwiającą umysł prawdą, a iluzorycznym przeświadczeniem o świecie w którym chcielibyśmy się schronić i poczuć bezpiecznie. „Zawsze możemy nauczyć się tego, czego nie wiemy, a nie tego, co myślimy, że wiemy”- pisał G. Thibon. Każdego dnia człowiek staje wobec milowego wyboru miedzy tajemnicą skrzętnie schowaną w głębinach serca a kłamstwem które rezonuje na agorach wyzutego z głębszych uczuć i ideałów świata. Jakże wielu rzuca na wiatr słowa- pozbawione ciężaru, pełne ironii – podszyte nieszczerą chęcią zawłaszczenia dla siebie innych. „Dialog ! Słowo magiczne, które w dzisiejszych czasach stało się programem, ale też problemem. Odkryliśmy, podobnie jak Platon, że rozmowa sprawia nam trudności, gorzej jest z porozumieniem”- pisał T. Spidlik. Prawda słów jest trudna dla tych których usta zwiotczały od nadmiaru przestawiana ich znaczenia i wartości. Spoglądam z dozą niepokoju na młodych ludzi- samotnych i jakże często zagubionych, ciążących ku peryferiom rzeczywistości skazanej na niebyt. „Nie ma już żadnego schronienia. Wszystko jest niebezpiecznie surowe. Wciągnięte do granic zużycia…”(P. A. Jourdan). Przesyt wrażeń, hałasów i migotliwie zalegających ekran telefonu obrazów jest aż nazbyt napastliwy i odbierający samodzielność myślenia. Młodzi, pozbawieni idei które powinny w nich buzować i stanowić ferment czegoś naprawdę twórczego i wyrywającego świat z nabrzmiałej pełnej obłędu nudy. Moje pokolenie potrafiło ryzykować i przeskakiwać przepaści; podążać za marzeniami ! Nowoczesność bez nawigacji jest zagubiona, niczym wędrowiec na pustyni. Dzisiaj młodzież nie stawia sobie fundamentalnego pytania: Kim jestem ? Skąd pochodzę i dokąd zmierzam ? Żyją zbyt często na powierzchni, obleczeni w powłokę swoich ciał, płciowo zagubieni i nieokreśleni. „Ciało- wciąż od nowa formująca się, nieuchwytna materia”(A. Saint- Exupery). Trawi ich umysły głód zauważenia, pewności siebie i samoakceptacji. Eksperymentują na wszystkich polach, szukając ścieżki która ostatecznie staje się labiryntem zagubienia i rezygnacji. Jakże często szperają w głębinach wirtualnego świata, docierając do ideologicznych śmieci które zatruwają ich pełne słońca dusze. Poddani nieustannej psychologizacji, stają się ślepcami po omacku, stąpający po ziemi. Paradoks istnienia powierzonego w ręce tych którzy potrafią zręcznie sterować wolnością innych, nie zawsze kierując się szczytnymi pobudkami. Spojrzenie, słowo i dotyk drugiego może być terapeutyczny, lecz co bardziej tragiczne- również niszczy i pozostawia stygmat na całe życie. W tym rozdartym obrazie człowieczeństwa zawsze tli się płomień nadziei na uśmiech i radość, której gwałtowność i natychmiastowość otwiera szeroko oczy na życie, a włókna bytu zmartwychwstają. Przez powłokę tych zagmatwanych spraw, dotyka człowieka niewidzialny palec Boga, „dotyka nadziei tam, gdzie nie ma już nadziei.”

poniedziałek, 17 października 2022

 

