poniedziałek, 10 października 2022

 

Myślę, że teolog żyje w dwóch czasach jednocześnie. Pierwszy naznaczony jest tykaniem zegara i zmieniającymi się porami roku w których to korowodzie odkrywa drobne teofanie. Jest jeszcze drugi czas, spinający świat- zakryty dla cielesnych oczu- jakby dostrzegalny intuicyjnie którego osnową mogą być natychmiastowe muśnięcia duszy, świadczące o obecności wieczności która zstępuje przez szczelinę niedowierzania; możliwej nawet szamotaniny, buntu aby ostatecznie poddać się erupcji zadziwienia. Żyjemy w czasie i pewnie nikt się temu nie dziwi „pod zaciemnionym niebem naszej codzienności”(P. Celan). Każdy z etapów przejścia jest nasycony brzemiennym pytaniami na które trzeba sobie odpowiedzieć, tak aby jak pisał Bossuet „dokonać w życiu akt, który sam przez się odpowiadałby życiu wiecznemu.” Człowiek przechodzi przez świat z głową podniesioną do góry lub spuszczoną ku ziemi, odczuwając grawitację według tych samych fizycznych prawideł co każdy z otaczających bytów. Z drugiej strony otaczający świat jest pełen tajemnic- śladów które rozrysowane na niewidzialnej mapie prowadzą ostatecznie do jednego celu. Tylko głupiec osiada na mieliźnie lub rozsiada się w wygodnym fotelu, zwalniając się z przygody poszukiwania i odkrywania nowych idei. Znam wędrowców rozsiadających się w ruinach antycznych agor, czy nasłuchujących odległych debat, inspirowanych wiarą w siły i piękno ludzkiego intelektu mającego pokusę wytłumaczenia wszystkiego. U Orygenesa przeczytałem ciekawe sformułowanie: „Cała rzeczywistość zmysłowa, włącznie z niebem i tym, co ono zawiera, dla tego, kto się w nią wpatruje, jest jak owe białe pola gotowe do żniwa…” Wszystko zdaje się podlegać przeobrażeniu, które istota refleksyjna i duchowo uformowana zaczyna postrzegać, a tu odwołam się do Platona „jakimś zmysłem innym od zmysłów ciała.” Jedynie Duch może odsłaniać zasłonę niepoznania i rzeźbić zręcznymi palcami horyzont za którym można poczuć się naprawdę bezpiecznie. Tej świadomości jutra towarzyszy pełne nadziei i radości przesłanie prawosławia które jakże celnie włożył Dostojewski w usta starca Zosimy: „Bóg wziął nasiona z innych światów, aby rozrzucić je tutaj… wszystko żyje dzięki uczestnictwu w tamtym świecie… korzenie są gdzie indziej.” Udręką ponowoczesności jest trapiąca umysł samotność i bezdomność. Ilu jest ludzi którzy jeszcze nie zamieszkali w sobie, a otaczający ich zewsząd świat jest czymś w rodzaju tymczasowej niszy. W tak dramatycznej konstrukcji myślenia jakże trudno wybiec poza powłokę życia i dostrzec zupełnie inny brzeg; do którego można dobić, aby stać się istotą zadomowioną i przeistoczoną. Eschatologia chrześcijańska nie jest czymś wydumanym, płochym pocieszeniem dla bezradnych i niepotrafiących unieść ciężarów życia prostaczków. Nie znikniemy jak kropla rosy. Chrześcijan przenika „radość z obietnicy życia wiecznego i radości tego życia, jej lekkości, jej uroku”(W. Rozanow). Nadziej nadaje ludzkiemu istnieniu niezwykłą głębię i odczucie innego świata. „Nikt nie poszukuje światła wiecznego, jeżeli nie dostrzegł, bodaj jeden raz, promienia, przebłysku tego światła w spojrzeniu i na obliczu którejś z ludzkich osób”(E. Behr- Sigel). Mądrość nadziei jest wielką szkołą tęsknoty i zawierzenia, epilogiem którego ostatecznym zwieńczeniem jest spotkanie z „Drogą, Prawdą i Życiem.”