Wiara chrześcijańska zakłada teologię historii. Mówi bowiem o planie który powziął Bóg, aby ostatecznie spotkać człowieka i go zbawić. „Prawdziwa historia ludzkości jest historią zbawienia. Wypełnienie bożego planu (oikonomia) pociąga za sobą całą Bożą pedagogikę, stopniową edukacje ludzkości, która krok za krokiem staje się zdolna do przyjęcia pełnego objawienia oraz daru Ducha”- pisał H.I. Marrou. Również Bruno Schulz w opowiadaniu Jesień, napisał: „Dom człowieka staje się, jak stajenka betlejemska, jądrem, dookoła którego  zagęszczają przestwór wszystkie demony, wszystkie duchy górnych i dolnych sfer.” W kontekście dziejącej się na naszych oczach historii, wielu stawia sobie pytanie o jutro, postrzegając lawinę wydarzeń na sposób apokaliptyczny. Czy można odkupić gwałty na dzieciach i kobietach ? Zbiorowe egzekucje na cywilach ? Stępiałe spojrzenie kata nad bezbronną ofiarą ? Takie pytania mimowolnie przetaczając się przez umysł i stawiają na powrót Boga wobec milczenia podszytego bólem w którego centrum jest Krzyż „punkt szczytowy dialogu pomiędzy Bogiem a człowiekiem.” W syryjskim kodeksie Rabbula z VI wieku Chrystus wisi na krzyżu w długiej tunice niczym król, z otwartymi oczyma. Słońce i księżyc wskazują, że Jego królestwo nie zna zachodu. Tylko Jego miłość wykracza poza logię buntu, pogardy i negacji życia. Boimy się, ponieważ niepewność ma nie jedno imię. Nie chodzi tu o możliwość z globalnej zagłady z wielkim i paraliżującym wyobraźnię nuklearnym grzybem. Trzeźwość myślenia i racjonalny osąd sytuacji każe dostrzegać erozję naszego świata na wielu planach które się wzajemnie przenikają, stając się przyczyną upadku humanistycznych wartości. Piekło zaczyna się od ludzkich myśli- krępujących, uwierających i ogłupiających innych- a kończy się na tych, którzy posiadając odbezpieczony karabin stają się rzekomymi włodarzami świata. W poronionych i wyzbytych z miłości umysłach rodzi się chęć zainfekowania rzeczywistości strachem. To nadmiar wolności prowadzi do buntu i zniszczenia, bratobójczej machiny która rozpędzona ideologicznie, karmi się własnymi dziećmi- niczym krwiożerczy Saturn Goi. Nie od dzisiaj stoimy na skraju jutra. „Piekło to wszyscy znamy naprawdę- to nowoczesny świat zrywający z Bogiem i zbudowany na odrzuceniu Boga. O ile ludzie tracący nadzieję i wiarę pogrążają się w otchłanie szatańskie, o tyle Ewangelia wzywa wierzących, by przenosili góry. Możliwe, że wezwanie to oznacza przenoszenie piekielnej góry nowoczesnego świata, wydobycie jej z nicości i przeniesienie jej ku  jaśniejącej istocie Pięćdziesiątnicy- Paruzji. Człowiek czujny i wrażliwy na istnienie świata doświadcza bezpośredniej obecności piekła…”(P. Evdokimov). Chrześcijanie są wezwani aby piekło narastającego lęku przenikać otuchą nadziei. Ich męstwo nie wyraża się w naiwnie przezywanej eschatologii, lecz zaczynie miłości, pozwalającemu zagubionemu światu dostrzegać ślad wieczności. Świadkowie Baranka potrafią postawić stopy na otchłanią śmierci, dostrzegając tym samym piękno i nowość Ósmego Dnia.

niedziela, 16 października 2022

 

Jezus w przypowieściach mówił do arcykapłanów i starszych ludu: «Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: „Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę; woły i tuczne zwierzęta ubite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę!” Lecz oni zlekceważyli to i odeszli... Wtedy rzekł swoim sługom: „Uczta weselna wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie”. Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala weselna zapełniła się biesiadnikami (Mt 22,1-10).

Jezus nie posługuje się w przypowieści abstrakcyjnym rozumowaniem zamkniętym w jakimś filozoficznym kluczu. Jego słuchacze bez względu na status społeczny czy wykształcenie potrafili bez większego problemu uchwycić sens owych obrazów, które wypisywały się w pamięci. Wielu słuchających pewnie zachodziło w głowę, jak można nie przyjść na darmowe przyjęcie przygotowane przez króla. Przecież wszystko było pieczołowicie przygotowane, a tu taki afront ze strony zaproszonych gości. Jeszcze bardziej ujmujący jest fakt, że po odmowie ze strony pierwszych gości, zaproszenie zostaje rozciągnięte do wszystkich bez wyjątku. Miał rację rosyjski pisarz Turgieniew, myśląc o człowieku: „Należałoby tak ułożyć życie, żeby każda chwila miała jakiś sens.” Odkrywanie tego sensu, jest pewnym etapem do odkrywania planu Boga, akceptacji Jego troski i miłości. Powszechność tego zaproszenia jest pewnym teologicznym smaczkiem- komentowanym przez teologów w perspektywie futurystyczno-eschatologicznej. Bóg ma wielki gest, choć znajdują się i tacy którym jest to obojętne: zatrważająca postawa. Osobiście odkrywam w tej scenie ogromny optymizm przeniknięty nadzieją i pokojem. „Zaproszenie jest znakiem życzliwości i łaskawości zapraszającego- pisał W. Hryniewicz- Z przypowieści przebija apel o nawrócenie, ale wyrażony przede wszystkim w formie zaproszenia... Wiąże się z nią ryzyko pozostania na zewnątrz czegoś ważnego, a więc znalezienia się w niekorzystnej sytuacji, czego później będzie można żałować. Uczta z przypowieści jest symbolem uczty eschatologicznej. Nikt nie może wejść do królestwa Bożego bez zaproszenia... Wszyscy otrzymują zaproszenie i łaskę uczestnictwa w życiu Boga.” Człowiek zatem staje przed koniecznością dokonania wyboru i możliwością zaistnienia również reperkusji. „Podobnie jak długo trzeba było czekać, a by ziemia była wstanie przyjąć Chrystusa, tak samo długo trzeba będzie oczekiwać i oczekiwanie to wciąż trwa, aby uznano Go za tego, kim jest, i przyjęto zbawienie, które przynosi”- twierdził G. Lafont. Przyjąć zbawienie, wejść na Ucztę z opromienioną twarzą człowieka odkupionego, ostatecznie wyzwolonego, spowitego triumfem Chrystusowego Zmartwychwstania. Ostateczny finał dziejów jest świętem radości przemienionego Kościoła- biesiadą przygotowaną dla tych, którzy powiedzieli tak Miłości. Ojciec Sergiusz Bułgakow, napisał że „eschatologia może, i powinna mieć, świetlaną postać ukierunkowaną ku Chrystusowi Nadchodzącemu. W miarę naszego poruszania się w historii, idziemy na Jego spotkanie, a promienie jaśniejące z Jego Powtórnego Przyjścia na świat stają się odczuwalne.” Bramy Królestwa są na oścież otwarte przed człowiekiem, a spojrzenie Boga nigdy nie traci z horyzontu wąchającego się w swoich decyzjach człowieka. „Przyjdźcie i zobaczcie jak dobry jest Pan !”

środa, 12 października 2022

 

Ukryłem się, ponieważ nie mogę spojrzeć Ci w twarz (Rdz 3,8). To słowa zdezorientowanego i strapionego perspektywą utraty rajskiej szczęśliwości Adama. Żyjemy w kulturze facjalnej, nieustannie kolportującej twarze. Fotografia zapełnia prasę, reklamy i przestrzeń Internetu ludzkimi obliczami, wydartymi poczuciu anonimowości, pazernie magnetyzującymi spojrzenia przechodniów. W tej wizualizacji nie ma bliskości kogoś, lecz jedynie wabik reklamowy służący mniej lub bardziej merkantylnym celom. Twarz jest utkanym pergaminem prawdy o człowieku ! Bierdiajew powie, że „nie ma na świecie niczego bardziej znaczącego, bardziej wyrażającego tajemnicę ludzkiego istnienia, niż ludzkie oblicze.” Oblicze jako ktoś będący przede mną- prawdziwy i bliski. „Bliskość drugiego oznacza twarz”(E. Levians). Twarz zapraszająca do milczącego dialogu; wchodzenia w głąb tajemnicy. Często obawiam się takich oblicz z których bije przeraźliwa pustka, pozbawionych wyrazu, o oczach zapadłych i pozbawionych blasku- jakby wypalonych od nadmiaru przeszywającej duszę pustki. Być może dlatego wielu ludzi ocierających się o chrześcijańską duchowość na pewnym etapie krętej drogi spotyka ikonę (sztukę przeistaczającą zmysły). Czyż energie Ducha nie promieniują z twarzy zmartwychwstałego Chrystusa ? „Czekam chwili, aby Pan mi ukazał się w obrazie”- wyczekiwał epifanii Rublov w powieści Mistrz niewidzialnej strony Turczyńskiego. Muszę wyznać coś tak bardzo skrytego i osobistego. Tyle już lat spoglądam „w oczy ikony” i za każdym razem poddaję się temu samemu drganiu które przechodzi od materii- w sensie odczucia estetycznego, po poruszenie i spotkanie z Obecnością. „Bogoczłowieczeństwo Chrystusa jest dogmatem wspólnym dla tych, którzy chcą, aby uważano ich za chrześcijan”- pisał T. Spidlik. Ikona jest potwierdzeniem tej prawdy. W tych obliczach utrwalonych na ugryzionych zębem czasu deskach, dostrzegam nie tylko „Odbicie Odbicia,” „Obraz Obrazu,” czy „Pierwowzór Piękna” lecz Boga wychodzącego naprzeciw tych których wzrok zmętniał nas skutek zobojętnienia i ciemności: „Albowiem Bóg, Ten który rozkazał ciemnościom, by zajaśniały światłem, zabłysnął w naszych sercach, by olśnić nas jasnością poznania chwały Bożej na obliczu Chrystusa”(2 Kor 4,6). Bóg odsłonił swoją twarz i stał się uobecnionym Pięknem. Jakże obezwładniająca i skłaniająca do modlitwy jest twarz Chrystusa wyłaniająca się ze światła ikonopu; będąca czystym promieniowaniem, czyniąca spoglądających nań podobnymi Bogu. Jego oczy patrzą na mnie, a ja czuję obezwładniony i przeniknięty spokojem. Sztuka komunii !

poniedziałek, 10 października 2022

 

Myślę, że teolog żyje w dwóch czasach jednocześnie. Pierwszy naznaczony jest tykaniem zegara i zmieniającymi się porami roku w których to korowodzie odkrywa drobne teofanie. Jest jeszcze drugi czas, spinający świat- zakryty dla cielesnych oczu- jakby dostrzegalny intuicyjnie którego osnową mogą być natychmiastowe muśnięcia duszy, świadczące o obecności wieczności która zstępuje przez szczelinę niedowierzania; możliwej nawet szamotaniny, buntu aby ostatecznie poddać się erupcji zadziwienia. Żyjemy w czasie i pewnie nikt się temu nie dziwi „pod zaciemnionym niebem naszej codzienności”(P. Celan). Każdy z etapów przejścia jest nasycony brzemiennym pytaniami na które trzeba sobie odpowiedzieć, tak aby jak pisał Bossuet „dokonać w życiu akt, który sam przez się odpowiadałby życiu wiecznemu.” Człowiek przechodzi przez świat z głową podniesioną do góry lub spuszczoną ku ziemi, odczuwając grawitację według tych samych fizycznych prawideł co każdy z otaczających bytów. Z drugiej strony otaczający świat jest pełen tajemnic- śladów które rozrysowane na niewidzialnej mapie prowadzą ostatecznie do jednego celu. Tylko głupiec osiada na mieliźnie lub rozsiada się w wygodnym fotelu, zwalniając się z przygody poszukiwania i odkrywania nowych idei. Znam wędrowców rozsiadających się w ruinach antycznych agor, czy nasłuchujących odległych debat, inspirowanych wiarą w siły i piękno ludzkiego intelektu mającego pokusę wytłumaczenia wszystkiego. U Orygenesa przeczytałem ciekawe sformułowanie: „Cała rzeczywistość zmysłowa, włącznie z niebem i tym, co ono zawiera, dla tego, kto się w nią wpatruje, jest jak owe białe pola gotowe do żniwa…” Wszystko zdaje się podlegać przeobrażeniu, które istota refleksyjna i duchowo uformowana zaczyna postrzegać, a tu odwołam się do Platona „jakimś zmysłem innym od zmysłów ciała.” Jedynie Duch może odsłaniać zasłonę niepoznania i rzeźbić zręcznymi palcami horyzont za którym można poczuć się naprawdę bezpiecznie. Tej świadomości jutra towarzyszy pełne nadziei i radości przesłanie prawosławia które jakże celnie włożył Dostojewski w usta starca Zosimy: „Bóg wziął nasiona z innych światów, aby rozrzucić je tutaj… wszystko żyje dzięki uczestnictwu w tamtym świecie… korzenie są gdzie indziej.” Udręką ponowoczesności jest trapiąca umysł samotność i bezdomność. Ilu jest ludzi którzy jeszcze nie zamieszkali w sobie, a otaczający ich zewsząd świat jest czymś w rodzaju tymczasowej niszy. W tak dramatycznej konstrukcji myślenia jakże trudno wybiec poza powłokę życia i dostrzec zupełnie inny brzeg; do którego można dobić, aby stać się istotą zadomowioną i przeistoczoną. Eschatologia chrześcijańska nie jest czymś wydumanym, płochym pocieszeniem dla bezradnych i niepotrafiących unieść ciężarów życia prostaczków. Nie znikniemy jak kropla rosy. Chrześcijan przenika „radość z obietnicy życia wiecznego i radości tego życia, jej lekkości, jej uroku”(W. Rozanow). Nadziej nadaje ludzkiemu istnieniu niezwykłą głębię i odczucie innego świata. „Nikt nie poszukuje światła wiecznego, jeżeli nie dostrzegł, bodaj jeden raz, promienia, przebłysku tego światła w spojrzeniu i na obliczu którejś z ludzkich osób”(E. Behr- Sigel). Mądrość nadziei jest wielką szkołą tęsknoty i zawierzenia, epilogiem którego ostatecznym zwieńczeniem jest spotkanie z „Drogą, Prawdą i Życiem.”

niedziela, 9 października 2022

 

Pewnego dnia, gdy nauczał, siedzieli faryzeusze i uczeni w Prawie, którzy przyszli ze wszystkich miejscowości Galilei, Judei i z Jeruzalem. A była w Nim moc Pańska, tak że mógł uzdrawiać. Wtem jacyś mężczyźni, niosąc na łożu człowieka, który był sparaliżowany, starali się go wnieść i położyć przed Nim. Nie mogąc w żaden sposób go przenieść z powodu tłumu, weszli na płaski dach i przez powałę spuścili go wraz z łożem na sam środek, przed Jezusa. On, widząc ich wiarę, rzekł: «Człowieku, odpuszczone są ci twoje grzechy». Na to uczeni w Piśmie i faryzeusze poczęli się zastanawiać i mówić: «Kimże on jest, że wypowiada bluźnierstwa? Któż może odpuścić grzechy prócz samego Boga?» Lecz Jezus przejrzał ich myśli i w odpowiedzi [na nie] rzekł do nich: «Co za myśli nurtują w sercach waszych? Cóż jest łatwiej powiedzieć: „Odpuszczone są ci twoje grzechy”, czy powiedzieć: „Wstań i chodź”? Otóż żebyście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów» – rzekł do sparaliżowanego: «Mówię ci, wstań, weź swoje łoże i idź do domu!»  I natychmiast wstał wobec nich, wziął łoże, na którym leżał, i poszedł do swego domu, wielbiąc Boga (Łk 5,17-25).

Intrygujący jest ten fragment Ewangelii. Kłębiący się w klaustrofobicznych murach palestyńskiego domu tłum ludzi i grupa mężczyzn wykazująca się odwagą usunięcia fragmentu dachu i spuszczenia na marach sparaliżowanego człowieka. Kiedy przygniata nas bezradność wobec cierpienia i niemocy drugiego człowieka jesteśmy wstanie zrobić naprawdę wszystko. Oczekiwanie na cud to ostatnia droga nadziei która podrywa ludzkie serce do przekraczania konwenansów, a nawet zniszczenia komuś fragmentu domu. Działa się instynktownie, kierując się logiką serca a nie rozumu. Poza wartką fabułą uzdrowienia na oczach gapiów, odsłania nam się osoba Chrystusa, nie jako zwyczajnego i bez wątpienia charyzmatycznego rabbiego z Nazaretu, ale nade wszystko Boga który ku zgorszeniu pobożnych egzegetów Pisma odpuszcza grzechy, a żeby wzmocnić swoją wiarygodność, przywraca zdrowie sparaliżowanemu człowiekowi. Po tym spektakularnym akcie musiało zawrzeć w ludzkich sercach a mury lokalnej synagogi zadrgały od pytań na które nie potrafiono udzielić odpowiedzi. Miał rację Pascal, iż „znamy samych siebie tylko przez Jezusa Chrystusa.” W Nim odsłania się tajemnica Boga współczującego i miłosiernego. To świadek Boga, któremu na imię Miłość ! Gdyby Chrystus nie jawił nam się jako Bóg, to „ciągle byśmy się znajdowali pod prawem śmierci,   zamknięci w swoim więzieniu, w nocy co ogarnia ten świat nieodwracalnie. Wszystko obraca się zatem wokół bóstwa Jezusa”- pisał J. Danielou. Powróćmy jeszcze na chwilę do człowieka uzdrowionego. Wyobrażam sobie jego twarz, a zwłaszcza oczy nabrzmiałe od łez radości. „Twarz obmyta przez łzy- powie św. Efrem- ma niezatarte piękno.” Ciało zdrętwiałe i obumarłe pod wpływem natychmiastowego wezwania poderwało się sprężyście, niczym ciało atlety gotowego wziąć udział w biegu o laur zwycięstwa. Bezimienny szczęśliwiec poszedł do domu i zabrał ze sobą tajemnicę o Ogniu który przeniknął jego ciało i pozwolił mu stanąć na nogi. Cud, o którym lubimy rozprawiać przy odrobinie powątpiewania i rozumowej kalkulacji. Wiara jest najskuteczniejszym lekarstwem. „Bóg przychodzi z pomocą tym, którzy pragną się leczyć, dając im wiarę” (Teodoret z Cyru). Której jakże często towarzyszy modlitwa- pełna bezradności i zawierzenia: „Lekarzu dusz i ciał, uzdrawiający, sługę twego ogarniętego niemocą nawiedź miłosierdziem Swoim, wyciągnij swą rękę napełnioną siłą uzdrawiającą i uzdrów go podnosząc z łoża i niemocy, uwolnij od ducha słabości…, ze względu na swoją miłość do człowieka”.

piątek, 7 października 2022

 

Na jednym z poczytnych (choć dla mnie dość osobliwie mętnych) portali opiniotwórczych przeczytałem słowa Czeczenki stanowiącej całość traumatycznego, dogłębnie poruszającego i antyrosyjskiego świadectwa: „Religia to władza, a wiara to sprawa indywidualna.” Słowa bez wątpienia mają siłę rezonowania, ale nie mogą układać się w jeden, radykalny i emocjonalnie sformułowany osąd. Tak jak współczuję tej kobiecie której rodzina doświadczyła koszmaru wojny, cierpienia i wygnania, tak osobiście nie mogę przyjąć jej toku rozumowania, próbującego dość szablonowo zdefiniować relacje pomiędzy religią i wiarą. Strata najbliższych osób jest pewnego rodzaju „niebytem” niemożliwością powrotu do świata znanego którego granice zakreśla poczucie bezpieczeństwa. Święty Augustyn kiedy stracił przyjaciela, doznał głębokiego niepokoju i napisał: „Wszystkie miejsca, gdzie dawnej bywaliśmy razem, były nienawistne, bo jego tam nie było.” Modlę się aby Chrystus przemienił cierpienie tej kobiety w drogę zbawienia. Aby jednak uchwycić ziarno prawdy, trzeba zwrócić uwagę na konteksty. Takie słowa wypowiada osoba wychowana w kulturze Islamu i patriarchalnego modelu relacji społecznych. Błąd egzystencjalny wyrażony w powyższy sposób próbuje sugerować, że istnieje pewnego rodzaju rozdarcie pomiędzy indywidualnością w której wnętrzu tli się wiara, a czymś zewnętrznym- instytucjonalnym i bezdusznie sprawującym władzę nad zarządzaniem duszami. Indywidualność jest zgoła czymś więcej niż podmiotem osobowo- duchowym, ale w perspektywie teologicznej chrześcijaństwa jest elementem całości (wspólnoty) niczym fragment stanowiący kompletny obraz mozaiki. Mogę się zgodzić że istnieją karykaturalne i gorszące oblicza religii. Odwołam się do podwórka prawosławnego w którym jak pisał Clement „powtarza się pasmo śmierci i zmartwychwstania.” Jeżeli religia staje się władzą i posługuje się instrumentami przynoszącymi zło, to z natury przestaje być prawdziwą religią i w całej rozciągłości zaprzecza Ewangelii Chrystusa. „Bóg” wypowiadany ustami nikczemnych, może się okazać największą przeszkodą na drodze do uchwycenia prawdziwego i żywego w swoim wychodzeniu naprzeciw człowieka Boga. Posłuchałem w ostatnim czasie kilku kazań rosyjskich duchownych, przekonujących iż tzw. „operacja specjalna” wymierzona w Ukrainę ma wymiar „wojny metafizycznej” i swoistej krucjaty wymierzonej w rzekomo rozplenione zło Zachodu. „Człowiek opętany przez żądzę, który tworzy swój własny świat, sam cierpi i przyczynia cierpień innym. Wyizolowana żądza wywołuje nieznośne pragnienie jej zaspokojenia, co jest wynikiem zerwania z duchowym centrum człowieka… co ostatecznie prowadzi do rozpadu Bogoczłowieczeństwa”(M. Bierdiajew). Konfrontując ten tok argumentacji z rzeczywistym stanem rzeczy, odnoszę wrażenie, że tylko ludzie duchowo zdewastowani- więcej o martwych duszach, mogą błogosławić przemoc w imię wszechświatowego porządku który zatriumfuje poprzez „autorytarne chrześcijaństwo.” Tego typu argumentację toczy robak błędu i zniszczenia, nic nie mający wspólnego z religią, ani rezonującym w jej wnętrzu głosem rozsądku i podszeptem sumienia. W tym miejscu do którego zawinąłem, przypomina mi się refleksja św. Maksyma Wyznawcy: „Rób wszystko, co w twojej mocy, aby kochać każdego człowieka. Jeśli nie jesteś do tego zdolny, to przynajmniej staraj się nie nienawidzić nikogo ! Kiedy jednego człowieka nie znosisz, innego ani nie nienawidzisz, ani nie kochasz, trzeciego zaś miłujesz całym sercem, na jakiej podstawie tych różnic widzisz, jak daleko ci do miłości doskonałej, która polega na miłowaniu wszystkich jednakowo.” W tych słowach Ojca Kościoła zawiera się kwintesencja Kościoła jako religii czynu- wspólnoty bezinteresownej i wolnej od pogardy, przemocy i jakiegokolwiek osądu tego drugiego. Ucisk jest stygmatem szatana ! Miłość staje się tworzywem transparencji i jest wyrazem praktycznego miłosierdzia tych którzy są grzesznikami przekraczającym w sobie otchłanie zła. W tym najtrudniejszym przykazaniu Chrystusa wyraża się społeczna natura Kościoła i jego rzeczywista „władza.” Rozchodzi się tutaj o Boskie miłosierdzie, które poprzez dzieci wiary rozdaje się w obfitości. Już Gogol w Rozważaniu o Boskiej liturgii przekonywał, że ci którzy w niej biorą udział muszą być wewnętrznie zjednoczeni. Kto może być zjednoczony z innymi ? Ten który ma w sobie miłość Boga i jest wolny od nienawiści wobec braci. Naśladowanie Chrystusa polega zatem na tym, aby stać się „tym, czym On stał się dla nas”(św. Grzegorz z Nazjanzu). Jedynie zrozumienie Boga jako Miłości, pozwala zwyciężyć wszelkie dualizmy i dychotomie. Chrześcijaństwo jest religią wolności w którym to władza i pokusa panowania musi ostatecznie skapitulować pod wpływem żywiołu miłości. Prawda jest dzieckiem wielkiej miłości !

wtorek, 4 października 2022

 

I ujrzałem: gdy Baranek otworzył pierwszą z siedmiu pieczęci, usłyszałem pierwszą z czterech Istot żyjących, gdy mówiła jakby mówiące jakby głosem gromu: „Przyjdź” (Ap 6,1). Studiowanie przeszłości jest domeną historyków i archeologów przedzierających się przez warstwy czasu i wydarzeń, próbując odkryć- jakże często zatarte- choć fascynujące poznawczo ślady ludzi i ich mniej lub bardziej odległej rzeczywistości. „Człowiekowi nauki, historykowi, inni ludzie, współbracia, jak gdyby powierzyli odkrycie prawdy”- pisał H.I. Marrou. Idąc tym tropem można sprowokować pytanie następującej treści: Czy równie intensywnie potrafimy czytać przyszłość, weryfikować szczątkowe dane i snuć refleksję o tym, co język apokaliptycznej nadziei- nazywa „pełnią czasu”- którego osią jest Baranek zrywający zapieczone pieczęcie Księgi Życia ? Kiedy pęka ostatnia skorupa pieczęci historia zostaje ogołocona z czasu, nie ma już „wczoraj” ani „jutra,” wszystko jest transcendentne wobec tego co znamy i potrafimy ogarnąć naszym umysłem. „Czasy skończone ! - historii już nie ma. Tworzenie tylko w bezbrzeżnej otchłani” (C.K. Norwid). Świat stanie naprzeciw Prawdy milcząco i pokornie. Historii nie można pisać na zamówienie, czy bezpardonowo odbierać Bogu prawo do ostatniego zdania. Dobrze to rozumieli ludzie średniowiecza pokazując Zbawiciela w sztuce z otwartą Księgą Ewangelii w której zapisany jest każdy człowieczy los. „Dostępność autentycznego uprzedzenia końca” ujawnia się również w twórczym języku wiary- liturgii spotkania z Misterium. Historia jest święta, choć tkana z ludzkich bezradności, powątpiewań, manipulacji i fantazji których atrakcyjność sprzedaje się w nadmiarze. Aperite portas, quia nobiscum Deus- śpiewa Kościół w starej antyfonie. Rozwija się wizja wydarzeń których najgłębszy sens może jedynie pojąć ktoś, kto przeszedł przez ogień niewiedzy, a może nawet przerażenia z powodu ogromu własnej małości. Zdumiewającym odkryciem eschatologii jest rzeczywistość przemiany- totalnego przeobrażenia, którego osnową jest absolutne i nie mające porównania z niczym promieniowanie chwały Boga. To wołanie o Przeistoczenie aby było coraz wyraźniej słyszalne w świecie- idąc za intuicją Sergiusza Bułgakowa: „Zanim nastąpi straszny i tragiczny koniec świata…, zanim świat zadrży w śmiertelnej męce, rozbłyśnie na ziemi promień Przeistoczenia, pojawi się, choćby tylko jako krótka zapowiedź, Królestwo Chrystusa na ziemi; do tego, jako do swojego kresu, zmierza cała historia.” Przestrzeń w której nie będzie już nonszalanckich profanów odłączonych od Boga. „Człowiek, którego skorupa została rozbita, otwiera się na boskość, w rzeczywistości- na innego człowieka i na siebie. Uczestniczy w życiu kosmicznym i dzieli je z innymi”(M.M. Davy). Eschatologia jest przeniknięta obecnością nadchodzącego Pana i tęsknotą człowieka za Królestwem „nie z tego świata.”

niedziela, 2 października 2022

 

Gdy faryzeusze dowiedzieli się, że zamknął usta saduceuszom, zebrali się razem, a jeden z nich, uczony w Prawie, zapytał Go, wystawiając Go na próbę: «Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?»*  On mu odpowiedział: «Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem*. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego*. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy» (Mt 22,34-40).

W naszych czasach każdy swoich racji dochodzi odwołując się do autorytetu prawa. Potwierdzeniem tego stanu rzeczy jest cała rozkołysana do granic możliwości machina sądownicza. Również w czasach Chrystusa przykazania i nakazy religii stanowiły fundament argumentowania własnej prawomyślności i sprawiedliwości. Stary Testament akcentował w sposób absolutny i niepodważalny przykazanie dotyczące miłości Boga. Tak rozumiana miłość była wyryta w sercu i umyśle prawowiernego Żyda i stanowiła o dynamice życia duchowego. Esencję modlitwy szabatu stanowiły recytowane słowa Shema Israel- orientujące naród wybrany w sercu Jahwe. W religijności indywidualnej dokonywało się miłosne potwierdzenie wiary w Obecność. Chrystus do tego starego i funkcjonującego w obrębie pobożności żydowskiej prawa, dołącza „drugie przykazanie”- w którym zawiera się miłość bliźniego. W świecie starożytnym tak silnie podzielonym społecznie na sprawiedliwych i niedorastających do tej sprawiedliwości, prawowiernych i odstępców, świeżość nowej nauki spowodowała konsternację. To było trzęsienie ziemi pod powierzchnią mieniących się za pobożnych faryzeuszy. Kto jest moim bliźnim ? Niedowierzanie. O tak sformułowane pytanie rozbijało się wielu ludzi. Jakże te słowa były w opozycji Eseńczyków z Qumram którzy uchodzili za najbardziej radykalnych: „Będziesz miłował synów światłości, a nienawidził synów ciemności.” Mistrz z Nazaretu zakopuje istniejące podziały społeczne. Nie ma już niewolników i wolnych, a Samarytanin tak mocno pogardzany staje się wzorem bezinteresownej i prostodusznej miłości. Ewangelia proklamuje prawdę, iż każdy jest bratem drugiego. Chrześcijaństwo podbiło świat siłą miłości; świadectwem życia zdolnego przejść ponad murami sprzeciwu i prześladowania. Chrześcijaństwo pochyliło się nad ludzką nędzą, dostrzegając w niej twarz Bogaczłowieka- ikony miłosierdzia. Tylko autentycznie przeżywana miłość jest największą siłą przeistaczającą świat w Kościół. Egoizm, izolacja i niezrozumiała postawa niszcząca innych jest czymś chorobotwórczym. Wielu myślicieli próbujących zdyskredytować chrześcijaństwo w oczach historii, próbowało „zdemaskować moralność chrześcijańską”(F. Nietzsche) i widzieć w uczniach Chrystusa sfrustrowanych niewolników wyimaginowanej empatii wobec innych. Cerfaux zasadnie tłumaczy „zatwardziałość serca” jako „oślepienie ducha.” W takich sformułowaniach zawiera się zazdrosna o wszystko głębia filozofii zła. Marksizm próbował sondować ludzkie dusze i postrzegał miłość Boga jako alienację, a miłość do innych jako słabość ogłupiałej jednostki. „Miłość jest życiem twórczym i nie wyczerpującym się, jest świetlistą, gorącą, radioaktywną energią. Jednak prawdziwy sens i cel miłości nie zawiera się w pomocy bliźniemu, w dobrych uczynkach, w cnotach, wywyższających kochającego, w dojściu do doskonałości, a w połączeniu dusz, we wspólnocie, w braterstwie”- pisał M. Bierdiajew. Tak naprawdę to, co uchodziło za największą słabość, było narzędziem przemiany ludzkiego serca. „Miłość drugiego jest obecnością Boga w duszy”(P. Evdokimov). Całe misterium zawiera się w Miłości. Zrozumiał to w całej rozciągłości duszy i intelektu święty Augustyn: „Miłością nazywam poruszenie umysłu ku radowaniu się Bogiem ze względu na Niego samego i radowaniu się sobą oraz bliźnim ze względu na Boga.”